
Szymon Szurmiej (18.06.1923 - 16.07.2014)

Otworzył wówczas przy teatrze studium aktorskie, które miało uzupełnić rozbity przez Marzec zespół. Prowadził teatr wspólnie z żoną Gołdą Tencer, sam zagrał w nim m.in. Menachema Mendla w "Tewje mleczarzu" Szolema Alejchema, Willy'ego Lomana w "Śmierci komiwojażera" Arthura Millera i Mendela Krzyka w "Zmierzchu" Izaaka Babla.
W kinie grywał role charakterystycznie, m.in. w "Austerii" Kawalerowicza, w "Janosiku" Passendorfera i "Pensji pani Latter" Różewicza.
Urodził się w Łucku na Wołyniu. "Mama była religijną Żydówką, a ojciec niereligijnym Polakiem, ale kultywował świąteczne obyczaje i zabierał mnie na pasterkę. Z tego powodu drogie mi są obie kultury" - mówił w wywiadzie. "Mój jest Mickiewicz, mój jest Słowacki, ale także mój Perec i mój Szolem Alejchem i Szalom Asz, tak jak mój jest Heine i mój Szekspir".
Po wybuchu wojny trzy lata spędził na Kołymie i trzy lata w Kazachstanie. Jako repatriant trafił do Wrocławia. W latach 1985-89 był posłem na Sejm. (yes)
Andrzej Hudziak (27.02.1955 - 15.06.2014)
"Hudziak to fantasta i marzyciel, wyznawca zewnętrznych i wewnętrznych podróży" - mówił o nim Krystian Lupa, z którym aktor podróżował przez trzy dekady.
Całe artystyczne życie był związany z Krakowem i Narodowym Starym Teatrem, gdzie zadebiutował jeszcze w trakcie studiów w krakowskiej PWST. Zagrał wówczas studenta w "Garbusie" Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. W słynnych "Dziadach" Konrada Swinarskiego był chłopem jedzącym jaja na twardo w trakcie wygłaszania Wielkiej Improwizacji. Jednak przełomowa okazała się dla niego rola Konrada w "Kalkwerku" Thomasa Bernharda w reżyserii Lupy.
Grał w filmach, między innymi u Zanussiego, Wajdy, Stuhra i Kutza. Po wielu rolach epizodycznych i drugoplanowych w ostatnich latach stworzył znakomite kreacje. Zagrał główną rolę w "33 scenach z życia" Małgorzaty Szumowskiej, a w filmie "Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego tak znakomicie wcielił się w Mirona Białoszewskiego, że zyskał uznanie nie tylko krytyków (nagroda na festiwalu w Karlowych Warach), ale również przyjaciół poety. (j.sz.)
Nina Andrycz (11.11.1912 - 31.01.2014)

"Królową scen polskich" ochrzczono ją, gdy w 1935 r. zagrała Reganę, córkę króla Leara, u boku Józefa Węgrzyna.
Urodziła się w Brześciu Litewskim, w Wilnie studiowała prawo, a w Warszawie historię. Matka była przeciwna jej aktorstwu: - Scena to rozpusta. Po moim trupie - mówiła. Na co Andrycz: - Po mamy trupie!
Była aktorką Teatru na Pohulance w Wilnie i stołecznego Polskiego (do 2004 r.). W latach 50. zaproponowano jej występy w Comédie-Française, pod warunkiem że zgubi "sławetny słowiański akcent". Słysząc o tym, jej mąż, premier Józef Cyrankiewicz, popukał się w czoło i powiedział: "Przecież jak ty ze mną prywatnie przy herbacie rozmawiasz, to też trochę śpiewasz".
W Teatrze Telewizji u Adama Hanuszkiewicza była Damą Kameliową (1958) i Anną Kareniną (1961), a u Jerzego Gruzy - panią Bovary (1959). W kinie debiutowała w 1939 r. w nieukończonym filmie Eugeniusza Bodo "Uwaga, szpieg". Po wojnie reżyserzy bali się jej teatralnej maniery. Obsadzał ją jednak Zanussi - w "Kontrakcie" i w "Sercu na dłoni" - oraz Kutz, w serialu "Sława i chwała" - oczywiście w roli księżnej.
Jej brat zginął w łagrze, więc nie przepadała za Sowietami. Wykręcała się od politycznych wizyt, mówiąc, że ma premierę w teatrze: "Potrafiłam się nawet urwać z uroczystej kolacji u Stalina. Cała delegacja od obiadu do wieczora drżała, Berman zemdlał, a wódz wszechświatowego proletariatu tylko powiedział: - Widać, że ta kobieta bardzo kocha swoją pracę. - O tak! - wykrzyknął mój mąż. - Uwielbia".
Pod koniec mówiła: "W modzie jest pluć na PRL, a ja pluć mogę tylko na zniewolenie, a nie na najlepszy teatr w Polsce". (j.sz.)
Tadeusz Różewicz (9.10.1921 - 24.04.2014)

Literaturą zaczął zajmować się już w gimnazjum. Wspólnie z bratem Januszem sięgali po pierwsze ważne lektury - "Ferdydurke" i "Króla Ubu", numery "Skamandra", "Wiadomości Literackich". Plany nauki w liceum przerwała wojna. Tadeusz Różewicz wstąpił do AK, gdzie walczył pod pseudonimem "Satyr". Brat, również w AK, nie przeżył wojny - zginął rozstrzelany 3 sierpnia 1944 r.
- Nas w najlepszych latach spotkało najgorsze - mówił Różewicz w wywiadzie z Anną Żebrowską, opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" w 2005 r.
To, co najgorsze, potrafił później przełożyć na język poezji - mocne echo tych doświadczeń znajdziemy m.in. w wydanym w 1947 roku tomie "Niepokój", a także w dramacie "Do piachu".
Po wojnie trafił do Krakowa, gdzie zdał maturę i studiował historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Potem z żoną Wiesławą zamieszkał w Gliwicach, skąd w 1968 r. przeniósł się do Wrocławia, gdzie mieszkał do śmierci.
Przez niemal całe dorosłe życie żył z pisania. Zanim przyszło powodzenie, ciężar utrzymania domu brała na siebie żona. Pracowała jako ekonomistka, księgowa. Potem to ona zawiadywała domowym budżetem. Kiedy Kazimierz Kutz pytał Różewicza, jaka kwota oznaczałaby dla niego prawdziwe bogactwo, poeta odpowiedział po dłuższym namyśle: - 3,8 tys. zł miesięcznie. I zastrzegł natychmiast: - Chociaż musiałbym zadzwonić do żony, czy nie zaniżyłem.
Napisał kilkadziesiąt książek - tomów poezji, dramatów, opowiadań. Pierwsza ukazała się w 1944 r. - były to "Echa leśne"; ostatnia to wydany dwa lata temu tom "to i owo". Ich łączny nakład trudno dziś oszacować - już w latach 70. przekroczył milion egzemplarzy.
Nie miał telefonu komórkowego, internetu ani profilu na Facebooku. Telefon miał tylko stacjonarny. Pisał wyłącznie ręcznie. Jednocześnie jak lingwistyczny sejsmograf łapał zmieniające się językowe obyczaje. W jego późnych wierszach krytycy odnajdywali poetykę internetowych blogów, krótkich wiadomości tekstowych, wpisów w portalach społecznościowych.
Jego poezja nie chciała iść w parze z przemijaniem - w 2008 roku w tomie "Kup kota w worku" 87-letni wówczas poeta z łatwością podchwytywał konwencje, jakie podpowiadał mu świat współczesnych mediów. Mieszał liryzm z groteską, żart z powagą, stoicką postawę z wściekłością na świat, godną raczej debiutującego 20-latka niż klasyka. W "to i owo" te zderzenia były jeszcze bardziej dobitne.
Tak było zawsze - wielkość Różewicza wywodziła się przecież z umiejętności znajdowania wciąż nowego języka do opisu zmieniającego się świata. W 2006 r. opowiadał Kazimierzowi Kutzowi o swojej pracy nad "Do piachu", która trwała 17 lat. - Próbowałem odtworzyć język, któregośmy używali na wojnie. To była podstawa. Pochodziłem z rodziny urzędniczej, inteligenckiej, a w partyzantce spotkałem się z chłopami, nauczycielami, robotnikami, bezrobotnymi. Konglomerat, stop tych różnych języków był niebywały - opowiadał.
W późnym okresie swojej twórczości przepracowywał inne języki - te, którymi z telewizyjnych ekranów i stron kolorowych czasopism mówią do nas politycy, dziennikarze, celebryci. Pokazywał ich pustkę, ale nigdy nie przemawiał z pozycji mędrca. Ironizował, prowokował, nie bał się narazić krytyce, zaczepiał czytelnika i konsekwentnie podkopywał fundamenty każdego pomnika, który ktokolwiek ważyłby się mu postawić.
Do literackich nagród miał dystans. I przy każdej okazji podkreślał, że największą z nich byłaby świadomość, że jest czytany. Że jego książki są w wielu domach, niekoniecznie w biblioteczce za szybką, ale blisko, pod ręką, choćby w łóżku.
W dokumencie "Poeta emeritus", który miał premierę w 2010 r. i miał być według zamysłu jego twórcy i bohatera "wesołym filmem o przemijaniu", reżyser Andrzej Sapija podglądał Różewicza przez oko kamery. W różnych sytuacjach - podczas domowej drzemki i spotkań z przyjaciółmi. W jednej ze scen Różewicz z Ryszardem Przybylskim żartują z 90-letnich staruszek, które w sanatoryjnej stołówce zamawiają schabowego z kapustą i kopą ziemniaków, po czym proszą o dokładkę. - Masz to samo co ja, to zapadanie się w sobie - mówi Różewiczowi Przybylski. A Różewicz odpowiada: - Masz wtedy próbkę nicości. Drobne przeczucie, stykasz się z nią na małej przestrzeni.
Tak jak w wierszu "Przesypywanie": "Ten szelest/ przesypywanie się życia/ ze świata pełnego rzeczy/ do śmierci/ to przeze mnie/ jak przez dziurę/ w rzeczywistości/ przeciska się ten świat/ na tamten świat". (Magda Piekarska)
Gabriel Garcia Marquez (6.03.1927 - 17.04.2014)

Powieść Kolumbijczyka ukazała się w 1967 r. w Buenos Aires w nakładzie 8 tys. egzemplarzy. Przez następne cztery lata w samej Hiszpanii sprzedano ich milion.
Ta powieść to najdonioślejsze osiągnięcie latynoskiego realizmu magicznego. Zbliżający się do szczytowego momentu boom latynoamerykański zyskał sztandarowe dzieło, czytelnicy zaś powieść, która zaprzeczała pogłoskom o śmierci narracji, sztuki opowiadania.
Nobla w 1982 r. dostał właśnie za to - za "powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu".
Bawił się swoim wizerunkiem, traktował siebie jak postaci z powieści. Opowiedział o sobie tyle sprzecznych historii, że nie wiadomo, która z nich jest prawdziwa. Stał się postacią publiczną na skalę współcześnie niewyobrażalną dla autorów tzw. wysokiej literatury; przed nim podobny status mieli może Dickens, Twain czy Hemingway. Pisał jednak: "W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki".
Zaczynał jako dziennikarz w lokalnych gazetach, później był korespondentem dziennika "El Espectador", dla którego pisał z Europy i Nowego Jorku. To na jego łamach w 1955 r. opublikował cykl reportaży "Opowieść rozbitka", którym zdobył popularność, w tym samym roku debiutował powieścią "Szarańcza". Nad każdą książką pracował bardzo długo. Krótką "Kronikę zapowiedzianej śmierci" tworzył bez mała 30 lat - od roku 1951. Inne wielkie dzieło - "Jesień patriarchy" - pisał 17 lat.
Miał do siebie dystans, wywiadów udzielał od święta. Nie ma wśród nich takiego, w którym nie pada pytanie o przyjaźń z Fidelem Castro. Wtedy odpowiadał jak amerykańskiemu "Playboyowi": "Nikt przecież nie uwierzy, że rozmawiamy o łowieniu ryb, więc po co mam to mówić?". (ms)
Nadine Gordimer (20.11.1923 - 13.07.2014)

Aktywnie działała w ruchu przeciwników segregacji rasowej. Była członkinią Afrykańskiego Kongresu Narodowego w czasach, kiedy władze RPA uznawały to za przestępstwo. Pisała: "Nie wiedziałam, czym jest polityka, do momentu, w którym zobaczyłam, jak ona przydarza się ludziom. Jeśli stało się tak, że zostałam zmuszona, by uznać człowieka za istotę polityczną, to stało się to wskutek tego, że żyję w Południowej Afryce". (j.sz.)
Doris Lessing (22.10.1919 - 17.11.2013)

W Polsce jej książki ukazywały się od lat 70. (m.in. "Lato przed zmierzchem", "Pamiętnik przetrwania", "Piąte dziecko" i "Podróż Bena").
Urodziła się w Persji - ojciec był urzędnikiem tamtejszego Imperial Banku - ale młode lata spędziła w Rodezji Południowej.
Wielu dzieli twórczość Lessing na trzy fazy: silne zainteresowanie komunizmem (zraziła się do niego po stłumieniu rewolucji węgierskiej); okres psychologiczno-feministyczny i wreszcie zachłyśnięcie się sufizmem (mistycznym nurtem doktryny islamskiej), które znać w cyklu jej pięciu powieści fantastycznych "Canopus in Argos" (1979-83).
Wierzyła w literaturę zaangażowaną, przełamującą tabu, taką, która bierze udział w najważniejszych debatach współczesności. Terroryzm polityczny, dyskryminacja rasowa, społeczna sytuacja kobiety - to były jej stałe tematy.
"Mając 14 lat - wspominała - potrafiłam oporządzić zwierzęta w obejściu, warzyć piwo imbirowe, polować na ptaki, a nawet prowadzić samochód". Opuściła rodzinę, by pracować jako pomoc domowa. Zaczęła pisać, teksty wysyłała do gazet.
Debiutowała krótko po wojnie powieścią "Trawa śpiewa". Pisarką feministyczną okrzyknięto ją po wydaniu "Złotego notesu" (1962), choć ona sama nie lubiła być tak szufladkowana, uważając feminizm za ruch zbyt polityczny dla pisarza. Ta książka to narracyjny eksperyment - jej bohaterką jest pisarka samotnie wychowująca córkę, która rozpisuje swoje życie w czterech notesach: czarny jest o jej doświadczeniach afrykańskich, czerwony o polityce, żółty to fikcja na własny temat, a błękitny to pamiętnik.
W latach 90. współpracowała z kompozytorem Philipem Glassem - napisała libretto do jego opery. Odrzuciła tytuł Dame of the British Empire, ponieważ nie uznawała czegoś takiego jak "British Empire". Mieszkała w londyńskim Hampstead. O tym, że przyznano jej Nobla (była dopiero 11. kobietą laureatem), dowiedziała się od tłumu fotoreporterów, wysiadając przed domem z taksówki. (j.sz.)
Marek Nowakowski (2.03.1935 - 16.05.2014)

Fascynacja podmiejską egzotyką stopniowo przekształcała się w brutalną diagnozę społeczną. Do kanonu współczesnej polskiej prozy weszła wydana w latach 70. powieść "Wesele raz jeszcze!" i zbiór opowiadań "Książę Nocy".
Po wprowadzeniu stanu wojennego Nowakowski jako pierwszy z polskich pisarzy zaczął publikować w obiegu niezależnym pod własnym nazwiskiem, za co był represjonowany przez władze PRL-u.
Natalia Gorbaniewska (26.05.1936 - 29.11.2013)

