wtorek, 9 września 2014

Brać czy nie, oto jest pytanie!


05.09.2014 19:57
A A A Drukuj
Po co w dzisiejszych czasach brać ślub? Mieszkamy ze sobą bez ślubu, sypiamy bez ślubu, nawet dzieci mamy bez ślubu. Już wiemy, że lepiej pożyć razem i zobaczyć, jak nam to wychodzi, ślub nie jest potrzebny, by pójść razem do łóżka, a dzieci nie wyskakują z kapusty dziewięć miesięcy po nocy poślubnej.

Nie, nie hajtam się, jak to mawiają na dzielni. Ale rozmawiam w tym temacie dużo z moją przyjaciółką, której staż związku i narzeczeństwa generują naciski rodzinne. I, oczywiście - łatwo jest powiedzieć: ślub jest dla was, młodych, nie dla rodziny. Ale umówmy się, to nie jest do końca prawda. Rodzina chce, żeby było pięknie. Mama chce łzę uronić podczas przysięgi, tata chce jedyną córkę do ołtarza poprowadzić... No i jak tu wytłumaczyć, że ten ołtarz to nie bardzo, że przysięgę to by młodzi chcieli jakoś tak intymniej, jeśli już, niekoniecznie przed tłumem. Bo chcieliby taką swoją, a nie taką odklepaną. I w ogóle, to nie chcieliby tego całego show. Ale całkiem z niego zrezygnować nie mogą.

O swoim stosunku do wesel pisała już Rączka, a jej tekst doczekał się polemiki ze strony czytelniczki. Było także o prezentach. I o tym, że ucieczka sprzed ołtarza to nie koniec świata. Mnie nurtuje pytanie: skoro ludzie nie chcą ślubu i całej tej szopki, to dlaczego koniec końców się na to godzą? (Ok, nie wszyscy, ale jednak większość - poparte prywatnym wywiadem środowiskowym).

Po co ludzie biorą dziś ślub? Najprościej byłoby powiedzieć, że z miłości i na pewno ten argument przeważa. Ale nie mogę się nie zgodzić z kontrargumentem: skoro się kochamy, żyjemy razem od lat, to czy naprawdę podpisanie tego świstka w urzędzie jest takie istotne? (I odbijmy piłeczkę - skoro tak nam wszystko jedno, to przecież podpiszmy! Z nim nie będzie inaczej). Nie wchodzę tu na grząski grunt przysięgi składanej przed Bogiem, bo musiałabym zboczyć w ciemną i krętą uliczkę dziwnych argumentów osób, które twierdzą, że to jest ważne ze względów religijnych, a potem stoją przed ołtarzem w zaawansowanej ciąży, ale w białej sukience i po spowiedzi. Nie, nie idę tam.

Z winnych rozmów w babskim gronie rodzi mi się taki oto obraz utkany z małych plusików i (sporych) minusów. Razem wychodzi ciekawa kapa na łóżko. Nic tylko się w nią zawinąć i zapomnieć o problemach. I ślubach.

Przeciw

Koronny argumentem jest kasa. Koszmarny wydatek, nawet, jeśli para dokłada starań, by było tanio. Oczywiście, można zrobić takie wszystko skromne, tylko dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Ale - znowu: to nie takie proste. Jak się zachować w stosunku do tych wszystkich znajomych, którzy nas przez ostatnią dekadę zapraszali na swoje wesela? Olać? Nieładnie. Zaprosić. Zapomnij, że będzie w małym gronie.

Sukienka, nawet prosta, wcale nie specjalna i ślubna kosztuje. Buty. Jego garnitur. No chyba, ze weźmiemy ten z szafy („No jak to? Do ślubu to miejcie coś porządnego!") Jego buty. Napitek dla gości. Coś do jedzenia. Przecież nie możemy tak - hyc do urzędu, dawajcie prezenty i nara. Najtwardsi jednak wymiękają - nawet jeśli deklarują, że tak właśnie zrobią, gną się potem jak brzozowe witki i pod błagalnym spojrzeniem mamy i teściowej godzą się na rodzinny obiad. Trudno się dziwić. Skoro to ma być taki piękny dzień, nie chcemy potem pamiętać do końca życia obrazy rodzinnej i focha jak stąd do Barcelony.

A skoro o Barcelonie mowa - wbrew pozorom nie jest wcale drogą opcją zapakowanie rodziców i świadków do samolotu i wywiezienie ich na weekend w jakieś przyjemne i odległe miejsce, by tam w ambasadzie dokonać dzieła. To znaczy nie jest drogą opcją w porównaniu z wielką fetą w domu weselnym.

