czwartek, 20 lutego 2014

Soczi 2014. Rosja tweetuje: "Koniec IO"




Andrzej Kulasek, "Sowieckij Sport"
 
19.02.2014 , aktualizacja: 19.02.2014 18:27
A A A Drukuj

19.02.2014, godzina 13:30

 Finlandia

Bramki:Aaltonen (09:18), Selanne (17:38), Granlund (25:37)
  • 03 Ter.0
  • 12 Ter.0
  • 21 Ter.1

Rosja 

Bramki:Kowalczuk (07:51)
Od "Kowalczuk mógłby kijem wysyłać w kosmos rakiety" po "Oglądamy ceremonię zakończenia igrzysk" - rosyjscy dziennikarze na Twitterze przeżywali porażkę swoich hokeistów z Finlandią.
REKLAMA
 "Widziałem na trybunach cara [jeden z kibiców był tak ubrany - red.]. Iwan Wasiljewicz powiedział, że będzie 4:2 dla nas"

Dmitrij Ponomarienko, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"No, Kowalczuk mógłby kijem wbijać gwoździe albo wysyłać w kosmos rakiety"

Paweł Łysenkow, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"Aaltonen, coś ty zrobił! Przyjęliśmy cię w "Magnitku" jak swojego [Juhamatti Aaltonen, strzelec pierwszego gola dla Finów, gra w Metalurgu Magnitogorsk - red.]"

Paweł Łysenkow

"Rosja na tych igrzyskach pokonała Słowenię, Słowację, Norwegię. WANTED (POSZUKIWANE): Pierwsze poważne zwycięstwo!"

Paweł Łysenkow

"Zmiana bramkarza. Najwyższy czas! Ratuj nas, Bob! [Siergiej Bobrowskij - red.]"

Paweł Łysenkow

"Idiotyzm jakiś! Prawdopodobnie najlepszy mecz do tej pory w turnieju i taka beznadzieja!"

Nikita Biełogołowcew, jeden z szefów telewizji Deszcz

"Szczerze, nie rozumiem waszego pesymizmu. Chłopaki rwą się do boju, mamy nowego, dobrego bramkarza. Rozerwiemy Finów na strzępy"

Rustem Adagamow, bloger

"Może zróbmy tak - wypuśćmy dym na lodowisko, żeby przerwać mecz. Jutro zaczniemy od 0:0, o tej samej porze. Można tak?"

Paweł Łysenkow

"Kto się zna na hokeju? Powiedzcie, kto będzie kozłem ofiarnym, nowym Pluszczenką? Tylko Bilaledtinow czy jest jeszcze jakiś kandydat?"

Nikołaj Roganow, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"Nie rozpaczajmy. Jeszcze 20 minut. Mamy jasny cel - zacisnąć pięści!"

Michaił Mossakowskij, komentator telewizji NTW-Plus




 "Naprzód! Gryźć i rwać!"

Władimir Stognienko, komentator WGTRK (Wszechrosyjskiej Państwowej Kompanii Telewizyjnej i Radiowej)

"Zostaje nadzieja na indywidualne umiejętności Dacjuka i spółki. Drużyny jak nie było, tak nie ma"

Wiaczesław Pietkun, muzyk, lider zespołu Tancy Minus

"W grudniu Washington Owieczkina przegrywał z Filadelfią 1:4 na 10 minut przed końcem meczu. I co? Capitals wygrali 5:4. Sasza wie, jak to zrobić!"

Michaił Mossakowskij

"Gra w hokeja została zapomniana, tak jak sztuka"

Wassilij Utkin, komentator telewizji NTW-Plus

"Publiczność milczy. Większość przestała wierzyć w olimpijskie złoto"

Andriej Bodrow, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"Cała reprezentacja na spowiedź do Małachowa! [rosyjski prezenter telewizyjny, znany z talk-show "Pust' Goworiat - Pogadajmy" - red.]"

