sobota, 9 kwietnia 2011

Dlaczego musiało dojść do katastrofy smoleńskiej

09-04-2011, ostatnia aktualizacja 09-04-2011 00:00

Raport Zespołu Ekspertów Niezależnych nie jest polemiką z technicznymi ustaleniami specjalistów polskich lub rosyjskich. Przedstawiamy w nim fakty i wskazania, co należy zrobić, aby zacząć odbudowywać rozbity system bezpieczeństwa Polski.

Marcin Gomoła  – lider ruchu Młodego Pokolenia – Pokolenie ’89, były wiceprzewodniczący KNF, prawnik
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Marcin Gomoła – lider ruchu Młodego Pokolenia – Pokolenie ’89, były wiceprzewodniczący KNF, prawnik
dr Przemysław Guła  – były szef Rządowego Centrum Antykryzysowego
autor: Dąbrowski Mateusz
źródło: Fotorzepa
dr Przemysław Guła – były szef Rządowego Centrum Antykryzysowego
gen. brygady Sławomir Petelicki  – twórca i dwukrotny dowódca Jednostki Wojskowej GROM
autor: Dąbrowski Mateusz
źródło: Fotorzepa
gen. brygady Sławomir Petelicki – twórca i dwukrotny dowódca Jednostki Wojskowej GROM

Jako obywatele Rzeczypospolitej mamy prawo i obowiązek zabierać publicznie głos w sprawach ważnych dla naszego państwa. Jest to bowiem dobro wszystkich Polaków okupione przez lata trudem, krwią i potem wielu pokoleń naszych rodaków, których marzeniem i życzeniem było, by kraj ten był silny, profesjonalnie zarządzany i bezpieczny.

Niestety, poziom bezpieczeństwa jest sukcesywnie obniżany, a siły i środki na nie przeznaczane – marnotrawione. Zdjęci troską o losy naszej ojczyzny i przyszłych pokoleń Polaków przedstawiamy poniższy raport.

Transport lotniczy VIP-ów w profesjonalnie zarządzanych krajach

Problem transportu najważniejszych osób w państwie pozostaje nierozwiązany od wielu lat. Na to, jak istotna jest to kwestia z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, sojusznicy Polski zwracali nam uwagę już od pierwszych chwil po przełomie 1989 roku i odzyskanej wolności.

Już w 1990 r. rząd USA, w ramach wdzięczności za uratowanie oficerów CIA i DIA w Iraku, obok obniżenia o 20 miliardów dolarów długów Polski rozpoczął szkolenia kolejnych rządów RP w zakresie reagowania w sytuacjach kryzysowych (RSK) i zarządzania ryzykiem państwa (ZRP). Obecny minister obrony narodowej jeszcze jako wiceminister resortu odpowiedzialny za kontakty z NATO zapoznawany był z procedurami RSK i ZRP. W wielkich ćwiczeniach z tego zakresu, zorganizowanych w 1998 roku na terenie Polski przez USA, obok ówczesnego premiera Jerzego Buzka wzięli także udział najważniejsi z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa polscy ministrowie. Opracowano stosowne zalecenia i procedury, które miały być bezwzględnie stosowane. Wśród najważniejszych sugestii USA dla Polski jako przyszłego członka NATO było przygotowanie się do udzielania pomocy obywatelom polskim zagrożonym poza granicami kraju. Jako wzorzec przedstawiano nam działanie Izraela, który w 1976 roku dla ratowania swoich obywateli wysłał do Ugandy pięć samolotów Herkules C130 i dwa Boeing 707 (w jednym z nich był szpital, a w drugim stanowisko dowodzenia). USA zadeklarowały, że przekażą nam nieodpłatnie cztery samoloty transportowe Herkules C130. Nie przyjęliśmy tego daru. Samoloty wzięła Rumunia, która aktualnie wyprzedza nas w zakresie kompatybilności swoich struktur wojskowych z NATO. Amerykanie przekonywali nas, że konieczny jest zakup nowoczesnych samolotów, które służyłyby w razie potrzeby ewakuacji obywateli, a na co dzień transportowały najważniejsze osoby w państwie. Regułą w NATO jest pilotowanie tych samolotów przez najlepszych, specjalnie do tego wybranych i stale szkolonych pilotów wojskowych. Bo tylko piloci wojskowi potrafią lądować na terenach konfliktów zbrojnych i obsługiwać utajnioną łączność zapewniającą najważniejszym osobom możliwość kierowania państwem nawet w czasie lotów. Samoloty takie służą również do natychmiastowej ewakuacji kierownictwa państwa na zapasowe stanowisko dowodzenia.

