wtorek, 9 czerwca 2009

Dlaczego nie można zapisać domu w testamencie

Leszek Zabielski 09-06-2009, ostatnia aktualizacja 09-06-2009 16:00
Notariusz Leszek Zabielski, członek Krajowej Rady Notarialnej
źródło: Archiwum
Notariusz Leszek Zabielski, członek Krajowej Rady Notarialnej

Obywatele, którzy zasięgają porad prawnych przy okazji sporządzania testamentu, nie są w stanie pojąć, że ich wola ma się ograniczyć do wskazania ułamkowej części spadku, która przypadnie danemu spadkobiercy, zaś zapisanie w testamencie konkretnej rzeczy konkretnej osobie nie oznacza, że owa rzecz stanie się własnością tej osoby. I zupełnie nie mogą się pogodzić z myślą, że ich wyobrażenie co do sposobu podziału majątku spadkowego jest – z prawnego punktu widzenia – zupełnie obojętne.

Przez setki lat wola spadkodawcy wyrażona w testamencie była przesądzająca. Testator mógł w sposób drobiazgowy „rozpisać” swój majątek na rzecz ściśle oznaczonych zapisobierców, a ci stawali się – z dniem śmierci testatora – właścicielami oznaczonych rzeczy i praw.

Takie „życiowe” podejście do kwestii rozporządzania własnym majątkiem przewidywał Kodeks cywilny Napoleona: „rozporządzać majątkiem swoim pod tytułem darmym można tylko przez darowiznę między żyjącymi lub przez testament(...)” (art. 893). Art. 1014 kodeksu wskazywał jeszcze dosadniej, że „każdy zapis prosty i bezwarunkowy nadaje zapisobiercy od dnia śmierci testatora prawo do rzeczy zapisanej, prawo, które może przejść na jego spadkobierców lub następców”.

Trudno jednoznacznie ustalić, czy to dzięki obowiązywaniu Kodeksu Napoleona przez niemal 140 lat w niezmienionej formie, czy dlatego, że zaproponowane przez niego rozwiązania prawne odpowiadały społecznemu poczuciu sprawiedliwości, niemniej jednak 90 % obywateli RP jest przekonanych, że nadal spadkodawca ma prawo rozpisać swój majątek na poszczególnych spadkobierców. Innymi słowy – zdecydować komu przypadnie dom, komu mieszkanie, a komu samochód.

Tej stronie patronuje
[link=http://www.krn.org.pl]KRN[/link />

Niewątpliwie przytoczone przepisy Kodeksu Napoleona kontrastują z rozwiązaniami obowiązującego obecnie kodeksu cywilnego. Najbardziej niezrozumiały dla obywateli naszego Państwa jest przepis art. 1037 k.c., zgodnie z którym „dział spadku może nastąpić bądź na mocy umowy między wszystkimi spadkobiercami, bądź na mocy orzeczenia sądu na żądanie któregokolwiek ze spadkobierców”. Oznacza to, że sami spadkobiercy lub - jeśli nie dojdą do porozumienia - sąd, decydują komu przypadnie konkretna rzecz z majątku po zmarłym. Spadkodawca ma prawo jedynie wskazać w testamencie, w jakich udziałach wymienione osoby będą dziedziczyć majątek po nim. Można tylko poprzez tzw. zapis testamentowy zobowiązać spadkobierców, by przenieśli własność konkretnej rzeczy na konkretną osobę.

Obowiązujące dziś prawo spadkowe zostało stworzone z myślą o spadkach niewielkich i mało skomplikowanych. Tymczasem od wielu już lat spadki, które zostawiają po sobie obywatele polscy, obejmują znacznie więcej i znacznie droższych składników majątkowych: nieruchomości, papierów wartościowych, udziałów w spółkach, drogocennych kolekcji. Przede wszystkim jednak przepisy, które ograniczają wolność testowania są sprzeczne z zasadą ochrony własności i prawa dziedziczenia, zapisaną w art. 21 ust 1 i art. 64 Konstytucji RP.

