piątek, 13 kwietnia 2007
Oscylator w Polbanku, czyli jak bez wysiłku zostać milionerem
Zanim przeczytasz, zobacz: http://bankier.tv/video/Macierzynski-Polbank-mial-luke-17383.html
Cała historia ma swój początek w lutym, kiedy to klient Polbanku, Pan Paweł, zauważył, że transakcje zlecane w czasie weekendu, z datą wykonania ustawioną na poniedziałek, są wykonywane w chwilę po ich zleceniu. Zaniepokojony sytuacją zawiadomił swój bank z nadzieją na szybką reakcję.
Reakcja faktycznie była szybka, jednak udzielane przez pracowników banku odpowiedzi nie wyjaśniały sprawy. Twierdzili oni, że "dyspozycja przelewu zlecona (…) w dniu przypadającym na weekend jest realizowana z poniedziałkową datą waluty". Bez znaczenia okazały się zrzuty ekranowe przesyłane przez Pana Pawła, które udowadniały, że saldo rachunku zmieniało się od razu.
Po lutowych perypetiach Pan Paweł zaczął dokładniej przyglądać się możliwościom oferowanym przez internetowy system obsługi transakcji Polbanku. I zauważył kolejną "ukrytą funkcjonalność", tym razem dającą klientowi możliwość "pomnażania" swoich pieniędzy.
Klient otwierający konto w Polbanku otrzymuje dostęp do dwóch rachunków: gotówkowego i oszczędnościowego. Rachunek gotówkowy jest rachunkiem niskooprocentowanym, służącym przede wszystkim do zarządzania bieżącymi przepływami pieniężnymi. Rachunek oszczędnościowy jest natomiast wyżej oprocentowany, dając odsetki na poziomie 4,5% w skali roku. Na rynku nie ma zbyt wielu tak atrakcyjnie oprocentowanych lokat złotowych.
Pan Paweł, korzystając z odkrytej „funkcjonalności” systemu Polbanku, zaczął testować mechanizm przelewów. Mając określoną kwotę na koncie oszczędnościowym zlecił w piątek wykonanie przelewu z datą poniedziałkową na konto gotówkowe.
Tak, jak się spodziewał, zlecenie z poniedziałkową datą wykonania zostało zrealizowane już w sobotę. Z rachunku oszczędnościowego zniknęła zlecona kwota pieniędzy, pojawiając się na rachunku gotówkowym. Pan Paweł dalej drążył temat i w sobotę rano wykonał operację odwrotną - przelał pieniądze z rachunku gotówkowego („G”) na oszczędnościowy („O”) z natychmiastową datą wykonania. Transakcja została wykonana od razu i na rachunku oszczędnościowym ponownie pojawiły się pieniądze. Pan Paweł zdecydował się powtórzyć obie operacje – najpierw przelał pieniądze z „O” na „G”, dając poniedziałkową datę wykonania. Tak jak poprzednio transakcja nie czekała do poniedziałku, ale została wykonana natychmiast. Potem dokonał przelewu z rachunku „G” na „O” z natychmiastową datą realizacji. Taki mechanizm został powtórzony przez Pana Pawła kilkanaście razy.
Efekt wszystkich operacji na pierwszy rzut oka trudno dostrzec. Kluczowym czynnikiem są tutaj daty wykonania transakcji oraz daty księgowania. Transakcje z opóźnionym terminem płatności (poniedziałkowym) zostaną zaksięgowane dopiero w poniedziałek, jednak rachunek zmieniały natychmiast. Zaraz potem wracały na rachunek pierwotny i tak w kółko. Przez to system księgowy Polbanku „widział” na rachunku „O” kolejne wpłaty, które były dokonywane wciąż tymi samymi pieniędzmi. I naliczał przez dwa dni (w sobotę i niedzielę) odsetki od o wiele większej kwoty pieniędzy, niż wynosiło saldo rachunku. Wszystko zależało od wytrwałości klienta banku. W ten sposób, jeśli Pan Paweł „naklikałby” przykładowo 500 przelewów na kwotę 10 tys. zł każdy, o opóźnionym terminie płatności, system transakcyjny Polbanku naliczałby oprocentowanie od 5 mln zł, zamiast od salda wynoszącego 10 tys. zł. Przy oprocentowaniu w skali 4,5% rocznie, dwudniowe odsetki wyniosłyby 1250 zł. Suma nie do pogardzenia jak na jeden weekend. Można sobie wyobrazić, że sprytny klient mógłby zaciągnąć kilkumilionowy kredyt w banku i za pomocą takich pieniędzy zarobić nawet miliony złotych odsetek.
Ostatecznie wszystkie zlecone w czasie weekendu transakcje bilansowały się w poniedziałek, a rachunek Pana Pawła wzbogacał się o odsetki naliczane od milionów złotych, zamiast od niewielkiego salda rachunku.