Kiedy po całym Kraju Rad i w demoludach zwoływano masówki potępiające "awanturników" z Pragi i wychwalające interwentów, 25 sierpnia 1968 r. ósemka odważnych wyszła na Łobne Miejsce na placu Czerwonym i gdy zegar na kremlowskiej wieży Spasskiej wybił południe, uniosła plakaty z napisami: "Niech żyje wolna i niepodległa Czechosłowacja", "Uwolnić Dubczeka!", "Precz z okupantami". Jeden z nich przyniosła 32-letnia wtedy Gorbaniewska, która na plac przyszła z trzymiesięcznym synkiem w wózku. Manifestacja trwała kilka minut. Tajniackie wołgi wywoziły z placu pobitych manifestantów, których mało kto zauważył. Kłopot był tylko z Gorbaniewską - była z dzieckiem i nie ośmielili się jej aresztować. Zaraz po demonstracji na gorąco przekazała relację o tym, co się stało, zachodnim korespondentom.
Pracowała jako redaktor i maszynistka w podziemnej "Kronice Wydarzeń Bieżących" opisującej represje polityczne w ZSRR, potem z diagnozą "schizofrenia bezobjawowa" działający na rozkaz KGB psychiatrzy posłali ją na przymusowe leczenie do więziennego szpitala w Kazaniu. W 1975 r. została zmuszona do opuszczenia kraju.
Zamieszkała w Paryżu, gdzie pracowała jako dziennikarka w rosyjskich pismach emigracyjnych. Przekładała na rosyjski polską literaturę, była przewodniczącą jury Nagrody Literackiej Europy Środkowej "Angelus". Od 2005 r. miała polskie obywatelstwo. (ricz)
Sue Townsend (2.04.1946 - 10.04.2014)
Angielska pisarka, autorka m.in. "Sekretnego dziennika Adriana Mole'a, lat 13 i 3/4", o której bez przesady można powiedzieć, że zbudowała poczucie humoru całego pokolenia, choć wszystkie konteksty jej książek w pełni mogli docenić jedynie poddani Jej Królewskiej Mości.
Swój słynny ośmioczęściowy cykl rozpoczęła w 1982 r., bohaterem czyniąc hipochondrycznego i egocentrycznego nastolatka, który zmaga się z niedoskonałościami cery i pierwszymi zawodami miłosnymi oraz usilnie próbuje zostać poetą. Ostatnia powieść cyklu - "Adrian Mole lat 39 i pół. Czas prostracji" (2009) opisuje życie dorosłego człowieka, który próbuje ratować swoje małżeństwo. Perypetie Adriana są pretekstem do ukazania zmian zachodzących w brytyjskiej polityce, obyczajowości i życiu codziennym.
Wśród innych książek Townsend jest m.in. "Królowa i ja" - opowieść o brytyjskiej rodzinie królewskiej, która po republikańskiej rewolucji wiedzie normalne życie na jednym z miejskich osiedli.
Kilka jej książek przeniesiono na scenę, a seria o Adrianie posłużyła jako podstawa dla cyklu słuchowisk radiowych, serialu telewizyjnego i sztuki teatralnej. (ło)
Ksiądz Jan Kracik (11.11.1941 - 24.04.2014)
Krakowski historyk Kościoła, znakomity pisarz historyczny. Autor tomu esejów "Święty Kościół grzesznych ludzi" radykalnie odrzucił założenie wielu jego poprzedników, że kościelnej instytucji bronić trzeba przez ukrywanie jej dawnych błędów. Pisał jak prawdziwy historyk, nie wpadał w pseudopobożną retorykę i nie bawił się w adwokata. Nie w prokuratora jednak również: jego książeczka o kontrowersyjnym dzisiaj średniowiecznym papieżu Grzegorzu VII wydaje mi się historycznie wzorowa. Miał niepowtarzalny styl, delikatnie ironiczny, nie walił nigdy cepem, kłuł nieźle szpilkami. Dobierał nie tylko myśli, ale również słowa, aby nigdy nie męczyć czytelnika jakimkolwiek banałem. (jt)
Siegfried Lenz (17.03.1926 - 7.10.2014)
Jeden z najwybitniejszych pisarzy niemieckich okresu powojennego. Pochodził z Ełku, pisał o skomplikowanej tożsamości i historii Mazur.
Wraz z m.in. Heinrichem Böllem, Günterem Grassem, Ingeborg Bachmann, Paulem Celanem i Martinem Walserem należał do słynnej Grupy 47, która promowała literaturę zaangażowaną społecznie. Książki Lenza przetłumaczono na 22 języki. Podobnie jak pochodzący z Gdańska Grass był przeciwnikiem niemieckich roszczeń terytorialnych wobec Polski. Popierał politykę kanclerza Brandta zmierzającą do pojednania z Polską i uznania powojennych granic. W swoich utworach poruszał tematy rozliczenia z hitlerowską przeszłością i złożonej mazurskiej tożsamości i historii. Napisał m.in. "Lekcję niemieckiego" (1968) i "Muzeum ziemi ojczystej" (1978).
Andrzej Czcibor-Piotrowski (30.11.1931 - 19.05.2014)

W czasie wojny zesłany na Sybir, przez Środkowy i Bliski Wschód trafił do Anglii. Do Polski wrócił w 1947 r. Pracował jako redaktor. Zadebiutował w 1956 r. tomem wierszy "Oczy śniegu". Autor dziesięciu zbiorów poetyckich i czterech powieści. Jego "Rzeczy nienasycone' znalazły się w finale Nike w 2000 r.
Sławomir Błaut (17.12.1930 - 20.05.2014)

"Wyobraźmy sobie, że swego czasu nie znalazłby w Polsce takiego tłumacza jak Sławomir Błaut. Mielibyśmy może po polsku jakiegoś Grassa, ale mógłby to być Grass nieciekawy, ciężki, nieurzekający językowym polotem. Nie chciałoby się go czytać, nikt by się jego książkami specjalnie nie przejmował. O ile uboższy byłby wtedy nasz obraz kultury niemieckiej" - mówiła o przekładzie Błauta Małgorzata Łukasiewicz.
Błaut, absolwent KUL-u, przełożył kilkadziesiąt książek niemieckich, szwajcarskich i austriackich pisarzy, m.in. Hermanna Brocha, Ernsta Jüngera czy Michaela Endego, ale właśnie z Grassem związał swoje życie. Towarzyszył nobliście podczas każdej wizyty w Polsce, wielokrotnie podróżował do Niemiec.
Andrzej Kuryłowicz (4.04.1954-21.03.2014)
Od początku lat 90. założył w Polsce kilka wydawnictw, z których najprężniej rozwinął wydawnictwo Albatros, czyniąc je jedną z największych w Polsce oficyn publikujących beletrystykę. Wprowadził do polskich księgarń m.in. książki Dana Browna, Harlana Cobena, Josepha Hellera, Kena Folletta, Fredericka Forsytha czy Stephena Kinga. Był prekursorem wydań kieszonkowych w Polsce, projektował szatę graficzną do wszystkich książek oraz materiałów promocyjnych. W ostatnich latach podjął zaciętą dyskusję z Polską Izbą Książki, sprzeciwiając się wprowadzeniu stałych cen na książki. Był pomysłodawcą i fundatorem Nagrody im. Jerzego i Hanny Kuryłowicz dla tłumaczy literatury naukowej.
Kuryłowicz ukończył studia na Wydziale Elektronicznym Politechniki Warszawskiej. Pracował w liniach lotniczych Pan American oraz Delta. Był także koordynatorem ds. operacyjnych polskiego oddziału Lufthansy. (Martin Stysiak)
Ludzie muzyki
Wojciech Kilar (17.07.1932 - 29.12.2013)

Jako autor muzyki filmowej współtworzył najważniejsze filmy polskiej kinematografii (Kutza, Konwickiego, Zanussiego, Polańskiego i Wajdy), zrobił też karierę w Hollywood. "Portret damy", "Dracula", "Dziewiąte wrota", "Pianista" - to wszystko Kilar.
Miał dar pisania muzyki, która doskonale integrowała się z obrazem, ale zarazem sprawdzała się jako dzieło autonomiczne. Do swej twórczości "poważnej" przenosił z kolei elementy nieco lżejsze. Jego polonez ze zekranizowanego przez Wajdę "Pana Tadeusza" na dobre wyparł na studniówkach poloneza Ogińskiego. Hollywoodzcy spece nie kryli zdziwienia, że jeden człowiek, bez grona aranżerów, jest w stanie dostarczyć im produkt idealny - tak było z muzyką do "Draculi" Coppoli.
Pochodził ze Lwowa, ale mówił o sobie, że jest Ślązakiem z wyboru. Obok fortepianu studiował kompozycję w klasie Bolesława Woytowicza w Katowicach. W 1957 r. brał udział w słynnych Kursach Nowej Muzyki w Darmstadt. Gdy został stypendystą rządu francuskiego, kształcił się w Paryżu u Nadii Boulanger.
Najpierw zafascynowany Strawińskim i Bartókiem, szybko wsiąkł w idee awangardy. Jego utwory z pierwszej połowy lat 60. są manifestem nowego brzmienia, sprzeciwu wobec tradycji. "Riff 62" z 1962 r. odniósł olbrzymi sukces. Potem były "Générique" czy "Diphtongos", a przełom lat 60 i 70. przyniósł jeszcze jedną fascynację, tym razem minimal music. Kilar po latach z dystansem podchodził do tamtych prób: "W porównaniu z Bachem te nasze komplikacje były śmieszne".
Przełomem okazał się rok 1974. Prawykonanie na Warszawskiej Jesieni ognistego fresku symfonicznego "Krzesany" wywołało konsternację. Miłośnicy awangardy poczuli się zdradzeni - Kilar wkraczał w swój okres narodowo-religijny, silnie inspirowany folklorem. Publiczność, a zwłaszcza muzycy orkiestrowi poczuli jednak, że owa stylistyczna rewolta daje im arcydzieło. I nie pomylili się.
Górami Kilar fascynował się od zawsze. "Im wyżej się idzie, tym ludzie, których się na szlaku spotyka, stają się lepsi, bliżsi sobie" - uważał. Później przyszły "Kościelec 1909" (pamięci Mieczysława Karłowicza), "Siwa mgła" i "Orawa". Mawiał: "Natchnieniem jest dla mnie to, że ktoś chce mojej muzyki. Nie napisałem chyba żadnego utworu bez zamówienia".
Czas stanu wojennego spędził w murach klasztoru jasnogórskiego - pod wpływem tych przeżyć powstał "Angelus". Miał zwyczaj obchodzić urodziny na Jasnej Górze. Gdy przed 11 laty zapytano kompozytora o najszczęśliwsze wydarzenie w życiu, bez wahania odpowiedział: "Koncert dla papieża. Muzycy Filharmonii Narodowej i soliści wykonali w Watykanie moją "Missa pro pace". Mogę umierać. Nic piękniejszego już mnie nie spotka". (asd, jh)
Claudio Abbado (26.06.1933 - 20.01.2014)

Jego interpretacje były wybitne bez względu na epokę czy styl utworów, równie znakomite w przypadku Mozarta i Stockhausena, Webera i Strawińskiego.
Kierował wieloma orkiestrami, wiele z nich osobiście założył. Promował młodych artystów, do legendy przeszła jego współpraca i przyjaźń z pianistką Marthą Argerich, rozpoczęta w 1967 r. brawurowymi nagraniami koncertów Ravela i Prokofiewa, a później Chopina i Liszta.
W 1989 r., po śmierci Herberta von Karajana, w historii Filharmoników Berlińskich rozpoczęła się "era Abbado". Nagranie kompletu symfonii Mahlera to jedna z najpiękniejszych interpretacji tych arcydzieł.
Przez ostatnie lata, już poważnie schorowany, mieszkał w Bolonii, ale wciąż dyrygował. Prezydent Włoch mianował go dożywotnim senatorem. Tym tytułem wyróżniani są Włosi, którzy rozsławili swój kraj na świecie. (asd)
Bobby Womack (4.03.1944 - 27.06.2014)
- Kiedy masz 65 lat, rozumiesz, o co chodzi w twoich piosenkach dużo lepiej niż wtedy, gdy masz 25 - mawiał o sobie urodzony w 1944 r. Womack. Był synem pary muzyków, sam zaczął występować w wieku siedmiu lat. Zaczynał od chóru kościelnego, w którym śpiewał i grał na gitarze. Gdy razem ze złożoną z jego rodzeństwa i rodziców grupą wydał pierwszy singiel, miał zaledwie 10 lat. W kolejnych dekadach śpiewał i komponował wiele przebojów utrzymanych w rozmaitych stylach - od rhythm & bluesa i soulu przez rock'n'rolla aż po country. Był między innymi oryginalnym wykonawcą pierwszego wielkiego przeboju The Rolling Stones "It's All Over Now". Jako muzyk sesyjny współpracował między innymi z Arethą Franklin i Janis Joplin. Jego karierę naznaczyły wieloletni narkotykowy nałóg oraz poważne problemy zdrowotne. Już jako weteran powrócił jednak na scenę, nagrywając gościnnie z grupą Gorillaz oraz wydając w 2012 r. wyprodukowany przez Damona Albarna znakomity album solowy "The Bravest Man In The Universe". - Ta płyta jest dla mnie cenna bardziej niż jakieś bentleye i rolls royce - mówił.
Pozostawił po sobie dwie nieukończone płyty, na których wspierali go m.in. Stevie Wonder, Rod Stewart i Snoop Dogg.
Christopher Hogwood (10.09.1941 - 24.09.2014)

Jako pierwszy w historii nagrał wszystkie symfonie Mozarta na instrumentach historycznych.
Łączył olbrzymią wiedzę historyczną z wyobraźnią i artystyczną osobowością - to dzięki niej nadano mu przydomek "Karajana muzyki dawnej".
W latach 70. i 80. smak muzyczny świata oraz brzmienie baroku i klasycyzmu w naszych uszach zmieniała cała fala muzyków (Marriner, Pinnock, Gardiner czy Brueggen, który mawiał, że "każdy Beethoven i Mozart zagrany na współczesnych instrumentach jest kłamstwem"), ale to Hogwood - klawesynista i dyrygent, był pionierem.
Zaczynał od średniowiecza i renesansu. W1967 r. wraz z muzykiem i historykiem Davidem Munrowem założył Early Music Consort. A pięć lat później sformował Academy of Ancient Music, którą kierował przez 30 lat. Od tej pory określał się jako "człowiek Haendla i Haydna".
Oratorium "Mesjasz" Haendla pod jego dyrekcją z Emmą Kirkby (sopran) to jedno z najlepszych nagrań w historii fonografii.
Hogwood był też popularyzatorem muzyki na polu literackim, napisał m.in. monografię Haendla. (asd)
Barbara Hesse-Bukowska (8.02.1930 - 9.12.2013)

W 1949 r. zdobyła II nagrodę w IV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina. W latach 50. doskonaliła grę u Artura Rubinsteina w Paryżu. Występowała na scenach na całym świecie, brała udział w festiwalach w Dubrowniku, Dusznikach, Gamingu, Gandawie, Pradze, Warszawie i Wiedniu. Odbyła też tournée jako solistka Orkiestry Filharmonii Narodowej w Warszawie i Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.
Była jurorką Konkursów Chopinowskich w latach 1985, 1990 i 1995. Do jej uczniów należeli m.in. Janusz Olejniczak i Włodzimierz Pawlik.
Stworzyła m.in. Festiwal Pianistyczny w Busku-Zdroju.
Jan Ekier (29.08.1913 - 15.08.2014)

W stosunku do wydania dzieł Chopina pod redakcją Paderewskiego praca Ekiera miała być najbliższa intencjom kompozytora, oczyszczona z naleciałości późniejszych epok. Pierwsze założenia "Wydania Narodowego" Ekier opublikował już w 1960 r., a prace zakończyły się pół wieku później, w 200. rocznicę urodzin Chopina.
W 1937 r. zdobył ósmą nagrodę na III Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina, szykował się do studiów w Paryżu, ale plany zaprzepaścił wybuch wojny. 15 sierpnia 1944 r. Ekier zagrał koncert dla powstańców w auli Politechniki Warszawskiej - wykonał wtedy Poloneza As-dur i "Etiudę rewolucyjną". Wraz z pierwszą żoną, aktorką Danutą Szaflarską, i roczną córeczką udało mu się przetrwać powstanie warszawskie.
Po wojnie włączył się w organizowanie Konkursów Chopinowskich, jego interpretacje pianistyczne zachowały się na płytach Polskich Nagrań i w archiwum Polskiego Radia. Do jego najzdolniejszych uczniów należy Piotr Paleczny. (asd)
Pete Seeger (3.05.1919 - 27.01.2014)

- W czasach wojny w Wietnamie zawsze, gdy wchodziłem na scenę i zaczynałem śpiewać jakąś antywojenną piosenkę, wśród publiczności było sporo ludzi, którzy głośno buczeli. Dziś śpiewam ten sam numer, a kilka tysięcy widzów bez wyjątku bije mi brawo. Niesamowite, jak w tym czasie zmieniła się Ameryka. Niesamowite, że ja to wszystko przeżyłem - mówił kilka lat temu.
W ciągu kilkudziesięciu lat kariery stał się jednym z symboli sceny folkowej. To on jest autorem m.in. "If I Had a Hammer" czy "Where Have All the Flowers Gone?".
Utwory z jego repertuaru stały się najpierw inspiracją dla pokolenia folkowców z Bobem Dylanem i Joan Baez na czele, później dla reprezentantów hippisowskiej rewolty. "Turn! Turn! Turn!" śpiewali The Byrds, ale po "Where Have All the Flowers Gone?" sięgnęła nawet Marlena Dietrich (my poznaliśmy tę piosenkę w polskiej wersji "Gdzie są chłopcy z tamtych lat", którą śpiewała Sława Przybylska). Z czasem Seeger stał się wzorem i punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń amerykańskich artystów wyczulonych na kwestie społeczne - wśród swoich największych inspiracji wymieniali go m.in. Eddie Vedder i Bruce Springsteen.
Nawet w zaawansowanym wieku pozostawał aktywny. Wystąpił na inauguracji prezydenta Obamy, śpiewał pośród protestujących, którzy demonstrowali w Nowym Jorku w ramach ruchu Occupy Wall Street. (san)
Jack Bruce (14.05.1943 - 25.10.2014)
Brytyjski muzyk, basista, kompozytor i piosenkarz. W latach 60. wraz z gitarzystą Ericem Claptonem i perkusistą Gingerem Bakerem współtworzył legendarny zespół rockowy Cream, który sprzedał 35 mln albumów w ciągu zaledwie dwóch lat. Otrzymał też pierwszą na świecie platynową płytę za album "Wheels of Fire". Bruce napisał i śpiewał największe hity tego zespołu, łącznie z "I Feel Free", "White Room" i "Sunshine of Your Love". Cream rozpadł się w listopadzie 1968 r., a Bruce rozpoczął karierę solową. Występował z wieloma znanymi muzykami. Jego piosenki wykonywali m.in. Jimmi Hendrix, David Bowie i Ella Fitzgerald. Roger Waters z zespołu Pink Floyd, który sam grał na gitarze basowej, uważał go za najbardziej utalentowanego basistę w historii. Bruce cierpiał na chorobę wątroby.(m)
Włodzimierz Kotoński (23.08.1925 - 4.09.2014)