No właśnie. Dom weselny. Mało jest chyba takich miejsc przystosowanych do podjęcia gości nowożeńców, które nie wywołują we mnie drgawek obrzydzenia. Te, które wydają mi się EWENTUALNIE godne uwagi życzą sobie tyle za talerzyk, że nie ma w ogóle rozmowy. (Czy ktoś kiedyś policzył ile butów lub książek, albo lepiej - wycieczek last minute - można kupić za wyżywienie weselnych gości?)

Trzeba się zmierzyć z kwestią zmiany nazwiska. Brrrr. Człowiek żył na świecie 30 lat jako Kowalski i nagle ma reagować na Iksińskiego?! Zło.

Można wyliczać w nieskończoność argumenty przeciwko ślubom. Moim ulubionym jest ten, który odwołuje się do hipsterskich odczuć potencjalnych małżonków: to takie staroświeckie. Może to działać zarówno motywująco, jak i odstręczająco. Zależy, czy modne są w tym kwartale romantyczne śluby po trzech tygodniach znajomości, czy zdecydowanie wszyscy się akurat wypinają na legalizację związków.

Za

Jest okazja, by zrobić wielką bibę z pysznym żarciem i bawić się do rana z rodziną i przyjaciółmi - to jest taka impreza, na którą wszyscy przyjdą, nikt się nie wymówi w ostatniej chwili migreną, żadnej przyjaciółce nie wyskoczy ważna rodzinna sprawa (czytaj randka, której nie umie przełożyć).

Jest okazja, by przebrać się za księżniczkę. Umówmy się - na co dzień niewiele jest okazji, by się tak wysztafirować. Albo przebrać się za to, za co chcemy się przebrać (ale wtedy trzeba doliczyć minus na tłumaczenie babci, dlaczego dobrze czujemy się w fiolecie albo w spodniach).

Jeśli chcecie brać kredyty, rodzić dzieci czy legalnie po sobie dziedziczyć - jest to mądre posunięcie z punktu widzenia prawa. Ale ponoć do przedszkola dzieci się łatwiej dostają, gdy jednak rodzice "żyją osobno".

No i plusów mamy mniej, niż minusów - nie przesłonią, nie ma siły.

Zdania są podzieloneZdania są podzielone

Jakby mógł ten ślub wyglądać, by owca i wilk się wspólnie bawili? Ano mam pewną wizję. Jedziemy wszyscy do pięknej daczy, która jest w posiadaniu mojej rodziny od pokoleń. Dacza jest nad jeziorem, malowniczo niezwykle położona. Kormorany, te sprawy. Dacza jest wielka, pomieści bez problemu i sto osób. Ma również wielką salę z kominkiem, w której będzie można usadzić tych, którzy z racji wieku czy pozycji rodzinnej siedzieć i raczyć się trunkami na siedząco powinni. Do jeziora trzy sekundy piechotą, więc w kluczowym momencie wszyscy się tam udamy, by - przy pięknie przystrojonej kwieciem z łąki altance - wziąć udział w szybkiej ceremonii. Mówimy sobie to, co chcemy powiedzieć, żadnych tam ślubuję ci wierność i uczciwość. To samo, ale własnymi słowami. A potem bawimy się do wschodu słońca, w ogrodzie przystrojonym lampionami. A wschód słońca oglądamy wspólnie w stanie euforycznego nawalenia - tak pięknie wygląda słoneczko wyłaniające się zza drzew widocznych na horyzoncie, tak pięknie mieni się w toni jeziora...

Chlip. Zapomniałam, że nie mam daczy.

Gosia Tchorzewska

Czyta, ogląda, rozkminia.
Mówi o filmach w Radio Kampus.
Uważa, że narzekanie może być niezwykle konstruktywną techniką dochodzenia do mądrych wniosków. 
Gdy jest wyspana, może wszystko.
Chciałaby być księżniczką - dokształca się u najlepszych.

