czwartek, 22 września 2011

Był winny? Sąd nie wstrzymał wyroku. Kara śmierci wykonana

mig, PAP, Reuters, AP
2011-09-22, ostatnia aktualizacja 13 minut temu
Troy Davis podczas jednego z procesów w 1991 r.
Troy Davis podczas jednego z procesów w 1991 r.
Fot. AP/Savannah Morning News

Oskarżony o zabójstwo policjanta Troy Davis został stracony w czwartek nad ranem w Jackson w stanie Georgia. Władze stanu do ostatniej chwili czekały na decyzję sądu, który rozważał wstrzymanie egzekucji. Ostatecznie wyrok wykonano. Egzekucja wywołała ostre protesty i kontrowersje. Dowody w sprawie budziły wątpliwości co do winy mężczyzny.

Jak podał pracownik więzienia, Davis zmarł dokładnie o godz. 23.08 (5.08 czasu polskiego). W ostatnich słowach, które przekazali świadkowie jego egzekucji, mężczyzna wezwał swych przyjaciół i bliskich do "głębszego zbadania sprawy". Po raz kolejny zapewnił, że jest niewinny, a feralnej nocy nie miał broni., zwrócił się słowami: - Niech Bóg was błogosławi - zwrócił się do pracowników więzienia, którzy mieli wykonać egzekucję za pomocą śmiertelnego zastrzyku. Wcześniej Davis pożegnał się już z przyjaciółmi i rodziną. - Podano mu ostatni posiłek - poinformował korespondent CNN David Mattingly.

Przegrana batalia o ułaskawienie

Na godzinę przed egzekucją Davis złożył w Sądzie Najwyższym USA wniosek o jej wstrzymanie. Był to ostatni etap toczonej od lat batalii prawnej o jego ułaskawienie. Władze stanowe czekały z wykonaniem wyroku do ogłoszenia decyzji sądu. Decyzja nadeszła trzy godziny po planowym terminie egzekucji, czyli ok. godz. 4.00 czasu polskiego. Była negatywna dla skazanego. Szanse na powodzenie tego ruchu już wtedy oceniano jako niewielkie. - Taka możliwość (wstrzymania wyroku) istnieje (...), jednak "nie jest to prawdopodobne". - mówił jeszcze przed orzeczeniem Sądu Najwyższego ekspert prawny stacji CNN Jeffrey Toobin.

"Kara śmierci? Nie ma mowy!"

Egzekucja Davisa wywołała falę demonstracji przeciw karze śmierci. Ludzie protestowali też przeciwko skazaniu samego Davisa. Pod więzieniem, w którym przebywał skazaniec, zebrali się demonstranci skandujący hasła: "Kara śmierci? Nie ma mowy!" oraz "Uwolnijcie Troya Davisa". 42-letni czarnoskóry mężczyzna został oskarżony i uznany za winnego zabójstwa policjanta Marka MacPhaila w 1989 r. Policjant zginął od kuli, kiedy interweniował w obronie bezdomnego, zaatakowanego w czasie kłótni o butelkę piwa. Według prokuratury za spust pociągnął właśnie Davis.

Czy Troy Davis zabił? Są duże wątpliwości

Ale większość świadków wycofała się z części lub całości obciążających mężczyznę zeznań. Poza zeznaniami świadków nie znaleziono innych dowodów przeciwko Davisowi, np. odcisków palców czy broni palnej. Dziesięciu innych świadków wskazało innego sprawcę, Sylvestra Colesa, który był na miejscu przestępstwa w chwili jego popełnienia. Prokuratura twierdziła jednak, że Davis popełnił zarzucane mu przestępstwo. W środę władze więzienne stanu Georgia odmówiły mu badania wariografem. W obronie Davisa wystąpiło wiele znanych osobistości, m.in. papież Benedykt XVI, b. prezydent USA Jimmy Carter, laureat pokojowej Nagrody Nobla Desmond Tutu, aktorka Mia Farrow oraz Amnesty International.

