czwartek, 12 kwietnia 2012

Rosyjska gazeta: Polacy nie otrzymają nawet centa


Rosja nie ponosi winy za masową egzekucję Polaków w 1940 roku pod Katyniem - informują w czwartek "Moskowskije Nowosti". Dziennik precyzuje, że tak orzekł Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPCz) w Strasburgu. Wyrok ma zostać ogłoszony 16 kwietnia.

Polski cmentarz wojenny w Katyniu / fot. J. Kucharzyk
Polski cmentarz wojenny w Katyniu / fot. J. Kucharzyk /East News

"Moskowskije Nowosti" powołują się na anonimowe źródła w Strasburgu. "Za Stalina nie odpowiadamy" - tytułuje swój tekst rosyjska gazeta.

Europejski Trybunał Praw Człowieka ogłosi wyrok w sprawie skargi katyńskiej w najbliższy poniedziałek. Jego uzasadnienie - jak twierdzi dziennik - zostało już przyjęte.

"Polska strona prawie całkowicie przegrała tę sprawę, jednak rosyjskie władze nie powinny jeszcze świętować zwycięstwa" - podkreślają "Moskowskije Nowosti". Wyjaśniają, że ETPCz skonstatował, iż Rosja w istotny sposób naruszyła Europejską Konwencję Praw Człowieka w części zobowiązującej ją do współpracy z Trybunałem.

"Oprócz tego co do głównych punktów skargi decyzja zapadła większością jednego głosu. Może to doprowadzić do zrewidowania sprawy przez Wielką Izbę ETPC" - dodaje gazeta.

"Moskowskije Nowosti" informują, że "siedmiu sędziów Izby stosunkiem głosów 4 do 3 orzekło, iż wobec 12 skarżących - krewnych rozstrzelanych polskich oficerów - rosyjskie władze nie naruszyły prawa do życia".

"Innymi słowy Rosja nie ponosi odpowiedzialności za masową egzekucję" - wskazuje dziennik, podkreślając, że "chodzi o rosyjskie, a nie radzieckie władze, ponieważ Rosja jest spadkobierczynią ZSRR".

WIĘCEJ NA TEN TEMAT

  • Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie Katynia może zostać ogłoszony publicznie. Trybunał orzeknie w nim, czy po 1998 r. rosyjskie władze przeprowadziły rzetelne śledztwo ws. zbrodni katyńskiej. Wyrok nie będzie jednak prawomocny. więcej »

"Moskowskije Nowosti" informują, że Rosja odmówiła udostępnienia Trybunałowi części akt swojego śledztwa w sprawie Katynia, które wciąż objęte są klauzulą tajności. "ETPCz uznał tę odmowę za naruszenie przez Rosję zobowiązania do współpracy z Trybunałem" - podaje gazeta. Zaznacza, że "jest to jedyny punkt wyroku, gdzie sędziowie Izby podjęli decyzję jednomyślnie".

Gazeta zauważa, że "nie uznając rosyjskich władz za winne egzekucji, ETPCz jednak obarczył je winą za nieludzkie traktowanie niektórych spośród skarżących". "Dotyczy to tych bliskich krewnych pomordowanych, którzy pozostawali w niewiedzy na temat miejsca pobytu represjonowanych i ich losu" - wyjaśnia dziennik.

"Moskowskije Nowosti" podkreślają, że także ta ostatnia decyzja została podjęta większością jednego głosu. "Przy czym tych spośród skarżących, którzy są dalekimi krewnymi straconych, Trybunał nie uznał za ofiary tego naruszenia" - informuje gazeta.


Ekshumacja w Katyniu /Agencja FORUM

Zaznacza również, że "nawet ci Polacy, których prawa ETPCz uznał za złamane, zgodnie z wyrokiem nie otrzymają nawet centa zadośćuczynienia za cierpienia moralne".

Dziennik zwraca uwagę, że "te wyroki Izby ETPCz, w których sędziowie poważnie różnią się w ocenach, są z reguły zaskarżane do Wielkiej Izby Trybunału, a jej werdykt może okazać się odwrotny".

Rozprawa publiczna w sprawie skargi katyńskiej odbyła się 6 października 2011 roku. Krewni ofiar mordu, w tym Witomiła Wołk-Jezierska, córka zamordowanego w Katyniu oficera artylerii Wincentego Wołka, zarzucili władzom Rosji m.in., że nie dokonały należytej kwalifikacji prawnej tej zbrodni, nie ustaliły jej sprawców i nie wyciągnęły wobec nich konsekwencji.

Ostateczny wyrok w sprawie skargi katyńskiej, który ma być ogłoszony w poniedziałek, strasburscy sędziowie wydali 20 marca. Trybunał w orzeczeniu ma ocenić, czy po 1998 roku rosyjskie władze przeprowadziły rzetelne śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej.

Ewentualne korzystne dla polskiej strony orzeczenie może spowodować ponowne jego wszczęcie i tym razem skuteczne przeprowadzenie, a także wypłatę odszkodowań dla skarżących. Ważna dla skarżących jest także rehabilitacja prawna ofiar zbrodni i ujawnienie całej dokumentacji rosyjskiego śledztwa, które w 2004 roku zostało umorzone, a większość jego akt - utajniona.

