sobota, 10 października 2009

MŚ do lat 20 wkroczyły w fazę ćwierćfinałową

lm
2009-10-09, ostatnia aktualizacja 2009-10-09 22:58

W pierwszych dwóch ćwierćfinałowych spotkaniach rozgrywanych w Egipcie młodzieżowych mistrzostw świata w piłce nożnej Ghana pokonała Koreę Południową 3:2, a Węgrzy po fenomenalnym spotkaniu w takim samym stosunku pokonali po dogrywce Włochów. Dwie bramki zdobył jeden z największych talentów na turnieju Krisztian Nemeth.

SERWISY
Ransford Osei miał grać w Legii »

Jednego z goli dla afrykańskiej drużyny, swoją czwartą w turnieju, zdobył Ransford Osei, który w lutym ubiegłego roku był bliski przejścia dl Legii Warszawa. Wtedy transfer zablokowała FIFA.

Wcześniej Ghana wygrała dość pewnie grupę D z siedmioma punktami i ośmioma bramkami strzelonymi oraz trzema straconymi, potem pokonując w 1/8 finału po dogrywce RPA 2:1. W tej samej grupie co Ghana grała reprezentacja Anglii, która na egipski turniej pojechała bez wielu młodych gwiazd, na przykład grającego w Arsenalu Jacka Wilshere`a. Wyspiarze na turnieju zaprezentowali się fatalnie, przegrywając z Urugwajem 0:1 i Ghaną 0:4 oraz zaledwie remisując z Uzbekistanem 1:1.

Znakomite spotkanie rozegrali piłkarze z Włoch i z Węgier. Ci pierwsi w 1/8 finału pokonali 3:1 jednych z faworytów do tytułu - młodych Hiszpanów, ci drudzy w rzutach karnych (po 2:2 w regulaminowym czasie gry) wyeliminowali Czechów.

Choć stawiano raczej na młodzieżową Squadra Azzurra, Węgrzy już w 2. minucie objęli prowadzenie po rzucie karnym wyegzekwowanym przez Komana. Wyrównał dopiero 80 minut później Antonio Mazzotta.

Prawdziwa walka rozpoczęła się jednak dopiero w dogrywce. W 112. minucie prowadzenie Węgrom zapewnił jeden z największych talentów tamtejszej piłki - wypożyczony z Liverpoolu do AEK Ateny Krisztian Nemeth. Radość niżej notowanych podopiecznych Sandora Egervariego trwała jednak niecałą minutę, bo po fantastycznej solowej akcji wyrównał Bonaventura. Kolejne 240 sekund później znów trafił Nemeth i to Węgrzy cieszyli się ze zwycięstwa.

W sobotnich ćwierćfinałach zmierzą się ze sobą Brazylia i Niemcy (16:30) oraz Kostaryka ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi (20:00).

Wyniki piątkowych ćwierćfinałów:

Korea Południowa - Ghana 2:3

P.H. Seong 31., K. Dong-Sub 82. - D.. Adiyah 8., 32., R. Osei 28.

