niedziela, 7 sierpnia 2016

Igrzyska olimpijskie Rio 2016. Niesamowite rekordy świata w pływaniu i świetny występ polskich siatkarzy, czyli podsumowanie nocy


bs
 
07.08.2016 , aktualizacja: 07.08.2016 04:39
A A A

MARTIN MEISSNER/AP


W nocy z soboty na niedzielę nie zabrakło emocji na arenach w Rio de Janeiro. W pływaniu padły dwa rekordy świata, a polscy siatkarze plażowi zaliczyli udany debiut olimpijski.
REKLAMA
1. Niezwykła Hoszzu i rekord Australijek

Węgierska pływaczka nie dała żadnych szans rywalkom w finale na 400 m stylem zmiennym. Hoszzu od samego początku narzuciła sobie szaleńcze tempo. Za sprawą dwóch swoich najlepszych stylów - motylka i grzbietowego - uzyskała 5-sekundową przewagę nad rekordem świata. Udało się jej utrzymać ją do końca i na finiszu mogła cieszyć się podwójnie, z rekordu (4:26.36) i upragnionego złota. 

Rekord świata padł także w ostatnim finale wieczoru. W sztafecie 4x100 m stylem dowolnym Australijki (Emma McKeon, Brittany Elmslie, Bronte Campbell, Cate Campbell) okazały się bezkonkurencyjne przesuwając kolejną granicę w tej konkurencji na - 3:30.65.

2. Świetny debiut Kantora i Łosiaka

Piotr Kantor (MKS Dąbrowa Górnicza) i Bartosz Łosiak (KS Jastrzębie) od zwycięstwa rozpoczęli występ w grupie B turnieju olimpijskiego siatkarzy plażowych w Rio de Janeiro. W sobotę pokonali Niemców Markusa Boeckermanna i Larsa Flueggena 2:0 (21:11, 23:21).


3. Koncert Amerykanów

Koszykarze reprezentacji USA, uważani za bardzo mocnych kandydatów do złotego medalu w Rio de Janeiro, rozpoczęli olimpijskie zmagania od zmiażdżenia w grupie A nad Chinami 119:62. Najwięcej punktów dla zwycięzców zdobył Kevin Durant - 25.

Na dorobek Amerykanów złożyły się także punkty m.in. DeMarcusa Cousinsa (17) i Paula George'a (15). W ekipie Chin najskuteczniejszy był Jianlian Yi - 25 pkt. 


Zobacz klasyfikacje medalową:


środa, 20 lipca 2016

Poszkodowani w aferze Amber Gold wciąż liczą na odzyskanie pieniędzy


Amber Gold

Amber Gold

Pan Jacek Kupiec jest jedną z 18 tysięcy osób, które zainwestowały w certyfikaty sprzedawane przez Amber Gold i straciły pieniądze. Przez ostatnie 3 lata aktywnie uczestniczył w pracach Stowarzyszenia Poszkodowanych Wierzycieli Amber Gold. Zapytaliśmy go, czy wierzy w to, że choć część pieniędzy można odzyskać i co sądzi o Sejmowej Komisji Śledczej, która będzie badała aferę Amber Gold.

Andrzej Mandel: Czy czeka Pan na pieniądze od syndyka? Wielu poszkodowanych w aferze myśli, że cokolwiek odzyska.

Jacek Kupiec: Nie należę do większości i nie czekam na pieniądze od syndyka. Wiem, że ranię w ten sposób nadzieje wierzących w jego działania, ale przede wszystkim staram się stąpać twardo po ziemi. Od ponad dwóch lat, syndyk przedstawia kwotę "odzyskaną", w wysokości od 30 mln zł do 40 mln zł. Przed miesiącem sprecyzował ją dla "Dziennika Bałtyckiego" na 43,5 mln zł, a dwa tygodnie temu, w wywiadzie dla jednej ze stacji telewizyjnych, była już mowa nawet o "prawie" 50 mln zł. Bywa i tak, że po wcześniejszej informacji o 40 mln zł, po paru miesiącach okazywało się, że znowu "mamy" tylko 30 mln zł, i tak "w koło Macieju". Koszty pracy syndyka i jego biura są olbrzymie i tylko w części pokrywają je odsetki z lokat, zakładanych ze składników gotówkowych masy. Obawiam się, że w tym przypadku możemy mówić o jej przejadaniu, nie zaś o skutecznym spieniężaniu, na co brakuje pomysłu, o czym świadczą niesprzedane od lat nieruchomości. Syndyk wciąż "planuje" odzyskanie kolejnych milionów od pożyczkobiorców, którzy nie spłacili w całości pożyczek zaciągniętych w Amber Gold. Nie da się jednak ukryć, że w interesie syndyka leży to, żeby realizacja owych planów trwała jak najdłużej.

