piątek, 7 sierpnia 2009

Półfinał znów nie dla Agnieszki Radwańskiej

2009-08-08, ostatnia aktualizacja 2009-08-08 00:16

Rumunka Sorana Cirstea zatrzymała Agnieszkę Radwańską w Los Angeles. Polka już po raz ósmy w sezonie nie zdołała pokonać bariery ćwierćfinału w turnieju WTA

Radwańska - Cirstea
Fot. Chris Pizzello AP
Radwańska - Cirstea
Cirstea pokonała wczoraj Radwańską 7:6 (7-4), 1:6, 7:5 po dramatycznym, trwającym 2 godz. i 30 minut spotkaniu.

Polka była zdecydowaną faworytką. Nie tylko dlatego, że jest wyżej w rankingu WTA od Rumunki (na 13. miejscu, rywalka na 28.), ale przede wszystkim dlatego, że dokładnie tydzień temu w Stanford rozbiła 19-latkę z Bukaresztu 6:0, 6:1.

Tym razem Cirstea zagrała jednak znacznie lepiej. Słynny holenderski trener Sven Groenefeld, który doradza jej w ramach kontraktu z Adidasem, świetnie ustawił ją na ten pojedynek. Rumunka ciągle posyłała długie, mocne piłki pod linię końcową i z maniakalnym wręcz uporem atakowała słaby drugi serwis Polki. Radwańska w drugim secie przeważała, ale pierwszą i trzecią partię przegrała po zaciętej walce.

Końcówka była niezwykle dramatyczna. Polka prowadziła w trzecim secie 5:4 i miała własny serwis. Od zwycięstwa dzieliły ją raptem dwie piłki, ale nie zdołała pokonać dobrze grającej Rumunki, która wiosną była w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. Chwilę potem z kortu powiało grozą - wydawało się, że Radwańska skręciła kostkę. Polka zacisnęła jednak zęby i broniąc dwa meczbole walczyła do końca. Zabrakło jej jednak sił i nieco chłodnej głowy, by uporać się z Cirsteą.

- To wszystko przez nerwy. Spokojnie, zagraj jej kilka płaskich piłek i skoncentruj się na serwisie. Jeśli przegrasz ten mecz, przecież nic się nie stanie. Świat się nie skończy - uspokajał Agnieszkę jej tata i trener Robert, korzystając w końcówce z tzw. coachingu. - Ale ona gra lepszy return! - odpowiedziała zrezygnowana Radwańska.

Po odpadnięciu Dinary Safiny (nr 1 na świecie) z Chinką Zheng, Agnieszka była najwyżej rozstawiona w swojej połówce. Do wczoraj w Kalifornii wiodło jej się świetnie - w 1/8 finału ograła 6:3, 6:2 Rosjankę Annę Czakwetadze (WTA 54). Na pierwszy w sezonie półfinał musi jednak poczekać.

Dobrze w Los Angeles grała też 18-letnia Urszula (WTA 71), młodsza siostra Agnieszki, która w 1/8 finału wygrała z Na Li (WTA 17) walkowerem. Chinka wycofała się z powodu kontuzji kolana przed spotkaniem. Młodszej siostrze pomogło tego dnia szczęście, ale w poprzednich rundach zagrała świetnie. Ograła m.in. półfinalistkę Rolanda Garrosa - Słowaczkę Dominikę Cibulkovą (WTA 16).

Kalifornia w jakiś tajemniczy sposób do tej pory wydobywała z sióstr Radwańskich najlepszy tenis. To jedyne miejsce, gdzie obie grały dobrze w tym samym czasie. W marcu wśród kaktusów pustynnego Indian Wells Agnieszka i Urszula też grały w ćwierćfinałach. Dla młodszej siostry był to najlepszy turniej w karierze. - Pasują im piłki, korty, pogoda też ma znaczenie, bo jest sucho i gra się szybko. Do tego dochodzi fajna atmosfera, bo na trybunach bardzo mocno wspiera nas Polonia - opowiadał dwa dni temu Radwański.

Urszula grała w nocy o półfinał ze słynną Marią Szarapową. Po Los Angles Radwańskie zagrają w Cincinnati, Toronto i być może New Haven. Wielkoszlemowy US Open rusza 31 sierpnia.

środa, 5 sierpnia 2009

1968, czyli polski czołg w czeskiej knajpie

Jarosław Kałucki 05-08-2009, ostatnia aktualizacja 05-08-2009 11:19

To pierwszy film o bolesnym fragmencie polsko — czeskich relacji. Ale inwazja na Czechosłowację pokazana jest w komediowej konwencji. Zrealizował go polski reżyser Jacek Głomb, który w swym filmowym debiucie przeniósł wystawianą dwa lata temu sztukę na duży ekran.

„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”
„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”
„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”

- To polsko-czeska komedia — podkreślali zgodnie twórcy i aktorzy występujący w „Operacji Dunaj” przed polską premierą, która odbyła się w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku. Reżyser uważa to miejsce za symboliczne. — To właśnie tędy Ludowe Wojsko Polskie jechało w 1968 roku na Czechosłowację — mówił przed pokazem.