Być może nie musielibyśmy opisywać całej sprawy, gdyby nie zadziwiająca bezczynność pracowników Polbanku. Pan Paweł jest z natury uczciwym człowiekiem, zawiadomił więc bank o odkrytej „nowej funkcjonalności” już na początku marca. Niestety w odpowiedzi na złożoną reklamację dowiedział się tylko, że „procedura księgowań przebiega w powyższy sposób ze względu funkcjonalność usługi bankowości internetowej Polbank24 podczas weekendu tj. podczas dni, które nie są dniami roboczymi.” Korespondencja mailowa Pana Pawła z bankiem trwała przez cały marzec. Pracownicy banku upierali się przy swoim stanowisku, twierdząc, że wszystko jest w porządku. Było to o tyle dziwne, że, jak dowiedział się Pan Paweł w jeden z marcowych poniedziałków, odsetki należne mu wynoszą niemal 900 zł. Tymczasem saldo konta Pana Pawła nie przekraczało w marcu nigdy 23 tys. zł. Aby zarobić taką sumę odsetek Pan Paweł musiałby trzymać taką kwotę na rachunku w Polbanku niemal rok!
Ostatecznie Polbankowi udało się usunąć możliwość zastosowania „oscylatora” w ostatnich dniach marca. Niestety usunięcie mechanizmu „oscylatora” z systemu banku zostało wykonane w sposób typowo „tymczasowy”, poprzez zablokowanie możliwości wykonywania transakcji z datami weekendowymi. Tym samym klient banku jest zmuszany zgadzać się na to, że transakcje, tylko wewnętrzne, wykonywane są tylko w dni robocze. Mimo, że regulamin prowadzenia konta nie wprowadza takich ograniczeń.
Bankowość elektroniczna, mimo już kilkunastoletniej historii w Polsce, wciąż pozostaje nowym kanałem transakcyjnym i bywa traktowana mniej ufnie, niż tradycyjne kanały bankowości. „Funkcjonalności” jakie udostępniał system Polbanku na pewno nie przysłużą się do wzrostu zaufania do tego typu rozliczeń. Jednak jest jeszcze ważniejszą sprawą, nad którą należałoby się zastanowić, jest bezpieczeństwo pieniędzy zgromadzonych w banku. Czy poprzez tego typu „funkcjonalności” bank nie mógł narazić się na straty finansowe? Co nastąpiłoby w sytuacji, gdyby jego klienci na szerszą skalę zechcieli zastosować opisane w artykule możliwości? Czy nie naraziłoby to na zagrożenie także pieniędzy wszystkich pozostałych klientów banku?
Zastanawiająca jest także opieszałość w reakcji banku na reklamacje przekazywane przez jego klienta. Najprostszym tymczasowym rozwiązaniem sytuacji, które mógł zastosować bank, byłoby zablokowanie działania systemu w czasie weekendu, aby nie narazić się na efekty związane z zastosowaniem „oscylatora”. Tym bardziej, że możliwość takiej blokady daje bankowi regulamin prowadzenia kont. Jednak wtedy bank mógłby być narażony na innego rodzaju zagrożenie – system transakcyjny nie byłby dostępny dla klientów w ciągu weekendu, co na pewno spotkałoby się z ich dużym niezadowoleniem.
Niestety, sposób rozwiązania sytuacji nie wystawia najlepszego świadectwa Polbankowi. Zastosowane rozwiązanie jest typowo tymczasowe i powoduje kolejne ograniczenie funkcjonalności konta. Takie „ułatwianie” życia żadnemu klientowi raczej się nie spodoba.
Przedstawiciele banku nie chcieli na razie komentować całej sprawy. W informacji otrzymanej od Pawła Maliszewskiego, dyrektora departamentu marketingu i PR Polbanku możemy jedynie przeczytać, że „bank prowadzi postępowanie wyjaśniające w ww. sprawie, w związku z czym nie jest możliwe podanie jakichkolwiek informacji z nią związanych”.
Autor: Marcin Dziadkowiak
źródło: Bankier.pl
Imię klienta Polbanku zostało zmienione, dane do wiadomości redakcji Banker.pl
piątek, 23 marca 2007
Zapis rozmowy Oleksego z Gudzowatym
co powiedział były premier
piątek 23 marca 2007 22:04
Józef Oleksy w rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym nie tylko mówił o Aleksandrze Kwaśniewskim "mały krętacz", a o Leszku Millerze "dupek". Potwierdził też słowa Gudzowatego, że to "żule", a wszystkich polityków określił jako "barachło". Posłuchaj i przeczytaj zapis rozmowy byłego premiera z biznesmenem.
Oleksy: Odświeżam umysł i będę jak brzytwa
G: Ja ci powiem. Cokolwiek się nie stanie, to będzie dla was za mało. Naprawdę.
O: Mów: dla nich.
G: Dla ciebie też, bo ty brałeś w tym wszystkim udział.
O: We władzy brałem udział w swoim okresie.
G: Mieliście w dupie tę Polskę, ci też mają na zmianę, jeszcze nie wiedzą…
O: Ja nigdy nie miałem!