Kwestia transportu lotniczego VIP-ów w Polsce

W 2007 roku znający zalecenia NATO minister obrony narodowej Radosław Sikorski rozpoczął procedurę przygotowania do zakupu samolotów transportowych dla VIP-ów. Kontynuował ją i doprowadził do końca jego następca śp. Aleksander Szczygło.

Do zakupu samolotów jednak nie doszło. W 2009 r. tajną decyzją, bez podania powodów, zakup unieważnił minister Bogdan Klich. Gdy dziennikarze to odkryli, minister twierdził, że na samoloty dla VIP-ów nie było pieniędzy. Skąd zatem wzięły się środki, dokładnie 635 milionów zł, na 12 samolotów M-28 Bryza, które MON zakupiło bez przetargu? Pytany o to przez posłów minister Klich stwierdził jedynie, że po katastrofie samolotu CASA dowódcy muszą latać osobno! Minister nie pamiętał o tym przed wylotem do Smoleńska zwierzchników wszystkich rodzajów sił zbrojnych Wojska Polskiego.

Dlaczego na przestrzeni tylu lat nasze władze nie były w stanie kupić samolotów dla VIP-ów? Eksperci twierdzą, że mogły w tym przeszkodzić podejrzane zobowiązania wobec producentów samolotów Embraer. Samoloty te z powodu zbyt krótkiego zasięgu (nie dolatują bez międzylądowania do USA i Afganistanu) nie spełniały wymogów przetargu. Tezę tę potwierdził także sam Bogdan Klich, po czym... wyczarterował dwa samoloty Embraer dla VIP-ów! Według Zespołu Ekspertów Niezależnych sprawę tę powinna zbadać specjalna komisja sejmowa.

Okolicznością uniemożliwiającą zakup maszyn dla VIP-ów nie był brak środków. Przez lata bowiem topiono setki milionów złotych w kosztownych remontach awaryjnych samolotów TU-154. Podobnym przykładem trwonienia publicznych pieniędzy przez rządzących jest choćby zakup za 1 mld 200 mln zł samego tylko kadłuba korwety Marynarki Wojennej „Gawron" (nową, w pełni wyposażoną korwetę można kupić za 300 mln zł). Jak wiadomo, samoloty TU-154 ostatecznie zostały wycofane z eksploatacji przez wszystkie linie lotnicze, a od 1 lipca 2011 także przez Rosyjską Federalną Agencję Transportu Lotniczego!

WNIOSEK: Gdyby zostały zakupione nowoczesne samoloty do transportu VIP-ów, gdyby wokół przetargów na maszyny tego typu nie była prowadzona cyniczna, polityczna gra, do katastrofy smoleńskiej by nie doszło. Nowoczesne samoloty nawet w takiej mgle jak w Smoleńsku „widzą" kontur lotniska.

2008 – 2010. Najczarniejszy rozdział w historii polskiego lotnictwa wojskowego w czasie pokoju

Po katastrofie wojskowego samolotu CASA, w której zginęło prawie całe dowództwo naszego lotnictwa wojskowego, minister obrony narodowej nie wyciągnął wniosków! Co więcej, doprowadził do zapaści Wojska Polskiego i degradacji elitarnego 36. Pułku Specjalnego Lotnictwa. Współwinny temu jest premier Donald Tusk, który mimo informacji, jakie dostał od wojskowych, będąc w Afganistanie, a także od generała Waldemara Skrzypczaka i na piśmie od generała Sławomira Petelickiego (za pośrednictwem ministra Boniego), nie zdymisjonował Bogdana Klicha i nie nakazał wprowadzenia koniecznych reform w Siłach Zbrojnych! Wynikiem tego zaniechania była prawie identyczna katastrofa samolotu wojskowego Tu-154 M. Z tym że tym razem, po raz pierwszy w historii wojskowości, zginęło całe dowództwo Wojska Polskiego wraz ze zwierzchnikiem sił zbrojnych – prezydentem RP – na czele.

Zaledwie na rok i dziesięć dni przed tragedią smoleńską wydarzyła się kolejna katastrofa w lotnictwie wojskowym. Podczas podchodzenia do lądowania na lotnisku Marynarki Wojennej w Babich Dołach rozbił się samolot Bryza. Zginęła cała czteroosobowa załoga.

Jeszcze miesiąc wcześniej miała miejsce inna tragedia. Pod Toruniem rozbił się Mi-24 – bojowy śmigłowiec Dowództwa Wojsk Lądowych. Zginął jeden z pilotów!

