poniedziałek, 10 listopada 2008

Mieczysław Rakowski - człowiek, który zgasił PRL

Delegaci podjęli decyzję o rozwiązaniu PZPR, a XI zjazd przekształcił się w Kongres Założycielski nowej partii Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej (© PAP)

Polska Paulina Nowosielska, Joanna Ćwiek, Maciej Domagała

2008-11-10 08:46:23, aktualizacja: 2008-11-10 08:48:08

Był niejednoznaczną i barwną postacią PRL. Premier i ostatni I sekretarz PZPR. Oto sylwetka Mieczysława Rakowskiego.

Mieczysław Rakowski wypowiedział słynne słowa: "Sztandar wyprowadzić". - Nie ma wątpliwości, że to on zgasił światło za PRL. Porażkę przyjął po męsku. Wiedział, że wyrok historii jest ostateczny - wspomina prof. Wiesław Władyka, publicysta "Polityki". - Ale prawdą jest, że do końca życia nie potrafił strawić tej porażki. Że Polska nie pamięta jego zasług i nim gardzi.

- To był człowiek komunizmu, ale innego, i robił, co mógł, żeby swoją wizję spełnić. Z tego powodu często przeżywał upokorzenia w establishmencie partyjnym - dodaje Ryszard Bugaj, twórca Unii Pracy.

Sam Rakowski pytany o największe głupstwo swojego życia odpowiadał: "To było bez wątpienia zbyt późne zorientowanie się w potrzebie nawiązania ścisłych kontaktów z opozycją".

Według Bugaja Rakowski większą część swojego życia spędził w przedsionkach KC i bywał poniżany. - A kiedy wdrapał się na szczyt, to nie mógł zrozumieć, że nie jest traktowany przez - jego zadaniem - samozwańczych przywódców solidarnościowych po prostu po partnersku. Uważał, że należało mu się specjalne traktowanie - ocenia były poseł UP, dodając, że Rakowski był w pewnym momencie pośrednim ogniwem kontaktów ze środowiskiem opozycyjnym.

Pochodził z biednej chłopskiej rodziny i wszystko, do czego w życiu doszedł, zawdzięczał sobie i... partii. W czasie okupacji pracował jako tokarz w Poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Po wyzwoleniu wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, ukończył szkołę oficerów polityczno-wychowawczych w Łodzi i jako oficer polityczny służył do 1949 r. w wojsku i w organizacji Służba Polsce. Zaraz potem trafił do aparatu PZPR i znalazł się w Komitecie Centralnym. To był początek partyjnej kariery.

- PRL dał mu wykształcenie i awans i dlatego głęboko w niego wierzył. Chciał jednak, żeby to był socjalizm racjonalny. A to nie podobało się Moskwie. Z powodu buntu Rakowski był na krawędzi złamania własnej kariery - wspomina Stanisław Ciosek, były minister i członek KC PZPR, który współpracował z Rakowskim od 1982 r.

Z pewnością najbardziej pozytywny okres w życiu Rakowskiego rozpoczął się w 1958 r. i trwał właśnie do 1982 r. To wtedy kierował tygodnikiem "Polityka" i wyrobił sobie opinię partyjnego liberała. Pismo to w okresie PRL lansowało idee technokratyczne, co nieszczególnie podobało się rządzącemu w latach 60. Władysławowi Gomułce. W tym czasie Rakowski kilkakrotnie był zagrożony zwolnieniem ze stanowiska. Jego pozycja umocniła się jednak w latach 70., w okresie rządów Edwarda Gierka - został wtedy członkiem Komitetu Centralnego PZPR.

- Rakowski miał fenomenalny instynkt - wspomina prof. Władyka. - Zaczynał jako oficer polityczny i aparatczyk. Pochodził z rodziny chłopskiej. Brakowało mu inteligenckiej kindersztuby, ale miał talent. I nosa do ludzi. To on zatrudnił Kapuścińskiego, Wróblewskiego i Fikusa.

Był realistą. A jego słynne powiedzenie, które do dziś można usłyszeć w redakcji, brzmi: "Realia, panowie, realia" - czyli temat należy dostosować do sytuacji na zewnątrz. Tak by nie zaszkodzić gazecie. Pisać to, co jest możliwe w danych warunkach. Wiesław Władyka pamięta go jako wymagającego szefa, który "wielokrotnie wykrzykiwał na kolegiach od baranów".

