piątek, 30 listopada 2007

Polsat przegrał z KRRiT proces o Szczukę

mig, PAP
2007-11-29, ostatnia aktualizacja 2007-11-29 17:16

Polsat ma zapłacić 500 tys. zł nałożonej przez KRRiT kary za program, w którym Kazimiera Szczuka naśladowała sposób mówienia jednej z prowadzących audycje Radia Maryja, niepełnosprawnej Magdaleny Buczek. W czwartek sąd gospodarczy oddalił odwołanie Polsatu od decyzji KRRiT.

Zobacz powiekszenie
Fot. Maciej Zienkiewicz / AG
Kazimiera Szczuka
ZOBACZ TAKŻE
Poinformował o tym dziennikarzy przewodniczący Krajowej Rady Witold Kołodziejski.

Rzeczniczka Polsatu Katarzyna Wyszomirska powiedziała, że Polsat będzie się odwoływał od tego orzeczenia.

Decyzje o nałożeniu kary na Polsat podjęła w marcu 2006 r. poprzednia szefowa KRRiT Elżbieta Kruk. Kara dotyczy nadanego 26 lutego programu "Kuba Wojewódzki". Występująca w nim krytyk literatury, znana z feministycznych poglądów Kazimiera Szczuka naśladowała sposób mówienia Buczek. "Módlmy się, żeby łaski Boże spłynęły na wszystkie dzieci, które należą do Dziecięcych Podwórkowych Kółek Różańcowych" - mówiła m.in. Szczuka.

KRRiT nie przekonały wyjaśnienia Polsatu, że fakt, iż Magda Buczek jest osobą niepełnosprawną nie był znany twórcom programu, a "formuła programu "Kuba Wojewódzki" polega na swobodnej, nieskrępowanej rozmowie, która przybiera czasem formę żartów, pastiszu i parodii" - tłumaczył ówczesny rzecznik KRRiT Tomasz Różański.

Sprawą zajmowała się też Rada Etyki Mediów (REM). Rada nie dopatrzyła się w wypowiedzi Szczuki "kpiny z niepełnosprawnych", uznała jednak, że mogła ona obrazić uczucia religijne osób wierzących. Mimo to, według REM, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) postąpiła niewłaściwie, nakładając karę finansową na Polsat, gdzie wypowiedź Szczuki miała miejsce.

Przeciwko karze dla Szczuki protestowało SLD. Sama Szczuka podkreślała, że w jej wypowiedzi nie było "cienia mowy o niepełnosprawności" Buczek, a jedynie "życzliwa anegdota".

"Ja mówiłam o jakimś wielkim swoim uznaniu i fascynacji tą osobą. Owszem, naśladowałam ten głos, ale była to pewna anegdota. Życzliwa anegdota z lekką kpiną. Nie było tam natomiast cienia mowy o tym, że ta osoba jest niepełnosprawna, włącznie z tym, że ja na początku programu powiedziałam, że nie wiem, kto to jest" - mówiła Szczuka.

Premier powołał nowych wojewodów

mig, PAP
2007-11-29, ostatnia aktualizacja 2007-11-29 19:37

Premier Donald Tusk powołał nowych wojewodów. PO wskazała trzynastu z nich, a PSL - trzech: warmińsko- mazurskiego, podkarpackiego i lubelskiego.

Zobacz powiekszenie
Fot. PETER ANDREWS REUTERS
Donald Tusk
ZOBACZ TAKŻE
Wojewodami zostali: Jacek Kozłowski (woj. mazowieckie), Rafał Jurkowlaniec (dolnośląskie), Roman Zaborowski (pomorskie), Jerzy Miller (małopolskie), Marcin Zydorowicz (zachodniopomorskie), Jolanta Chełmińska (łódzkie), Helena Hatka (lubuskie).

Nowym wojewodą śląskim został Zygmunt Łukaszczyk, wielkopolskim - Piotr Florek, kujawsko-pomorskim - Rafał Bruski świętokrzyskim - Bożentyna Pałka-Koruba, podlaskim - Maciej Żywno, opolskim - Ryszard Wilczyński, warmińsko-mazurskim -Marian Podziewski, podkarpackim - Mirosław Karapyta, lubelskim - Genowefa Tokarska.

Premier zwracając się do nowo mianowanych wojewodów podkreślił, że skuteczność reform administracyjnych będzie zależała od ich determinacji.

"Zostajecie państwo wojewodami, a więc przedstawicielami mojego rządu w województwach nie tylko po to, by reprezentować skutecznie rząd RP w województwie, ale także jako korpus do wielkiego, solidarnego zadania, jakim jest reforma administracji rządowej właśnie na poziomie województwa" - powiedział Tusk.

Jak zaznaczył, oczekiwania wobec ich pracy są "niestandardowe".

Premier podkreślił, że rząd nie ukrywał, iż jednym z pierwszych zadań nowej administracji są postępy w decentralizacji.

"Chcemy, abyście pomogli nam, mimo że reprezentujecie alternatywną dla samorządu administrację, wzmocnić zaufanie do samorządu terytorialnego" - powiedział Tusk.

Dodał, że solidarna praca wojewodów, również na rzecz wzmacniania samorządu, może w realizacji zobowiązania przekazywania kompetencji samorządom i tworzenia państwa przyjaznego obywatelom.