Jeden z czołgów miał się wówczas odłączyć od kolumny i zaginąć. Anegdota stała się pretekstem do dopisania dalszego ciągu. W „Operacji Dunaj” polscy żołnierze czołgiem T-34 „Biedronka” uderzają w ścianę i wjeżdżają do czeskiej gospody. I tu natychmiast zderzają się stereotypy myślenia Polaków o Czechach i odwrotnie, choć w ciągu kilkudniowego pobytu ulegają one weryfikacji. Czesi przestają być do bólu praktyczni, a z Polaków schodzi po części ułańska fantazja. Tylko Rosjanie w filmie pozostają tymi samymi brutalami i pijakami. Jak w znanym w wielu wersjach dowcipie o Polaku, Rusku i — w tym wypadku Czechu — są na straconej pozycji.

Jacek Głomb wybrał komediową konwencję, bowiem uważa, że Polacy rzadko próbują przedstawiać w ten sposób własną historię.

— Wstydzę się za to, co zrobiliśmy w 1968, ale nie zamierzam przepraszać za Jaruzelskiego — wyjaśniał opowiadając dlaczego zdecydował się właśnie na komedię. — To nie jest film historyczny ani rozrachunkowy.

— Dobrze, że o trudnych sprawach mówimy w taki właśnie sposób — mówił „Rz” Zbigniew Zamachowski (poszukujący czołgu kapitan Grążel). Komedia to lekkość i dystans a „Operaja Dunaj” jest pokazaniem inwazji z ludzkiej perspektywy, z dala od wielkiej polityki. Film nie mówi wprost o tych wydarzeniach, dlatego nie był dla mnie ani trudniejszy niż inne, ani wyjątkowy.

Groza inwazji na Czechosłowację przedstawiona jest w kilku zaledwie scenach. Filmowa opowieść o zwykłych ludziach w peryferyjnym czeskim miasteczku, którzy wyplątują się z absurdalnej sytuacji, w jakiej znaleźli się nie ze swojej winy. Film jest kaskadą gagów, zabawnych dialogów, charakterystycznych dla polskich i czeskich komedii, odniesień do wojennych sitcomów, jak choćby „Allo, Allo”, klimatycznych filmów Kusturicy czy „Czterech pancernych”.

„Operacja Dunaj” przez polską publiczność została nagrodzona długimi brawami. Ale czeskie aktorki, Petra Capkova grająca energiczną patriotkę odnoszącą się z niechęcią do najeźdźców, jak i Monika Zoubkova, filmowa Helenka, zakochana od pierwszego wejrzenia w polskim kapralu (Przemysław Bluszcz) nie są pewne, czy równie dobrze film zostanie przyjęty w ich kraju. — Nie ma takich Czechów, jak w tym filmie — twierdzą zgodnie. Nie uważają natomiast, by problemem była konwencja, w jakiej przedstawiono wydarzenia z 1968 roku.

Pierwsze reakcje u południowych sąsiadów są zróżnicowane. O ile reżyser i producent filmu, Włodzimierz Niderhaus, mówią o zaskakująco ciepłym przyjęciu na pokazach w Karlovych Varach i Pisku, to jednak „Lidove Nowiny”, największy czeski dziennik w recenzji podał, że obraz przypomina ospałą sielankę a absurdalna w założeniu historia jest w gruncie rzeczy filmem o niczym.

Obaw nie miał Maciej Stuhr (w filmie student, wyrzucony po Marcu'68 z uczelni i przymusowo wcielonego do armi). - Rolą artysty jest mówić i o tych epizodach w historii, które chluby nam nie przyniosły. Jadąc na zdjęcia liczyłem na czeską autoironię — mówił „Rz” Stuhr. — Ona pozwala spojrzeć na te wydarzenia z większym dystansem, niż gdyby komediowa opowieść odnosiła się do podobnych wydarzeń w Polsce. To w Czechach powstał film „Musimy sobie pomagać” mówiący o przebaczeniu konfidentom — zauważył aktor. — Nie zawiodłem się. Ten film zapamiętam głównie dzięki współpracy z przyjaciółmi zza południowej granicy.

Głomb twierdzi, że film został wręcz wydyskutowany w trakcie kręcenia go w Karpnikach pod Jelenią Górą. W 17-osobowej obsadzie występuje 9 aktorów czeskich. — To nie listek figowy, Jiri Menzel, który początkowo zadeklarował tylko opiekę artystyczną, zdecydował się na zagranie jednej z głównych ról — mówi producent „Operacji Dunaj”. Zresztą sam Menzel, który w czasie inwazji był w Pradze uważa, że to — jak się wyraził — trochę hańbiące, że taki film zrobili Polacy a nie Czesi. — Cieszę się, że temat został poruszony w filmie z polskiej perspektywy.

Jacek Głomb powiedział „Rz”, że po prezentacji filmu w Karlovych Varach młodzi niemieccy producenci zwrócili się do niego z propozycją, by w podobny sposób opowiedział o relacjach polsko — niemieckich.

- Nie zdecydowałbym się jednak na to — mówi reżyser. — Są one znacznie bardziej skomplikowane.

