poniedziałek, 25 maja 2015

Kim jest? Skąd się wziął? Co obiecał? Wszystko, co trzeba wiedzieć o Andrzeju Dudzie


2015-05-25 00:29 | Aktualizacja: 00:30
Andrzej Duda w sztabie wyborczym

Andrzej Duda w sztabie wyborczym (Fot. Jacek Turczyk / Polska Agencja Prasowa)

"Prezydent, kiedy zostaje wybrany, ma służyć narodowi, ma słuchać i być otwartym; drzwi Pałacu Prezydenckiego będą otwarte" - mówił Andrzej Duda po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich. Kim jest polityk, który wedle badania Ipsos zajmie miejsce Bronisława Komorowskiego?

reklama


Duda w kampanii wyborczej

Andrzej Duda przedstawiając w kampanii wizję swojej prezydentury, mówił, że będzie to prezydentura, która rozumie, co to polska racja stanu, wie, że ma służyć społeczeństwu, będzie otwartą na dialog z różnymi grupami społecznymi, a jej ważnym elementem na być działanie na rzecz wsparcia rodzin i wszystkim tym, którym żyje się najtrudniej.

- Zwyciężymy, bo kraj potrzebuje nowego ducha - mówił Duda. Przestrzegał, że jeśli nie przyjdzie władza, która dostrzeże, jak wielkim problemem, także ekonomicznym, jest emigracja ludzi młodych, może dojść do katastrofy. Zadeklarował stworzenie paktu na rzecz wzrostu wynagrodzeń i zatrudnienia.

Hasłem pierwszej części kampanii wyborczej Dudy było: "Przyszłość ma na imię Polska!", następne tygodnie zmagań o prezydenturę prowadził pod hasłem: "Godne życie w bezpiecznej Polsce". Ostatnią część kampanii Duda prowadził pod hasłem "Dobra zmiana".

W kampanię wyborczą Dudy aktywnie zaangażowała się jego rodzina - żona Agata i córka Kinga (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>).

Życiorys i kariera polityczna

Andrzej Duda urodził się 16 maja 1972 r. w Krakowie. Pracował w Akademii Górniczo-Hutniczej. Ukończył krakowskie II Liceum Ogólnokształcące im. Króla Jana III Sobieskiego. Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Jagiellońskim. W lutym 1997 r. rozpoczął pracę naukowo-dydaktyczną w Katedrze Postępowania Administracyjnego UJ, a od października 2001 r. został zatrudniony w Katedrze Prawa Administracyjnego UJ. W styczniu 2005 r. uzyskał stopień doktora nauk prawnych na podstawie rozprawy "Interes prawny w polskim prawie administracyjnym". Jest wykładowcą prawa administracyjnego na Uniwersytecie Jagiellońskim, na urlopie bezpłatnym ze względu na sprawowanie mandatu poselskiego (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). Wiosną 2005 r. założył własną kancelarię prawną.

Po wyborach parlamentarnych w 2005 r. rozpoczął współpracę z klubem parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości - został ekspertem od legislacji. Wraz z Arkadiuszem Mularczykiem jako ekspertPiS przygotowywał w 2005 r. tekst nowelizacji ustawy lustracyjnej. Od 1 sierpnia 2006 r. byłwiceministrem sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W resorcie, którym kierował Zbigniew Ziobro, odpowiadał za legislację, współpracę międzynarodową oraz przebieg informatyzacji sądów i prokuratur. W 2007 r., reprezentując Polskę, podpisał europejską umowę o ochronie dzieci przed molestowaniem.

Od listopada 2007 do 2011 r. był członkiem Trybunału Stanu powołanym przez Sejm. Od stycznia 2008 był podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dymisję z tego stanowiska złożył w lipcu 2010 r. po wyborze Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta.

Prezydenccy ministrowie - Jacek Sasin, Maciej Łopiński, Małgorzata Bochenek, Andrzej Duda i Bożena Borys-Szopa - napisali wtedy w liście: "Mieliśmy honor cieszyć się zaufaniem męża stanu, człowieka wyjątkowego, nie tylko dzięki swoim osobistym przymiotom, ale przede wszystkim w kontekście Jego bezwarunkowej lojalności wobec Polski i narodu polskiego, dzięki Jego patriotyzmowi - mądremu, odważnemu i niezłomnemu. Wzięliśmy skromny udział w realizacji Jego programu, w urzeczywistnianiu Jego wizji Polski solidarnej, sprawiedliwej, szanowanej w świecie, silnej i zasobnej".