Początkowo skarżący deklarowali, że nie będą się domagać odszkodowań finansowych ze strony Rosji. Żądali wyłącznie symbolicznego odszkodowania w wysokości jednego euro. Po połączeniu sprawy Witomiły Wołk-Jezierskiej i innych skarżących ze sprawą skargi katyńskiej złożoną przez Jerzego Janowca i Andrzeja Trybowskiego, którzy zażądali odszkodowania finansowanego po 50 tys. euro, kwestię ewentualnego odszkodowania dla wszystkich skarżących pozostawiono do uznania przez Trybunał.

W Rosji krewni ofiar zbrodni katyńskiej bezskutecznie zwracali się do Głównej Prokuratury Wojskowej o przyznanie krewnym ofiar NKWD z 1940 roku statusu pokrzywdzonych w rosyjskim śledztwie oraz o zrehabilitowanie zamordowanych. Zgoda rosyjskich prokuratorów oznaczałyby, że krewni mieliby dostęp do dokumentacji śledztwa, dzięki czemu mogliby poznać okoliczności śmierci swoich bliskich. Na wnioski krewnych ofiar rosyjska prokuratura odpowiadała negatywnie, a jej odmowne decyzje podtrzymały rosyjskie sądy.

Wyrok w sprawie skargi katyńskiej nie będzie prawomocny. Każda ze stron będzie miała możliwość złożenia wniosku o ponowne rozpoznanie sprawy przez Wielką Izbę ETPCz (17 sędziów). Jednak taki wniosek może, ale nie musi, być uwzględniony przez Trybunał. Wynika to z tego, że ETPCz prowadzi wiele spraw (obecnie ok. 160 tys.), uznano zatem, że rozpatrzenie apelacji przez Wielką Izbę nie jest automatyczne.

Forum: Rosja nie odpowiada za Katyń?

INTERIA.PL/PAP

środa, 11 kwietnia 2012

W Polsce "trupich farm" nie będzie


W Polsce funkcjonuje system donacji ciał, ale osoba, która decyduje się na taką donację, musi bardzo precyzyjnie określić, co ma się dziać z ciałem i jego szczątkami po badaniach. Dodatkowymi ograniczeniami dla funkcjonowania tego typu badań jest działanie środowisk religijnych, komisji etycznych i ekologów - wszystko to nie tworzy dobrej atmosfery, służącej donacji zwłok i tworzeniu m.in. "trupich farm" - mówi Andrzej Czubak, antropolog sądowy.

Ośrodki badawcze na wzór słynnej "Trupiej Farmy" raczej w Polsce nie powstaną /© Panthermedia
Ośrodki badawcze na wzór słynnej "Trupiej Farmy" raczej w Polsce nie powstaną
 
/© Panthermedia

Katarzyna Pruszkowska: W jednym z wywiadów został pan przedstawiony jako jeden z nielicznych w Polsce specjalistów od kości...

Andrzej Czubak, antropolog sądowy pracujący w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. dr. Jana Sehna w Krakowie: - Nie jest to prawda. Takich specjalistów jest bardzo wielu, są przecież absolwenci antropologii fizycznej, którzy, poza przeprowadzaniem pomiarów dzieci w szkołach czy udziałem w wykopaliskach archeologicznych, zajmują się również badaniami kości. Faktem jest, że antropologów sądowych jest w Polsce niewielu. Mógłbym policzyć ich na palcach jednej ręki. Osobiście znam dwóch.

Z czego to wynika?

- Gałąź antropologii fizycznej, zwana antropologią sądową, jest nauką dość młodą. Rozwija się mniej więcej od lat 90. XX wieku, tj. nieco ponad 20 lat. Oczywiście, już wcześniej  metody antropologii fizycznej stosowane były w kryminalistyce, ale badania nad rozkładem zwłok są zagadnieniem nowym.

- W Polsce nie ma szkoły, która szkoliłaby antropologów sądowych. Aby wykształcić się w tym zakresie, należy skończyć specjalistyczne kursy w USA lub w niektórych krajach Europy Zachodniej - w Anglii, Niemczech czy we Francji. Ja jestem właśnie po półrocznym kursie antropologii sądowej we Francji. Większość z osób, które zajmują się tą dziedziną, to antropolodzy fizyczni, zatrudnieni w ośrodkach związanych z kryminalistyką lub medycyną sądową.

A zanim trafi się na taki kurs?

- Trzeba skończyć antropologię fizyczną na uniwersytecie. Chociaż dopuszczani są także biolodzy ogólni, osteolodzy, medycy sądowi, archeolodzy, czyli osoby, które mają wiedzę na temat budowy człowieka. Bardzo ważna jest także praktyka kryminalistyczna, np. w laboratorium policyjnym, w zakładzie medycyny sądowej. Chodzi o to, by oswoić się ze zwłokami, by wiedzieć, jak wygląda sekcja.

Może pan w skrócie powiedzieć, czym zajmuje się antropologia sądowa?

- Jest to podspecjalność antropologii fizycznej. Zajmuje się badaniem tak rozłożonych zwłok, że medyk sądowy nie jest w stanie określić, jaka była przyczyna śmierci albo kiedy ona nastąpiła. Nie może również określić charakterystyk indywidualnych zmarłego.

Czy w Polsce funkcjonują, choćby na mniejszą skalę,  tzw. trupie farmy?

- W Polsce nie ma "trupich farm". Sprzeciwiają się temu przepisy prawne dotyczące postępowania ze zwłokami, tj. przede wszystkim paragraf 262 kodeksu karnego, który mówi o  "znieważaniu zwłok, prochów ludzkich lub miejsc spoczynku". Utrudnia to lub wręcz uniemożliwia przekazywanie zwłok ośrodkom naukowym, chyba że żaden z podmiotów pierwszego stopnia nie wniesie roszczeń do zwłok.