Nieprzypadkowo (choć jest to sprzeczne z obecną systematyką prawa cywilnego) kodeks cywilny Napoleona mówił w jednym przepisie i o darowiźnie i o testamencie. Myśl ta powinna być wytyczną dla współczesnego ustawodawcy. Nie wolno ograniczać się tylko do zmian w prawie spadkowym. Prawo musi zatem przewidywać rozwiązania, które zaspokoją różne oczekiwania i stworzą możliwość szerokiego wyboru środków dla potencjalnych spadkodawców i darczyńców.

Chodzi tu o dwie niby bliskie sobie, a przecież zupełnie odmienne instytucje: zapis o skutku rzeczowym (legatum per vindicationem) i darowiznę na wypadek śmierci (donatio mortis causa). Pojawiają się nawet głosy, że legat (zapis) rzeczowy, a w jeszcze większym stopniu tzw. testament działowy, który – na wzór kodeksu Napoleona – spowoduje przejście własności rzeczy od razu na rzecz zapisobiercy, pozwolą osiągnąć te same cele, które realizuje darowizna na wypadek śmierci. Nie można takich głosów traktować poważnie – z powodu fundamentalnych, ustrojowych różnic między tymi instytucjami.

Darowizna na wypadek śmierci ma stanowić część systemu prawa zobowiązań. To oznacza, że będą miały do niej zastosowanie wszystkie przepisy ogólne księgi trzeciej k.c., w tym przepis art. 353, który stanowi, iż „zobowiązanie polega na tym, że wierzyciel może żądać od dłużnika świadczenia, a dłużnik powinien świadczenie spełnić”. Taka darowizna będzie umową zawierającą oświadczenie woli dwóch stron: darczyńcy i obdarowanego. Jej zawarcie oznacza powstanie stosunku obligacyjnego, ze wszystkimi tego skutkami. Jeżeli zatem swojemu dziecku podarowałem na wypadek śmierci nieruchomość, oznacza to, że wprawdzie nadal pozostaję jej właścicielem, ale jednocześnie nie mogę podjąć żadnych działań, które byłyby sprzeczne z istotą mojego zobowiązania. Nie mogę przede wszystkim na mocy jednostronnego oświadczenia woli zmienić już zawartej umowy – zupełnie tak samo, jak nie mogę na mocy jednostronnego oświadczenia rozwiązać umowy przedwstępnej.

Wprawdzie skutek rzeczowy (tzn. samo przeniesienie własności) jest odsunięty w czasie aż do dnia śmierci darczyńcy, ale nie oznacza to, że strony nie są związane węzłem prawnym; są, i to tak mocnym, jak tylko jest to możliwe na gruncie kodeksu cywilnego. Właśnie dlatego właściciel (darczyńca) nie będzie mógł swoją rzeczą rozporządzać niwelując przez to uprawnienia obdarowanego. Ten zakaz rozporządzenia własną rzeczą nie jest jednak sprzeczny z Konstytucją, gdyż jego źródłem nie jest norma prawa publicznego, a wola darczyńcy, który sam rezygnuje z części uprawnień przysługujących mu jako właścicielowi.Tymczasem instytucja zapisu o skutku rzeczowym to część prawa spadkowego. Istotą tego prawa jest nieograniczona zdolność testowania, która wyraża się między innymi w możliwości odwołania w każdej chwili zarówno całego testamentu, jak i jego poszczególnych postanowień. Testament jest zatem jednostronnym aktem woli danej osoby. Nie powstaje tu żaden stosunek prawny, spadkobiercy (nie mówiąc już o zapisobiercy) nie przysługuje względem spadkodawcy żadne roszczenie.

Jeżeli zatem nieruchomość z naszego przykładu zapiszę swojemu dziecku w testamencie (mówimy tu o proponowanej dopiero instytucji zapisu o skutku rzeczowym), to sytuacja jest diametralnie inna, choć zamiar podobny: dziecko ma stać się właścicielem z chwilą mojej śmierci. Taki zapis mogę bowiem w każdej chwili zmienić – nie tylko nie wskazując powodów takiej zmiany, ale nawet nie informując dziecka o zmianie swojej decyzji.