Artysta i pedagog (wychował takich kompozytorów, jak Mykietyn czy Szymański) współpracował ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia, działał także w szkołach muzyki elektronicznej w Kolonii, Freiburgu, Paryżu i Sztokholmie. Od 1967 do 1995 r. wykładał na warszawskiej Akademii Muzycznej, gdzie kierował również działaniami Studia Muzyki Elektronicznej.
Do jego najważniejszych prac należą m.in. "Poemat na orkiestrę" (1949), "Sześć miniatur na klarnet i fortepian" (1957), "Mikrostruktury na taśmę" (1963), "AELA, czyli gra struktur aleatorycznych na jednym dźwięku harmonicznym, muzyka elektroniczna" (1970).
Komponował też muzykę do filmów dokumentalnych i animowanych, m.in. do "Domu" Waleriana Borowczyka i "Labiryntu" Jana Lenicy. (jś)
Charlie Haden (6.08.1937 - 11.07.2014)

Pozycję zyskał na przełomie lat 50. i 60. jako partner Ornette'a Colemana, z którym współtworzył free jazz. Później współpracował m.in. z Janem Garbarkiem, Patem Methenym i Lee Konitzem. Był liderem zespołu Quartet West i zaangażowanego politycznie (lewicowo) big-bandu Liberation Music Orchestra.
W tym roku ukazała się jego ostatnia płyta "Last Dance" nagrana w duecie z pianistą Keithem Jarrettem, z którym współpracował od dekad. Zmarł w Los Angeles po długiej chorobie. (yes)
Janusz Kondratowicz (20.07.1940 - 2.07.2014)

Napisał w sumie - pod własnym nazwiskiem, a także pseudonimami Jan Krynicz i Andrzej Senar - około 1500 tekstów. Co najmniej 150 z nich to wielkie hity, które na stałe weszły do historii polskiej muzyki rozrywkowej.
Zadebiutował jako poeta i satyryk. Od 1960 r. był związany z kabaretem studenckiego klubu Stodoła. To w nim zaczął pisać teksty piosenek. W latach 60. współpracował głównie z zespołami bigbitowymi (Trubadurzy, Polanie, Czerwono-Czarni) - dla Czerwonych Gitar napisał m.in. "Biały krzyż" i "Płoną góry, płoną lasy". Jest także autorem tekstów do przebojów Jacka Lecha, Wojciecha Gąssowskiego, Krzysztofa Krawczyka, Urszuli Sipińskiej, Ireny Jarockiej i Zdzisławy Sośnickiej. (san)
Lorin Maazel (6.03.1930 - 13.07.2014)
Telewidzowie na całym świecie mogli oglądać go aż 11 razy za pulpitem dyrygenckim, gdy prowadził Filharmoników Wiedeńskich podczas tradycyjnych Koncertów Noworocznych.
Był cudownym dzieckiem - jako pięciolatek zaczął naukę gry na skrzypcach i fortepianie, w wieku dziewięciu lat po raz pierwszy poprowadził orkiestrę w czasie wystawy światowej w Nowym Jorku. W kolejnych latach "Mały Maazel" dyrygował w Los Angeles, Filadelfii, San Francisco i Chicago, także przed kilkutysięczną publicznością.
Był uzdolniony nie tylko muzycznie - zgłębiał także matematykę, filozofię i języki obce. Jako stypendysta Fulbrighta trafił do Włoch. W Europie również dawał koncerty. Miał wtedy ledwie 22 lata.
Przez 11 lat kierował Berlińską Radiową Orkiestrą Symfoniczną, jednocześnie będąc dyrektorem muzycznym berlińskiej opery.
Wielokrotnie uczestniczył w festiwalu w Salzburgu, współpracował z operą wiedeńską. Jej dyrektorem był przez dwa lata. Bez powodzenia próbował wprowadzić w niej blokowy system grania przedstawień, który wtedy napotkał opór urzędników, a dziś jest stosowany w wielu operach na świecie.
W 1980 r. Maazel po raz pierwszy poprowadził Wiener Philharmoniker podczas koncertu noworocznego. Do 2005 r. w południe 1 stycznia grał z nimi 11 razy.
Był dyrektorem muzycznym orkiestry w Pittsburgu, głównym dyrygentem orkiestry symfonicznej w Monachium, a także Filharmonii Nowojorskiej.
W listopadzie 2000 r. z Andreą Bocellim nagrał superhit - album "Sentimento", który ukazał się dwa lata później i sprzedał w 3,5 mln egzemplarzy.
W 2008 r. z Filharmonią Nowojorską wystąpił w Korei Północnej jako pierwsza amerykańska orkiestra.
Śmierć zastała go na stanowisku głównego dyrygenta Filharmonii Monachijskiej, które objął w 2012 r. w wieku 82 lat. Zmarł w swoim domu z powodu powikłań po zapaleniu płuc, dwa tygodnie po otworzeniu współtworzonego przez siebie festiwalu w Castleton. (b)
Włodzimierz Szomański (1948 - 1.05.2014)
Kompozytor, pedagog i aranżer, lider wokalnego zespołu Spirituals Singers Band, który założył w 1978 r. Zafascynował się muzyką gospel, kiedy usłyszał szwedzki chór śpiewający takie utwory, łącząc klasyczną muzykę chóralną i sceniczną swobodę z przebojowym repertuarem.
W Spirituals Singers Band postawił na pieśni negro spirituals i gospel, dodając do nich jazzową improwizację osadzoną na solidnej, dopracowanej podstawie. Z czasem w repertuarze grupy znalazły się kolędy i pastorałki z różnych stron świata śpiewane w kilku językach, a także muzyka oratoryjna i chóralna, w tym monumentalna "Msza gospelowa". Doczekała się ona wielu wykonań, rejestracji płytowej i kilku emisji telewizyjnych. Nieobca Spiritualsom była też muzyka rozrywkowa - wykonywali na przykład wokalne opracowania piosenek The Beatles.
Na liście nagród, które przez lata otrzymał Spirituals Singers Band, są między innymi Nagroda im. Wacka Kisielewskiego, tytuł najlepszej polskiej jazzowej grupy wokalnej przyznany przez czasopismo "Jazz Forum" oraz Nagroda Artystyczna Polskiej Estrady "Prometeusz 2000".
Szomański zginął w wypadku drogowym busa wiozącego jego zespół na koncert. (raf)
Ludzie sztuki
Janusz Stanny (29.02.1932 - 13.02.2014)

Nauczyciel wielu pokoleń artystów, sam był uczniem Jana Marcina Szancera i Henryka Tomaszewskiego.
Jako karykaturzysta debiutował w 1951 r. na łamach "Szpilek". Na ASP przez wiele lat prowadził Pracownię Książki i Ilustracji. Miał na koncie książki dla dzieci, do których napisał też teksty: "Koń i kot", "Baśń o królu Dardanelu" i "O malarzu rudym jak cegła".
Igor Mitoraj (26.03.1944 - 6.10.2014)

Igor Mitoraj był człowiekiem sukcesu. Łowił ryby z Marlonem Brando, jadał kolacje z Federikiem Fellinim. W latach 80. zamieszkał we włoskim miasteczku Pietrasanta, gdzie 500 lat temu Michał Anioł znalazł marmur lepszy niż w sąsiedniej Carrarze.
Urodził się w 1944 r. w Niemczech, dokąd jego matka została wysłana na przymusowe roboty. Był najstarszym z sześciorga rodzeństwa. Gdy miał 19 lat, zaczął studiować malarstwo w Krakowie, w pracowni Kantora. Studiów nie ukończył. Za namową Kantora w 1968 r. wyjechał do Paryża, by kształcić się w École des Beaux-Arts. Jego kariera nabrała tempa po wystawie w prestiżowej galerii La Hune w 1975 r., gdzie sprzedał swoje pierwsze rzeźby.
Jego klasycyzujący styl spodobał się kolekcjonerom na całym świecie. Władze miast zapraszały go, by ozdobił swoimi dziełami główne place. W Warszawie wykonał m.in. drzwi do kościoła Jezuitów, jego rzeźba stoi też na rynku w Krakowie ("Eros bendato" z brązu). W Rzymie wykonał sześciometrowej wysokości wrota do bazyliki Santa Maria degli Angeli e dei Martiri.
W 2007 r. jego rzeźba - figury Maryi i Archanioła Gabriela - trafiła do zbiorów Muzeów Watykańskich. (aka)
Wojciech Fijałkowski (4.07.1927 - 10.04.2014)
Przez prawie 40 lat kierował Muzeum Pałac w Wilanowie. Był historykiem sztuki, muzealnikiem i varsavianistą. Po śmierci Jerzego Waldorffa krótko stał na czele Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami.
W czasie wojny działał w Szarych Szeregach. W 1951 r. ukończył historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze jako student rozpoczął pracę w Muzeum Narodowym. Jego dyrektor prof. Stanisław Lorentz zakwaterował młodego podwładnego w Wilanowie.
- Wilanów podnosił się wtedy po zniszczeniach wojennych, miałem czuwać, by nikt nie wykradał zbiorów - opowiadał nam kiedyś dr Fijałkowski. Do końca życia mieszkał w kordegardzie obok pałacu.
Od 1954 r. kierował Muzeum w Wilanowie - najpierw jako kustosz, potem kurator, wreszcie dyrektor, którym był do przejścia na emeryturę w 1991 r. Nadzorował rewaloryzację tej królewskiej rezydencji. Gościł w niej też monarchów i prezydentów. W Wilanowie nocowali m.in. Hajle Syllasje, Charles de Gaulle i Richard Nixon.
Dr Fijałkowski był autorem artykułów i książek z zakresu historii sztuki i muzealnictwa, ale głównie na temat Wilanowa i kultury artystycznej doby Jana III Sobieskiego.
Wojciech Krukowski (4.07.1927 - 10.04.2014)
Założyciel Akademii Ruchu, wieloletni dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski. Miał ogromny wpływ na kształt alternatywnego teatru i plastyki w Polsce. "Człowiek, który wyprowadził sztukę na ulicę" - pisano po jego śmierci.
Powstała w 1972 r. Akademia Ruchu na scenę swoich działań wybrała miasto - ulice, tramwaje, kolejki. Artyści naruszali granicę między widzem a wykonawcą, żeby wyrazić sprzeciw wobec ówczesnej polityki. "Działania Akademii Ruchu od początku były wymierzone w ład polityczny w PRL-u, przede wszystkim przez zaplanowane przez władze oddzielenie od siebie jednostek, klas i grup społecznych" - pisała w "Wyborczej" Dorota Jarecka.
Po przełomie 1989 r. zaproponowano Krukowskiemu prowadzenie CSW. Miał tam przyjść na dwa lata, był dyrektorem do 2010 r. Dziś jego program z lat 90. uważany jest za pionierski - pokazywał m.in. prace Krzysztofa Wodiczki i Zbigniewa Libery. Stworzył jedną z najważniejszych instytucji kulturalnych w Warszawie. (szy)
Jerzy Puciata (28.10.1933 - 28.06.2014)
Bydgoski malarz i społecznik, honorowy prezes Związku Polskich Artystów Plastyków. Urodził się w 1933 r. w Wilnie. Ukończył Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W czasie odwilży politycznej lat 50. należał do grupy twórczej o nazwie Grupa4. W latach 80. działał w bydgoskiej "Solidarności". Znany ze swojego zaangażowania w sprawy społeczne, zarówno w środowisku artystycznym, jak i poza nim. Jego prace były wielokrotnie nagradzane, również za granicą, gdzie wystawiał swoje obrazy kilkadziesiąt razy. "Bez wątpienia dąży w swojej twórczości do czystości. Do stworzenia pola, w którym mogłaby ona zaistnieć w całej swojej doskonałości" - pisał o jego twórczości Ryszard Przybylski, historyk literatury. "Czystość i prostota składają się na płótnach Puciaty na doskonałość, która staje się wręcz mitycznym, nieosiągalnym celem, do której dąży twórca".
W 2000 r. w plebiscycie "Wyborczej" na Bydgoszczanina Stulecia zdobył trzecie miejsce. Był też Artystą Roku 2001. (ml)
Jerzy Lewczyński (14.03.1924 - 2.07.2014)

Fotografią zajmował się profesjonalnie od 1951 r., gdy wstąpił do Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego. Szybko zainteresował się awangardowymi nurtami stojącymi w sprzeczności do socrealizmu.
Od 1957 r. współpracował z Bronisławem Schlabsem i Zdzisławem Beksińskim. Wspólnie zajęli się organizowaniem wystaw, które prezentowałyby dzieła inne niż te pokazywane w czołowych galeriach.
Zwrócił na siebie uwagę ekspresyjnymi, brutalnymi fotomontażami. Pokazywał rzeczy rozpadające się, zużyte, naznaczone działalnością człowieka (np. kartkę z rachunkami, słup ogłoszeniowy). Recenzja jednej z ich wspólnych wystaw nosiła tytuł "Antyfotografia"; krytyka podejścia Lewczyńskiego i Beksińskiego tylko przysporzyła im popularności. Był twórcą teorii "archeologii fotografii", reprodukował fotografie wykonane przez innych, często nieznanych autorów. Mówił: "Fotografia jest żywiołem, ja straciłem na fotografii życie, zęby, majątek. Jestem zwolennikiem teorii, która polega na przejmowaniu się tematem, na przeżywaniu każdego szczegółu". (yes)
Waldemar Świerzy (9.09.1931 - 2.11.2013)

Międzynarodową sławę przyniosły mu plakaty z portretami muzyków (słynny cykl "Wielcy ludzie jazzu"). Wspominał: "Miałem 15 lat, gdy znalazłem w gazecie ogłoszenie, że otwiera się w Katowicach wyższą szkołę plastyczną. Zostałem jej najmłodszym adeptem. W tym rozwalonym wtedy kraju było dużo płotów ograniczających ruiny. I one były zaklejane plakatami projektowanymi np. przez Henryka Tomaszewskiego. Postanowiliśmy z kolegami, że nie będziemy jak ci z malarstwa czekać, aż farba wyschnie, a potem na to, że ktoś nas gdzieś wystawi. Lepiej mieć od razu 10 tysięcy egzemplarzy wiszących od małej wsi po Warszawę".
Za plakaty do "Ziemi obiecanej" i "Psów wojny" dostał nagrody od amerykańskiego pisma "Hollywood Reporter".
Wykładał na uczelniach artystycznych w Poznaniu, Hawanie, Meksyku i w Hochschule der Künste w Berlinie Zachodnim. Uważał, że miejsce plakatu jest nie w galerii, ale w przestrzeni publicznej: "Niewydrukowany plakat to nie jest plakat. Trzeba go wywiesić na ulicy i sprawdzić publicznie". Zajmował się też ilustrowaniem książek i projektowaniem okładek płyt. Był autorem m.in. obwolut do słynnej serii wydawniczej "Współczesna proza światowa" PIW-u. (aka)
Ludzie kina
Robin Williams (21.07.1951 - 11.08.2014)

Przeważnie miały w sobie więcej dobra niż zła, choć świetnie wychodzili mu też negatywni bohaterowie thrillerów. Ale nawet ci najgorsi, jak pisarz morderca w "Bezsenności", wydają się sympatyczni.
Mieszankę dobra i zła znajdziemy też w najgłośniejszych rolach, za które był nominowany do Oscara - w "Fisher Kingu", "Good Morning, Vietnam" i "Stowarzyszeniu umarłych poetów", gdzie zagrał nauczyciela angielskiego w elitarnej szkole dla chłopców z klasy wyższej uczącego ich na swoje (i ich) nieszczęście, że czytanie poezji może być ciekawsze od karier zaplanowanych przez bogatych ojców.
Sam pochodził z podobnej rodziny, ale na szczęście nie musiał się uciekać do drastycznych środków, żeby przekonać ojca, menedżera w koncernie Forda, że naprawdę chce zostać aktorem.
W dzieciństwie jego problemem byli raczej rówieśnicy. Szybko odkrył, że jeśli stanie się klasowym klaunem, będzie mógł sprawić, iż koledzy będą się śmiać z nim, a nie z niego.
Do aktorstwa wszedł przez komedie typu stand-up - był mistrzem improwizacji. Występował m.in. w legendarnym satyrycznym programie "Saturday Night Live".
Po telewizyjnym sukcesie przyszła pierwsza główna rola w kinie - marynarza Popeye'a w nieudanej próbie przeniesienia słynnego komiksu na duży ekran podjętej przez Roberta Altmana (1980). Za to tytułowa rola w "Świecie według Garpa" (1982) George'a Roya Hilla przekonała wszystkich, że Williams sprawdza się także w poważnych rolach dramatycznych.
Pod koniec lat 80. był już w aktorskiej ekstraklasie, i to w każdej możliwej kategorii - teatralnej, filmowej i telewizyjnej. Jednak już wtedy tracił kontrolę nad życiem osobistym. "Kokaina to sposób, w jaki Bóg ci mówi, że masz za dużo pieniędzy" - żartował smutno. Choć nigdy nie mówił o tym publicznie, prawdopodobnie przez dekady trapiła go choroba dwubiegunowa, przekleństwo wielu ludzi zawodowo zajmujących się rozśmieszaniem innych.
Popełnił samobójstwo w domu w San Francisco. (wo)
Philip Seymour Hoffman (23.07.1967 - 2.02.2014)

