środa, 12 listopada 2008

Berlusconi: Tarcza w Polsce i Czechach to prowokacja

jas, PAP
2008-11-12, ostatnia aktualizacja 2008-11-12 23:38
Zobacz powiększenie
Humor Berlusconiego: w piątek ?strzelał? do rosyjskiej dziennikarki
Fot. ALESSANDRO BIANCHI REUTERS

Premier Włoch Silvio Berlusconi wyraził w środę opinię, że amerykańska tarcza antyrakietowa, której elementy mają zostać rozmieszczone w Polsce i Czechach, to "prowokacja" wobec Rosji.

Szef włoskiego rządu powiedział w tureckim Izmirze, że prowokacją jest również hipoteza przystąpienia Gruzji i Ukrainy do NATO. - Mówimy to szczerze, uważamy, że doszło do prowokacji wobec Federacji Rosyjskiej takich, jak projekt rozmieszczenia pocisków w Polsce i Republice Czeskiej - oświadczył Berlusconi, cytowany przez Ansę.

- Rosja odpowiedziała słowami, które w komentarzach administracji USA zostały uznane za aroganckie - zauważył. Przypomniał, że prezydent Dmitrij Miedwiediew w przemówieniu w Dumie Państwowej (niższej izbie rosyjskiego parlamentu) zapowiedział rozmieszczenie rakiet w - jak to ujął Berlusconi - "rosyjskiej enklawie na Bałkanach, w Kaliningradzie".

Według włoskiego premiera "postawienie naprzeciwko siebie dwóch arsenałów byłoby błędem, który mógłby doprowadzić do zniszczenia świata". - Trzeba powrócić do porozumienia z Pratica di Mare (z 2002 roku, w sprawie współpracy NATO i Rosji - red.) i przezwyciężyć straszliwe dekady zimnej wojny - stwierdził Silvio Berlusconi. Dodał, że właśnie z tego powodu zaangażował się, aby jak najszybciej doprowadzić do spotkania prezydenta Rosji z nowym prezydentem USA Barackiem Obamą.

Za prowokację wobec Moskwy premier Włoch uznał także uznanie niepodległości Kosowa oraz - jak to ujął - "przyspieszenie procesu wejścia Ukrainy i Gruzji do NATO".

wtorek, 11 listopada 2008

Wyroki śmierci za Bali wykonane

Maria Kruczkowska
2008-11-09, ostatnia aktualizacja 2008-11-09 23:05

Indonezja wykonała wyroki śmierci na zamachowcach z Bali, gdzie w 2002 r. zginęły dziesiątki zachodnich turystów. W ich rodzinnych wioskach tłum starł się z policją.

Zobacz powiekszenie
Fot. Itsuo Inouye / AP
Po zamachu z Bali masowo wyjeżdzają turyści
"Trójkę z Bali", czyli sprawców zamachu bombowego z 2002 r., stracono o północy z soboty na niedzielę. Skazani uśmiechali się i odmówili zakrycia oczu, zostali przywiązani do metalowych słupów wbitych w ziemię i rozstrzelani - podała wczoraj indonezyjska prokuratura.

Żaden ze skazanych nie wyraził skruchy. W wywiadzie dla Reutersa z ubiegłego roku mówili, że żałują jedynie, że od ich bomb zginęli niewinni muzułmanie. Indonezja już wcześniej zdążyła dobrze poznać ich twarze, bo przez ostatnie pięć lat wypowiadali się kilka razy w telewizji. Zawsze robili wrażenie zadowolonych i pewnych swych racji.

Ciała straceńców zabrały oczekujące w pobliżu więzienia dwa helikoptery, bo władze bały się tłumów fanatyków na drodze konduktu żałobnego. Obawy nie były płonne. Wczoraj we wschodniej części Jawy, w rodzinnych wioskach Amroziego, zwanego "roześmianym zabójcą", i Mukhlasa, setki ich sympatyków starły się z policją. - Ani jedna kropla krwi muzułmańskiej nie może zostać bezkarnie przelana - groził 26 letni Ganna, który przyjechał na pogrzeb z Dżakarty.