"Polityka" za jego czasów była uważana za najbardziej liberalne i najżywiej redagowane pismo we wschodniej Europie. - To dlatego, że Rakowski nie bał się salonów. To on między innymi przeprowadził pierwszy wywiad z Johnem F. Kennedym dla prasy polskiej - wspomina Janusz Rolicki, który przez siedem lat był reporterem "Polityki".

- Znałem ludzi z Rosji i Czechosłowacji, którzy uczyli się języka polskiego tylko po to, by czytać to pismo - dodaje Andrzej Celiński, były wiceprzewodniczący SLD.

"Polityka" za czasów Rakowskiego była swoistym paradoksem historii. Gdy powstawała w 1957 r., miała być przedstawicielem zdrowej części aparatu, organu najbliższego KC. Jednak później stała się najbardziej liberalnym pismem. W marcu 1968 r. Rakowski miał ogromne problemy, bo "Polityka" stanęła jednoznacznie wobec "hecy moczarowskiej". - Zaczęto go pilnować, co w końcu doprowadziło do głośnego incydentu, kiedy Rakowski zauważył śledzących go agentów UB - opowiada Rolicki. - Podszedł do nich i zażądał legitymacji. Jako że był członkiem KC, nie mógł być inwigilowany bez wiedzy kierownictwa partii. Wykorzystał to i zrobiła się afera.

Przełomem w życiu Rakowskiego był moment, kiedy postanowił mocniej zaangażować się w sprawy partii. - Od samego początku miał ogromne trudności, bo był tam nielubiany. Przede wszystkim nie lubiła go Moskwa - mówi Celiński. - Nawiasem mówiąc, dostawaliśmy trochę informacji o tym, co się działo we władzy, właśnie od niego za pośrednictwem Jacka Kuronia. O tym nie mówiło się głośno, ale w momentach zwrotnych to on informował, co się naprawdę działo wewnątrz zamkniętych struktur partii.

W 1981 r. Rakowski "poszedł w górę". Objął stanowisko wicepremiera w rządzie gen. Jaruzelskiego i zaczął wycofywać się z działalności w "Polityce". - Moim zdaniem nie zrozumiał, że PRL się kończy, i nie pojął historycznych zmian - przekonuje Ryszard Bugaj.

- Był zwolennikiem wolnego rynku i transformacji, ale wiedział, że jeśli gwałtownie wzrośnie bezrobocie, to będzie wielki krzyk, a on nie miał parasola chroniącego go przed ludzkim gniewem - mówi Ciosek. - Dlatego wolał, by zmiany przeprowadzała Solidarność, która na transformację miała przyzwolenie społeczne.

Mieczysław Rakowski był wicepremierem do 1985 r. Od 27 września 1988 r. do 1 sierpnia 1989 r. był premierem. Zastąpił na stanowisku Zbigniewa Messnera. - Rząd Rakowskiego był gotowy zrobić każdą reformę, ale ze wsparciem ze strony wojska i SB - mówi Bugaj. - A on sam odegrał w końcu kluczową rolę przy rozwiązaniu Stoczni Gdańskiej. Tej decyzji nie da się w żaden sposób obronić w kategoriach ekonomicznych - to była decyzja polityczna.

Obrońcy premiera Rakowskiego przypominają jednak, że to za jego kadencji rozpoczęły się reformy gospodarcze, firmowane przez ministra przemysłu Mieczysława Wilczka, jedynego prywatnego przedsiębiorcę w rządach PRL. Ruszyły też reformy polityczne. Rozpoczęły się obrady w Magdalence zakończone podpisaniem porozumień Okrągłego Stołu, które wyznaczyły m.in. termin częściowo wolnych wyborów na 4 czerwca 1989 r.

W wyniku głosowania Rakowski znalazł się poza Sejmem, co było powodem dymisji jego rządu. Na odchodne wydał decyzję o urynkowieniu cen, która wzbudziła niechęć społeczeństwa. W lipcu 1989 r., po odejściu Jaruzelskiego z partii, Rakowski objął na krótko funkcję szefa PZPR. Doprowadził do jej rozwiązania w styczniu 1990 r. i przekształcenia w SdRP, której został szeregowym członkiem. Do historii przeszło jego ostatnie polecenie na ostatnim zjeździe PZPR: "Sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić!".

