21:15, 04.09.2011 /tvn24.pl
PRZEŻYJ TO JESZCZE RAZ Z TVN24.PL

Fot. PAP/EPASmutek polskich sztafecistek po zgubieniu pałeczki...
Przez ostatni tydzień lekkoatletyka zawładnęła światowym sportem. Polacy z Daegu wracają tylko z jednym medalem, ale za to złotym. Kto waszym zdaniem zawiódł najbardziej? Przeżyjmy mistrzostwa świata w Daegu jeszcze raz, dzień po dniu.
Trzynaste w historii mistrzostwa świata w lekkiej atletyce ruszyły w sobotę 27 sierpnia. Pierwszy dzień nie przyniósł wielkich emocji, ale również i wpadek - do finałów pewnie awansowali 800-metrowcy Adam Kszczot i Marcin Lewandowski, młociarze Szymon Ziółkowski i Paweł Fajdek oraz tyczkarze: Mateusz Didenkow, Łukasz Michalski i Paweł Wojciechowski. Ten ostatni do Daegu przyjechał jako świeżo upieczony rekordzista kraju, ale w eliminacjach wypadł najsłabiej z całej trójki.Dużo gorętsza była niedziela. Awans do finału tyczki wywalczyły złota i srebrna medalistka z Berlina (2009) - Anna Rogowska i Monika Pyrek. Na zakończenie dnia organizatorzy zaplanowali wisienkę na torcie - prestiżowy finał stu metrów mężczyzn. Skończyło się zakalcem - Usain Bolt popełnił falstart i został wykluczony z biegu. Wygrał jego rodak z Jamajki - Yohan Blake. Rozgorzała dyskusja, czy powinno się dyskwalifikować już po pierwszym błędzie, ale IAAF poinformowała potem, że nie zmieni zasad. Również w niedzielę złoto w skoku w dal straciła Białorusinka Mironczyk-Iwanowa. Wszystko przez za długie włosy.
Poniedziałek polscy kibice zapamiętają na długo. Najpierw słabo wypadli młociarze, ale potem w Daegu zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Dzięki Wojciechowskiemu, który pokonał 5,90 i został pierwszym w historii polskiej męskiej tyczki złotym medalistą. Na zakończenie dnia doszło do skandalu. W finale płotkarskiego sprintu Kubańczyk Robles zablokował ręką Chińczyka Liu Xianga i po proteście "Państwa Środka" został zdyskwalifikowany.
Wtorek to jednak zawód. W finale rzuty dyskiem rozczarował Piotr Małachowski, a średniodystansowcy znaleźli się poza podium. Nie powiodło się też tyczkarkom.
Środa to tylko chód kobiet na 20 km. Bez udziału Polek.
W czwartek do finału pchnięcia kulą pewnie awansował Tomasz Majewski rozbudzając nadzieje na kolejny medal. Wieczorem (azjatyckiego czasu) na 400 metrów przez płotki triumfował Brytyjczyk David Greene. To jedyny biały triumfator biegu na MŚ!
2 września znowu stał pod znakiem Majewskiego. Mistrz olimpijski jednak zawiódł, ale za to do finału awansowała nasza ostatnia nadzieja - Anita Włodarczyk.
Sobota to wycofanie się Grzegorza Sudoła w chodzie na 50 km i wielki rewanż Usaina Bolta. Szybciej niż 19,40 na 200 metrów biegał tylko on sam i w 1996 roku Michael "Kaczka" Johnson.
I wreszcie niedziela - czyli jedyny na tej imprezie rekord świata (jamajskiej sztafety 4x100) i tylko piąte miejsce Włodarczyk.
Warto wspomnieć też najbardziej kontrowersyjną reprezentację, którą kibice i dziennikarze obwołali RPA. Pierwszy raz z pełnosprawnymi pobiegł Oscar Pistorius, ale nogi z tworzywa sztucznego nie poniosły go nawet do finału. Druga "enfante terrible" z RPA to Caster Semenya. IAAF cały czas nie ujawnia jej badań płci z Berlina - ale tym razem biegaczka zadowoliła się tylko srebrem.
Dwa lata temu Polacy z Berlina wrócili z aż 8 medalami i rekordem świata Włodarczyk. - W stolicy Niemiec wyszło nam wszystko, a do tego były miłe niespodzianki. W Daegu nic nam nie wychodziło, jedynie Paweł Wojciechowski spisał się rewelacyjnie. Spójrzmy na to jednak realnie. Polska lekkoatletyka jest gdzieś pomiędzy Berlinem a Daegu. Jako matematyk określiłbym, że średnia arytmetyczna wychodzi cztery i pół medalu. Prawdopodobnie jesteśmy właśnie w tym miejscu - oecnia Jerzy Skucha, szef PZLA.
- Nic w przyrodzie nie ginie, więc jeśli nam teraz nie wyszło, to dobrze powinno być w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Londynie. Taka czarna passa nie powinna nam się już powtórzyć - dodał. Trzymamy za słowo.