Pięć lat temu sąd indonezyjski uznał 33-letniego Imama Samudra, 43-letniego Mukhlasa i 42-letniego Amroziego, członków radykalnej organizacji islamskiej, za winnych podłożenia 12 października 2002 r. bomb, które wybuchły w dwóch nocnych klubach w kurorcie Kuta na Bali. Tamtego wieczoru w przepełnionych barach Paddy'ego i Sari rozpętało się piekło. Na wyspie nazwanej rajem na ziemi zginęły 202 osoby, w tym 88 z Australii. Wśród ofiar była dziennikarka "Gazety" Beata Pawlak.

W związku ze zbliżającą się egzekucją, zapowiadaną na początek miesiąca, w Indonezji podjęto nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. W czwartek w centrum Dżakarty defilowali radykałowie islamscy z okrzykiem "Allah akbar" i transparentem grożącym piekłem tym, którzy ośmielą się tknąć "męczenników". Było ich tylko stu, ale to wystarczyło, by stolica przypomniała sobie, że ostatni zamach bombowy pod ambasadą USA miał miejsce cztery lata temu.

- Większość z nas nie czuje radości, bo naszych bliskich już nie ma, ale na pewno ulgę, że nie musimy nadal uczestniczyć w tym całym cyrku - powiedział Australijczyk Trent Thompson, który stracił na Bali brata. "Cyrk" to pięć lat na rozpatrywanie odwołań obrońców i przekładanie terminu egzekucji, ostatnio z powodu ramadanu. Władze bały się, choć w Indonezji nie było od 2005 r. dużych zamachów bombowych i policja antyterrorystyczna działa lepiej.

Australia ostrzegła ponownie swych obywateli przed wyjazdami do Indonezji. Tym, którzy tam są, radzi, by omijali kurorty, plaże i bary.

Nawet rodziny ofiar bały się, że wykonanie wyroku tylko wzmocni islamski fanatyzm. - Kara śmierci pochodzi z XVIII wieku, mój brat był prawnikiem i byłby przeciw, lepiej im dać dożywocie - mówi 40-letnia architekt Susanna Miller.

Pod domami Amroziego i Mukhlasa we wschodniej części Jawy wywieszono transparent: "Za trzech skazanych 3000 nowych bojowników dżihadu". O męczeństwo w imię Allaha wzywał w tym tygodniu imam Abu Bakar Bashir, duchowy przywódca radykalnej organizacji muzułmańskiej Dżemaja Islamija. Zamachowcy z Bali byli jej członkami. Organizacja, której nazwa znaczy Wspólnota Wiernych, chce, by Indonezja weszła w przyszłości w skład szerszego kalifatu w Azji Południowo-Wschodniej. Bomby na Bali miały wystraszyć cudzoziemców z Indonezji.

Ale większość Indonezji, gdzie mieszka największa wspólnota muzułmańska świata, poparła egzekucję. - Jestem szczęśliwy - mówi Tumini, Indonezyjczyk, który pracował u Paddy'ego. - Trzeba wyplenić radykalizm islamski z korzeniami.

Nieuchwytny pozostaje główny sprawca zamachu z 2002 r. To Malaj Noordin Top, genialny konstruktor bomb, któremu przypisuje się też drugi zamach na Bali w 2005 r. i śmierć 20 cywilów, głównie obywateli indonezyjskich.

Gołota - Austin w Warszawie?

Jeśli leci się z kimś 20 godzin w jednym samolocie, trzeba coś robić. A jak na dodatek tym kimś jest Ray Austin, który zwycięstwem nad Andrzejem Gołotą otworzył sobie być może drogę do walki o tytuł mistrza świata, trzeba taką okazję wykorzystać.