Kto zalicza się do podmiotów pierwszego stopnia?

- Przede wszystkim są to członkowie rodzin, przyjaciele, różne organizacje, a także ludzie prywatni, wszyscy, którzy z różnych powodów chcą, by zwłoki miały godny pochówek. Jeżeli nikt z nich się nie zgłosi, wtedy dopiero zwłoki mogą być przekazane. W Polsce funkcjonuje również system donacji ciał, np. w Śląskiej Akademii Medycznej, ale osoba, która decyduje się na taką donację, musi bardzo precyzyjnie określić, co ma się dziać z ciałem i jego szczątkami po badaniach. Dodatkowymi ograniczeniami dla funkcjonowania tego typu badań jest działanie środowisk religijnych, komisji etycznych i ekologów - wszystko to nie tworzy dobrej atmosfery, służącej donacji zwłok i tworzeniu m.in. "trupich farm".

- W związku z powyższym w naszym kraju nie wykonuje się badań tego typu na ludzkich zwłokach, ale na zwłokach świńskich. Budowa ciała świni jest w przybliżeniu podobna do budowy ciała człowieka. Na zwłokach świńskich pracuje się również w całej Europie. W Anglii i we Francji byłem świadkiem eksperymentów na świńskich zwłokach, na których hodowano różne gatunki much. Większość liczących się ośrodków naukowych prowadzi eksperymenty na tych zwierzętach, aby ominąć ograniczenia prawne związane ze zwłokami ludzkimi. Choć również w takich przypadkach należy wystarać się o najróżniejsze pozwolenia.  Należy jednak pamiętać, że człowiek w detalach rozkłada się zupełnie inaczej. 

- Jeszcze jedno należy tutaj zaznaczyć. Bill Bass, autor książki "The Body Farm", w Polsce prawdopodobnie miałby poważne kłopoty z prawem, ponieważ nie jest medykiem sądowym. Paragraf 262 kk wyraźnie stwierdza, że jedynie jednostki kształcące medyków lub zakłady medycyny sądowej są władne do przejęcia ciał ludzkich do badań. Podobne ograniczenia dotyczą również systemu donacyjnego. W świetle powyższego zarówno pan Bass, jak i ja nie mamy prawa do prowadzenia tego typu badań, bo jesteśmy antropologami, a nie medykami. Antropolog mógłby być ewentualnie opiekunem takiej "trupiej farmy", z ramienia zakładu medycyny sądowej.

Powiedział pan, że świnia nie rozkłada się jak człowiek...

- Świnie mają zwarty tułów, który przechodzi prawie bezpośrednio w niewielką stożkowatą głowę, poza tym mają krótkie odnóża i dużo więcej podskórnej tkanki tłuszczowej. Można na nich hodować owady, które będą takie same jak w przypadku zwłok człowieka, ale tempo gnicia w wydzielonych rejonach ciała będzie już całkowicie inne.

Skąd w takim razie polscy antropolodzy czerpią aktualną wiedzę?

- Przede wszystkim z literatury, która jest bardzo bogata i ciągle aktualizowana. Szczególnie aktywne są ośrodki amerykańskie, m.in. pięć działających tam "trupich farm". Oczywiście, opisywane badania odnoszą się do tamtejszych zjawisk klimatycznych, ale można pewne zjawiska ekstrapolować również na nasz grunt. Nie ukrywam, że również w Polsce przydałyby się "trupia farma", tak abyśmy mogli obserwować rozkład ciał w naszych warunkach. 

- Do Instytutu Ekspertyz Sądowych w ciągu roku wpływa około 40 spraw. W większości są to sprawy zwyczajne i dotyczą starych kości wojennych i powojennych, ale trafiają się także zwłoki "świeższe", zmienione przez środowisko, grób i warunki pogodowe. Na takich przykładach można się uczyć, wymieniać doświadczenia, tworzyć nowe wnioski na temat rozkładu zwłok. Widziałem, jak rozkłada się ciało świni, więc porównuję  to, co już mi wiadomo, z nowymi doniesieniami. Po 17 latach pracy trochę się już nauczyłem.

Co można odczytać z kości poza tzw. wielką czwórką? Jakie informacje dodatkowe? Czy są jakieś choroby, o których istnieniu można powiedzieć oglądając tylko kości?

- Niektóre schorzenia mogą pozostawić ślady w budowie kośćca. Na przykład syfilis pozostawia charakterystyczne zmiany w strukturze kości, szczególnie widocznych jest to na czaszce. Cała jej powierzchnia poryta jest płytkimi meandrującymi żłobkami, czaszka wygląda, jak po przejściu korników. Gruźlica również powoduje zmiany w szkielecie, może nastąpić zwapnienie naciekowe lub łamliwe odwapnienie kości, są one wówczas chropowate, powierzchniowo nieregularne i serowate. Jest jeszcze wiele innych schorzeń, które pozostawiają ślady na kościach, jak krzywica, osteoporoza czy rak.

- Na podstawie analizy uszkodzenia można, też dowiedzieć się jak ktoś zginął, jakich doznał uszkodzeń, jakim narzędziem i np. czy mamy do czynienia ze starymi złamaniami, zrostami, czy uszkodzenia są świeższej daty. Wszystko to są bardzo ważne informacje w przypadku identyfikacji. Osoby, które znały zmarłego, mogą przecież pamiętać, że skarżył się na jakieś bóle, że miał kiedyś złamaną rękę, a my to złamanie możemy właśnie zobaczyć w kościach.

