piątek, 25 stycznia 2008

Zakopane: Nie było odrodzenia Małysza

Dariusz Wołowski, Bartłomiej Kuraś, Zakopane
2008-01-25, ostatnia aktualizacja 2008-01-25 23:44
Zobacz powiększenie
Fot. Tomasz Wawer / AG

Gregor Schlierenzauer wygrał w piątek Puchar Świata w Zakopanem. Gdyby Adam Małysz skakał jak w kwalifikacjach, byłby na podium. Gdyby...

Wyniki konkursu

Klasyfikacja generalna PŚ

- Nie chcę zapeszać, już kilka razy podpalałem się po kwalifikacjach, a potem w konkursach było źle - zastrzegał się Polak po skoku na 131 m w piątkowych kwalifikacjach. Zastrzeżenia znalazły uzasadnienie - gdy przyszedł stres konkursowy, okazało się, że Polak nie ma formy na walkę z najlepszymi. Nawet na swojej ukochanej skoczni w Zakopanem, gdzie stawał na podium nawet nie będąc w szczytowej dyspozycji.

W piątek znów była szansa na wysokie miejsce. Thomas Morgenstern miał w pierwszej serii skok tak samo przeciętny jak Polak - na 126 metrów - i atakował z 12. pozycji. 132 metry w drugiej próbie dały mu skok na podium. Polak też awansował z 17. pozycji na 11, ale 126,5 metra to - jak sam mówił - skok poprawny, ale nie taki, który mógł dać sukces.

Czy można się było jednak spodziewać ataku na podium po tym, co zdarzyło się w Predazzo i Harrachovie, gdzie Polak ani razu nie znalazł się w finałowej trzydziestce? Nawet tak nieprzewidywalna konkurencja jak skoki ma swoje nienaruszalne prawa, sukces Polaka w obecnej formie byłby cudem.

A cudu nie było. Kolorowe tłumy pod Wielką Krokwią będą łudzić się w sobotę...

- A co mi pozostaje? Pewnie, że wierzę. Musi być lepiej - mówił Małysz, który nie był jedynym ze starych mistrzów, który tego dnia przegrał. Zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni i ostatnio lotów w Harrachovie Janne Ahonen zajął dopiero 13. miejsce.



W Zakopanem cieszyli się młodzi. Gregor Schlierenzauer już w serii treningowej otarł się o rekord skoczni Svena Hannawalda (140 m). Uzyskał 139 i potem w konkursie też skakał bardzo daleko. Wielką szansę na triumf zaprzepaścił Norweg Anders Jacobsen, który w pierwszej serii miał drugą odległość - 136 m, ale gdy przyszło do decydujących rozstrzygnięć, nie doleciał do 130. metra. Przegrał też jego rodak Anders Bardal - miał najdłuższy skok pierwszej serii (136,5), ale po drugim spadł na siódme miejsce.

Dodatkową rozrywką dla fanów pod Wielką Krokwią była obecność selekcjonera piłkarzy Leo Beenhakkera, który wjechał pod szczyt skoczni i opowiadał, jak wielkie wrażenie zrobił na nim widok skoczków w locie i biało-czerwonego tłumu na dole. Potem tymi wrażeniami podzielił się jeszcze z Małyszem i poprosił, by z takim samym oddaniem, jak skoczkowi z Wisły, ludzie kibicowali piłkarzom na Euro 2008.

Był jeszcze jeden bohater tatrzańskiej historii. 13-letni Klimek Murańka tym razem skakał jako przedskoczek i wreszcie zaczął się uśmiechać.

- Dziękuję Bogu i trenerom, że w 13. roku życia oszczędzili mi takiej presji, jaka spadła na Polaka - komentowały austriackie gwiazdy Morgenstern i Schlierenzauer. Rzeczywiście, cudowne dziecko znalazło się pod gigantycznym ciśnieniem.

- On jeszcze wszystkim pokaże! I to niedługo! - upierał się jednak Krzysztof Murańka, ojciec Klimka, komentując słaby występ syna w piątkowych kwalifikacjach (88,5 m, ostatnie miejsce). Na tej samej skoczni w grudniu Klimek zdobył wicemistrzostwo Polski seniorów wynikiem 126 m. Wtedy ojciec postanowił, że dla Klimka już nadszedł czas rywalizacji z najlepszymi i nawet po piątkowej klapie zdania nie zmienił.