„Operacja Dunaj” wchodzi do polskich kin 14 sierpnia.

Rzeczpospolita

Doda: Nie wierzę w Biblię

Dorota Rabczewska w Pytajniku DZIENNIKA

O tym, czego się boi, w co wierzy, jak ma urządzone mieszkania i jak wygląda jej typowy dzień - tylko w DZIENNIKU Doda tak szczerze o sobie i swoich planach muzycznych. Różowa królowa zdradza, co jest jej największym życiowym dramatem i jaki prywatnie jest jej ukochany Adam Darski, lider grupy Behemoth. Oto Doda, jakiej nie znacie, przed kamerą Pytajnika DZIENNIKA.



Dlaczego nie lubisz, jak ludzie zwracają się do ciebie po imieniu?


Dorota? Bo nie używam tego imienia już od dość dawna. Doda to moja ksywka z dzieciństwa i przyzwyczaiłam się do niej. To mój pseudonim artystyczny.



Wietrzyłam tu podświadomy kompleks, bo imię związane jest z naszą tożsamością.


Dlaczego? Bez sensu. Nie baw się w psychologa. Po prostu rób wywiad.



Pozwolisz, że będę robiła po swojemu.


Oby dobrze ci wyszło. Kompleks? Jeśli się zmienia swoje imię?



Bo oznacza to jakiś brak samoakceptacji.


Dlaczego? Wręcz przeciwnie. Spędzałam mnóstwo wolnego czasu w hipisowskim towarzystwie, gdzie wymyślaliśmy sobie różne imiona i Doda najlepiej odzwierciedlało mój charakter. Dorotę pozostawiam dla najbliższych.

Za kilka dni wystąpisz z recitalem podczas festiwalu w Sopocie. Dlaczego nie zaśpiewasz z Marylą Rodowicz? Miało być wielkie show z waszym wspólnym udziałem.


Bardzo bym chciała wystąpić z Marylą Rodowicz, ale oprócz tego, że zakwitł taki pomysł w naszych głowach, to jak na razie nie ma ku temu możliwości, ale na pewno jeszcze taka okazja się przydarzy.

Co sądzisz o Maryli Rodowicz i jej twórczości?


Uważam, że jest wielką gwiazdą, właściwie największą na polskim rynku muzycznym, z najdłuższym stażem, megafajnie się trzymającą, z jajami, bez żadnych kompleksów, z dystansem i potrafiącą docenić inne talenty.

A Michael Jackson? Co sądzisz o jego muzyce? Jak przeżyłaś jego śmierć?


Nie byłam jakąś wielką jego fanką, ale mam pełną świadomość tego, że stworzył wiele innowacyjnych rozwiązań muzycznych: swój nurt muzyczny, swój taniec, styl ubierania. To masa rzeczy, które spowodują, że nikt o nim nigdy nie zapomni. Bardzo przeżyłam jego śmierć. Byłam wtedy na jakiejś imprezie w Trójmieście. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, to była jakaś 12 w nocy, impreza się skończyła. Jakoś nie chciałam już się bawić. Nie miałam już dobrego humoru.


Często mówisz o takim swoim marzeniu, żeby zrobić światową karierę. Jaki masz na nią pomysł tak, żeby międzynarodowa publiczność to kupiła? Czy z takim repertuarem jak dzisiaj?


Moim sekretem i sposobem na to, żeby osiągnąć jakikolwiek sukces jest to, że ja w ogóle tego nie analizuję. Nigdy tego nie analizowałam. Nie podchodzę do tego, jak do pracy, że publiczność ma mnie kupić. Publiczność ma mnie przede wszystkim pokochać, a pokochała mnie w Polsce za to, że jestem bardzo naturalną osobą, autentyczną.



Widzisz, zaczęłyśmy wywiad i już był mały zgrzyt, ale mam to w dupie i pewnie się jeszcze nieraz pokłócimy, może nawet wyjdziesz stąd ze łzami, ale taka jestem: albo się polubimy, albo nie i nigdy nikogo nie udawałam, nie kreowałam się na nikogo. Wyjeżdżając do Stanów, będę chciała spełniać swoje marzenia, te które wymyśliłam sobie w dzieciństwie. Nic więcej.



Nie chcę mieć żadnego planu marketingowego i punkt po punkcie go realizować, bo to jest bez sensu i tylko i wyłącznie doprowadza nas do obłędu.

Uczysz się angielskiego?


Mamy dużo podpunktów, które sobie postawiliśmy jako cele. Nauka języka jest jednym z nich, natomiast na razie skupiam się nad moim drugim krążkiem solowym, który jest bardzo ważny, bo musi być jeszcze lepszy od tego pierwszego, a ja poza tym mam teraz fazę na zupełnie inny styl muzyczny. Chciałabym wrócić do korzeni, chciałabym zagrać bardzo rockową płytę. Wracając do twojego pytania, jeżeli uda mi się nagrać płytę w Stanach, to nie pójdę na żaden kompromis i nie będę się uginać pod ciężarem zdania firmy fonograficznej, tylko zrobię to, co będę chciała.

Było tak przy tej pierwszej płycie?