Zobacz więcej na temat: 

Komentarze (64)
Zaloguj się    lub komentuj jako gość
  • Gość: 2szarozielone

     4 dni temu

    Oceniono 43 razy 41  

    Wzięłam ślub, mimo minusów ;) Chciałam być żona i nie nazywac swojego mężczyzny nie wiadomo jak (facet? chłopak? mój mężczyzna?). Chciałam mu cos publiczne i zobowiazująco przyrzec. Chciałam połączyć nasze rodziny. Chciałam nawet tak samo sie nazywać. Były tez powody pragmatyczne - np. ubezpieczenie zdrowotne dla niego (ja na etacie, on na umowach o dzieło). Ale nieszczególnie istone, bo żyliśmy kilka lat i bez tego. Do tego - ona chciał tego samego i równie mocno, więc jak tu takiemu odmówić, jak mu zależy? i jak się go kocha na zabój? :) Poza tym - ja uważam, że ślub to nie tylko obietnica, to jest też DECYZJA. Dla mnie to jest ważne. Od tej pory nie tylko czujemy, że zawsze chemy być razem - bierzemy się za ręce i robimy duzy skok naprzód, decydując się, że teraz będziemy walczyc o to, żeby nasz związek był trwały, zeby o miłość dbać i żeby razem pokonywac przeszkody aż do końca. Jak sie zbiera na podwórku mała armię do walki na procę, albo tworzy z kolegami drużynę, albo jak sie kilku superbohaterów zgada , zeby jako zgrany zespół ratowac świat - to najpierw wymyśla się nazwę. No i nasz team się nazywa małżeństwo i ma jedno nazwisko ;)
    Chcieliśmy ślubu, ale był "po naszemu". W uszytych własnoręcznie strojach w lekko steampunkowo-wiktoriańskim stylu, w wybranym przez nas kameralnym, klimatycznym wnętrzu (to był ślub humanistyczny, a formalności w USC załatwiliśmy tylko ze świadkami), z obiadem dla wszystkich po wszystkim w restauracji (a nie domu weselnym). O półnoy się zmyliśmy celebrowac noc poślubna, a goście w podgrupach pili nasze zdrowie bawiąc się w miescie do rana (albo szli spac, jak kto wolał ;) )
    Rodziny się nie poobrazały, wszyscy byli zadowoleni, a najbardziej my :)

  • Gość: Korab

     4 dni temu

    Oceniono 24 razy 14  

    Super. Środowiska LGBT walczą o to, aby móc nazywać się małżeństwem, a Ci co mogą, zastanawiają się po co go brać....
    To w zamierzeniu powinno być świętem dwójki ludzi. Ich wspólną, publiczną deklaracją. Ale do tego trzeba wiary: że razem, że miłość, że wierność, że uczciwość i takie tam...że komórka najmniejsza i dzieci wspólne i że na zawsze...
    Ale jak się to robi dla papierków, rodziny i znajomych królika - no to faktycznie, udręka. 
    Jak się jeszcze imprez nie lubi...
    I nawet kredyt nie łączy...
    Wyrazy współczucia.

  • Gość: mirka

     4 dni temu

    Oceniono 14 razy 14  

    Trochę mnie zmartwiłaś...bo gdzieś w tym wszystkim zabrakło mi uczuć.
    Co to za mężczyźni/kobiety, którzy chcą być razem (to chyba coś ich łączy) i mają być "na dobre i na złe", którzy nie potrafią stanąć razem i powiedzieć innym: NIE? Gdzie ci kochani rodzice, którzy wywierają nacisk na młodych wbrew ich woli (bo: co inni powiedzą)? Gdzie ci przyjaciele, którzy nie potrafią zrozumieć, że inni może chcą inaczej niż oni?
    To jakiś handel wymienny? Ja byłam na twoim ślubie, to teraz ty mnie zaproś?
    Jeśli ktoś chce - to proszę bardzo. Ale jeżeli ktoś nie chce, czy nie ma możliwości - to nie przymuszajmy go do naszej woli. 
    No, nie wiem... nie chcę nikogo urazić..., ale mimo dwóch ślubów, nikomu nie pozwalałam rządzić moim życiem, nie pozwalałam decydować za siebie i brałam odpowiedzialność za swoje czyny.

  • Gość: flame

     4 dni temu

    Oceniono 16 razy 14  

    Nie wiem, co wy macie z tym zmienianiem nazwiska. A faceci zmieniają? No właśnie.

    • natalia_zurowska

      4 dni temu

      Oceniono 14 razy14  

      @Gość: flame
      No właśnie, tez tego nie rozumiem. Przecież nie ma obowiązku zmiany nazwiska. Btw znam faceta, który już dwa razy brał ślub i dwa razy zmienial nazwisko na (kolejnej) żony. Zdaje się, że własne miał jakieś straszne... Ale znam też zaskakująco dużo kobiet, które miały własne nazwiska rodowe piękne i zacne, jakieś tam Czartoryskie czy inne Lubomirskie i po ślubie zmieniały na takie typu Kluch czy coś w tym stylu...