Jak zatem widać, skutki prawne są zupełnie inne niż przy darowiźnie na wypadek śmierci. Nie sposób przesądzić, która z instytucji mogłaby lepiej realizować zamiary osób chcących rozporządzić swoimi majątkami w obliczu śmierci, ponieważ żadna z nich nie jest lepsza od drugiej – są inne. Nie sposób ich porównywać, gdyż należą do dwóch zupełnie odmiennych porządków prawnych. Można oczywiście podnosić wady każdej z nich.

Darowiźnie na wypadek śmierci zarzuca się przykładowo możliwość pokrzywdzenia wierzycieli spadku. Jest to jednak argument tylko teoretyczny. Jeżeli uświadomimy sobie bowiem, że poprzez szereg zwykłych darowizn dokonanych na przysłowiowe pół godziny przed śmiercią darczyńca może spowodować, że w masie spadkowej nie pozostaną żadne aktywa, to musimy stwierdzić, że obecny k.c. zupełnie nie chroni wierzycieli spadku. Nietrafione są także zarzuty obejścia przepisów o dziedziczeniu – wystarczy wszak zapisać w nowelizacji, wzorem przedwojennego kodeksu zobowiązań, że przedmiotem darowizny na wypadek śmierci nie może być zbycie całości lub części majątku przyszłego.

Moim zdaniem należy dążyć do wprowadzenia do polskiego systemu prawa prywatnego obu tych instytucji. Dzięki swoim odrębnościom mogą się doskonale uzupełniać, przez co oddadzą w ręce obywateli klucze otwierające drzwi tych sfer prawa prywatnego, które mimo upływu dwudziestu lat od zmiany systemu politycznego w naszym kraju pozostają zamknięte.

not. Leszek Zabielski

Testament – oświadczenie woli o rozporządzeniu własnym majątkiem na wypadek śmierci

Testator – osoba sporządzająca testament

Zapis – testamentowe oświadczenie woli, na mocy którego testator zobowiązuje spadkobiercę do spełnienia określonego świadczenia majątkowego na rzecz konkretnej osoby – zapisobiercy. Zapis może być uczyniony pod warunkiem lub z zastrzeżeniem terminu.

Zapisobierca – osoba, na rzecz której ma być spełniony zapis. Z chwilą śmierci testatora zapisobierca uzyskuje prawo do żądania od spadkobiercy wykonania zapisu

ROL

Co zrobić żeby student został przeniesiony do rezerwy?

Piotr Rola 09-06-2009, ostatnia aktualizacja 09-06-2009 12:15

Jestem tegorocznym maturzystą i mam zamiar rozpocząć w tym roku studia. Mam odroczenie służby wojskowej do kwietnia i nie wiem czy mam zgłosić się do WKU z zaświadczeniem o kontynuowaniu nauki? Czy powinienem zgłosić się z prośbą o przeniesienie do rezerwy wojskowej? Jakie dokumenty należy złożyć na studia i jaki jest na to ostateczny termin?

Zgodnie z ustawą o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej z 9 stycznia 2009 r. zamiast poboru mamy kwalifikację wojskową. Obejmuje ona:

- założenie ewidencji wojskowej,

- orzeczenie o zdolności do czynnej służby wojskowej oraz

- wydanie osobom podlegającym stawiennictwu do kwalifikacji wojskowych dokumentów osobistych (książeczek wojskowych).

Na tej podstawie stosunek do służby wojskowej jest uregulowany przez przeniesienie do rezerwy bez odbywania czynnej służby wojskowej.

Czytelnik został już przeniesiony do rezerwy. Samo przeniesienie nastąpiło z urzędu i nie wymagało jego osobistego udziału. Trzeba natomiast stawić się do wojskowego komendanta uzupełnień właściwego według miejsca zameldowania, żeby uzyskać wpis w książeczce wojskowej o przeniesieniu do rezerwy.

