sobota, 17 maja 2008

Groclin - Legia 4:1 w finale Pucharu Ekstraklasy

Maciej Weber
- Sok z cytryny wyciskaliśmy tak maksymalnie, że dziś nie mogliśmy wycisnąć nic więcej - przyznał trener Jan Urban. Legia przegrała aż 1:4 finał w Grodzisku z Groclinem i nie zdobyła Pucharu Ekstraklasy
- Jesteśmy w dobrej formie - mówili piłkarze Legii przed sobotnim spotkaniem. - My bardziej chcemy tego pucharu - twierdził trener Groclinu Jacek Zieliński. Okazało się, że racja była po jego stronie. Tym bardziej, że po wtorkowym sukcesie w Pucharze Polski - odpowiednio uczczonym - z legionistów uszło powietrze. Tak jak w inaugurującym rundę wiosenną ligowym meczu w Grodzisku sprawiali wrażenie dwa razy wolniejszych od gospodarzy. Wtedy mówiono o błędach w przygotowaniach. Teraz widać było zmęczenie. Z drużyny sezon wycisnął wszystkie soki. Legia od dłuższego czasu grała co trzy dni, rywale w środku tygodnia odpoczywali. Już po pół godzinie było "po ptakach".

Trener Urban w Pucharze Ekstraklasy zwykle wystawiał dublerów. Tym razem nie zmienił poglądów. Mimo kontuzji Piotra Gizy i Edsona dał dodatkowo wolne powołanym do kadry na zgrupowanie przez Euro Jakubowi Wawrzyniakowi i Rogerowi Guerreiro. Takich graczy jak Aleksandar Vuković czy Takesure Chinyama zostawił na ławce rezerwowych. Zostawił też Marcina Smolińskiego - co pamiętając w jakim ten był gazie podczas ostatniego spotkania w lidze - szkoda. Jakoś od dwóch bramek i asysty z Polonią Bytom dla Smolińskiego nie znalazło się miejsce w podstawowym składzie. Ani z Wisłą, ani nawet przeciwko Groclinowi w sobotę. Do tego Urban trochę w zbyt drastyczny sposób zmienił taktykę.

Po raz pierwszy wystawił aż pięciu obrońców. W tym aż trzech stoperów - klasycznego Inakiego Astiza i jakby kryjących Dicksona Choto oraz Wojciecha Szalę. Boczni Jakub Rzeźniczak i Tomasz Kiełbowicz mieli wspomagać kolegów w pomocy. Legioniści wyraźnie w tym wszystkim się pogubili.

Do tego jak zwykle w meczach Pucharu Ekstraklasy w bramce Jana Muchę zastąpił Wojciech Skaba. I - delikatnie mówiąc - tego meczu Legii nie wygrał. W pierwszej połowie spisał się tylko raz, kiedy wygrał pojedynek z Adrianem Sikorą. Jednak spośród czterech pozostałych uderzeń wybronił ledwie jedno i to niezbyt mocne Radosława Majewskiego. Już pierwsza próba gospodarzy zakończyła się ich powodzeniem. Tomasz Kiełbowicz wybił w 3. minucie piłkę przed pole karne, gdzie czekał urodzony w Warszawie, uwielbiający strzelać Legii bramki Piotr Rocki (on też strzelił zwycięską na inaugurację wiosny). Uderzył bardzo mocno w lewy róg i pokonał Skabę. Tu było ciężko obronić. Ale uderzenie Jarosława Laty z rzutu wolnego z boku boiska, z ok. 25 metrów było do obronienia absolutnie. Piłka po ręce Skaby wpadła tym razem w prawy róg bramki. Przy 3:0 w 30. min to nawet trudno powiedzieć, czy Skaba mógł wyjść do dośrodkowania. Przy bramce Sikory przede wszystkim nie spisał się Choto. W spotkaniu grupowym tych zespołów w Pucharze Ekstraklasy było już tak, że Groclin prowadził 3:1, a jednak mecz skończył się remisem. Tym razem trudno było oczekiwać remisu, bo wynik był jeszcze bardziej wysoki. Postawie Skaby przyglądał się z trybun Łukasz Fabiański. Były bramkarz Legii, a obecnie Arsenalu jest w kraju, bo z reprezentacją dziś zaczyna zgrupowanie. Nie omieszkał jednak popatrzeć jak spisują się koledzy. Widok jednak go nie usatysfakcjonował. Koniec sezonu był dla Legii żałosny. 300 tys. zł za wygranie finału zgarnął Groclin. Legia dostała połowę. - W pierwszej połowie graliśmy bardzo źle. Pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele. Warunki do gry były trudne. Jednak takie same dla obu zespołów - podsumował Kiełbowicz.