    • shigella

      przedwczoraj

      Oceniono 5 razy3  

      @Gość: flame
      Znam dwoch, ktorzy zmienili - jeden jakis czas po slubie, bo jednak uznal ze nazwisko zony ladniejsze, a drugi z zona przyjal podwojne nazwisko, ona ma Panienskie-Po mezu, on ma Kawalerskie-Po zonie. 
      A co my mamy? Otoczenie miewa. Kolezanka mowi, ze jej bratowa zostala przy panienskim, wiec horda jej kolezanek lazi za nia i wypomina, ze tamta to pewnie meza nie kocha, blaaaa blaaa blaaaa. Dziewczyna ma w nosie, acz rozumiem ze niektorzy sie poddaja z konformizmu. 
      Poza tym niektore kobiety uwazaja malzenstwo za jakies gigantyczne, zyciowe osiagniecie, sukces na miare zdobycia Ksiezyca i ladowania na Marsie, wiec chca podkreslic, ze nie sa zalosnymi starymi pannami ;)

    • Gosc: flame

      przedwczoraj

      Oceniono 3 razy1  

      @shigella
      Odpowiadać, że mąż nie kochał wystarczająco, żeby zmieniać swoje nazwisko na jej. 
      Jakby był taki zwyczaj, że do ślubu się idzie z fretką na głowie, bo to dowód miłości, czy inne mądre pomysły, to też bym olała sikiem prostym. Przecież w dzisiejszych czasach ani żona nie staje się nagle częścią rodziny męża, ani do niego nie przynależy, jak ktoś się chce nazywać tak samo, jak to ładnie ujęła 2szarozielone, w ramach "teamu małżeństwo" - wolna wola, ale żeby od razu robić z tego minus ślubu i jeszcze się zamartwiać zdaniem jakichś patafianów...? No ludzie :) Takiej prostej sprawy nie potraficie obronić i się bierzecie za jakieś rozmnażanie, przekazywanie wartości dzieciom, głosowanie itd...

    • pandzik

      przedwczoraj

      Oceniono 11 razy-5  

      @Gosc: flame
      Ja się dla odmiany dziwię, skąd to przywiązanie do nazwiska tatusia.
      Wyszłam za mąż i było dla mnie logiczne, że chcę się nazywać tak samo jak mąz i nasze wspólne dzieci. Koniec, kropka.
      Mam w pracy dwie koleżanki, które jak lwice walczyły o swoje panieńskie nazwiska, jedna się mało z narzeczonym przed ślubem nie rozstała z tego powodu i teraz obie mają podwójne. I tak coś pół roku po ślubie, odbierając telefon, przedstawiają się już tylko nazwiskiem męża, a jak mają komuś (zwłaszcza cudzoziemcowi) przeliterować adres e-mail, to rwą włosy z głowy.
      Miały o co walczyć.

    • barrakuda78

       wczoraj

      Oceniono 1 razy1  

      @pandzik
      Tak, a teraz jesteś przywiązana do nazwiska innego tatusia. Tatusia męża.

    • Gosc: flame

       wczoraj

      0  

      "Mam w pracy dwie koleżanki, które jak lwice walczyły o swoje panieńskie nazwiska, jedna się mało z narzeczonym przed ślubem nie rozstała z tego powodu i teraz obie mają podwójne."
      E no, mój facet nie jest idiotą :) sam nie chce zmienić nazwiska na moje i jest, uwaga, empatyczny, a ponadto nie ma poprzewracane w głowie - czego efektem nie ma parcia, żebym koniecznie zmieniała papiery, nawyki i wypozycjonowaną markę w Internecie. Jakbym miała gościa, który by chciał o to walczyć, bo to punkt honoru, to niech bierze na utrzymanie jakiś miły bluszczyk i paszoł won ;)

    • pandzik

       wczoraj

      0  

      @barrakuda78
      Nie jestem przywiązana. Dlaczego miałabym być? Jakoś nazywać się muszę, teraz tak, wcześniej inaczej, jak wyjadę za granicę, już niedługo, pewnie wszyscy zmienimy. Nie mam z tym najmniejszego problemu.