Właśnie w tej kategorii trzy razy nominowano go do Oscara - za rolę oficera CIA w "Wojnie Charliego Wilsona", księdza oskarżonego o molestowanie dzieci w "Wątpliwości" i charyzmatycznego lidera sekty w "Mistrzu" Paula Thomasa Andersona, który obsadzał go w prawie każdym swoim filmie.
O "Magnolii" Andersona, w której zagrał, powiedział, że to jeden z najlepszych filmów, jakie widział, i "będzie walczył na śmierć i życie z każdym, kto się z tym nie zgodzi".
Za sportretowanie pisarza w filmie "Capote" dostał aż 23 nagrody. Do tej roli przez trzy miesiące uczył się wysławiania w specyficzny sposób i kontroli nad mięśniami, aby lepiej wyrażać ciałem emocje.
Od przystąpienia w 1995 r. do LAByrinth Theater Company grał i reżyserował na scenie, zdobywając trzy nominacje do broadwayowskiej nagrody Tony, m.in. za rolę w "Śmierci komiwojażera".
Młodym aktorom powtarzał: "Ucz się. Znajdź dobrych nauczycieli i ucz się z nimi. Wejdź w aktorstwo dla aktorstwa, a nie dla sławy i dla pieniędzy. Graj w sztukach. Musisz to kochać".
W dzieciństwie grał w baseball i uprawiał zapasy. Gdy miał dziewięć lat, jego rodzice się rozwiedli - został z matką prawniczką, która sama wychowała czworo dzieci (Hoffman miał ich troje, żartował, że nie zagrał w niczym, co będą mogły obejrzeć przed czterdziestką). Nie marzył o kinie. Sądził, że całe życie będzie jeździł rowerem do teatru.
Zmarł po przedawkowaniu narkotyków. (jsz)
Peter O'Toole (2.08.1932 - 14.12.2013)

Rolę brytyjskiego oficera wspierającego na początku XX w. arabskie plemiona w walce przeciw Turkom wcześniej odrzucił Marlon Brando, który miał stwierdzić, że nie spędzi dwóch lat, jeżdżąc na wielbłądzie. I rzeczywiście, O'Toole podczas zdjęć dziewięć miesięcy przebywał na pustyni.
Do Oscara był nominowany osiem razy, dostał go dopiero w 2003 r., za całokształt. Zagrał m.in. lorda Jima w adaptacji powieści Conrada. Audrey Hepburn uwodził w "Jak ukraść milion dolarów", do Polski zawitał, kręcąc "Noc generałów" Anatole'a Litvaka. Dwa razy był angielskim królem Henrykiem II - w "Beckecie" (1964) i "Lwie w zimie" (1968), mając za żonę Katharine Hepburn, z którą najbardziej lubił występować.
Uwielbiał tytoń. Gdy stremowany aktor nie wiedział, gdzie zgasić papierosa, O'Toole powiedział mu: - Niech cały świat będzie twoją popielniczką. (j.sz.)
Małgorzata Braunek (30.01.1947 - 23.06.2014)

Była objawieniem polskiego kina lat 60. i 70. Do filmu wyrwano ją jeszcze z liceum, a z powodu zajęć na planach filmowych nie skończyła warszawskiej PWST. W "Żywocie Mateusza" jako jedna z dwóch piękności w bikini nawiedzała nadwrażliwego bohatera granego przez Franciszka Pieczkę. W "Skoku" Kazimierza Kutza była dziewczyną odciągającą bohatera od planowanej napaści na wiejską spółdzielnię. W "Polowaniu na muchy" (1969) Andrzeja Wajdy furorę zrobił jej uśmiech i wielkie okulary, które nosiła, grając kobietę modliszkę. Janusz Głowacki żartował, nawiązując do jej wydatnych kości policzkowych, że Braunek to "Max von Sydow polskiego kina".
Niezwykle ekspresyjne aktorstwo zaprezentowała w dwóch filmach swego ówczesnego męża Andrzeja Żuławskiego - "Trzeciej części nocy", o okupacji we Lwowie, i "Diable", o czasach II rozbioru Polski.
W młodości rozdarta między katolicyzmem ojca i ewangelickimi przekonaniami matki, później jako buddystka wspierała ruch na rzecz praw człowieka w Chinach. Jako wegetarianka walczyła o prawa zwierząt. Pracowała jako wolontariuszka w hospicjum.
Do kina wróciła, zdobywając w 2004 r. nagrodę w Gdyni za rolę w "Tulipanach".
Swoją najważniejszą rolę teatralną zagrała w 2010 r. u Krystiana Lupy w "Personie. Ciele Simone" w warszawskim Dramatycznym: trochę jakby samą siebie, bo dawną gwiazdę, która po latach wraca do zawodu, gdy młody reżyser proponuje jej rolę Simone Weil. (j.sz.)
Anna Przybylska (26.12.1978 - 5.10.2014)

Miała dwa wielkie atuty - urodę i naturalność w zachowaniu przed kamerą. Po raz ostatni zagrała u Jacka Bromskiego w "Bilecie na księżyc", rolę striptizerki, w której zakochuje się idący do wojska bohater. Wystąpiła też w "Rysiu" Stanisława Tyma, w "Lekcjach pana Kuki" Dariusza Gajewskiego była prezentem urodzinowym dla głównego bohatera, w "Superprodukcji" Juliusza Machulskiego - żoną biznesmena pragnącą zagrać w filmie, a w "Sępie" Eugeniusza Korina kochał się w niej policjant Michał Żebrowski.
Pochodziła z Gdyni, w której mieszkała, unikając życia celebrytki, choć była twarzą wielu kampanii reklamowych. Osierociła troje dzieci. (j.sz.)
Joanna Szczerbic (13.06.1941 - 8.03.2014)
Była gwiazdą polskiego kina lat 60. Ukończyła łódzką Filmówkę i występowała w tamtejszym Teatrze Powszechnym.
W "Agnieszce 46" (1964) Sylwestra Chęcińskiego zagrała nauczycielkę na Ziemiach Odzyskanych, skonfliktowaną z zakochanym w niej Leonem Niemczykiem. W "Jutro Meksyk" (1966) Aleksandra Ścibora-Rylskiego skoków do wody uczył ją trener grany przez Zbigniewa Cybulskiego. W "Stajni na Salvatorze" (1967) Pawła Komorowskiego była dziewczyną bohatera (Janusz Gajos) mającego wykonać wyrok na koledze, który załamał się podczas niemieckiego przesłuchania, a w "Gorącej linii" (1965) Wandy Jakubowskiej - żoną bezkompromisowego inżyniera.
Grała w fabułach swego męża Jerzego Skolimowskiego - w "Barierze" była tramwajarką odmieniającą życie bohatera, zaś w "Rękach do góry", gdzie bohaterowie nazywają się od marek posiadanych samochodów, była Alfą, żoną Romea (Adam Hanuszkiewicz). Gdy "Ręce do góry" zostały skierowane na półkę, wyjechała ze Skolimowskim na Zachód, praktycznie rezygnując z aktorstwa. (j.sz.)
Bohdan Poręba (5.04.1934 - 25.01.2014)

Był synem sanacyjnego oficera, urodził się w Wilnie. Do Filmówki dostał się w 1951 r., mając 17 lat. Po studiach nakręcił dokument "Apel poległych", poświęcony walce polskich żołnierzy na wszystkich frontach, z zakazanymi wcześniej materiałami z Monte Cassino i powstania warszawskiego.
W fabule debiutował "Lunatykami" (1959 r.), o dzieciakach wałęsających się przy ówczesnej atrakcji stolicy, czyli ruchomych schodach na Trasie W-Z.
Podpadł władzy filmem "Daleka jest droga" (1963) według Ksawerego Pruszyńskiego, o poruczniku (Jan Machulski) z dywizji gen. Maczka, ale wrócił do pracy po Marcu: "Podłączyłem się pod tzw. grupę moczarowską. Podobała mi się ich frazeologia. Że w kulturze musi dominować kolor biało-czerwony".
Na kolaudacjach Poręba gromił filmy kolegów: obejrzawszy "Palace Hotel" Ewy Kruk według "Dworca w Monachium" Dygata, krzyczał, że reżyserka "chce robić szmoncesy na temat narodu polskiego". Zaszczuty Dygat zmarł kilka tygodni później.
Po "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego w kolaudacyjnym formularzu napisał: "Kategoria IV, zasięg rozpowszechniania - nikt, festiwale - nie".
W 1975 r. został szefem zespołu Profil, zwanego złośliwie "Ułanami z Rakowieckiej" (od miejsca siedziby MSW), w którym powstały m.in. antysolidarnościowa "Godność" Romana Wionczka, "Zamach stanu" Filipskiego, ale też "Nad Niemnem" i filmy Grzegorza Królikiewicza. Gdy Poręba kręcił "Katastrofę w Gibraltarze" (1983) o śmierci Władysława Sikorskiego, do roli córki generała musiał wziąć Bułgarkę Darinkę Mitovą, bo polskie aktorki odmówiły.
Poręba wstąpił do PZPR w 1969 r. Od 1981 r. był liderem Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald". W latach 90. wiązał się politycznie m.in. z Tymińskim, Lepperem i Tejkowskim.
Stanisław Manturzewski (29.09.1928 - 28.07.2014)

Buzował w nim ferment czasów odwilży, tygodnika "Po Prostu", Klubu Krzywego Koła, ciekawość życia odkrywanego w całym swoim szaleństwie i anarchii po latach stalinowskiej urawniłowki. Studiował życie chuliganów (pionierskie studium "Niebezpieczne ulice" z Czesławem Czapowem), nagle lądował w Siedlcach jako kierownik domu kultury (stąd kapitalny dokument "Anatomia miasta" Janusza Kidawy), to znów jako ukryty reporter wstępował do sekty Stolicy Bożej Barankowej na Dolnym Śląsku (znajdując materiał dla drapieżnego dokumentu Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego o religijnym kulcie jednostki "Dwa oblicza boga").
W latach gierkowskiego boomu "Mantu" pojechał do robotniczego miasta-blokowiska Jastrzębia - tak powstał jego pierwszy autorski dokument o nieopisanym życiu peerelowskim. Pokazywał kraj pełen absurdów, ale zarazem bujny, ciekawy, kipiący stłumioną energią, niemieszczący się w wyznaczonych ramach.
"Mantu" miał, jak wielu rewolucjonistów spod znaku "Po Prostu", gdzie w latach 50. debiutował jako reporter, mentalność lewicowo-anarchistyczną, przekorną, nieuznającą żadnych hierarchii ani świętości, przekraczającą bariery. (tsob)
Alain Resnais (3.06.1922 - 1.03.2014)

Powtarzał, że jest wierny surrealistom, powoływał się na Bretona, który obalał bariery dzielące świat wyobraźni od tak zwanej rzeczywistości.
Swoje arcydzieło, "Hiroszima, moja miłość", nakręcił według scenariusza Marguerite Duras. Rzeczywistością w tym filmie są "obrazy mentalne", przemieszana świadomość francuskiej aktorki (Emmanuelle Riva) i jej japońskiego kochanka. Kontakt z Hiroszimą oraz miłość do Japończyka budzą w bohaterce wspomnienie z okupacji - jej dawnej, potępionej miłości do niemieckiego żołnierza. Chyba nigdy wcześniej w kinie nie udało się oddać tak sugestywnie strumienia ludzkiej świadomości, w której przeszłość i teraźniejszość, wyobrażenie i realność istnieją równocześnie. Resnais realizował w kinie XX-wieczne teorie czasu subiektywnego, które w filozofii tworzył Bergson, a w literaturze - Proust.
Porównywał swoją metodę filmowania do listu odbitego na bibule, który nabiera znaczenia odbity w lustrze. Tym lustrem jest świadomość widza. Jego "Zeszłego roku w Marienbadzie" (Złoty Lew w Wenecji) to fascynujący palimpsest, najbardziej enigmatyczny film świata do dziś wywołujący sprzeczne interpretacje, których sami autorzy - Resnais i pisarz Alain Robbe-Grillet - zdawali się nie być do końca pewni.
W latach 70. wypracował nowy, lekko ironiczny styl. Łączył surrealistyczną fantazję z pedanterią, zabawę z filozofią. Miał szerokie zainteresowania. Był m.in. kolekcjonerem komiksów - pozostawił największą prywatną kolekcję w Europie. (tsob)
Shirley Temple (23.04.1928 - 10.02.2014)
Na 11. urodziny dostała od fanów 135 tys. kartek z życzeniami. Była pociechą publiczności w czasach Wielkiego Kryzysu. Słodkim dzieckiem, które z energią i optymizmem pokonuje życiowe przeszkody.
W 1935 r. płacono jej 1,5 tys. dolarów tygodniowo (jej matka za opiekę nad nią dostawała 500 dolarów). Studio 20th Century Fox ubezpieczyło ją na życie w londyńskim Lloydzie. W 1938 r. Fox, dla którego zarobiła 30 mln dolarów, płacił jej już 10 tys. tygodniowo.
Temple występowała ponadto w reklamówkach, m.in. General Electric i Packarda. W 1939 r. Salvador Dali poświęcił jej jeden ze swych obrazów.
Jako sześciolatka dostała specjalnego Oscara za "nadzwyczajny wkład w ekranową rozrywkę". Mówiła: "Przestałam wierzyć w Świętego Mikołaja, gdy miałam sześć lat. Mama zabrała mnie do domu towarowego, żebym zobaczyła Mikołaja, a wtedy on poprosił mnie o autograf".
Gdy w 1973 r. jako pierwsza słynna kobieta przyznała publicznie, że poddała się operacji amputacji piersi, dostała 50 tys. listów z wyrazami wsparcia.
W 1969 r. Richard Nixon mianował ją przedstawicielem USA przy ONZ, a w 1989 r. George W. Bush - ambasadorem w Czechosłowacji. (j.sz.)
Edward Żebrowski (26.07.1935 - 13.02.2014)

Przewlekła choroba (Bürgera) przerwała jego świetnie zapowiadającą się drogę filmowca. Nawet gdy odsunął się od czynnego filmowania, pozostawał autorytetem i nauczycielem. Od lat 80. już tylko uczył myślenia o kinie i scenariopisarstwa w szkołach filmowych w Katowicach, w Berlinie Zachodnim, w Bernie, w Szkole Wajdy.
Zrealizował trzy kinowe fabuły: "Ocalenie" (1972), "Szpital Przemienienia" (1978) i "W biały dzień" (1981).
Był współautorem scenariuszy do pierwszych, wybitnych filmów Zanussiego, m.in. "Struktury kryształu".
Pierwszym autorskim filmem, który przyniósł mu rozgłos, była telewizyjna "Szansa" (1970). To w niej Zbigniew Zapasiewicz po raz pierwszy kreował postać egotycznego intelektualisty, który w sytuacji ostatecznej wychodzi poza krąg swego "ja" i dostępuje duchowego ocalenia.
Wprowadzał do polskiego kina tematykę, którą wiązano z wpływem wielkiej literatury światowej: Dostojewskiego, "Czarodziejskiej góry" Manna, "Dżumy" Camusa. Żebrowski miał duży wpływ na pokolenie, które nadawało ton polskiemu kinu: Zanussiego, Kieślowskiego, Holland, Marczewskiego, Bajona. Był jednym z tych, którzy wtedy usiłowali - skutecznie - wyprowadzić polskie kino na głębię, poza peerelowskie opłotki, zaszczepiając mu inną problematykę niż ta, którą określa się mianem "moralnego niepokoju".
Mówiąc o inspiracjach Żebrowskiego, nie można pominąć tego, co przeżył w więzieniu i szpitalu. W 1965 r. on i pisarz Ireneusz Iredyński zostali uwięzieni wskutek - jak dziś się uważa - milicyjnej prowokacji, oskarżeni o gwałt.
Marek Hłasko pisał o nim w "Pięknych dwudziestoletnich": "Podczas gdy ja miotałem się przez całe życie, on nawet w bójce zachowywał przerażający i niezrozumiały spokój". Ćwiczył boks. Jedna z pierwszych jego szkolnych etiud dokumentalnych, czterominutowa, mocna "Szkoła uczuć", ukazuje mecz bokserski poprzez dziczejące w oczach, coraz bardziej odczłowieczone twarze kibiców.
Stawiał niewygodne pytania o przemoc i terror, które rodzą się wśród swoich, w kręgu potencjalnych ofiar. O tym mówią dwa ostatnie filmy fabularne Żebrowskiego: "Szpital Przemienienia" i "W biały dzień". W adaptacji wczesnej powieści Lema w psychiatrycznym Szpitalu Przemienienia, jeszcze zanim wkroczą do niego hitlerowcy, lekarzowi marzy się figura nadczłowieka, zerwanie ze "zgniłą tradycją judeochrześcijańską". Film "W biały dzień", który miał premierę w czasach pierwszej "Solidarności", był przestrogą przed polityczną prowokacją i wejściem na drogę terroru. Akcja dzieje się w czasach carskich: patriotyczny zamachowiec ma wykonać wyrok na pisarzu oskarżonym o współpracę z ochraną (postać wzorowana na Stanisławie Brzozowskim). Okazuje się jednak, że ten, który tak ostro sądzi zdradę, sam jest ofiarą prowokacji.
Wspominał: "Nasze filmy wyrywały nas z peerelu na długie miesiące. Potem wracaliśmy, żeby bronić swojego filmu. I czym prędzej, kto tylko mógł, brał się za następny film". (tsob)
Eli Wallach (7.12.1915 - 24.06.2014)
Należał do pierwszego rocznika absolwentów Actors Studio. Słynny aktor charakterystyczny, laureat honorowego Oscara.
W kinie debiutował rolą przebiegłego Sycylijczyka wykorzystującego napięcie między nastoletnią żoną i jej znacznie starszym mężem w dramacie Elii Kazana "Baby Doll". Dostał wtedy nagrodę BAFTA. Przeciw filmowi protestowali hierarchowie kościelni i prasa; magazyn "Time" nazwał dzieło Kazana "najbardziej plugawym spośród amerykańskich filmów kiedykolwiek legalnie wyświetlanych".
Największą popularność zyskał dzięki występom w westernach. W "Siedmiu wspaniałych" Johna Sturgesa grał herszta bandytów. Najsłynniejszą jego rolą okazała się jednak ta ze spaghetti westernu "Dobry, zły i brzydki" Sergia Leone. Wallach był tym brzydkim, dobrym - Clint Eastwood, a złym - Lee Van Cleef.
W 2005 r. wydał autobiografię "Dobry, zły i ja". Powiadał: "Nigdy nie straciłem apetytu na granie". (j.sz.)
Lauren Bacall (16.09.1924 - 12.08.2014)
Była jedną z najpiękniejszych twarzy złotej ery hollywoodzkiego kina. Chłodna, nieco wyniosła, inteligentna i pewna siebie. Gdy patrzyła na ekranowych partnerów, lekko schylała głowę i kusiła dużymi, często przymrużonymi oczami - ponoć na planie "Mieć i nie mieć" nauczył ją tego reżyser Howard Hawks.
Urodziła się na Bronxie jako Betty Joan Perske, w rodzinie żydowskich imigrantów: jej dziadkowie ze strony ojca pochodzili z Polski. By opłacić studia aktorskie, dorabiała jako bileterka na Broadwayu. Tam zobaczył ją jeden z krytyków i opisał w "Esquire" - wkrótce znalazła się na okładce "Harper's Bazaar". Howard Hawks ocenił, że jak na aktorkę Bacall ma zbyt wysoki głos. Zaczęła palić dwie paczki papierosów dziennie, by go obniżyć. Odtąd głos był jej znakiem rozpoznawczym.
Jej filmowym ojcem chrzestnym był właśnie Hawks, który specjalnie dla niej rozbudował drugoplanową rolę w "Mieć i nie mieć". Wystąpiła u boku Humphreya Bogarta. Przez lata traktowani byli jako nierozłączna para na ekranie - zagrali razem w "Wielkim śnie", "Mrocznym przejściu" i "Key Largo". Po jego śmierci wróciła do Nowego Jorku, gdzie w 1970 r. otrzymała nagrodę Tony (teatralny odpowiednik Oscara) za rolę w "Applause".
W 2000 r. wręczono jej Oscara "za rolę, jaką odegrała w złotej erze amerykańskiej kinematografii". (ptf)
Bob Hoskins (26.10.1942 - 29.04.2014)
Aktor o charakterystycznej aparycji (z upodobaniem angażowano go do ról plebejuszy), z niezwykłą energią, mówiący cockneyem.
Nominację do Oscara przyniosła mu rola kierowcy ciemnoskórej call-girl w dramacie Neila Jordana "Mona Lisa", a masową popularność - detektywa Eddiego Valianta z częściowo animowanej komedii kryminalnej Roberta Zemeckisa "Kto wrobił królika Rogera?". Zagrał też Chruszczowa we "Wrogu u bram" Annauda i Berię - w "Wewnętrznym kręgu" Konczałowskiego.
Jego babka była Romką. Szkołę rzucił, mając 15 lat; pracował jako tragarz i czyściciel szyb, na teatralny casting wszedł prosto z popijawy w barze. W "Nietykalnych" Briana De Palmy miał zastąpić Roberta de Niro, gdyby ten nie przyjął roli Ala Capone. Gdy De Niro rolę przyjął, De Palma wysłał Hoskinsowi czek na 20 tys. funtów i kartkę ze słowem: "Dziękuję". Wtedy Hoskins zadzwonił do De Palmy z pytaniem, czy ten ma więcej filmów, w których Hoskins mógłby nie wystąpić.
Cierpiał na chorobę Parkinsona. Zmarł w londyńskim szpitalu na zapalenie płuc. (j.sz.)
Miklós Jancsó (27.09.1921 - 31.01.2014)