G: Oj tam!
O: Moja sitwa i owszem, miała w dupie.
G: Masz wielką kuchnię.
O: Jaką kuchnię?
G: Byłeś gruby jak beczka jak byłeś premierem. Teraz jesteś w miarę zwykłym człowiekiem.
O: (nieczytelne) … kiedy nie mają argumentów przeciwko komuś, wtedy tak atakują
G: Ja nikogo nie atakuję.
O: Teraz ze mną na solo nie wygrasz. Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa.
O synu Leszka Millera: biznesmeni łasili się do tego gówniarza
G: (...) rzeczywiście była gra między Millerem a Kwaśniewskim.
O: (...) W każdym razie rzecz idzie o to, kto powiedział, że Młody bierze [chodzi o syna Leszka Millera]. Bo to, że bierze to chodziło powszechnie, że nagabuje, że jest natrętny. A Miller [ojciec] moim zdaniem musi być w to zamieszany, bo on wybiela Młodego. Albo wyczuł, że jeszcze może wrócić temat Młodego. Bo skąd na przykład się Młody wziął przy rozmowie Belki z Wieczerzakiem, co telewizja pokazała. Późna pora, Pałac Prezydencki, idzie na spacer nad Wisłę Belka, Wieczerzak i Młody Miller. I żaden dziennikarz o to nie zapyta.
G: Może pedały?
O: Nie sądzę (...)
O: Młody (Leszek, syn premiera Millera – red.) miał być aresztowany po powrocie ze Stanów na lotnisku (jesienią 2001 roku – red.). Woźniakowski (Józef, wiceminister skarbu, przyjaciel Millerów – red.) zap... do Stanów, żeby go powstrzymać. Wrócił (młody Miller) cztery miesiące później, jak Leszek był już premierem. A co robił w Stanach? Kto mu organizował? Kto się nim opiekował? Za co tam był? Sam pamiętam parę spotkań towarzyskich, na których młody gówniarz był oblegany przez Krauzego, Kulczyka, Staraka i to łasili się do niego, że aż żal było patrzyć.
G: A ty też buzi mu dawałeś.
O: Nie dawałem mu buzi. On jak wchodził, to już oni byli przy nim. Ludzie to komentowali. Nie wiem, po co oni na przyjęciu musieli go otaczać wianuszkiem. Przecież to byli wielcy biznesmeni, co by nie mówić. Nie szanowali się. Te wszystkie imprezy w Zakopanem (chodzi o sylwestra polityków lewicy z biznesmenami w 2002 r. – red.), z rodziną całą. To wszystko nasuwało ludziom skojarzenia, że to się właśnie tak toczy.
Nie mam kumpla Millera
O: Porzuciłeś mnie brutalnie, jak tylko upadłem!
G: Ja nie przyjmuję w ogóle takich inwektyw. (...) Jak sobie przypomniałeś, to dzwoniłeś.
O: Ale potem uznałem, że nie mogę być natrętny.
G: A co tam takie: „upadłem”
O: (...) Tak, i w związku z tym zaraz się odwrócili ode mnie, ale że ty również?
G: Ja się nie odwróciłem i ty dobrze o tym wiesz. Nie kokietuj jak stara pierdoła. Idź się odlej, to sobie przypomnisz, że jesteś chłop.
O: Ja nie kokietuję, ja ci wyrzucam.
G: Masz kumpli (...), którzy cię podtrzymują na duchu. Myślę o Millerze.
O: Nie mam kumpla Millera.
O Kwaśniewskim i Millerze: skończone żule
G: A wracając do twojego przyjaciela Millera i Kwaśniewskiego, żeby tak razem ocenić. To są takie skończone żule...
O: Teraz odkryłeś?
G: ...i takie chu.. i taka młodzieżówka.
O: I obaj mnie zwalczali w różnych fazach.
G: To nawet dobrze było, że cię zwalczali.
O spotkaniu z Kwaśniewskim w Krynicy: fałszywiec rzuca się na szyję
O: Posadził mnie koło Kwaśniewskiego.
G: To mogłeś się całować z nim.
O: Rzucił się na mnie. A on jest tak kur... bezkrytyczny, że za parę chwil mi się na szyję rzucił. Najpierw mnie wykańcza, a potem się na szyję rzuca, żeby ludzie widzieli. Co za fałszywce (...) Usiedliśmy, nie minęły trzy minuty, a już [Kwaśniewski] o Leszku [Millerze] mówił. Jaki chu..., jaki zawzięty, a jaki nieuczciwy, a jaki cyniczny. (...)
O: Kwaśniewski mnie namówił, żebym był premierem (w latach 90. – red.). Ktoś musiał być. Tu mnie zwiódł totalnie. A okazało się, że on mnie neutralizował. Ch... skończony, oszust i krętacz.
G: Ale siadasz koło niego
O: Z przymusu. Nie mogłem, miejsca były wyznaczone. Co, mam demonstracje robić?