    • pandzik

       wczoraj

      0  

      @Gosc: flame
      Święta racja. :)
      Mam przyjaciółkę, która została przy swoim, jej mąż przy swoim, dzieci nie mają, ona ma firmę na swoje nazwisko, ma to sens.
      Najbardziej drażnią mnie te, które pod pozorem niezależności biorą nazwisko podwójne - podczas gdy wszyscy wiedzą, że prawdziwym powodem są np. osiągnięcia naukowe rodziców, na których panna od lat jedzie...

  • Gość: pesymistka

     4 dni temu

    Oceniono 19 razy 13  

    dla zdolnosci kredytowej sie bierze

  • Gość: Aga

     3 dni temu

    Oceniono 8 razy  

    Mialam dziś 22 rocznicę ślubu. Było super! Nigdy nie żałowałam tej decyzji.

  • Gość: swrl

     4 dni temu

    Oceniono 10 razy  

    Wiesz, zastanawiałam się nad tymi ślubami i doszłam do wniosku, że to po prostu świetna okazja, żeby wszyscy mogli się poznać. Żebyś mogła pokazać swojego wybranka całej rodzinie mówiąc "Hej, on jest jednym z nas!" i tak samo zaprezentować się jego bliskim. 
    To też trochę zawarcie kontraktu z państwem, zgłoszenie dwuosobowej spółki (najczęściej, lecz nie zawsze) zawartej celem wspólnego wychowania młodych obywateli. Czemu to jest ważne? Między innymi przez pary nielegalnie pobierające świadczenia należne samotnym rodzicom (miejsca w przedszkolach?).
    Także ja zachęcam do ślubowania, ale ślubowania we własnym stylu. Nie dajcie sobie wmówić, że tandetne dekoracje są jakimś obowiązkiem. :)

  • Gość: Zielona

     3 dni temu

    Oceniono 20 razy  

    Hm, dzisiaj byc trendy to deprecjonowac wartośc małzeństwa.Sprowadzac temat do kiecki, bucików, zmiany nazwiska, domu weselnego,bycia królewną i dziedziczenia.
    Dla jednych impreza z papierkiem potwierdzajacym , ktory ponoć nic nie znaczy . A dla innych wazna, oficjalna i publiczna deklaracja, ze ktos mnie kocha, wybrał mnie. 
    I nie zamierza byc ze mna, zastanawiając sie przez 20 lat, czy sie nadaję do wspolnego zycia. Mnie z bagazem rodzinym czyli rodzicami , ktorzy chca miec córke męzatke, ciotkami, ktore "chcą sie bawic na weselu z tortem " . 
    Dlatego,ze rozumie,ze jestem uczuciowo z nim , ale także z rodziną, która troche inaczej widzi swiat.
    Dlatego,ze jest facetem z klasą, który chciałby mi i dzieciom oszczędzic uszczypliwych komentarzy w kregach , gdzie zycie bez slubu nie jest akceptowane albo wywołuje zainteresowanie graniczące z wscibstwem. 
    Dlatego,ze mnie kocha i wierzy,ze papier zycie ulatwia , więc dlaczego miałby mi zycia nie ułatwić?
    I jeszcze po to, żebym mogła sobie spokojnie wieczorem poczytac o nowych trendach w modzie albo pogadac z kolezanką, zamiast czytac o zasadach dziedziczenia, swiadczeniach dla dzieci na wypadek smierci konkubenta i sposobach pozyskiwania informacji o jego stanie zdrowia itp.

  • Gość: w

     4 dni temu

    Oceniono 6 razy  

    Takie małe (prawie) ot:
    "Jego garnitur. No chyba, ze weźmiemy ten z szafy („No jak to? Do ślubu to miejcie coś porządnego!") Jego buty."
    Można kupić porządny klasyczny garnitur, który nawet po paru latach wygląda dobrze. Przyda się też na spóźnioną obronę dyplomu czy rozmowę o pracę :) I zwykle są tańsze niż 'hity' sezonu.
    Porządne klasyczne buty też posłużą dłużej (i będą wciąż wyglądały dobrze).

  • foch.pl_monika.cieslik

    4 dni temu

    Oceniono 7 razy7  

    Wzięłam :) Ślub jeden, wesela miałam dwa. Na razie :)

  • Gosc: w

    4 dni temu

    Oceniono 6 razy6  

    Takie małe (prawie) ot:
    "Jego garnitur. No chyba, ze weźmiemy ten z szafy („No jak to? Do ślubu to miejcie coś porządnego!") Jego buty."
    Można kupić porządny klasyczny garnitur, który nawet po paru latach wygląda dobrze. Przyda się też na spóźnioną obronę dyplomu czy rozmowę o pracę :) I zwykle są tańsze niż 'hity' sezonu.
    Porządne klasyczne buty też posłużą dłużej (i będą wciąż wyglądały dobrze).