A czy na podstawie kości można określić tuszę zmarłego?

- Czynione są takie próby. Próbuje się oszacować tzw. wskaźniki postury. Na podstawie parametrów szkieletu bada się na charakterystyki obciążenia i podparcia ciała człowieka. Mierzy się szerokości nasad dalszych kości ramieniowych, udowych, piszczelowych i szacuje obciążenie, jakim były poddawane. Dalej następuje ocena typu i proporcji budowy ciała. Pewnych danych dostarczają wskaźniki masywności poszczególnych kości długich, które informują o masywności całego szkieletu, a to daje podstawę do oceny somatotypu. Jednak na razie najpewniejszą metodą dla ustalenia rzeczywistej wagi zmarłego, jest umożliwić oględzin zwłok, miejsca ich znalezienia oraz znalezionych tam resztek odzieży, w tym pasków.

A czy zgon każdej osoby można wyjaśnić tak łatwo, jak przypadków opisanych w książce Bassa?

- Książka jest bardzo optymistyczna, ale warto pamiętać, że w antropologii sądowej nie ma niczego pewnego na 100 proc. Taką pewność dają jedynie badania genetyczne. Oczywiście są metody dokładniejsze, jak np. szacowanie płci na podstawie zębów jednokorzeniowych, gdzie prawdopodobieństwo sukcesu wynosi 99 proc, ale np. ocena wieku na podstawie zarastania szwów czaszkowych może być obciążona błędem aż 24 lat! Trudno jest precyzyjnie określić czyjś wiek, czyjąś odmianę biogeograficzną i płeć tylko na podstawie jednej cechy, jednej kości. Nawet w przypadku metod pomiarowych zostaje błąd ludzki lub błąd kalibracji przyrządów.

- Tak było z czaszką "Kochanowskiego", przekazaną do badań przez Muzeum Czartoryskich. Po badaniach antropologicznych uzyskałem wynik wskazujący, że mam do czynienia z czaszką kobiety. Czaszka miała cechy opisowe zarówno damskie, i męskie. Dopiero zastosowanie sześciu metod pomiarowych przechyliło szalę na stronę płci żeńskiej. Czaszka pogranicza, wybryk natury, do końca nie byłem pewny. Dopiero badania genetyczne w stu procentach potwierdziły wyniki moich przypuszczeń.

Czy antropolog sądowy bada tylko indywidualne przypadki czy też np. groby masowe, miejsca zbiorowych katastrof?

- W takich przypadkach jak fale tsunami, kiedy jest dużo ofiar na rozległej przestrzeni, zamachy bombowe, egzekucje na terenach byłej Jugosławii czy w Ruandzie, masowe groby, pomoc antropologa sądowego bywa niezbędna. Oczywiście na miejscu najważniejsi są medycy sądowi, patolodzy, którzy identyfikuje zwłoki świeże, czy też będące w pierwszej fazie rozkładu. Zwłoki uszkodzone lub bardzo rozłożone identyfikują antropolodzy sądowi. Pomagają w reintegracji ciał, tj. razem z technikami i wolontariuszami zbierają szczątki rozproszone po okolicy i składają je w całość. Jeśli chodzi o kości, to już jest zupełnie inna historia, bo w takim przypadku antropolog sądowy powie znacznie więcej niż medyk. Wtedy również trzeba reintegrować szkielety, choćby po to żeby móc powiedzieć ile było ofiar, jakiej były płci, jakie odniosły obrażenia lub czy widoczne są jakieś ślady działania narzędzi - maczet, noży, bagnetów, postrzałów. No i oczywiście należy orzec jak długo dane kości przeleżały w ziemi.

Czy w Polsce antropolodzy sądowi zawsze współpracują z prokuraturą? Z książki Bassa wynika, że w USA tak jest.

- W niektórych stanach USA rzeczywiście tak jest, że przy koronerze stanowym działa antropolog sądowy. Ale nie w każdym przypadku bo nie każdy koroner wymaga antropologa do pomocy. W całych Stanach jest około 60u antropologów sądowych, taką liczbę podaje w swojej książce W. Bass. W Polsce jest inaczej. Na miejsce znalezienia zwłok jadą prokurator i medyk sądowy. Po zabezpieczeniu ciała albo szkieletu, szczątki kieruje się do prosektorium, stamtąd trafiają następnie  na oględziny i sekcję. Tu muszę dodać, że medyków sądowych mamy świetnych, naprawdę na światowym poziomie. Jeśli po tych badaniach prokurator potrzebuje więcej informacji, może powołać antropologa fizycznego, choćby z uniwersytetu, wtedy staje się on tzw. biegłym ad hoc, czyli specjalistą powołanym do konkretnej sprawy. Może również przesłać szczątki do ośrodka takiego, jak Instytut Ekspertyz Sądowych. Wówczas to my ustalamy kiedy nastąpił zgon, czyli ile czasu ciało leżało w danym miejscu oraz czym została zabita i kim była znaleziona osoba.

Wspomniał pan, że przysyłają do pana głównie czaszki...

- Rzeczywiście, czaszek jest najwięcej, otrzymuję ich około 30 rocznie. Ale nie tylko czaszki są przedmiotem moich badań. Teraz, na przykład, pracuję nad 10-oma szkieletami, w tym jest czwórka nieletnich, szczątki pochodzą z jakiegoś wojennego, zapomnianego cmentarza, ponadto na swoją kolej czeka szkielet bez czaszki, a w specjalnym worku na badania oczekują pozostałości jakiegoś biednego bezdomnego, który schronił się w stogu siana, tam zmarł i jego ciało rozłożyło się.