- Należał do tych ludzi PZPR, którzy doprowadzili do Okrągłego Stołu i oddania władzy. Dla niego była to pewnie klęska, bo był zwolennikiem reformy powolnej. Potem w jakimś sensie został ograny. Początkowo wahał się, czy nie zostać szefem nowej partii, ale tu ograł go Kwaśniewski ze swoimi ludźmi. I wtedy Rakowski się wycofał. Choć gdyby chciał, to w okresie sukcesów SLD bez trudu zostałby senatorem czy posłem - mówi Rolicki.

22 lipca 2006 r. na konferencji "Nie przepraszać za Polskę Ludową!" mówił: "Chcę zwrócić się do prawicy, jak i do tych dziennikarzy, politologów i historyków, którzy zajadle krytykują i zwalczają dorobek PRL. Kieruję to też do reszty społeczeństwa. Wszystkich tych chcę "przeprosić". ?Przepraszam? za tych komunistów, którzy zgodzili się na zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie; "przepraszam" za reformę rolną oczekiwaną przez pokolenia rolników; "przepraszam" za nacjonalizację przemysłu; "przepraszam" robotników za zlikwidowanie klasy kapitalistów" - wyliczał.

- Miał wielkie kompetencje polityczne, był znawcą polityki europejskiej, szczególnie niemieckiej - mówi Andrzej Celiński. - W ostatnich latach był jednak na marginesie. Również za sprawą SLD, które nie potrafiło lub nie chciało z jego wiedzy korzystać.

Mieczysław Rakowski zmarł w szpitalu. Cierpiał na nowotwór. Miał 82 lata.

Kurtyka zdradza szczegóły ekshumacji

IPN I KARD. DZIWISZ O ZBADANIU SZCZĄTKÓW GEN. SIKORSKIEGO

TVN24
- Ekshumacja generała Sikorskiego odbędzie się 25 listopada w godzinach porannych - powiedział szef IPN Janusz Kurtyka potwierdzając wcześniejsze nieoficjalne informacje TVN24. Jak podkreślił, to wspólne ustalenie kard. Stanisława Dziwisza i IPN-u.
"To ważna sprawa dla Polaków"
Janusz Kurtyka spotkał się w poniedziałek z kard. Dziwiszem, by ustalić szczegóły operacji wydobycia szczątków generała. - Po wydobyciu szczątki generała zostaną przewiezione do Instytutu Analiz Sądowych, gdzie szczegółowo przebadają je eksperci - powiedział Kurtyka dziennikarce TVN24 po rozmowie z kardynałem. Jak dodał, następnie szczątki generała w asyście wojska wrócą na Wawel, gdzie nastąpi uroczysta msza i ponowny pochówek.

Akcja odbędzie się 25 listopada we wczesnych godzinach porannych. Kurtyka zaznaczył też, że "techniczną" stroną wydobycia szczątków naczelnego wodza zajmie się wynajęta firma, która zapewni sarkofagowi bezpieczeństwo, a jednocześnie odpowiedni szacunek dla szczątek Sikorskiego. - Zapewniam, że wszystko jest dobrze zorganizowane. Ale nie chcę, by pracownicy tej firmy stali się bohaterami mediów. Tak będzie lepiej dla całej sprawy - zaznaczył.

Jak zginął generał?
Techniczną stroną ekshumacji zajmie się wynajęta firma, która zapewni sarkofagowi bezpieczeńswto, a jednocześnie odpowiedni szacunek dla zwłok Sikorskiego. Zapewniam, że wszystko jest dobrze zorganizowane. Ale nie chcę, by pracownicy tej firmy stali się bohaterami mediów.
Prezes IPN Janusz Kurtyka


Kurtyka powtórzył, że cała akcja ma na celu ustalenie, czy naczelny wódz zginął w wyniku katastrofy lotniczej, czy wcześniejszego zamachu. - Wokół tej kontrowersji powstało wiele spekulacji i naszym obowiązkiem jest te spekulacje przeciąć - mówi prezes IPNu. Na pytanie, dlaczego nie przeprowadzono ekshumacji wcześniej, gdy tylko ciało generała trafiło na Wawel, Kurtyka odpowiada: - Po prostu nikt o tym nie pomyślał, że takie badania mogą być bardzo ważne dla świadomości historycznej całego społeczeństwa. Polacy powinni mieć świadomość, że państwo zrobiło wszystko, by to wyjaśnić.

