ga PAP, IAR
2011-06-18, ostatnia aktualizacja 11 minut temu
Na płockim pikniku lotniczym rozbił się samolot pilotowany przez Marka Szufę wicemistrza Polski w akrobacji samolotowej. Jego maszyna wpadła do Wisły. Ratownicy szybko wydobyli pilota z wraku maszyny. Na razie nie wiadomo czy przeżył wypadek.

Po wypadku na rzece błyskawicznie rozpoczęła się akcja ratunkowa, w której brali udział ratownicy i płetwonurkowie. Szybko wydobyto pilota z wraku maszyny, jednak mężczyzna przebywał pod wodą przez kilka minut. Strażacy relacjonowali, że był zakleszczony i przypięty pasami, więc były trudności z wyciągnięciem go na powierzchnię. Akcja była bardzo ofiarna. Dwóch płetwonurków z obrażeniami rąk przewieziono do szpitala. Poranili się przy rozcinaniu wraku. Pilota przez kilkadziesiąt minut reanimowano na brzegu rzeki. Później odwiozła go karetka reanimacyjna. Na miejscu był też śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Trwa akcja reanimacyjna pilota Marka Szufy - poinformował naczelny lekarz szpitala wojewódzkiego w Płocku Krzysztof Gogolewski. Nie chciał wypowiadać sie na temat stanu pacjenta i dalszych rokowań.
Kadłub maszyny wbił się w dno rzeki
Informacje o katastrofie dostaliśmy na Alert24: - Wypadek podczas pikniku lotniczego w Płocku. Samolot zahaczył skrzydłem o taflę wody i rozbił się - napisał Michał.
Marek Szufa to bardzo doświadczony pilot. W Płocku pilotował swoją dwupłatową maszynę christen eagle II. Podczas pokazu akrobacji samolot niebezpiecznie zbliżył się do lustra wody i roztrzaskał się. Prezes aeroklubu ziemi mazowieckiej Włodzimierz Strześniewski powiedział, że maszyna uderzając w powierzchnię wody doszczętnie się rozbiła. - Od ratowników otrzymałem informację, że kadłub wbił się w dno rzeki - powiedział Strześniewski. Po wypadku pokazy natychmiast zostały przerwane. Na razie nie wiadomo dlaczego doszło do wypadku: czy zawiódł samolot, czy pilot popełnił błąd.
Pechowy Air Snake
Do tragedii doszło w czasie najbardziej widowiskowej części pikniku: połączenia slalomu i wyścigu, który organizatorzy nazwali AirSnake. Samoloty, ciągnąc za sobą smugę białego dymu, miały na wysokości 15 metrów manewrować między przeszkodami ustawionymi na rzece. Za sterami miała zasiąść elita polskich pilotów.
Kultowy dwupłat
Gdy w piątek dziennikarze płockiej Gazety Wyborczej dzwonili do Marka Szufy, pilota od ponad 30 lat, był w trakcie dopieszczania swojego dwupłatowca. Na pytanie, czy ten akrobacyjny samolocik produkcji amerykańskiej traktuje jak dziecko, które nigdy nie dorasta i wymaga opieki, żartował: - Pan mówi o moim samolocie? Bo myślałem, że o mnie. Tych samych słów, które pan powiedział o samolocie, w stosunku do mnie regularnie używa moja żona - śmiał się Marek Szufa.
Dodał, że jego dwupłat zasługuje na stałą porządną opiekę, choćby ze względu na swoją unikatowość. Mowa przecież o jedynej takiej maszynie w kraju, jednej z niewielu w Europie, a na całym świecie jest ich zaledwie 1,2 tys. Nic dziwnego, że właściciel określa go mianem "kultowego". Kupił go w Stanach Zjednoczonych, rozebrał, zapakował do bagażnika i za niewielką opłatą przewiózł boeingiem. - Nie było z tym problemu, mówimy przecież o malutkim samolociku o rozpiętości skrzydeł jedynie sześć metrów. Jego zaletą jest szybkość, sprawne obracanie się, dzięki czemu świetnie sprawdza się w powietrznych akrobacjach - opowiada Marek Szufa. - Gdy tak z panem rozmawiam, nie przestaję przy nim pracować. Chcę bowiem, by jak najlepiej zaprezentował się w ten weekend w Płocku. Jak najpiękniej lśnił - mówił pilot.