Duda zawsze podkreślał, że praca w Kancelarii Prezydenta była dla niego zaszczytem. Towarzyszy córce Lecha Kaczyńskiego Marcie, gdy odwiedza ona grób rodziców w Katedrze na Wawelu.

W wieku 38 lat Duda kandydował na stanowisko prezydenta Krakowa. Startował pod hasłem "Kraków przyszłości", a w kampanii podkreślał, że Kraków potrzebuje zmian i nowej energii. Uzyskał 56 302 głosy i nie przeszedł do drugiej tury wyborów, w której zmierzyli się prezydent Jacek Majchrowski i wojewoda małopolski Stanisław Kracik. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>

Duda został w 2010 r. radnym Krakowa; zrezygnował z mandatu radnego po wyborach parlamentarnych z 2011 r., gdy startując z listy PiS, zdobył 79 981 głosów (najlepszy wynik w Małopolsce) i został posłem. Od listopada 2013 do stycznia 2014 był rzecznikiem prasowym PiS. Zdobył mandat w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego (startował z listy PiS).

Program, obietnice, wybory

Komitet Dudy złożył w PKW blisko 1,6 mln podpisów z poparciem dla jego kandydatury na prezydenta; najwięcej ze wszystkich kandydatów.

Duda przez całą kampanię przekonywał, że chce być "kreatorem dialogu społecznego"; obiecywał otwartą prezydenturę. "Ubiegam się o urząd prezydenta dlatego, że wierzę w to i jestem głęboko przekonany, że Polsce znów jest potrzebna prezydentura aktywna" - mówił Duda na konwencji inaugurującej kampanię. Zapowiadał kontynuację działalności prezydenta L. Kaczyńskiego, ogłosił, że jednym z pierwszych projektów, które zgłosi do Sejmu, będzie cofnięcie reformy emerytalnej.

Szef PiS Jarosław Kaczyński rekomendację dla Dudy jako kandydata na prezydenta ogłosił w listopadzie ubiegłego roku. "Polsce potrzebny jest nowy pierwszy obywatel Rzeczypospolitej. Człowiek, który będzie miał odwagę i determinację Józefa Piłsudskiego, tę którą przejął Lech Kaczyński. Człowiek, który będzie potrafił wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za tę ogromną zmianę, której potrzebujemy" - mówił wówczas Kaczyński.

Wkrótce potem Duda stał się aktywny na polskiej scenie politycznej: proponował m.in. ministrowi zdrowia debatę o zmianach w systemie ochrony zdrowia, apelował do prezydenta o weto ustawy węglowej, dopominał się od rządu informacji ws. zakończenia budowy gazoportu w Świnoujściu, spotykał się z rolnikami. Podczas kampanii wyborczej podnosił m.in. kwestię wprowadzenia w Polsce waluty euro. W jednym ze spotów wyborczych deklarowało: "Tak" dla Unii Europejskiej, ale "nie" dla euro do czasu, gdy w Polsce zaczniemy zarabiać tak, jak na zachodzie Europy".

Pierwszym znaczącym akcentem kampanii Dudy była konwencja wyborcza w Warszawie na początku lutego. Tuż po inauguracyjnej konwencji Duda ruszył w Polsce "Dudabusem". Odwiedził ponad 240 miast powiatowych. Na rynkach, w domach kultury spotykał się z wyborcami i mówił o zmianach, które chce przeprowadzić jako głowa państwa.

Program przedstawił na konwencji w warszawskiej hali Expo, pod koniec lutego. Wsparcie młodych, rodzin i przedsiębiorczości, cofnięcie reformy podnoszącej wiek emerytalny, zmiany w szkolnictwie, reforma wymiaru sprawiedliwości, odbudowa polskiego przemysłu - to część założeń jego umowy programowej, która składa się z czterech filarów: rodzina, praca, bezpieczeństwo i dialog.

Przed I turą Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" udzieliła poparcia Dudzie. Obniżenie wieku emerytalnego, wyeliminowanie umów śmieciowych, podwyższenie płacy minimalnej - to niektóre postulaty z "Umowy programowej" podpisanej między kandydatem PiS na prezydenta a Komisją Krajową (CZYTAJ WIĘCEJ >>>).