Amber GoldMARCIN ONUFRYJUK / AGENCJA GAZETA

Ogólna kwota wszystkich należności po Amber Gold, która została zgłoszona do syndyka to prawie 600 mln zł, taką sumę ciężko będzie mu zebrać.

Można przyjąć że obecny "urobek" pokrywa co najwyżej 7% wierzytelności, ale niestety to nie wszystko. Nie należy zapominać, że nie ma jakichś "osobnych list" dla poszkodowanych, byłych klientów Amber Gold, dla przynajmniej kilkudziesięciu nieopłaconych dostawców, dla byłych pracowników Spółki i dla takich instytucji, jak sądy, ZUS, izby skarbowe, których wierzytelności będą realizowane w pierwszej kolejności. Wiadomo, że tylko ZUS i "skarbówka" dochodzą ponad połowy z kwoty zgromadzonej obecnie przez syndyka. Tę sprawę również rozstrzygnie sąd, a poszkodowani, którzy wciąż opierają swoje nadzieje na odzyskanie utraconych pieniędzy, jedynie na efektach wieloletniej pracy syndyka - co najwyżej mogą liczyć na cud.

Siedziba Amber Gold w GdańskuFot. Rafał Malko / Agencja Gazeta

Jeśli nie pieniądze od syndyka, to czy jest jakakolwiek możliwość odzyskania przez poszkodowanych pieniędzy?

Brak możliwości odzyskania pieniędzy od syndyka, na skutek postępowania karnego i działania komisji - nie pozbawia poszkodowanych szansy na skuteczne dochodzenie należnych odszkodowań. Możliwość tę daje tylko i wyłącznie, dołączenie do jednego z dwóch (albo do obu równocześnie, co w znakomity sposób podwaja szansę na sukces), zbiorowych powództw o odszkodowania w związku ze sprawą Amber Gold. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczą się dwie takie sprawy. W ujęciu chronologicznym są to: powództwo przeciwko BGŻ BNP Paribas, realizowane przez kancelarię MyLo "Pogoda, Gładki, Langier, Grzesiek" i powództwo przeciwko Skarbowi Państwa, realizowane przez kancelarię "Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy".

Można dołączyć do obu powództw i to bez ryzyka ich odrzucenia przed rozpoczęciem właściwego rozpoznawania roszczeń, które wzięli na siebie członkowie grup inicjatywnych, składając pozwy. To już przysłowiowy "ostatni gwizdek", albowiem teraz kancelarie przygotowują się do złożenia uzupełnionych list, co zamknie ostatnią drogę do odszkodowania "za Amber Gold". Następnej nie będzie.

Amber GoldMARCIN ONUFRYJUK / AGENCJA GAZETA

Oba pozwy zbiorowe zostały dopuszczone przez sąd do rozpoznania, choć trwało to prawie 3 lata. Sam proces też nie będzie krótki. Czy trzeba się uzbroić w cierpliwość?

Najważniejsze jest to, że oba powództwa o odszkodowania w związku ze sprawą Amber Gold zostały prawomocnie dopuszczone do rozpoznawania grupowego, co samo w sobie jest już sporym osiągnięciem. Do pełni sukcesu, a więc do uzyskania należnych odszkodowań - wiedzie daleka droga, ale trzeba było zrobić ten najistotniejszy krok, bez którego dalsze, merytoryczne procedowania sądów - nie byłyby możliwe. Żaden z tych procesów, pomimo dotychczasowego, dobrego tempa - nie potrwa krótko. Nie ma sensu spekulowanie, czy będzie to sześć lat, czy osiem. Trzeba liczyć się z tym, że każde nieprawomocne postanowienie sądu (a może ich być sporo), nawet na etapie zatwierdzania ostatecznych list grup - każdorazowo będzie spotykać się ze środkami zaskarżenia, wnoszonymi przez jedną ze stron. Rzeczywiście, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość, ale jednak ze świadomością (o czym już mówiłem), że udział w powództwach zbiorowych w związku ze sprawą Amber Gold - to absolutnie jedyny, możliwy sposób odzyskania pieniędzy utraconych na skutek tej afery.