 Ale przecież tzw. wielką czwórkę ustala się nie tylko na podstawie czaszki...

- Do "wielkie czwórki" wymagany jest cały szkielet. Prokuratura jest przekonana, że antropolog sądowy potrzebuję jedynie czaszki, więc nie przysyłają mi do badań całego szkieletu. Zazwyczaj jednak zależy im najbardziej na odtworzeniu wyglądu twarzy. Oczywiście pytają mnie, czy to, co przysłali jest czaszką ludzką, choć widzą to sami, ale zgodnie z prawem musi to być poparte przez specjalistę. Później pytają o wiek, płeć, odmianę biogeograficzną i inne sprawy.

Czy tylko na podstawie czaszki można oszacować wzrost?

- Słowo "tylko" jest tu źle użyte. Oszacowanie wzrostu na podstawie wielkości czaszki jest mało wiarygodne. Ludzie wysocy nie muszą mieć wcale dużej czaszki, mogą mieć bardzo małą i odwrotnie. Ale faktycznie istnieje taka metoda, która na podstawie czaszki pozwala odtworzyć przybliżony wzrost. Oczywiście, wzrost najlepiej ustala się za pomocą pomiarów kości długich, choć również te obliczenia mogą być obarczone błędem, wynosi on zwykle plus,  minus ok. 4,5 cm. Bo trzeba pamiętać, że stawy prócz kości mają jeszcze całą masę miękkich struktur - kaletki maziowe, chrząstki stawowe, więzadła - a one często się nie zachowują.

Wzrost potrzebny jest do obliczenia średniej wagi. Waga, płeć i wiek decydują jak gruba będzie warstwa tkanek miękkich na twarzy - korzysta się ze specjalnych tabel lub liczy w specjalistycznym programie. Później oznacza się te warstwy na czaszce bloczkami dystansowymi i modeluje twarz, rysując albo komputerowo, bądź też lepiąc w glinie.

A jak tworzy się wzory, które pomagają w ustalaniu wzrostu?

- Bierze się określoną maksymalnie dużą próbę kości z wybranej populacji badanej, dajmy na to trzysta próbek z populacji mieszkańców Śląska. Kości muszą pochodzić z kompletnych szkieletów, których wysokość da się zmierzyć. Następnie mierzy się: długości kości, grubości trzonów, szerokości nasad, itp. Stosuje się klucz płci, wieku i poszukuje statystycznych zależności między zmierzoną długością, płcią i znaną wysokością szkieletu. Na tej podstawie powstaje uogólniony wzór ukazujący jaki procent wysokości w danym szkielecie powinna "zajmować" badana kość. Kości do "próbek" zazwyczaj pochodzą z pochówków archeologicznych lub historycznych. Tylko nieliczne ośrodki mogą pochwalić się znaczącymi zbiorami współczesnymi. Jedną z największych współczesnych "bibliotek kości" posiada William M. Bass, w jego zbiorze znajduje się tysiąc pięćset szkieletów.

W Polsce nie mamy nawet małej kolekcji kości pochodzących od ludzi żyjących współcześnie?

- W Polsce nie ma takich kolekcji. Każdy wydział antropologii gromadzi szkielety, są to jednak kości archeologiczne lub historyczne. Poza znaczeniem naukowym, służą także jako materiał dydaktyczny. W miejskich muzach archeologicznych i historycznych, również istnieją spore kolekcje kości przechowywane pieczołowicie w tekturowych pudłach, badają je specjaliści którzy próbują odpowiedzieć na pytania, jak wyglądało nasze życie w zamierzchłych czasach. Kości współcześnie żyjących ludzi można spotkać w zasadzie jedynie w  zbiorach zakładów medycyny sądowej, gdzie gromadzone są ciekawe przypadki i gdzie także służą jako pomoce naukowe. Można tam spotkać kompletne szkielety, w większości pojedyncze okazy i nieco więcej wyodrębnionych z ciała poszczególnych kości. Szczególnie trudno jest o kompletne szkielety dziecięce, spotykane są jakieś fragmenty miednic, kości ramieniowych i inne. Jeśli ktoś ma w swoich zbiorach taki kompletny szkielet, to na pewno jest on historyczny.

Co musi stać się z kością, żeby stała się ona kompletnie nieczytelna?

- Na przykład - zestarzeć się, albo zniszczyć termicznie, albo przez działanie kwasu lub np. prądu wody, który uderza kością o kamieniste dno. Może ją także zniszczyć człowiek - podczas orki, robót drogowych, wystarczy, że przejedzie jakiś ciężki sprzęt i nastąpi fragmentacja kości. Był taki przypadek, że syn zabił ojca, a następnie spalił jego zwłoki palnikiem acetylenowym. Zagarnął  jego prochy do dużego słoja wekowego i pochował w grobie matki. Twierdził w czasie przesłuchania, że nie zabił go celowo, że był to wypadek przy czyszczeniu broni. Tak udało mu się spalić zwłoki, że z zębów i kości nie dało się wyizolować DNA, ani określić wieku i płci. Gdyby nie te zniszczenia umielibyśmy powiedzieć, że ofiarą był starszy mężczyzna, który zginał od rany postrzałowej.

Czego dotyczą sprawy, którymi pan się zajmuje?