  • natalia_zurowska

    4 dni temu

    Oceniono 10 razy6  

    Kredyt wspólny i dziecko można bez ślubu. Serio.

  • princy-mincy

    3 dni temu

    Oceniono 5 razy5  

    Ślub braliśmy po 6 latach i jednym dziecku. Głownie po to, by uregulować kwestie prawne, ale nie tylko- nasze dziecko bardzo chciało, bym nazywała sie tak jak ono i tata.
    Myśleliśmy, ze to bedzie tylko podpisanie papierka w urzędzie w towarzystwie świadków, naszych rodziców i dziadków (cała impreza to było 12 dorosłych i 2 dzieci).
    Ale nie, okazało sie, ze to była bardzo fajna, wzruszająca chwila.
    To był nasz dzien, taki jaki chcieliśmy- bez białej kiecki, bez wielkiej imprezy, bez stresu i nadecia.
    Miło wspominam.

    Tak wiec ślub nie jedno ma imie i nie musi zawsze to byc biała kiecke, impreza na 150 osob i kościół usłany kwiatami.

  • Gosc: MM

    4 dni temu

    Oceniono 32 razy4  

    Jak sie ludzie kochaja, to chca byc rodzina a nie para - that's it.

  • vesper_lynd

    4 dni temu

    Oceniono 14 razy4  

    Miesiąc temu wzięłam ślub - dla rodziny. I uporządkowania prawnego papierków własnościowych. Byliśmy ze sobą tyle lat, że realnie w naszym życiu nie zmieniło to niczego, poza obrączką na palcu, nowym nazwiskiem i możliwością nazywania swojego "konkubenta" mężem :) Rodzina była szczęśliwa, nakręciła nas weselnie bardziej niż w sumie chcieliśmy dać się nakręcić (rodzinny obiad wyewoluował w średniej wielkości wesele do rana), no i jednak mimo mrocznych wizji w efekcie wyszło lepiej niż się spodziewałam.
    Mam to "odbębnione". Było miło, mimo stresów i w sumie dzień był bardzo udany, jednak jak patrzę na zdjęcia to nie poznaję siebie w tym przebraniu, tych tańcach z wujkami, w tym krojeniu tortu w różyczki. Sukienka idealna, włosy, makijaż - wypas, ale TO NIE JA :) Tak samo jak nie jest "moje" wznoszenie toastów z ojcami, zamawianie zawijasów z łososia, czy weselne rytuały pierwszych tańców. Nie żałuję, wyszło super i jestem szczęśliwa, ale tak strrrrasznie się cieszę, że nie wisi nade mną już to weselenie się zaślubinami ;) Jeśli ktoś nie ma ochoty na bycie księżniczką swojego dnia i nie czuje się komfortowo będąc w centrum uwagi to ciężko zniesie bycie "królową balu" na 100 osób.
    BTW - znalezienie sensownego miejsca, gdzie nie ma złotych łabądków za weselną parą w ponad milionowym mieście jest cięższe i droższe niż można się spodziewać. Czy naprawdę wszyscy chcą cygańskie weseliska z przepychem, złotem, kryształami i purpurowymi kotarami?

  • Gosc: gościówa

    4 dni temu

    Oceniono 8 razy4  

    weź ten ślub:)))

  • Gosc: moron slayer

    4 dni temu

    Oceniono 14 razy2  

    To dobre pytanie.
    Może ludzie biorą ślub, bo w krainie kwitnącego ziemniaka nie można zawrzeć związku partnerskiego? A małżeństwo skutecznie załatwia kwestie cywilno-prawne?

  • pewex0

    przed chwilą

    Oceniono 1 razy1  

    głupota, głupota, głupota, (autorki)

  • fabricated

    7 minut temu

    Oceniono 3 razy1  

    Nie napisano głównego minusa.
    Rozwód.
    Kosztowny i stresujący. 
    A śluby są główną przyczyną rozwodów.
    Mało kto wie jakie są statystyki. Zaryzykuję stwierdzenie, że grubo ponad 50% szczęśliwych małżonków rozwodzi się przed upływem 10 lat. By nie powiedzieć 90%