Podkreślił też, że wszystkie ustalenia zapadły w pełnym porozumieniu z kard. Stanisławem Dziwiszem.

"Jego śmierć to historyczna cezura"
Dariusz Baliszewski z TVN Discovery Historia o śmierci generała


Jak mówi historyk z Discovery TVN Historia, sprawa wyjaśnienia śmierci generała jest ważna dla całej Polski. - Śmierć generała to cezura historyczna, bo od tego momentu Polska przestała się liczyć na mapie świata. Dlatego ważne jest, by wyjaśnić, jak to się stało – podkreśla.

Przyznaje też, że sam opowiada się za tezą, że generał zginął w wyniku spisku. Jak dodaje jednak, nie można mieć pewności, że ekshumacja to potwierdzi. – Poznamy odpowiedź jeśli znajdziemy wyraźny ślad, bo nie wiadomo, w jakim stanie jest tkanka po 65 latach – zauważa.

Tajemnica śmierci generała
Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej wszczął śledztwo w sprawie... czytaj więcej »


Śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego katowicki IPN wszczął 3 września. Instytut uznał, że są przesłanki do postawienia hipotezy, iż Sikorski zginął w wyniku spisku. Wcześniej szczeciński oddział IPN odmawiał rozpoczęcia śledztwa uznając, że generał zginął w katastrofie, a nie w zamachu.

Postępowanie wszczęto „w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na sprowadzeniu niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze w celu pozbawienia życia premiera i naczelnego wodza".

Gen. Sikorski zginął w katastrofie lotniczej 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze, powracając z inspekcji wojsk na Środkowym Wschodzie. Przyczyn katastrofy samolotu Liberator, należącego do brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych, nie wyjaśniono do dziś. Niektórzy badacze uważają, że Sikorski zginął w wyniku spisku; inni uważają, że był to wypadek.

jk/iga

niedziela, 9 listopada 2008

Portret polityczny Mieczysława F. Rakowskiego

Piotr Osęka*

2008-11-09, ostatnia aktualizacja 2008-11-09 18:20

Zobacz powiększenie
 Fot. Piotr Bernaś / AG

Kariery politycznej nie zrobi - notował w 1968 roku Stefan Kisielewski po spotkaniu z Mieczysławem Rakowskim. - Polityk szuka sytuacji - a Rakowski szuka wartości. Ambitny, uparty - ale chyba nic z tego. Nie te czasy, nie ten ustrój

Zobacz powiekszenie
Fot. Igor Morye / AG
Mieczysław Rakowski w Centrum Multimedialnym Foksal w Warszawie w 2005 roku
Zobacz powiekszenie
Fot. Dariusz GORAJSKI/ AGZobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Wierzejski / AGZobacz powiekszenie
Fot. Piotr Bernao / AGZobacz powiekszenie
Fot. S3awomir Kaminski / AG
Mieczysław Rakowski i gen. Wojciech Jaruzelski na konferencji naukowej ''Stan wojenny XX lat później'' w 2001 roku
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Mieczysław Rakowski i Jolanta Kwaśniewska w 2002 roku w Warszawie
Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Miller / AG
Mieczysław Rakowski podczas ostatniego zjazdu PZPR w styczniu 1990 roku
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AGZobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AGZobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AGZobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Mieczysław Rakowski (w środku) rozmawia z Markiem Belką podczas III kongresu SLD w 2004 roku
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AGZobacz powiekszenie
Fot. SŁAWEK KAMINSKI
Mieczysław Rakowski
Zobacz powiekszenie
Fot. MACIEK ZIENKIEWICZ/ AGENCJA GAZE
Mieczysław Rakowski podczas pierwszej krajowej konwencji SLD na warszawskim Torwarze
Zobacz powiekszenie
Fot. KRZYSZTOF MILLERZobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Aleksander Kwaśniewski i Mieczysław Rakowski w 1997 roku
Zobacz powiekszenie
Fot. Piotr Bernaś / AG
Wydana w 1981 r. książka Mieczysława F. Rakowskiego "Rzeczpospolita na progu lat osiemdziesiątych" była najostrzejszą krytyką PRL-u sformułowaną publicznie przez komunistycznego dygnitarza. Rakowski, od 1964 r. zastępca członka i członek Komitetu Centralnego PZPR, pisał wprost o sprawach objętych dotąd tabu w oficjalnych mediach. Analizując słabości ustroju, wytykał m.in. "stałe zacieranie się granic kompetencji, podejmowanie przez instancje partyjne decyzji administracyjnych, zastępowanie, wyręczanie i dublowanie administracji państwowej".