Duda w II turze wyborów kontynuował objazd po Polsce. W tym czasie rozmawiał m.in. z przedstawicielami OPZZ. Założył też Biuro Pomocy Prawnej, ponieważ - jak przekonywał - brakuje pomocy interwencyjnej państwa.

W kampanii wyborczej Duda wielokrotnie krytykował Komorowskiego, przekonywał, że jego prezydentura nie wniosła nic w sprawach społecznych i kompromitowała Polskę na arenie międzynarodowej. Podkreślał, że Polska potrzebuje naprawy, powrotu uczciwości i zrozumienia dla ludzkich spraw. Zarzucał prezydentowi, że prowadził politykę sprzyjającą likwidacji rolnictwa, przemysłu i niszczeniu polskiej gospodarki.

Kandydat PiS wziął też udział w dwóch debatach telewizyjnych. W pierwszej debacie, Komorowski zarzucał Dudzie zmianę poglądów ws. m.in. rolnictwa, in vitro, limitów emisji CO2, górników. Duda zaprzeczał i zarzucał prezydentowi, że przypomniał sobie o obywatelach, gdy ci powiedzieli mu "nie" w I turze. W drugiej debacie Duda zapewniał, że słucha, co mówią do niego rodacy, obiecywał też dobrą zmianę.

Ostatniego dnia kampanii kandydat PiS w ramach 24-godzinnego objazdu po kraju, odwiedził m.in. zakłady pracy, rozdawał też górnikom kawę i bułki. Jak tłumaczyli sztabowcy kandydata, objazd tuż przed wyborami to pomysł wzorowany na amerykańskich kampaniach wyborczych. CZYTAJ WIĘCEJ >>>

Hobby Dudy to książki i sport, szczególnie, od czasów studenckich, narciarstwo (CZYTAJ WIĘCEJ >>>). Przez lata należał do harcerstwa.

sobota, 23 maja 2015

Generała Papałę zabił "Patyk"? "Wyborcza" poznała szczegóły oskarżenia

Mariusz Jałoszewski
 22.05.2015 23:44

A A A Drukuj
Gen. Marek Papała, były komendant główny policji, został zastrzelony na parkingu pod swoim blokiem w Warszawie na ul. Rzymowskiego. Na zdjęciu miejsce zbrodni 25 czerwca 1998 r.

Gen. Marek Papała, były komendant główny policji, został zastrzelony na parkingu pod swoim blokiem w Warszawie na ul. Rzymowskiego. Na zdjęciu miejsce zbrodni 25 czerwca 1998 r. (PIOTR MOLĘCKI)

- Papałę zastrzelił 24-letni złodziej samochodów - oskarża łódzka prokuratura. Papała zginął, bo nie oddał złodziejom samochodu.
To nowa wersja zabójstwa byłego komendanta głównego policji 25 czerwca 1998 r. Łódzka prokuratura apelacyjna (sprawą zajmuje się od 2009 r.) stwierdziła, że odpowiedź na pytanie: "Kto zabił Papałę?" jest prosta i policja była na jej tropie już na drugi dzień po zabójstwie.

W tej wersji nie ma mafii pruszkowskiej, cyngli do wynajęcia z klubu płatnych zabójców, polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, byłych oficerów SB i polityków SLD w tle. Wersję, że Papała zginął, bo wiedział za dużo i komuś się naraził, dwa lata temu sąd uznał za mało wiarygodną. Warszawska prokuratura od tego wyroku się nie odwołała.

Proste rozwiązanie zagadki śmierci Papały 

W wysłanym w poniedziałek do sądu akcie oskarżenia łódzcy śledczy znaleźli proste rozwiązanie zagadki śmierci Papały. Faktem jest, że w dniu śmierci Papała spotkał się wieczorem z Mazurem - ale by omówić wyjazd do USA. Papała uczył się angielskiego, bo miał zostać oficerem łącznikowym w UE. Po to miał być wyjazd do USA. Potem pojechał na Dworzec Centralny odebrać matkę, ale pociąg miał opóźnienie, więc wrócił do mieszkania w bloku przy Wyścigach na Służewcu. Około godz. 22 wiśniowym daewoo espero wjechał na parking przy bloku.