czwartek, 15 września 2011

Śledztwo w sprawie krzyża z puszek umorzone


15.09.2011 17:35
 "BRAK ZNAMION CZYNU ZABRONIONEGO"


fot. TVN Warszawa
Stołeczna prokuratura umorzyła śledztwo ws. znieważenia uczuć religijnych przez publiczne prezentowanie krzyża oklejonego puszkami po piwie podczas ubiegłorocznych manifestacji pod Pałacem Prezydenckim – podała PAP.
- Śledztwo umorzono wobec braku znamion czynu zabronionego. Z tej samej przyczyny umorzono wątek sprawy dotyczący krzyża, do którego przytwierdzono pluszowego misia. Niewykrycie sprawcy było zaś podstawą umorzenia trzeciego wątku sprawy, którym było obnażanie się i oddawanie moczu w pobliżu krzyża – powiedziała Monika Lewandowska, rzeczniczka Warszawskiej Prokuratury Okręgowej.

Śledztwo umorzono wobec braku znamion czynu zabronionego. Z tej samej przyczyny umorzono wątek sprawy dotyczący krzyża, do którego przytwierdzono pluszowego misia. Niewykrycie sprawcy było zaś podstawą umorzenia trzeciego wątku sprawy, którym było obnażanie się i oddawanie moczu w pobliżu krzyża

Monika Lewandowska, rzeczniczka Warszawskiej Prokuratury Okręgowej

Prokuratura oparła się w swej decyzji na opinii biegłego religioznawcy. Stwierdził on, że demonstracja z wykorzystaniem inkryminowanego krzyża w kontekście społeczno-politycznym nie jest przestępstwem obrazy uczuć religijnych. Zdaniem biegłego takim czynem byłoby natomiast wniesienie krzyża z puszek lub z misiem do kościoła. Obrazą uczuć jest zaś obnażanie się przy krzyżu i oddawanie moczu, bo stanowi to dalej idące naruszenie obyczaju oraz czci krzyża.
Decyzja o umorzeniu jest nieprawomocna. Mogą się od niej odwołać osoby uznane przez prokuraturę za pokrzywdzone, które zeznały, że zostały obrażone w swych uczuciach religijnych. Według mediów jest ich ok. 50.
Incydent za indycentem
Krzyż ustawiony 15 kwietnia 2010 r. przed Pałacem Prezydenckim w czasie żałoby po ofiarach katastrofy smoleńskiej, został w połowie września 2010 r. przeniesiony do pałacowej kaplicy. Zanim się to stało, na Krakowskim Przedmieściu dochodziło wiele razy do różnego rodzaju incydentów.
Prokuratura prowadziła ok. 50 postępowań w związku z nimi. Dotyczyły one znieważenia uczestników modlitw pod krzyżem ze względu na przynależność wyznaniową i obrazy ich uczuć religijnych, ale także znieważenia oraz naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy policji i straży miejskiej. Większość zakończyła się umorzeniem lub odmową wszczęcia śledztwa.
Do incydentu z puszkami po piwie doszło w sierpniu 2010 r., wkrótce po udaremnionej przez osoby określające się mianem "obrońców krzyża", próbie przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny.
PAP/bf/ec

wtorek, 13 września 2011

Matkowski: "Mogłeś zachować się jak mężczyzna"

Tagi: tenis
17:28, 13.09.2011 /PAP


POLSKI DEBLISTA POWIEDZIAŁ NIEMCOWI, CO O NIM SĄDZI

Matkowski: "Mogłeś zachować się jak mężczyzna"
Fot. EPAMatkowski (z lewej) i Fyrstenberg (z prawej) z tarczą, ale i na tarczy na niedzielnym finale US Open
Moja szatnia była obok Petzschnera i po meczu w niecenzuralnych słowach powiedziałem mu, co myślę o jego zachowaniu. Na drugi dzień podszedł do mnie i przeprosił, ale powiedziałem mu, że dzień wcześniej miał okazję zachować się jak mężczyzna - opisał kulisy niedzielnego finału debla US Open Marcin Matkowski, który w parze z Mariuszem Fyrstenbergiem uległ austiacko-niemieckiemu duetowi Juergen Melzer-Philipp Petzschner 2:6, 2:6. Przełomowy miał być punkt zdobyty przez Niemca... łydką, który wytrącił Polaków z równowagi.
Polscy tenisiści po raz pierwszy walczyli o tytuł w Wielkim Szlemie. W niedzielnym finale w Nowym Jorku przegrali z Melzerem i Petzschnerem po niespełna godzinie gry.

Debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski przegrał z Austriakiem... czytaj więcej »
Oszustwo widziane, lecz przemilczane

A może było by zupełnie inaczej, gdyby nie kuriozalny punkt zdobyty przez niemieckiego tenisistę łydką, do czego nie przyznał się przed sędzią spotkania. Był pierwszy set przy stanie 2:2 i 30:30. Polacy uderzyli w kort, a piłka zamiast w rakietę, trafiła w łydkę rywala i wróciła na stronę Fyrstenberga i Matkowskiego.

Zaczęły się protesty, rozmowa z sędzią, który nie dał się przekonać do zmiany decyzji, a do tego milczenie Niemca, który wiedział, co się stało i mimo to wybrał oszustwo. Tylko powtórki telewizyjne pokazały prawdę, ale dla Polaków było za późno. Zupełnie stracili rytm, przegrali gema, potem seta i w drugim nie umieli się już podnieść.

      Moja szatnia było obok Petzschnera i po meczu w niecenzuralnych słowach powiedziałem mu, co myślę o jego zachowaniu. Na drugi dzień wracaliśmy tym samym samolotem. Philipp podszedł do mnie i przeprosił za swoje zachowanie. Oczywiście przyjąłem te przeprosiny, ale powiedziałem mu, że dzień wcześniej miał okazję zachować się jak mężczyzna. Większość tenisistów wolałaby oddać ten punkt niż kłamać.      
Marcin Matkowski o rywalu-oszuście
"Większość wolałaby oddać ten punkt, niż kłamać"

"Matka" wcale jednak nie zakończył tematu pojedynku po ceremonii wręczenia nagród i zjawił się w szatni Philippa Petzschnera.

- Moja szatnia była obok Petzschnera i po meczu w niecenzuralnych słowach powiedziałem mu, co myślę o jego zachowaniu. Na drugi dzień wracaliśmy tym samym samolotem. Philipp podszedł do mnie i przeprosił za swoje zachowanie. Oczywiście przyjąłem te przeprosiny, ale powiedziałem mu, że dzień wcześniej miał okazję zachować się jak mężczyzna. Większość tenisistów wolałaby oddać ten punkt niż kłamać - relacjonował Matkowski.

Pod jego słowami podpisał się też "Frytka": - Często spotykamy tę parę i dla mnie było bardzo dziwne, że tak dobrzy znajomi zrobili nam taki numer. Większość zawodników trzyma fason - uznał.

"Przegraliśmy jak Adamek"

Kilka godzin przed ich najważniejszym meczem w karierze Polacy oglądali galę we Wrocławiu i przeżywali porażkę "Górala". - Przegraliśmy podobnie jak Adamek - przyznał półżartem Matkowski i znów uzupełnił go Fyrstenberg: - Do tego doszła jeszcze porażka Legii z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:2 - red.), więc to był bardzo smutny dzień - dodał.

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski po raz pierwszy w karierze wystąpią... czytaj więcej »
"Nie czujemy się spełnieni"

Nie wiadomo, kiedy następna taka okazja się nadarzy, ale polski debel nie spocznie na laurach, bo finał US Open spowodował jeszcze większy "apetyt" na sukces.

- Dojrzeliśmy już mentalnie do wygrania Wielkiego Szlema. Po US Open nie było euforii, ponieważ oczekiwaliśmy czegoś więcej. Teraz najważniejsze będzie dla nas ustabilizowanie formy, bo ta wygląda ostatnio jak sinusoida - zauważył Mariusz Fyrstenberg.

Marcin Matkowski podzielił jego zdanie. - Wcześniej udział w finale wzięlibyśmy w ciemno. To dla nas wielki sukces, ale nie czujemy się spełnieni. Przed nami jednak jeszcze wiele turniejów wielkoszlemowych i wierzymy, że wkrótce któryś z nich wygramy - zakończył.

W środę tenisiści lecą do Finlandii na mecz z gospodarzami w Pucharze Davisa (16-18 września). Będzie to baraż o utrzymanie w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej.

adso/tr