- Klimek niezbyt dobrze skoczył przez to, że ciągle mu kazali zmieniać kombinezony, narty, wypić dwa litry wody, by miał właściwą wagę. To wszystko go zestresowało - powiedział Krzysztof Murańka. - Ale nie żałuję, że syn skakał. To była dobra decyzja. Tym razem nie powiodło się, ale już niedługo pokaże, jak jest dobry.

Murańka senior nie przyjmuje słów krytyki, że wywiera na 13-letniego syna zbyt wielką presję. - Klimek wystartował, bo mu się to należało. Dobrze się prezentował przed Pucharem Świata, to czemu miałby nie wystartować? Działacze mówią, że na nich naciskałem, by zapisali syna do kwalifikacji. Ja bym tego nie nazywał naciskami. Pilnowałem tylko, żeby dotrzymali danego słowa, że Klimek pokaże się w Zakopanem, z którego próbowali się wycofać.

Oprócz Małysza, skakali jeszcze Kamil Stoch (był 21.) i Stefan Hula (24.).

Drugi zakopiański konkurs w sobotę o 17.

Klasyfikacja Pucharu Świata
lp. zawodnik kraj punkty PŚ
1 Thomas Morgenstern Austria 1175
2 Janne Ahonen Finlandia 830
3 Gregor Schlierenzauer Austria 807
4 Tom Hilde Norwegia 722
5 Wolfgang Loitzl Austria 557


Wyniki konkursu
lp.
kraj skok 1 nota 1 skok 2 nota 2 pkt.
1 Gregor Schlierenzauer Austria 134 140.7 131 135.8 276.5
2 Anders Jacobsen Norwegia 136.5 138.7 129 131.7 270.4
3 Thomas Morgenstern Austria 126 126.3 132 138.6 264.9
4 Wolfgang Loitzl Austria 131 134.8 128 129.4 264.2
5 Harri Olli Finlandia 126 124.8 132.5 138 262.8
6 Tom Hilde Norwegia 132 136.6 126 125.8 262.4
7 Anders Bardal Norwegia 136.5 144.7 122 117.6 262.3
8 Simon Ammann Szwajcaria 126.5 126.2 131.5 134.2 260.4
9 Andreas Kuettel Szwajcaria 125 122 131.5 137.2 259.2
10 Janne Happonen Finlandia 127 126.6 127 127.1 253.7
11 Adam Małysz Polska 126 124.8 126.5 126.7 251.5
12 Roman Koudelka Czechy 129 131.7 123 118.9 250.6
13 Janne Ahonen Finlandia 126.5 125.7 124.5 122.1 247.8
14 Paweł Karelin Rosja 131 133.8 120 112.5 246.3
15 Bjoern-Einar Romoeren Norwegia 126.5 126.2 123 119.4 245.6

Rachunek za PZU

Witold Gadomski
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-25 12:24

Czy żądanie, by polscy podatnicy oddali holenderskiej korporacji Eureko 35,6 mld zł za wstrzymaną przez poprzednie rządy prywatyzację PZU, to nie bezczelność?

Witold Gadomski
No cóż, Polska przegrała spór przed Trybunałem Arbitrażowym w Londynie. Eureko ma więc silną pozycję w negocjacjach. Polscy politycy apelują do inwestora, aby nie zapominał o "społecznej odpowiedzialności biznesu". A gdzie odpowiedzialność naszych polityków?

Gdyby umowa prywatyzacyjna z 1999 r. została dotrzymana, PZU od dawna byłaby firmą prywatną i nie stanowiłaby dla nikogo kłopotu. Ale każdy kolejne rząd uważał, że ma lepszy pomysł, co zrobić z PZU. Umowę prywatyzacyjną blokowali politycy wszystkich ugrupowań obecnych dziś w Sejmie.

W maju 2000 r. Sejm przyjął uchwałę wzywającą rząd Buzka, aby nie spieszył się z dalszą prywatyzacją PZU. Za uchwałą głosowali SLD, PSL (w tym obecny wicepremier Pawlak) oraz kilkunastu posłów AWS, a także Ludwik Dorn (wówczas z koła ROP-PC). Przeciw prywatyzacji był też wtedy krótkotrwały minister skarbu państwa Andrzej Chronowski. Robił wszystko, by pogłębić konflikt z inwestorem i nie dopuścić do sfinalizowania transakcji.

Szansa rozwiązania sporu pojawiła się, gdy Chronowski został wyrzucony, a rząd zaczął przygotowywać wprowadzenie PZU na giełdę. Leszek Miller, który został premierem w 2001 r., storpedował tę procedurę, mimo że prospekt emisyjny był już gotowy. Jako pretekst wykorzystano doniesienie, że podpis jednego z członków zarządu pod prospektem został sfałszowany. Śledztwo nie potwierdziło tych rewelacji, ale sprawa dokończenia prywatyzacji znów ugrzęzła.

