sobota, 30 sierpnia 2008

"Isia" zmiażdżyła Cibulkovą w US Open

Agnieszka Radwańska jest już w czwartej rundzie US Open. Polka łatwo pokonała Dominikę Cibulkovą. "Isia" zmiażdżyła Słowaczkę w pierwszym secie, nie oddając jej nawet jednego gema. Druga część pojedynku była bardziej wyrównana, ale Radwańska od początku do końca kontrolowała grę. Teraz Venus Williams?

A. Radwańska - D. Cibulkova 6:0, 6:3

Pierwszego gema wygrała Radwańska, ale początek meczu był bardzo wyrównany. Przy stanie 40:40 "Isia" uzyskała przewagę. Drugi i trzeci gem też wygrała Polka - tym razem poszło jej już jak z płatka. Radwańska złapała wiatr w żagle i poszła za ciosem - kolejny gem również należał do niej, choć tym razem łatwo nie było. Cibulkova objęła prowadzenie punktowe, ale Agnieszka zdołała wyrównać. To była już demolka - Radwańska wygrała kolejnego, piątego gema, i prowadziła już 5:0, a Cibulkova nie wiedziała co zrobić, by powstrzymać natarcie naszej zawodniczki. Ostatni set i 6:0 dla "Isi".

Cibulkowa nie wiedziała co robić

Drugi set udanie zaczęła Polka. Pierwszy gem dla Agnieszki Radwańskiej. Potem wreszcie pierwszego gema w tym meczu wygrała tenisistka ze Słowacji, ale następny należał znów do "Isi". Cibulkova poczuła jednak, że coś w tym meczu może wygrać. Udało jej się doprowadzić do wyrównania i set stał się emocjonujący. Od tego momentu tenisistki z dużym zaangażowaniem walczyły o każdą piłkę i Polka nie mogła odskoczyć rywalce. Udało się przy stanie 4:3, kiedy "Isia" wygrała kolejnego gema i było już 5:3. Do wygranej brakowało tak niewiele. I udało się. Jeszcze wysiłek, jeszcze kilka piłek i Radwańska zdumiewająco łatwo pokonała Słowaczkę. Polka już w czwartej rundzie US Open.

Nasza zawodniczka jest już w czwartej rundzie

W czwartej rundzie czeka ją trudne zadanie, bowiem na jej drodze może stanąć Amerykanka Venus Williams (nr 7.). Wcześniej dwukrotna triumfatorka US Open (2000-01) musi się jednak uporać z Ukrainką Alioną Bondarenko (27.)

Przed meczem:
Radwańska co prawda według bukmacherów jest faworytką, ale to akurat o niczym nie świadczy. Polka ostatnich tygodni nie może zaliczyć do udanych. Wprawdzie przed miesiącem w Sztokholmie doszła aż do półfinału, ale przez cały czas trwania turnieju - dodajmy, bardzo słabo obsadzonego turnieju - nie zachwycała. W oczy rzucało się przede wszystkim ogromne zmęczenie naszej najlepszej tenisistki.

Właśnie zmęczenie było naszym zdaniem główną przyczyną niepowodzenia w Pekinie. Polka z walki o medal olimpijski odpadła już w drugiej rundzie po meczu ze zdecydowanie niżej notowaną Włoszką Franceską Schiavone.

Szybkie pożegnanie się z turniejem olimpijskim miało jeden plus. Radwańska mogła choć trochę odpocząć przed wielkoszlemowym US Open. Już pierwsze mecze w Nowym Jorku pokazały jednak, że ta sztuka nie do końca jej się nie udała. Polka wprawdzie nie straciła w nich nawet seta, ale jej gra pozostawia wiele do życzenia. Zdaje sobie z tego sprawę sama Radwańska, której co raz częściej na korcie puszczają nerwy. W meczu 2. rundy ze słabiutką Kolumbijką Marianą Duque Marino Polka dostała nawet ostrzeżenie od sędziego za złe zachowanie, co jeszcze jakiś czas temu było nie do pomyślenia.

Teraz na Radwańską czeka pierwsza poważna rywalka - Słowaczka Dominika Cibulkova. Filigranowa 19-latka to objawienie tego sezonu. Cibulkova z mało znanej zawodniczki rośnie na gwiazdę. W tym roku była już między innymi w finale Amelia Island, gdzie przegrała z Marią Szarapową. Doskonale radziła sobie także w Montralu, gdzie w drodze do finału pokonała dwie Jeleny, na początek Dementiewą, a potem Janković, numer 2 na świecie. Jej marzenia o pierwszym sukcesie zniweczyła dopiero Dinara Safina, która rozbiła ją w zaledwie 68 minut 6:2, 6:1.