Maksim Senatorow, komentator telewizji NTW-Plus

"Właśnie oglądamy ceremonię zamknięcia igrzysk olimpijskich"

Roman Truszeczkin, komentator WGTRK

"No, pięknie, przyjechali, poddaliśmy się, igrzyska się skończyły"

Aleksandr Fiedorowskij, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"Trzecia tercja to jakaś beznadzieja"

Kiryłł Dementiew, komentator telewizji NTW-Plus

"Lepiej by 'Legendę nr 17' pokazali [rosyjski film o hokeju - red.]"

Witalij Fomin, korespondent "Sowieckiego Sportu"

"Dream Team, jasne"

Rustem Adagamow

środa, 19 lutego 2014

Soczi 2014. Żyrinowski: Pokazać hokeistom kroniki wojenne


Andrzej Kulasek, "Sowieckij Sport"
 
19.02.2014 , aktualizacja: 19.02.2014 18:55
A A A Drukuj

19.02.2014, godzina 13:30

 Finlandia

Bramki:Aaltonen (09:18), Selanne (17:38), Granlund (25:37)
  • 03 Ter.0
  • 12 Ter.0
  • 21 Ter.1

Rosja 

Bramki:Kowalczuk (07:51)
Władimir Żyrinowski, rosyjski nacjonalista, lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, znalazł przyczynę porażki rosyjskich hokeistów z Finlandią 1:3 w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich
REKLAMA
 Szef LDPR zdradził po porażce, dlaczego Finowie okazali się lepsi.

- Finowie byli bardziej zmotywowani. Mieli doping, którego nam zabrakło. Dlatego przed takim meczem, zresztą przed każdym meczem, trzeba naszym zawodnikom pokazać film o tym, jak fińscy snajperzy zabijają radzieckich żołnierzy.

- Jaki film? (pytanie dziennikarza)

- Taką kronikę dokumentalną. O, tu siedział Fin, a tu leżą trupy naszych żołnierzy...

Podczas tzw. Wojny Zimowej, która wybuchła po agresji Związku Radzieckiego na Finlandię w 1939, znacznie mniej liczna armia fińska zdołała obronić się przed napaścią m.in. dzięki swoim snajperom. Najbardziej znanym fińskim strzelcem wyborowym był Simo Häyhä. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Droga Trynkiewicza z pierwszej ławki do celi śmierci

"Iloraz inteligencji 121. Egocentryk, samotnik". Droga Trynkiewicza z pierwszej ławki do celi śmierci

"Iloraz inteligencji 121. Egocentryk, samotnik". Droga Trynkiewicza z pierwszej ławki do celi śmierci Foto: PAP/Grzegorz Michałowski Mariusz Trynkiewicz we wtorek opuści zakład karny

Mariusz Trynkiewicz. Dla lekarzy egocentryk z ilorazem inteligencji 121. Jedynak i oczko w głowie rodziców. Na podwórku "grubas", a dla siebie chłopak "podobny do nikogo". Prymus z pierwszej ławki z nieobronioną przez błędy w maszynopisie magisterką. "Życiowy pechowiec" - mówił o sobie. Obcy, który straszył sąsiadów wizjerem w drzwiach z wymalowanymi od wewnątrz więziennymi kratami.

Nieśmiały prymus

Trynkiewicza plan na wolność: zmienię nazwisko, zacznę wszystko od nowa

Zabijał - jak...
czytaj dalej »
Matka urodziła Mariusza Trynkiewicza w wieku 26 lat. O dziecko starali się z mężem od dawna.

Lekarze powiedzieli, że byłoby lepiej, gdyby nie planowali kolejnych. Gdy Mariusz dopytywał o to, dlaczego nie ma brata, odpowiadała cierpliwie: "bo nie możemy".

- To typowy jedynak, tak go wychowywaliśmy - przyznawała. Otaczany troską, trochę rozpuszczony, do świata podchodził z wyższością.

To ona miała z Mariuszem najlepszy kontakt. Rozmawiali dużo i - wydawało się - o wszystkim.

- Była spokojna. Byłem kochany, wszystko robili dla mnie - tak Trynkiewicz opisywał swoje dzieciństwo.

