niedziela, 26 sierpnia 2012

Nie żyje Neil Armstrong. Miał 82 lata


dzisiaj, 06:18

- Odszedł człowiek, ale czyn pozostał - powiedział w reakcji na śmierć Neila Armstronga, pierwszego człowieka na Księżycu, generał Mirosław Hermaszewski, pierwszy i dotychczas jedyny polski kosmonauta. - To straszna wiadomość, tak jakbym stracił kogoś bardzo bliskiego, bo faktycznie to był jeden z nas - dodał. - Trudno mi zabrać głos. (...) Jakoś ludzie przemijają, ale to, czego dokonali, a szczególnie on, pozostanie wieczne - podkreślił polski kosmonauta.

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Amerykański astronauta Neil Armstrong, który jako pierwszy człowiek stanął na Księżycu, zmarł w wieku 82 lat - podała w sobotę agencja Reutera. Armstrong zmarł wskutek komplikacji wynikłych po operacji serca, jakiej poddał się na początku sierpnia. 82-latek przeszedł 5 sierpnia operację wszczepienia by-passów. Jego żona Carol mówiła wówczas, że rekonwalescencja przebiega pomyślnie.

Nie podano na razie, kiedy ani gdzie nastąpił zgon astronauty.

- To wielka strata dla nauki i dla całego świata - powiedział w rozmowie z TVN 24 polski kosmonauta gen. Mirosław Hermaszewski, komentując śmierć Neila Armstronga.

- To straszna wiadomość, tak jakbym stracił kogoś bardzo bliskiego, bo faktycznie to był jeden z nas. Miałem okazję raz poznać Armstronga, wielokrotnie spotykałem się z Buzzem Aldrinem i (Michaelem) Collinsem, a więc całą załogą (Apollo 11). To wiadomość o tyle nieoczekiwana, że śledziłem stan zdrowia Armstronga i była jakaś taka wielka nadzieja po tej operacji, że jednak rekonwalescencja idzie w dobrym kierunku - zauważył w rozmowie z PAP Hermaszewski.

- Trudno mi zabrać głos. (...) Jakoś ludzie przemijają, ale to, czego dokonali, a szczególnie on, pozostanie wieczne. Do ostatnich dni życia naszej planety będzie się mówić o (Juriju) Gagarinie, Armstrongu, bo przecież byli to pierwszy człowiek, który opuścił Ziemię tak na dobre i pierwszy, który wylądował na innym ciele niebieskim - podkreślił generał.

"Ogromny krok dla ludzkości"

20 lipca 1969 roku jako dowódca statku kosmicznego Apollo 11 Armstrong wraz z Edwinem "Buzzem" Aldrinem dokonał pierwszego lądowania na Księżycu przy użyciu lądownika Eagle i jako pierwszy człowiek w historii postawił stopę na porytej kraterami powierzchni Srebrnego Globu.

To wtedy wygłosił pamiętne zdanie: "To mały krok dla człowieka, ale wielki krok dla ludzkości". Blisko trzygodzinny spacer Armstronga i Aldrina po Księżycu, podczas którego zbierali fragmenty skał, robili zdjęcia i przeprowadzili eksperymenty, z zapartym tchem oglądało na ekranach telewizorów ok. 600 mln ludzi na całym świecie. Armstrong miał wtedy 38 lat.

Apollo 11 na Księżycu
2:17 min
Apollo 11 na Księżycu - Zobacz historyczne wideo z lądowania misji Apollo 11 na Księżycu w lipcu 1969 roku. (GK) Materiał w języku angielskim. - NASA

- To było wyjątkowe i niezapomniane przeżycie, ale trwało zaledwie chwilę, ponieważ mieliśmy dużo pracy do wykonania. Widoki były po prostu nadzwyczajne - opisywał później tamte chwile.

Jeden z kraterów na Księżycu nazwano jego imieniem. W latach 1969-72 na Księżycu stanęło w sumie 12 Amerykanów.

Wyprawa na Księżyc była największym osiągnięciem Armstronga i był to także jego ostatni lot w kosmos. Po powrocie na Ziemię przyjął stanowisko, które wiązało się z pracą za biurkiem. Po odejściu z NASA w latach 70. wykładał inżynierię na Uniwersytecie w Cincinnati, w stanie Ohio.

Neil Alden Armstrong urodził się 5 sierpnia 1930 roku w Wapakoneta w stanie Ohio. Licencję pilota zdobył szybciej niż prawo jazdy, w wieku 16 lat. W czasie wojny koreańskiej (1950-53) służył jako pilot w lotnictwie marynarki wojennej, a po wojnie pracował jako pilot-oblatywacz.