Jak już pisaliśmy, Radwańska grała z Cibulkovą dwa razy. O ile w Budapeszcie pokonanie Słowaczki nie sprawiło jej najmniejszych problemów, to już zwycięstwo w Dausze było bardzo szczęśliwe. Polka po prawdziwym horrorze wygrała 6:4, 6:7, 6:4. Cibulkova chwilę po zejściu z kortu zapowiedziała, że już wkrótce się zrewanżuje. Okazję będzie miał już dzisiaj. Oczywiście liczymy, że na pierwszy triumf nad naszą rodaczką przyjdzie jej jeszcze poczekać, ale rozum mówi nam co innego.

środa, 27 sierpnia 2008

Rosja: Nie boimy się nowej zimnej wojny

Rosja dokonała rozbioru Gruzji

USA i Unia Europejska protestują, ale na oburzeniu się kończy. Rosja ogłosiła niepodległość separatystycznych regionów Gruzji i nic sobie nie robi ze światowych pokrzykiwań. "Nie boimy się niczego. Także zimnej wojny" - odpowiada rosyjski prezydent i pyta, że skoro Europa zgodziła się na oderwanie Kosowa od Serbii, to czemu teraz ma problem z Osetią Południową i Abchazją. Gruzini mówią krótko, ale ostro: Rosja stara się siłą zmienić granice Europy.

czytaj dalej...
REKLAMA

Miedwiediew swoją decyzję ogłosił w specjalnym telewizyjnym wystąpieniu, transmitowanym jednocześnie przez wszystkie rosyjskie państwowe stacje. Poinformował w nim, że podpisał dekrety o uznaniu niepodległości Osetii Południowej i Abchazji - dwóch zbuntowanych prowincji Gruzji.

Zapewnił, że kierował się wolą obu narodów, kartą Narodów Zjednoczonych, Aktem Końcowym KBWE z 1975 roku i innymi fundamentalnymi dokumentami międzynarodowymi.

"To nie był łatwy wybór" - tłumaczył Miedwiediew, dodając, że była to zarazem "jedyna możliwość, by uchronić życie ludzi".

"Tibilisi liczyło na blitzkrieg. Gruzini wybrali jednak najbardziej nieludzką drogę, chcieli zdobyć terytorium kosztem unicestwienia całego narodu" - wyjaśnił.

"Gruzińskie władze metodycznie przygotowywały się do wojny, a polityczne i materialne poparcie ze strony zewnętrznych patronów zwiększało poczucie własnej bezkarności" - tłumaczył Miedwiediew.

Prezydent dodał, że "Rosja wykazywała się powściągliwością i cierpliwością". "Wielokrotnie apelowaliśmy o powrót do stołu negocjacji. Nie odstąpiliśmy od tego stanowiska nawet po jednostronnej proklamacji niepodległości Kosowa" - oznajmił gospodarz Kremla.

Dzisiejsza decyzja Miedwiediewa to reakcja na wczorajszy apel rosyjskich parlamentarzystów. Posłowie i senatorowie, ściągnięci z urlopów na nadzwyczajne sesje obu izb parlamentu, jednogłośnie przyjęli uchwały wzywające prezydenta do uznania niepodległości obu tych regionów.

Na jego odpowiedź - mimo zapowiedzi wielu komentatorów, którzy przewidywali, że jest to tylko symboliczny gest Moskwy - nie musieli długo czekać.

"Rosja uratowała nas przed ludobójstwem"

Na wieść o decyzji rosyjskiego prezydenta, na osetyjskie ulice wyległy tłumy. W Suchumi i Cchinwali strzelano na wiwat z karabinów maszynowych. Gruzińscy mieszkańcy tych prowincji woleli się schronić w domach.

"To historyczny dzień dla naszego narodu. Jestem wdzięczny władzom i narodowi Rosji za ten wielki krok, jaki dziś uczynili uznając niepodległość Abchazji" - powiedział agencji Interfax Siergiej Bagapsz, prezydent Abchazji.

Dodał, że Abchazja już dawno "wybrała drogę niepodległości" i zawsze pozostanie "u boku Rosji".