Według premiera, przed wojewodami stoi zadanie "trudne, właściwie heroiczne". "Ale myśmy wiedzieli kogo wybrać" - dodał Tusk. Pogratulował wojewodom, stwierdził, że trzyma za nich kciuki i liczy na dobra współpracę z nimi.

Lozano i spółka w siatkarskim czyśćcu

Rafał Stec, Szombathely
2007-11-29, ostatnia aktualizacja 2007-11-29 20:19
Zobacz powiększenie
Fot. Kuba Atys / AG

Od zwycięstwa 3:0 nad Danią rozpoczęli polscy siatkarze turniej preeliminacyjny do igrzysk olimpijskich w Pekinie. W piątek grają z Belgią, której sensacyjnie ulegli na wrześniowych mistrzostwach Europy

ZOBACZ TAKŻE
Rafał Stec na blogu: Siatkarze w tarapatach

Drużyna Raula Lozano sama sobie zgotowała ten los. Klęska na mistrzostwach kontynentu sprawiła, że musi grać w najbardziej osobliwym turnieju międzynarodowym od lat.

Osobliwym, bo węgierskim eliminacjom do eliminacji towarzyszą okoliczności niemal surrealistyczne. Na półtorej godziny przed meczem hala w Szombathely zdawała się zamknięta na cztery spusty i trudno było odszukać jedyne otwarte drzwi. Na godzinę przed meczem nie było w niej żywego ducha - prócz grupki dziennikarzy z Polski. Na pół godziny przed meczem wciąż panowałaby w niej głucha cisza i absolutna pustka na trybunach, gdyby nie kilkudziesięciu kibiców w biało-czerwonych barwach, którzy - jak się znów okazało - są wszędzie, nawet na samym końcu siatkarskiego świata. Organizatorzy chyba też wyczuli dziwaczność sytuacji, bo podczas rozgrzewki z głośników popłynęły fragmenty ścieżki dźwiękowej z filmów Monty Pythona.

A potem po drugiej stronie siatki stanęli Duńczycy, trzeciorzędny w europejskiej hierarchii zespół z jednym ledwie dwumetrowcem w kadrze. Mniej maniacko śledzący prowincjonalne ligi kibice mogli się dzięki tej imprezie dowiedzieć, że są oni w ogóle w stanie zebrać wystarczającą liczbę graczy, by sklecić kadrę. Alojzy Świderek, który ironicznie przywitał dziennikarzy na "finale igrzysk olimpijskich", rzucił, że z tą reprezentacją nie spotkał się w całej karierze nigdy. Słowem, po grzechach ciężkich popełnionych na ME kadra trafiła do swoistego czyśćca.

I choć Polacy grali średnio, a rywale ambitnie się bronili, to wszystko od początku zdawało się zmierzać do zwycięstwa bez straty seta. Jeśli bowiem nawet Duńczycy stawiali chwilami skuteczny opór, własny wysiłek niweczyli prostymi błędami. Jak w pierwszym secie, gdy pomyłki w przyjęciu Winiarskiego i Świderskiego pozwoliły im zbliżyć się na moment do wyniku remisowego.

Potem przewaga Polaków stawała się coraz wyraźniejsza (choć nigdy nie była miażdżąca), ale wobec klasy przeciwnika z ich występu trudno wyciągać generalne wnioski. Kto tęsknił za Mariuszem Wlazłym, który miał przywrócić reprezentacji potęgę na skrzydłach, długo mógł czuć rozczarowanie. Mimo że rywale po jego zbiciach raczej nie zatrzymywali piłki blokiem, to często ją podbijali i zmuszali do ponowienia ataku bądź wyprowadzali własny. Zawodnik Skry Bełchatów - gwiazda ubiegłorocznego mundialu - zakończył mecz ze skutecznością ledwie 36 proc., psując w dodatku sporo serwisów. Na szczęście z czasem tak on, jak i cały zespół, mimo wszystko wyraźnie się rozpędzał.

Gdyby takie mecze kreowały bohaterów, polskimi zostaliby pewnie Daniel Pliński i Winiarski. Pierwszy był perfekcyjny w ataku i bardzo aktywny przez cały mecz, popisywał się nawet efektownymi jak na środkowego akcjami w obronie. Drugi znów okazał się graczem najwszechstronniejszym. Okazale wypadł też powrót libero Krzysztofa Ignaczaka oraz pięć (!) bloków rozgrywającego Pawła Zagumnego, choć powtórzmy - klasa rywala nakazuje ostrożność w wystawianiu ocen.

Być może Polacy - rozbici psychicznie po ME, ostatnio sprawiający wręcz wrażenie pogrążonych w depresji - potrzebowali niezbyt mocnej Danii, by znów poczuć, jak przyjemnie jest wygrywać. Znacznie więcej przyjemności dałby im jednak piątkowy triumf, od którego można rozpocząć przepędzanie złych duchów z mistrzostw Europy.

- Ostatnie sparingi wypadły kiepsko, ale teraz wreszcie wiemy, o co gramy - mówił Winiarski. - Dzisiaj podobał mi się nasz spokój na boisku, a teraz mam nadzieję, że następne mecze, już poważniejsze, wyzwolą w nas emocje. W końcu całe zło na ME rozpoczęło się właśnie od Belgii.