wtorek, 21 października 2008

Szpitale będą przekształcone w spółki

ika , pap , pmaj , zyt 21-10-2008, ostatnia aktualizacja 21-10-2008 19:02

Sejm przyjął ustawę zakładającą obligatoryjne przekształcenie zakładów opieki zdrowotnej w spółki kapitałowe. Za projektem głosowali posłowie PO i PSL. Poparcie wycofało SLD co oznacza, że koalicja nie będzie mogła odrzucić prezydenckiego weta.

Pielęgniarki zasiadły we wtorek na miejscach dla sejmowej publiczności
autor zdjęcia: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Pielęgniarki zasiadły we wtorek na miejscach dla sejmowej publiczności

Obligatoryjne przekształcenie zakładów opieki zdrowotnej w spółki działające w oparciu o prawo handlowe i przekazanie całości ich kapitału samorządom - zakłada ustawa o zoz-ach, którą we wtorek uchwalił Sejm.

Za przyjęciem ustawy opowiedziało się 231 posłów, przeciwnych było 191 natomiast 1 wstrzymał się od głosu.

Zgodnie z uchwaloną ustawą zoz-y zostaną obligatoryjnie przekształcone w spółki kapitałowe działające w oparciu o prawo handlowe. Samorządy otrzymają 100 proc. kapitału zakładowego, którym będą mogły dysponować. To one będą podejmować decyzje o ewentualnej sprzedaży udziałów.

Pielęgniarki krzyczały hańba

Siedzące na galerii pielęgniarki po głosowaniu krzyczały "hańba!" i wznosiły swoje transparenty.

Wcześniej posłowie nie zgodzili się na odrzucenie projektu ustawy, zakładającej przekształcenie zakładów opieki zdrowotnej w spółki kapitałowe. O odrzucenie wnioskował klub PiS. Przeciw wnioskowi PiS opowiedziało się 247 posłów, natomiast odrzucenia projektu chciało 155; 26 wstrzymało się od głosu. Ale batalia w Sejmie to dopiero początek drogi jaką muszą przebyć ustawy proponowane przez PO. Musi je jeszcze podpisać prezydent.

Sejm odrzucił też poprawkę PiS gwarantującą samorządom nie mniej niż 85 proc. udziałów w spółce kapitałowej prowadzącej zakład opieki zdrowotnej.

Jak podkreśliła minister zdrowia Ewa Kopacz, poprawka jest niezgodna z prawem UE.

W Sejmie trwają od 16 głosowania nad sześcioma projektami ustaw zdrowotnych autorstwa PO oraz nad zgłoszonymi do nich poprawkami. Głosowań zaplanowano blisko 200, mają potrwać ok. 7 godzin.

Lewica zmienia zdanie

Nie ma już żadnego paktowania - jest decyzja - zapewnił przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski. Jedynie koalicjanci z PSL popierają proponowane przez Platformę przekształcenia w służbie zdrowia, ale na odrzucenie prezydenckiego weta to nie wystarczy.

- Platforma musi wycofać się z niektórych "brutalnych" zapisów - stwierdził Napieralski tuż przed rozpoczęciem głosowań nad pakietem ustaw zdrowotnych. - Klub Lewicy jest przeciw dwóm projektom ustaw zdrowotnych: o przekształceniu ZOZ-ów w spółki kapitałowe oraz o pracownikach ZOZ-ów - sprecyzował.

Wcześniej szef klubu Lewicy Wojciech Olejniczak zapewniał o poparciu dla rządowego projektu. - Różnice zdań miedzy działaczami Lewicy uda się zniwelować - zapewniał Napieralski.

Głównym warunkiem SLD jest zachowany wpływ państwa na służbę zdrowia. - Opieka zdrowotna musi być państwowa, bo państwo jest jedynym gwarantem - wyjaśniał Napieralski. Lewica jest zdecydowanie przeciwna prywatyzacji szpitali, bo "spółki prawa handlowego, zgodnie z kodeksem, muszą być nastawione na zysk".

- Jest decyzja polityczna czy merytoryczna, ja nie mam na nią wpływu - komentuje minister zdrowia Ewa Kopacz.

Koalicja nie odrzuci sama weta

PSL poprze pakiet ustaw zdrowotnych - zapowiedział szef klubu ludowców Stanisław Żelichowski. Poparcie koalicjanta wystarczy do przyjęcia ustawy, ale nie zapobiegnie odrzuceniu weta, które zapowiedział prezydent Kaczyński.

Rada Naczelna PSL przyjęła uchwałę, w której podkreślono, że Stronnictwo chce aby szpitale pozostały własnością publiczną.

Żelichowski tłumaczył, że przyjęcie tej uchwały miało być sygnałem dla Lewicy, że ich poprawka przewidująca, że spółki zarządzające zakładami opieki zdrowotnej otrzymają ich nieruchomości tyl

"USA wiedziały o stanie wojennym i nie reagowały"

Wojciech Jaruzelski przed sądem:

Jaruzelski:USA wiedziały o stanie wojennym i nie reagowały

USA miały szczegółowe informacje o tym, co dzieje się w Polsce, nie tylko od swego szpiega w Polsce, pułkownika Kuklińskiego - przekonywał dzisiaj sędziów generał Wojciech Jaruzelski. "Dlaczego nie było ostrzeżenia USA, że reakcja władz Polski będzie ostra?" - pytał retorycznie, sugerując, że Amerykanom nie zależało wcale na zapobieżeniu stanowi wojennemu.

czytaj dalej...
REKLAMA

"Brak takiego sygnału to był dla nas właśnie sygnał" - mówił przed sądem oskarżony generał. Jaruzelski przytaczał też wypowiedzi polityków Zachodu, że stan wojenny był "mniejszym złem" od sowieckiej interwencji, która była realna. Według niego, oceny takie formułowane były m.in. przez byłego prezydenta Francji Francois Mitteranda i byłego sekretarza stanu USA Aleksandra Haiga, a także Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

Jaruzelski już czwarty dzień składa wyjaśnienia przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Utrzymuje, że stan wojenny był "mniejszym złem".