Autor stawiał pod pręgierzem nie tylko ekipę Gierka - to było powszechne w ówczesnej propagandzie - ale też fundamentalne instytucje systemu. O cenzurze pisał: „Dopóki będzie istnieć, jej przełożeni zawsze będą się nią posługiwać, aby zapobiec publikowaniu informacji lub komentarzy, które ich zdaniem mogą w danej chwili zaszkodzić interesom państwa” - tyle że „pojęcie »interes państwa « jest rozciągliwe jak guma do żucia”; szerokie uprawnienia cenzury „są w czwartym dziesięcioleciu Polski Ludowej zjawiskiem wręcz żenującym”.

Po raz pierwszy w oficjalnym tekście pojawiła się nazwa Komitet Obrony Robotników oraz nazwiska Adama Michnika i Jacka Kuronia bez obowiązkowych dotąd inwektyw. Rakowski przyznawał, że siłą opozycji jest prężny ruch wydawniczy wygrywający konkurencję z koncesjonowanymi mediami: „autorzy tych publikacji stosują metodę bardzo skuteczną. Atakując partię lub też zasady ustrojowe, często posługują się przykładami wziętymi z życia, także z prasy oficjalnej, ale w odróżnieniu od niej stawiają kropki nad »i «; (...) wielu ludzi czeka właśnie na te kropki”.

Ukoronowaniem wywodu była teza, że opozycja "wrosła już głęboko w rzeczywistość polską i w związku z tym trzeba będzie ją tolerować jako zjawisko stałe. Powie ktoś, że taki rozwój wydarzeń jest niemożliwy? Szach Iranu też nie wyobrażał sobie, że lud, który powinien mu być wdzięczny za wyprowadzenie ze średniowiecznego zacofania w erę nowoczesności, przepędzi go z kraju. (...) Sytuacja może rozwinąć się w takim kierunku, iż zdławienie opozycji będzie możliwe tylko przez zastosowanie na szeroką skalę terroru. Ale czy jest to w ogóle możliwe?".

Dwa lata później Rakowski - już jako wicepremier w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego - podczas spotkania w Stoczni Gdańskiej powie o zdelegalizowanej "Solidarności": "Okres anarchii dobiegł końca. Nie spełniły się sny i marzenia kontrrewolucjonistów". Do oburzonych robotników będzie wykrzykiwał: "Niejeden z was krówki by pasał, gdyby nie ten system! (...) Dziś dajecie wspaniały przykład warcholstwa polskiego".

Nie najlepsza przyszłość mnie czeka

Od 1958 r., kiedy objął stanowisko naczelnego "Polityki", aż do rozwiązania PZPR, Rakowski systematycznie prowadził "Dzienniki polityczne" - w całości opublikowane między 1998 i 2005 r. Umieszczał w nich opinie, którymi zapewne wolał nie dzielić się z towarzyszami partyjnymi.

Z zapisków przebija głęboki sceptycyzm i rozczarowanie realnym socjalizmem, ale też ambicja, by go ulepszać, demokratyzować i zmieniać na miarę społecznych oczekiwań. O "Rzeczpospolitej na progu " pisał: "Książka jest odzwierciedleniem mojego idealizmu. Wyraża się on w przyjętym założeniu, że istnieje możliwość zreformowania systemu, a to coraz bardziej wydaje mi się nierealne. Musi on upaść, żeby na jego gruzach mogło powstać coś nowego".

Jak się wydaje, już na początku kariery stracił złudzenia co do wolności prasy w PRL-u. "Nachodzą mnie coraz częściej czarne myśli - notował w 1958 r. - Czy można być choćby w dziesięciu procentach niezależnym dziennikarzem? Czasem wydaje mi się, że jest to niemożliwe. Trzeba umieć gwałcić swą duszę".

Okres Gomułki - I sekretarza w latach 1956-70 - to dla "Polityki" i Rakowskiego trudny czas. Z kart "Dzienników" raz po raz przebija pesymistyczny ton. "Mam liczne dowody, że jestem obstawiony donosicielami, że cokolwiek powiem, natychmiast jest przekazywane dalej - czytamy w zapiskach z roku 1963. - Kiedy coś powiem, to jest źle, gdy nic nie mówię, też niedobrze. Nie wiem, jaka przyszłość mnie czeka. Obawiam się, że nie najlepsza".