Pierwszy lot w kosmos odbył zaledwie trzy lata przed wyprawą na Księżyc, w 1966 roku, jako dowódca statku kosmicznego Gemini 9.

piątek, 24 sierpnia 2012

Jak Szymon B. majątek Amber Gold zabezpieczył



Krzysztof Katka
23.08.2012 , aktualizacja: 23.08.2012 21:34
A A A Drukuj
1600 klientów Amber Gold złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Żądają w sumie 106 mln

1600 klientów Amber Gold złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Żądają w sumie 106 mln (Fot. Daniel Staniszewski / Agencja Gazeta)

Gdański sąd o Amber Gold: "Zachodzi obawa, że dłużnik będzie bądź ukrywał swój majątek, bądź też w inny sposób działał na szkodę wierzycieli"
Odsunięcie Marcina P. od majątku Amber Gold to nie zasługa prokuratury czy wielkich kancelarii zachęcających do składania pozwów zbiorowych, lecz 32-letniego Szymona B., który w sądzie sprytnie upomniał się o pieniądze za dwie lokaty na ok. 46 tys. zł.

Pod koniec lipca Amber Gold przestał oddawać klientom powierzone spółce pieniądze na "lokaty w złoto". Od tego czasu pojawiło się wiele pomysłów, co powinni robić poszkodowani, aby odzyskać swoje środki. ABW oraz prokuratura zachęcały do składania zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. Z tej drogi skorzystało ponad 1300 klientów, którzy łącznie żądają 87 mln zł.

Osoby te mogą mieć pewność, że zostaną przesłuchane przez śledczych w swojej lub pobliskiej miejscowości, a za jakiś czas zostaną wezwane na powtórne przesłuchanie do sądu (np. w Gdańsku), jeśli ten będzie zajmował się sprawą Amber Gold.

Spora grupa klientów zdecydowała się skorzystać z usług kancelarii prawnych namawiających do złożenia pozwu zbiorowego.

Kancelaria Prawna Chałas i Wspólnicy informuje, że 3 tys. osób pobrało formularze do pozwu zbiorowego, choć liczba uczestników pozwu będzie zapewne niższa.

Niezależnie od formy pozwu, skarżący muszą uiścić opłatę sądową w wysokości 2 procent roszczenia (np. jeśli domagamy się zwrotu 60 tys. zł, należy na konto sądu wpłacić 2 procent kwoty - w tym wypadku 1200 zł). Natomiast wynagrodzenie Chałas i Wspólnicy - płatne z góry - zależy od wysokości środków ulokowanych przez klienta w Amber Gold. Prawnicy żądają od klientów 984 zł (lokata poniżej 10 tys. zł) do 3 tys. zł (lokata powyżej 90 tys. zł), ale zobowiązują się, że apelacja będzie tańsza.

Kancelaria pobiera zatem od 3,3 do 9,8 procent kwoty roszczenia, może zatem liczyć na milionowe wynagrodzenie.

A co dla klientów poszkodowanych przez Amber Gold zrobił wymiar sprawiedliwości? 16 sierpnia ABW po przeszukaniu firmy zabezpieczyła dokumentację i wywiozła z sejfu 57 kg złota wartości ok. 10-12 mln zł. Następnego dnia prezes Marcin P. usłyszał sześć zarzutów prokuratorskich, ale cały czas mógł rozporządzać majątkiem firmy.

Platyna Plus i ukrywanie pieniędzy

Przełom w kwestiach majątkowych nastąpił 20 sierpnia, kiedy Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ wyznaczył zarządcę przymusowego Amber Gold i zabronił Marcinowi P. oraz jego żonie dysponowania majątkiem spółki.

To efekt wniosku złożonego przez Szymona B. (prosił, by nie podawać jego nazwiska), 32-letniego inżyniera z Kalisza, z zamiłowania instruktora fitness.

B. przez wynajętego prawnika wystąpił o ogłoszenie upadłości Amber Gold z możliwością zawarcia układu likwidacyjnego oraz o zabezpieczenie majątku. Sąd przychylił się do drugiej części wniosku.

- We wniosku wskazałem dwie lokaty na ok. 46 tys. zł, których termin upłynął, a ja nie dostałem pieniędzy z powrotem - mówi "Gazecie" Szymon B.

Na początku lipca 13 tysięcy włożył na miesięczną "lokatę w platynę plus", oprocentowaną na 9 proc., a 33 tys. zł także na miesięczną "lokatę w złoto wyższy zysk", oprocentowaną na 13 proc. Przekonywał sąd, że wedle doniesień medialnych Amber Gold przestał płacić swoje zobowiązania, a zakładanie przez Marcina i Katarzynę P. kolejnych spółek może służyć ukrywaniu majątku.