Pytany o wady matki, odpowiadał: "za długo się mną zajmowała, rozpieszczała mnie".

Ojciec był na uboczu. Ciągle zawalony pracą "starszy wizytator Kuratorium" nie interesował się jego sprawami osobistymi.

- Ale można było liczyć na jego pomoc. Nie prowokował konfliktów, był opanowany - charakteryzował ojca. Z wyglądu czuł się podobny do matki, "psychicznie do nikogo".

Jako dziecko nie chorował. Jakieś zapalenie uszu, odra, najpoważniejsza żółtaczka zakaźna. Bardziej martwił jego brak kontaktu z otoczeniem - opowiadała Urszula Trynkiewicz.

Zauważyłam, że był skryty, typ samotnika. Dało się to zauważyć od najmłodszych lat.

Przezwiska? Grubas, gdy byłem w 3-4 klasie. (Mariusz Trynkiewicz)

Z materiałów procesowych

Do szkoły Mariusz poszedł w wieku sześciu lat.

Za troskę odwdzięczał się najlepszymi laurkami. Po lekcjach szedł do domu, bo nie miał z kim biegać po podwórku. Nie był wysportowany, nie imponował kolegom i koleżankom.

A jedna bardzo mu się podobała - córka koleżanki matki, widywali się w szkole. Gdzieś w okolicach trzeciej-czwartej klasy zaczęli za nim wołać "grubas". Tamtej koleżanki nigdy już nie zaczepił, "nie miał śmiałości".

Kompleks jedynaka

Do I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego dostał się bez egzaminów. Ale prowadzenie za rączkę zaczynało mu coraz bardziej ciążyć. Opuścił się w nauce, wagarował. "Nie przejawiał zainteresowania ukończeniem szkoły" - pisał w notatce na żądanie prokuratury dyrektor liceum.

Zapytany później o  najmniej przyjemne wspomnienie z domu Trynkiewicz wróci do tamtego okresu - "bo wyrządzał rodzicom krzywdę".

Pierwszą klasę jeszcze jakoś przeszedł. Z jednym egzaminem poprawkowym. W połowie drugiej był już w innej szkole. Papiery zabrał ojciec, postanowili, że młody Trynkiewicz przeniesie się do technikum. Ale musi nadrobić różnice programowe żeby nie stracić roku.

Uczył się kilka tygodni, zaliczył wszystkie przedmioty i roku nie stracił.

W technikum znowu odżył. "Należał do uczniów więcej niż dostatecznych", ale nadal "nie uczestniczył aktywnie w życiu klasy", był "niechętny do zwierzeń" i "nielubiany przez kolegów".

Akt prawdziwej łaski. Tak powstawała ustawa, która pozwala wypuścić Trynkiewicza

To wąska grupa...
czytaj dalej »
Typowy dzień? Mariusz wracał prosto ze szkoły do domu. Był pierwszy.

O godz. 15 z pracy w przychodni lekarskiej przychodziła matka. Pracowała tam jako laborantka. Na końcu ojciec. Razem jedli obiad, później "każdy zajmował się swoimi sprawami". Tata pisał sprawozdania, mama rozwiązywała krzyżówki. Wieczorem parzyła synowi herbatę, "taką mocniejszą, przestudzoną, jak lubił" i siadali wszyscy razem w pokoju przed telewizorem.

To wtedy w Trynkiewiczu zaczęło rozwijać się marzenie o posiadaniu "braciszka, którym mógłby się opiekować".

Z marzeniem przyszło z kolei zainteresowanie małymi chłopcami, o czym mówił sam w składanych wyjaśnieniach.

Rodzice bardziej interesowali się oskarżonym niż on sam.

Z uzasadnienia sądu

Technikum Trynkiewicz ukończył w 1981 r. Pracę dyplomową pisał o obozach zagłady w Polsce w czasie II wojny światowej. Ale to dobre wyniki na olimpiadach z wiedzy technicznej miały dać mu bilet wstępu bez egzaminu na uczelnie pedagogiczne. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało.