Cztery katastrofy samolotów wojskowych w ciągu zaledwie dwóch lat, w których zginęło 121 osób, nie były dla premiera powodem do zdymisjonowania ministra obrony narodowej. To też jest ewenement nie tylko w historii wojskowości, ale i państwowości. A na pewno w historii NATO!

Niewyciągnięcie wniosków z kolejnych katastrof w lotnictwie wojskowym, a także polityczna bezkarność ministra obrony narodowej Bogdana Klicha przyczyniły się do tragedii smoleńskiej.

Procedury NATO. Zabezpieczenie lotu

Prezydencki lot do Smoleńska był absolutnie nieprzygotowany. Pomijając, wydaje się, coraz pewniejszą – w świetle ujawnianych przez media dokumentów – kwestię politycznego „rozgrywania" przez KPRM wizyty głowy państwa w Katyniu, przygotowanie do niej jest jednym wielkim skandalem. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa popełniły niewyobrażalną ilość błędów, które kompromitują Polskę jako członka NATO.

Nie sprawdzono lotniska, na którym miał lądować prezydent, najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego i inne bardzo ważne osoby w państwie. Ani w NATO, ani w innym cywilizowanym kraju nie ma szefa służby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo najważniejszych polityków, który wydałby zgodę, aby prezydent, ministrowie i najważniejsi generałowie lecieli jednym samolotem na niesprawdzone i niezabezpieczone lotnisko polowe. Szef BOR gen. Marian Janicki nie tylko nie poniósł żadnych służbowych konsekwencji, ale wręcz został otoczony opieką przez samego premiera.

Brak ochrony kontrwywiadowczej dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych WP. W profesjonalnie rządzonym państwie odpowiedzialność powinien ponieść za to szef SKW. Nie tylko jej nie poniósł, ale wręcz został wyróżniony, gdyż siedem miesięcy po katastrofie smoleńskiej prezydent Bronisław Komorowski na wniosek ministra obrony narodowej Bogdana Klicha mianował Janusza Noska generałem brygady.

Zignorowano ostrzeżenia polskiego ambasadora, że lotnisko w Smoleńsku nie nadaje się do przyjmowania ważnych delegacji z Polski, gdyż została zlikwidowana jednostka wojskowa, która dbała o jego stan.

MON zrezygnowało z rosyjskiego lidera, który wcześniej naprowadzał nasze samoloty na rosyjskie lotniska wojskowe.

MON nie przygotowało i nie zabezpieczyło lotnisk zapasowych i kłamało, że to zrobiło! Do czasu ujawnienia przez prasę stenogramu rozmów po katastrofie pokazujących, jak nieudolnie oficerowie próbowali dopisywać lotniska zapasowe. Jedno z lotnisk, które wg MON było przewidziane jako zapasowe, było w tym dniu nieczynne.

Umieszczając wszystkie tak ważne z punktu widzenia funkcjonowania państwa osoby w jednym samolocie złamano procedury NATO, wszelkie inne procedury bezpieczeństwa, a wręcz postąpiono wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Nie skoordynowano części cywilnej i wojskowej delegacji, co spowodowało bałagan organizacyjny i brak na lotnisku w Smoleńsku ochrony Żandarmerii Wojskowej dla najważniejszych generałów i ich środków tajnej łączności z NATO! W wyniku katastrofy smoleńskiej Rosja weszła w posiadanie bezcennego materiału wywiadowczego zamieszczonego na niezabezpieczonych nośnikach – ekipa kontrwywiadu wojskowego przyleciała na miejsce katastrofy wieczorem!

WNIOSEK: Gdyby służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa i jego najważniejszych osób dochowały procedur, do katastrofy smoleńskiej by nie doszło.

36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego WP

Piloci elitarnego 36. Pułku Lotnictwa Transportowego traktowani byli przez VIP-ów bez należnego im szacunku i dbałości o ich kompetencje i umiejętności. Minister obrony narodowej nie stworzył pilotom odpowiednich warunków do treningu pozwalającego sprostać ogromnej odpowiedzialności, jaką na nich nałożono. Obarczanie odpowiedzialnością pilotów za katastrofę jest ogromnym nadużyciem i niesprawiedliwością hańbiącą pamięć tych dzielnych i odważnych ludzi! Nieustanne, coraz głębsze oszczędności, niefrasobliwość w dysponowaniu publicznymi pieniędzmi przeznaczonymi na modernizację parku maszyn w 36. pułku lotnictwa musi skutkować obniżeniem jakości szkoleń. Nie ponoszą za to odpowiedzialności żołnierze, którzy nie mają możliwości odebrania należytego wyszkolenia, ale ich najwyżsi przełożeni z ministrem obrony narodowej na czele, którzy prowadzą trudną do racjonalnego wytłumaczenia politykę dzielenia biedy, i to w sposób najgorszy z możliwych. To on bowiem decyduje o rozdziale środków. To on zdecydował o kosztownym i, jak się okazało, niepotrzebnym remoncie faktycznie bezużytecznego dziś tupolewa o numerze 102.