- Większość spraw, które dostajemy, dotyczy bezdomnych, pijaków, ludzi starszych często z problemami natury psychicznej, dużo też jest pochówków z czasów drugiej wojny. Szczególnie wiele takich spraw napływa do Instytutu wiosną, bo ludzie bezdomni grzeją się zimą w rurociągach, śpią po kanałach i tam zasypiają na wieczność dusząc się oparami i wyziewami. Innych, którzy zamarzli odnajduje się w lasach, w ogródkach działkowych, kiedy stopnieją śniegi. Są też samobójcy, ci, którzy stracili nadzieję wieszają się w odludnych miejscach, topią, chorzy psychicznie, ludzie starsi  gubią często drogę do domu, a potem odnajdujemy ich zwłoki. Takich spraw jest najwięcej, wtedy przyczyny zgonu są naturalne, po oględzinach wiemy, że nikt nie przyczynił się do ich śmierci. Jak wspomniałem jest też sporo szkieletów wojennych i powojennych, a czasem jeszcze starszych. Bardzo niewielki procent stanowią zabójstwa i inne "ciekawsze" przypadki, które można by wykorzystać w książce.

W wywiadzie, o którym wspomniałam na początku, mówił pan o wirtualnej autopsji.

- Tak, jej pionierem jest prof. Andrzej Urbanik, szef katedry radiologii AM UJ, wykonał on pierwsze autopsje tomograficzne mumii egipskich. Teraz ten nowy kierunek badań pośmiertnych wspiera pan doktor Krzysztof Woźniak, który pracuje w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie, zajmuje się on między innymi ofiarami zabójstw i wypadków drogowych.

A jak wygląda taka autopsja?

- Przedstawię to na przykładzie. Na sekcję zwłok trafił zmarły, któremu traktor doszczętnie zmiażdżył głowę, należy odtworzyć układ zgniecionych kości, bez konieczności otwierania głowy. W tym celu wykonano szczegółowe prześwietlenie tomograficzne, a następnie uzyskane przekroje połączono w jeden obraz 3D. Uzyskano w ten sposób obraz wszystkich uszkodzeń wraz z przemieszczeniami fragmentów kostnych. Dzięki temu zaistniała możliwość nieinwazyjnych oględzin przestrzennych, jakby  autopsja tylko, że wirtualna. Stwarza to komfort pracy szczególnie dla nie medyków, sposobność oglądania i manipulowania obrazem zwłok, określania, jakie w nich zaszły zmiany, jaka mogła być przyczyna śmierci oraz jakie siły działały w momencie powstawania uszkodzeń. Czasami określenia rodzaju narzędzia, a także lokalizacji ciał obcych w ranach. Taka autopsja posiada jeszcze inny walor - przydatność archiwizacyjną. W Polsce często jest tak, że jeden prokurator rozpoczyna sprawę i jest obecny w czasie sekcji zwłok, a inny kończy sprawę, przejmuje dowody i czyta dokumenty zgromadzone przez pierwszego. Wówczas nagrania z wirtualnej autopsji będą stanowić dla niego ogromną pomoc, większą niż analiza zawartych w aktach zdjęć z sekcji  i czytanie protokołu. Może jeszcze raz obejrzeć nagrania, przeanalizować obrażenia, skonsultować się z medykami. Jest to szczególnie ważne wtedy, kiedy zwłoki zostały już pochowane.

Z tego, co pan mówi, wynika, że  rozwój antropologii sądowej idzie w parze z rozwojem techniki...

- Oczywiście, że tak. Np. przy pomocy innego programu można modelować ciało w różnych pozach, sprawdzić, czy ofiara stała, czy siedziała w momencie śmierci, czy ułożenie zwłok na miejscu zbrodni zgadza się z ustaleniami śledczych. Istnieją programy do analizy plam krwawych. Załóżmy, że na miejscu zbrodni ściany i wyposażenie zachlapane są różnej wielkości i kształtu plamami krwi. Specjalna kamera do fotografii sferycznej wykonuje zdjęcia w panoramie 3600. Na ich podstawie program analizuje ich wielkości, oblicza kąty, pod jakimi krople krwi padały na powierzchnie, wyprowadza linie proste, które spotykają się we wspólnych węzłach krwawienia. W pierwotnym miejscu zadania ciosu, uderzenia młotkiem, czy postrzału. Programy bazujące na fotografiach z miejsca zdarzenia to zdecydowanie przyszłość. Można również wykonywać dokładne skany laserowe " wirtualne obrazy dowodów", np. czaszki, bieżnika obuwia czy młotka użytego w przestępstwie i przesyłać je między różnymi ośrodkami bez ryzyka zagubiania lub zniszczenia dowodu, konsultować się z innymi specjalistami i łączyć ze sobą odległe w czasie i przestrzeni sprawy.

W książce niewiele można przeczytać o takich rozwiązaniach.

- Bass jest człowiekiem starszym, zaczynał swoje badania w latach 70., więc posługiwał się takimi metodami, jakie wtedy były dostępne. Ale wiem, że obecnie w Knoxville pracuje się nad stworzeniem elektronicznego nosa do wykrywania zwłok. Do tej pory wykorzystywano specjalnie szkolone psy, które uczono na specjalnie do tego stworzonej trupiej farmie. Ale naukowcy chcą mieć jeszcze dokładniejszy przyrząd, czuły sensor wrażliwy na drobiny zapachu rozkładających się ludzkich zwłok. Nie będzie się męczył, nie przeszkodzi mu pogoda, ani substancje wylane w celu zatarcia śladów. Wielki szacunek dla doktora Bassa, że dostrzegł wagę takich badań. Cały świat się zmienia, świat kryminalistyki również.

