poniedziałek, 3 marca 2008

Premier Czech krytykuje Polskę

Mirek Topolanek
AFP

Dwie umowy z USA w sprawie lokalizacji w Czechach elementów tarczy antyrakietowej powinny być gotowe na początku kwietnia, przed szczytem NATO w Bukareszcie - powiedział premier Czech Mirek Topolanek.
- Główna umowa powinna być - według mnie - bardzo szybko, może nie tyle podpisana, co wynegocjowana. Jeśli chodzi o drugą umowę to występują tu pewne problemy techniczne - oświadczył premier w czeskiej telewizji.

- Myślę, ze będziemy w stanie zakończyć negocjacje przed szczytem NATO w Bukareszcie - dodał. W dalszym ciągu tematem rozmów na linii Waszyngton-Praga jest SOFA - umowa dotycząca ram prawnych rozmieszczenia w Czechach radaru tarczy antyrakietowej i warunków pobytu w tym kraju personelu amerykańskiego. Szósta runda rozmów w tej kwestii odbędzie się od środy do piątku - poinformował agencję France Presse rzecznik prasowy czeskiego ministerstwa obrony Andrej Czirtek.

Premier Topolanek skrytykował Polskę za uzależnienie zgody na rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej od wkładu USA w modernizację polskich sił zbrojnych, szczególnie obrony powietrznej.

- Stanowisko (polskie) w negocjacjach wydaje mi się dyskusyjne, ale mam nadzieję, że dojdą oni (Polacy) do porozumienia z Amerykanami i będziemy ciągnąć razem ten projekt, gdyż leży on w interesie europejskich członków NATO - podkreślił Topolanek.

Radar wczesnego ostrzegania w Czechach wraz z wyrzutniami rakiet przechwytujących w Polsce ma stanowić europejski komponent amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, którego zadaniem jest obrona przed atakiem ze strony tzw. państw nieprzewidywalnych jak Korea Północna czy Iran.

Skandale w Biurze Rzecznika Praw Dziecka

(© A. Rybczyński, PAP)
Igor Ryciak, Magdalena Kula
02.03.2008, aktualizacja: 03.03.2008, 08:18
O tym, że w Biurze Rzecznika Praw Dziecka, którym kieruje Ewa Sowińska, panują dziwne porządki, mówiło się od dawna. Jednak zza ścian hermetycznego urzędu do opinii publicznej przenikało dotąd niewiele informacji. Nam udało się porozmawiać z kilkoma byłymi podwładnymi Ewy Sowińskiej, których wstyd skłonił do przerwania milczenia.
Czego się dowiedzieliśmy? M.in. tego, że w listopadzie 2007 r. Sowińska na gali w Bibliotece Narodowej rozdawała ustanowione przez siebie medale. Dostali je m. in. duchowni zaprzyjaźnieni z panią Rzecznik, która potem kazała zataić informacje o tej imprezie. Wiemy także, że Ewa Sowińska, wbrew zaleceniom MSZ, pojechała na Białoruś, gdzie spotykała się z przedstawicielami tamtejszego rządu. Po powrocie zachwalała porządki panujące pod reżimem Aleksandra Łukaszenki.

W Biurze RPD nie liczą się zawodowe kompetencje. Najważniejsza jest lojalność wobec Ewy Sowińskiej. A najlepszą rekomendacją do otrzymania pracy w jej Biurze jest przynależność do LPR lub Młodzieży Wszechpolskiej. W ostatnich miesiącach z BRPD odeszła większość specjalistów. Ewa Sowińska zastąpiła ich swoimi zausznikami.

Ale to jej nie wystarczyło. Żyjąc w ciągłej obawie przed krytyką ze strony dziennikarzy Sowińska wprowadziła kuriozalną zasadę, że jej podwładni nie mogą bez uzasadnienia poruszać się po siedzibie Biura. Ma to podobno ukrócić powstawanie plotek, które potem mogą wydostać się na zewnątrz.
Byli podwładni są zażenowani stylem, w jakim Sowińska rządzi Biurem RPD.

Jedyne media, do których Ewa Sowińska ma zaufanie, to Radio Maryja i Telewizja Trwam. W ostatnich miesiącach wystąpiła w nich kilkanaście razy. Świadkowie opowiadają nam o fanatycznym wręcz uwielbieniu Sowińskiej dla o. Tadeusza Rydzyka.

Dla innych dziennikarzy Sowińska jest niedostępna do tego stopnia, że planowała zbudować na zapleczu gabinetu małą toaletę, gdzie mogłaby się ukryć w razie nagłej ich wizyty.

W Sejmie leży wniosek posłów LiD o odwołanie Sowińskiej z funkcji. W najbliższych tygodniach okaże się, czy poprą go posłowie z innych partii.

Weterani pana prezydenta

Paweł Wroński
2008-03-03, ostatnia aktualizacja 2008-03-03 08:12

Zobacz powiększenie
Prezydent Lech Kaczyński wielokrotnie podkreślał, że jego celem jest przywracanie pamięci Polakom. Tu na tle szwadronu ułanów podczas defilady 15 sierpnia 2007 r.
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Powstaje Korpus Weteranów Rzeczpospolitej pod patronatem prezydenta. Tytuł weterana będzie przyznawał prezydencki minister. Szans nie mają żołnierze AL i część żołnierzy armii Berlinga. Weteran musi być zlustrowany.