Polskie siły zbrojne będą skazane na różne rozwiązania zastępcze, dopóki będą zarządzane i dowodzone przez ludzi wychowanych w doktrynie wojennej Układu Warszawskiego, którzy nie rozumieją procedur NATO ani nie realizują wizji sojuszu. Nic więc dziwnego, że Stany Zjednoczone nie decydują się na rozmieszczenie na terytorium Polski rakiet Patriot. Wiedzą, że powierzenie tej groźnej broni wymaga najwyższego profesjonalizmu i odpowiedzialności.

Tylko wymiana pokoleniowa w najwyższym dowództwie Sił Zbrojnych może odwrócić ten trend. Potrzeba do tego jednak śmiałych wizji i odważnych decyzji, których dziś nie widać, bo zastępowane są one „obroną stołków" i trwaniem na pozycjach nieudolnych decydentów. Pompowanie pieniędzy w remont przestarzałego i anachronicznego dowództwa Sił Zbrojnych będzie miało taki sam skutek jak pompowanie pieniędzy w nieustające remonty i naprawy przestarzałego i awaryjnego tupolewa. O skutkach takiej polityki można myśleć jedynie ze zgrozą.

WNIOSEK: Gdyby 36. Pułk Lotnictwa Transportowego WP traktowany był przez MON jako rzeczywiście elitarny, gdyby pilotom stworzono odpowiednie do rangi wykonywanych przez nich obowiązków warunki do pracy, życia i treningu, do katastrofy smoleńskiej by nie doszło.

Podsumowanie

Bez ekspertyzy NATO nikt nie podejmie się oceny, czy rosyjskie służby naziemne wyłącznie nie zapobiegły katastrofie czy też się do niej przyczyniły, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Nie wiemy, czy uzyskanie takiej ekspertyzy jest dziś jeszcze możliwe.

Żądamy jednak, by zamiast rozmywania odpowiedzialności i gry na czas doszło do przykładnego ukarania winnych zaniedbań, które spowodowały największą narodową tragedię w historii Polski od czasu zakończenia II wojny światowej. Tylko po ukaraniu winnych będzie możliwe wprowadzenie i egzekwowanie skutecznych procedur, które zapobiegną podobnym tragediom w przyszłości. Profesjonalizacja armii nie może być jedynie hasłem wyborczym, jak jest to obecnie!

Nie ma chyba takiej osoby, która nie widziałaby zdjęć niezabezpieczonego, niszczejącego przez wiele miesięcy wraku samolotu z biało-czerwoną szachownicą, nie ma chyba także takiej osoby, która nie widziałaby zdjęć, na których widać, jak wrak jest niszczony.

W rocznicę katastrofy czujemy się w obywatelskim obowiązku zwrócenia uwagi na błąd najważniejszy – stawiający Polaków w roli bezbronnych petentów! Niezrozumiałe jest, dlaczego Polska jako kraj będący od 12 lat w NATO po katastrofie wojskowego samolotu NATO, w której zginęli najważniejsi dla Polski generałowie NATO, za pośrednictwem polskiego rządu niezwłocznie nie zwróciła się o pomoc i radę do innych członków paktu i Kwatery Głównej w Brukseli! Taki krok wykonały potężne Stany Zjednoczone po tragedii 11 września. Nic nie usprawiedliwia tego zaniechania premiera Donalda Tuska.

Polacy nie po to tak długo i usilnie zabiegali o członkostwo w NATO, żeby po 20 latach wolności kierownictwo naszego Ministerstwa Obrony Narodowej wydało komunikat, że Polska nie ma obowiązku informowania NATO, nawet gdy zginą wszyscy najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego.

To nie Rosjanie ośmieszyli nas i upokorzyli przed całym cywilizowanym światem. Zrobił to polski premier, oddając śledztwo i wmawiając Polakom, że nasza prokuratura może prowadzić równoległe śledztwo bez posiadania czarnych skrzynek, wraku samolotu i dostępu do miejsca katastrofy. To, że jest to niemożliwe – nie wymaga dowodu.