Zamiast brata "chłopcy"

Wybór padł na Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie. Podobno na cztery dni przed egzaminami dowiedział się, że jednak będzie musiał je zdawać.

Taką miał wersję, chociaż nikt jej nie sprawdzał. Powiedział, że nie pojedzie. - Był bardzo załamany. Przeżywał to ogromnie - wspominała mama. Wtedy po raz pierwszy zauważyła u niego tak "poważne załamanie nerwowe". Na szczęście trwało krótko.

Rodzice znów przybiegli z pomocą. W "Tygodniku Piotrkowskim" Urszula Trynkiewicz przeczytała o utworzeniu filii WSP w Kielcach i namówiła syna, żeby zdawał. Nabór był we wrześniu. Znów: kilka tygodni nauki i sukces.

Za kilka lat w uzasadnieniu wyroku skazującego Trynkiewicza na śmierć sąd stwierdzi: "rodzice bardziej interesowali się oskarżonym niż on sam".

Na roku same dziewczyny, ich trzech. Zawarli umowę, że nie będą wiązać się z koleżankami. Tak przynajmniej Trynkiewicz tłumaczył matce to, dlaczego nie chodzi na randki.

Ale Mariusz się łamie, próbuje. Poznaje Beatę. Przyprowadza ją do domu. Idealną partnerkę charakteryzuje tak: "czysta i zadbana", taka z jego charakterem i żeby lubiła spędzać z nim czas na działce.

Były strażnik o Trynkiewiczu: więzień szczególny. Nie mógł siedzieć w celi z innymi

Reporterka...
czytaj dalej »
Beata lubi wszystko. Już przed sądem powie, że chciała od tej znajomości więcej niż jej kolega, że mogła doprowadzić ona do "wywiązania się jakiegoś uczucia" i że "gdyby zaproponował małżeństwo to nie spotkałby się z odmową".

Mariusz to czuje. Któregoś dnia oświadcza matce, że będzie się żenił. Ta, zdziwiona, radzi synowi żeby poczekał z decyzją. Trynkiewicz czeka i coraz bardziej dociera do niego, że to nie jego świat.

Ostateczny dowód dostaje latem 1984 roku. Jako wychowawcy jadą z Beatą na kolonie. Próbują uprawiać seks. Ale nic nie wygląda tak, jak powinno. Nie udaje się. Więcej prób Trynkiewicz już nie podejmie.

Życiowy pech

Ostatnie dwa lata studiuje zaocznie. Wcześniej idzie mu raz lepiej, raz gorzej. Średnia 3,5. Ale egzaminy zdaje. Dużo czyta: Edmunda Niziurskiego, coś z przygody, "Pana Samochodzika". Na studiach ma opinię "odludka". W tym czasie musi już pracować, takie przepisy. Kolejny raz z pomocą przychodzi wtedy ojciec. Mariusz dostaje pracę w szkole podstawowej nr 11 w Piotrkowie Trybunalskim. Prowadzenie zajęć praktyczno-technicznych dla chłopców z klas V-VIII rozpoczyna 1 września 1984 r. Zostaje opiekunem koła fotograficznego, później prowadzi też szkolne koło strzeleckie.

Byłem prowadzony za rączkę, jakoś nie mogłem pokazać rodzicom, że bez ich łaski jestem w stanie coś osiągnąć. (Mariusz Trynkiewicz)

Ciągle to widmo samobójstwa wisiało nad nami. Byłam już tym umęczona. (Urszula Trynkiewicz)

Z materiałów procesowych

Z notatki urzędowej dyrektora na temat Trynkiewicza-nauczyciela: "Do zajęć lekcyjnych przygotowywał się sumiennie (...) Uczniowie chętnie uczestniczyli w zajęciach fakultatywnych prowadzonych przez kol. Trynkiewicza, potrafił uatrakcyjnić i urozmaicić ich treść. Młodzież garnęła się do niego (...)".

I dalej: "Uosobienie ma flegmatyczne, jest małomówny, raczej nieśmiały. W stosunku do współpracowników kulturalny i koleżeński."