Jeśli chodzi o możliwość dołączenia do powództwa przeciwko BGŻ - to poszkodowanym, zainteresowanym szybkim, sprawnym akcesem w ostatniej chwili - pozostały już na to nieledwie godziny. Uzupełniona lista członków grupy powództwa, musi bowiem trafić do sądu, do 30 lipca 2016 r.

Obserwuje Pan proces Plichtów? Czy to ma znaczenie dla odzyskania pieniędzy przez poszkodowanych?

Rolą sądu karnego w procesie Plichtów jest stwierdzenie prawdziwości oskarżeń prokuratury, w przedmiocie (m.in.), popełnienia przez nich przestępstwa określanego mianem "oszustwa na wielką skalę", a więc dokonanego przeciwko znacznej ilości pokrzywdzonych i "w stosunku do mienia znacznej wartości". Przyjmuję że prokuratura wystąpiła o zastosowanie wobec oskarżonych (w przypadku orzeczenia o winie i skazania), kompensacyjnego środka karnego w postaci nałożenia na nich obowiązku naprawienia szkody przeciwko mieniu pokrzywdzonych. Niemniej, w praktyce ten sposób na odzyskanie pieniędzy poszkodowanych - wydaje się być bardzo mało prawdopodobny ze względu na brak majątku własnego oskarżonych w chwili obecnej (na co wskazują ustalenia). Co za tym idzie - ewentualne orzeczenie o winie Plichtów i nałożenie na nich kary - samo w sobie nie poskutkuje jakąkolwiek materialną rekompensatą na rzecz pokrzywdzonych i poszkodowanych.

Proces Amber GoldRAFAŁ MALKO / Agencja Gazeta

Jako osoby poszkodowane przez Amber Gold, chcieliście Państwo powołania sejmowej Komisji Śledczej. Wszystko wskazuje na to, że ona powstanie. Czego oczekujecie po pracach tej Komisji?

Przede wszystkim oczekujemy, żeby Komisja stała się tym, czym powinna - a więc organem powołanym do zbadania przyczyn afery Amber Gold i realizującym ten cel. Poszkodowani są tutaj zapewne w mniejszości wobec "niezainteresowanej" części społeczeństwa, dla której aspekt spodziewanych „igrzysk" może być w sumie najciekawszy. Perspektywa Komisji, której jedynym (a przynajmniej dominującym), efektem, miałoby być swoiste, polityczne show z "zapraszaniem" byłego premiera, a ponadto z kolejnymi miesiącami udowadniania - kiedy, komu i co powierzył "suweren" i z czym nie może pogodzić się opozycja - już teraz napawa mnie przerażeniem. Chciałbym wierzyć, że przynajmniej w tym przypadku, mój pesymizm jest nieuzasadniony, a Komisja (mimo wszystko), zechce zająć się sprawami merytorycznymi. Oczekujemy zatem, żeby zbadała:

- dlaczego dopuszczono do zarejestrowania spółki świadczącej usługi finansowe - przez bardzo podejrzanego faceta, wielokrotnie skazywanego wcześniej, właśnie za przestępstwa finansowe?

- dlaczego dopuszczono do tego, że przez ponad trzy i pół roku, pod okiem funkcjonariuszy organów państwowych - spółka Amber Gold w sposób nieskrępowany prowadziła swoją przestępną działalność?

- dlaczego żadnego z organów (zwłaszcza kontroli skarbowej), nie zainteresował fakt, że Spółka przez kilka lat nie płaciła podatków i nie składała stosownych oświadczeń?

- dlaczego ABW i prokuratura lekceważyły zawiadomienia Komisji Nadzoru Finansowego o możliwości popełnienia przestępstwa przez Amber Gold?

- czy na pewno, zgodnie z ustaleniami "Ernst & Young", Plichtowie przepuścili wszystko to, co ukradli, a jeśli tak, to skąd bierze się astronomiczna różnica pomiędzy kwotą pobraną od "inwestorów" (ok. 850 mln zł), a wytransferowaną z tego samego banku (od 1.9 mld zł do 2,2 mld zł według różnych źródeł)?