Za "Czerwony psalm", o wiejskiej rewolcie w roku 1890, dostał w Cannes nagrodę za reżyserię.
Lubił długie ujęcia, aktorów poruszających się w milczeniu lub wygłaszających rezonerskie monologi. W jego filmach występowali Krystyna Mikołajewska, Anna Dymna i Daniel Olbrychski. Próby reżyserskie we Włoszech nie przyniosły mu powodzenia, choć zaangażował m.in. Monicę Vitti. Jego drugą żoną była reżyserka Márta Mészáros. Zmarł na raka płuc. (j.sz.)
Richard Attenborough (29.08.1923 - 24.08.2014)
Angielski aktor i reżyser, twórca oscarowego "Gandhiego", biograficznego "Chaplina" oraz wojennego dramatu "O jeden most za daleko", o nieudanym desancie aliantów pod Arnhem.
Ukończył prestiżową Royal Academy of Dramatic Art. Karierę aktorską zaczynał jako tchórzliwy marynarz w "Naszym okręcie" Noëla Cowarda, potem błysnął jako psychopatyczny gangster w adaptacji powieści Grahama Greene'a "W Brighton". Podczas wojny służył w RAF-ie, za to w "Wielkiej ucieczce" dowodził uciekinierami z niemieckiego oflagu. Dostał dwa Złote Globy za drugoplanowe role: w "Ziarnkach piasku" i "Doktorze Dolittle".
Jego specjalnością były czarne charaktery, ale już w latach 50. założył firmę producencką Beaver Films, w której powstała m.in. "Liga dżentelmenów", o byłych wojskowych napadających na bank. Jako reżyser najchętniej obsadzał Anthony'ego Hopkinsa, m.in. jako pisarza C.S. Lewisa w "Cienistej dolinie". Jako aktor był jeszcze milionerem klonującym prehistoryczne gady w "Parku jurajskim" Spielberga. (j.sz.)
Ludzie sportu
Gerard Cieślik (29.04.1927 - 3.11.2013)

Kibice poznali go na chorzowskim stadionie, gdy miał 19 lat, podczas towarzyskiego meczu reprezentacji Śląska z Armią Renu, drużyną angielskich sił okupacyjnych stacjonujących w Niemczech.
Był rok 1946. Przyjazd Anglików wzbudził na Śląsku rekordowe zainteresowanie. Chyba nigdy wcześniej ani później stadion Ruchu nie był tak wypełniony - niektóre relacje mówiły nawet o 50 tysiącach kibiców na Cichej.
W drużynie Armii Renu grali zawodowi piłkarze z najlepszych angielskich klubów, m.in. Arsenalu, Tottenhamu i Manchesteru City. Niewiele wcześniej Armia Renu rozbiła w Hamburgu reprezentację Warszawy aż 12:0. Przed meczem wszyscy zastanawiali się, ile Anglicy strzelą bramek. Ale Ślązacy wygrali 3:2, a jedną bramkę strzelił mało jeszcze znany szerszej widowni nastolatek. "Cieślik pokazał formę i klasę, jakiej nie oglądaliśmy po wojnie u żadnego jeszcze piłkarza w Polsce (...). Przechodził sam siebie, klasa tego piłkarza stawia go już dzisiaj na pierwszym miejscu wśród wszystkich napastników polskich" - pisały z zachwytem gazety. Cieślik wielokrotnie podkreślał potem, że był to jego najlepszy mecz w życiu.
Ale mecz najważniejszy rozegrał 11 lat później. O powołaniu na mecz ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim dowiedział się z radia. Na przedmeczowym zgrupowaniu Cieślika nie było, bo część działaczy uznała, że jest już za stary i może mieć kłopoty z twardo grającymi obrońcami Wielkiego Brata. 20 października 1957 r. jak co dzień poszedł do huty Batory, gdzie pracował jako tokarz. Zameldował, że gra mecz w reprezentacji i w związku z tym chciałby się zwolnić. Dostał zgodę.
Dwie bramki wbite Lwu Jaszynowi w zwycięskim meczu sprawiły, że Cieślik został idolem. Po zwycięskim meczu (Polska wygrała 2:1) szczęśliwi kibice znieśli go z boiska na ramionach. Nazajutrz piłkarze zostali zaproszeni do komitetu wojewódzkiego. Przestraszeni działacze pytali, czy ktoś im obiecał coś za zwycięstwo. Bohater z Chorzowa za zdobycie obu goli nic nie dostał.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej w 1959 r. Cieślik nie rozstał się z Ruchem Chorzów. Był trenerem, łowcą talentów, członkiem zarządu i honorowym prezesem klubu.
W 1995 r. Ruch po raz drugi raz w historii wypadł z ekstraklasy. Działacze nie chcieli się z tym pogodzić, planowali fuzję z Olimpią Poznań i przeniesienie nowego klubu z powrotem do ekstraklasy. Olimpia miała dać tylko miejsce w lidze, cała reszta z nazwą i stadionem do rozgrywania meczów - miała należeć do Chorzowa. Trzeba było autorytetu Gerarda Cieślika, by zrezygnowano z tych planów. To on powiedział: "Nie łączmy się z nikim. Sami powalczmy o należne nam miejsce". Działacze na szczęście go posłuchali.
W 1999 r. Gerard Cieślik został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. (pacz)
Alfredo Di Stéfano (4.07.1926 - 7.07.2014)

W złotym okresie Realu Madryt Di Stefano w latach 1956-60 zdobył z klubem pięć tytułów najlepszego klubu Europy - pierwszy w wieku 30 lat.
Piłkarz urodzony w Buenos Aires bardzo późno trafił na Stary Kontynent. Legendarną wojnę o niego stoczyły dwa hiszpańskie kluby - Real i Barcelona. Na liście transferów, które najbardziej zmieniły historię futbolu, Di Stefano jest do dziś na pierwszym miejscu.
W Argentynie grał dla River Plate, gdy w 1949 r. piłkarze ogłosili strajk. Di Stefano i 200 innych graczy z całego świata wyjechało do Kolumbii, bo tam lepiej im płacono. Argentyńczyk trafił do Millonarios w Bogocie.
FIFA postanowiła ukarać jednak tę samowolę, wykluczając Kolumbijczyków z rywalizacji międzynarodowej. W 1951 r. podpisano tzw. pakt w Limie. Na jego mocy uciekinierzy mieli grać w Kolumbii jeszcze trzy lata, a potem wrócić do klubów, które opuścili.
Grał w finale Pucharu Europy w 1974 r., zdobywając gola w starciu z Bayernem. Monachijczycy wyrównali dwie minuty przed końcem dogrywki i wygrali mecz powtórzony.
Di Stefano reprezentował aż trzy kraje: Argentynę, Kolumbię (wszystkie mecze unieważnione przez FIFA) i Hiszpanię, ale nigdy nie zagrał w finałach mistrzostw świata. W 1950 i 1954 r. Argentyna zrezygnowała z udziału w mundialach, w 1958 Hiszpania przegrała eliminacje, w 1962 Di Stefano wykluczyła kontuzja - choć pojechał z "La Roja" do Chile, nie grał.
Mundial w Anglii (1966) przypadł na koniec jego kariery.
Jako trener nie osiągnął podobnych sukcesów jak na boisku. Jednak do śmierci był honorowym prezesem Realu Madryt i pozostaje jego największą legendą. (dw)
Zbigniew Pietrzykowski (4.10.1934 - 19.05.2014)

Po latach okazało się, że Pietrzykowski uległ późniejszemu wielokrotnemu mistrzowi świata zawodowców w wadze ciężkiej, najlepszemu bokserowi wszech czasów - Muhammadowi Alemu.
W latach 50. i 60., kiedy nie było jeszcze mistrzostw świata w boksie, Pietrzykowski królował na mistrzostwach Europy. Wygrał je aż cztery razy, rywalizując w trzech kategoriach: lekkośredniej, średniej i wreszcie w półciężkiej - w niej walczył najdłużej.
Był dobrym chłopcem w otoczeniu złych chłopców, więc może trochę zaskakiwać, że ze swoim charakterem zrobił karierę bokserską. Nazywany był "dżentelmenem ringu" - rzadko nokautował. Jednak to właśnie Pietrzykowski stoi za jedyną porażką przed czasem słynnego Laszlo Pappa, trzykrotnego mistrza olimpijskiego (techniczny nokaut na turnieju w Warszawie w 1956 r.).
- Zbyszek miał wszystko, czego potrzeba, żeby wygrywać: mądrą głowę, szybkie nogi, ręce, które trafiały, no i serce. Boksował z odwrotnej pozycji. Ach, ta jego lewa kontra! Mało kto potrafił się przed nią uchronić. Miał przy tym dobre warunki fizyczne. Jak na wagę, w której boksował, był dość wysoki. Miał duży zasięg ramion. Trudno było go trafić - opowiadał po śmierci Pietrzykowskiego jego przyjaciel, mistrz olimpijski Marian Kasprzyk.
Zbigniew Pietrzykowski niemal całą karierę był zawodnikiem BBTS Bielsko-Biała. W latach 1993-97 był posłem z ramienia BBWR, potem działał w Polskim Komitecie Olimpijskim. (pacz)
Jan Werner (25.07.1946 - 21.09.2014)
Gdy zaczął studia na warszawskiej AWF, biegał sprinty. Jednak namówiono go na 400 m. I niecałe dwa lata później zdobył złoty medal w sztafecie 4 x 400 m na mistrzostwach Europy w Budapeszcie (1966), ostatnich wielkich zawodach lekkoatletycznego wunderteamu.
Werner biegł w finale z Stanisławem Grędzińskim, Edmundem Borowskim i Andrzejem Badeńskim.
Polacy zdobyli w Budapeszcie siedem złotych medali, a w sumie 15 i zajęli w tabeli medalowej drugie miejsce - za NRD, ale przed ZSRR.
Trzy lata później w Atenach Polacy z Wernerem na czele namieszali jeszcze bardziej na 400 m. W finale biegło ich trzech, mistrzem został Werner, brązowym medalistą Grędziński.
Werner trzykrotnie uczestniczył w igrzyskach olimpijskich - w Montrealu w 1976 r. zdobył srebro w sztafecie 4 x 400 m z Janem Balchowskim, Waldemarem Koryckim i Andrzejem Badeńskim.
Był wielokrotnym mistrzem i rekordzistą Polski oraz rekordzistą Europy na 200 m (20,4 s) i w sztafetach 4 x 200 m i 4 x 400 m. Po zakończeniu kariery został trenerem. Zmarł po długiej chorobie. (rl)
Marek Galiński (1.08.1974 - 17.03.2014)
Galiński to dziewięciokrotny mistrz Polski Cross Country, czterokrotny maratonu MTB. 10 razy zwyciężał w klasyfikacji generalnej Grand Prix MTB.
Jeszcze jako zawodnik został trenerem Mai Włoszczowskiej i kadry kolarek górskich. Niestety, przed igrzyskami w Londynie Włoszczowska, mająca największe szanse na złoty medal, pogruchotała staw skokowy. I wprawdzie inna zawodniczka Aleksandra Dawidowicz zajęła tam dobre siódme miejsce, ale trener czuł się w kraju niedoceniany.
W 2013 r. podpisał kontrakt z rosyjskim związkiem planującym ofensywę na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 r. Była to praca marzenie: Rosjanie spełniali każde życzenie Galińskiego, który wziął ze sobą polski sztab fizjologów, fizjoterapeutów, asystentów, kupił nowe samochody, sprzęt badawczy i zaczął szeroką selekcję.
Jego plany pokrzyżowała śmierć - zginął w wypadku samochodowym pod Jędrzejowem. (rl)
Helena Rakoczy (23.12.1921 - 2.09.2014)
Dziś w Polsce tak utytułowanych sportowców już nie ma. Tylko na mistrzostwach świata w Bazylei w 1950 r. zdobyła cztery (!) złote medale - zwyciężyła w wieloboju indywidualnym, ćwiczeniach wolnych, na równoważni i w skoku przez konia. - Byłam w transie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Od momentu, gdy przed rozpoczęciem ćwiczenia stanęłam na baczność, nie widziałam już nikogo. Tkwiła już we mnie tylko chęć wyżycia się na przyrządzie - opowiadała gazecie "Polska Zbrojna".
Zdobyła 26 mistrzostw Polski, a w 1950 r. została uznana za najlepszego sportowca kraju. "Najwybitniejsza polska gimnastyczka" - tytułowali ją w Wawelu Kraków, jednym z klubów, które reprezentowała (występowała też w Sokole Kraków i Koronie Kraków).
Po zakończeniu kariery zawodniczej była odznaczana również jako trenerka i działaczka społeczna. Otrzymała m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. (pj)
Eusébio (25.01.1942 - 5.01.2014)

Eusébio urodził się w dzisiejszym Mozambiku. Jako 15-latek zaczął grać w lokalnym Sporting de Lourenço Marques. Tam wypatrzył go brazylijski trener José Carlos Bauer. Opowiedział o nim szkoleniowcowi Benfiki Lizbona Béli Guttmanowi. Węgier pojechał do Mozambiku i przekonał matkę, by pozwoliła synowi na przeprowadzkę.
Gdy Eusébio miał 20 lat, zagrał w pierwszym finale Pucharu Europy. Strzelił dwa gole, drużyna z Lizbony pokonała Real Madryt Alfredo Di Stéfano i Ferenca Puskása 5:3.
Nazwano go "Czarną Panterą", bo był silniejszy i szybszy od rywali (podobno 100 m przebiegał w 11 s), w latach 60. przypominał napastników, jakich oglądamy dziś.
Nieśmiertelność dały mu sukcesy z Benficą (11 mistrzostw, 5 pucharów kraju), niebywała skuteczność (733 gole w 745 meczach) i mundial w Anglii w 1966 r. Eusébio z dziewięcioma golami został wtedy królem strzelców, a Portugalczycy zdobyli brązowy medal. Choć później kilka razy przywozili na mistrzostwa świata reprezentację pełną wielkich piłkarzy, to do dziś jest to największy ich sukces na mundialu.
Zmarł na serce w Lizbonie, gdzie został pochowany. Pod pomnikiem najlepszego piłkarza w historii portugalskiego futbolu do czasów Cristiano Ronaldo kibice wciąż kładą świeże kwiaty i szaliki klubów z całej Europy. (misza)
Gyula Grosics (4.02.1926 - 13.06.2014)
Bramkarz legendarnej "złotej jedenastki", jednej z największych drużyn w historii futbolu, która jednak poniosła sensacyjną porażkę z Niemcami w finale mundialu w 1954 r.
Pokonani Węgrzy, dotąd pieszczochy socjalistycznej władzy i ludu, uznani zostali za zdrajców, którzy przehandlowali puchar za flotę mercedesów. Musieli się ukrywać, bo tłum wyległ na ulice.
- Piłka nożna stanowiła pretekst, otwarcie demonstrowano przeciw reżimowi. Zatrutą atmosferę czuło się jeszcze wiele miesięcy potem i moim zdaniem podczas tamtych zamieszek rodził się duch powstania w 1956 r. - mówił Grosics. Od zawsze otwarcie manifestował opozycyjność, na początku kariery zdyskwalifikowano go za próbę nielegalnego przekroczenia granicy, a po mistrzostwach skazywano na areszt domowy pod zarzutem psucia moralności publicznej. Przed poważniejszymi sankcjami ratowała go sława wybitnego sportowca.
Tito Vilanova (17.09.1968 - 25.04.2014)