ZOBACZ TAKŻE
Projekt ustawy z dnia 11 lutego 2008 r. o weteranach walk o niepodległość trafił do nas przypadkowo. Powstał w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Projektu nie czytał jeszcze szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Janusz Krupski.

- Dwukrotnie przedstawiano mi założenia, o ile pamiętam jeszcze w ubiegłym roku, za każdym razem przedstawiliśmy liczne zastrzeżenia. Nie chciałbym się wypowiadać na temat tekstu, którego nie znam - powiedział "Gazecie". - Nie jestem przeciwnikiem dowartościowania przez prezydenta tych, którzy walczyli o niepodległość, rzecz w tym, jak to zrobić.

Projekt ustawy zakłada, że tytuł weterana będzie przyznawał szef prezydenckiego BBN. Każdy z weteranów dostanie 200 zł dodatku kombatanckiego miesięcznie (waloryzowanego corocznie), darmowe leki, specjalny dodatek pogrzebowy, asystę kompanii honorowej na pogrzebie i specjalną odznakę weterana.

Weteranom, o ile będą nosili odznakę na widocznym miejscu, mają salutować żołnierze oraz funkcjonariusze formacji mundurowych. To zwyczaj nawiązujący do II Rzeczypospolitej, gdy salutowano weteranom powstania 1863 r., którzy nosili specjalne mundury.

Nie każdy może

Delikatną sprawą okazało się jednak określenie, kto ma być weteranem walk o niepodległość. Mają nimi być wszyscy ci, którzy walczyli o niepodległość Polski nawet w I wojnie światowej i w powstaniach narodowych, oraz żołnierze II wojny światowej i formacji powojennego podziemia niepodległościowego.

Autorzy ustawy mieli problem z definicją podziemia niepodległościowego. Ostatecznie uznali, że są to osoby, które: "po 8 maja 1945 r. brały udział w walce zbrojnej z reżimem komunistycznym na terytorium Państwa Polskiego w jego granicach sprzed 1 września 1939 r. oraz w granicach powojennych w okresie od wkroczenia armii ZSRR". Tu - uwaga - brakuje daty granicznej, do której można zostać weteranem.

Jednak weteran w założeniu twórców ustawy to ktoś inny niż kombatant, dlatego ustawa wprowadza wiele zastrzeżeń, kto weteranem być nie może.

Berlingowcy pod szczególnym nadzorem

Szczególne trudno jest tym, którzy służyli w armii Berlinga (I i II Armia Wojska Polskiego utworzone w ZSRR pod patronatem komunistycznego Związku Patriotów Polskich, walczyły do końca wojny razem z Armią Czerwoną, łącznie ok. 370 tys. ludzi, z tego ok. 200 tys brało udział w walkach).

Nie mogą się o status weterana ubiegać ci, którzy u Berlinga byli oficerami politycznymi lub wychowawczymi (taki status mieli też kapelani wojskowi), albo nie uznając zwierzchnictwa Naczelnego Wodza i Rządu RP organizowali na terenie ZSRR "formacje wojskowe złożone z obywateli polskich".

Weteranem nie może być również osoba "pełniąca służbę w formacjach podziemnych lub organizacjach podległych Polskiej Partii Robotniczej" (PPR to utworzona w czasie wojny organizacja polskich komunistów kontrolowana przez ZSRR). Za tą formułą kryje się wykluczenie z grona weteranów partyzantów Armii Ludowej i współpracujących z nią organizacji.

AL też niedobra

Według projektu ustawy przygotowanej przez BBN żołnierze podlegli PPR nie walczyli o niepodległość Polski.

Zapytaliśmy BBN, czy weteranami nie mogą być na przykład żołnierze Armii Ludowej walczący w Powstaniu Warszawskim. Oto odpowiedź: "Nieliczni członkowie AL, którzy niespodziewanie dla siebie znaleźli się w ogniu walki Powstania Warszawskiego, dołączyli do walk prowadzonych przez Armię Krajową. Skoro w tej sytuacji podjęli decyzję nieprzyłączania się do Armii Krajowej, wnioskujemy, że ich udział w walkach w Powstaniu Warszawskim nie jest związany z ideą walki o niepodległość".

Jednak w czasie Powstania Warszawskiego dowódca AK gen. Bór-Komorowski odznaczał żołnierzy AL Krzyżami Virtuti Militari. Żołnierze AL dawali swoje legitymacje akowcom, którzy chcieli przepłynąć Wisłę, a akowcy dawali legitymacje idącym do niewoli żołnierzom AL po powstaniu (bo inaczej rozstrzeliwali ich Niemcy).

Aby być weteranem, trzeba się też zlustrować i sprawdzić, czy dana osoba nie donosiła władzom komunistycznym lub, "wykorzystując władzę otrzymaną od instytucji stosujących represję, wykorzystała ją do ciemiężenia więźniów".

Na pytanie, czy ustawa nie jest sposobem na kolejne podzielenie środowiska kombatanckiego, otrzymaliśmy z BBN odpowiedź: "Nie".

Według naszych informacji ustawa w najbliższym czasie ma być przesłana do konsultacji organizacjom kombatanckim. Minister Krupski twierdzi, że dopiero po stwierdzeniu, ile osób znalazłoby się w korpusie weteranów, można byłoby powiedzieć, jakie byłyby koszty wprowadzenia tej ustawy w życie.

W rejestrze urzędu ds. kombatantów są 93 organizacje kombatanckie. Największe to Związek Kombatantów RP i b. Więźniów Politycznych, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Źródło: Gazeta Wyborcza