środa, 7 października 2009

Polityka: Notki z Kominka

Agata Górnicka, Piotr Stasiak
22 września 2009
W ciągu czterech lat stał się jednym z najpopularniejszych blogerów w Polsce. A już na pewno - najbardziej wyrazistym. Internetowy celebryta, fenomen w sieci. On - Kominek.

Fragment strony Kominka (www.kominek.in)

Kobiety, seks, związki, szczypta mediów, polityki. Wszystko okraszone ostrym, językiem, doprawione kontrowersją. Przepis się sprawdza. Tak zgotowane danie, jakim był w 2005 roku blog kominek.in, posmakowało sporej rzeszy internautów. Są też przeciwnicy. W komentarzach toczą się wojny. Jedni obrzucają autora stekiem wyzwisk, inni okazują uwielbienie. A tymczasem Kominek stał się jednym z najpopularniejszych blogerów w Polsce (jego strony przyciągają miesięcznie ponad 200 tys. czytelników). A już na pewno - najbardziej wyrazistym.

Jego internetowy dziennik istnieje już cztery lata. Zgromadził ponad pół tysiąca tekstów autora i kilkaset tysięcy komentarzy do nich. Od 2006 króluje rankingach platformy blox.pl. Spośród wszystkich 1,28 mln komentarzy, które w 2008 znalazły się na blox.pl, ponad 100 tys. pojawiło się pod tekstami Kominka. Jak wytłumaczyć ten fenomen?

Budyń a wolność mediów

Zakładając bloga nie zaczął od zera. - Był trollem na forach dyskusyjnych. Razem ze swoim znajomym Bluzgaczem napadali werbalnie na niewinne istoty. Wypracował sobie rozpoznawalny styl. Poczuł nowy rynek - blogi, w momencie kiedy nie były one jeszcze popularne. Pociągnął za sobą pierwszych użytkowników, którzy byli z nim mocno związani na usenecie To zapoczątkowało istnienie obecnej społeczności - mówi Michał Olszewski, administrator blox.pl.

Kominek jako jeden z pierwszych zrozumiał, że aby zyskać znaczenie, trzeba być widocznym. - Nie zdobył swojej popularności dlatego, że pisał ładne, okrągłe słówka, tylko dlatego, że był charakterystyczny - mówi Jacek Gadzinowski, ekspert PR, marketingowiec, autor strony www.gadzinowski.pl. Przyzwyczaił swoich czytelników do wyciągania na wierzch kontrowersji. Opisuje sprawy, o których głośno się nie mówi. Lubi podkreślać, że nie jest obłożony skomplikowanymi zależnościami, które kazałyby mu uważać na to co pisze (np. w obawie o utratę pracy). - Jak coś go zaboli, wali po oczach. Nie boi się wyrazić o kimś źle. Czasami to hamburger był za suchy, a czasami jakaś firma nie wywiązała się z reklamowych obietnic. I on o tym pisze - zauważa Jacek Gadzinowski.

W grudniu 2008 Bartek Chaciński w jednym z artykułów w „Przekroju" wyraził niepochlebną opinię dotyczącą blogera i jego czytelników. Spotkało się to z ostrą reakcją w sieci. Kominek wytknął Chacińskiemu brak profesjonalizmu i dosłownie rzucił go na pożarcie komentatorom. Wywiązała się burzliwa dyskusja pomiędzy blogerem, czytelnikami, a autorem artykułu w „Przekroju" (cała sprawa zyskała nawet miano „pierwszej wojny kominkowej"). Potem była wojna druga - z firmą Dr Oetker. W jednej z notek Kominek w wulgarny sposób wyraził swe niezadowolenie z budyniu tej marki. Ponieważ strona blogu wyskakiwała wysoko w Google po wpisaniu frazy „dr Oetker", specjaliści od wizerunku firmy zwrócili się do kominka z propozycją pozbawionej wulgaryzmów formy notki. Niestety nie znając stylu Kominka dali się wciągnąć w zabawę. Bo on to potem wszystko w sieci krok po kroku opisał. - Ewidentnie dali się podejść blogerowi - mówi Maciej Budzich, autor popularnernej strony www.mediafun.pl. Cała sprawa została przez internautów odebrana jako próba cenzury i wdzierania się w niezależność blogera.

On Kominek, oni fani

Badaczom internetu nie daje spokoju fenomen społeczności, która wytworzyła się wokół internetowej aktywności Kominka. Dziś prowadzi dwa blogi - kominek.in (o relacjach damsko-męskich, stylu życia, poglądach) i kominek.tv (od czerwca 2009, tematyka: to media, reklamy i blogosfera) oraz korzysta z platformy mikroblogowej blip.pl. Wszędzie gromadzi wokół siebie niespotykaną gdzie indziej na taką skalę rzeszę odbiorców. - Gromadzi różnorodne środowisko, jakiego nie można spotkać w żadnym innym miejscu sieci. Od młodzieży, przez ludzi dorosłych, których łączy tylko Kominek - mówi ml76, jedna z najstarszych stażem czytelniczek. Komentatorzy organizują zloty, w różnych miastach (Warszawa, Gdańsk, Poznań czy Kraków, nawet w Londynie). Stają murem za ulubionym autorem.

- Dlaczego udało mi się zbudować taką społeczność na blogu, który nie zachęca do komentowania? Byłoby to uzasadnione, gdybym zawsze pisał kontrowersyjnie, a tak naprawdę nie robię tego zbyt często. Nie kreowałem tej społeczności aż w takim stopniu - zastanawia się Kominek. Autor często dawał swoim czytelnikom do zrozumienia, że pisze dla siebie, nie dla nich. I to on ma decydujące zdanie w każdej kwestii. Relacje Kominka z jego fanami reguluje zawiły regulamin. Ważnym punktem jest uszanowanie jego prywatności oraz wymagana znajomość bloga (nie uzyskamy odpowiedzi, jeżeli były już opisane w tekstach na stronie). Nieprzestrzeganie regulaminu skutkuje zignorowaniem. Na kominek.in komentatorzy są wyluzowani. Ich dyskusje dość szybko zbaczają z głównego wątku i zaczynają żyć własnym życiem. Na kominek.tv są bardziej zdyscyplinowani. Wypowiadają się konkretnie, starają się być merytoryczni i nie odbiegać od tematu. Wymaga tego sam gospodarz.