Włochy - Węgry 2:3

A. Mazzotta 82., G. Bonaventura 113. - V. Koman 2., K. Nemeth 112., 117.

Skacowany Stockinger zagrał dzień po wypadku


  • Data publikacji: 10.10.2009 05:00
Tomasz Stockinger (54 l.) miał wczoraj ciężki dzień. Na strasznym kacu, z poczuciem wiszącego nad nim wyroku więzienia, musiał grać szlachetnego doktora Lubicza w serialu "Klan". Niemal o świcie stawił się na planie. Niełatwo mu jednak było wejść w skórę porządnego człowieka. Dzień wcześniej aktor kompletnie pijany staranował seatem dwa inne samochody.
Po kraksie nawet nie wysiadł z auta, by pomóc rannej kobiecie. Poszkodowanym pomachał jedynie przez uchylone okienko kartą kredytową i wybełkotał, że za wszystko zapłaci. Po czym uciekł z miejsca wypadku.
Wczoraj dotarliśmy do uczestników kolizji, którą w czwartek pod Piasecznem spowodował pijany Stockinger. Ich relacja dotycząca zachowania aktora jest szokująca. - Mam założony kołnierz ortopedyczny i jestem cała obolała. Ciężko mi rozmawiać o tym, co się stało - mówi "Super Expressowi" Monika R. (40 l.), która prowadziła forda ka.
Jej auto jako pierwsze zostało uderzone przez seata kierowanego przez pijanego aktora. Prawdopodobnie nie będzie się nadawać do naprawy. Mąż pokrzywdzonej kobiety zapowiedział, że będzie żądał w sądzie odszkodowania od Stockingera.
Seat toledo, drugi samochód, który brał udział w kolizji, jest mniej uszkodzony. Bez szwanku wyszło też jadące nim małżeństwo. - Razem z żoną jechaliśmy na pogrzeb, samochody przed nami zatrzymały się, bo jeden z nich skręcał w lewo. Już ruszaliśmy, gdy usłyszeliśmy huk i poczuliśmy uderzenie - opowiada Stanisław Drozdowski (58 l.), weterynarz z Warszawy. - Mój seat został lekko uszkodzony. Wgiął się zderzak przy klapie bagażnika - pokazuje mężczyzna.
Po tym, jak auto aktora najechało na ruszające przed nim samochody, Stockinger zatrzymał się na chwilę na poboczu i pokazał swoje bezczelne gwiazdorskie oblicze. - Przez uchyloną szybę pokazywał nam kartę kredytową i bełkotał, że za wszystko zapłaci, ale nagle zaczął powoli ruszać i odjechał.
Stockingera patrol policji zatrzymał dopiero przy wjeździe do Góry Kalwarii. Aktor trafił do Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie. Trzy badania wykazały u niego ponad 2 promile alkoholu w organizmie. - Za pierwszym razem gwiazdor wydmuchał 2,3 promila - mówi policjant z piaseczyńskiej komendy.
Aktora i jego samochód z Piaseczna odebrał jego syn. Stockingerowi grożą teraz za jazdę po pijaku 2 lata więzienia, już stracił prawo jazdy. Przed sądem grodzkim odpowie też za spowodowanie kolizji i ucieczkę. We wtorek gwiazdor będzie się musiał znów pojawić w piaseczyńskiej komendzie, gdzie policja na polecenie prokuratury przedstawi mu zarzuty.
A tymczasem wczoraj Stockinger stawił się na planie serialu. Jak dowiedział się "Super Express", producenci "Klanu" nie zamierzają rezygnować ze swojego gwiazdora. W końcu jest z nimi od 12 lat.
- Pan Tomasz ze swoich obowiązków wywiązuje się dobrze. Nie mamy więc podstaw, by traktować go inaczej niż do tej pory. Oczywiście jesteśmy za równym traktowaniem obywateli, ubolewamy nad tym, co się stało, ale to prywatna sprawa pana Tomasza - mówi Iwona Balcerak, rzecznik prasowy produkcji.
- Prawdopodobnie nic nie zostanie zmienione w scenariuszu, bo za jazdę po pijanemu nie wsadzają do więzienia i nie będzie potrzeby go "uśmiercać" - tłumaczy osoba związana z serialem. - Wszyscy o tym będą chcieli szybko zapomnieć.
O sprawie długo nie zapomną jednak ludzie, których pijany gwiazdor tak bezczelnie potraktował.

Lech Kaczyński w południe podpisze Traktat Lizboński

zsz
2009-10-10, ostatnia aktualizacja 27 minut temu

Minął tydzień od referendum w Irlandii, które wygrali zwolennicy Traktatu. Prezydent podpisze dziś dokument ratyfikacyjny w obecności m.in. premiera Donalda Tuska, przewodniczącego PE Jerzego Buzka oraz szefa Komisji Europejskiej José Manuela Barroso.

Lech Kaczyński
Lech Kaczyński - Fot. Sławomir Kamiński / AG
Lech Kaczyński
Prezydent Lech Kaczyński wielokrotnie zapowiadał, że gdy tylko Irlandczycy powiedzą "tak" Traktatowi Lizbońskiemu, niezwłocznie podpisze ratyfikację polskiego parlamentu. Od przyjęcia Traktatu przez polski Sejm mija dziś 557 dni.

Przez ostatnie siedem dni media spekulowały, kiedy prezydent zdecyduje się podpisać Traktat. Aleksander Szczygło mówił m.in. o niedzieli wieczorem, lecz informację tę zdementował prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Uroczysta ceremonia podpisania

Prezydencki minister Paweł Wypych podał, że prezydentowi zależy na godnej oprawie uroczystości podpisania dokumentu. Ceremonia podpisania dokumentu ratyfikacyjnego odbędzie się dziś w samo południe w Pałacu Prezydenckim.

Wśród gości pojawią się premier Donald Tusk, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. Najprawdopodobniej przyjedzie także premier przewodniczącej UE Szwecji Frederik Reinfeldt.

Gdy Lech Kaczyński ratyfikuje Traktat Lizboński, zabraknie tylko podpisu prezydenta Czech Vaclava Klausa, by dokument mógł wejść w życie.

Półtora roku czekania

Sprawa podpisu ciągnie się od wiosny 2008 r. Wówczas w Sejmie wybuchł spór o to, czy ustawa o ratyfikacji traktatu powinna być opatrzona ustawą kompetencyjną, która regulowałaby relacje między władzami Polski a UE. Lech Kaczyński w wygłoszonym orędziu tłumaczył, że po przyjęciu dokumentu Polsce mogą grozić m.in. niemieckie roszczenia i wprowadzenie małżeństw homoseksualnych.

Po rozmowie z premierem Tuskiem spór udało się załagodzić. Prezydent jednak odmówił podpisu, powołując się na "prawo sprzeciwu każdego narodu europejskiego". Obiecał wówczas podpis po referendum w Irlandii.