"Lotnictwo jest moją największą pasją"
Marek Szufa ma wylatane ponad 20 tys. godzin na różnych typach samolotów i ok. tysiąca godzin na szybowcach. Na swojej stronie internetowej napisał, że lotnictwo od zawsze było jego największą pasją.
Od 1979 r. był pilotem liniowym w PLL LOT, miał uprawnienia na samoloty pasażerskie An-24, Ił-18 oraz Tu-154 (w wersjach B2 oraz M), a od 1990 r. był kapitanem Boeinga 767. Na emeryturę odszedł w 2006 r. Potem założył własną firmę i latał na pokazach lotniczych.
Prócz dwupłatowca Christen Eagle, który rozbił się w Płocku, na pokazy lotnicze Szufa latał też maszynami: Curtis Jenny, Jak-18 (radziecki samolot szkolno-treningowy z czasów tuż po II wojnie światowej), Spitfire MK VB (słynny brytyjski myśliwiec z II wojny światowej), CSS-13 (polska wersja radzieckiego Po-2, czyli "Kukuruźnika") oraz dwie maszyny akrobacyjne Extra 330 i Extra 300SX.
Tragedie na piknikach
To nie pierwsza tragedia, do jakiej doszło podczas niezwykle popularnych w Polsce pikników lotniczych. 30 sierpnia 2009 r. w czasie Air Show w Radomiu katastrofie uległ białoruski samolot Su-27. Maszyna, którą leciało dwóch pilotów, spadła ok. 100 m od zabudowań między Małęczynem a Makowem. Tragedia wydarzyła się w czasie pokazu akrobacji w drugim dniu imprezy. W katastrofie zginęli dwaj doświadczeni lotnicy z Białorusi z ponad 20-letnim stażem lotniczym: płk. Aleksandr Marficki i pułk. Aleksandr Żurawlewicz. Wyniki śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy zostały utajnione.
Dwa miesiące wcześniej - 28 czerwca 2009 r., tuż po zakończeniu VI Małopolskiego Pikniku Lotniczego w Krakowie również doszło do tragicznego wypadku. Samolot Cessna 172, około pół kilometra od miejsca startu, spadł w parku Tysiąclecia, między osiedlami Oświecenia a Tysiąclecia. W wyniku wypadku śmierć poniosły dwie osoby - pilot, który zginął na miejscu, oraz jeden z trójki pasażerów, który zmarł w szpitalu. Powodem katastrofy był błąd pilota oraz przeciążenie maszyny.
Na radomskim Air Show, doszło do jeszcze jednej tragedii - 1 września 2007 r. zginęło dwóch pilotów grupy Żelazny. Ich samoloty zderzyły się na wysokości 30 metrów, przy prędkości 300 km/h. Do kolizji doszło podczas wykonywania figury akrobatycznej, zwanej różyczką lub rozetą. W wypadku zginęli założyciel grupy: 64-letni Lech Marchelewski i 24-letni Piotr Banachowicz.
Dwa lata wcześniej - 27 maja 2005 r. - awionetka typ TS8 GIEZ zahaczyła podwoziem o dach domu, odbiła się od niego i uderzył w ziemię. Do wypadku, w którym zginęły dwie osoby (pilot i pasażer) doszło w Góraszce podczas lądowania. Maszyna wracała z lotu treningowego, za dwa dni miała wziąć udział w pokazach lotniczych w Mińsku Mazowieckim.
W czerwcu 1997 r. podczas II Międzynarodowego Pikniku Lotniczego w podwarszawskiej Góraszce doszło do wypadku duńskiego śmigłowca morskiego. W wypadku nikt nie zginął. Ciemnobłękitny Westland "Lynx" duńskiej marynarki wojennej z trzyosobową załogą wzniósł się stromo i wykonywał skręt w płaszczyźnie skośnej do ziemi. Helikopter sprawił wrażenie, że pilot nie zdołał go w porę wyciągnąć, maszyna uderzyła podwoziem w murawę lotniska wzbijając tumany kurzu. Skośnie sunąc maszyna złamał podwozie i przewrócił się na bok.