- czy Plichtowie działali sami, czy mieli wspólników, a jeśli tak - kto im pomagał, kto współfinansował, czyje pieniądze i na czyje zlecenie prała "pralnia AG", kto oprócz Plichtów stał za tym interesem?

- jak mogło dojść do karygodnych błędów i przestępnych wypaczeń w gdańskich jednostkach prokuratury, które pomimo poważnych zgłoszeń na temat przestępstw popełnianych przez Amber Gold - zamiast wszcząć i realizować śledztwo, a potem postawić zarzuty (co uchroniłoby tysiące osób przed stratą), uporczywie ignorowały je, żeby już nie posuwać się do słowa "przykrywały"?

- dlaczego tak fatalnie zachowała się w tej sprawie Prokuratura Generalna i osobiście Prokurator Generalny, Andrzej Seremet, który niczym gromowładny Zeus wieścił trzęsienie ziemi w trójmiejskiej prokuraturze, co oczywiście "rozeszło się po kościach", bo przecież nigdy nie "zatrzęsło" nawet w szklance wody (żaden ze śledczych zajmujących się aferą, nie poniósł konsekwencji)?

Placówka Amber Gold w Białymstoku, sierpień 2012Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Komisja śledcza "nie załatwi" problemu odszkodowań, ponieważ nie posiada kompetencji do orzekania o naprawieniu szkody. Może pomóc pokrzywdzonym poprzez przyczynienie się do lepszego naświetlenia zaniechań prokuratury, które są podstawą roszczeń w postępowaniu cywilnym. Spotkałem się z opinią, że Komisja mogłaby skłonić Rząd do nawiązania ugody z pokrzywdzonymi, co wprawdzie stanowiłoby absolutny wyłom w dotychczasowej strategii procesowej Skarbu Państwa, ale jest rozwiązaniem stosowanym w wielu krajach i korzystnym zarówno dla pokrzywdzonych, jak i dla Skarbu Państwa. Ja nie wierzę w możliwość takiej ugody, ale bardzo chciałbym się mylić w tej ocenie.

Czy myśli Pan, że afera na skalę Amber Gold może się powtórzyć, czy służby i urzędy po aferze są bardziej czujne? Czy widać, że wyciągnięto wnioski?

Myślę, że jest nieco bezpieczniej. Odpowiednie instytucje podjęły wysiłki mające na celu przynajmniej utrudnienie zaistnienia sytuacji znanej z "afery Amber Gold". Nie mam jednak złudzeń co do tego, że podobne afery na skalę Amber Gold i większe - powtórzą się. Zresztą, wciąż się powtarzają. Niemal równo z komunikatem "Zespołu Amber Gold", z 13 sierpnia 2012 r., o likwidacji "spółki pod firmą Amber Gold", światło dzienne ujrzała "afera Emgoldex", czyli odmienna historia "złota dla naiwnych". W tym przypadku oferowano sztabkę złota wartą 7 tys. , w zamian za wpłatę 540 i przyprowadzenie dwóch kolejnych chętnych do wejścia w ten złoty interes. Teraz, po czterech latach, dowiadujemy się o nieporównywalnie większej od Amber Gold, "afery Skarbca i Bezpiecznej Pożyczki", gdzie zarzuty prokuratorskie usłyszało już 165 osób, a liczba pokrzywdzonych przekracza 62 tys. W międzyczasie, trochę mniejszych lub trochę większych "afer" było kilkanaście.

Afera Amber Gold zmobilizowała resort sprawiedliwości do dużej aktywności legislacyjnej, która ma poprawić bezpieczeństwo obrotu gospodarczego, ochronić konsumentów i poprawić działanie sądów. Kilka zmian prawa weszło już w życie i wciąż trwają prace nad następnymi. Wprowadzono istotne zmiany w działaniu KRS i KRK i nadzorze ministra sprawiedliwości nad sądami. Teraz nie ma już możliwości, by osoba wcześniej skazana za przestępstwo gospodarcze - mogła zostać wpisana jako członek zarządu do KRS, co miało miejsce w przypadku Plichty. Wprowadzono takie regulacje prawne i rozwiązania techniczne, które umożliwiają automatyczną weryfikację w rejestrze karnym - osób wpisywanych do KRS jako członkowie zarządu, komisji rewizyjnej i rady nadzorczej. Lista funkcji podlegających weryfikacji ma zostać rozszerzona o prokurentów. Trwają prace nad ułatwieniami w składaniu sprawozdań finansowych, a w kolejnym kroku, także nad łatwiejszą weryfikacją realizacji tego obowiązku przez firmy.

niedziela, 17 lipca 2016

Smak kultowych czołówek


"Magazyn Morze", "Sonda", "997", "W starym kinie", "5-10-15" - obrazki i muzykę z czołówek tych i innych programów, mających swój początek w PRL-u, pamiętamy często nie mniej niż ich treść czy nawet prowadzących. Jak powstawały? Kto je tworzył i na ile były oryginalne? No i które wspominamy dziś najczęściej?