Większą cierpliwość ma do młodszych chłopców.

W 1986 roku zaprzyjaźnia się ze swoim uczniem Arturem K. Chłopiec odwiedza go w mieszkaniu rodziców pod ich nieobecność, zostaje na noc. Ale podobno nie śpią w jednym łóżku. - Traktowałem go jak brata. Przebywanie z nim sprawiało mi zadowolenie. Kochałem go, gdyż się nim opiekowałem. Myśli związanych z odbyciem stosunku z tym chłopcem nie miałem. Ja go inaczej traktowałem, niż innych chłopców. To był mój brat - tłumaczy później prokuratorom podczas przesłuchania, które sąd uzna za najbardziej wartościowe pod względem dowodowym.

W tym samym roku Trynkiewicz uzyskuje absolutorium. W lipcu ma obronić pracę magisterską. Jedzie na uczelnię i po kilku godzinach wraca na działkę do rodziców ze spuszczoną głową. Praca odrzucona. Mariusz mówi, że to przez błędy w maszynopisie. Od tego momentu wszystko dzieje się już błyskawicznie.

Odrzucenie pracy traktuje jako największą dotychczasową porażkę. "Życiowy pech", "zawsze coś było przeciwko mnie" - tak będzie wspominał tamten rok podczas rozmów z prokuratorami. Ale najgorsze dopiero nadchodzi.

Tydzień po terminie obrony Trynkiewicz dostaje wezwanie do wojska.

Zemsta zapisana w tatuażu. "Nie wiem, czy dalej bym nie zabijał"

Powtarzał, że...
czytaj dalej »
- Był załamany, nie jadł, prosił męża, aby pomógł mu załatwić odroczenie chociażby do grudnia tego roku - wspominała matka. Pewnie by się udało, gdyby nie to, że lipiec - wszyscy znajomi ojca na urlopach.

Z wyjaśnień Trynkiewicza: "(...) byłem prowadzony za rączkę, jakoś nie mogłem pokazać rodzicom, że bez ich łaski jestem w stanie coś osiągnąć".

Mariusz po raz pierwszy zaczyna wspominać o samobójstwie. Te słowa paraliżują rodziców: Urszula Trynkiewicz w prokuraturze: "Ciągle to widmo samobójstwa wisiało nad nami. Byłam już tym umęczona".

Upalny dzień. Syn przychodzi w grubych sztruksach i koszuli. Cały na czarno. Matka zauważa, że wygląda to tak, jakby nosił żałobę. Trynkiewicz odpowiada, że nosi. Po kim? "Po sobie".

Wojsko, więzienie, piętno

Koszalin, Szkoła Podchorążych Rezerwy, wrzesień 1986 r. Trynkiewicz rozpoczyna szkolenie. "Był podchorążym przeciętnym. Cechowała go skrytość i małomówność, unikał kontaktów z kolegami, był typem samotnika" - pisze o nim dowódca w opinii służbowej.

W Koszalinie jest źle. Ojciec pomaga i syna udaje się przenieść do Skierniewic. A tam jeszcze gorzej. W rozmowach z matką narzeka, że koledzy się z niego śmieją i każą mu spać w szatni, że "dłużej tego nie wytrzyma". Staje się coraz bardziej nerwowy.

Trynkiewicz ofiary łowił nad jeziorem. Nie zabijał, "gdy nie było warunków"

Często wychodzi na przepustki do domu. Kiedy jest Piotrkowie szuka małych chłopców. Dwóch na przełomie 1986/87 roku siłą zaciąga na działkę rodziców.

Milicja szybko go łapie. Wyrok: 1,5 roku w zawieszeniu na dwa lata. Ale perspektywa więzienia Trynkiewicza nie przeraża. W czerwcu 1987 r. zwabia do domku letniskowego 12-letniego Szymona F. - wrażliwego chłopaka, który tego dnia zdaje egzamin do szkoły muzycznej. Przetrzymuje go tam przez pięć godzin.