Fragment strony www.kominek.tv

Fragment strony: www.kominek.tv

Może kluczem do sukcesu jest wzajemność komunikacji? Teksty są szeroko komentowane i bloger w komentarzach się udziela. Czytelnicy doceniają to, że z nimi rozmawia. - Ma po prostu talent do pisania. Nie ma banału, ani poważnego tematu, którego nie opisałby w specyficzny, niejednokrotnie irytujący, ale ciekawy sposób - mówi ml76.

Blog skalkulowany

Jedno jest pewne - Kominek jest uzależniony od komentatorów w ten sam sposób, jak oni od niego. Ci najstarsi stażem widzą jednak, że przez lata blog przeszedł ewolucję zarówno formy jak i treści. Niektórzy fani lata 2005-2006 określają „mrocznymi czasami". Cechował je wulgarny język, krótkie teksty, traktujące głównie o seksie. Na blogu często pojawiały się zdjęcia roznegliżowanych dziewczyn, wulgarne seksistowskie kawałki. Komentatorskie grono w podobnym stopniu emocjonowało się stopami Edyty Górniak, jak ową wspomnianą już konsystencją budyniu Dr Oetker.

Ten Kominek to już przeszłość. Obecnie blog jest dopracowany od strony wizualnej. Tematyka koncentruje się na relacjach damsko-męskich i wszystkim co się wiąże z tym tematem: stylem życia, myślami i poglądami. - Kominek zorientował się, że jego popularność to olbrzymi potencjał. Również finansowy, bo za widownią idą reklamodawcy. Ale aby wejść do mainstreamu, musi się ucywilizować. Nie chce być postrzegany jako internetowy krzykacz, bo to odstrasza potencjalnych sponsorów - mówi jeden z zarządzających dużym polskim portalem społecznościowym.

Dlatego od wielu miesięcy trwa mozolny proces wymiany czytelników, odcinania się od „starego" Kominka. Ciekawe jest już choćby to, że w nowych notkach nie ma wulgaryzmów. Autor świadomie odsłonił również swe personalia, zrezygnował z anonimowości.

Kominek nie zaprzecza, że zmienia swój internetowy dziennik. - Nie jestem na tym etapie, żeby się chwalić starymi tekstami. W pewnym sensie raczej zamazuję przeszłość, która mnie wypromowała. Nigdy nie uda mi się to do końca, mogę tylko walczyć o to żeby czytelnicy uważali mnie za uczciwego człowieka - mówi sam bloger.

Pisząc nie jest spontaniczny, wszystko ma skalkulowane i chłodno zaplanowane. Bez względu na ilość przekleństw (kiedyś) czy wykrzykników (teraz), teksty Kominka nie są emocjonalne. Jest wyrachowany, wie jak napisać, by czytelnika chwycić. Wie, jak rozłożyć emocje swoich czytelników. Po mocnym, ostrym temacie, zawsze następuje coś dla rozluźnienia. W działaniach Kominka nic nie jest przypadkowe. Jak sam mówi, wiedział jak zacząć i jakie tematy zrealizować, by czytelnika kupić. Teraz stara się tę społeczność przekuć w realną siłę przebicia. Zagadnięty o plany, mówi o dalszej pracy nad swymi stronami. Ale mówi o nich „marki". Przyznaje, że za kilka lat mają stać się maszynkami do zarabiania pieniędzy.

Nawiązał współpracę z firmą siecią AdTaily, zajmującą się reklamą na blogach. Jest łakomym kąskiem dla reklamodawców. - W przypadku reklam na blogach Kominek odniósł znaczący sukces. Jako jeden z pierwszych polskich blogerów zdołał pozyskać reklamodawców już kilka lat temu. Obecnie jego statystyki są imponujące. W połączeniu z aktywną społecznością jest bardzo atrakcyjnym wydawcą z punktu widzenia reklamodawców - mówi Marta Klimowicz, przedstawicielka AdTaily. Jak widać, to świadome kreowanie swojego internetowego „ja", opłaciło się.

CZYTAJ TAKŻE:

  • Ch@mowo - Socjologowie zachwycają się Internetem, bo poszerza zakres publicznej debaty, wzmacnia głos wykluczonych, wyzwala obywatelską energię i chęć współpracy. Nie w Polsce. Jak to się stało, że najdoskonalsze wynalezione przez człowieka narzędzie komunikacji u nas zamieniło się w medium frustratów, ociekające jadem, zazdrością i wulgaryzmami?
  • www.anonim.kapital - Kataryna to pseudonim, który przez lata osłaniał najsłynniejszą polską bloger­kę. Gdy jedna z gazet ujawniła jej tożsamość, w Internecie i prasie wybuchła gorąca dyskusja. Pozornie tylko dotyczy ona kwestii prawa do anonimowości, prywatności, wolności słowa. To jeden z symptomów znacznie poważniejszych przemian społecznych i kulturowych podkopujących współczesną cywilizację.
  • Większa połowa - Internet skończy w tym roku oficjalnie 40 lat, ale naprawdę zaczął rozkwitać 20 lat temu, gdy wymyślono WWW, czyli Globalną Pajęczynę. Polacy, nieco spóźnieni przybysze w sieci, intensywnie nadrabiają zaległości. Ze świeżo opublikowanych danych wynika, że korzysta z niej już ponad połowa mieszkańców naszego kraju. Konsekwencje nie dadzą na siebie czekać.
  • Zaplątani w sieć - W pracy, w łóżku, w wannie, na weekendowym wyjeździe ani na chwilę nie wychodzą z sieci. Net-generacja cały czas musi być online. To wielki rynek zbytu dla producentów urządzeń i dostawców usług telekomunikacyjnych.
  • Sieciaki - Nasze dzieci, pokolenie Internetu, to istoty z innej planety. Właśnie dorosły i sięgają po władzę
  • Cyberobywatele - W cyberprzestrzeni toczy się alternatywne życie społeczne. Kto, z kim i po co tam się spotyka?