Przez cztery lata (2008-12) wspólnie zdobyli 14 trofeów i stworzyli zespół uważany za jeden z najlepszych w historii.
Po odejściu Guardioli Vilanova zastąpił go na Camp Nou. W pierwszym sezonie sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii. W listopadzie 2012 r. spełnił marzenie fanów Barcelony: gdy w 15. minucie meczu z Levante kontuzjowanego Daniego Alvesa zastąpił Mart~n Montoya, przez następną godzinę drużyna grała 11 wychowankami klubowej szkółki - La Masii (Valdés, Montoya, Piqué, Puyol, Alba, Xavi, Busquets, Fabregas, Pedro, Messi, Iniesta).
Po sezonie zakończonym mistrzostwem Hiszpanii dla Barcy Vilanova zrezygnował z pracy z powodu nawrotu nowotworu ślinianki. Zmarł niespełna rok później. (misza)
Luis Aragones (28.07.1938 - 1.02.2014)
Wybitny piłkarz związany z Atletico Madryt, z którym zdobył trzy tytuły mistrza Hiszpanii. Ale Aragones okazał się jeszcze skuteczniejszy jako trener.
Pracował w ośmiu hiszpańskich klubach, także w Barcelonie. W 2004 r. został selekcjonerem Hiszpanów. To on usunął z kadry słynnego Raula Gonzaleza z Realu, a centralnym graczem drużyny narodowej uczynił Xaviego Hernandeza z Barcelony. To dało Hiszpanii złoto na Euro 2008, które zapoczątkowało złotą erę "La Roja".
Jego pomysły kopiował potem trener Barcelony Pep Guardiola i kolejny selekcjoner Vicente Del Bosque, który zastąpił Aragonesa po wielkim sukcesie sprzed sześciu lat.
Luis miał niewyparzony język, ale był tak napastliwie krytykowany, że zrezygnował z pracy z kadrą, po tym jak zaprowadził ją na europejski szczyt. (dw)
Jack Brabham (2.04.1926 - 19.05.2014)
Trzykrotny mistrz świata Formuły 1 i jedyny kierowca, który zdobył tytuł w samochodzie zbudowanym przez własną firmę.
Jego styl się podobał - wziął się z wczesnych lat, kiedy Brabham jeździł w popularnej w ojczystej Australii serii tzw. midget cars, czyli otwartych niedużych konstrukcjach ścigających się na żużlowych torach.
Swój trzeci tytuł zdobył w 1966 r., mając 40 lat. Zdenerwowany krytyką dziennikarzy pojawił się na linii startowej GP Holandii, wspierając się na lasce i z doklejoną sztuczną brodą.
Były to romantyczne czasy wyścigów samochodowych, co oznaczało również to, że wypadki zdarzały się niezmiernie często. Kilkakrotnie Brabham cudem unikał śmierci, jak w 1959 r. w GP Portugalii, kiedy uderzenie wyrwało go z samochodu i rzuciło na tor, niemal pod koła pędzących bolidów.
Tytuł szlachecki otrzymał w 1979 r., a podmiejska dzielnica Adelajdy nazwana została od jego imienia. (rl)
Ludzie polityki
Nelson Mandela (18.07.1918 - 5.12.2013)

W latach 1994-99 Mandela był prezydentem RPA. Później wycofał się z życia publicznego. Wielu komentatorów tę decyzję uważa za największe dokonanie Mandeli. Pozostał żywą legendą, podziwianą na całym świecie. Był szczery, uczciwy, szarmancki, dbał o wygląd i maniery. Mówili o nim: "gigant XX stulecia", "patriarcha", "żywy dowód, że dobro zwycięża nad złem". (r.s.)
Wojciech Jaruzelski (6.07.1923 - 25.05.2014)

W obrazach telewizyjnych kostyczny i zimny. W kontaktach prywatnych dowcipny i ciepły. Abstynent, jedynie od czasu do czasu wypijał kieliszek nalewki na miodzie.
Urodził się w Kurowie, w rodzinie ziemiańskiej, religijnej i patriotycznej. Dziadek generała spędził osiem lat na Syberii, zesłany za udział w powstaniu styczniowym.
Jaruzelski zdał tzw. małą maturę w gimnazjum księży marianów na warszawskich Bielanach, gdzie przyjaźnił się m.in. z poetą Tadeuszem Gajcym. Jaruzelski pisywał wówczas teksty odwołujące się do tradycji Orląt Lwowskich i wojny polsko-bolszewickiej.
W czasie II wojny rodzinę Jaruzelskich wywieziono w głąb ZSRR. Ojciec trafił do łagru, Wojciech z matką i siostrą na Ałtaj, gdzie podczas pracy przy wyrębie tajgi nabawił się ślepoty śnieżnej. Rodzina uciekła z zesłania. Siostra Jaruzelskiego wspominała, że ojciec zapisał go do Armii Andersa, lecz Wojciech spóźnił się do punktu rekrutacyjnego. Tam też został aresztowany przez NKWD za odmowę przyjęcia sowieckiego dowodu tożsamości.
Do Armii Berlinga Jaruzelski trafił z radzieckiego poboru. Ukończył szkołę oficerską w Riazaniu, był żołnierzem piechoty, dowodził konnym plutonem zwiadu, brał udział w bitwie na Przyczółku Magnuszewskim, walkach o Wał Pomorski i przeprawie przez Odrę. Odznaczony Krzyżem Walecznych, dwukrotnie ranny, dosłużył się stopnia porucznika.
W wojsku PRL Wojciech Jaruzelski awansował - był szefem Sztabu Generalnego i głównego zarządu politycznego, a potem ministrem obrony narodowej. Był szefem MON w 1968 r., gdy w wojsku trwała antysemicka czystka, a polska armia interweniowała w Czechosłowacji, i w roku 1970, kiedy podczas zajść na Wybrzeżu od kul żołnierzy zginęło kilkudziesięciu robotników.
Równolegle robił karierę partyjną oraz państwową. Był m.in. członkiem Komitetu Centralnego i Biura Politycznego PZPR, a w październiku 1981 r. - będąc premierem komunistycznego rządu - został I sekretarzem partii.
13 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Wojsko i milicja siłą skruszyły opór strajkujących zakładów pracy. Ofiary stanu wojennego, a także okresu po jego odwołaniu to około 100 osób i ostateczny krach gospodarczy PRL-u.
Na przełomie 1988 i 89 r. był nieformalnym, choć faktycznym patronem obrad Okrągłego Stołu. W lipcu 1989 r. został wybrany na prezydenta przez połączone izby Sejmu i Senatu RP. Rok później przedstawił projekt uchwały skracającej kadencję prezydenta. Ustąpił z urzędu po powszechnych wyborach w grudniu 1990 r. Od tego czasu nie uczestniczył czynnie w polskim życiu politycznym.
Kilkakrotnie stawał przed sądami III RP za działalność w czasie PRL-u. Nigdy nie został skazany, choć Sejm uznał stan wojenny za nielegalny. Zarówno w wystąpieniach publicznych, jak i podczas procesów nie zrzucał odpowiedzialności na podwładnych. Przeprosił za stan wojenny, ale do końca mówił, że jego wprowadzenie uratowało Polskę przed wojną domową i sowiecką interwencją. Wstydził się za antysemicką czystkę w armii. Wierzył, że od 1945 do 1989 r. dla Polski nie było innej drogi niż wasalne stosunki z ZSRR, a wyłamanie się z sowieckiego szeregu oznaczałoby tragedię na miarę Budapesztu (1956) lub Pragi (1968). Przyznawał, że liczył się z radziecką potęgą, lecz przestrzegał, by o okresie PRL-u nie opowiadać, "że Ruscy byli wszystkiemu winni". W ostatnim wywiadzie dla "Wyborczej" powiedział: "Można mnie różnie oceniać, że jestem sukinsyn. Ale tchórzem nie byłem". (p.s.)
Zbigniew Romaszewski (2.01.1940 -13.02.2014)

Urodził się w Warszawie kilka miesięcy po wybuchu wojny. Rodzina Romaszewskich przeżyła powstanie na Starówce. Zbigniewa wraz z matką Niemcy wywieźli do Gross Rosen i potem do Turyngii, a ojciec trafił do Sachsenhausen, skąd już nie wrócił.
Studiował na Uniwersytecie Warszawskim, doktoryzował się w Instytucie Fizyki PAN. W 1967 r. zbierał podpisy w obronie studenta UW Adama Michnika. Dziewięć lat później chodził po instytucie z czapką na datki dla represjonowanych robotników Radomia i Ursusa. Pieniądze wrzucił nawet sekretarz podstawowej organizacji partyjnej PZPR.
Był członkiem Komitetu Obrony Robotników. Razem z żoną Zofią założył Biuro Interwencji KOR, które dokumentowało przypadki naruszania prawa i wspierało aresztowanych.
Był jednym z założycieli Komitetu Helsińskiego i współautorem "Raportu madryckiego" - pierwszego niezależnego dokumentu omawiającego stan przestrzegania prawa w PRL. Wielokrotnie zatrzymywała go milicja.
Romaszewski należał do władz pierwszej "Solidarności". W stanie wojennym uniknął internowania. Działał w podziemiu, był współtwórcą Radia Solidarność nadającego krótkie audycje poprzedzone melodią okupacyjną "Siekiera, motyka ". Aresztowany w 1982 r., sądzony w dwóch procesach: pracowników radia oraz czołowych działaczy związku i KOR, tzw. proces jedenastki. Przebywał w więzieniu do 1984 r. Amnesty International uznała Romaszewskiego za więźnia sumienia. 30 lat później, w styczniu 2013 r., Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał mu 192 tys. zł zadośćuczynienia i 48 tys. zł odszkodowania za krzywdę, jaką był dla niego wyrok sądu wojskowego z 1983 r. za zorganizowanie podziemnego Radia Solidarność.
Gdy po dwóch latach odzyskał wolność, powołał Polski Fundusz Praworządności, organizował Tydzień Więźnia Politycznego, został przewodniczącym Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ "Solidarność". Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu.
Najlepszy wynik Romaszewskiego w wyborach to ponad 330 tys. głosów. W III RP nieprzerwanie zasiadał w Senacie przez siedem kadencji - od 1989 do 2011 r., gdy przegrał mandat z Markiem Borowskim. Wtedy posłowie wybrali go do Trybunału Stanu.
W Senacie reprezentował Komitet Obywatelski, był kandydatem niezależnym, NSZZ "Solidarność", Ruchu Odbudowy Polski i PiS.
Romaszewski był zwolennikiem głębokich rozliczeń z PRL i z ludźmi dawnego systemu. Ale mimo wyraźnych afiliacji politycznych umiał iść pod prąd i spierać się z politycznymi sojusznikami: bronił senatora Krzysztofa Piesiewicza; lidera kiboli Legii "Starucha", którego odwiedził w celi aresztu; a w Senacie sprzeciwiał się ostrym przepisom antyaborcyjnym, co zapamiętali mu ludzie związani z Kościołem.
Jego działalność na rzecz praw człowieka docenił amerykański Uniwersytet Stanforda, przyznając w 1987 r. nagrodę fundacji Aurora. W 2008 r. został odznaczony przez władze Litwy i Portugalii. W 2011 r. otrzymał z rąk prezydenta Komorowskiego Order Orła Białego. Był też Honorowym Obywatelem Warszawy.
Zbigniew Romaszewski został pochowany z ceremoniałem wojskowym w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. (p.s.)
Ariel Szaron (26.02.1928 - 11.01.2014)

Należał do ostatniego pokolenia żołnierzy i polityków, którzy pamiętali czasy, gdy Izrael nie istniał. Być może z tego powodu nie miał najmniejszego problemu, by dla swojej ojczyzny zmieniać polityczne fronty, kłamać, kręcić, prowokować. Bezpieczeństwo Izraela - tak jak je rozumiał - było dla niego celem nadrzędnym.
Nie znosił Arabów i był przez nich znienawidzony. Gdy zmarł, w palestyńskich i libańskich miastach i wioskach urządzano pochody dziękczynne, podczas których demonstranci krzyczeli radośnie "Umarł Szatan".
W Izraelu uważano, że Arik (nazywano go zdrobniałym imieniem) ma bardzo twardą rękę. Jednym się to podobało, innym wcale, więc w tym samym momencie nazywano go bohaterem i zdrajcą.
Brał udział niemal we wszystkich wojnach Izraela, od prostego żołnierza po głównodowodzącego - ministra obrony.
Stworzył od podstaw Jednostkę 101 (dzisiaj Sayeret Matkal), znakomicie wyszkolony oddział komandosów, słynny z brutalnych akcji odwetowych przeciwko palestyńskim fedainom. W wojnie sześciodniowej (1967) dowodził frontem południowym. W wojnie Jom Kipur (1973) mógł, gdyby nie kategoryczny zakaz rządu, zdobyć Kair. W pierwszej wojnie libańskiej (1982), kiedy premier Menachem Begin zakazał mu wchodzić do Bejrutu, Szaron meldował, że ani myśli to zrobić, podczas gdy jego czołgi już dawno były w libańskiej stolicy. Tam, przy bierności izraelskiej armii, maronickie bojówki wymordowały Palestyńczyków w obozach Sabra i Szatila. Na ulice Tel Awiwu wyszły wtedy setki tysięcy demonstrantów protestujących przeciwko zbrodni. Izraelska komisja parlamentarna uznała, że Szaron jest "osobiście odpowiedzialny" za tę zbrodnię, i zmusiła go do odejścia z fotela ministra obrony.
W 2000 r. Arik wizytował Wzgórze Świątynne w Jerozolimie, gdzie znajdują się święte dla muzułmanów meczety Al Aksa i Kopuła Stały. Choć wizytę zapowiedziano władzom Autonomii Palestyńskiej, stała się ona jednym z pretekstów do wybuchu II intifady.
W 2005 r. Szaron jako premier Izraela zdecydował o ewakuacji żydowskich osiedli z Gazy w myśl hasła "okupacja nie jest dobra dla Izraela", co podzieliło opinię publiczną. Wielu rodaków uznało go za zdrajcę, a grupa radykalnych rabinów rzuciła na niego klątwę Pulsa d'Nura, przywołując Anioła Śmierci. Pół roku później, na początku 2006 r., generał doznał ciężkiego wylewu. Przez osiem lat leżał w śpiączce i już nigdy nie odzyskał przytomności. (p.s.)
Stefan Starczewski (27.05.1935 - 2.10.2014)

Po wydarzeniach czerwcowych 1976 r. organizował pomoc dla robotników Ursusa i Radomia, zbierał relacje na temat zajść, zachowania milicji wobec protestujących, "ścieżek zdrowia", pobić, itp. Współpracował z KSS KOR, działał w Komisji Interwencji Komitetu. Jeden z założycieli i redaktorów niezależnego kwartalnika politycznego "Krytyka".
W rządzie Tadeusza Mazowieckiego został wiceministrem kultury. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta. (p.s.)
Jewhen Stachiw (15.09.1918 - 26.01.2014)