No, oczywiście, ale to jest naturalne. Jeśli jesteś komercyjnym artystą, musisz się nastawić na to, że niestety nie jest tak wesoło.

A gdybyś miała taki luksus, że nie musisz liczyć się z opiniami firmy fonograficznej, to jaka byłaby ta twoja muzyka?


Chciałabym połączyć bardzo ciężkie granie z bardzo melodyjnym popem. Czyli zrobić jakiś totalny miks, którego do tej pory nie było.

Można prosić o przykład?


No to sobie wyobraź Britney Spears, która śpiewa jak Marilyn Manson.

Kto jest dla ciebie inspiracją muzyczną?


No właśnie, nie mam za bardzo, ale jeśli pytasz, czego słucham, to jest to rozstrzał taki dosyć kosmiczny, bo od poezji śpiewanej po ciężkie brzmienia. Lubię też popowe granie i dance'owe hity. Płyt mam wiele, wysypują mi się z półek i nie wiem, jak to ogarnąć.

Mówisz o zmianie stylu muzycznego, a czy zmienisz styl ubierania się? Ostatnio jesteś fotografowana w czarnych ubraniach.


To jest takie nakręcanie głupiej spirali czegoś, co sobie ludzie wymyślili. Już od wieki wieków amen tak chodzę ubrana i naprawdę tylko w zależności od dnia mam nastrój na inne style, które przyodziewam. To nie jest tak, że wjeżdżam do sklepu i mówię: „Teraz będę czarną królową gothic”.



Czyli nie porzucisz różu, który do tej pory był twoim znakiem rozpoznawczym?


Nie wiem. Na pewno się rozwijam i inne rzeczy mi się podobają i co roku jakoś tam ewoluuję.



Są takie głosy, że twoja zmiana wizerunkowa jest pod wpływem znajomości z liderem grupy Behemoth.


Nie wydaje mi się. Jestem na tyle mocną jednostką, że nie ulegam wpływom. Gdyby tak było, to przez 6 ostatnich lat powinnam chodzić w stroju bramkarza, prawda? I do tego spać w rękawicach.

A propos tej znajomości, są inne głosy mówiące, że jest ona elementem twojej polityki marketingowej. Związek z artystą bardzo wyrazistym, o zupełnie innej estetyce niż twoja bardzo ludzi grzeje.


Mnie ta estetyka w ogóle nie interesuje. Mnie po prostu fascynuje sam człowiek, a nie muzyka, którą komponuje. Dla mnie równie dobrze Adam mógłby śpiewać w chórze kościelnym. Jestem zafascynowana nim jako człowiekiem.



A czy prywatnie słuchasz takiej muzyki, jaką gra Behemoth?


Prywatnie, niestety, nie słucham i raczej to się nie zmieni.

Jak się poznałaś z Adamem Darskim? Jesteście osobami z dwóch różnych światów.


To bardzo intrygująca historia, na pewno wszystkich by zaciekawiła, ale jeszcze nie czas, żeby o tym opowiadać. Natomiast muzyczny akcent nas połączył.



Jaki on jest prywatnie?


Szalenie błyskotliwy, inteligentny, wesoły, charyzmatyczny, niezwykle wrażliwy i konkretny.



Nie boisz się, że skończą ci się pomysły? Ostatnio Elżbieta Zapendowska w jednym z wywiadów powiedziała, że Doda się wyprztykała.


Słyszałam, że powinnam się umieć godnie starzeć. Jak ja powinnam się umieć godnie starzeć, to ona już powinna polerować lakierki do trumny. Tu wychodzą jakieś kompleksy, których nie rozumiem. Dlatego podziwiam Marylę Rodowicz, która ma już swoje lata, a jest zajebiście równą babką i potrafi docenić inne osobowości. Widzę to, szanuję i doceniam. Jak można do dwudziestoparolatki powiedzieć, że powinna umieć się godnie starzeć? To jest żenada po prostu.

Mówiłaś, że nie popierasz zabijania zwierząt dla futer. Dlaczego więc na jednej z imprez miałaś najprawdziwsze futro? To pytanie czytelnika.


To było prawdziwe futro? Patrz! Gucci mnie oszukał! Szmata ludzka! Zabiję tych projektantów. Widzisz, jak kłamią. Wszystko tylko, żebym założyła ich ciuch. Ja ich rozumiem.

Jakiś czas temu pytałam Elżbietę Zapendowską, co sądzi o tobie i powiedziała, że śpiewasz czysto, mocnym głosem bardzo proste piosenki i że nie wiadomo, co by było, gdybyś śpiewała trudniejszy repertuar. Czy bierzesz sobie takie opinie do serca?


Tylko ze względu na szacunek, nie będę się do tego ustosunkowywać. Jeżeli śpiewam proste piosenki, to z tego wynika, że ona na podstawie prostych piosenek uczy, bo parę lat mnie uczyła i wydaje mi się, że śpiewałyśmy same trudne rzeczy. Zresztą sama stwierdziła, że już nie ma mnie czego nauczyć. W związku z tym nasza współpraca się skończyła i poszłam swoją drogą.