Komentarze do artykułu "Notki z Kominka"


2009-10-06 23:43:54 | Stefan Majewski
Ja tego Kominka bardzo dobrze znam... [0]
Ja tego Kominka bardzo dobrze znam...

2009-09-26 17:04:57 | proces7
Re: Notki z Kominka [1]
Każdy jest, był albo będzie trollem. Troll Hunterem jest Pan Michał Olszewski, co wyklucza go z grona
podejrzanych o trolling. Tak cytowany w powyższym tekście,. administrator Bloksa, ma ustawione i
zaprogramowane myślenie. Mnie skasował blog za dużo mniejsze "przewinienia" niźli te "kominkowe". Panu
Olszewskiemu, znanemu w kręgach Blox.pl jako Ols, nie przeszkadzało to parę lat temu -w 2006 roku -
lansować się obok Kominka w radiu TOK FM. Kominek często wstawiany był również na główną stronę portalu
Gazeta.pl (jedynkę) jako polecany blog.
Owszem, Kominek doszedł tam gdzie jest poprzez siermiężną pracę. Najpierw opanował kategorię top18 (dla
dorosłych) pisząc sporo o seksie i wstawiając nieco topornej pornografii, okraszonej rynsztokowym językiem.
Kiedy pozyskał stosowne statystyki, sprytnie przeniósł blog do ogólnego rankingu. Gdzie długi czas zajmował
pierwszą pozycję. Od kilku miesięcy nie jest już liderem, zajmuje trzecią pozycję. Ta cenna dla serwisu
Blox.pl postać, jaką niewątpliwie jest Kominek, była szczególnie i ostrożnie traktowana przez
administrację. Przecież nie zabija się kury znoszącej złote jaja.
Sam lubię Kominka, choć nie należę do jego fanów i wyznawców, mimo że nazwał mnie kiedyś "ścierwem" (siódme
ścierwo). Ale to normalny język bloksowy. Pan Michał Olszewski nazwał moją twórczość blogową "rynsztokiem".
Choć jeden z moich blogów z Bloksa paradoksalnie wygrał konkurs na Blog Roku Onetu 2007 w kategorii
"Kultura".
Wiem, że Kominek powinien zachwycać, mnie nie zachwyca jednak. Fakt i Pudelek też mają swoje rzesze fanów i
komentatorów i są najczęściej cytowanymi rzeczami w sieci. Takie życie.


2009-09-26 19:44:06 | MałaMi
Mnie również kominek nie zachwyca, podobnie jak pudelki i fakty.

2009-09-26 16:57:23 | biały królik
Re: Notki z Kominka [0]
Współczuję ludziom, którzy potrzebują internetowych blogerów, by "wyrabiać sobie zdanie na temat
otaczającego świata". Osobiście blogów nie czytam. Czasem przeglądam, trudno w to nie wdepnąć - i
utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze robię nie czytając. Zalew grafomanii, kabotynizmu, uwolnionych
frustracji. Nic więcej. Smutne, że dla niektórych ten cyberpółświatek stał się czymś w rodzaju wyroczni i
odbiera im zdolność samodzielnego myślenia... Ladies and Gentleman, the Matrix has You!
I małe Post Scriptum: tego rodzaju tematyka w dziale "Kultura"? Chyba pora zmienić nazwę na Qltoora.
Czekam na kolejny materiał z cyklu "wybitni celebryci", może o poruszających przemyśleniach Joli Rutowicz?

2009-09-26 10:50:28 | smurrfff
Re: Notki z Kominka [0]
Zdarzyło mi się wejść raz. Przez link ze strony głównej portalu Wyborcza. Nie podobało mi się. Nie mój
styl, nie moje poglądy, wulgaryzmy mnie nie kręcą ani nie uważam, że ten bardziej wybitny, kto więcej razy
publicznie przeklnie. Więcej wchodzić nie mam zamiaru. Nie bardzo rozumiem modę na kreowanie internetowych
"osobowości" typu czuły_wojtek, jasiu śmietana czy kominek. Mam wrażenie, że to wszystko klony jednego i
tego samego człowieka. Generalnie - ni smieszno, ni straszno - nuda, panie...

2009-09-25 10:19:45 | Airye
Re: Notki z Kominka [0]
Prócz tekstów typowo rozrywkowych, w których mowa o utylizowaniu "trzydziestek" itp. Kominek popełnia
teksty, które zmuszają do spojrzenia na dany problem z zupełnie innej perspektywy. Innej niż ta, którą
przedstawiają nam media. Mam na myśli konkretnie sprawy Alicji Tysiąc, Wioletty Woźniak czy Cezarego
Atamanczuka. Dzięki Kominkowi widzę te sprawy w innym świetle, dzięki Jego prześmiewczemu, szyderczemu
spojrzeniu mam szansę wyrobić sobie własne zdanie na dany temat, nie podzielam bezmyślnie opinii
innych-mając argumenty za i przeciw samodzielnie decyduję o tym, czy problem jest "biały", "czarny" czy też
"szary". Bez ostrego wzroku i ciętego języka Kominka zapewne dałabym się nakarmić papką i nie wnikała w
żadna sprawę głębiej, niż "w wiadomościach podawano". Z lenistwa.
Napisała wcześniej Beautifull_Lies że "To, że kominek pisze, że coś jest czarne, nie oznacza, że tak
myśli." Zdanie to w pełni oddaje charakter tego bloga i jego autora. Zamiłowanie do dyskusji, do wzbudzania
kontrowersji, do wstrząsania odbiorcą - to przebija z wielu, bardzo wielu tekstów Kominka.

Może się nie podobać. Może razić. Można bardzo lubić ten styl.