O kapitalizmie politycznym: to robota Kwaśniewskiego
G: (o politykach do Bisztygi – red.) Janek, to wszystko była sitwa polityczna. Jak się o tym myśli, to człowiek nie rozumie, jak oni mogli na to pozwolić? Ileż tu poszło krzywdy ludzkiej.
O: Tak, zgoda. Prawda jest taka, że cały kapitalizm polityczny stworzył Kwaśniewski.
G: I wy wszyscy
O: Nie, to w jego salonie...
G: ...nakupowali wam smokingów. Wyglądaliście jak pingwiny, ku.... w czasie Bożego Narodzenia. Makabra, no.
O: Ja mam swój prywatny smoking.
Olejniczakowi podobały się aferki
O: [Wojciech] Olejniczak (lider SLD – red.) był w moim zarządzie i słowa nie słyszałem przez dwa lata, żeby mu się jakieś aferki w SLD nie podobały. Wszystko mu się w SLD podobało. A teraz wielki nowy Sojusz. A ten cały [Grzegorz] Napieralski [sekretarz generalny SLD – red.] był u mnie wiceprzewodniczącym z mojej rekomendacji. K..., nikt tego nie pamięta.
O Siemiątkowskim: konfabulant
O: Nikt mnie nie przekona, że rzeczy w wykonaniu Siemiątkowskiego były tylko za wiedzą Millera, bądź były schizofrenicznym wymysłem samego Siemiątkowskiego, który jest konfabulant, w ogóle z natury.
O pracy dla kolegi
O: A mógłbyś rekomendować do pracy w twoim banku na Wybrzeżu zdolnego menadżera bankowego?
G: (nieczytelny fragment)
O: Nie, w Gdańsku, bo tam gość mieszka. Jest z PKO BP.
G: Do banku nikogo nie rekomenduję, bo bank jest (nieczytelne)
O: Ale w Gdańsku?
G: We Wrocławiu
O: Ale nie na dyrektora. Żeby go przejęli z PKO BP.
G: Na razie, nie. Naprawdę. Nie wiemy, czy utrzymamy ten bank jeszcze.
O: No, to już nie wiem.
G: Ale powiedz, co słychać u twojego Olusia (Kwaśniewskiego – red.)?
O: Uciekasz mi z wątków protekcyjnych. Ile ja mam tych pozycji do ciebie? Małych rzeczy.
G: A co robi Szmajdziński?
O: Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego.
O limuzynach w dziadowskim kraju
G: Sam prowadzisz?
O: A przepraszam, nie wiesz, w jakim kraju żyjesz? W dziadowskim kraju, w którym były szef rządu i parlamentu jeździ sam, ryzykując życie.
(...)
O: Wiesz, ile jest w Stanach Zjednoczonych oficjalnych limuzyn państwowych? 16. A wiecie, ile jest w Polsce samochodów służbowych z kierowcami? 50 tysięcy. To jest skala poziomu kraju i jego kultury. (...)
G: Dorwało się chamstwo do władzy...
O: Tak, i dla nich to jest wielki przywilej. Może większy niż pensja.
O gazecie „Der Dziennik”
O: Ja mam wrażenie, że Leszek [Miller] ma udział w rozkręceniu tej kampanii (mowa o wrześniowym tekście „Dziennika” na temat propozycji korupcyjnej złożonej Gudzowatemu przez otoczenie Millera – red.). Jego kontakty z pismem „Der Dziennik” są znane, nie wiem, przez kogo inspirowane, ale on ma otwarte strony tej gazety.
Politycy to barachło
O: Nie mów „wy”, bo ja nie jestem w żadnej grupie.
G: Politycy!
O: Politycy to jest barachło.
O odznaczeniu dla generała Libery: co za chu...
O: Cała sitwa SLD-owska, pałacowa była przeciw ukaraniu Milczanowskiego (za szpiegowską sprawę Olina – red.).
Bisztyga: Była przeciwko?
O: Ależ oczywiście. Kwaśniewski odznaczył wysokim odznaczeniem Liberę (Bogdana, z UOP – red.). Ja zrobiłem awanturę, że to jest szczyt nielojalności. To Siwiec przybiegł i powiedział: „No, nie awanturuj się, co prezydent miał zrobić?”. Buzek przysłał mu na liście Liberę. Ja mówię: „Wy chu.., Wałęsa, by się przez chwile nie wahał, żeby wykreślić nazwisko z listy do awansu”.
O Żydach: uważają Kwaśniewskiego za swojego
Bisztyga: A Żydy jeszcze pomagają Kwaśniewskiemu?
O: Pomagać zawsze będą, bo go uważają za swojego. Mnie się wydaje, że przez cały czas miał poparcie.
O Leszku Balcerowiczu: robią z niego idola
O: (Leszek Balcerowicz – red.) Przecież on był zwykłym doktorem, jak pracował w KC PZPR. My byliśmy bliskimi kolegami. Ostatnie spotkanie było 3 maja, jak go spałowali gdzieś na Starym Mieście. I on następnego dnia zadzwonił, i był cały wzburzony: Józek, ty wiesz nic nie zrobiłem, byłem tam tylko i mnie do suki zaciągnęli.