Rok później w szczerości idzie jeszcze dalej: „Godzinny spacer z HK [Henryk Korotyński] i MH [Michał Hofman]. Obydwaj rozżaleni. Zwłaszcza MH. (...) Widać, że jemu też już to wszystko bardzo nadojeło [obrzydło]. W pewnej chwili, gdy mówiłem coś o komunistach, głośno wykrzyknął: »Przestańmy mówić o komunistach. Kto wie, czym jest komunizm i kogo można uważać za komunistę. Mówmy o sobie, że jesteśmy ludźmi chcącymi postępu. I to wszystko «. Nieraz już o tym myślałem. Ciężko jednak przyznać samemu przed sobą, że poniosło się porażkę”.

Rozczarowanie było zapewne tym boleśniejsze, że przyszło po okresie fascynacji nową rzeczywistością. "Była to typowa droga dla wielu ludzi mojego pokolenia - charakteryzował swą biografię w rozmowie z Dariuszem Szymczychą. - Wyzwolenie zastało mnie w Poznaniu. 24 lutego 1945 r. zgłosiłem się ochotniczo do Wojska Polskiego. Kierowałem się przede wszystkim (...) chęcią wzięcia odwetu na Niemcach za zamordowanie Ojca, za lata upokorzeń, jakich doznała moja rodzina wyrzucona przez okupanta z gospodarstwa rolnego. Skończyło się na dobrych chęciach, ponieważ skierowano mnie do szkoły, która kształciła oficerów polityczno-wychowawczych. Ukończyłem ją we wrześniu 1945 r. z pierwszą gwiazdką na ramieniu. Cóż to było za święto! Ja, wiejski chłopiec, po czterech klasach szkoły powszechnej, zostałem oficerem! (...) Czyż mogłem być obojętny wobec tych, którym miałem do zawdzięczenia tak wielki awans społeczny? I tak zaczęła się moja edukacja polityczna, która zawiodła mnie do marksizmu. Wpierw jednak fascynacja hasłami głoszonymi przez nową władzę. Ziemia dla chłopów, fabryki dla robotników, drzwi szkół wszelkiego typu otwarte dla dzieci chłopskich i robotniczych, to była wielka sprawa! (...) Byliśmy entuzjastami, wierzyliśmy, że los podarował nam wielką przygodę".

Do nagonki się nie włączę

Droga życiowa Rakowskiego nie jest typową ścieżką kariery peerelowskiego aparatczyka. Z wojska przechodzi do KC, gdzie przez kilka lat pracuje jako urzędnik. W 1952 r. porzuca pracę w aparacie i rozpoczyna studia w Instytucie Nauk Społecznych przy KC, które z tytułem doktora kończy w 1957 r. Stąd trafia do "Polityki", pisma wypełnionego wówczas nudną propagandą i mającego dopiero rozkwitnąć.

Nie sposób mówić o Rakowskim, nie wspominając o fenomenie tygodnika, którym kierował przez blisko ćwierć wieku. "Polityka" była zjawiskiem bez precedensu w bloku komunistycznym - oficjalnym pismem partyjnym, które potrafiło zdobyć się na teksty nowatorskie i krytyczne. Siłą tygodnika był dział zagraniczny, reportaże interwencyjne, analizy gospodarcze i społeczne, a także listy od czytelników drukowane - co stało się znakiem firmowym tygodnika - na pierwszej stronie.

Naturalnie o jego obliczu decydował zespół (należeli do niego m.in. Hanna Krall, Dariusz Fikus, Ryszard Kapuściński), jednak to Rakowski przyjmował na siebie rolę tarczy i piorunochronu, osłaniając dziennikarzy przed politycznymi burzami, które wybuchały po co bardziej kontrowersyjnych artykułach. Kilkakrotnie jego kariera zawisła na włosku. Raz nawet pozbawiony został stanowiska, jednak po kilku dniach Gomułka wycofał się z tej decyzji.

Okresem najcięższej próby był rok 1968, kiedy władze zażądały od redakcji przyłączenia się do "antysyjonistycznej" nagonki. Rakowski odmówił wydrukowania nadesłanego artykułu, a jego postawa w dużej mierze zdecydowała o tym, że pismo, jako jedno z niewielu w Marcu, zdobyło opinię "przyzwoitego".