Sąd się zgadza

Co odpowiedział sąd? Podkreślił, że Amber Gold dotąd nie złożył w Sądzie Rejestrowym sprawozdania finansowego ani za rok 2009, ani za 2010. Ponadto postanowieniem sądu z 16 sierpnia prezes Marcin P. został przymuszony do złożenia oświadczenia, czy był prawomocnie skazany za przestępstwa gospodarcze, ale nie odpowiedział na wezwanie (dzieje się to w ramach postępowania o wykreślenie P. z organów spółek).

Oto inne fragmenty uzasadnienia orzeczenia sądu, które poznała "Gazeta": "Nieprzedkładanie sądowi rejestrowemu dokumentów finansowych spółki (...) może świadczyć z dużym prawdopodobieństwem o zamiarze nieujawniania rzeczywistej sytuacji finansowej spółki. (...) Ponadto założenie kolejnego podmiotu gospodarczego Amber Gold SA - i dokonania dwóch przelewów na 50 mln zł przez Katarzynę i Marcina P. również uzasadnia wysoki stopień prawdopodobieństwa, iż tymi operacjami dłużnik Amber Gold sp z o.o. działał na szkodę swoich wierzycieli. (...) Zachodzi obawa, że dłużnik będzie ukrywał swój majątek lub w inny sposób działa na szkodę wierzycieli".

"Gazeta" ujawniała, że przelewy na 50 mln zł zostały - zdaniem bankowców - sfałszowane. Później Marcin P. w związku z tym usłyszał zarzut fałszerstwa i posłużenia się podrobionym dokumentem, niemniej sąd, orzekając w sprawie zabezpieczenia majątku, oparł się na dokumencie złożonym przez P. w aktach spółki.

Długie lata pracy

Zadaniem zarządcy przymusowego Amber Gold jest zebranie informacji na temat majątku i zobowiązań spółki, a także zabezpieczenie aktywów. Przygotowanie takiego raportu potrwa wiele tygodni. - Obecnie jest za wcześnie, by coś na ten temat powiedzieć - usłyszeliśmy od zarządcy.

W środę ABW ogłosiła informację o flocie ponad 100 samochodów Amber Gold i powiadomiła o tym zarządcę. Zatem ujawniony na dziś majątek spółki to 57 kg złota (warte 10-12 mln zł) oraz auta, które będzie można spieniężyć za 4 do 6 mln zł oraz (nieoficjalnie) - milion złotych w gotówce oraz kamienica w Gdańsku (od 5 do 7 mln zł).

We wtorek pytaliśmy w "Gazecie", czy będzie można sięgnąć do majątku osobistego Marcina i Katarzyny P., jeśli aktywa ich firmy okażą się za małe. Wedle nieoficjalnych danych małżeństwo zarobiło w Amber Gold ok. 20 mln, posiada apartamenty za 4 mln zł oraz zespół pałacowy (do remontu) pod Gdańskiem kupiony za 1,6 mln zł.

Mecenas Wojciech Chabasiewicz z krakowskiej kancelarii Chabasiewicz, Kowalska i Partnerzy tłumaczył, że najpierw należy przeprowadzić egzekucję majątku spółki, co potrwa kilka lat. Następne kilka lat zajmie próba ściągnięcia należności z majątku osobistego państwa P. Prawnik wskazywał też na możliwe trudności.

- Bywa, że wierzyciele dostają wyrok nakazujący zapłatę przez prezesa np. miliona złotych, a on w tym czasie oficjalnie nie ma już nic. Jeśli przekazał majątek komuś w darowiźnie lub w inny sposób uciekał przed wierzycielami, to można starać się o odwrócenie tego stanu rzeczy poprzez złożenie skargi pauliańskiej (rodzaj powództwa, który pozwala odwrócić decyzje niekorzystne dla wierzyciela), ale to trwa i nie zawsze skutkuje odzyskaniem pieniędzy. Dlatego tak naprawdę realnym zabezpieczeniem majątku powinna być decyzja prokuratury, która już teraz zajęłaby prywatne konta i nieruchomości członków zarządu Amber Gold - ocenił Wojciech Chabasiewicz.

