wtorek, 11 sierpnia 2009

Zaginiony w Afganistanie kapitan nie żyje

asz, tan, IAR, PAP, Gazeta.pl
2009-08-11, ostatnia aktualizacja 2009-08-11 11:23

- Około 2 w nocy (naszego czasu - przyp. red.)odnaleźliśmy ciało żołnierza, który, niestety, zginął wskutek odniesionych podczas wczorajszych walk ran postrzałowych - powiedział TOK FM ppłk Dariusz Kacperczyk, rzecznik Dowództwa Operacyjnego. Zabity kapitan, Daniel Ambroziński, to już dziesiąta polska ofiara wojny w Afganistanie.

Sierpień 2007, minuta ciszy upamiętniająca śmierć pierwszego polskiego żołnierza w Afganistanie - Łukasza Kurowskiego
Fot. Damian Kramski / AG
Sierpień 2007, minuta ciszy upamiętniająca śmierć pierwszego polskiego...
GALERIA ZDJĘĆ
"Odnaleźliśmy polskiego żołnierza" | wideo


- Jego ciało odnaleziono po bardzo intensywnej akcji poszukiwawczej. Całą noc prowadzili ją żołnierze polscy, afgańscy i amerykańscy - powiedział Kacperczyk.

Polscy żołnierze wraz z Afgańczykami wyruszyli z pobliskiej bazy, by sprawdzić bezpieczeństwo w regionie. W czasie wykonywania zadania zostali ostrzelani przez nieznanych sprawców. Czterech żołnierzy zostało rannych, a piąty został uznany za zaginionego.

Kapitan Daniel Ambroziński to najwyższy rangą polski żołnierz, który zginął w Afganistanie. Jest dziesiątą polską ofiarą wojny. Wcześniej zginęli: por. Łukasz Kurowski, st. kpr. Szymon Słowik, st. szer. Hubert Kowalewski, kpr. Grzegorz Politowski, por. Robert Marczewski, plut. Waldemar Sujdak, kpr. Paweł Brodzikowski, kpr. Paweł Szwed i st. chor. szt. Andrzej Rozmiarek.

Dowództwo Operacyjne poinformowało, że kapitan Ambroziński w Afganistanie pełnił obowiązki specjalisty w Zespole Doradczo-Łącznikowym. Na co dzień służył w 1. batalionie Kawalerii Powietrznej w Leźnicy Wielkiej, miał 32 lata. Pozostawił żonę i córkę.

Dzisiaj w bazie Ghazni zaplanowano uroczystości pożegnalne, następnie poległy żołnierz zostanie przetransportowany do bazy Bagram.

Polko: Ustalić, jakie błędy popełniło nasze wojsko

- Liczyłem na to ze dla terrorystów żołnierz stał się kartą przetargową. Teraz jest czas żeby ustalić w jaki sposób żołnierz zginął. Żeby ustalić jakie błędy popełniło nasze wojsko. Czy typowy wojskowy system body - system wzajemnej asekuracji, w którym żołnierz odpowiada za drugiego - mówił w TVN24 generał Roman Polko. - Proszę pamiętać, ze oficer powinien być w szczególny sposób chroniony - podkreślił.

"To normalna sytuacja w czasie wojny partyzanckiej"

piątek, 7 sierpnia 2009

Półfinał znów nie dla Agnieszki Radwańskiej

2009-08-08, ostatnia aktualizacja 2009-08-08 00:16

Rumunka Sorana Cirstea zatrzymała Agnieszkę Radwańską w Los Angeles. Polka już po raz ósmy w sezonie nie zdołała pokonać bariery ćwierćfinału w turnieju WTA

Radwańska - Cirstea
Fot. Chris Pizzello AP
Radwańska - Cirstea
Cirstea pokonała wczoraj Radwańską 7:6 (7-4), 1:6, 7:5 po dramatycznym, trwającym 2 godz. i 30 minut spotkaniu.

Polka była zdecydowaną faworytką. Nie tylko dlatego, że jest wyżej w rankingu WTA od Rumunki (na 13. miejscu, rywalka na 28.), ale przede wszystkim dlatego, że dokładnie tydzień temu w Stanford rozbiła 19-latkę z Bukaresztu 6:0, 6:1.

Tym razem Cirstea zagrała jednak znacznie lepiej. Słynny holenderski trener Sven Groenefeld, który doradza jej w ramach kontraktu z Adidasem, świetnie ustawił ją na ten pojedynek. Rumunka ciągle posyłała długie, mocne piłki pod linię końcową i z maniakalnym wręcz uporem atakowała słaby drugi serwis Polki. Radwańska w drugim secie przeważała, ale pierwszą i trzecią partię przegrała po zaciętej walce.