Oczywiście, tematem numer jeden była jego walka z Polakiem i to, że Austin nie miałby problemu, by walczyć ze zdrowym Polakiem w Warszawie!

- Kiedy uwierzyłeś, że wygrałeś z Andrzejem Gołotą - po pierwszym nokdaunie już w trzeciej sekundzie walki?

- Nie, bo widziałem walki, w których Gołota się przewracał, wstawał i wygrywał przez nokaut. To bardzo groźny, silny zawodnik. Zobacz taśmę - walcząc jedną ręką o mało mnie nie położył na deski. Uwierzyłem, jak zaczął oglądać go lekarz, a po chwili zaczął pokazywać, że drugiej rundy nie będzie. Dopiero wtedy.

- Wiedziałeś, że coś z nim jest nie tak?

- Dopiero pod koniec rundy, chyba przed drugim nokdaunem. Zaczął się tak dziwnie poruszać po ringu, odwracał się bokiem. Myślałem w pierwszej chwili, że chce mnie w coś wciągnąć,może zmienić pozycję i zacząć walczyć z odwrotnej, ale tylko tak stał, więc go zacząłem atakować kombinacjami zaczynanymi od prawej. Każdy cios wchodził. Pod koniec się na mnie rzucił tak szybko, że nie zdążyłem zejść z linii ciosu i dostałem w głowę. Jakbym został w tym samym miejscu, albo chciał go trafić na kontrę, to mogło być bardzo źle, bo poczułem ten cios. Ale wiedziałem, że coś jest z Gołotą nie tak, bo chciał blokować moje ciosy prawą ręką i zaraz nią bić. To niemożliwe.

- Nie wierzysz w teorię spiskową i udawaną kontuzję?

- Bzdura, kompletna bzdura. To waga ciężka. Odsłaniał się, żeby dostać w szczękę? Samobójca to on nie jest. Jak się nie chce walczyć, to się nie wstaje z ringu i po zabawie. Albo robi się coś innego. Nie chcesz walczyć, bo nie chcesz dostawać łomotu, a nie nadstawiasz się na większy. Gołota dostał ode mnie raz, później miał kontuzję i nie ma co o tym mówić. Taki to sport.

- Jak każdy z bokserów walczących z Gołotą zacząłeś od natychmiastowych ataków, wiedząc, że to dla Polaka najtrudniejsze chwile. Specjalnie to przerabialiście?

- Ja zawsze tak zaczynam, bo chcę zobaczyć, jakie rywal ma jaja. Jak przetrwa i będzie się odgryzał przez rundę czy dwie, wiem, z kim mam do czynienia. Dlatego tak bardzo żałuję walki z Kliczką. Walczyłem jak osioł, a na dodatek go zlekceważyłem. Ale na początku zawsze atakuję, a na Gołotę miałem dodatkową motywację.

- Bo to jego najsłabsza strona?

- Nie. Straciłem w Chengdu, od przyjazdu z Cleveland, prawie siedem kilogramów, nie miałem takiej wagi chyba od 10 lat. Nie byłem pewny, jak wytrzymam pełnych 12 rund, ile będę miał energii. Niby dobrze się czułem, ale nie mam pojęcia, jak walczyłbym po siódmej, czy ósmej rundzie. Jakbym osłabł, a Gołota ciągle byłby na ringu, to by ze mnie zrobił miazgę. Nie było na co czekać, trzeba było walić.

- Wierzysz w to, że Gołota wróci po kontuzji na ring? Przyjąłbyś propozycje rewanżu w Warszawie, rodzinnym mieście Polaka?

- Od razu - możesz napisać, że nie ma żadnego problemu, bym miał rewanż w Polsce. Niech się najpierw wyleczy, to zawalczymy jesienią w Warszawie. Don się na pewno zgodzi. Ja lubię Polskę i wasze jedzenie.

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk, ASInfo

źródło informacji: ASInfo/INTERIA.PL