>>> Przeczytaj przed czym - zdaniem Jaruzelskiego - stan wojenny uchronił Polskę

Generał cytował też wiele wypowiedzi przedstawicieli ZSRR o tym, że przebieg ówczesnych wydarzeń w Polsce stanowił naruszenie równowagi sił w podzielonej Europie i że przygotowywano interwencję.

Powołał się m.in. na słowa z lat 90. byłego szefa KPZR Michaiła Gorbaczowa, że Jaruzelski dążył do wyeliminowania zagrożenia ingerencją wojsk Układu Warszawskiego i że "wybrał mniejsze zło".

>>> Jak Jaruzelski uratował "Solidarność"

Proces siedmiu osób, autorów stanu wojennego - w tym Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Stanisława Kani - ruszył 12 września. Jaruzelski jest oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw". Grozi za to do 10 lat więzienia. Drugi zarzut to podżeganie Rady Państwa do przekroczenia uprawnień przez uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew ówczesnej konstytucji.

Dorn: Jestem PiS-owcem na wygnaniu

mar
2008-10-21, ostatnia aktualizacja 2008-10-21 17:45

-Jestem PiS-owcem na wygnaniu i ja do PiS-u wrócę - zapowiedział tuż po wykluczeniu z PiS-u Ludwik Dorn. - Obawiam się dla mojej partii perspektywy dezintegracji, gdy zderzy się z rzeczywistością wyborów, gdy ujawniają się napięcia - mówił Dorn, dodając, że nadal chce temu przeciwdziałać i że "w sumieniu pozostaje członkiem PiS". Zapowiedział, że pozostanie posłem niezrzeszonym.

Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Miller / AG
Wniosek o usunięciu Ludwika Dorna złożył prezes partii Jarosław Kaczyński

PiS wyrzuca Dorna. Wyrok: Dezawuował osobę samego prezesa




- Nie będę próbował ani tworzyć żadnej nowej partii, ani przystępować do organizacji parapartyjnych, ani tworzyć koła. Pozostanę posłem niezrzeszonym - zapowiedział Dorn.

Zrelacjonował też przebieg dzisiejszych obrad w siedzibie PiS-u na Nowogrodzkiej. - Głosowanie wbrew mojemu apelowi było jawne, choć mogło być tajne - powiedział Dorn.

- Był jeden zarzut, o obrażanie członków partii, z dwoma przykładami: pierwsza egzemplifikacja to stwierdzenie ze stycznia o susłoizacji partii, egzemplifikacja druga - sformułowanie o dworze sułtana otoczonego przez eunuchów. W swoim wystąpieniu odrzuciłem te zarzuty: jeśli określenie z eunuchami to nawiązanie do zakorzenionej w filozofii politycznej koncepcji władzy patrymonialnej. Wyjaśniłem, że PiS przeszło przez ostatnie półtora roku niekorzystną ewolucję: od partii opartej na silnym przywództwie, na które było przyzwolenie społeczne, do takiej, w której prezes traktuje partię jak swoją własność, a jej członków - jak rzeczy. Czyli połączenie władzy politycznej i dysponowania własnością. Był to rozbudowany wywód poparty wieloma przykładami - mówił Dorn.

Dorn stwierdził też, że chciał wyjść po swoim wystąpieniu, ale Marek Suski zarzucił mu brak szacunku dla obecnych na sali. Jarosław Kaczyński, zaczynając swoje wystąpienie, stwierdził później drwiąco, że myślał, iż Dorna już na sali nie będzie.

"Nie ma żadnych reguł"



Dorn mówił, że przez ostatni rok próbował przeciwstawić się "dość wszechstronnemu kryzysowi partii". - Teraz też będę próbował przeciwstawić się mu przy bardzo małych możliwościach działania - zapowiedział.

Jak mówił, główny problem członków PiS-u to brak podstawowego bezpieczeństwa politycznego. Podał przykład Jacka Kurskiego - zawieszonego w zeszłym roku za wypowiedź o torebce Jolanty Szczypińskiej, później - przywróconego do łask w obliczu przedterminowych wyborów, gdy mógł się przydać. Kurski został następnie nawet awansowany - na członka Komitetu Politycznego PiS.

- To pokazuje, że nie ma żadnych reguł: z woli prezesa można jednego dnia zostać zawieszonym, a następnego - awansowanym i to bardzo, a to bardzo wysoko - podkreślił Dorn. Jak dodał, mówił wtedy Jarosławowi Kaczyńskiemu, że gdyby to od niego zależało, Kurski nie wszedłby do Komitetu Politycznego. - Już raz powiedziałem przed wyborami w 2007, że jeśli pan Kurski zostanie członkiem Komitetu Politycznego, to ja nie będę wiceprezesem. Bo pan Kurski jest, powiedzmy, przydatny do niektórych zadań, ale od tego do Komitetu Politycznego droga daleka. Nie słyszałem, by ktokolwiek w Platformie Obywatelskiej myślał o awansowaniu pana posła Palikota na członka Zarządu Głównego - zakończył Dorn.

Szacki: Czas indywidualistów w polityce minął