2009-09-25 01:16:30 | leń
Re: Notki z Kominka [1]
E no, kominek (blog) jest fenomenem i nie ma się co oszukiwać, tylko pozazdrościć pomysłu (autorowi) i
inwencji twórczej a nie ziać smoczym oddechem i pałać zazdrością, jak się jest safandułą życiową i się nie
ma pomysłu na swoje życie. Co do artykułu to cienizna. Tekst jest najprawdopodobniej mocno przez niego
zrecenzowany , albo autorzy kserują jego styl nieudolnie, włażąc mu przy okazji bez wazeliny z jakiegoś
powodu i koniec końców spieprzyli sprawę, bo wcale nie napisali fajnie i wciągająco i zachęcająco o
fenomenie tego bloga. Ja jego blog kocham i nienawidzę, co według mnie jest jedynym słusznym określeniem
się uczuciowo:)


2009-09-25 09:45:24 | aga_
Mam zupełnie inne zdanie. Ludzie którzy prowadzą naprawdę interesujące życie raczej nie siedzą na
blogach tego typu, przynajmniej nie siedzą codziennie. Natomiast co do negatywnych ocen, nie jest to
pałanie zazdrością, jak napisałeś, bo zazdrość w tym przypadku byłaby wtedy gdybym miała np. własny
blog, który nie byłbym popularny. Nie mam go, bo nie mam na to czasu. Zwyczajnie. O blogu wyrażam
opinie, tak jak ludzie wyrażają opinie o czymkolwiek na tym świecie. Opinie mogą być pozytywne jak i
negatywne. Negatywne opinie nie zawsze wynikają z zadrości.

2009-09-24 22:39:04 | gerdzina
Re: Notki z Kominka [0]
Ups, aż mi miło, że ktoś mnie licealistką nazwał, bom już raczej dama wiekowa, ale blog Kominka czytam od
dawna. I wiecie co? Dobrze mi z tym, bo mi zaraz humor lepszy przychodzi, a życie za krótkie, żeby tylko
smętnymi sprawami mózg zaprzątać. Ludzie, którzy uważają się za lepszych, mądrzejszych i ponad wszystko,
raczej wiodą smętne żywota, bo właśnie dystans do siebie i świata jest tym, co sprawia, że życie jest
piękne. No, ale to już sprawa każdego człeka z osobna. Jest wolność i każdy czyta, co chce. Ja czytam
Kominka.

2009-09-24 21:36:31 | Alina W.
Drugi po Kominku będzie Zgredaktor [0]
Komin się już skończył, teraz liczy się tylko blog "Okiem Zgredaktora" ;)

2009-09-24 19:50:27 | i_coz_z_tego
Re: Notki z Kominka [0]
A Kominek siedzi i cieszy się bo zarabia na swoich antyfanach...Alabala!

2009-09-24 18:04:14 | ai78
Re: Notki z Kominka [1]
Zadałem sobie trud przeczytania kilku tekstów Kominka. Szkoda czasu. Banał i pustka.


2009-09-24 19:58:32 | infantka
ten text pisal kominek
ten styl te slowa i caly on
bufon nad bufony
n

2009-09-24 16:27:48 | Kalimali
Re: Notki z Kominka [1]
Do wszystkich którzy "zatrzymali się na poziomie gimnazjum i liceum" po pierwsze nikt nie ma przymusu
czytania jego blogów, jednemu przypadną do gustu drugiemu nie. Po drugie kominek sam informuje wszystkich
na stronie głównej "To nie jest miejsce dla ciebie, jeżeli twoje życie składa się ze złudzeń"


2009-09-25 20:39:26 | Sowa
powinienem teraz Cię znaleść i przkopać dupe za to gimnazjum i liceum nigdy prze nigdy nie oceniaj
przez pryzmat wieku

2009-09-24 15:53:34 | shem
Re: Notki z Kominka [0]
Ostatnimi miesiącami "Polityka" co raz bardzie pogrąża się w otchłani durnowatości, produkując tego typu
głupie artykuły o niczym. Jestem rozczarowany.

2009-09-24 15:34:32 | pies1
Kominek to ewenement. [0]
Czytam go systematycznie od początku 2006. Co ciekawe do niedawna nie czytałem, żadnego innego bloga, bo z
żaden mu do pięt nie dorastał.

Dopiero blog Palikota na onet.pl jest moim zdaniem porównywanie dobry.

2009-09-24 13:49:29 | SiwaKlucha
Re: Notki z Kominka [0]
Nie ocenia się książki po okładce, a Kominka po jednym tekście!
Przynajmniej moim skromnym zdaniem. Trafiłam na Jego blog kilka miesięcy temu, przez znajomą, która podała
mi link do jednego ze znajdujących się tam tekstów. Po przeczytaniu pierwsze wrażenie było - zabawne,
wulgarne, lekko napisane, chwytliwe - nic poza tym. Ale ze względu na fakt, że zawsze muszę obejrzeć
dokładnie całość, żeby się wypowiadać o czymkolwiek zaczęłam czytać tekst po tekście. Teraz na blogu jestem
codziennie, przeczytałam każdy możliwy tekst i zakochałam się wręcz w stylu Kominka. Apeluje więc nie
oceniajcie po jednym tekście! A jeśli już musicie to przeczytajcie np. "Życie ukryte w milczeniu" czy
"Latawiec" i wtedy dopiero stwierdźcie, czy rzeczywiście
"Rozwój intelektualny i emocjonalny zarówno gospodarza, jak i gości zatrzymał się w wieku 15 lat.
Szkoda czasu."
czy może wprost przeciwnie.

2009-09-24 13:12:00 | inf0war$
Re: Notki z Kominka [2]
Nigdy nie slyszalem o kominku tak wiec poganlem by zajrzec co w trawie piszczy. Kominek to zenada godna
celebrytow.


2009-09-24 14:46:42 | Emi
Jeżeli wypowiadasz sie negatywnie, oceniajac takze mnie jako zenująca ponieważ stałą czytelniczkę
przytocz proszę przykład bloga cieszący sie podobną popularnością. Moze sam piszesz coś czym mozesz się
pochwalic i oczywiscie w Twojej opinii nie jest to zenadą. Z niecierpliwościa czekam na linka.