Wraz z przeniesieniem do rezerwy czytelnik został z urzędu mianowany na szeregowego.

Jeżeli chodzi o dokumenty na studia i terminy ich składania, to każda uczelnia ma odrębne ustalenia, dlatego najlepiej skorzystać ze strony internetowej uczelni na której chcielibyśmy studiować.

"Rz" Online

Młodzieńcze szaleństwa Władysława IV

wtorek, 09 wrzesień 2008

ImageZajęci przygotowaniami do Dnia Władysława III Warneńczyka, na którego homoseksualizm mamy wątły dowód w postaci jedynego zapisu u Długosza, nie zapominajmy o następnym w numeracji naszym królu noszącym to imię - Władysławie IV Wazie, którego 360. rocznica śmierci minęła w maju. Jego młodzieńcze upodobanie do przystojnych rówieśników zostało zaświadczone znacznie obszerniej w źródłach z epoki i trafiło do poważnych opracowań historycznych. Poważnych, czyli, jak łatwo zgadnąć, nie ma o tym ani słowa w Wikipedii, choć poświęcone Władysławowi IV hasło zajmuje kilka ekranów. Stwierdza się tam tylko, że w życiu osobistym król nie zaznał szczęścia i długo zwlekał z zawarciem małżeństwa

Uzupełniamy ten rażący brak. Historię miłosnego trójkąta: Waza-Kazanowski-Ossoliński przypominają: filolog klasyczny i znawca dziejów powszechnych Carpentarius oraz historyk a nasz drogi kolega Sergiusz Wróblewski.

Skoro już mamy szturmować katedrę wawelską i obsypywać kwiatami symboliczny zaledwie grób Warneńczyka, połóżmy (za jedną fatygą) choć małą wiązankę na znajdującym się tuż obok grobie Wazy, naprawdę kryjącym jego szczątki (pozbawione tylko serca, które trafiło do katedry wileńskiej).

Image

Władysław jako dziesięcioletnie pacholę

* * *

Gdy w 1617 r., tuż przed wyprawą królewicza Władysława na Moskwę, Jerzy Ossoliński, późniejszy Kanclerz Wielki Koronny, podejmował służbę na dworze młodego Wazy, natknął się w otoczeniu królewicza na człowieka, o którym wiele i zawsze z niechęcią pisze w swojej autobiografii. Był to niejaki Stanisław Kazanowski, urodzony w tym samym co oni, 1597 roku. Wszyscy trzej mieli więc w czasie wyprawy po 22 lata. Polski historyk Ludwik Kubala („Jerzy Ossoliński", 1883,1924) opisując rywalizację obu dworaków o łaski królewicza, jakby mimochodem, z iście dziewiętnastowieczną naiwnością (ale kto wie?), rzuca ciekawe światło na stosunek łączący młodego Władysława z jego rówieśnikiem Kazanowskim. Oto, co pisze m.in.:

Ten młody człowiek... złączony był już od dawna ścisłą przyjaźnią z królewiczem. Wychowali się razem i kochali się jak bracia. Wybierając się na wyprawę moskiewską, królewicz wyprosił, a raczej wymógł na ojcu, że dano mu przyjaciela do pokoju i do jego sypialni. Było coś cygańskiego w tym młodzieńcu. Czarne kręcone włosy, śniada cera, lubieżnie wyrzucone usta, uśmiech dwoma rzędami pereł ozdobiony, wielkie i niespokojne oczy, ruchy kocie, przymilające się, gdy się chciał komuś podobać, a pełne leniwej pogardy, kiedy kogo lekceważył. Mienił się jak brylant w różne kolory: raz był uprzejmy i miękki, to znów szorstki w obejściu, raz żywy, dowcipny i pełen niewyczerpanych pomysłów, to znów leniwy i śpiący; raz bojaźliwy i grzeczny, to znów zuchwały i gbur - jak mu było wygodnie. Kochał swego królewskiego przyjaciela, nie miał wielkiej ambicji, lubił przepych i zabawy, a pewny wzajemności Władysława, drwił sobie z Ossolińskiego, z senatorów i komisarzy Rzeczypospolitej, którzy go za złego ducha młodego pana uważali. Kasztelan bełzki mówiąc o nim, powtarzał wiersze z Pastor Fido:

O villano indiscreto e importuno, Mezzo uomo, mezza capra e tutto bestia!