Prezydent Osetii Południowej, Eduard Kokojty oświadczył, że jest to "wielki dzień w historii naszego kraju i naszego narodu". "Rosja uratowała nas przed ludobójstwem i dała nam możliwość rozwijania się i życia na naszej ziemi" - dodał.

Gruzja: To aneksja

"To jawna aneksja" - ocenił decyzję rosyjskiego prezydenta gruziński wiceminister spraw zagranicznych, Giga Bokeria. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Gruzji, Aleksander Lomaja stwierdził, źe chociaż decyzja Rosji "nie ma żadnego znaczenia prawnego", to będzie miała dla niej "poważne konsekwencje polityczne".

"Jest to zła decyzja. To jest oczywiste naruszenie integralności Gruzji jako niepodległego państwa" - powiedział dziennikowi.pl szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak.

Dyplomatyczna reakcja Zachodu była natychmiastowa. Rzecznik ministra spraw zagranicznych Francji, państwa, które przewodniczy obecnie Unii Europejskiej, nazwał krok Rosji decyzją godną ubolewania.

Niepodległości Osetii Południowej i Abchazji nie uznała również Wielka Brytania. Kraj ten zapewnił Gruzję o swoim poparciu. "Jest to sprzeczne ze zobowiązaniami, które Rosja wielokrotnie na siebie wzięła w rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ, i pod żadnym względem nie przybliża perspektyw pokoju na Kaukazie" - stwierdziła rzeczniczka brytyjskiego resortu spraw zagranicznych.

"Ta decyzja stanowi jasne i rozmyślne złamanie prawa międzynarodowego oraz zasad mających podstawowe znaczenie dla stabilności w Europie" - napisał na swoim blogu szef szwedzkiej dyplomacji, Carl Bildt.

"Decyzja Rosji o uznaniu niepodległości Abchazji i Osetii Południowej jest sprzeczna z prawem międzynarodowym i absolutnie nie do przyjęcia" - oceniła kanclerz Niemiec Angela Merkel. "Myślę, że cała Unia Europejska wypowie się na ten temat w podobnym duchu" - dodała Merkel.

Minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini wyraził "rozgoryczenie jednostronną decyzją Rosji". Stwierdził, że "nie ma ona oparcia w prawie międzynarodowym". "Bałkanizacja Kaukazu na bazie etnicznej jest dla nas wszystkich poważnym zagrożeniem" - dodał minister.

"Decyzja Rosji o uznaniu niepodległości Abchazji i Osetii Południowej jest godna ubolewania" - oświadczyła sekretarz stanu USA, Condoleezza Rice.

Uznanie niepodległości Osetii Południowej i Abchazji potępiła także Finlandia, która obecnie przewodniczy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Uznano, że ten krok stanowi "pogwałcenie zasad OBWE".

Rosja: Niczego się nie boimy, z NATO nie rozmawiamy

Prezydent Miedwiediew nie przejmuje się krytyką. "Jeśli partnerzy Rosji na świecie zechcą zachować dobre stosunki z Moskwą, to zrozumieją naszą decyzję i sytuacja będzie spokojna. Jeśli zaś wybiorą scenariusz konfrontacyjny, to nie ma wyjścia - żyliśmy już w różnych warunkach, pożyjemy i w takich" - oświadczył.

I zapewnił, że uznanie przez Rosję niepodległości obu samozwańczych republik jest zgodne z prawem międzynarodowym. Miedwiediew przypomniał, że w wypadku Kosowa zachodni partnerzy Moskwy mówili, że jest to przypadek szczególny.

"Każdy przypadek uznania niepodległości jest szczególny. Szczególna była sytuacja w Kosowie, szczególna - w Osetii Południowej i szczególna - w Abchazji" - dodał.

Z kolei rosyjski ambasador przy NATO Dmitrij Rogozin zapowiedział, że Moskwa wstrzyma wizyty wysokich rangą przedstawicieli NATO w Rosji oraz wspólne manewry.

Odroczona - zdaniem Rogozina - zostanie także planowana wizyta w Moskwie sekretarza generalnego NATO Jaapa de Hoop Scheffera.

Rosyjski dyplomata oświadczył, że jego kraj powinien też na co najmniej pół roku wstrzymać wszelką współpracę z NATO w dziedzinie misji pokojowych. Jedyna misja, przy której Rosjanie będą pomagać, to ta w Afganistanie - ale i ona będzie "poddawana ocenie".

Niebezpieczne ćwiczenia na Morzu Czarnym

Tymczasem na Morzu Czarnym trwają ćwiczenia floty NATO. Rosjanie skierowali w ten rejon swój własny okręt - krążownik rakietowy "Moskwa".