2009-09-24 23:13:37 | faust
A co to za argument? Popularność nigdy nie bedzie wyznacznikiem wartości, bo wartość to nie tylko
liczba kliknięć tylko bardziej złożona sprawa. Prośba o podanie blogów bardziej popularnych niż
kominek przypomina mi przekrzykiwanie gimnazjalistów czy to jego idol sprzedał więcej płyt czy może
ktoś inny.. Poza tym ten blog jest o życiu, tak? Czyli o wszystkim, wiec o niczym. A tak się składa,
że większość inteligentnych ludzi ma zainteresowania, więc czyta głownie blogi tematyczne, ktore
niejako z definicji mają mniej czytelników bo mają mniejszy target. Ale musze przyznać, ze gość
przynajmniej dba o język polski i pisze bez błędów co w dobie pisania "żadko" czy "wogule" zasługuje
na oklaski.

2009-09-24 11:19:44 | kryysa
Re: Notki z Kominka [0]
A ja chaciałabym bronić redakcję POLITYKI. Bo nawet jeśli blogi Kominka nie są najwyższych lotów, to nie
można tego zjawiska ignorować i o nim po prostu nie pisać. W ten sposób nie należałoby skazać na medialny
niebyt Dodę, Leppera, reprezentację polski w piłce nożnej. Tekst jest wyważony i ciekawy, dowiedziałam się
z niego rzeczy dla mnie nowych.

2009-09-23 15:59:56 | gosc
Re: Notki z Kominka [0]
Jestem rozczarowany, że wynurzenia typowego internetowego prymitywa doczekały się nobilitacji w postaci
artykułu w takim piśmie jak "Polityka". Ten blog to typowy wykwit internetowej "kultury", spotworniałej
wersji kultury popularnej i masowej komunikacji, w której liczba kliknięć jest jedynym miernikiem
istotności. Żałosne. Obrzydliwe. Żenujące.

2009-09-23 14:32:23 | mw
Re: Notki z Kominka [0]
O Kominku i jego blogu dowiedziałem się z powyższego artykułu. Zajrzałem więc do części "tv". Ale tam
komentarze to tylko pretekst, żeby pisać (bardzo naiwnie zresztą) o seksie i defekacji. Może miałem pecha w
wyborze (na chybił trafił) tematów i komentarzy? Poziom b. niziutki. Zupełnie bezzębne teksty i komentarze.
Rzeczywiście, jak zauważyli 'przedmówcy" - gimnazjum i pierwsza klasa liceum może. Jedyne, co interesuje,
to zdjęcia niektórych dziewczyn - komentatorek. Nie dziwię się, że nawet pisząc o polityce i mediach, mają
na myśli seks. Też bym miał... Typowa, polska chała ten Kominek. Nam jednak wszystkim brak profesjonalizmu.
Nie tylko PZPN-owi.

2009-09-23 13:16:16 | zwierzoczłekoupiór
Re: Notki z Kominka [7]
Gnana ciekawością, zajrzałam na blog Kominka, oczekując intelektualnych prowokacji i niezłej rozrywki.
Niestety, znalazłam tam pogaduszki rodem z licealnych imprez. Takie mętne dywagacje na tzw."życiowe"
tematy. Rozwój intelektualny i emocjonalny zarówno gospodarza, jak i gości zatrzymał się w wieku 15 lat.
Szkoda czasu.


2009-09-23 13:53:34 | markiz_de
"znalazłam tam pogaduszki rodem z licealnych imprez"

I to jest, niestety, najlepsze podsumowanie tego bloga. Gość jest popularny, tak jak popularna jest
Britney Spears czy swego czasu Disco Polo i Andrzej Lepper. Trafia w gusta mas i nic poza tym.


2009-09-24 15:57:10 | pk
Czytają tekst na chybił-trafił nie ma szans na zrozumienie 'fenomenu' (tak nazwijmy tą popularność).
Trzeba mieć specyficzne poczucie humoru, dystans do siebie i wielu spraw, i zrozumieć to, ze cały
ten blog to pewnego rodzaju konwencja. Stąd te niepochlebne opinie właśnie tych, którzy pierwszy raz
mają z nim kontakt.


2009-09-24 20:47:54 | markiz_de
Niestety muszę sprostować. O blogu kominka dowiedziałem się nie z tego artykułu "Polityki", tylko
znacznie wcześniej (mniejsza o to skąd). Przeczytałem znacznie więcej niż "tekst na
chybił-trafił", ponieważ nie mam w zwyczaju wypowiadać się na temat, którego nie poznałem dobrze.
Szanuję autora, ponieważ zdobył popularność, a na tym zapewne mu zależało, zatem osiągnął swój
cel. I na tym się kończą pochwały. Większość tekstów nie prezentuje bowiem żadnej wartości i
służy głownie rozrywce trafiającej w gusta mas, część prezentuje wartość niewielką. Znajdą się
też teksty dobre, jednak pojawiają się na tyle rzadko, że nie można tego uznać za normę.
Natomiast co do Twojego zdania "Trzeba mieć specyficzne poczucie humoru, dystans do siebie i
wielu spraw, i zrozumieć to, ze cały
ten blog to pewnego rodzaju konwencja." to niestety, ale specyficzne poczucie humoru i dystans są
też warunkami do lepszego poznania wielu dzieł artystycznych, ale czy to znaczy, że te dzieła są
wartościowe właśnie z tego powodu czy może mają jeszcze jakieś inne zalety? Poza tym konwencja
również może podlegać ocenie. Na koniec napisze tylko, że to jest strona "Polityki" i jako
wieloletni czytelnik tygodnika korzystam właśnie tutaj z możliwości wyrażenia swojego zdania, a
nie na tamtym blogu. Zauważyłem, że ludzie tam piszący uważają, że mają monopol na rację
(szczególnie dotyczy to ocen bloga). Chciałbym więc życzyć wam więcej tolerancji, szerszego
spojrzenia na sprawę, bardziej otwartego umysłu aby dostrzec, że ten blog jest przez niektórych
ludzi uważany za mało wartościowy. Czy tych ludzi jest dziesięciu czy tylu ilu zwolenników bloga
- nie wiem, jednak oni istnieją, mają zapewne inne rzeczy do roboty niż czytanie "kominka". I
bardzo bym prosił o uszanowanie tego, bo fanatyzm każdego rodzaju jest groźny i to jest zdanie
nie tylko moje. Mimo wszystko wszystkich serdecznie pozdrawiam!


2009-09-25 08:02:35 | bluzgacz
Zgadzam sie z Toba. Cholernie nudny blog z masa wyznawcow-fanatykow.