A ja mu mówię: „Lesiu, a na ch... tam szedłeś. Wiedziałeś, że będą pałować”. (...) Zanim go wylegitymowali, to spałowali. Przyszedł się do mnie żalić. A ja mu mówię: „Po coś tam kur...szedł?!”. Robienie z niego idola, przecież on kopiował...
G: Wy jesteście wszyscy rycerze parteru.
O: Rycerze czego?
G: Parteru.
O: Barteru?
G: Parteru, zero kondygnacja.
O: Dobre określenie. Będę używał.
O PiS: mają dużo młodych i niegłupich polityków
G: A ty zauważyłeś, że ci politycy są ci sami ciągle?
O: Od Okrągłego Stołu. Teraz PiS dopiero wprowadza trochę nowych.
G: To mi się podobało u Kaczora. Tego nie mówię ze specjalnym komplementem, ale była kamera w jego samolocie, do Brukseli chyba leciał, i była w samolocie sama młodzież.
O: Oni to mają. To jest ich przewaga. To samo w LPR. Sami młodzi. W PiS jest bardzo duo młodych i niegłupich. Co by o tym Zawiszy (Artur, poseł PiS – red.) nie powiedzieć. Demagog straszny, ale on się nie denerwuje, jest opanowany i wie, do czego zmierza.
O lewicy: w dupę by całowali Wassermanna
Bisztyga: Urban napisał jakiś artykuł o Pęczaku (chodzi o tekst w „Nie” o fatalnych warunkach aresztu byłego posła SLD – red.)
O: Napisał. Jaki straszny. Wreszcie ktoś napisał.
G: Straszną prawdę opisał. Żaden z was nie pomógł temu człowiekowi. Tyle jesteście warci.
O: Tak. To jest skandal lewicy. Takie prymitywne legitymizowanie się. W dupę by tego Wassermanna pocałowali, jak by tylko mogli, żeby ich tylko nie ruszał.
O załatwianiu
O: Kreujesz coś nowego w gospodarce?
G: Przecież wy mi na nic nie pozwalaliście
O: Pozwalaliśmy ci na wszystko.
G: Ta…
O: Mnie nie chciałeś, bo miałeś komitywę z Kwaśniewskim i Millerem, a ja ci byłem niepotrzebny. Ja bym ci załatwił, to byłoby możliwe.
O Adamie Michniku: był za pewny siebie
O: Zrób taką kolację, tych wszystkich guru zapro.
G: Jakich guru?
O: Urbany, upadły Michnik
G: Michnik to dopiero upadnie...
O: I nie martwi mnie to. Był za pewny siebie. (...) Na czym polegała sztama Millera z Michnikiem? Nie rozumiem. Czy Miller był aż tak podły, że wszystkich d... obrabiał u Michnika?
O prowokacji łapówkarskiej, w którą zamieszani byli ludzie z otoczenia Millera
O: Ja cię przyszedłem ostrzec, żebyś cyzelował precyzyjnie przekaz publiczny, bo być może przypadkowo, ale skręca to w twoją stronę, jako tego, który wywołał temat. Leszkowi [Millerowi] to bardzo pasuje, bo on natychmiast w telewizji powiedział, że najpierw ktoś posłał Rywina, potem Gudzowatego…
G: Ale chyba naprawdę go chcieli skompromitować. Wiesz jak ja lubię Millera (nieczytelne)
O: To wobec tego, tylko odbierz to dobrze, ty błądzisz popierając go i publicznie mówiąc o pórbie zamachu na niego. A po drugie on jest dupek.
Oleksy: Przekręty szły w prywatyzacji
G: A wyście robili k.... te...
O: Co myśmy robili?
G: Przekręty głównie.
O: Przekręty szły.
G: W prywatyzacji.
O: Dlatego ci powiem, że jak patrzę na tę (bankową) komisję śledczą. To tak frontalny atak na nią nie jest przypadkowy.
Oleksy: Kwaśniewski zawsze był małym krętaczem
Gudzowaty: A Kwaśniewski brał?
Oleksy: Nie odpowiem ci na to pytanie, bo nie byłem przy tym. I jeżeli brał, to nie osobiście.
G: Miał psy spuszczone?
O: Tych zegarków miał od cholery i nosił je kur..., nie wiadomo po co. (...) Wszyscy się dziwią, że chodzą tam wycieczki i oglądają to jego mieszkanie. To jest 400 metrów kwadratowych.
G: Ale z zewnątrz oglądają?
O: Z zewnątrz. Apartament na rogu, przy samej szosie, bez kawałeczka ogródka, to jest były prezydent.
G: Widocznie Krauze nie miał komu sprzedać
O: I jaka chodzi wersja? Że dostał w prezencie od Krauzego. Nie miał wyboru i lada moment to sprzeda po prostu. Jego sprawa, ale głupio wybrał, bo musi budzić zdziwienie, że były prezydent bierze ci apartament tak ch... jak ten. Co z tego, że duży, jak niemieszkalny?