Coś się ruszyło, gdy Millera zastąpił Marek Belka. Minister skarbu Jacek Socha przygotował propozycję ugody z Holendrami. Kazimierz Marcinkiewicz - wtedy przewodniczący sejmowej komisji skarbu - w rozmowie, jaką odbyłem z nim w TOK FM - przyznawał, że ugoda jest korzystna dla Polski, ale... nie ma dla niej odpowiedniego klimatu politycznego.

Ostatecznie rząd Belki uległ presji posłów, którzy grozili premierowi Trybunałem Stanu, jeśli zdecyduje się zakończyć spór z Eureko.

We wrześniu 2004 r. Sejm przyjął uchwałę domagającą się przedstawienia założeń prywatyzacji kilku spółek, w tym PZU. W atmosferze antyprywatyzacyjnej histerii, jaka zapanowała w Sejmie, uchwała była uznana za żółtą kartkę dla rządu. Głosowała za nią - więc faktycznie przeciw prywatyzacji - także niemal cała PO, w tym Donald Tusk i Aleksander Grad.

Ostatecznie ugodę sparaliżowało powołanie komisji śledczej w sprawie prywatyzacji PZU, która we wrześniu 2005 r. jednogłośnie wnioskowała o unieważnienie umowy z Eureko. Szefem tej komisji był Janusz Dobrosz (LPR), a aktywni w niej byli obecny wiceminister skarbu Jan Bury (PSL), Przemysław Gosiewski (PiS) czy obecny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk (PO). Uchwała komisji pisana była pod dyktando posłów i ekspertów LPR (między innymi częstego gościa Radia Maryja prof. Jerzego Żyżyńskiego z Wydziału Zarządzania UW). PO szła wówczas z populistami ręka w rękę.

Za rządów PiS prywatyzacja PZU ugrzęzła na dobre. Minister skarbu w rządzie Marcinkiewicza Andrzej Mikosz wpadł na "genialny" plan. Postanowił storpedować arbitraż, kwestionując bezstronność jednego z arbitrów - Stephena Schwebela. Schwebel to wybitny ekspert prawa międzynarodowego, w latach 1997-2000 przewodniczący Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Kwestionowanie jego bezstronności to jak kwestionowanie wiary papieża. Oczywiście pozew Polski został odrzucony.

Za rządu Kaczyńskiego spór z holenderską korporacją stał się (jeśli to w ogóle możliwe) jeszcze gorętszy. Rząd nie przejmując się tym, że przegrywa kolejne rozprawy, postanowił umowę prywatyzacyjną unieważnić. Wiceminister Skarbu Paweł Szałamacha decyzję uzasadniał tym, że Eureko odwołuje się do międzynarodowego arbitrażu zamiast do polskiego sądu. Inwestor rzeczywiście wolał sądy zagraniczne od polskich i wykorzystał w tym celu umowę polsko-holenderską o wzajemnej ochronie inwestycji. Jednak narzekanie, że prawnicy Eureko przechytrzyli prawników wynajętych przez polski rząd, nie ma sensu. Każdy broni swego interesu, jak może. Były prezes PZU Czeary Stypułkowski wysłał zresztą do premiera Kaczyńskiego list, przestrzegający przed konsekwencjami zatargu z Eureko. List pozostał bez odpowiedzi.

Eureko na dokończenie prywatyzacji czeka już ponad osiem lat. Jego szefowie wielokrotnie twierdzili, że są gotowi zawrzeć z Polską kompromis. Gdy po latach czekania mają w zasięgu ręki korzystny werdykt sądowy, trudno mieć pretensję, że nie widzą już potrzeby kompromisu. Teraz możemy się tylko modlić, aby odszkodowanie okazało się mniejsze niż roszczenia Holendrów. Jeśli nie, każdy Polak będzie musiał wysupłać 1000 zł na pokrycie szkód spowodowanych przez polityków. Skoro głosujemy na szaleńców, musimy odpowiadać za straty, które czynią.

Zakupy za granicą będą lepiej chronione

Marek Domagalski 25-01-2008, ostatnia aktualizacja 25-01-2008 07:43

Kupując z Polski w internetowym sklepie w Anglii, będziemy mogli zrezygnować z zakupu w ciągu 10 dni, tak jak przewidują polskie przepisy. Mimo że w Anglii obowiązuje termin 7-dniowy

To za sprawą opublikowania 22 stycznia konwencji akcesyjnej (DzU nr 10, poz. 57) o przystąpieniu Polski (oraz dziewięciu innych krajów, nowych członków Unii) do konwencji rzymskiej (z 1980 r.) o prawie właściwym dla zobowiązań umownych.