2009-09-24 14:53:23 | Beautifull_Lies
Nie potraficie podejść do jego tekstów z odpowiednim dystansem.
Sama odkryłam ze do bloga kominka trzeba dojrzeć.
To, że kominek pisze, że coś jest czarne, nie oznacza, że tak myśli.


Może jednak widać to dopiero kiedy pozna się Kominka.

Bardzo polecam.


2009-09-24 13:58:41 | kochamkominka
Markizie, Zwierzoczlekoupiorze, MW i inni zawiedzeni rzekomo niskim poziomem blogow Kominka, nie
pozostaje mi nic inego, jak poprosic Was o adresy blogow ciekawszych, na wyzszym poziomie i
popularniejszych, gdzie spolecznosc jest bardziej inteligentna, a autor ciekawszym czlowiekiem.
Czekam niecierpliwie na linki. A najlepiej, by byly to linki do WASZYCH WLASNYCH blogow
spelniajacych powyzsze kryteria.


2009-09-25 01:06:46 | pfff
Zawsze wydawało mi się, że nie trzeba być malarzem/pisarzem/autorem bloga, żeby stwierdzić
publicznie, że jakiś obraz/książka/blog mi się nie podoba.
Inną sprawą jest cienka granica między wyrażaniem swojego zdania a obrażaniem innych. Co innego
powiedzieć, że coś się nie podoba, nie trafia w nasze gusta, a stwierdzić, że wszyscy zwolennicy
są idiotami.
love Kominek. love kominkowy regulamin.

Cud w Sokółce. Czerwona substancja

Michał Olszewski / 06.10.2009
Na razie jest cicho. Pielgrzymów nie ma, wiatr hula po parkingu. Ale co będzie, jeśli Kościół przyzna, że w Sokółce rzeczywiście zdarzył się cud?
Kościół św. Antoniego, Sokółka, 1 października 2009 r. / fot. Michał Kość / Reporter
Kościół św. Antoniego, Sokółka, 1 października 2009 r. / fot. Michał Kość / Reporter




Fakty dawkowane są skąpo i ujrzały światło dzienne dopiero teraz.

W styczniu 2009 r. jeden z księży parafii św. Antoniego Padewskiego w podlaskiej Sokółce upuścił na podłogę komunikant. Zgodnie ze zwyczajem, hostia została włożona do naczynia liturgicznego wypełnionego wodą i zamknięta w tabernakulum, by mogła się rozpuścić.

Ks. Stanisław Gniedziejko, energiczny, wiecznie zajęty proboszcz, wyjaśnia w przelocie między Mszą a spotkaniem z kolegami z seminarium: – Po kilku dniach zajrzeliśmy do środka, okazało się, że woda ma kolor czerwony, a na hostii widać czerwoną substancję. Poinformowaliśmy kurię, sprawą zajęli się naukowcy z Akademii Medycznej w Białymstoku.

Wyniki badań pokazały, że na hostii widać fragment ludzkiego mięśnia sercowego. – To, co widziałem, wskazuje na taką właśnie tkankę, a przynajmniej ze wszystkich znanych tkanek najbardziej ją przypomina – przyznaje ostrożnie prof. Stanisław Sulkowski, białostocki patomorfolog z 30-letnim stażem, który badał fragment. Mówi, że nigdy z czymś podobnym nie miał do czynienia. Jest wierzący, ale w badaniach nie ma to nic do rzeczy – liczy się materia.

Kuria powołała specjalną komisję, w skład której weszło trzech profesorów teologii z białostockiego seminarium – jeśli uznają, że doszło do zjawiska nadprzyrodzonego, powiadomią Watykan. Na razie nikt w kurii nie chce jednoznacznie stwierdzić, czy w Sokółce doszło do cudu eucharystycznego.

Po II wojnie światowej w północno-wschodniej części Polski o możliwości cudu mówiono dwukrotnie. W połowie maja 1965 r. 14-letniej mieszkance położonego 30 km na południe od Białegostoku Zabłudowa miała się ukazać Matka Boska, zapowiadając dokładną datę kolejnego objawienia. W oznaczony dzień do miejscowości zjechało ponad tysiąc wiernych; żeby ich rozpędzić, milicja użyła broni, z drugiej strony poleciały kamienie. Matka Boska się nie ukazała, Kościół objawienia nie uznał.

Pomiędzy 11 a 14 września 1981 r. w oddalonym 130 km na północ od Sokółki mazurskim Olecku z krzyża przy kościele Podwyższenia Krzyża Świętego spływała czerwona ciecz. Błyskawicznie rozeszła się informacja, że to krew, do Olecka zaczęli zjeżdżać wierni z Mazur i Podlasia, trwały całonocne czuwania. Kościół cudu nie uznał.

Jeśli ktoś oczekiwał, że informacje o czerwonym fragmencie na hostii w Sokółce wywołają podobne poruszenie, musi się zawieść.

Ważniejsze tematy

– Ale żeby cud, w takiej pipidówie jak nasza? Ja katolik jestem, i to praktykujący, ale uwierzyć trudno – wiceburmistrz Krzysztof Szczebiot nie kryje sceptycyzmu. Więc jak to, kilka minut spacerem od jego biura, od urzędowych wnętrz, żaluzji wertykalnych, dziury budżetowej w wysokości 700 tys. zł, kosztorysów na budowę kanalizacji, petenta deklarującego, że jeśli miasto nie rozwiąże sprawy z uciążliwym sklepem, to on odbierze sobie życie, kilka minut dosłownie, w tabernakulum na plebanii, leży hostia z fragmentem mięśnia sercowego?