Bisztyga: A oni gdzieś budują dom?
O: Podobno w Jazgarzewie. Kupili przecież w Kazimierzu całe wzgórze od Jaśka Wołka. To jest ten artysta. Byłem tam. Piękne. Też nie wiem na kogo, bo nie na siebie, ale sam Jasio wybierał, przyjaciel mojej żony. Ale ich sprawa, ja nikomu nie zazdroszczę. Tylko że gdyby ktoś się zawziął, to apartament u Krauzego to jest minimum 4,5 mln zł. Przecież to jest 400 m, tam chodzi po 11 tys. metr, to policz sobie, ile to kosztuje, ten 400-metrowy apartament. Dom w Kazimierzu – nie umiem tego wycenić, ale na pewno jest to droga sprawa. Jazgarzew 6 ha działki z asfaltową drogą zrobioną do samego domu przez pola. I to nie jest wszystko. Ma tego majątku trochę. Jak zderzysz jego wynagrodzenia prezydenckie, a nawet Joli dochody, no to co z tego, że ona ma 100 tys. za ten program w telewizji (TVN Style), by się wstydziła tam występować.
G: Miesięcznie?
O: Nie, do grudnia. Za całoć kontraktu. I robi takie pierdoły, rozumiesz. Raz oglądaliśmy to z Majką i więcej nie oglądam. Siedzi wyfiokowana Jola i gada. Przez 15 minut czy więcej uczy obywateli, jak jeść bezę. Że bezy nie można kroić nożem i widelcem, bo może trysnąć. Że trzeba zdjąć kapelusik od bezy. I to jest k… program pierwszej damy! By się wstydziła takie programy prowadzić. Teraz on (Kwaśniewski) ma dołączyć jeszcze na kolejne 10 tys., ale nie uzbiera, żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego. (...)
O: Oluś zawsze był krętaczem, i to małym krętaczem. Za co się brał, zawsze spier.... I to zjednoczenie lewicy też spier...
G: Ale żonę miał ładną.
O: No, ale niestety za dużo tych liftingów.
G: Czego?
O: Liftingów.
G: Liftingi ma?
O: Oczywiście, że ma.
G: To koleżanka, ta z telewizji.
O: Wszystkie baby to mają. Najgorsze jest wiesz, co?
G: A robi się liftingi na cip...?
O: Robi się wszędzie. Najgorsze jest to, że one wszystkie jeżdżą do jednej kliniki w Szwajcarii. A każda klinika ma swoją technologię. Mają podobne naciągnięcia. Podobnie się to przy oczach układa. To jak wejdą trzy, Kulczykowa, Jurkowska czy Kwaśniewska, to od razu widać, gdzie były, w której klinice.
Bisztyga: A skąd mają pieniądze?
O: Nie żartuj, Kwaśniewska nie ma?
Oleksy: Borowski kręcił w rozliczeniu kampanii
Oleksy: Kasa i tak wypływa partyjna przecież do Borowskiego, do paru innych.
Gudzowaty: Tak?
O: Ale oczywiście! Nie zwróciłeś uwagi, bo co ci to obchodzi, że Borowski wyciągnął koszty kampanii prezydenckiej, pięćset tysięcy, a SLD cztery i pół miliona. Tylko, że Cimoszewicz miał trzy tygodnie kampanii, a Borowski trzy miesiące.
Bisztyga: Kręcił w rozliczeniu?
O: Pewnie!
(...)
G: A Borowski co teraz robi?
O: Bezrobotny!
G: Jak to?
O: On nie pracuje nigdzie.
G: Z czego on żyje?
O: U żony jest zatrudniony. Jego żona Alina, bardzo przedsiębiorcza kobieta.
G: Tak?
O: Sprywatyzowała ten Kopexim.
G: Kopexim?
O: Tak. To stara centrala handlu zagranicznego. Jedna z tych największych. Ona tam była dyrektorem, wicedyrektorem. W wąskim gronie, był taki czas, że można było nomenklaturowo de facto sprywatyzować. Oni to zrobili i ona jest dużym właścicielem tego.
Oleksy: Kwaśniewski o Millerze mówił: "ch... zawzięty"
Bisztyga: A Kwaśniewski debatował z tobą co dalej?
Oleksy: No, o Millerze ze mną debatował.
(nieczytelne)
Oleksy: Tak go to musi drążyć...
Gudzowaty: Jak, jak?
Oleksy: Tak go to musi drążyć, że ledwo siedliśmy, już za trzy minuty o Leszku mówił mi. Jaki ch..., jaki zawzięty, jaki nieuczciwy, jaki cyniczny.