Ja po prostu śpiewam to, co ludzie chcą usłyszeć i już. Takie buty. Moje piosenki są zajebiste, uwielbiam je i absolutnie się ich nie wstydzę ani nie uważam, że są banalne. Moja muzyka ma otwierać ludziom serca i sprawiać im radość, a nie być mega skomplikowana i co autor miał na myśli. Jak ktoś będzie chciał posłuchać sobie poezji śpiewanej, to sobie włączy Grechutę i będzie miał milion myśli naraz.

Wiele osób, które do nas wysyłały pytania, nie miało wątpliwości, że jesteś inteligentna, natomiast byli zawiedzeni, że śpiewasz tak grafomańskie teksty, proste i poniżej poziomu.


To trzeba by się było zapytać tych kilkuset tysięcy ludzi, którzy te piosenki śpiewają razem ze mną, kupują płyty.



Tak samo drażni twój wizerunek, określany jako kiczowaty.


A ja nie chcę nie drażnić, wręcz przeciwnie. Chcę być solą w oku.



To przyjemne być solą w oku?


Bardzo. Uwielbiam, jak ktoś mówi, że mam grafomańskie teksty, kiczowaty wizerunek, jestem drażniąca, nieskromna i niepokorna. To jest woda na mój młyn, uwierz mi. To jest wspaniałe. Irytacja równa się zainteresowanie i jest zajebiście.

Ale czy nie chciałabyś, żeby po prostu ktoś cię lubił?


A nie lubi mnie? Tak ci się wydaje?



Niektórych denerwujesz.


Właśnie o to chodzi. Skrajne uczucia w jedną stronę budują skrajne uczucia w drugą stronę. Tak samo jak mnie nienawidzą, tak samo mnie kochają, ja nie chcę półśrodków, żadnych miałkich emocji. Chcę wywoływać tylko te największe. Zarówno w miłości, jak i w nienawiści.


Uważasz, że jesteś ładna, zgrabna, utalentowana. Natomiast niedawno Bogusław Linda powiedział ponoć w jednym z wywiadów: "Jestem małym, przaśnym aktorem w małym przaśnym kraju". Czy ty potrafiłabyś zdobyć się na podobny samokrytycyzm?


Nie, a dlaczego?



Pytam z ciekawości.


Ja po prostu oceniam sytuację rzeczywistą. Opisuję to, co widzę. Jestem śliczna, zgrabna, niezwykle utalentowana, mam zajebistą charyzmę. Dlaczego mam mówić, że jest zupełnie odwrotnie? Rozumiem Lindę, że tak powiedział. Nie grzeszy urodą, w kapeluszu ma 1,6 m, jest zajebistym aktorem, ale też musi sobie zdawać sprawę, jak jest. Ja nie będę gadać jakichś głupot tylko po to, by kogoś nie irytować.



Doda, wiesz o kim mówisz? O macho polskiego kina, o bożyszczu kobiet!


Słusznie, ale ja mam inny gust, jak zresztą widać.



Ale każdy człowiek ma wady. Doda ma?


Nie. Przykro mi, ja ich nie widzę. Urodziłam się jako dziecko wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy. Nie znam żadnego drzewa, które krytykuje swoje gałęzie czy liście. Akceptuję i kocham siebie. Kogo mam kochać? Fotel, na którym siedzę? Ok, siedzi na nim mój piękny tyłek, więc powinnam go akceptuję.

To niebezpieczne dla innych ludzi, mieć kontakt z osobą, która nie widzi swoich wad.


Wręcz przeciwnie, ludzie ciągną do mnie jak muchy do czegoś tam. Uczą się ode mnie radości życia, pełnej tolerancji dla samego siebie i takiej odwagi życiowej. Po kilkunastominutowej rozmowie z kimkolwiek przesyłam taką energię i takie fajne fluidy, że wręcz przeciwnie. To nie jest niebezpieczne, to jest bardzo fajne. Gdyby więcej było takich ludzi, to by było weselej, uwierz mi. Nienawidzę malkontentów, pesymistów, takich, którym się wydaje, że nic im się nie uda, że są beznadziejni, brzydcy i cały świat jest po prostu do dupy. Uciekam od nich na kilometr.

Dziewczyny szczególnie interesuje, jak dbasz o siebie. Czy nigdy nie rozstajesz się ze swoją makijażystką, czy potrafisz się sama umalować?


Gdybym się nigdy nie rozstawała, to powinnam mieć dla niej namiot wybudowany pod moim blokiem albo powinna spać w śpiworze pod moim łóżkiem. Są dni tak jak dzisiaj, kiedy mam wywiad albo program telewizyjny, albo festiwal i wtedy muszę wpaść w podkład, cienie i wsadzić sobie pędzel w oko, żeby wyglądać jak człowiek. Natomiast jest jeszcze 300 dni w roku, kiedy sobie daję radę sama, i nie mam jakiejś obsesji, że 4 godziny spędzam przed lustrem.

Nigdy nie sfotografowano cię dwa razy w tym samym ubraniu. Jedna z internautek pyta, co robisz z tymi ubraniami, których nie używasz, bo przecież nie mieszkasz w stodole.