Sokółka, 20-tysięczne miasto zagubione w pół drogi między Białymstokiem a Grodnem, nie wygląda na przygniecione wiadomością o cudownym zdarzeniu. Kilka dni po potwierdzeniu informacji przez abp. Edwarda Ozorowskiego, metropolitę białostockiego, pod kościołem ani w jego wnętrzu nie widać tłumów. Nie ma całonocnych czuwań, z regionu nie nadjeżdżają pekaesami starsze kobiety w kolorowych chustkach. O cudzie nie chcą również rozmawiać księża z parafii, zalecają jednak modlitwę. Między niskimi blokami z prefabrykatów i resztkami carskiej architektury mocno wieje, życie toczy się powoli, na Mszy w pierwszy czwartek miesiąca gimnazjaliści spod chóru odbierają sms-y i próbują przedrzeć się do wyjścia przez drzwi, których broni katechetka. Jeden z księży apeluje, żeby się zapisywać na pielgrzymkę różańcową do sanktuarium w Różanym Stoku, bo na razie zebrało się 15 osób, i jeśli nie uda się zapełnić choćby jednego autokaru, będzie wstyd moralny. Grabarze spod kostnicy przekonują, że cały ten cud jest wymysłem dziennikarzy. Po zmroku ulice błyskawicznie pustoszeją, tylko w barze „Pod Rybką” pękają kolejne kufle piwa, nad automatami pochylają się podpite chłopaki. Są ważniejsze tematy: piłka, polityka.

Sokólski cud, i tu trzeba przyznać rację grabarzom, rozgrywa się głównie w gazetach lokalnych. Jedna odtwarza hagiograficzne legendy, które podobno już zaczęły krążyć po mieście.

Czy wiecie, że ta hostia przemieniła się w bijące serce?

Czy wiecie, że wrzucona do wody hostia rozpuściła się, a następnie przemieniła w tkankę mięśnia sercowego?

Czy słyszeliście już wersję o śladach krwi pozostawionych na chuście liturgicznej? Te ślady nieustannie zmieniały swoją barwę z różowej na czerwoną.

Gazety przypominają, jak w połowie lat 80. po Sokółce rozeszła się wieść, że na twarzy Matki Boskiej z frontonu kościoła pojawiły się rysy, a kiedy dojdą do serca, nastąpi koniec świata. Wtedy to było ludzkie gadanie, a teraz sprawa jest poważna.

Co ciekawe, ludność miejscowa, zaczepiana w pociągu, na stacji kolejowej czy ulicach, nie wie na ten temat nic. Ludność miejscowa, nawet ta w wieku późnym, w chustkach przykrywających posiwiałe włosy, mówi słowa, jakich nie zwykliśmy oczekiwać w takich momentach. Że nie ma co brać do głowy, bo to księża dla promocji wymyślili. Albo że wszystko to sprawka chuliganów, może głupich ministrantów, którzy chcieli wyciąć dowcip proboszczowi.

Pielgrzym znaczy rozkwit

Na cud można spojrzeć też pragmatycznie.

Krzysztof Szczebiot chwyta za telefon. Dzwoni do miejscowego muzeum, żeby zapytać o liczbę zwiedzających w tym roku. Nie jest ich dużo, raptem 3 tysiące, co daje przybliżone pojęcie o ruchu turystycznym w mieście. – I gdyby tak okazało się, że... – Szczebiot zawiesza na chwilę głos. – No, głupio mówić, bo tu cud, a tu takie przyziemne myślenie. Ale ja jestem urzędnikiem. Jakby zaczęli pielgrzymi przyjeżdżać, bardzo by to miastu pomogło, bardzo. Każdy tutaj o tym pomyślał. Ludzie by zarobili. 700 tysięcy brakuje nam na wypłaty.

Nadzieje podtrzymał abp Ozorowski. W ubiegłym tygodniu przyjechał do Sokółki, parafianie usłyszeli, że być może do ich miejscowości będą pielgrzymować wierni z całego świata. To rozpala wyobraźnię: można zamknąć oczy i zobaczyć wielki parking wypchany po brzegi autokarami, egzotycznych pielgrzymów, zarezerwowane miejsca w hotelach, bujny rozkwit usług turystycznych, podlaskie Łagiewniki.

Wydarzeniom w Sokółce pilnie przygląda się dr Maciej Krzywosz, socjolog, który na Uniwersytecie w Białymstoku stworzył Pracownię Badań i Dokumentacji Zjawisk Mirakularnych. Krzywosz nie wypowiada się na temat prawdziwości obserwowanych zjawisk, zostawiając te kwestie teologom. Interesują go mechanizmy społeczne, jakie działają podczas objawień. Zwraca uwagę, że mimo największej liczby powołań w stosunku do liczby parafian i opinii regionu niezwykle religijnego, archidiecezja białostocka nie jest regionem obfitującym w objawienia. – Sokółka jest ciekawa z kilku powodów. Cuda eucharystyczne zdarzają się naprawdę rzadko, w Polsce dominują zdarzenia związane z kultem maryjnym. Ludzie zazwyczaj widzą Matkę Boską w chmurach lub na szybie – opowiada. – Oczywiście, to ciekawe, że przy okazji tajemnicy duchowej włącza się myślenie promocyjne, ale nie ma w nim nic dziwnego, tym bardziej że gdyby cud został uznany, ranga Sokółki na religijnej mapie Europy na pewno by wzrosła. Po drugie, w Sokółce nie ma typowej dla cudów hierarchii społecznej, czyli ścisłego kręgu wtajemniczonych, którzy widzieli bądź mają bezpośredni kontakt z tymi, którzy widzieli, i sterują wiernymi. Tę rolę przejęły media. Po trzecie, ciekawy jest spokój, z jakim miejscowi przyjmują ten fakt. Często się zdarza, że objawienia mają miejsce w momentach wielkich napięć społecznych, jak w Olecku. Teraz takiego klimatu nie ma.

Część jej twarzy

Masywna, pięcionawowa bryła kolegiaty pw. św. Antoniego zamknięta jest między dwoma symbolami. Od strony miasta, tam, gdzie wiszą wielkie billboardy „Niewinny judasz (drzwi i okna)” oraz „Wszyscy jesteśmy zatanistami (sprawdź w internecie)”, wznosi się wysoki krzyż poświęcony 1000 mieszkańców wywiezionych przez NKWD do Kazachstanu i na Syberię. Z ramion krzyża zwisają ogniwa grubego łańcucha z zadziorami jak w koronie cierniowej. Kiedy zrywa się wiatr, tańczą na wszystkie strony.