Dokładnego wyjaśnienia wymaga też podjęcie przez premiera decyzji o niebraniu pod uwagę polsko-rosyjskiej umowy z 7 lipca 1993 roku, która stanowi, że wyjaśnianie katastrof polskich i rosyjskich samolotów wojskowych na terenie Federacji Rosyjskiej i Rzeczypospolitej Polskiej prowadzone jest wspólnie. Wybór przez premiera konwencji chicagowskiej to bezprawie, bo konwencja ta dotyczy wyłącznie samolotów cywilnych.

Premier Donald Tusk jest również osobiście odpowiedzialny za zwolnienie szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, po którym na znak protestu odeszło dziesięciu najwybitniejszych w Polsce ekspertów od zarządzania ryzykiem.

Jeśli po ocenie raportu komisji szefa MSWiA i wyników prac polskiej prokuratury Sejm nie podejmie decyzji o postawieniu premiera Donalda Tuska i ministra obrony narodowej Bogdana Klicha przed Trybunałem Stanu, będzie to oznaczało, że nawet największa narodowa tragedia od zakończenia II wojny światowej nie jest w stanie nic w Polsce zmienić, a system bezpieczeństwa naszego państwa będzie ulegał dalszej degradacji.

Siła i honor!

Członkowie Zespołu Ekspertów Niezależnych

Warszawa, 4 kwietnia 2011 roku

Plus Minus

Bater: Wiedziałem pierwszy

09.04.2011, 05:48
Wiktor Bater , POLSAT

Gdy dojechaliśmy na miejsce katastrofy, zobaczyliśmy z daleka odłamki samolotu. Rozrzucone szczątki, gdzieś skrzydło, gdzieś statecznik. Wtedy wszystko stało się jasne - opowiada Wiktor Bater, korespondent Polsat News, który jako pierwszy dziennikarz dowiedział się o tragedii

„Był sobotni poranek. Wyszedłem z hotelu „Smoleńsk” z kolegami z innych redakcji. Wszyscy zapatrzyliśmy się w niebo. Zobaczyliśmy trochę przymglone słońce. Stwierdziliśmy, że będzie ładna pogoda. Ale kiedy dojechaliśmy do Katynia, zrobiło się pochmurno. Z ładnej pogody nici. Zamiast słońca, przenikliwy chłód.

Przy wchodzeniu na katyński cmentarz uderzyło nas, że w porównaniu ze środową wizytą premiera Donalda Tuska, który spotkał się z Władimirem Putinen, praktycznie nie było rosyjskiej ochrony. Wtedy mysz by się nie prześlizgnęła, a teraz w zasadzie można było spokojnie przechodzić. Była tylko kontrola naszych borowców. Nawet nas trochę urzekło, że tak bardziej po ludzku to wszystko wygląda.

Z moim operatorem Krzysztofem Łapaczem podeszliśmy do krzesełek naprzeciwko katyńskiego pomnika, które czekały na prezydenta i oficjalną delegację. Tu miały się odbyć centralne uroczystości. Położyliśmy w pobliżu kamerę, statyw, baterie i akumulatory. Krzysiek został przy naszych rzeczach, a ja – z koleżanką z Reutersa, Lidią Kelly – poszedłem napić się herbaty, którą harcerze rozdawali przy wejściu na cmentarz. Chcieliśmy się trochę ogrzać. Stanęliśmy w kolejce wśród weteranów i rodzin katyńskich. Wszyscy byli w podniosłych nastrojach. Gdy dochodziliśmy do herbatki, zadzwonił mój telefon. Była mniej więcej 8.45. Usłyszałem w słuchawce głos serdecznego przyjaciela – polskiego dyplomaty pracującego kiedyś w Moskwie, a teraz włączonego w delegację MSZ, która oczekiwała prezydenta na lotnisku „Siewiernyj”.

– Nie macie co czekać na prezydenta, prezydent nie przyjedzie. Coś stało się z samolotem – mówił zdenerwowany.

– Co się stało, coś przy lądowaniu? – dopytywałem.

– Nie wiem dokładnie. Biegnę się dowiedzieć. Zdaje się, że samolot się rozbił – odparł i rozłączył się.

Natychmiast podzieliłem się tą informacją z Lidią Kelly, która stała obok mnie. Byliśmy w szoku. Obydwoje znaliśmy człowieka, który do mnie zadzwonił. Wiedzieliśmy, że to nie jest osoba, której imają się żarty. Zwłaszcza w takiej chwili i na taki temat.