To jest moja osobista tragedia. Ciuchy zdominowały moje mieszkania. Mam ich kilka i w każdym z nich jest tragedia, dramat. Staram się rozdawać te ciuchy, których już na pewno nie założę, ale każda kobieta ma w sobie coś z chomika i je gromadzi. Tym bardziej, kiedy się jest artystką. Na przykład te buty miałam 7 lat temu na festiwalu i nie mogę ich wyrzucić, bo za 10 lat, kiedy będę megagwiazdą, to będą zlicytowane jak rękawiczka Michaela Jacksona za miliony dolarów.



W muzeum będą jako eksponat?


Dokładnie. Tych spodenek też nie mogę wyrzucić, mimo iż mają powierzchnię jak chusteczka higieniczna czyli po prostu cztery na cztery i wchodzą mi w tyłek. Też ich nie mogę wyrzucić, bo po prostu za jakiś czas będą w gablotce. Mam takie myślenie skrzywione.



A nie myślałaś o sklepie ze swoimi ubraniami? Sprzedawałyby się, podejrzewam, na pniu.


Z moimi ubraniami? Nie. Tak samo jak nie zapraszam telewizji do swojego domu. Są takie rejony, które lepiej zostawić dla siebie. Dziwnie to brzmi w moich ustach, ale tak jest.

Jak wygląda twoja dieta, bo podobno po 18-ej nie jesz?


Staram się, ale nie zawsze mi się to udaje. Koncerty mam późno, prowadzę życie nocne, obojętnie jakby to brzmiało, w związku z tym czasami zdarza mi się zjeść. Staram się po prostu nie jeść cztery godziny przed snem. Jak chodzę spać o 3-ej, to o 11 wpieprzę jakiegoś szaszłyczka. Jeśli chodzi o moją dietę, to wyniosłam ją z domu rodzinnego. To nie jest tak, że ja sobie wymyśliłam, że będę jakimś patyczakiem na scenie. Mój tata jest sportowcem, mama też bardzo dobrze się odżywia w związku z tym nie mam z tym problemu. Nie łączę białka z węglowodanami. Nie słodzę, nie solę. Nie jem czerwonego mięsa.

Czy to prawda, że na uzupełnianie tipsów jeździsz do Łodzi?


Nie. Łódź przyjeżdża do mnie. Teraz daję odpocząć moim paznokciom. Mam swoje pierwszy raz od sześciu lat.

Ojej, jakie krótkie, jak nie Dody. A dlaczego?


Bo były zmęczone. Weź tak siedź pod akrylem sześć lat.


W jakim stylu masz urządzone swoje mieszkanie?


Które?



Wszystkie. Jakiś wspólny mianownik: róż czy klasyka?


Nie ma wspólnego mianownika. Każde jest zupełnie inne. Jedno jest totalnie ześwirowane i są tam takie kolory...(dzwoni komórka). Ojejku, cóż za brak profesjonalizmu. Sorry.



Fioletowa komórka. Nie było różowej?


Jesteś daltonistką. To jest róż.



Nie jestem Steczkowską.


Nie? Brawo!



Wracając do twoich mieszkań, jedno jest zatem odjechane...


Mam w nim śmigło samolotu zamiast okapu w kuchni i swój wielki bar jak w dyskotece. Bar Doda pełen szejkerów. A drugie mieszkanie mam w brązach i w szarościach, by się trochę zchilloutować.

Jeden z czytelników pyta: „Mówisz, że papież jest dla ciebie autorytetem, jesteś religijną osobą, dlaczego więc spotykasz się z człowiekiem, który bezcześci Biblię i przekazuje antychrześcijańskie treści”?


Ponieważ jestem zafascynowana człowiekiem i nie poruszamy z Adamem tematów religii. Nigdy zresztą nie poruszaliśmy. Każde z nas ma zupełnie inny pogląd na to wszystko, natomiast rzeczywiście mamy jakieś wspólne zdanie. Ja osobiście do końca Kościoła nie popieram, jeżeli chodzi o poczynania niektórych księży, choć zdarzają się księża z powołaniem jak nasz papież czy Popiełuszko, natomiast reszta no to wiadomo: akcja w bok.


Jeżeli chodzi o Biblię, to są tam super, zajebiste przykazania, jakieś historie, które budują w dzieciach system wartości, chęć bycia dobrym człowiekiem, natomiast ciężko mi wierzyć w coś, co nie ma przełożenia na rzeczywistość, bo gdzie w tej Biblii są dinozaury? Jest siedem dni stworzenia świata i nie ma dinozaurów. To mi się kłóci. Także staram się rozsądnie podchodzić do rzeczywistości, oczywiście wierzę w siłę wyższą, niekoniecznie nazwaną bogiem. Są różne religie, każdy człowiek stara się w coś wierzyć, ja też w coś wierzę. Staram się modlić, jestem wychowana w duchu religijnym, natomiast mam swój pogląd i nie jest to związane z tym, że spotkałam się z Adamem. To już było sprecyzowane od dawien dawna.



Czyli bardziej wierzysz, mówiąc w cudzysłowie, w dinozaury niż w Biblię?