Po przerwie Urban zastosował terapię wstrząsową. Od razu zmienił trójkę piłkarzy. Pojawili się Smoliński, Chinyama (w poprzednim sezonie był zawodnikiem Groclinu) oraz Vuković (w tych rozgrywkach można zrobić cztery zmiany w meczu). Niedługo potem nastąpiła zmiana czwarta - Przemysław Wysocki za Astiza. Nie wiadomo, czy nie był to ostatni występ Astiza w barwach Legii. Hiszpan jest tylko wypożyczony z Osasuny Pampeluna. Waży się, czy zostanie w Warszawie, czy będzie musiał wrócić.

W drugiej połowie mecz był bardziej wyrównany, ale Sikora jeszcze raz znalazł sposób na Skabę. Do tej pory w lidze Legia z Groclinem wygrała i przegrała. W PE były dwa remisy, finał rozstrzygnął sprawę na korzyść grodziszczan. Gdyby nie było sobotniego spotkania legioniści kończyliby sezon z wysoko podniesionymi głowami. Wicemistrzostwo, Puchar Polski, pojawiła się szansa na dwa trofea - więcej nawet niż Wisła. Sił i entuzjazmu jednak nie wystarczyło. Groclin nie tylko obronił trofeum (ostatni mecz w historii Grodziska, bo klub przenosi się do Wrocławia), ale Legię wręcz zdeklasował. Udany sezon skończył się więc dla Legii wstydliwie. Chociaż jednak z resztkami honoru. Kapitan gości Vuković w ostatniej sekundzie meczu znakomicie wykonał wolnego. Po rękach rezerwowego bramkarza Groclinu piłka znalazła się w siatce.

- Można powiedzieć, że sezon zakończył się dla nas wtorkowym finałem Pucharu Polski. Trudno było zmobilizować drużynę. Także klub nie dał bodźca. Mogliśmy przecież ten finał rozegrać przed własną publicznością, a zagraliśmy na wyjeździe - mówił trener Urban. - Zmiana Inakiego Astiza była wymuszona urazem - poprosił o zmianę. Zmieniłem dziś system gry, ale obojętnie jakim systemem byśmy zagrali to i tak by nam się nie udało. Mimo to mogę pogratulować drużynie. Sezon możemy uznać za udany.

GROCLIN GRODZISK4 (3)
LEGIA WARSZAWA1 (0)
Strzelcy bramek

Rocki (4., po odbiciu piłki przez Kiełbowicza), Lato (13., z wolnego po faulu Borysiuka na Majewskim), Sikora (30., po dośrodkowaniu Laty i 65., z podania Majewskiego) - Vuković (92., z wolnego po faulu Kumbeva na Chinyamie)

Groclin: Przyrowski (70. Brzostowski) - Mynar, Kumbev, Jodłowiec, Telichowski Ż - Sokołowski, Świerczewski (16. Muszalik), Majewski (76. Ivanovski), Lato - Rocki (59. Ciarkowski), Sikora

Legia: Skaba - Rzeźniczak, Astiz (56. Wysocki), Choto Ż (46. Smoliński), Szala, Kiełbowicz - Radović, Ekwueme (46. Vuković), Borysiuk (46. Chinyama), Rybus - Grzelak

Widzów: 2,5 tys.

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok)



Grzelak w koronie

W sobotnim finale dwa gole strzelił Adrian Sikora, ale były to dopiero trafienia numer dwa i trzy w tej edycji Pucharu Ekstraklasy. Najwięcej - po pięć - zdobyli Arkadiusz Aleksander i Bartłomiej Grzelak (w grupie strzelił trzy Groclinowi). Legioniście nie udało się samodzielne przejęcie strzeleckiej korony, ale jednak pierwszeństwo obronił.

Czołówka strzelców Pucharu Ekstraklasy

5 - Bartłomiej Grzelak (Legia Warszawa), Arkadiusz Aleksander (Odra Wodzisław)

4 - Jakub Grzegorzewski (Odra)

3 - Adrian Sikora (Groclin Grodzisk Wlkp.), Rafał Grodzicki (GKS Bełchatów), Ernest Konon (Jagiellonia Białystok), Mariusz Mężyk (Polonia Bytom), Grażvydas Mikulenas (Ruch Chorzów), Dudu Omagbemi (Wisłą Kraków), Kamil Witkowski (Cracovia)





7

tyle bramek w dwóch meczach PE w Grodzisku puścił Wojciech Skaba - w grupie było 3:3, w finale 1:4bramkę dla Legii strzałem z rzutu wolnego zdobył Alexandar Vukovic.