Z czołówkami dawnych programów jest trochę jak ze starymi piosenkami - gdy je słyszymy, natychmiast stają nam przed oczami obrazy związane z dzieciństwem i młodością, dawne emocje, pasje i zainteresowania. Często takie, które już nie wrócą. Kiedyś, gdy w Polsce można było oglądać zaledwie dwa kanały TVP, każdy program był mniejszym lub większym wydarzeniem - a otwierający go filmik czy zbiór obrazów bezbłędnie kojarzonym z nim sygnałem.


Mimo wszystkich ograniczeń, takich niezapomnianych telewizyjnych programów powstało się w epoce PRL-u mnóstwo. Wiele z nich z powodzeniem walczyło o widza także po przewrocie ustrojowym w 1989 roku. Ale i tak najbardziej pamiętamy odcinki emitowane wcześniej. Dlaczego?

Z prostego powodu - były jedną z niewielu odskoczni od szarej socjalistycznej rzeczywistości. A przy okazji, jak "Sonda", często bawiły, jednocześnie ucząc.

Od wybuchu do podziału

Pokoleniu dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków ten program zawsze będzie się kojarzył z intrygującymi popularnonaukowymi polemikami, jakie w latach 1977-1989 toczyli ze sobą Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek. Toczyli, dodajmy, językiem jak najbardziej zrozumiałym dla zwykłego widza. Należy przypuszczać, że gdyby nie tragiczna śmierć obu prowadzących w wypadku samochodowym pod Raciborzem, 29 września 1989 roku, "Sonda" bez problemu utrzymałaby się na wizji TVP także w latach 90.

Trwająca czterdzieści sześć sekund czołówka "Sondy", jedna z najbardziej pamiętnych w historii PRL-u, stała się prawdziwą wizytówką programu. Wykorzystywała stworzone przez Andrzeja Kurka charakterystyczne logo, jak i szereg związanych z zagadnieniami popularnonaukowymi materiałów filmowych - w tym kosmiczny lot sondy Mariner 5, wybuch supernowej, podział jądra komórkowego i zmieszanie się wody i oleju w stanie nieważkości.

Utwór, którego nie było

Przez dłuższy czas wielką zagadką było pochodzenie ilustrującej czołówkę elektronicznie brzmiącej muzyki - wielu jej wielbicieli prześcigało się w różnych, często fantastycznych spekulacjach, a samo archiwum TVP wskazywało na miksturę utworów Quincy Jonesa ("Fat Poppadaddy"), Teresy Bancer ("Milczenie"), Karlheinza Stockhausena ("Etiuda"), Otto Lueninga & Vladimira Ussachevsky'ego ("Król Lear") i Ergo Bandu ("Zmienność myśli"). Niestety, żaden z nich nie przypominał niczego z "Sondy", co tylko zwiększało frustrację prowadzących "śledztwo" fanów.

Prawda wyszła na jaw dopiero w zeszłym roku. Autorem i wykonawcą utworu okazał się Mike Vickers, angielski instrumentalista związany w latach 60. z grupą Manfred Mann - "Visation" oryginalnie wydany został na zapomnianym dziś krążku z gatunku library music, "Period/Pastoral/Solo Instruments - Moog/Dramatic".

Vickers jest także autorem takich kompozycji jak "Jet Set", otwierającej teleturniej NBC "Jackpot" (1974-1975) czy utworu towarzyszącego programowi "This Week in Baseball".

W kinie ze Szpilmanem

Cykl "W starym kinie" utrzymał się na wizji ponad trzy dekady, od 1967 do 1999 roku - dzięki temu był najdłużej nadawaną audycją filmową w Telewizji Polskiej. I już zawsze kojarzyć się będzie z osobą noszącego ciemne okulary wspaniałego gospodarza, Stanisława Janickiego, urodzonego w 1933 roku pisarza, scenarzysty i krytyka filmowego. Prowadził je z wielkim wyczuciem i smakiem.