Zobaczyłem na cmentarzu katyńskim jednego z naszych dyplomatów. Podbiegłem do niego. Zapytałem, czy wie, że stało się coś z samolotem prezydenta. – Co ty mówisz, głupie żarty sobie stroisz – odparł.

Złapałem za telefon i zadzwoniłem do kolejnego dyplomaty. Z polskiej ambasady w Moskwie, który również był na smoleńskim lotnisku. – Wiktor nie dzwoń teraz do mnie, Wiktor nie mogę rozmawiać – tylko tyle zdołałem usłyszeć wśród steku przekleństw.

W tym momencie nabrałem pewności, że stało się coś nieodwracalnego. Przecież ten poważny człowiek nigdy tak się przez telefon nie zachowywał, nigdy tak nie przeklinał, a już zwłaszcza rozmawiając z dziennikarzem.Równocześnie Lidia Kelly próbowała dowiedzieć się czegoś u borowców, którzy byli na cmentarzu w Katyniu. Podeszła do znajomego funkcjonariusza i zapytała, czy coś wie. Zdębiał. Powiedział, że o niczym nie słyszał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć. Za moment zobaczyła, jak biegnie w stronę borowskiego busa. Nic nie mówił, tylko pokazał kciuk skierowany w dół.

To był dla nas sygnał, że trzeba natychmiast gnać po sprzęt, wsiadać do samochodu i jechać na „Siewiernyj”. Wszystko działo się w odstępstwie kilku minut. Pobiegłem po operatora i kamerę. – Krzysiu, ja ci teraz nie będę nic mówił. Zbieraj szybko graty, bierz kamerę, jedziemy stąd! – rzuciłem do kolegi.

Mieliśmy wynajęty w Moskwie samochód, pięcioosobowy. Razem ze mną, Krzysztofem i Lidią, weszło do niego chyba ośmiu dziennikarzy. Gdy wskakiwałem do auta, było jeszcze przed dziewiątą, zadzwoniłem do swego szefa, dyrektora programów informacyjnych Polsat News, Radka Kietlińskiego. Zapytał mnie tylko, czy jestem pewien źródła swojej informacji. – Tak, jestem pewien – odpowiedziałem.

– Dobra, wrzucamy to natychmiast, wchodzisz z relacją – usłyszałem.

W telefonicznym połączeniu ze studiem powiedziałem, że prawdopodobnie samolot prezydenta się rozbił. Że na razie są to nieoficjalne informacje. Że będę próbował dostać się na lotnisko. Kilka minut później jeszcze raz zadzwonił do mnie z lotniska mój przyjaciel dyplomata. Prowadziłem samochód, więc przekazałem słuchawkę Lidii. Powiedział, że dobiegł na miejsce katastrofy. – Wszystko się rozwaliło, samolot się rozbił, praktycznie nie ma szans, by ktokolwiek przeżył, nie ma co zbierać – opowiadał.

Przekazałem taką relację w kolejnym połączeniu ze studiem w Warszawie. Jedną ręką trzymałem kierownicę, a drugą telefon. Mój operator zmieniał biegi, a ja tylko wciskałem sprzęgło. Przekraczaliśmy wszelkie ograniczenia prędkości. Gdy zatrzymywali nas milicjanci, mówiliśmy gorączkowo, że rozbił się samolot prezydenta i musimy jak najprędzej być na lotnisku „Siewiernyj”. – Jak tam dojechać? – krzyczeliśmy.

A oni, kompletnie zaskoczeni, wskazywali nam drogę. Z Katynia do Smoleńska pędziliśmy 200 km na godzinę. W mieście jechaliśmy ponad 100. Zobaczyliśmy główną bramę na lotnisko. Była otwarta. Właśnie wyjeżdżały przez nią karetki. Nie namyślając się, wtargnęliśmy do środka. Wszyscy zwróciliśmy uwagę, że te karetki nie jechały na sygnale. Ktoś z nas rzucił: – Chyba rzeczywiście nie ma co zbierać, nie ma rannych.

Na lotnisku była mgła jak mleko. Nie widzieliśmy niczego na odległość 50 metrów, nawet pasa startowego.

Podbiegli do nas oficerowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa. – Kto was tu wpuścił, natychmiast stąd wypier…! – wrzeszczeli. Wdałem się z nimi w dyskusję i trochę uspokoiłem. Powiedzieli: – Powiemy wam, jak dojechać na miejsce katastrofy, ale natychmiast stąd spadajcie.