Piłkarze Zenitu u prezydenta Rosji

PAP, pn
2008-05-16, ostatnia aktualizacja 2008-05-16 12:07
Zobacz powiększenie
Fot. MICHAEL DALDER REUTERS

Prezydent Rosji, Dmitrij Miedwiediew przyjął w Moskwie, na Kremlu piłkarzy i działaczy Zenitu St. Petersburg. Zenit zdobył w środę Puchar UEFA, po wygranej w meczu finałowym w Manchesterze z Glasgow Rangers 2:0.

Zobacz powiekszenie
fot. AP
SERWISY
Uroczystość odbyła się w sali Jekatierinowskiej, udekorowanej w tonacji biało-niebieskiej, symbolizującej barwy klubowe Zenitu. W spotkaniu wzięli udział piłkarze, trenerzy, szefowie klubu, a także minister sportu, turystyki i polityki młodzieżowej Witalij Mutko, będący zarazem prezesem Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej.

Piłkarze byli w ciemnych garniturach, a niektórzy mieli niebiesko- białe krawaty. Kapitan drużyny, Anatolij Timoszczuk na uroczystość przybył z pucharem, który został ustawiony na stoliku w centrum sali.

Eliminacje do IO 2008: Polska - Japonia 1:3

pn
Polki przegrały w pierwszym meczu turnieju interkontynentalnego eliminacji olimpijskich w Tokio z gospodarzem turnieju - Japonią. Mimo tej porażki Polki mają duże szanse na awans do Pekinu - pozostałe ekipy w stolicy Japonii są o wiele słabsze (z wyjątkiem Serbii).
Mecz zaczął się źle dla drużyny Marco Bonitty. Polki przegrały pierwszego seta 20:25, bo od początku Japonki kontrolowały przebieg gry. Polki szybko straciły cztery punkty z rzędu. Przewaga rywalek trwała do II przerwy technicznej (16:10) dla Japonii. Potem nastąpił zryw Polek. Na boisku pojawiły się Anna Podolec i Katarzyna Skorupa. Polki odrobiły pięć punktów i doszły do stanu 17:18. Końcówka, jednak wyraźnie należała do Japonek, które zachowały spokój i wygrały do 20.

Na drugiego seta Polki wyszły bardzo skoncentrowane, szybko obejmując prowadzenie. Na pierwszą przerwę techniczną schodziły, prowadząc 8:6. Potem nastąpił jednak kryzys. W jednym ustawieniu Japonki zdobyły 5 oczek z rzędu, a złą passę przerwała skutecznym atakiem Małgorzata Glinka. Przy drugiej przewie technicznej na tablicy widniał wynik 16:13 dla Japonii, jednak "Złotka" nie miały zamiaru się poddać. Proste błędy w przyjęciu Azjatek pozwoliły zawodniczkom Bonitty wyjść na prowadzenie 19:18. Polki cały czas grały skutecznie w ataku, doprowadzając do stanu 24:22. Dwie piłki setowe niestety zostały zmarnowane, a chwilę później nasze reprezentantki popełniły błąd czterech odbić. Japonki objęły prowadzenie i nie dały sobie już go odebrać, kończąc drugą partię wynikiem 27:25.

W trzeciej partii dobrze dysponowane rywalki zaczęły popełniać błędy. As Maszy Liktoras dodał naszym zawodniczkom pewności. Polki zeszły na pierwszą przerwę techniczna prowadząc jednym punktem i od tego momentu zaczęły dominować na parkiecie. Zdobywały punkty seriami, odrzucając przeciwniczki od siatki. Japonki nie potrafiły zatrzymać rozpędzonych rywalek. Trener gospodyń poprosił o czas, jednak jego uwagi na nic się zdały. Polki nadal regularnie punktowały, doprowadzając do stanu 16:11.

Po przerwie widać było jednak ślady dekoncentracji w polskim zespole. Po kilku straconych piłkach Marco Bonitta poprosił o czas. Złotka uspokoiły grę i spokojnie kontrolowały jej przebieg. Bardzo dobra gra w przyjęciu i skuteczny atak pozwolił Polkom odskoczyć na cztery punkty. Anna Podolec została zmieniona przez Katarzynę Skowrońską, która przy pierwszej okazji zanotowała udany atak. Złotka wygrały 25:19, przedłużając swoje szanse na zwycięstwo.

W czwartej partii powtórzyła się jednak historia z pierwszego seta. Szybko uzyskana przewaga dała Japonką pewność siebie. Z kolei Polki popełniały coraz więcej niewymuszonych błędów i nawet nie zbliżyły się do rywalek, które niesione dopingiem swojej publiczności wygrały do 17.

Jutro Polki grają z Kazachstanem, który dziś uległ Serbkom 1:3. Inny wynik jak zwycięstwo Złotek byłby wielką sensacją.