Oleksy: Syn Millera szukał domu do miliona dolarów
(Miller junior) zgłosił się miesiąc temu do agencji nieruchomości, w poszukiwaniu domu do miliona dolarów. On się nie boi, a to jest pewna informacja, bo jest od właścicielki agencji, do której przyszedł. Ona zresztą szeptem i przerażona, rozumiesz: w czyim imieniu, w czyim imieniu. W swoim, on w swoim imieniu zlecił poszukiwanie domu czy rezydencji do miliona dolarów. To znaczy, że tupet jednocześnie występuje, że nie boi się. Nie boi się, kur....
Oleksy: Brat Millera działał korupcyjnie
Sławomir Miller (przyrodni brat Leszka Millera) działał samodzielnie korupcyjnie. Bo do mnie po wyborach poprzednich przyszło dwóch facetów których przyprowadził (Mieczysław) Gawor, szef BOR-u, prosząc mnie żebym ich wysłuchał, bo nikt w SLD nie chce ich wysłuchać. I oni mi przedstawili i oni proszą tylko, żeby potwierdzić, że 200 tys. dol. dotarło do pana Leszka Millera. Bo pan Sławomir Miller z dwoma BOR-owcami, którzy zostali wyrzuceni z BOR-u przez Gawora, wzięli 200 tys. dol. „A dlaczego panowie pytacie?” „A dlatego, że pan Sławomir Miller wziął sobie z tego 50 tys. dla siebie i powiedział nam to”. Poszedłem do (Edwarda) Kuczery (skarbnika SLD), mówię: Panowie, jest taki wątek, powiedz to Leszkowi, że chodzą tacy faceci, którzy twierdzą, że dali. (On na to): „A ja nie chcę o tym słyszeć, idź do Leszka”. Ja stwierdziłem, że mam to w d... Co ja będę do Leszka chodził, jak Kuczera kasę wyborczą trzyma. I zostawiłem ten temat. Ale oni (biznesmeni, którzy mieli dać 200 tys.) mówią nam: Chodzi tylko o to, czy nie zmarnowały się pieniądze. Bo były dawane na kampanię.
Oleksy o przeprosinach dla Lecha Kaczyńskiego
O: Co ty z tego masz? [Z przyjęcia przeprosin Lecha Kaczyńskiego]
G: To samo czego nie zrozumiesz. Jeśli facet [Lech Kaczyński] przychodzi mnie przeprosić to dlaczego mam się nie zgodzić?
O: Ale go nie znosiłeś!
G: K…, to jest coś innego, to są emocje. A honor jest honor.
O: Ale wiesz, że tobie on zawdzięcza, że jest prezydentem?
G: Tak mi wszyscy mówią (nieczytelne)
O: On miał wyrok [za zniesławienie Gudzowatego]. Nie mógłby kandydować.
G: Pewnie!
O: I oto Aleksander podaje mu łapę. Ja nie mam ci tego za złe, bo uważam, że tak trzeba postępować w życiu.
G: Ja swój kodeks mam.
O: Ale twój kodeks zadziałał po długim odgrażaniu, że go załatwisz.
G: No tak, załatwiłem go, wyrok miałem. (nieczytelne)
O: O tym gecie, który był wielki dla niego nikt już nie pamięta.
G: Ale ja tego nie zrobiłem na pokaz.
Oleksy: Janik pracuje u Urbana
Gudzowaty: A jakieś skandale masz czy nie? Coś się dzieje czy nie?
Oleksy: Ale nie.
G: E, no w Warszawie, w eseldowie?
O: Jakie skandale?
G: Czyli nie ma życia towarzyskiego?
O: Słucham?
G: Nie ma życia towarzyskiego już?
O: Nie, życie towarzyskie zamarło.
(...)
O: Życie towarzyskie... Z Urbanami nie wiem czy masz z nimi kontakt?
G: Nie, tylko mu wysyłałem karty. Zapraszają mnie, ale ja nie mam...
(nieczytelne)
O: Podobno Janika wziął do redakcji.
Bisztyga: On pracuje u niego?
O: Taką mam informację z przedwczoraj.
wtorek, 9 stycznia 2007
Samson skazany na osiem lat
Warszawski sąd uznał, że jest on winien wielokrotnego molestowania seksualnego dwojga dzieci - chłopca i dziewczynki.
Druga ofiara - dziewczynka o imieniu Marta - nie została zidentyfikowana. - Tak jak ten niespodziewany dziś wyrok, ta sprawa jest niedopracowana. Nie rozumiem, dlaczego sąd tak się pospieszył - zareagował adwokat Samsona mec. Andrzej Senejko. Będzie więc apelacja.
Satysfakcję ma prokurator Renata Zielińska - sąd uznał psychologa winnym wszystkich zarzutów, także wielokrotnego udostępniania dzieciom "treści pornograficznych w postaci wibratorów", utrwalania treści pornograficznych na zdjęciach, rozpowszechniania ich poprzez internet i w końcu przechowywania na własnym komputerze.
Karę orzekł o rok niższą, niż chciał prokurator. Zakazał także oskarżonemu - przez dziesięć lat - wykonywania zawodu psychologa. To wydaje się bez znaczenia. Dziennikarze, znaczna część środowiska i w końcu zwykli ludzie skazali Samsona już w dniu aresztowania. Jego mądre książki o wychowaniu nie sprzedają się nawet po obniżonych cenach.