Końcówka była niezwykle dramatyczna. Polka prowadziła w trzecim secie 5:4 i miała własny serwis. Od zwycięstwa dzieliły ją raptem dwie piłki, ale nie zdołała pokonać dobrze grającej Rumunki, która wiosną była w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. Chwilę potem z kortu powiało grozą - wydawało się, że Radwańska skręciła kostkę. Polka zacisnęła jednak zęby i broniąc dwa meczbole walczyła do końca. Zabrakło jej jednak sił i nieco chłodnej głowy, by uporać się z Cirsteą.

- To wszystko przez nerwy. Spokojnie, zagraj jej kilka płaskich piłek i skoncentruj się na serwisie. Jeśli przegrasz ten mecz, przecież nic się nie stanie. Świat się nie skończy - uspokajał Agnieszkę jej tata i trener Robert, korzystając w końcówce z tzw. coachingu. - Ale ona gra lepszy return! - odpowiedziała zrezygnowana Radwańska.

Po odpadnięciu Dinary Safiny (nr 1 na świecie) z Chinką Zheng, Agnieszka była najwyżej rozstawiona w swojej połówce. Do wczoraj w Kalifornii wiodło jej się świetnie - w 1/8 finału ograła 6:3, 6:2 Rosjankę Annę Czakwetadze (WTA 54). Na pierwszy w sezonie półfinał musi jednak poczekać.

Dobrze w Los Angeles grała też 18-letnia Urszula (WTA 71), młodsza siostra Agnieszki, która w 1/8 finału wygrała z Na Li (WTA 17) walkowerem. Chinka wycofała się z powodu kontuzji kolana przed spotkaniem. Młodszej siostrze pomogło tego dnia szczęście, ale w poprzednich rundach zagrała świetnie. Ograła m.in. półfinalistkę Rolanda Garrosa - Słowaczkę Dominikę Cibulkovą (WTA 16).

Kalifornia w jakiś tajemniczy sposób do tej pory wydobywała z sióstr Radwańskich najlepszy tenis. To jedyne miejsce, gdzie obie grały dobrze w tym samym czasie. W marcu wśród kaktusów pustynnego Indian Wells Agnieszka i Urszula też grały w ćwierćfinałach. Dla młodszej siostry był to najlepszy turniej w karierze. - Pasują im piłki, korty, pogoda też ma znaczenie, bo jest sucho i gra się szybko. Do tego dochodzi fajna atmosfera, bo na trybunach bardzo mocno wspiera nas Polonia - opowiadał dwa dni temu Radwański.

Urszula grała w nocy o półfinał ze słynną Marią Szarapową. Po Los Angles Radwańskie zagrają w Cincinnati, Toronto i być może New Haven. Wielkoszlemowy US Open rusza 31 sierpnia.

środa, 5 sierpnia 2009

1968, czyli polski czołg w czeskiej knajpie

Jarosław Kałucki 05-08-2009, ostatnia aktualizacja 05-08-2009 11:19

To pierwszy film o bolesnym fragmencie polsko — czeskich relacji. Ale inwazja na Czechosłowację pokazana jest w komediowej konwencji. Zrealizował go polski reżyser Jacek Głomb, który w swym filmowym debiucie przeniósł wystawianą dwa lata temu sztukę na duży ekran.

„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”
„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”
„Operacja Dunaj”
źródło: materiały prasowe
„Operacja Dunaj”

- To polsko-czeska komedia — podkreślali zgodnie twórcy i aktorzy występujący w „Operacji Dunaj” przed polską premierą, która odbyła się w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku. Reżyser uważa to miejsce za symboliczne. — To właśnie tędy Ludowe Wojsko Polskie jechało w 1968 roku na Czechosłowację — mówił przed pokazem.

Jeden z czołgów miał się wówczas odłączyć od kolumny i zaginąć. Anegdota stała się pretekstem do dopisania dalszego ciągu. W „Operacji Dunaj” polscy żołnierze czołgiem T-34 „Biedronka” uderzają w ścianę i wjeżdżają do czeskiej gospody. I tu natychmiast zderzają się stereotypy myślenia Polaków o Czechach i odwrotnie, choć w ciągu kilkudniowego pobytu ulegają one weryfikacji. Czesi przestają być do bólu praktyczni, a z Polaków schodzi po części ułańska fantazja. Tylko Rosjanie w filmie pozostają tymi samymi brutalami i pijakami. Jak w znanym w wielu wersjach dowcipie o Polaku, Rusku i — w tym wypadku Czechu — są na straconej pozycji.