Wierzę w to, co nam przyniosła matka Ziemia i co odkryto podczas wykopalisk. Są na to dowody i ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła...

Przepraszam, o kim mówisz?


O tych wszystkich gościach, którzy spisali te wszystkie niesamowite historie.



Biblijne?


No a co?


Czy działasz w środowisku Mensy?


Oprócz tego, że mam legitymację, to nie działam.



Nie znalazłam w internecie informacji o twoim wykształceniu. Jaka jest prawda w tej kwestii?


Moim marzeniem było skończyć studia psychologii klinicznej, na które zresztą się dostałam na Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej, no ale zakochałam się i porzuciłam moje marzenia o wykształceniu wyższym i wyjechałam za moją miłością do Izraela. Tak się skończyło.



To był wtedy Radek Majdan?


Tak.



A dlaczego psychologia?


Nie wiem, zawsze mnie to strasznie ekscytowało.



Ale co konkretnie cię interesowało? To, co w podświadomości ludzkiej?


Tak. Rozkminianie człowieka, rozkładanie go na czynniki pierwsze. Zresztą zawsze uważałam, że mam zdolności psychologiczne, nie wiem, czy o to chodzi, że jestem czarownicą? Kilka chwil z człowiekiem pozwala mi zawsze ocenić go trafnie w 100 proc. Poza tym lubię bawić się z podświadomością. Jestem takim małym wirtuozem ludzkich dusz.



W jakim sensie jesteś czarownicą?


W takim, że moja babcia była wielką, ogromną czarownicą. Zresztą moja babcia pochodzi z Wilna. Ja jestem Litwinką w jednej czwartej. Ona zmarła w tym momencie, kiedy ja się urodziłam i przekazała mi, jak głosi legenda rodzinna, wszystkie zdolności.



Jakie masz pasje pozamuzyczne?


Oprócz tego, że mam pasje magii i fazę na te wszystkie akcje z gwiezdnych wojen i karty, taroty, horoskopy itd, itd., to uwielbiam sport. Ciężko jest mówić o pasjach, bo nie ma czasu się w dupę podrapać. Natomiast uwielbiam podróże. Cieszę się, że stać mnie na to, że mogę podróżować po całym świecie, chociaż panicznie boję się latać. To jest taka moja fobia, że wsiadam do samolotu i wylewam wodę z butów. Bacznie obserwuję każdą minę stewardessy. Jakbym mogła, to bym siedziała jej na kolanach albo najchętniej na kolanach pilota. Chociaż oni są jeszcze gorsi, bo najchętniej to kierowaliby sobie nogą albo autopilotem. Także lepiej tam nie wchodzić.



Byłaś w kabinie pilotów?


Parę razy mnie zaproszono. Uważam, że wszyscy, którzy latają samolotami z własnej, nieprzymuszonej woli, są masochistami. To jest tragedia dla mnie, koszmar. A jeszcze teraz, kiedy są te wszystkie anomalie pogodowe, kiedy piloci sami mówią, że boją się latać w dłuższe trasy, no to ja mam jakąś masakrę. Ja się nie ruszę poza Europę przez najbliższy rok. Nigdzie.



Czyli są rzeczy, których się Doda boi.


Nikt nie chce kopnąć w kalendarz przed czasem.

Boisz się też przemijania, starości?


Staram się odrzucać jakiekolwiek negatywne rzeczy, emocje. Jestem bardzo pozytywnym człowiekiem. Myślę o samych fajnych rzeczach, czyli jak mówisz do mnie o przemijaniu, zaraz nasuwają mi się takie obrazy: mam 40 lat, megawillę w Miami z zajebistym tarasem, zajebistego męża, który w całym swoim życiu odwiedził może jeden burdel, i to kiedy mnie nie znał, fajne dzieci i kasa wysypująca się zewsząd.



Co to znaczy ten "zajebisty mąż"? Co mężczyzna musi mieć, żeby ci zaimponować?


Przede wszystkim musi być dowartościowany, bardzo charyzmatyczny i musi być megamęski. To nie może być jakaś frajerzyna, która będzie chciała przed sobą czy kolegami udowodnić, że jest facetem z jajami.



Co sądzisz o polskim show-biznesie? Czy przyjaźnisz się z ludźmi z branży? Czy w ogóle przyjaźń jest możliwa w tym środowisku?


Nie rozgraniczam tego. Patrzę na człowieka. Jeśli ty się okażesz fajną osobą, to mam w dupie, że jesteś dziennikarką - po prostu zaprzyjaźnimy się. Spotykam kogoś i to, czy jest piosenkarką, aktorem czy sprząta w kiblu, nie świadczy o tym, czy jest fajny. Przyjaźnię się z osobami z różnych kręgów. Ale tak naprawdę mam niewielu przyjaciół, akurat to się chwali, moim zdaniem. Mam takich przyjaciół, z którymi się znam od dawien dawna. Oni mnie poznali, zanim zrobiłam większą karierę, jestem z nich dumna. Cieszę się, że mogę się do nich zawsze zwrócić w trudnych chwilach.

A z osób znanych możesz wskazać kogoś z kim jesteś blisko?