Dobiegający sześćdziesiątki psycholog na wyrok nie zareagował. Gdy konwój policji po raz ostatni wprowadzał Samsona na salę sądu dla Warszawy Mokotowa - utykającego (jest chory), w obwisłych spodniach, znoszonej skórzanej kurtce, ze zmierzwionymi włosami - w niczym nie przypominał gwiazdy mediów i wziętego terapeuty warszawskiej elity (nie tylko jej dzieci).
Ciężko usiadł w ławie dla oskarżonych. Wysłuchał wyroku ze spuszczoną głową. A potem spojrzał prosto w wycelowane obiektywy, błysnęły błękitne tęczówki. Na sekundę był sobą sprzed 26 czerwca 2004 r.
Tamtego dnia jego sąsiad z ul. Wiktorskiej w Warszawie zawiadomił policję, że w śmietniku znalazł pornograficzne zdjęcia z udziałem dzieci. Kilka godzin później Samson został zatrzymany. Rok później oskarżony.
Słowo "potwór" jest najłagodniejszym z tych, jakimi obdarzyły go tabloidy. Tymczasem o zarzutach, dowodach niewiele było wiadomo. Śledztwo, a potem proces toczyły się tajnie ze względu na dobro dzieci.
Leszek trafił do Samsona z rozpoznaniem autyzmu. Jego ojciec powiedział "Gazecie", że Samson od razu uznał diagnozę za fałszywą. Ale terapia trwała dalej. Co się działo podczas spotkań, rodzice dowiedzieli się dopiero po latach, ze zdjęć, na których ich syn np. przebierany był w sukienki. Zdaniem psychologów z Fundacji Dzieci Niczyje chłopak był molestowany. Dziś chodzi do zwykłej szkoły.
Są odrzucił żądanie matki Leszka o 300 tys. zł odszkodowania za krzywdę uczynioną przez psychologa.
Najpierw w śledztwie, potem w wywiadzie dla "Gazety", Samson zaprzeczył, że wykorzystywał dzieci seksualnie. Przyznał jednak, że robił im zdjęcia, także z wibratorami. Postawił tezę, że zdecydował się na eksperymentalną terapię wobec dzieci autystycznych.
- To nie były żadne badania. Nie natrafiliśmy na ślad żadnych naukowych notatek, konsultacji - komentowała tę linię obrony szefowa prokuratury na Mokotowie.
Psychologowie i psychoterapeuci odrzucali te tłumaczenia, choćby dlatego, że Samson pogwałcił podstawowe zasady etyki - nie miał na takie "eksperymenty" zgody rodziców.
Ta kwestia wróciła tuż przed zakończeniem procesu. Jako świadkowie pojawili się w sądzie wydawca i redaktor napisanej ex post, już w areszcie, przez Samsona książki.
Jej fragmentem, obok trzech opowiadań, jest szkic psychologiczno-terapeutyczny na temat autyzmu i pedofilii. Pedofilii traktowanej jako choroby, zaburzenia popędu, co nie jest przestępstwem.
Samson opisuje metodę terapii polegającą na psychologicznej regresji - sprowadzeniu dziecka do stanu niemowlęctwa (stąd na zdjęciach np. dzieci w pieluchach), żeby w drodze powrotnej znaleźć "ścieżki", które z autyzmu pozwolą dziecko wyprowadzić. Tak to opisywała wczoraj redaktorka książki Wiesława Grochola.
Ale w procesie pojawiła się także matka głęboko zaburzonej dziewczynki, która dopiero w sądzie po raz pierwszy zobaczyła ją na zdjęciach np. z wibratorem.
Z tego wzięło się nowe śledztwo. Dziś wiadomo, że Andrzeja Samsona czeka wkrótce nowy proces, w którym za pokrzywdzone uznane zostały dwie dziewczynki (jedna jest dziś dorosła).
Jaka jest prawda o Samsonie? Sąd nie miał wątpliwości co do jego winy. Z tego, co przeniknęło zza zamkniętych drzwi sali rozpraw, wynika, że Samson mógł się obciążyć sam w swoich pierwszych po zatrzymaniu wyjaśnieniach.
Zwracali na to uwagę i prokurator, i mec. Witold Leśniewski, pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej. Prokurator mówił też o sprzeniewierzeniu się przez Samsona zasadom zawodu psychologa. Z kolei mec. Senejko mówił o nierozstrzygniętych wątpliwościach co do jego winy. Chciał jeszcze m.in. przesłuchania seksuologa, sąd się na to nie zgodził.
Rządowy projekt nowelizacji kodeksu karnego zwiększa ochronę dzieci przed pornografią i pedofilami - wprowadza m.in. przestępstwo "uwiedzenia przez internet", a także kary za propagowanie "treści pedofilskich", o czym przypomniała wczoraj rzecznik praw dziecka.