Od ponad pół godziny na parkingu kręcili się już złodzieje aut. Igor Ł. ps. "Patyk" (po zmianie nazwiska M.) i Mariusz M. ps. "Majek" czekali na parkingu, aż się pojawi daewoo generała. Potrzebowali daewoo do napadu na tira, który planowali za kilka godzin. Espero nadawało się do tego idealnie z kilku powodów. Używała ich policja. Espero nie rzucało się w oczy. Można było nim śledzić ciężarówkę przed napadem i pilotować po napadzie do dziupli.

Z boku parkingu stał polonez z Robertem P. (dziś główny świadek koronny oskarżenia) oraz Tomaszem W. i Robertem J. To kompani "Patyka" od kradzieży aut. Przywieźli "łamaki" - do łamania zabezpieczeń w samochodach. Według prokuratury ubezpieczali "Patyka" i "Majka", gdyby nie udało im się złamać oporu właściciela daewoo. Siedzą w samochodzie i czekają.

Papała, wjeżdżając na parking, minął ich. Zaparkował espero. Za samochodem czaił się już "Patyk". Miał gotową do strzału, odbezpieczoną broń - najprawdopodobniej TT wzór 33. Żeby szybko strzelić z tego pistoletu, wcześniej trzeba go odbezpieczyć. Broni miał używać już wcześniej. Z zeznań innych złodziei wynika, że chodził z bronią, bo bał się innych gangsterów, którym się naraził. Miał też wywozić sam ludzi do lasu i ich straszyć.

Generał mógł się postawić 

Dlaczego przyszedł po samochód z bronią? Daewoo miało immobilizer, a oni nie mieli sprzętu, by złamać zabezpieczenia. Zdecydowali się więc na napad, by odebrać kierowcy kluczyki do samochodu. Gdy Papała wysiadł z espero, "Patyk" podszedł i strzelił z odległości 30-50 centymetrów. Wepchnął ciało generała do samochodu. I uciekł razem z "Majkiem".

Nie wiadomo, czy się szarpał z Papałą. Na miejscu zbrodni znaleziono guziki od koszuli policjanta, ale niewykluczone, że urwał je lekarz, który próbował potem go reanimować.

Padł jeden strzał (łuski nie znaleziono). Dlaczego "Patyk" pociągnął za spust? Śledczy, opierając się m.in. na zeznaniach Pawła Biedziaka, byłego rzecznika policji, który znał Papałę, założyli, że generał mógł się postawić "Patykowi". Biedziak zeznał, że Papała, gdyby ktoś straszył go bronią, chciałby go przekonać, że jest policjantem, może nawet wyjąłby legitymację, by namówić go do rezygnacji z kradzieży.

Złodzieje uciekli. Sąsiedzi z bloku i żona Papały, która była z psem na spacerze i pierwsza pobiegła do męża, gdy usłyszała strzał, widzieli biegnącego szczupłego, średniego wzrostu mężczyznę. Posturą podobnego do "Patyka".

Warszawska policja już następnego dnia jako jeden z motywów zabójstwa wytypowała kradzież daewoo i wiązała z nim Mariusza M. Ale tropu przez lata nie podjęto. Więcej - gdyby policja chciała, to "Patyka" mogłaby zatrzymać zaraz po zbrodni.

Igor M. mieszkał kilka przecznic od miejsca zbrodni. Dlatego wybrał - jak twierdzi łódzka prokuratura - daewoo pod domem generała.

Zaraz po zabójstwie "Patyk" wrócił z "Majkiem" do swojego mieszkania. Niedaleko bloku zaczepił ich policjant z patrolu, znał "Patyka". Przeklinając, kazał mu się oddalić. To zaskakujące, bo "Patyk" od pół roku był poszukiwany listem gończym za kradzież samochodu. Policjant potem został skazany za przyjmowanie łapówek od złodzieja.

O zabójstwie coś wie "Majek"? 

Igor M. przez lata był poza kręgiem podejrzeń. W śledztwie warszawskim miał status świadka, a za to, że w innym śledztwie wsypał kompanów złodziei, dostał status świadka koronnego.

To się zmieniło, gdy dla nowego, świeższego spojrzenia na sprawę Papały ówczesny prokurator krajowy Edward Zalewski przeniósł śledztwo do Łodzi.