Nie ma takich.

Czy polski show biznes to bystry strumyk, w którym się czujesz jak ryba w wodzie czy raczej bagno?


Bystry strumyk to nie, bo on cię niesie z tym prądem i jednak jest jakaś fajna adrenalina. Może być coś z tego bagna, natomiast ja mogę być ropuchą błotną. Zajebiście się w tym czuję, oblewam się tym błotem i jest ekstra.


Jak wygląda twój typowy dzień?


Obijam się. Po prostu jestem zblazowaną gwiazdą. Czasami nie mam nic do roboty i w sumie popadam w samozachwyt, ale jeżeli jest jakiś job do zrobienia, tak jak teraz, kiedy jesteśmy przed ważnymi festiwalami...



Mówisz o Sopot Hit Festiwal i...


...tym TVN-owskim. 22 i 8 sierpnia, zapraszam. Jakieś dwa tygodnie przed festiwalem wkręcam sobie taką akcję, że to musi być megazajebiste show, a więc wizualizacje, efekty, tancerze, stroje. Wtedy mój typowy dzień polega na tym, że ja muszę to wszystko wymyśleć, bo nikt za mnie tego nie wymyśli. Poza tym zbieram teraz materiał na kolejną płytę, ale to nie jest praca. To jest tak naprawdę wieczny fun. Zajebiste życie mam.

Ile zarabiasz?


Od razu bym ci powiedziała, ale nie mogę. Obiecałam to mojej mamie, bo po prostu wzbudza to agresję. Mówiła: „Nie, nie mów Doronia, proszę cię”. Ja sobie zdaję sprawę, ile ludzie zarabiają. To jest przegięcie pały, jak tym się chwalę, w związku z tym nie będę się chwalić.



A ile miesięcznie na ciuchy wydajesz?


Nie, bo zaraz sobie obliczysz, ile zarabiam, bo to jest 1/10 tego, co zarabiam.



To nieduży procent.


Bo ja, oprócz tego, że jestem małą wariatką, jestem też bardzo rozsądną osobą, wyliczoną i mam głowę na karku.



Masz duszę bizneswoman?


Oj tak. Uwierz mi.

Jak to się przejawia?


Kocham robić różne inwestycje. Pieniądz mnoży pieniądz i to nie jest tylko aspekt muzyczny. Nakręcają mnie różne fajne biznesowe akcje.

Inwestujesz na giełdzie, w fundusze inwestycyjne?


Są różne sposoby, żeby pomnożyć swój majątek, m.in. nieruchomości.

Pytanie czytelnika: „Czy nagrałabyś duet z Edytą Górniak? Pazur i wyrazistość Dody z emocjami Edyty. To byłby hit”.


Dlaczego nie? Ja się na nic nie napinam. Jestem wyluzowana, ale myślę, że po prostu nie starczyłoby środków uspokajających dla niej, żeby weszła do studia. A poza tym, ja jestem altem, ona jest sopranem, byśmy się męczyły.



Jakiś czas temu Zbigniew Hołdys, który był tutaj moim gościem, powiedział, że Doda to fast food w sensie tego, co proponujesz muzycznie.


Bardzo dobrze. McDonald's jest najlepszą marką na świecie, zarabia najwięcej milionów i wszyscy go kochają, mimo że starają się od niego uciec i tak zawsze tam wrócą. I co miesiąc są nowe kanapeczki, nowinki. Nigdy się nie nudzi. Zajebista metafora. Dziękuję panu Hołdysowi. Powodzenia! Na pewno znajdą się kolejne farbki na przefarbowanie brody.

Masz autorytety w życiu i w muzyce?


W muzyce nie mam autorytetu i nigdy nie miałam idola. Jeżeli wieszałam sobie kogokolwiek na ścianie, to byli to chłopcy, w których się po prostu podkochiwałam, których do dziś się wstydzę, gdyż to jest żenada, na przykład Angelo z Kelly Familly, który po prostu wygląda ku...a jak chomik po Czarnobylu.



A jeżeli chodzi o autorytet w życiu, to ja wiem, że z ust osoby, która emanuje seksem, ma krótką kieckę i nie liczy się ze słowami, zabrzmi to głupio, ale moim autorytetem jest cały czas Jan Paweł II. Dla mnie to był anioł zesłany, człowiek, który był niewiarygodną postacią. Jak oglądam film o nim, to naprawdę bym chciała mieć tyle odwagi, pracowitości, tyle spokoju i tyle ciepła, ile on miał.



Kiedyś śpiewałaś piosenkę premierowi Tuskowi. Czy z perspektywy czasu nie żałujesz?


Nie. A dlaczego?

Pytam z ciekawości, może zmieniłaś zdanie na jego temat. Komu dziś byś zaśpiewała?


Ja jestem apolityczna. Jeżeli mu nie wyrosły ogon, rogi czy kopyta, to mogę zaśpiewać dla każdego człowieka. Człowiek jest dla mnie człowiekiem. Fan jest fanem i obojętnie, jaką by uprawiał politykę, zawsze mogę mu zaśpiewać.

Dziękuję.

Wyrównaj z obu stron