Ukraińcy często porównują jego wojenne losy do życiorysów Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Jana Karskiego. Urodził się w rodzinie inteligenckiej w Przemyślu. Jako licealista wstąpił do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów walczącej z Polską również metodami terrorystycznymi.
Opowiadał, że ukraińskiego patriotyzmu uczył się na Żeromskim, Mickiewiczu i Słowackim, wstawiając słowo "Ukraina" tam, gdzie oni pisali "Polska". Do ostatnich chwil znał na pamięć wielkie fragmenty ich twórczości.
Gdy w wyniku konferencji w Monachium w 1938 r. nastąpił rozbiór Czechosłowacji, Stachiw uciekł z Przemyśla na Ruś Karpacką, do quasi-niepodległego ukraińskiego państewka. Wstąpił do Siczy Karpackiej, niewielkich, lecz bardzo dobrze zorganizowanych i wyszkolonych sił zbrojnych, gdzie zajmował się przede wszystkim wywiadem. Rok później został internowany przez armię węgierską.
Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Stachiw tworzył "grupy marszowe" - ukraińskie półkonspiracyjne jednostki przemieszczające się za linią frontu w celu tworzenia narodowego podziemia na centralnej i wschodniej Ukrainie. Jego starszy brat był w tym czasie członkiem lwowskiego rządu narodowego, który ogłosił niepodległość Ukrainy, ale po dwóch tygodniach jego członkowie zostali internowani przez Niemców w Sachsenhausen.
Stachiw dotarł do Donbasu. Działał wśród ludzi tak wielu narodowości, że zaczął kwestionować nacjonalistyczną ideologię OUN i UPA. Walczył z Niemcami i z Sowietami. Przygody jego grupy bijącej się również w Dniepropietrowsku i na Krymie posłużą za materiał dla propagandowej sowieckiej powieści "Młoda Gwardia" - prawdziwi żołnierze UPA dostaną w niej fikcyjną tożsamość komunistycznych partyzantów.
W 1943 r. na zjeździe OUN Stachiw otwarcie stwierdził, że ukraiński nacjonalizm jest drogą donikąd.
Pod koniec wojny został tajnym kurierem UPA na Zachód. Osiedlił się w USA, gdzie mieszkał do śmierci. Emigracyjnym politykom ukraińskim i kombatantom UPA uparcie tłumaczył, że tylko pojednanie i zgoda z Polską daje szansę na niepodległość Ukrainy. Jego nazwisko było w Polsce i w ZSRR na indeksie bezpieki. Po tym jak w 1959 r. Stachiw potajemnie odwiedził rodzinę w Polsce, jego ojciec był nękany przez SB.
Po upadku komunizmu regularnie bywał w Polsce i na Ukrainie. Zaprzyjaźnił się m.in. z Jackiem Kuroniem; obaj działali na rzecz polsko-ukraińskiego pojednania. (p.s.)
Eduard Szewardnadze (25.01.1928 - 7.07.2014)

Zrobił karierę w Związku Radzieckim, najpierw komsomolską, potem partyjną. Piął się w górę szybko - od poziomu sekretarza powiatowego do obwodowego. A po drodze poszczęściło mu się jeszcze, bo już w 1958 r. na zjeździe komsomolskim poznał się i zaprzyjaźnił z Michaiłem Gorbaczowem.
W rodzimej Gruzji Szewardnadze był szefem ministerstwa ochrony porządku społecznego, a potem szefem partii.
Z tego stołka w latach 70. przeprowadził radykalną czystkę skorumpowanych kadr. Zwolnił 70 tys. funkcjonariuszy i urzędników, prawie połowę z nich posadził.
Gorbaczow jako sekretarz generalny KC KPZR uczynił Gruzina szefem dyplomacji radzieckiej, powierzając mu misję polepszania relacji z Zachodem zepsutych w czasie zimnej wojny. Szewardnadze lubiany na świecie porozumiewał się dobrze z kolegami ministrami. To on podpisał porozumienie z Amerykanami o podziale Morza Beringa, za co do dziś jest oskarżany w Moskwie o zdradę, bo rzekomo oddał USA setki tysięcy kilometrów kwadratowych rosyjskiego akwenu.
Z Moskwy odszedł po upadku ZSRR. W roku 1995 został na osiem lat prezydentem Gruzji, ale odtąd wiodło mu się kiepsko. Kraj pogrążał się w korupcji, rządziły w nim mafie. Prezydent przeżył kilka zamachów. A od władzy odsunęła go w 2003 roku ludowa "rewolucja róż". (ricz)
Adolfo Suárez (25.09.1932 - 23.03.2014)
Z janczara i ulubieńca Franco przeobraził się w pierwszego premiera demokracji i męża stanu, który z królewskiej poręki odmienił Hiszpanię w ciągu kilku lat.
Rządził krótko w latach 1976-81, ale były to rządy decydujące o wyborze przez Hiszpanię drogi wolności. To Suarez wypuścił ostatnich więźniów politycznych dyktatury, zalegalizował partię komunistyczną, rozwiązał Ruch, doprowadził do pierwszych wolnych wyborów w 1977 r., które wygrał, oraz do uchwalenia demokratycznej konstytucji w 1978 r.
Ale demokratyczna rewolucja, choć pokojowa, Suareza pożarła. Odwrócili się od niego jego centroprawicowi sojusznicy, wojskowi knuli przeciw niemu spiski za zdradę frankizmu, a lewica socjalistyczna zwalczała go, nie mogąc się doczekać dojścia do władzy.
Suarez odszedł sam w 1981 r., tuż przed nieudanym puczem wojskowym. Kiedy jednak 23 lutego 1981 r. wojskowi zajęli parlament, a przerażeni posłowie padli na ziemię pod ławki, wciąż jeszcze urzędujący premier Adolfo Suarez stawił im czoło, wzywając do złożenia broni. - Pan siada, k... mać, panie Suárez! Myślisz pan, żeś cwaniak? - krzyczał na niego porucznik Antonio Tejero. Suarez nie usiadł i puczyści musieli go zamknąć. Kiedy kilkanaście godzin później zamach się nie powiódł, to premier Suarez kazał aresztować jego przywódców.
Odszedł z polityki w 1991 r. Dziesięć lat później zapadł na chorobę Alzheimera. Gdy zmarł, kłaniała mu się w hołdzie cała Hiszpania. (mas)
Mieczysław Wilczek (25.01.1932 - 30.04.2014)

Do PZPR wstąpił na początku lat 50. jako 20-letni student. Mówił, że szczerze wierzył w nowy ustrój. Studiował chemię na Politechnice Śląskiej i przez jakiś czas był pracownikiem naukowym. Zniechęcił się, gdy podczas stypendium w Anglii przekonał się, że problemy, nad którymi pracuje jego zespół z politechniki, za granicą już dawno zostały rozwiązane. W 1956 r. został dyrektorem fabryki kosmetyków Viola w Gliwicach i jako menedżer państwowych przedsiębiorstw szybko awansował. W 1965 r. został dyrektorem Zjednoczenia Przemysłu Chemicznego, w skład którego wchodziło kilkanaście zakładów chemicznych, najmłodszym dyrektorem zjednoczenia w Polsce.
Po czterech latach miał dość użerania się z ministrami i partyjnymi sekretarzami. Założył firmę Laboratorium Biochemiczne mgr inż. M. Wilczek. Produkował kosmetyki, dużo sprzedawał do ZSSR, a gdy odebrano mu koncesję, zaczął produkować koncentraty paszowe z odpadów zwierzęcych.
Wilczek brał udział w rozmowach Okrągłego Stołu po stronie rządowej w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej. Bronił kapitalizmu i rynku, kłócąc się z przedstawicielami strony solidarnościowej, którzy wówczas opowiadali się za "socjalizmem z ludzką twarzą". (w.g.)
Jean-Claude Duvalier (3.07.1951 - 4.10.2014)
Były dyktator Haiti znany jako Baby Doc. Odziedziczył władzę po ojcu Papie Docu w 1971 r. i rządził do 1986 r., gdy po ulicznych protestach uciekł do Francji. Początkiem końca jego reżimu była wizyta na Haiti Jana Pawła II w 1983 r. i wezwanie ze strony papieża do zmian. W 2011 r. Duvalier niespodziewanie wrócił do kraju, gdzie prokuratura oskarżyła go o stosowanie tortur i terroru oraz rabunek mienia narodowego. Baby Doc odmawiał jednak stawienia się w sądzie i żył na wolności. (m.)
Władysław Sidorowicz (17.09.1945 - 24.07.2014)

Ukończył wrocławską Akademię Medyczną, był psychiatrą. W latach 1981-99 należał do NSZZ "Solidarność". W stanie wojennym został internowany. W 1989 brał udział w obradach Okrągłego Stołu w zespole ds. zdrowia.
Podczas założycielskiego zjazdu Dolnośląskiej Izby Lekarskiej w listopadzie 1989 roku Sidorowicz był niekwestionowanym kandydatem na prezesa. Został wybrany właściwie przez aklamację. I tworzył DIL od podstaw.
W 1991 roku pełnił funkcję ministra zdrowia w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Był senatorem VI i VII kadencji, szefem senackiej komisji zdrowia. Pełnił także funkcję wiceprzewodniczącego komitetu politycznego Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. (b.)
Zbigniew Messner (13.03.1929 - 10.01.2014)

Ciosem dla jego rządu okazało się odrzucenie w referendum w 1987 r. planów reformy. W 1988 r. ustąpił pod naporem protestów społecznych. Jego następcą został Mieczysław Rakowski.
Prof. Messner do śmierci pozostał prezesem i honorowym członkiem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. (p.w.)
Artur Starewicz (20.03.1917 - 12.07.2014)
Żył ponad 97 lat. Zawsze związany był z komunizującą i komunistyczną lewicą.
Przed wojną był członkiem OSM Życie, komunistycznej organizacji młodzieży akademickiej rozwiązanej w 1938 r. razem z Komunistyczną Partią Polski, oraz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. W ZSRR wstąpił do Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), później do jej polskiej agendy, Polskiej Partii Robotniczej, a ostatecznie do PZPR.
Zaliczał się do frakcji "puławian", partyjnych liberałów sprzeciwiających się stalinowskiemu kursowi w Polsce - w opozycji do grupy narodowo-komunistycznej Mieczysława Moczara.
Jako jeden z najbliższych współpracowników Władysława Gomułki na przełomie lat 50. i 60. był kierownikiem Biura Prasy KC PZPR, a od 1963 do 1971 r. sekretarzem KC.
Kiedy w wyniku grudniowych strajków i krwawych zajść na Wybrzeżu Gomułkę zastąpił Edward Gierek, Starewicz jesienią 1971 r. został ambasadorem PRL w Londynie. Oznaczało to dla niego polityczne zesłanie i kres wpływów. (p.s.)
Ludzie mediów
Andrzej Turski (25.01.1943 - 31.12.2013)

Był jednym z najpopularniejszych dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, którego charakterystyczny głos, a potem postać rozpoznawały miliony. Tworzył tak znane audycje radiowe jak "Radiokurier", "Sygnały dnia" i "Zapraszamy do Trójki". Pokolenia młodych dziennikarzy uczyły się zawodu i zdobywały popularność dzięki pracy w jego programach.
Absolwent polonistyki i dziennikarstwa był gitarzystą rockowej grupy Chochoły. Karierę dziennikarską zaczynał w 1968 r. w Redakcji Młodzieżowej Polskiego Radia, której był kierownikiem, a potem redaktorem naczelnym. W 1982 r. przeszedł do Programu 3 Polskiego Radia, a w latach 1983-87 kierował radiową Jedynką.
Do pracy w Telewizji Polskiej przeszedł w 1987 roku na stanowisko szefa Programu 1 TVP. Współtworzył "Teleexpress", od lat jedną z najpopularniejszych audycji informacyjnych, a następnie "Panoramę" w TVP 2. Prowadził też program "7 dni świat" poświęcony polityce zagranicznej.
Już w wolnej Polsce Turski był wielokrotnie nagradzany, m.in. telewizyjnymi Wiktorami. W 2006 roku otrzymał Super Wiktora. W 2005 r. został Mistrzem Mowy Polskiej. Nagrodę Platynowej Telekamery środowisko telewizyjne przyznało mu już po śmierci. (p.w.)
Tadeusz Mosz (25.01.1954 - 4.02.2014)

Przegrał walkę z chorobą nowotworową. (ToP.)
Jan Bijak (1.07.1929 - 4.01.2014)
Od 1981 r., gdy naczelny pisma Mieczysław F. Rakowski zaangażował się w politykę, jako jego zastępca faktycznie kierował redakcją. Redaktorem naczelnym "Polityki" był od 1982 do 1994 r.
Należał do PZPR i niewątpliwie sprzyjał Polsce realnego socjalizmu, lecz jego koledzy wspominali, że umiał sprawić, iż niektórzy dziennikarze, którzy odeszli z "Polityki" w stanie wojennym, potrafili się w niej później na powrót odnaleźć.
Zostawił po sobie kilkadziesiąt świetnych reportaży z czasów, gdy był zwykłym dziennikarzem. Były dobre, bo po prostu lubił ludzi. (p.s.)
Barbara Podmiotko (14.01.1945 - 24.10, 2014)
Dziennikarka radiowej Trójki od 1977 r., znawczyni i propagatorka piosenki francuskiej. Za swoją działalność uhonorowana w 2012 r. przez francuski rząd Orderem Sztuki i Literatury.
Od 1983 r. przygotowywała audycję "Pod dachami Paryża", której głosem była Krystyna Czubówna. Współpracowały przez 30 lat. "Zawsze przygotowana, niebywale skromna" - wspominała Czubówna na antenie "Trójki".
Po śmierci Barbary Podmiotko dziennikarze podkreślali jej wspaniały gust muzyczny (miała fachowe przygotowanie - ukończyła średnią szkołę muzyczną i muzykologię), ciepło i obowiązkowość - nie pozwoliła ciężkiej chorobie oderwać się od pracy, którą kochała.
Była członkiem Akademii Muzycznej Trójki, zasiadała w jury Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Francuskiej w Lublinie oraz wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej. (b.)
Janusz Zabłocki (18.02.1926 - 13.02.2014)
Wraz z Tadeuszem Mazowieckim odszedł z Paxu w 1955 roku, razem też założyli w 1958 r. miesięcznik "Więź", potem jednak ich drogi się zdecydowanie rozeszły. Mieli w gruncie rzeczy zupełnie inne skłonności społeczno-polityczne: Zabłockiemu bliska była tradycja prawicowa, chadecko-endecka, Mazowieckiemu - lewica. Zabłocki paktował z władzami PRL, Mazowiecki był coraz bliższy podziemnej opozycji. Odszedłszy z "Więzi", Zabłocki założył Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, był też posłem koła poselskiego Znak, a w końcu jego przewodniczącym, gdy władze komunistyczne usunęły z niego Stanisława Stommę i Mazowieckiego. (j.t.)
Brygida Frosztęga-Kmiecik (25.01.1981 - 23.10.2014)
Dariusz Kmiecik (28.11.1980 - 23.10.2014)

Dariusz był dziennikarzem "Faktów" TVN, wcześniej związanym z katowickim ośrodkiem TVP. Był laureatem drugiej nagrody w tegorocznej edycji Konkursu im. Krystyny Bochenek za reportaż "Artur Hajzer subiektywnie". Pasjonował się piłką nożną i brydżem. (m.)
Rene Burri (9.04.1933 - 20.09.2014)
Słynny szwajcarski fotograf od 1956 r. związany był z jedną z najważniejszych na świecie agencji fotograficznych - Magnum. Dołączył do niej w wieku zaledwie 23 lat. Uważano go za jednego z najwybitniejszych fotografów po II wojnie światowej. Pierwszą jego znaną fotografią jest zdjęcie stojącego w samochodzie premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla podczas jego wizyty w Szwajcarii w 1946 r. Burri zrobił to zdjęcie, mając 13 lat. Nie mniej znana jest fotografia zamyślonego Ernesta Che Guevary palącego cygaro czy portret Pabla Picasso. Około 30 tys. jego zdjęć znajduje się w muzeum w Lozannie. Zmarł na raka. (m.)
Ludzie nauki
Jerzy Chłopecki (28.12.1936 - 21.01.2014)
Socjolog i politolog. Specjalizował się m.in. w socjologii mediów i socjologii polityki. Wykładał m.in. w rzeszowskiej WSP, a później na Uniwersytecie Rzeszowskim. Był profesorem w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania i wieloletnim prorektorem ds. nauki tej uczelni. Był autorem wielu publikacji.
Jego byli studenci pamiętają, że był bardzo szybki i energiczny. - Nie chodził, tylko biegał. Palił fajkę, więc na korytarzu najpierw było widać jego fajkę, a później profesora - wspominają.
Do jego licznych pasji należały muzyka i zwierzęta - głównie konie i psy. Bywał często na koncertach i festiwalach w Łańcucie. Jego dumą była klacz Bandola. Profesor jeździł konno, ale przyznawał, że nie jest dobrym jeźdźcem i dlatego musi dużo trenować. Ogromną przyjemność sprawiało mu przygotowywanie konia do jazdy - czyszczenie, czesanie. Gdy obiektach WSiZ w Kielnarowej wybudowano stajnię, cieszył się, że studenci chętnie tam przyjeżdżają. (a.g)
Maciej Geller (6.12.1941 - 20.01.2014)
Biofizyk i wykładowca akademicki, w czasach PRL-u działacz opozycji. W 1968 r. uczestnik protestów studenckich na Uniwersytecie Warszawskim, członek KOR. Organizował w Tatrach przerzuty wydawnictw niezależnych do Czechosłowacji. Po 1989 r. jego pasją stało się upowszechnianie nauki. W 1997 r. zorganizował w Warszawie pierwszy w Polsce Festiwal Nauki i przez wiele lat był jego dyrektorem. Jeden z inicjatorów utworzenia Centrum Nauki "Kopernik" i członek jego rady programowej. Za popularyzację nauki został wyróżniony Nagrodą im. Hugona Steinhausa. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. (pioc)
Adam Urbanek (15.04.1928 - 3.06.2014)
Jeden z najwybitniejszych polskich paleontologów. Zasłynął jako niestrudzony badacz i propagator teorii ewolucji. Jego dwutomowe dzieło "Zasady nauki o ewolucji", napisane z prof. Leszkiem Kuźnickim, zostało wydane na przełomie lat 60. i 70. XX wieku i na długie lata stało się podstawowym źródłem wiedzy dla polskich przyrodników. W 2007 r. opublikował świetne kompendium o biologii porównawczej "Jedno istnieje tylko zwierzę...".
Przebieg i mechanizmy ewolucji prof. Urbanek badał na przykładzie graptolitów - wymarłej grupy morskich zwierząt. 400-500 mln lat temu były one równie pospolite jak dziś ryby. Naturę tych zwierząt rozszyfrował prof. Roman Kozłowski. Prof. Urbanek, jego uczeń, odkrył, z czego był zbudowany niezwykły pod względem konstrukcji szkielet graptolitów. Swoje badania prowadził najpierw na Wydziale Geologii Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie w Instytucie Paleobiologii PAN w Warszawie. (Miko)
Wojciech A. Rowiński (11.12.1935 - 14.03.2014)
Praktycznie całe swoje życie związał z transplantologią, stał się wręcz jednym z jej symbolów - mentorem paru pokoleń polskich transplantologów oraz popularyzatorem idei transplantacji. Profesor potrafił o nią walczyć, czasami głośno, nie przebierając w słowach, a czasami cicho, tonując nastroje. Uczestnik jednego z najbardziej spektakularnych wydarzeń w historii polskiej nauki i medycyny - pierwszego udanego przeszczepu nerki, jaki miał miejsce 26 stycznia 1966 r.
Prof. Rowiński stworzył Klinikę Chirurgii Ogólnej i Transplantologii w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie, którą kierował w latach 1980-2006. Był także wieloletnim konsultantem krajowym w dziedzinie transplantologii klinicznej. Autor ponad 300 publikacji naukowych i 50 rozdziałów w podręcznikach medycznych. (wom)
Andrzej Grzegorczyk (22.09.1922 - 20.03.2014)
Jedna z najoryginalniejszych postaci środowisk intelektualnych i polskiego Kościoła. Światowej sławy logik, ale od pół wieku znany raczej jako etyk, ekumenista, zwolennik idei niestosowania przemocy, solidarności z biedakami wszystkich światów. Denerwował niejednego moralistyczną publicystyką, ale imponował radykalnym pryncypializmem i niezwykłą osobistą skromnością. (j.t.)
Janusz Beksiak (19.02.1929 - 25.07.2014)