Tu metodami operacyjnymi ustalono, że o zabójstwie coś wie Mariusz M. ps. "Majek". Przepytany przez policję miał sugerować, że zabójcą jest "Patyk", a wie o tym Robert P. Ten ostatni zaczął współpracę ze śledczymi i dostał status świadka koronnego. Prokuratorzy uznali, że nie zrobił tego z odwetu na "Patyku", który swoimi zeznaniami posłał go za kratki.

Potem zaczęli sypać inni przestępcy, którzy mieli słyszeć od "Majka", co wydarzyło się pod blokiem Papały.

Ciekawe wydają się zeznania Dariusza K. Trzy miesiące przed zabójstwem Papały dzwonił do generała i miał go uprzedzać o kradzieży samochodu. Obiecał, że powie więcej w zamian za pomoc w jego sprawie karnej.

Prokuraturze nie udało się potwierdzić wszystkich połączeń telefonicznych z uwagi na upływ czasu, ale pewni są jednego połączenia K. na telefon domowy generała. Rodzina Papały i Paweł Biedziak zeznali, że bał się on kradzieży espero i radził się, co robić, jak do tego dojdzie. Czy to dowód, że "Patyk" od wielu miesięcy obserwował samochód i wiedział, że jego właścicielem jest szef policji? Czy chciał mieć auto policjanta i dokumenty, które w nim znajdzie - jak zeznał Dariusz K.? W akcie oskarżenia nie ma odpowiedzi.

Igor M. siedzi w areszcie. Nie przyznał się, podobnie jak Mariusz M., który był z nim na parkingu. Oprócz nich o próbę kradzieży auta Papały jest oskarżonych pięć innych osób.

"Patyk" w związku z oskarżeniem o zabójstwo jeszcze nie stracił statusu świadka koronnego. 

niedziela, 17 maja 2015

"Wyspa egzekucji" w Indonezji. Śmierć ośmiu osób wywołała poruszenie na świecie

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/wyspa-egzekucji-w-indonezji-smierc-osmiu-osob-wywolala-poruszenie-na-swiecie/jhl7lj

Rozstrzelanie ośmiu osób skazanych za handel narkotykami na indonezyjskiej "wyspie egzekucji" wywołało międzynarodowe implikacje. Ostro zareagował Urząd Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka, a Brazylia i Holandia odwołały swoich ambasadorów.

Indonezja posiada jedne z najbardziej restrykcyjnych na świecie przepisów antynarkotykowych. Posiadanie i przemyt narkotyków zagrożone są karą śmierci. Niestety, chęć zarobienia - jakby się mogło wydawać łatwych pieniędzy - przyniosła tragedię.

Po północy z wtorku na środę (28/29 kwietnia) czterej obywatele Nigerii, dwaj Australijczycy, Brazylijczyk i obywatel Indonezji zostali rozstrzelani przez pluton egzekucyjny na terenie zakładu karnego na indonezyjskiej wyspie Nusa Kambangan. O olbrzymim szczęściu może mówić Filipinka, również oczekująca na egzekucję. To, co wydawało się niemożliwe, jednak się stało. W ostatniej chwili uzyskała ona odroczenie wykonania kary śmierci. Powodem takiej decyzji było zgłoszenie się na policję na Filipinach jednej z osób podejrzanych o zwerbowanie Filipinki.

Po przeprowadzeniu egzekucji Prokurator Generalny Indonezji HM Prasetyo na konferencji prasowej przedstawił jej szczegóły. Wyrok został wykonany o 00.35 czasu lokalnego. Trzy minut po rozpoczęciu egzekucji skazani nie żyli.

Kim byli przemytnicy?

Warto dokładniej przejrzeć się historiom ośmiu skazanych na śmierć osób oraz kobiety, która w ostatniej chwili uciekła śmierci.

Myuran Sukumaran. 34-latek był obywatelem Australii, urodzonym w Londynie. W 2006 roku sąd w Bali uznał go winnym bycia przywódcą grupy przemytników, która została złapana na Bali z 8,3 kg heroiny. W 2006 roku został skazany na karę śmierci, a jego prośba o ułaskawienie została odrzucona w grudniu zeszłego roku. Jego obrońcy twierdzili, że od momentu trafienia do więzienia Sukumaran bardzo się zmienił. W zakładzie karnym mężczyzna uczył innych więźniów języka angielskiego i sztuki. Jednak wszelkie próby odwołania się od wyroku nie powiodły się.