Mój operator wyskoczył za teren lotniska i złapał taksówkę, która go tam zawiozła. My dojechaliśmy kilka minut później.”

Tusk: Rosjanie są współwinni tej katastrofy


Polscy i rosyjscy eksperci, zarówno ci niezależni, jak i rządowi, w tym prokuratorzy i ministrowie, już od roku starają się ustalić, dlaczego 10 kwietnia 2010 r. doszło do tragedii. I choć wciąż nie znamy oficjalnej przyczyny wypadku prezydenckiego Tu-154, to prokuratura orzekła już, że nie był to zamach.

Jak wynika z ostatnich wypowiedzi czołowych polskich polityków, przyczyn katastrofy było wiele i nie sposób obarczyć odpowiedzialnością za tragedię jednej tylko osoby. - Mgła nie była jedyną przyczyną wypadku, było ich kilkadziesiąt. Dokument będzie dla Polski bardzo gorzki - mówił pod koniec stycznia szef komisji badającej katastrofę, Jerzy Miller (59 l.). A premier Donald Tusk (54 l.) dodał, że część odpowiedzialności na pewno ponosi też strona rosyjska.

- Opinia publiczna zarówno w Polsce, w Rosji, jak i na świecie otrzyma kompletną informację o wszystkich przyczynach katastrofy. I tak jak dzisiaj wydaje się to właściwie pewne, tych kluczowych przyczyn będzie kilka, może nawet kilkanaście - mówił szef rządu na temat raportu śledczych.

Błędy kontrolerów

10 kwietnia nad smoleńskim lotniskiem unosiła się gęsta mgła. Potwierdzają to stenogramy z wieży kontroli lotów i zeznania świadków. Z tych samych stenogramów wynika, że wbrew ustaleniom rosyjskiego MAK, kontrolerzy wprowadzali polskich pilotów w błąd, informując ich, że są na właściwym kursie, choć rzeczywiście samolot znajdował się za nisko.

Z raportu z sekcji zwłok załogi tupolewa wynika, że piloci do ostatniej sekundy próbowali walczyć o podniesienie maszyny. Patolodzy wskazują, że ślady obrażeń dowodzą, iż do ostatnich chwil trzymali ręce na sterach.

Wiadomo również, że lotnisko, na którym miał lądować samolot z polską delegacją, zostało już wcześniej wyłączone z użytku. Tamtejsze radiolatarnie miały być zasłaniane przez wysokie drzewa, a dopiero po katastrofie Rosjanie wymieniali oświetlenie pasa.

Wątpliwości

W trakcie trwania polskiego śledztwa rodzi się coraz więcej wątpliwości dotyczących informacji podawanych przez Rosjan. Polacy wciąż nie dysponują oryginałami czarnych skrzynek, które rejestrowały przebieg lotu, ani wrakiem samolotu. Jednak jedną z największych niewiadomych tak śledczych, jak i opinii publicznej, jest odpowiedź na pytanie, dlaczego polscy piloci, mimo skrajnie niesprzyjających warunków pogodowych, zdecydowali się lądować. Czy w kabinie załogi mogło dochodzić do jakichś nacisków?

Wciąż też nie wiadomo, w jakim stanie byli rosyjscy kontrolerzy. Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar, uważa, że mogli oni znajdować się pod wpływem alkoholu. Miały na to wskazywać badania lekarskie, do których jednak polscy śledczy nie mają dostępu.

Jak dotąd nie ustalono też, kim był tajemniczy oficer, z którym kontaktowali się kontrolerzy, oraz dlaczego sami nie podjęli decyzji o zamknięciu lotniska, skoro pogoda nie pozwalała na lądowanie jakiegokolwiek samolotu.

Wątpliwości budzi także fakt wykrycia we krwi gen. Błasika alkoholu.

Co będzie w raporcie?

Wszystkie wątpliwości ma rozwiać raport polskich śledczych. W dokumencie, nad którym pracuje komisja pod przewodnictwem szefa MSWiA, ma się znaleźć szereg obiektywnych przyczyn, które doprowadziły do śmierci 96 osób pod lotniskiem Siewiernyj. - Przez ostatni rok w sprawie śledztwa smoleńskiego dowiedzieliśmy się wielu istotnych rzeczy. Bo choć wciąż czekamy na raport komisji Millera i wnioski prokuratury wojskowej, to już dziś można powiedzieć, że nie było jednej jedynej przyczyny która doprowadziła do tej katastrofy lotniczej - mówi nam ekspert lotniczy, mjr Arkadiusz Szczęsny. Jego zdaniem raport dobitnie ukaże bałagan, jaki panuje w systemie szkolenia polskich pilotów, oraz zaniechania instytucji, które organizowały wylot do Katynia, w tym MSZ, MON, Kancelarii Prezydenta i 36. specpułku, do którego należał rozbity Tu-154M. - Te informacje zapewne znajdą się w końcowym raporcie polskiej komisji. Tuż obok miażdżącej oceny urzędników odpowiedzialnych nie tylko za przygotowanie wizyty VIP-ów i lot na lotnisko w Smoleńsku, ale także za wieloletnie zaniedbania i zaniechania w systemie szkolenia polskich pilotów - mówi "Super Expressowi" ekspert.