A czołówka? Jak to w PRL-u bywało - prosta i zwykła, przedstawiająca udającego się do kina jegomościa w kapeluszu, a jednak… niezapominana. Także za sprawą pięknej nostalgicznej muzyki. Była nią fortepianowa wersja fragmentu piosenki "W małym kinie", jednej z kilkuset, które po II wojnie światowej skomponował pianista Władysław Szpilman. Pierwszym i najważniejszym jej wykonawcą był Mieczysław Fogg.

Wejście bez ograniczeń

Bez niezapomnianej czołówki trudno też sobie wyobrazić pogram dla dzieci i młodzieży "5-10-15", nadawany w TVP od 1982 do 2007 roku. W czasach swojej największej świetności, czyli w latach 80, przedstawiała tytułowe liczby w obróbce przypominającej trochę animacje Terry'ego Gilliama z "Latającego cyrku Monty Pythona". Ale dziś pamiętamy ją także z innego powodu.

Wielką popularność zdobył ilustrujący filmik instrumentalny "Bez ograniczeń" grupy Kombi, pochodzący z drugiego albumu zespołu, "Królowie życia" (1981). Fragment tego utworu, zagranego w klimacie fusion, do dziś nierozerwalnie wiążę się właśnie z tamtym programem. Kompozycja napisana została przez klawiszowca i kompozytora zespołu, Sławomira Łosowskiego.

Czytaj dalej na 2 stronie - Smak kultowych czołówek

Czas oświeconego bolszewizmu

"Bez ograniczeń" powstało pod koniec lat 70. Gdy TVP zwróciła się do Łosowskiego z propozycją wykorzystania utworu, od razu wyraził zgodę. Do dziś pamięta, dlaczego nadał mu taki tytuł. - To był czas oświeconego bolszewizmu i brakowało wszystkiego, w tym prądu. W radiu nadawano komunikaty o stopniu zasilania i wyłączeniach. Uważałem, że energetyczny utwór musi być grany bez ograniczeń energii.

Kompozycja do dziś rozpoczyna wszystkie koncerty artysty. - Odbierana jest bardzo dobrze - podkreśla. - Są tam sola klawiszy i bębnów. Brzmi dynamicznie. Co ciekawe, większość słuchaczy nazywa ją po prostu "5-10-15". Zapewne duża ich część nie zna oryginalnego tytułu. Zapraszam na stronę losowski.pl, na której można posłuchać, jak to dziś na żywo w moim wykonaniu brzmi.

Morze niewiadomych?

Ta czołówka rozpalała awanturniczą wyobraźnię młodego pokolenia lat 80. jak żadna inna - wielu z nas czekało na niedzielę, godz. 12.00 nie tylko po to, by posłuchać fascynujących morskich opowieści i ciekawostek Stanisława Heropolitańskiego z TVP Szczecin, ale tej niesamowitej muzyki, towarzyszącej równie niezwykłym i spektakularnym obrazkom.

Myli się jednak ktoś, kto sądzi, że energetyczny musicalowy kawałek, napisany z niemal rockowym zacięciem, powstał w głowie któregoś z naszych rodaków. Czołówka "Morza" nie miała z Polską nic wspólnego. Czym więc była?

Kradzież godna pirata

Najkrócej można odpowiedzieć, że dość bezczelnie zmontowanym zlepkiem scen z kilku pirackich filmów, głównie początku australijskiego musicalu komediowego w reżyserii Kena Annakina "Film o piratach" ("The Pirate Movie", 1982). To z niego pochodziła także towarzysząca jej piosenka "Victory", skomponowana przez australijskiego kompozytora Mike'a Brady'ego do słów Terry Britten, piosenkarza i tekściarza, współautora piosenek między innymi Tiny Turner i Michaela Jacksona.

Utwór "Victory", podpisany jako The Pirates & Mike Brady, dostępny jest na ścieżce dźwiękowej wydanej przez Polydor Records. A że u nas wykorzystany został bez poszanowania jakichkolwiek praw? Cóż, bycie piratem zobowiązywało, zwłaszcza w PRL-u!