Sam Ossoliński we wspomnianej autobiografii (obejmującej pierwszych 25 lat jego życia) przyznaje, że królewicz i Kazanowski często i jego przyjmowali wieczorami w swojej sypialni rozkazawszy odźwiernym, aby nikogo nie wpuszczali, co dało pozór do nader krzywdzących podejrzeń, jakoby nie sami tylko w sypialni się znajdowali. „Podejrzenia" miały zapewne dotyczyć rzekomej obecności tam jakichś kobiet. Myślę, że w tym sensie były to rzeczywiście podejrzenia krzywdzące. Bez ogródek (w sporze o ordynację pułków) wyraził się o Kazanowskim Chodkiewicz: Dopiero teraz widzę, co mi wszyscy powiadają, że królewicz z kochankiem swoim gorzałkę sobie podpija.

W październiku 1618 roku, już pod Moskwą, w Tuczynie, Ossoliński naocznie przekonał się o uczuciu, jakim Władysław darzył Kazanowskiego. Faworyt - pisze Kubala - zachorował śmiertelnie i zwątpiwszy o życiu, polecił na swe miejsce brata swojego Adama, którego królewicz dotąd jak diabła nienawidził i przyjąć żadną miarą nie chciał. Królewicz przyjaciela swego w czasie tej plugawej choroby sam pilnował, po całych dniach i nocach przy nim siedział w nieznośnym fetorze, za zdrowie jego do Loretu wota posyłał i w szarej sukni zarówno z nim samym chodził. Patrząc na tę serdeczną miłość, której dotychczas w zaślepieniu swoim nie dostrzegł, spuścił Jerzy trochę ze swoich ambitnych planów, jak się sam naiwnie wyraża: „Jam też w tej chorobie, chcąc zwyciężyć serce tego głupiego człowieka i niezmyśloną chęć do jego przyjaźni okazać, jakem jeno mógł i umiał, usługiwał i wygadzał, co on wówczas wdzięcznie przyjmował. Ale nie długo była, po staremu i pańska łaska, i kochankowa przyjaźń".

Stanisław ostatecznie wyszedł z choroby i choć oczywiście na demonstrowanie tak jawnej zażyłości z urodziwym młodzieńcem przyszły monarcha nie mógł zbyt długo pozwalać, przyjaźń pozostała i rozgałęziona rodzina Kazanowskich, a zwłaszcza brat Stanisława, Adam, nieraz ją wykorzystywali.

Carpentarius

Image

Władysław w okresie omawianych wydarzeń

* * *

Miał przy sobie królewicz Łętowskiego Pokojowego, od króla przydanego, który przy nim powinien sypiać zawsze i być świadkiem jego obyczajów. Mając moc ostrzegania go w tym, co na jego nieprzystało... Jerzy Ossoliński życzył sobie jego miejsce zastąpić, ale go w tym przesadził Stanisław Kazanowski, ponieważ królewicz miał zdawna wielkie w nim upodobanie.

Tak pisał w życiorysie Jerzego Ossolińskiego jezuita Franciszek Bohomolec w roku 1777. Jest to jednak tylko wstęp do opowieści o wielkim romansie dwóch młodych mężczyzn, z których jeden w przyszłości miał zostać królem Polski.