Andrew Chan. 31-letni Australijczyk, otrzymał karę śmierci wraz z Myuranem Sukumaranem. Został aresztowany na lotnisku w Denpasar na Bali w kwietniu 2005 roku. Sąd uznał go za winnego planowania przemytu heroiny. Jego prośba o ułaskawienie została odrzucona w styczniu 2015 roku.


Martin Anderson
. Przez pewien czas było zamieszanie dotyczące obywatelstwa Andersona. Wstępne raporty mówiły, że był on obywatelem Ghany. Później władze podały, że mężczyzna pojechał do Indonezji z fałszywym paszportem i był w rzeczywistości obywatelem Nigerii. Anderson został aresztowany w Dżakarcie w 2003 roku, a sąd wymierzył mu karę śmierci. Jego prośba o łaskę została odrzucona w styczniu 2015.

Zainal Abidin bin Mgs Mahmud Badarudin. Badarudin urodził się w indonezyjskim Palembang i został uznany za winnego posiadania pięciu kilogramów marihuany. Został aresztowany w grudniu 2000 roku, a rok później otrzymał wyrok śmierci. Jego apel o ułaskawienie został odrzucony w styczniu 2015.

Raheem Agbaje Salami. Nigeryjczyk, który dostał się do Indonezji używając hiszpańskiego paszportu, został złapany na lotnisku Surabaya z prawie pięcioma kilogramami heroiny ukrytej wewnątrz walizki. Miało to miejsce w dniu 2 września 1998 r. Sąd w Surabaya dał mu dożywocie w kwietniu 1999 roku, kara została obniżona przez Sąd Apelacyjny do 20 lat. Salami się odwołał od tego wyroku i Sąd Najwyższy skazał go na śmierć. Jego wniosek o łaskę został odrzucony 5 stycznia 2015.

Rodrigo Gularte. Gularte był Brazylijczykiem urodzonym w 1972 roku. Sąd w Banten wymierzył mu karę śmierci w lutym 2005 roku pod zarzutem posiadania prawie sześciu kilogramów heroiny. Mężczyzna został aresztowany w lipcu 2004 roku na lotnisku Sukarno Hatta w Dżakarcie. Jego planowana egzekucja wzbudziła szczególne zaniepokojenie, ponieważ prawdopodobnie cierpiał on na chorobę psychiczną. Zgodnie zaś z prawem Indonezji, osoba z zaburzeniami psychicznymi nie może być poddana najsurowszej karze, a musi być pod opieką w szpitalu psychiatrycznym. Jego wniosek o łaskę został odrzucony w styczniu 2015 roku.

Sylvester Obiekwe Nwolise. Nwolise był Nigeryjczykiem urodzonym w 1965 roku. Został skazany na karę śmierci we wrześniu 2004 roku przez sąd w Tangerang. Sąd uznał go winnym przemytu kilograma heroiny. Przemyt miał miejsce na lotnisku w Dżakarcie w 2002 roku.

Okwudili Oyatanze. 45-letni Oyatanze był obywatelem Nigerii. W 2001 roku został skazany na śmierć za przemyt kilograma heroiny. Choć mężczyzna prosił o łaskę, to jego wniosek w tym roku został odrzucony.

Mary Jane Fiesta Veloso. Veloso została aresztowana na lotnisku w Yogyakarta w kwietniu 2010 roku. Sąd uznał ją winną próby przemytu 2,5 kilograma heroiny. Kobieta została przez sąd surowo potraktowana i w październiku 2010 roku usłyszała wyrok kary śmierci. Na swoim procesie zeznała, że ​​poleciała do Indonezji, ponieważ przyjaciel rodziny obiecał jej pracę jako pokojówka. Heroina miała jej zostać podrzucona do walizki. W ostatniej chwili dla kobiety pojawił się promyczek nadziei. Na policję na Filipinach zgłosiła się osoba, która zeznała, że to ona podrzuciła kobiecie narkotyki. Wykonanie wyroku śmierci na Veloso zostało przełożone.

Poruszenie na świecie

Egzekucja ośmiu osób wywołała poruszenie. Urząd prezydenta Brazylii Dilmy Rousseff poinformował, że brazylijski ambasador w Dżakarcie został odwołany na konsultacje oraz, że egzekucja obywatela Brazylii "poważnie zaszkodzi" stosunkom dwustronnym.