Ostatnie wypowiedzi premiera Tuska świadczą, że w raporcie wymienione zostaną też rosyjskie błędy, które pośrednio przyczyniły się do tragedii.

To już wiemy

1. 10 kwietnia nad Smoleńskiem zalegała mgła, którą potwierdzają nagrania wideo dziennikarzy, jak i zeznania świadków

2. W tupolewie wbrew przepisom zamontowano dodatkowych 10 foteli, choć maszyna mogła wziąć na pokład maksymalnie 90 osób wraz z załogą

3. Katastrofa, wbrew spekulacjom, nastąpiła o 10.41 czasu rosyjskiego, czyli o 8.41 w Polsce

4. Prezydent Lech Kaczyński kontaktował się z pokładu samolotu za pomocą telefonu satelitarnego ze swoim bratem Jarosławem. Nie wiadomo jednak, czego dotyczyła rozmowa

5. Rosyjskie lotnisko nie było przygotowane do lądowania samolotów, zabrakło dobrego oświetlenia i sprawnych urządzeń nawigacyjnych

6. Kontrolerzy z wieży na lotnisku Siewiernyj nie zabronili lądowania Polakom mimo fatalnych warunków pogodowych

7. Ci sami kontrolerzy utrzymywali, że nie wprowadzali w błąd Polaków. Teraz wiemy, że przekazywali im błędne dane o wysokości samolotu

8. Tupolew nie wykonał 4 podejść do lądowania, jak spekulowano, lecz jedno

9. Pracownicy lotniska wbrew procedurom kontaktowali się z przełożonymi w Moskwie, prosząc ich o podjęcie decyzji co do lądowania maszyny

10. We krwi gen. Błasika, znajdującego się w chwili katastrofy w kabinie pilotów, wykryto alkohol

11. Na pokładzie zabrakło rosyjskiego nawigatora, którego obecności wymagają tamtejsze przepisy lotnicze

12. Katastrofa lotnicza, jak ustaliła to polska prokuratura, nie była wynikiem zamachu

13. Odgłosy z nagrań z miejsca tragedii nie były wystrzałami z broni palnej

Tego wciąż nie wyjaśniono

1. Dlaczego polscy piloci zdecydowali się na lądowanie mimo warunków pogodowych, które według przepisów zabraniały takiego manewru?

2. Co gen. Błasik robił w kabinie pilotów? Czy, jak twierdzi rosyjski MAK, rzeczywiście mógł mieć wpływ na pilotów?

3. Dlaczego złamano procedury, montując w samolocie dodatkowe fotele? Kto za to odpowiada?

4. Dlaczego na pokładzie zabrakło rosyjskiego nawigatora znającego lotnisko?

5. Czy mamy dokładne stenogramy z czarnych skrzynek? Polska wciąż nie dysponuje rejestratorami, które mogłyby to potwierdzić - pozostają one w rękach Rosjan

6. Skąd wziął się alkohol we krwi gen. Błasika? Czy wojskowy pił alkohol, czy też powstał on w wyniku rozkładu ciała?

7. Czy, jak twierdzą rosyjscy psychologowie, obecność prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dowódcy sił powietrznych, mogła mieć wpływ na decyzje pilotów?

8. Dlaczego Rosjanie nie zamknęli lotniska i nie odesłali tupolewa na zapasowe?

9. Kiedy komisja Millera opublikuje własny raport?

10. Kto był bezpośrednio odpowiedzialny za organizację wizyty Polaków w Katyniu?

11. Czy piloci przed wylotem z Warszawy znali warunki pogodowe panujące nad Smoleńskiem?

12. Dlaczego jako miejsce lądowania wybrano nieczynne już lotnisko wojskowe?

13. Dlaczego mimo komendy dowódcy załogi "Odchodzimy", maszyna się nie poderwała?



Więcej
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/rosjanie-sa-wspowinni-tej-katastrofy_179649.html