W dzienniku zanotował: „Pojechałem do domu i zacząłem pisać list do Gomułki, wyjaśniający, dlaczego nie jestem w stanie wykonać polecenia kierownictwa partii. (...) Czekaliśmy w dużym napięciu na telefon od Kliszki [Zenon, najbliższy współpracownik Gomułki]. Na szczęście (...) zadzwonił ZK i powiedział: »Słuchajcie, postanowiliśmy nie drukować tego artykułu «. Podziękowałem mu serdecznie i po raz pierwszy od wielu lat popłakałem się. Mój mały syn, Artek, zawołał: Tatusiu, co ci jest? Był to dzień, który kosztował mnie więcej aniżeli kilka lat napiętej pracy. W tym dniu zrozumiałem nagle, że jest możliwe popełnienie samobójstwa z przyczyn politycznych”.

Kto na fali, kto w odstawce

"Kariery politycznej chyba nie zrobi, choć bardzo chce, a może właśnie dlatego - tak w 1968 r. opisał spotkanie z Rakowskim Stefan Kisielewski. - Przypomina mi się definicja, że polityk szuka przede wszystkim sytuacji - a Rakowski jednak szuka wartości. Ambitny bardzo, uparty - ale chyba nic z tego. Nie te czasy, nie ten ustrój".

Reformatorskie ambicje Rakowskiego istotnie nie miały szans na spełnienie. Aparat partyjny traktował go nieufnie: znajomość obcych języków, częste wyjazdy zagraniczne, kontakty z zachodnimi dziennikarzami i politykami (jego rozmówcami byli m.in. John F. Kennedy i Willy Brandt) czyniły go outsiderem wśród elity PZPR.

Przeszkodą nie do pokonania był też niechętny stosunek Moskwy. Gen. Witalij Pawłow, wieloletni przedstawiciel KGB przy polskim rządzie i nieformalny „drugi ambasador”, wspominał po latach: „Osoba Rakowskiego wywoływała alergię aparatu partyjnego PZPR i władz KPZR z powodu jego jawnie socjaldemokratycznych przekonań. Pracę doktorską (...) pisał w 1957 r. o socjaldemokracji w RFN, i owo socjaldemokratyczne odchylenie pozostało u niego do końca. Znajdowało to swój wyraz w linii politycznej kierowanej przez niego »Polityki «”; podróże Rakowskiego na Zachód „owocowały publikacjami prasowymi dalekimi od ortodoksji”.

W latach 70. naczelny "Polityki" cieszył się niekwestionowanym poparciem Edwarda Gierka forsującego politykę modernizacji kraju i otwarcia na świat zachodni. Ale mimo że pismo popierało nową ekipę, wpływ na realną politykę nadal pozostawał poza zasięgiem Rakowskiego. Choć w cichości liczył na stanowisko szefa Komitetu ds. Radia i Telewizji lub sekretarza KC ds. propagandy, musiał się zadowolić awansem na pełnego członka KC.

"Dzienniki", kapitalne źródło do poznania kulisów wewnątrzpartyjnych rozgrywek w 1968, 1970 i 1980 r., są też świadectwem rozdarcia, jakiego doświadczał ich autor. Rakowski wciąż zżymał się na aparat partyjny, jego ciasnotę intelektualną i bizantyjską czołobitność, ale jednocześnie trwał w tym świecie i uczestniczył w nieustającej grze o wpływy.

Znaczna część zapisków poświęcona jest analizowaniu własnej pozycji w strukturach partii. Rakowski skupiony jest na obserwowaniu aktualnych "notowań": zastanawia się, kto jest na fali, a kto właśnie poszedł "w odstawkę". Zbiera plotki na swój temat i roztrząsa ich znaczenie. Skrupulatnie notuje np., że premier zaprosił go na rozmowę, która trwała aż dwie godziny i upłynęła w sympatycznej atmosferze, a I sekretarz na oczach pozostałych członków KC poklepał go po ramieniu i wdał się w przyjacielską pogawędkę.