Nuty lepsze niż news

Najkrótsza perełka w zestawieniu była za to najczęściej w naszych domach obecna - propagandowa tuba informacyjna komunistycznych władz towarzyszyła nam przecież w latach 1958-1989 codziennie. Czołówki "Dziennika Telewizyjnego" zmieniały się rzadziej niż prowadzący - ta najsłynniejsza zadebiutowała w 1973 roku i pozostała, mimo paru retuszy, do samego końca. Przedstawiała charakterystyczne logo DT na tle map Polski, Europy i świata. Towarzyszyła jej dumna, marszowa nuta skomponowana przez naszego nieocenionego kompozytora Wojciecha Kilara (ur. 1932). Naprawdę udana, godna ilustracji najlepszych hollywoodzkich produkcji!

Wojciech Kilar najwyraźniej nie jest jednak ze swojego dzieła dumy - a może raczej z samego faktu jego powstania. Informacji o utworze próżno szukać na jego stronie internetowej, a Maestro nie odnosi się do niej w wywiadach. Szkoda, gdyż uwertura "Dziennik telewizyjny" pozostaje z jednym z najbardziej rozpoznawalnych sygnałów dźwiękowych PRL-u. Ujmy naszemu wybitnemu twórcy muzyki klasycznej i filmowej na pewno nie przynosi.

Przy kogucie dęciaki

Ostatnio słyszy się, że magazyn kryminalny "997" wraca po trzech latach ciszy - tym razem Michał Fajbusiewicz prowadzić go będzie w Polsat Play. Trudno jednak oczekiwać, by osiągnął taki sukces jak w latach 80. Nadawany od 1986 roku program, produkowany przez TVP Łódz, był tak popularny, że pomógł w odnalezieniu dziesiątek, jeśli nie setek groźnych przestępców.

"997" wielokrotnie zmieniało swoją formułę, a co za tym idzie i czołówkę, która jednak zawsze przedstawiała milicjantów, a później policjantów w spektakularnych scenach akcji. Nigdy nie zmieniła się towarzysząca tym obrazkom muzyka. Twórcy programu wykorzystali utwór "Cronus (Saturn)" amerykańskiej jazzrockowej formacji Chase. Szaleńczo brzmiący i pełen emocji fragment, zagrany między innymi na instrumentach dętych, pochodził z wydanej w 1972 roku płyty "Ennea".

Polscy prekursorzy dubstepu

Dla kontrastu znowu coś dla dzieci i młodzieży: "Przybysze z Matplanety", czyli bohaterowie programu edukacyjnego Telewizji Polskiej z drugiej połowy lat 80. Choć przygody dwóch matematycznych znaków: mądrego i walecznego Sigmy oraz nieśmiałego i płochliwego Pi dziś prezentują się raczej anachronicznie, warto podkreślić, że przy ich kręceniu wykorzystano nowatorską jak na ówczesne warunki telewizyjną technikę blue box. Widać ją także w czołówce programu.

Piosenkę, która ją ilustrowała, śpiewał nieodżałowany Andrzej Zaucha, do muzyki Rafała Błażejewskiego i Marcelego Latoszka oraz słów Magdy Wojtaszewskiej. "Prekursorzy dubstepu", "Kraftwerk sie chowa!" - można przeczytać w komentarzach na Youtube.

Warto dodać, że w zeszłym roku powstał bardzo ciekawy cover kawałka w wykonaniu electropopowego zespołu Door Selection

Z elektroniką za pan brat

O tym, że powyższa lista nie wyczerpuje tematu, wiedzą na pewno ci wszyscy, którzy z czołówek pamiętają "Pegaz", "Pieprz i wanilię", "Sensacje XX wieku", "Z kamerą wśród zwierząt" czy "Wielka grę".

Twórcy polskich programów z czasów PRL-u wyjątkowo chętnie korzystali z dokonań tuzów muzyki elektronicznej. Dla przykładu, "Sportowa Niedziela" w TVP1 rozpoczynała się w latach 80. tytułowym utworem z płyty "Spiral", którą grecki kompozytor Vangelis wydał w 1977 roku. "Studia Sport" nie byłoby natomiast bez syntezatorowego sola z przeboju "Son Of My Father", skomponowanego przez w 1971 roku przez Giorgio Morodera dla grupy Chicory Tip. Z kolei popularnonaukowy "Kwant", nadawany w TVP od lat 80., wykorzystywał w czołówce przebój Jean Michela Jarre'a z 1978 roku "Equinoxe 5".