Zastępca szefa Sztabu Generalnego Rosji, generał Anatolij Nogowicyn stwierdził, że jego kraj jest "zdumiony aktywnością NATO w tym rejonie".

Według niego, w tej chwili w rejonie znajduje się dziewięć okrętów państw NATO.

"A wczoraj o 23.30 cieśninę Bosfor przepłynęła jeszcze jedna fregata marynarki USA" - oświadczył, dodając, że "w najbliższym czasie można się spodziewać przybycia dalszych ośmiu okrętów państw NATO".

Rosjanie oskarżają Amerykanów, że to demonstracja siły i próba zastraszenia.

Akcje poleciały w dół

Na decyzję prezydenta Miedwiediewa o uznaniu niepodelgłości dwóch samozwańczych republik natychmiast zareagowała moskiewska giełda. Akcje notowanych na niej spółek poleciały ostro w dół - donosi serwis newsru.com. Indeks giełdowy osiągnął minimum z 2006 roku.

Najważniejszy indeks na moskiewskiej giełdzie, RTS, który najdosadniej wskazuje nastroje inwestorów stracił od wczoraj 100 punktów, czyli spadł o 5,97 procenta.

Czemu Polska milczała cały dzień?

Decyzja Rosji o uznaniu niepodległości dwóch gruzińskich prowincji zaskoczyła polskie władze. Mijały godziny, pojawiały się oświadczenia kolejnych państw. A rząd i Kancelaria Prezydenta milczały aż do późnego popołudnia. W końcu MSZ wydało oświadczenie, w którym nie znalazło się żadne słowo potępienia decyzji Rosji. Znacznie ostrzej wypowiedział się prezydent - ocenia DZIENNIK.

Informacja z Moskwy dotarła do Warszawy w czasie, gdy obradowała Rada Ministrów. Jednak nikt nie poinformował o niej członków rządu. Reprezentująca MSZ wiceminister Grażyna Bernatowicz o sprawie dowiedziała się dopiero po powrocie do gmachu przy al. Szucha. Natychmiast zaczęły się prace nad treścią oświadczenia. "Normalny tryb konsultacji" - mówi rzecznik ministerstwa Piotr Paszkowski. Sam jednak przyznaje, że komunikacja była utrudniona, bo szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski jest na urlopie.

Mijały kolejne godziny, a MSZ nadal milczało. "Staramy się znaleźć słowa, które ubiorą nasze myśli" - powiedział DZIENNIKOWI wczesnym popołudniem wysoki urzędnik resortu, który pracował nad oświadczeniem. Inny przyznał, że prace nad stanowiskiem wydłuża nie tylko nieobecność Sikorskiego, ale również konieczność konsultacji z partnerami w Unii Europejskiej. W tym samym czasie podobna sytuacja panowała w Pałacu Prezydenckim.

Wreszcie tuż przed godziną 18 MSZ wydało swoje oświadczenie. W całym tekście ani razu nie padło słowo "Rosja". Ani jednym słowem nie została potępiona wprost decyzja Miedwiediewa. "Polska jednoznacznie opowiada się za poszanowaniem integralności terytorialnej Gruzji. W dalszym ciągu czekamy na pełną realizację sześciopunktowego planu Sarkozy-Miedwiediew" - czytamy w stanowisku resortu. MSZ uznało, że "wszystkie inne kroki podejmowane w obecnej sytuacji utrudniają realizację powyższego planu i zawartego porozumienia, spotkają się z głęboką dezaprobatą i zaniepokojeniem społeczności międzynarodowej". Oświadczenie kończyło zdanie, w którym MSZ wyraziło oczekiwanie, że na swoim szczycie Rada Europejska "zajmie jednoznaczne stanowisko wspierające suwerenność i integralność terytorialną Gruzji".

Po wydaniu tego oświadczenia, Kancelaria Prezydenta milczała jeszcze ponad godzinę. "Czekaliśmy na głos MSZ" - przyznał urzędnik z Pałacu Prezydenckiego. Wreszcie zostało opublikowane oświadczenie prezydenta. Lech Kaczyński napisał m.in., że wyraża "zdecydowany sprzeciw" wobec decyzji Miedwiediewa. Że jest to "próba usankcjonowania skutków bezprecedensowej agresji" - Rosji na Gruzję i takie działania budzą "sprzeciw i potępienie" polskiego prezydenta.