Sam przed sobą zastrzega, że nie chce tworzyć „opozycji w partii”. „Osobiście nie wróżę sobie zbyt długiej kariery - zanotował wiosną 1968 r. - Już bym zresztą rzucił w diabły »Politykę «, a także troskę o kraj, gdybym nie wiedział, że zostanę natychmiast podłączony pod grupę wichrzycieli, ich popleczników itp. (...) Nie chcę być opluty. Wolę już dostać kopniaka. Mój dramat polega z jednej strony na lojalności wobec Gomułki, a z drugiej na tym, że ja też uważam, iż to kierownictwo już dawno powinno odejść, z trzeciej zaś strony - metody używane przez »goryli « [zwolenników szefa MSW Mieczysława Moczara] budzą we mnie wstręt. (...) Przecież nie palnę sobie w łeb z tego powodu, że kilkunastu drani wyczynia nieprawdopodobne harce. Chcę przeżyć to wszystko (choć kto wie, jak długo jeszcze jest mi pisane żyć - dziś nie można wykluczyć sytuacji nieprawdopodobnych)”.

Żegnaj, partio

Dopiero propozycja objęcia stanowiska wicepremiera, złożona przez gen. Jaruzelskiego wiosną 1981 r., otworzyła przed Rakowskim pole do reformatorskich działań - jednak opinia publiczna miała się na nim zawieść. Znany liberał i orędownik dialogu społecznego wkrótce zmienił się w nieprzejednanego wroga „Solidarności”, a z czasem - zwolennika użycia siły i współautora stanu wojennego. W publicznych wystąpieniach wyrzekał na panujące w społeczeństwie „anarchistyczne pojmowanie wolności” i „zbiorową histerię”. W wywiadzie udzielonym „Polityce” w 1984 r. mówił: „Czy ktoś zdrów na umyśle mógł poważnie rozprawiać o gwarancjach »Solidarności « dla militarnych interesów ZSRR w Polsce? Czy człowiek trzymający się ziemi mógł poważnie zapewniać, że komunistom pozostawi się trzy resorty - MON, MSW i MSZ?”.

„U Jaruzelskiego wicepremierem politycznym został Rakowski, który chwilę przedtem udzielił »Życiu Warszawy « wywiadu zatytułowanego „Szanować partnera” - wspominał Adam Michnik w książce „Między Panem a Plebanem”, rozmowie rzece z Jackiem Żakowskim i ks. Józefem Tischnerem. - Wyłożył tam ofertę [porozumienia z „S”], z której potem nic nie wyszło. W każdym razie kiedy Rakowski obejmował tekę wicepremiera, postrzegałem go jako partnera rozmowy o Polsce. Tym bardziej gorzkie było moje rozczarowanie, kiedy tak szybko zamienił się w jastrzębia” 

Awans na członka Biura Politycznego, teka premiera, a wreszcie objęcie w 1989 r. po Jaruzelskim stanowiska I sekretarza przyszły, kiedy system zaczął się już rozpadać. Trudno nie dostrzec ironii w tym, że gdy wreszcie objął upragnione przywództwo w PZPR, pozostało mu już tylko złożyć ją do grobu. W styczniu 1990 r. na XI zjeździe jako ostatni szef partii podaje historyczną komendę: "Sztandar wyprowadzić".

Przygoda z władzą, zapoczątkowana w 1981 r., zmieniła światopogląd Rakowskiego - i pod wieloma względami tej optyce pozostał wierny do końca. Jego felietony w miesięczniku "Dziś" wypełnione były krytyką polityki wschodniej RP (podobno zbyt napastliwej wobec Kremla) i oskarżeniami kolejnych rządów o serwilizm wobec Ameryki. Ze szczególnym zacięciem bronił dobrego imienia PRL-u: Polska Ludowa "objęła w polskie władanie ziemie zachodnie", "dokonała industrializacji kraju i zlikwidowała analfabetyzm" oraz "zapewniła dostęp do szkół wyższych dzieci chłopskich i robotniczych".

Rakowski niemało miejsca poświęcał też transformacji ustrojowej i reformom Balcerowicza, którego oskarżał o "wprowadzenie żarłocznego XIX-wiecznego kapitalizmu" oraz stworzenie "biegunów biedy i nędzy". Jednak należy pamiętać, że słowa te wypowiadał były premier, który jako pierwszy podjął w gospodarce liberalne reformy: wprowadził swobodę działalności gospodarczej, zalegalizował obrót walutami, dopuścił do powstania pierwszych w PRL-u prywatnych banków. Krytykując po 1989 r. niepodległą Polskę, zdawał się nie dostrzegać własnego wkładu w jej narodziny.

*Piotr Osęka jest historykiem, adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN

Źródło: Gazeta Wyborcza