Na wzgórzu za kościołem, tam, gdzie cmentarz, rośnie wielka lipa. Wokół pnia wije się sczerniały ze starości sznur, z węzłami i supłami, w korę wbite pinezkami wyblakłe zdjęcie męczennika, pod sznur powtykane fragmenty krucyfiksów. To symboliczny grób ks. Jerzego Popiełuszki, którego rodzinna miejscowość znajduje się niedaleko.

Napisać, że w tej ograniczonej dwoma symbolicznymi znakami przestrzeni nie dzieje się nic, byłoby nadużyciem. Wystarczy stanąć przed kościołem i porozmawiać z kobietami, które otwierają potężne drzwi i wychodzą na wiatr. Okazuje się, że pod pozorami spokoju i ostrożności pulsują emocje.

Zofia, parafianka w średnim wieku, szczelnie opasana ciepłą kurtką, na pytanie o cud odpowiada błyskawicznie: – Modlę się więcej i myślę o zdarzeniach, których nie potrafię sobie wytłumaczyć. Było kiedyś tak, że syn odwoził dziewczynę do Białegostoku. Jak wracał, autem uderzył w słup, tą stroną, po której chwilę wcześniej siedziała dziewczyna. A ja się wtedy modliłam. Nie wierzę, że to przypadek. I jeszcze kilka razy tak się zdarzyło, że modlitwa pomogła. Nie wiem, co z tym cudem, ksiądz mówi, żeby czekać cierpliwie, to czekam.

Teresa Szarkowska, roześmiana parafianka, ciągle w drodze między Sokółką a Nowym Jorkiem: – Jestem zachwycona tą możliwością, tak, zachwycona. Wielka szansa dla nas, wielki dar. Więcej osób będzie się modlić, taki znak jest wezwaniem. Czy ja wierzę w cuda? Wyszłam z nowotworu złośliwego, nie wiem, na jak długo, ale ciągle jestem zdrowa. I mam przekonanie, że to dzięki moim modlitwom do Matki Boskiej i świętego Antoniego. Kiedyś, w chorobie, śniłam, że proszę: „Matko, jeśli coś jeszcze ze mnie będzie, jeśli mam żyć, daj mi znak, pokaż swoją twarz”. I dokładnie pamiętam, co wtedy zobaczyłam. Widziałam część jej twarzy. Niektórzy się śmieją, jak im o tym opowiadam.

B. (nieufna 50-latka, nie chce podać nawet całego imienia): – Sokółka to dziwne miejsce, niby bardzo katolickie, ale jak jedzie się w autobusie do Białegostoku z różańcem w dłoni, to ludzie dziwnie patrzą. Może teraz będzie inaczej?

***

Na razie jest cicho. Pielgrzymów nie ma, wiatr hula po parkingu. Znad cmentarza lecą wrony, na ramionach krzyża miarowo kołyszą się łańcuchy. Wiceburmistrz pracuje spokojnie, znudzona ekipa dziennikarzy dopala papierosy i wraca do Białegostoku.

Dr Krzywosz zwraca uwagę, że ostrożność Kościoła i parafian ma głębokie uzasadnienie. – Już po pierwszych informacjach w prasie pojawiły się komentarze na forach internetowych, wyśmiewające całą sprawę – wskazuje. – Ludzie, którzy opowiadają o cudach, muszą się liczyć z łatką ciemnogrodu, zacofanych, hołdujących zabobonom. Również z tej przyczyny ostrożność zachowuje Kościół, który próbuje nie dopuszczać do tego, by poważne zdarzenie zmienić w kabaret. Inna sprawa, że Kościół nigdy nie był przychylny cudom, zbyt często tracił bowiem nad nimi kontrolę. Polskie objawienia dzieją się zazwyczaj poza nim, księża mają mały wpływ na nie. Ale tutaj zdarzenie rozegrało się w świątyni, świadkiem był ksiądz, więc takiego niebezpieczeństwa nie ma.

Prof. Sulkowski: Dla mnie nawet ważniejsze od odpowiedzi napytanie, jakiego pochodzenia jest tkanka, jest to, czy mogło dojść do manipulacji, czyli udziału osób trzecich. Po przeprowadzonych badaniach mam przekonanie, że manipulacji nie było. Jednak ostateczna ocena należy do władz Kościoła. W tej chwili za wcześnie, by cokolwiek przesądzać.

Ks. Gniedziejko mówi, że jest dumny ze swoich parafian. Bo nie stracili głowy, nie narobili zamieszania. Przy każdej okazji przypomina im, żeby, niezależnie od decyzji białostockich teologów, niezależnie od tego, co stanie się z czerwonym fragmentem zamkniętym w tabernakulum na plebanii, pamiętali o jednym.

Prawdziwy cud eucharystyczny dzieje się podczas każdej Mszy.

wtorek, 6 października 2009

Szykuje się polityczne trzęsienie ziemi. Oto plan Tuska

Fakty TVN/Teraz MY, JG/19:22

Donald Tusk, fot. PAP/Radek Pietruszka
PAP

Jak podały Fakty TVN, premier Donald Tusk szykuje ucieczkę do przodu po aferze hazardowej. To będzie prawdziwe trzęsienie ziemi. Do gabinetu premiera może trafić Włodzimierz Cimoszewicz.
Według Faktów, które po części powtarzają ustalenia dziennikarzy TVN "Teraz MY", zdymisjonowany ma zostać Grzegorz Schetyna, minister spraw wewnętrznych i administracji. Również Andrzej Czuma, szef resortu sprawiedliwości, ma się pożegnać ze stanowiskiem.

Byłyby to kolejne już dymisje po odejściu Mirosława Drzewieckiego (byłego ministra sportu) i Zbigniewa Chlebowskiego (byłego już szefa klubu PO).

Kto miałby zastąpić zdymisjonowanych ministrów? Fakty TVN wskazują na Włodzimierza Cimoszewicza, który mógłby objąć tak stanowisko ministra spraw zagranicznych jak i resortu sprawiedliwości. W tym pierwszym przypadku musiałby zastąpić Radosława Sikorskiego, który cieszy się jednak dużym poparciem społecznym. Dotychczasowy szef MSZ mógłby zatem objąć resort obrony narodowej.