 


Źródło informacji:

wtorek, 10 kwietnia 2012

część 3


16.10 RIA-Novosti podaje nieoficjalną informację: Na miejscu katastrofy odnaleziono ciało Lecha Kaczyńskiego.

16.38 Na stronie internetowej Prezydenta RP pojawia się komunikat: Kancelaria Prezydenta żegna parę prezydencką. - 10 kwietnia 2010 roku, w drodze na uroczystości 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej zginęli Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński, Małżonka Prezydenta Maria Kaczyńska oraz członkowie polskiej delegacji i załoga samolotu. Wieczny odpoczynek racz Im dać Panie!”.

16.50 Brat prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jarosław, przylatuje do Witebska na Białorusi. Stamtąd jedzie autokarem do odległego o 160 km Smoleńska - informuje o tym Mariusz Błaszczak, rzecznik klubu PiS. Później działacze PiS będą oskarżać polski rząd i władze rosyjskie, że utrudniali dojazd autokaru do Smoleńska, by nie dotarł tam przez premierem Tuskiem.

17.00 W Warszawie zbiera się prezydium Sejmu.

17.30 Premier Tusk wylatuje do Witebska, skąd samochodem ma dojechać do Smoleńska.

17.39 Rosyjscy ratownicy przenoszą ciała ofiar katastrofy w Smoleńsku do śmigłowców. Zostaną przewiezione na moskiewskie lotnisko Domodiedowo. Rosyjski minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu mówi, że wszystko jest już przygotowane do przyjęcia ciał ofiar i uprzedza, że w niektórych przypadkach do identyfikacji zabitych trzeba będzie użyć analizy DNA. Do Moskwy muszą przyjechać rodziny ofiar.

18.00 W Katedrze Polowej WP w Warszawie zaczyna się msza święta w intencji 96 ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku.

18.30 W Sejmie wyłożono księgę kondolencyjną w związku z katastrofą samolotu TU-154, w której zginął prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz 94 inne osoby. Do księgi wpisuje się marszałek Bronisław Komorowski, który przejął obowiązki prezydenta po katastrofie. Do księgi ustawią się kilometrowe kolejki.

18.52 Premier Rosji Władimir Putin przybywa na miejsce katastrofy polskiego samolotu rządowego. Czeka na premiera Donalda Tuska. W międzyczasie odbywa się jego konferencja prasowa. - Należy zrobić wszystko, aby jak najszybciej wyjaśnić przyczyny katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego Tu-154M pod Smoleńskiem - mówi premier Rosji. Na lotnisku jest z nim Siergiej Iwanow, wicepremier i szereg innych członków rządu.

19.15 Jarosław Kaczyński i niewielka delegacja lądują w Witebsku na Białorusi. Autokar wiezie ich do oddalonego o ok. 160 km Smoleńska. Przez Białoruś autokar jedzie z „normalną prędkością”. Na granicy białorusko-rosyjskiej przejęła ich milicja rosyjska. - Nagle zaczęliśmy jechać bardzo wolno, 30 km na h. Ktoś zapytał kierowcę, czy nie może jechać szybciej. Powiedział: nielzia [nie można - red.] - relacjonował później poseł PiS Joachim Brudziński. - Biegaliśmy do Rosjan. Ale oni nas zbywali. Paweł Kowal próbuje interweniować w tej sprawie u ambasadora Bahra.

20.03 Premier Donald Tusk ląduje w Witebsku i jedzie do Smoleńska na miejsce katastrofy. Towarzyszą mu wojskowi prokuratorzy i eksperci.

20.13 Wydobyte ze szczątków samolotu ciała wszystkich ofiar katastrofy są już transportowane śmigłowcami do Moskwy, gdzie ma się odbyć ich identyfikacja. - W niektórych przypadkach może potrwać kilka dni, zapewne będą potrzebne badania DNA - informują znów ministrowie ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu i zdrowia Tatiana Golikowa .

20.15. Na miejscu katastrofy działa cały sztab - są rozstawione namioty, specjalne lampy rozświetlające okolicę. Są też kamery wielu stacji i dziennikarze z całego świata. Na miejscu jest już Donald Tusk. Wita go premier Rosji Władimir Putin. Siergiej Szojgu, minister ds. nadzwyczajnych opowiada, co się stało. Pokazuje ręką linię spadającego samolotu. Putin również pokazuje, jak ręką, jak samolot zderzył się z ziemią. Tusk jest blady.

20.24 Premierzy Władimir Putin i Donald Tusk składają wspólnie kwiaty na miejscu katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego Tu-154 pod Smoleńskiem. Putin - wiązankę czerwonych goździków, Tusk - mały wieniec w biało-czerwonych barwach. Premier Tusk, przygnębiony i poruszony, przyklęka na kilkanaście sekund. Gdy wstaje, Putin go ściska: krótko, po męsku.

Uścisk Tuska i Putina w Smoleńsku:

fot. AG

Jarosław Marek Rymkiewicz napisze później w wierszu "Do Jarosława Kaczyńskiego" o dwóch Polskach , z których jedną " bierze w objęcia car Północy". Podczas telekonferencji mer Moskwy i przedstawiciele służby zdrowia zapewniają obu premierów, że są przygotowani na identyfikację ofiar i udzielenie pomocy ich rodzinom.