Następnego dnia Prokurator Wojciech Szelągowski z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku zapewnił, że śledczy ustalają także majątek Marcina P. - Prokuratura ma możliwości zabezpieczenia tego majątku. Decyzje w tym zakresie mogą zostać podjęte w najbliższych dniach - powiedział Szelągowski.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Boeing kpt. Wrony sprzedany. Leci na Wyspy


Foto: Agencja SE/East News Ostatnie lądowanie Boeinga 767 "Papa Charlie" na Okęciu

To koniec ciągnącej się od wielu miesięcy historii kłopotów z LOT-owskim Boeingiem 767, którym kpt. Tadeusz Wrona lądował awaryjnie na Okęciu. Jak ustaliliśmy, władzom spółki udało się w końcu znaleźć nabywcę na swoją maszynę. Samolot zostaje sprzedany w całości. Nowy właściciel zapłaci za niego niewiele - kilka milionów dolarów.

Nie zlicytują boeinga Wrony. Nie ma chętnych

Nie ma chętnych,...
czytaj dalej »
Strony porozumiały się już co do najważniejszych punktów umowy, a formalnie do transakcji ma dojść w najbliższych dniach. W tej chwili Brytyjczycy analizują dokumentację maszyny. Od początku byli zainteresowani kupnem całego samolotu - z silnikami, elementami wyposażenia kadłuba i systemami elektronicznymi.

- Nabywcą maszyny jest firma specjalizująca się w handlu częściami lotniczymi. Samolot sprzedajemy w takim stanie, w jakim się obecnie znajduje. Wszystkie dalsze czynności podjemować będzie już jego nowy właściciel - potwierdza w rozmowie z tvn24.pl Tomasz Balcerzak, członek zarządu PLL LOT.

W częściach na Wyspy

Oznacza to, że nasz przewoźnik nie będzie odpowiedzialny za transport niesprawnego samolotu, a był to jeden z bardziej kłopotliwych punktów w rozmowach z potencjalnymi nabywcami. Brytyjczycy zabiorą maszynę "w częściach" - silników już nie ma w Warszawie. Nie wiadomo jednak jak długo potrwa rozbiórka całego samolotu.

Boeing kpt. Wrony pójdzie do wojska? GROM chce w nim odbijać zakładników

Dowództwo Wojsk...
czytaj dalej »

Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, strony porozumiały się już co do jego ceny. Transakcja opiewa na kilka milionów dolarów i jest wyższa od ceny wywoławczej (dwa miliony dolarów), którą proponował LOT wystawiając maszynę - tyle że bez silników - na licytację. Ostatecznie nie doszło do niej ponieważ żadna z firm nie wpłaciła wadium.

Otworzyło to furtkę do bezpośrednich rozmów z potencjalnymi nabywcami. Przez jakiś czas wydawało się, że samolot - a właściciwe jago kadług - wciąż ma szansę trafić do wojska, gdzie będzie służył jako obiekt ćwiczeń dla żołnierzy GROM-u. Ostatecznie MON stwierdził jednak, że nie chce płacić a kadłub może co najwyżej nabyć "nieodpłatnie". PLL LOT powiedziały nie.

- Chcieliśmy wykonać pewien gest w kierunku MON-u. Byliśmy skłonni sprzedać maszynę okazyjnie. Ostatnio wysyłaliśmy nawet pismo, w którym poinformowaliśmy, że skoro ministerstwo rezygnuje, to jesteśmy zmuszeni przystąpić do rozmów z innymi kontrahentami. Chcieliśmy mieć pewność, że resort wie, co robi i nikt nie będzie miał do nas pretensji "po fakcie". Odpowiedź nie nadeszła - usłyszeliśmy w PLL LOT.

Na niebo, na żyletki, na poligon

LOT sprzedaje Boeinga Wrony. W całości lub "na części"

LOT-owski Boeing,...
czytaj dalej »

Przez ostatnie 10 miesięcy planów na temat przyszłości Boeinga 767, nazywanego pieszczotliwie od jego numeru rejestracyjnego (SP-LPC) "Papą Charlim", było wiele. Początkowo wydawało sie, że samolot ma szansę bardzo szybko wrócić na siatkę połączeń. Zapowiadał to prezes PLL LOT Marcin Piróg. Okazało się jednak, że koszty remontu maszyny - choć możliwego do wykonania - są jednak bardzo wysokie.

Negocjacje pomiędzy właścicielem maszyny - amerykańską firmą leasingową Air Castle a konsorcjum ubezpieczeniowym - przeciągały się miesiącami a rola LOT-u, jako leasingującego samolot, ograniczała się w nich do roli "doradczej". W końcu osiągnięto jednak porozumienie, które wiązało się z koniecznością odkupienia przez PLL LOT "Papy Charliego". Od tego czasu władze spółki zabiegały o jego sprzedaż.