Również Holandia, której Indonezja była niegdyś kolonią, odwołała ambasadora i potępiła egzekucję swojego obywatela. - To była okrutna i nieludzka kara będąca niemożliwym do przyjęcia zaprzeczeniem ludzkiej godności i integralności - powiedział minister spraw zagranicznych Holandii Bert Koenders.

Głos zabrał także Urząd Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka (UNHCR). Przypomniał Indonezji, że prawo międzynarodowe nie pozwala na stosowanie kary śmierci w przypadku przestępstw nie zaliczanych do najcięższych, zwłaszcza takich, których intencją nie było zabójstwo.

Indonezyjski prokurator generalny Muhammad Prasetyo oświadczył, że wykonanie egzekucji było nieodzowne jako środek walki z handlem narkotykami i jako forma ostrzeżenia przyszłych przestępców.

- Zgodnie z prawem międzynarodowym, jeśli już ma być zastosowana kara śmierci, to można się do niej uciec jedynie w przypadku najcięższych przestępstw, zwłaszcza gdy dokonanie zabójstwa jest intencją przestępcy. Tymczasem przestępstwa związane z handlem narkotykami nie zaliczają się do kategorii ciężkich przestępstw - oświadczył Rupert Colville, rzecznik biura UNHCR.

W mediach na świecie wielokrotnie pojawiały się pytania, dlaczego przemytnicy zostali ukarani tak surowo. - Zasądzone kary zmieniały się co parę lat w zależności od składu sądu i zaoferowanych pieniędzy, które zdołała zebrać rodzina oskarżonych, niejednokrotnie sprzedając domy i zastawiając cały swój majątek, aby mieć łapówki na uratowanie swojego syna – mówi w rozmowie z Onetem Tanya Valko, autorka powieść pt. "Miłość na Bali", która ukaże się w księgarniach 2 czerwca 2015 r.

"Wyspa egzekucji"

Miejscem, gdzie przeprowadzono egzekucję to wyspa Nusa Kambangan. Przydomek "wyspy egzekucji" został nadany temu miejscu nie przez przypadek. Na jej terenie znajduje się najlepiej strzeżone więzienie w kraju. Przebywają tam więźniowie skazani za najcięższe przestępstwa: morderstwa, terroryzm, przemyt narkotyków czy korupcję. Przeważająca część więźniów to osadzeni z wyrokiem śmierci

Dziennikarzom "The Guardian", jeszcze przed egzekucją, udało się dotrzeć do jednego z członków szwadronu wykonującego karę śmierci.  Oficer - młody człowiek, który chciał pozostać anonimowy - jest częścią korpusu indonezyjskiej policji zwanej Brygady Mobile ("Brimob").

- Obciążenie psychiczne jest dużo większe dla oficerów odpowiedzialnych za obsługę więźniów, a nie dla tych, którzy strzelają. Właśnie to oni opiekują się wcześniej skazańcem i przyprowadzają go na miejsce wykonania egzekucji – mówi.

Wyroki wykonywane są poprzez rozstrzelanie na polanie w dżungli. Uczestniczą w niej dwie brygady. Jeden z zespołów eskortuje skazańców na miejsce egzekucji, a drugi jest jej wykonawcą. Podczas transportu, do każdego więźnia przypisanych jest pięciu członków Brimob.

Więźniowie przebrani w białe stroje, przywiązani do palów, oczekują na egzekucję. W czasie wykonania wyroku każdy z przemytników ma narysowany okrąg na wysokości piersi o średnicy około 10 centymetrów. – Nie rozmawiam z więźniami przed egzekucją. Traktuję ich, jak członków swojej rodziny. Mówię tylko: przepraszam, ja tylko wykonuję swoją pracę – mówił rozmówca "The Guardian".


Pluton egzekucyjny składa się z 12 osób. Znajdują się w odległości od 5 do 10 metrów od skazańca. Śmiertelne strzały padają z karabinu M16.

- Przychodzimy, bierzemy broń, strzelamy i czekamy aż skończy się umieranie. Od wystrzału czekamy 10 minut, później przychodzi lekarz, by stwierdzić zgon, następnie wracamy do baraków. I to zasadzie tyle - opowiada jeden z egzekutorów z Brimob.

Po wykonaniu egzekucji oficerowie mają trzy dni zajęć, podczas których otrzymują "duchowe wskazówki" i pomoc psychologiczną.