Jacek Głomb wybrał komediową konwencję, bowiem uważa, że Polacy rzadko próbują przedstawiać w ten sposób własną historię.

— Wstydzę się za to, co zrobiliśmy w 1968, ale nie zamierzam przepraszać za Jaruzelskiego — wyjaśniał opowiadając dlaczego zdecydował się właśnie na komedię. — To nie jest film historyczny ani rozrachunkowy.

— Dobrze, że o trudnych sprawach mówimy w taki właśnie sposób — mówił „Rz” Zbigniew Zamachowski (poszukujący czołgu kapitan Grążel). Komedia to lekkość i dystans a „Operaja Dunaj” jest pokazaniem inwazji z ludzkiej perspektywy, z dala od wielkiej polityki. Film nie mówi wprost o tych wydarzeniach, dlatego nie był dla mnie ani trudniejszy niż inne, ani wyjątkowy.

Groza inwazji na Czechosłowację przedstawiona jest w kilku zaledwie scenach. Filmowa opowieść o zwykłych ludziach w peryferyjnym czeskim miasteczku, którzy wyplątują się z absurdalnej sytuacji, w jakiej znaleźli się nie ze swojej winy. Film jest kaskadą gagów, zabawnych dialogów, charakterystycznych dla polskich i czeskich komedii, odniesień do wojennych sitcomów, jak choćby „Allo, Allo”, klimatycznych filmów Kusturicy czy „Czterech pancernych”.

„Operacja Dunaj” przez polską publiczność została nagrodzona długimi brawami. Ale czeskie aktorki, Petra Capkova grająca energiczną patriotkę odnoszącą się z niechęcią do najeźdźców, jak i Monika Zoubkova, filmowa Helenka, zakochana od pierwszego wejrzenia w polskim kapralu (Przemysław Bluszcz) nie są pewne, czy równie dobrze film zostanie przyjęty w ich kraju. — Nie ma takich Czechów, jak w tym filmie — twierdzą zgodnie. Nie uważają natomiast, by problemem była konwencja, w jakiej przedstawiono wydarzenia z 1968 roku.

Pierwsze reakcje u południowych sąsiadów są zróżnicowane. O ile reżyser i producent filmu, Włodzimierz Niderhaus, mówią o zaskakująco ciepłym przyjęciu na pokazach w Karlovych Varach i Pisku, to jednak „Lidove Nowiny”, największy czeski dziennik w recenzji podał, że obraz przypomina ospałą sielankę a absurdalna w założeniu historia jest w gruncie rzeczy filmem o niczym.

Obaw nie miał Maciej Stuhr (w filmie student, wyrzucony po Marcu'68 z uczelni i przymusowo wcielonego do armi). - Rolą artysty jest mówić i o tych epizodach w historii, które chluby nam nie przyniosły. Jadąc na zdjęcia liczyłem na czeską autoironię — mówił „Rz” Stuhr. — Ona pozwala spojrzeć na te wydarzenia z większym dystansem, niż gdyby komediowa opowieść odnosiła się do podobnych wydarzeń w Polsce. To w Czechach powstał film „Musimy sobie pomagać” mówiący o przebaczeniu konfidentom — zauważył aktor. — Nie zawiodłem się. Ten film zapamiętam głównie dzięki współpracy z przyjaciółmi zza południowej granicy.

Głomb twierdzi, że film został wręcz wydyskutowany w trakcie kręcenia go w Karpnikach pod Jelenią Górą. W 17-osobowej obsadzie występuje 9 aktorów czeskich. — To nie listek figowy, Jiri Menzel, który początkowo zadeklarował tylko opiekę artystyczną, zdecydował się na zagranie jednej z głównych ról — mówi producent „Operacji Dunaj”. Zresztą sam Menzel, który w czasie inwazji był w Pradze uważa, że to — jak się wyraził — trochę hańbiące, że taki film zrobili Polacy a nie Czesi. — Cieszę się, że temat został poruszony w filmie z polskiej perspektywy.

Jacek Głomb powiedział „Rz”, że po prezentacji filmu w Karlovych Varach młodzi niemieccy producenci zwrócili się do niego z propozycją, by w podobny sposób opowiedział o relacjach polsko — niemieckich.

- Nie zdecydowałbym się jednak na to — mówi reżyser. — Są one znacznie bardziej skomplikowane.

„Operacja Dunaj” wchodzi do polskich kin 14 sierpnia.

Rzeczpospolita