Poza środowiskiem ekonomistów znany stał się w 1979 r., gdy zrezygnował z zasiadania w gronie doradców pierwszego sekretarza PZPR Edwarda Gierka i wystąpił z partii. Był to protest przeciwko polityce gospodarczej ówczesnych władz, która zmierzała do bankructwa.
Przed 1939 r. jego ojciec był burmistrzem Koła. Został rozstrzelany przez Niemców w 1942 r. Janusz Beksiak jako 15-letni członek Szarych Szeregów brał udział w powstaniu warszawskim, a po jego upadku został wywieziony do Niemiec. Po wojnie skończył studia i rozpoczął pracę naukową. W 1972 r. został profesorem.
Był surowym egzaminatorem, mimo to studenci uwielbiali go za wspaniałe wykłady, styl i sarkastyczne poczucie humoru. W 1980 r. wstąpił do "Solidarności" i stał się jednym z doradców związku. W 1987 r. wszedł do grona doradców Lecha Wałęsy i uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu po stronie opozycyjnej. Był zdecydowanym zwolennikiem jak najszybszej transformacji. (w.g.)
Janusz Gil (24.11.1951 - 19.10. 2014)
Jeden z najbardziej znanych na świecie polskich astronomów i astrofizyków. Badał pulsary i gwiazdy neutronowe. Mierzył ich promieniowanie radiowe i rentgenowskie. Z jego inicjatywy ćwierć wieku temu powstało Zielonogórskie Centrum Astronomii, a ostatnio na Uniwersytecie Zielonogórskim uruchomiono jedyne w kraju studia na kierunku inżynieria kosmiczna. W mieście powstaje dzięki prof. Gilowi Centrum Nauki Keplera z planetarium i nowoczesnym ośrodkiem badawczym kosmosu.
Był stypendystą zagranicznych uczelni, m.in. Uniwersytetu Kentucky i Uniwersytetu Humboldta w Instytucie Radioastronomii Maxa Plancka w Bonn. Pracował jako profesor wizytujący na Wydziale Fizyki i Astronomii Uniwersytetu Las Vegas. Z zielonogórskim uczelniami, WSP i Uniwersytetem Zielonogórskim, był związany od 1988 r. (łuk.)

70 mln sztuk jego genialnej broni od tej pory strzelało na wszystkich wojnach, jakie się toczyły we wszystkich zakątkach globu. W automat uzbroiły swych żołnierzy armie 50 państw. Ten najbardziej znany na świecie radziecki produkt sprawił, że do dziś się mówi, że cokolwiek by robili Rosjanie, zawsze wychodzi im kałasznikow.
Wciąż powraca jednak wersja, że ojcem superbroni był nie młody, niewykształcony chłopak z Iżewska, lecz wytrawny niemiecki rusznikarz, którego Rosjanie po wojnie przywieźli wraz z jego współpracownikami do tego miasta.
Michaił Kałasznikow żył 94 lata. Pracował do końca, wciąż udoskonalając swoje konstrukcje. To on pierwszy spoczął w specjalnym Panteonie Bohaterów, gdzie mają być chowani prezydenci, marszałkowie, wybitni dowódcy, kawalerowie złotych gwiazd Bohatera ZSRR i Rosji. (ricz.)
Barbara Stanosz (8.01.1935 - 7.06.2014)

Nie wierzyła, że istnieją "historyczne konieczności" i "nieubłagana prawa dziejowe", ale że raczej ludzie mogą być przyzwoici, prawi, odważni. Wspierała postawy buntu, zachęcała, by myśleć na własny rachunek.
W Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego przez lata była legendą, o której tylko szeptano po kątach, gdy w 1976 r. władze zesłały ją do szkoły pedagogicznej w Częstochowie za podpisanie protestu przeciwko wasalnym zmianom w konstytucji PRL-u. Wróciła do Warszawy na wyraźne żądanie młodzieży podczas karnawału pierwszej "Solidarności" i została wicedyrektorem ds. studenckich. Studenci ją kochali.
W stanie wojennym należała do tych profesorów, którzy odwiedzali obozy internowania i więzienia, by słowem (ale nie tylko) wspierać podopiecznych. Uparcie tłumaczyła PRL-owskim prokuratorom, że jej studenci nie mają czasu na odsiadywanie wyroków, bo sesja, egzaminy, kolokwia są ważniejsze. Dzięki jej staraniom uwięzieni mieli w celach podręczniki i książki. Instytut prowadził zajęcia w Białołęce, Hrubieszowie, Łowiczu, Łodzi.
Nigdy nie namawiała młodych do porzucenia aktywności opozycyjnej. Jej mieszkanie było centrum niezależnego ruchu wydawniczego, wydrukowano w nim np. jedne z pierwszych w stanie wojennym ulotek zachęcających do społecznego oporu.
W wolnej Polsce uczyła na UW, sporo publikowała. Pisała precyzyjnie, ciętym językiem, również o tym, jak niektórzy Polacy ochoczo zamieniliby demokrację na wyznaniowość. Bo uważała, że państwo powinno być neutralne światopoglądowo. I bezkompromisowo tego poglądu broniła. ( p.s. )
Władysław Serczyk (23.07.1935 - 5.01.2014)

Prof. Serczyk był autorem wielu znanych książek - jego biografia carycy Katarzyny II miała siedem wydań, w tym dwa pirackie (w latach 90.). Napisał m.in. książki o wielkich władcach Rosji, Iwanie Groźnym i Piotrze Wielkim, oraz wiele prac o Kozakach i Ukrainie w XVII w.
Wychował wielu innych historyków - jego uczniem jest m.in. prof. Andrzej Nowak, specjalista od dziejów Rosji z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Prof. Serczyk był także konsultantem historycznym filmu "Ogniem i mieczem" nakręconego przez jego licealnego kolegę Jerzego Hoffmana. (a.l.)
Jacques Le Goff (1.01.1924 - 1.04.2014),

Le Goff był związany ze sławną francuską szkołą historyczną Annales, którą interesowała przede wszystkim historia społeczna i "długie trwanie" struktur gospodarczych czy klasowych, a mniej bieżące dzieje polityczne. Le Goff był bardzo związany z Polską, do której przyjechał niedługo po odwilży 1956 r. jako młody naukowiec. Był wielkim przyjacielem polskich historyków, w tym m.in. Bronisława Geremka i Witolda Kuli. W 1962 r. ożenił się z Polką Anną Dunin-Wąsowicz, której śmierć w 2004 r. bardzo mocno przeżył. (a.l.)

Od lat 90. zajmował się transformacją gospodarczą, traktując ją jako kolejne, po kilku wcześniejszych nieudanych próbach, podejście do gospodarczego dogonienia Zachodu przez kraje zapóźnione. Pisał, że wiara w wolny rynek nie wyklucza uznania wielkiej roli państwa w transformacji i że na jej efekty ogromny wpływ ma spadek stuleci zacofania.
Profesor mieszkał w mieszkaniu na Starym Żoliborzu, które było własnością jego rodziny od czasów przedwojennych - co jest rzadkością w zburzonej przez Niemców Warszawie. Zawsze nienagannie ubrany i z ironicznym dystansem do życia, był często porównywany przez kolegów z uczelni do brytyjskiego dżentelmena. (a.l.)
***
Pasażerowie lotu MH 17 (zmarli 17.07.2014)
"Jumpa lagi" - pisał na Facebooku Pim de Kuijer, holenderski aktywista na rzecz powstrzymania epidemii AIDS, zanim 17 lipca wsiadł do samolotu do Kuala Lumpur. W języku malajskim oznacza to "Zobaczymy się później"...
Boeing Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie wystartował z lotniska Schiphol w Amsterdamie o godz. 12.31. Przeleciał nad Berlinem, niedaleko Łodzi, Lublina i wleciał w ukraińską przestrzeń powietrzną. Mknął 900 km na godzinę w kierunku Doniecka, gdzie toczyły się walki ukraińskiej armii ze wspieranymi przez Rosję rebeliantami. O 16.21, gdy maszyna znajdowała się na wysokości ponad 10 km, wybuchł obok niej pocisk systemu przeciwlotniczego BUK. Odłamki poszatkowały boeinga, który zaczął spadać. Piloci nie nadali sygnału SOS, kilku pasażerów zdążyło założyć maski tlenowe. Wiele wskazuje na to, że pocisk został wystrzelony z terenów kontrolowanych przez prorosyjskich rebeliantów.
Większość ofiar to obywatele Holandii - 193 osoby (w tym jedna, która miała również obywatelstwo amerykańskie), 43 - Malezji, 27 - Australii, 12 - Indonezji, 10 - Wielkiej Brytanii (jedna osoba miała też obywatelstwo RPA), 4 - Niemiec, 3 - Filipin. Na pokładzie był też jeden Kanadyjczyk i jeden Nowozelandczyk.
Zginął m.in. Joep Lange, były prezydent międzynarodowego stowarzyszenia ds. walki z AIDS, oraz rzecznik Międzynarodowej Organizacji Zdrowia Glenn Raymond Thomas. Wśród ofiar jest też niemiecka inżynier o polskich korzeniach Fatima Dyczynski. (rim.)
Stefan Bałuk (15.01.1914 r. - 30.01.2014)

Marianna Popiełuszko (7.11.1920 - 19.11.2013)
Matka zamordowanego w 1984 r. przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa kapelana "Solidarności" ks. Jerzego Popiełuszki. Prowadziła gospodarstwo we wsi Okopy, oprócz Jerzego miała jeszcze czterech synów. Dbała o pamięć księdza Jerzego, dwa lata temu zapaliła znicz pod jego pomnikiem w Toruniu. (m.)
Krystyna Wyczańska (6.02.1922 - 10.04.2014)

Po wojnie skończyła studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1980 r. zaangażowała się w działalność "Solidarności". Na emeryturze działała w kole KG AK przy Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej. (m.)
Oscar de la Renta (22.07.1932 - 20.10.2014)
Kreator mody, który ubierał gwiazdy Hollywood i pierwsze damy USA. W 1965 r. założył własny dom mody w Nowym Jorku. Jego stroje nosiły m.in. Oprah Winfrey, Jennifer Garner, Sarah Jessica Parker, a także Nancy Reagan, Betty Ford, Hillary Clinton, Laura Bush, a ostatnio także Michelle Obama. W jego sukni ślub brała Amal Alamuddin, żona George'a Clooneya. W ubiegłym roku de la Renta o swojej chorobie nowotworowej mówił: - Jedną z rzeczy związanych z danym w ten sposób ostrzeżeniem jest wdzięczność za każdy kolejny dzień życia. (m.)
Kordian Tarasiewicz (19.11.1910 - 16.12.2013)

Jego ojciec Michał był wziętym aktorem, krótko nawet dyrektorem teatru miejskiego we Lwowie. Pod koniec lat 30., po śmierci ojca, Kordian Tarasiewicz przejął założoną przez dziadka rodzinną firmę Pluton. Była największym importerem kawy w przedwojennej Polsce, miała nowoczesną palarnię kawy przy Grzybowskiej w Warszawie i sieć eleganckich sklepów z kawą.
Ostatnią partię kawy Kordian Tarasiewicz zamówił kilka tygodni przed wojną u polskiego plantatora z Angoli. Firmę prowadził podczas okupacji i odbudował po wojnie ze zniszczeń. Komunizmu nie wytrzymała - upadła w 1950 r.
Odtąd pracował m.in. w Inco i był dyrektorem spółki Libella, która finansowała ruch Znak i Klub Inteligencji Katolickiej.
Pisał książki nie tylko o dziejach warszawskich kawiarni, kawie, herbacie i upodobaniach gastronomicznych warszawiaków, ale także o tenisie - przez wiele lat działał w Polskim Związku Tenisowym. (jsm.)
Ryszard Siciński (15.07.1927 - 12.12.2013)
Warszawski adwokat, który zasłynął jako obrońca w procesach politycznych w czasie PRL-u.
Jako nastolatek w konspiracji działał pod pseudonimem "Credo". Walkę w powstaniu warszawskim zaczął jako żołnierz plutonu 681 VI obwodu Praga AK. Po szybkim wygaśnięciu działań powstańczych na Pradze bił się w rejonie Legionowa i w Puszczy Kampinoskiej.
Po wojnie kontynuował naukę w warszawskim liceum im. Stefana Batorego.
Adwokatem został w roku 1957. W latach 70. zaangażował się w działalność samorządową. W stanie wojennym bronił pracowników naukowych i studentów Uniwersytetu Warszawskiego i działał w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom przy kościele św. Marcina.
W latach 2003-06 był wielkim mistrzem Wielkiej Loży Narodowej Polski.
Prywatnie jego pasją było aktorstwo - grywał w teatrze amatorskim, a w 1999 zagrał adwokata w spektaklu telewizyjnym "Cyrograf" w reżyserii Janusza Zaorskiego. (jsm.)
Barbara Krystyna Niemiec (13.07.1943 - 8.01.2014)
Chciała, żeby mówić do niej "Baśka". Legenda małopolskiej "Solidarności" (pseudonim "Marysia"), choć ona sama za słowo "legenda" dałaby każdemu po głowie. W stanie wojennym pomagała internowanym i ich rodzinom, redagowała podziemną prasę.
Mówiła o sobie, że nauczanie ma w genach. Przez wiele lat pracowała w Instytucie Pedagogicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykładała także w Chrześcijańskim Uniwersytecie Robotniczym im. Wyszyńskiego w krakowskich Mistrzejowicach, a w wolnej Polsce w jezuickiej Akademii "Ignatianum".
Po 1989 r. angażowała się w upamiętnienie ofiar zbrodni komunistycznych. Była jedną z założycielek grupy "Ujawnić prawdę", która rozszyfrowywała i podawała do publicznej wiadomości nazwiska tajnych współpracowników. Zasiadała w Trybunale Stanu (1991-93). (mska.)
Mirosław Szypowski (1.01.1930 - 3.11.2013)
Współzałożyciel i długoletni prezydent Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości, a także wieloletni wiceprezydent Światowej Unii Właścicieli Nieruchomości (UIPI) oraz przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Rewindykacyjnych. Właśnie walce o restytucję zagrabionego w czasach PRL-u mienia Szypowski poświęcił ostatnie 25 lat swojego życia. Z marnym dla dawnych właścicieli i ich spadkobierców skutkiem.
Od 1989 r. projekty ustaw mające rozwiązać problem roszczeń reprywatyzacyjnych nie miały wystarczającego poparcia w Sejmie, m.in. dlatego, że Polska Unii Właścicieli Nieruchomości bardzo długo nie dopuszczała żadnego kompromisu w kwestii formy i zakresu reprywatyzacji. W grę wchodził wyłącznie zwrot mienia w naturze albo - jeśli to niemożliwe - stuprocentowa rekompensata. Negocjacjom miał podlegać najwyżej termin jej wypłaty.
Tymczasem nawet popierająca ideę reprywatyzacji koalicja UW-AWS była skłonna zaspokoić roszczenia dawnych właścicieli tylko w 50 proc. - Nigdy się na to nie zgodzimy - mówił w 2000 r. Szypowski. Zdarzało mu się używać ostrego języka. Stwierdził np., że rozsprzedawanie majątku, do którego są roszczenia dawnych właścicieli, przez Agencję Rolną Skarbu Państwa jest jawnym paserstwem.
Walcząc o reprywatyzację, wystąpił w jednym szeregu z przedstawicielami organizacji żydowskich znanych z antypolskich wystąpień. Szypowski najpewniej później tego żałował, bo odciął się od roszczeń tych organizacji. - Wiem, że na 100 proc. nie mamy co liczyć. Ale wielu dawnych właścicieli zapewne zadowoli i skromne 20 proc., o ile w ciągu maksimum trzech lat dostaną do ręki gotówkę - mówił pod koniec 2007 r. Wówczas jednak większość skonfiskowanych przez komunistów nieruchomości wskutek prywatyzacji przeszła już w ręce nowych właścicieli. (m.w.)