Każe mu się rozebrać, położyć na łóżku i pozwolić dotykać swojego ciała. Kolejny proces i kolejny wyrok: razem z tym poprzednim odwieszonym Trynkiewicz musi odsiedzieć 2,5 roku.

- Największe piętno na moim charakterze wywarł pobyt w więzieniu. To dla mnie koszmar - mówi rok później prokuratorom, gdy będzie już formalnie podejrzany o dokonanie czterech zabójstw.

Trynkiewicz siedzi w tzw. "sztywnej celi": z zabójcą, robotnikiem i aferzystą gospodarczym. Ale siedzi krótko, bo już po miesiącu od wydania wyroku sąd zgadza się na czteromiesięczną przerwę w odbywaniu kary.

To w jej trakcie - 4 lipca i 29 lipca - Trynkiewicz zabije w swoim mieszkaniu najpierw Wojciecha P. a później Krzysztofa K., Artura K. i Tomasza Ł., za co sąd skaże go na karę śmierci.

"My home is my castle"

Jeżeli dane ci jest chodzić po cienkim lodzie współczesnego życia, ciągnąc za sobą milczące wyrzuty miliona załzawionych oczów, nie bądź zdziwiony, gdy szczelina w lodzie pojawi się pod Twoimi nogami.

Napis, który Mariusz Trynkiewicz umieścił nad drzwiami mieszkania

Nad drzwiami wejściowymi mieszkania umieści napis: "my home is my castle" ("mój dom jest moją twierdzą").

I jeszcze jeden, dłuższy: "Jeżeli dane ci jest chodzić po cienkim lodzie współczesnego życia, ciągnąc za sobą milczące wyrzuty miliona załzawionych oczów, nie bądź zdziwiony, gdy szczelina w lodzie pojawi się pod Twoimi nogami".

Zamontuje dodatkowy wizjer i zaklei go folią z rysunkiem imitującym więzienne kraty. Od zewnątrz ozdobi drzwi wizerunkiem końskiego łba, który zaniepokoi sąsiadów.

Ale, kiedy jeden z chłopców będzie krzyczał "ludzie, ratunku!", nikt nie zareaguje. Każdy pomyśli, że to tylko rodzinna awantura. A dzielnicowy napisze: "W miejscu zamieszkania posiadał dobrą opinię, gdyż prowadził spokojny i ustabilizowany tryb życia".

Po tym jak Piotrków obiegła informacja o zabójstwie chłopców, Mariusza odwiedził ojciec. Kazał mu wyrzucić wszystkie noże, dla spokoju. "Po co ci one?" - pytał.

Iloraz inteligencji: wysoki. Poziom agresji: przeciętny

Ujawniamy opinię biegłych ws. Trynkiewicza: Bardzo wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego

"Prawdopodobieńst...
czytaj dalej »
Czwartego dnia Trynkiewicz przyszedł wieczorem do mieszkania rodziców. Prosił żeby zrobić mu herbaty, "takiej mocniejszej, przestudzonej, jak lubi". - (...) Że napijemy się wspólnie, bo dla niego to jest bardzo ważny dzień (...) - zeznawała matka.

Z koleżankami poszła na pogrzeb zamordowanych dzieci. - Od pogrzebu z synem już się nie widziałam.

Dzień później Trynkiewicza zatrzymała MO.

A lekarze po obserwacji napisali: "iloraz inteligencji 121", "zdolność planowania", "jednostka o sporych ambicjach i potrzebie prestiżu", "uczuciowość silnie egocentryczna", "nastawiony wyłącznie na zaspakajanie swoich potrzeb", "kompleks jedynaka", "przeciętny poziom agresji".

Tekst powstał na podstawie akt z procesu Mariusza Trynkiewicza, udostępnionych przez Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim.

11 lutego Trynkiewicz będzie mógł wyjść na wolność. Dziś sąd będzie decydował, czy zamknąć go w ośrodku terapeutycznym.

ZOBACZ JAK W 1989 ROKU UCHWALANO USTAWĘ, KTÓRA POZWOLIŁA TRYNKIEWICZOWI WYJŚĆ NA WOLNOŚĆ.