Nowy „kodeks”

Zdaniem wielu specjalistów, np. Marka Wińskiego, radcy prawnego z kancelarii Wiński i Czernicki z Wrocławia, konwencja rzymska jest jednym z najważniejszych aktów UE z zakresu prawa prywatnego międzynarodowego. Ustanawia bowiem jednolite normy kolizyjne zobowiązań umownych (kontraktów) dla wszystkich państw członkowskich UE. Zastępuje krajowe regulacje określone w ustawie – Prawo prywatne międzynarodowe (art. 25 – 29) z 1965 r.

– Skutki konwencji będą jednak jeszcze szersze –wskazuje Olga Tytoń, ekspert Ministerstwa Sprawiedliwości. – Jeśli bowiem sąd polski natknie się na sprawę z elementem transgranicznym, np. pozwem Chińczyka przeciwko Polakowi czy polskiej firmie, to właśnie reguły z konwencji decydować będą, jakie prawo jest właściwe dla takiego sporu.

Nowe rozwiązania będą korzystne dla przedsiębiorców.

– Gdy np. niemiecki deweloper angażował polską firmę budowlaną, to Niemcy nie chcieli polskiego prawa jako podstawy kontraktu, a Polacy niemieckiego (każdy porusza się sprawniej na własnym podwórku). Trudno było zaś sięgnąć po prawo neutralne (w tej roli często występuje szwajcarskie), gdyż np. polskie prawo wymagało związku z danym kontraktem – powiedział „Rz” mec. Tomasz Zalewski z kancelarii Wierzbowski Eversheds.

Priorytet dla swobody

Jeżeli strony kontraktu nie dokonają wyboru prawa właściwego dla umowy (co jest priorytetem), podlega ona prawu państwa, z którym wykazuje najściślejszy związek. Zwykle będzie to państwo strony umowy, która wykonuje świadczenie (w języku konwencji zwane „świadczeniem charakterystycznym”), a nie tej, która za nie płaci. Właściwy kraj wskaże więc miejsce zwykłego pobytu lub główną siedzibę zarządu dostawcy towaru bądź usługi. Przykładowo przy sprzedaży ziemniaków będzie to prawo kraju dostawcy, a nie kupującego. Przy usłudze turystycznej – prawo właściwe dla sprzedawcy wycieczki, a nie turysty. Jeżeli przedmiotem umowy jest prawo (rzeczowe) na nieruchomości lub prawo do korzystania z niej (np. najem), domniemywa się, że umowa wykazuje najściślejszy związek z państwem, w którym nieruchomość jest położona. Są oczywiście wyjątki od tej swobody, np. w sprawach pracowniczych czy konsumenckich (patrz wyżej).

Konsumenci pod ochroną

– Jedną z ważniejszych różnic między ustawą polską a konwencją jest właśnie uregulowanie umów transgranicznych konsumenckich – uważa Łukasz Rędziniak, wiceminister sprawiedliwości.

Obecnie prawo polskie tych kwestii nie reguluje.

– To tym ważniejsze – wskazuje Karolina Tołwińska z Europejskiego Centrum Konsumenckiego – że nie trzeba będzie schodzić poniżej tych standardów przy wielu zagranicznych (transgranicznych) zakupach.

Od kiedy obowiązuje

Konwencję stosuje się do umów zawartych po jej „wejściu w życie” w odniesieniu do danego państwa. W stosunku do Polski weszła ona w życie 1 sierpnia 2007 r., ale zgodnie z art. 91 konstytucji umowa międzynarodowa stanowi część krajowego porządku prawnego i jest bezpośrednio stosowana po jej ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw RP, co nastąpiło 22 stycznia 2008 r.

Szczególne regulacje

Umowy konsumenckie

Wybór prawa nie może prowadzić do pozbawienia konsumenta ochrony przysługującej mu w państwie, w którym ma on miejsce zwykłego pobytu, jeżeli zawarcie umowy zostało poprzedzone propozycją lub reklamą bądź jeżeli kontrahent konsumenta otrzymał w tym państwie zamówienie.

Umowy o pracę

W umowach o pracę wybór prawa przez strony nie może prowadzić do pozbawienia pracownika ochrony, która przysługuje mu na podstawie bezwzględnie obowiązujących przepisów prawa, które miałyby zastosowanie w razie braku wyboru prawa.