20.26 Na miejscu katastrofy autokar z Jarosławem Kaczyńskim od ok. 10 minut czeka przed bramą. W końcu wjeżdża. Kaczyńskiego wita Jerzy Bahr, który towarzyszy mu razem z konsul Longiną Putką . Bahr trzyma pod rękę Kaczyńskiego. Zatrzymuje się kilka metrów przed ciałem brata, prezydenta Kaczyńskiego. Konsul Putkę oburzają kamery śledzące każdy krok Kaczyńskiego po wyjściu z autokaru.

20.28 Jarosław Kaczyński identyfikuje ciało brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego i modli przy nim. Ciało Kaczyńskiego jest ułożone na noszach. Ze względów proceduralnych narzuconych przez prokuraturę musi leżeć w tym miejscu, gdzie je znaleziono. Posłowie PiS mają pretensje, że ciało prezydenta „leżało w błocie”. W czasie identyfikacji poseł PiS Paweł Kowal (dziś PJN) podchodzi do Pawła Grasia i Tomasza Arabskiego. Mówi, co myśli o ”spowalnianiu podróży”.

20.30 Bronisław Komorowski wygłasza specjalnie orędzie nadane w TVP1."W obliczu naszego narodowego dramatu jesteśmy razem. Nie ma podziału na lewicę i prawicę. Różnice poglądów, wyznania nie mają dzisiaj znaczenia" - mówi. "Polska jest w żałobie, ponieśliśmy dramatycznie bolesną stratę. W katastrofie lotniczej zginął prezydent wraz z małżonką, zginęli wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, posłowie i senatorowie wszystkich klubów parlamentarnych, zginęli generałowie i biskupi. Zginęli, pełniąc swą służbę publiczną na rzecz dobra wspólnego, jakim jest Polska" - podkreśla Komorowski, który przejął obowiązki głowy państwa.

20.50 Jarosław Kaczyński wraca do autokaru. Bahr pyta, czy zgodzi się przyjąć kondolencje od premiera Władimira Putina. Autobus stoi 150 metrów od namiotu, w którym rozmawiają premierzy Putin i Tusk. Kaczyński się nie zgadza. Ambasador próbuje negocjować jeszcze z ludźmi z PiS, którzy stoją przed autokarem. Są ”zdecydowanie na nie”. Bahr podejmuje kolejną próbę. Nie chciał, by wśród Rosjan powstało wrażenie dwóch Polsk . Kaczyński ponownie odmawia.

21.05 Jarosław Kaczyński chce zabrać ciało brata do Polski. Od Putina słyszą, że to niemożliwe. „Bo głowie państwa należą się honory i nie wyobrażam, żeby prezydent mógł wyjechać z Rosji bez oddania należnych mu honorów.” - mówi. Ciało Lecha Kaczyńskiego wraca do Polski w niedzielę, 11 kwietnia.

21.10 Putin zaprasza do namiotu posłów PiS, w tym Pawła Kowala. Premier Rosji zachowuje się dość naturalnie: nieszczególnie wylewnie, ale też nie chłodno. Pyta m.in. o stan zdrowia Jadwigi Kaczyńskiej. Kowal prosi go, by możliwie szybko delegacji prezesa Kaczyńskiego udało się wylecieć do Polski.

21.15 Jarosław Kaczyński wyrusza ze Smoleńska do hotelu. Jazda trwa ok. 20 minut. W recepcji stoi zdjęcie pary prezydenckiej udekorowane kwiatami. Po krótkim odpoczynku w hotelu Kaczyński razem z posłami PiS wylatuje do Polski. Nie bez problemów - odprawa i sprawdzenie 15 paszportów trwa godzinę.

Kaczyński po identyfikacji brata:

fot. AG

21.37 Pierwsze ciała ofiar katastrofy są już w Moskwie. Śmigłowiec z trumnami ląduje po godz. 21 na lotnisku. Pierwsze ofiary tragedii zostają przeniesione do specjalnych aut i w eskorcie milicyjnych samochodów trafiają do Biura Ekspertyz Sądowych przy ulicy Tarnyj Projezd w moskiewskiej dzielnicy Carycyno . Tam wykonano ekspertyzy, tam odbywała się identyfikacja ofiar.

22.15 Premier Rosji Władimir Putin wygłasza orędzie do Polaków z namiotu rozstawionego na terenie lotniska w Smoleńsku. - Odczuwamy wielki ból razem z wami i przeżywamy to tak samo, jak wy - deklaruje w orędziu szef rosyjskiego rządu Premierzy Rosji i Polski uczestniczą w telekonferencji z przedstawicielami władz Moskwy, poświęconej przygotowaniom do identyfikacji ofiar katastrofy.

Wiceburmistrz rosyjskiej stolicy Piotr Biriukow zapewnia, że wszystkie służby Moskwy są przygotowane do przyjęcia rodzin ofiar tragedii. Na wszystkich lotniskach dyżurują lekarze, psychologowie i tłumacze. Zapewnione są środki transportu i zarezerwowane miejsca w trzech moskiewskich hotelach dla rodzin ofiar. Władze deklarują, że pokryją koszty ich pobytu.

22.46 Premier Donald Tusk jest w drodze z Witebska do Polski. Wbrew zapowiedziom po jego powrocie do kraju nie odbywa się posiedzenie rządu. Premier jedzie do swojej Kancelarii i spotyka się z minister zdrowia Ewą Kopacz, rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem, swoim doradcą Igorem Ostachowiczem oraz Tomaszem Arabskim, szefem kancelarii. - Tusk był jak rażony gromem - zapamiętała Ewa Kopacz. Następnego dnia rano Kopacz (i Arabski) lecą z polskimi lekarzami i patomorfologami do Moskwy pomagać przy identyfikacji.