Władysław Waza wybierając się na wyprawę przeciw Rosji w 1617 roku uzyskał od swojego ojca błogosławieństwo na drogę. Radość starego króla ustępowała jednak dość szybko miejsca trosce pojawiającej się regularnie po odebraniu poczty z obozu wojennego. Najprawdopodobniej w korespondencji znajdowały się bowiem donosy na rozwiązłe życie syna JKM. O donosicielstwo powodowane zazdrością oskarżano początkowo właśnie młodego Ossolińskiego, ale praktycznie mógł nim być każdy z regimentarzy przydanych królewiczowi. Również raporty hetmana Chodkiewicza nie dodawały królowi otuchy. Zygmunt III Waza król arcykatolicki, król-jezuita, przywódca kontrreformacji w Europie Środkowo-Wschodniej, pretendent do tronu carów, oraz jego syn Władysław, młody, piękny - homoseksualny?

Problem homoseksualizmu w polskiej literaturze tego okresu nie istnieje. Polska - szlachecka świadomość nie przyjmowała faktu istnienia takiej inności.

Tymczasem obóz Władysława IV stał się uczestnikiem najbardziej niespotykanych zdarzeń w historii polskiego homoerotyzmu. W otoczeniu królewicza jawnie toczono spory o to, kto zostanie jego kochankiem. Jednym z pretendentów był Jerzy Ossoliński przyszły kanclerz koronny, który był młodzieńcem niezwykłej piękności. Był on tłumaczem tekstów z języka niemieckiego i jednym z pokojowych królewicza. Król wybrał jednak na swojego towarzysza Stanisława Kazanowskiego chłopca o czarnych kręconych włosach, śniadej cerze, pięknych perłowych zębach oraz dużych niespokojnych oczach. Zawiedziony w swych oczekiwaniach Ossoliński usiłował pocieszyć się wojewodzicem lubelskim Jakubem Sobieskim, ojcem Jana III. Do końca wyprawy pozostali już razem. Zanim Ossoliński został definitywnie odsunięty od boku Władysława, miał szansę stać się faworytem królewicza. W liście do ojca z 1 maja 1617 roku pisał:

Stał królewicz w Dworze i pokojach Biskupich, łożnica w ostatnim pokoju była, z którego szedł ganek kryty ku Kościołowi, a z niego schody i drzwi za mur zamkowy nad rzekę. Więc, że się w łożnicy swojej ze mną, a z Kazanowskim, najczęściej królewicz bawił, rozkazawszy odźwiernym, aby nikogo inszego nie puszczali, wzięli stąd podejrzenie Komisarze i insi Dworzanie, że na wszeteczeństwie ten czas królewicz trawi, a że my przez one sekretne drogi, jemu do takowej zabawy posługujemy.

W innym znowu miejscu pisze, jak to Władysław obejmował go i wspierał się na nim, kiedy ten czytał mu listy. Czynił to zaś „z wielkim okazywaniem miłości". Kiedy po obozie gruchnęła plotka, Ossoliński uniósł się honorem i postanowił nie przebywać sam na sam z królem. Sytuację tę wykorzystał Kazanowski, ukazując jego pychę, butę i niewdzięczność. Od tego czasu Kazanowski uzyskał praktycznie nieograniczony wpływ na młodego króla i drwił sobie z senatorów oraz komisarzy Rzeczypospolitej.

Przyglądając się takiej sytuacji w obozie, hetman Chodkiewicz, jeden z największych wodzów w polskiej historii, początkowo wpadł w furię, a potem ciężko się rozchorował.

Rozchorował się także Kazanowski. W czasie tej ciężkiej choroby Władysław osobiście doglądał swego „kochanka", a zapomniawszy o sprawach państwa i interesach publicznych siedział przy nim dzień i noc w obrzydliwym smrodzie. Wota do Loretu o jego zdrowie posyłał i obiecał chodzić w szarzyźnie.

Przerażony swoim stanem zdrowia Stanisław wybłagał u Władysława, aby jego miejsce zajął młodszy brat Adam. Król początkowo nie chciał go przyjąć, ale później, jak pisze Bohomolec, tak się w Adamie zatopił, iż o Stanisławie całkiem zapomniał.

Tak kończy się wielki romans polskiego króla, a jednocześnie zaczyna nowy z Adamem, którego kochał już do końca życia, obdarowując najwyższymi urzędami państwowymi i najbogatszymi starostwami.

Sergiusz Wróblewski