czwartek, 27 września 2012

Sejm 29.04.2012 Informacja minister zdrowia Ewy Kopacz


ga
 
21.07.2010 , aktualizacja: 21.07.2010 18:54
A A A Drukuj
Pani Marszałek! Panowie Ministrowie! Wysoka Izbo! Wyruszyłam do Moskwy następnego dnia po tragedii, w niedzielę. Pierwsze kroki, razem z ministrem Arabskim i z ministrem Najderem, skierowaliśmy przede wszystkim do miejsca, w którym spodziewaliśmy się zobaczyć tych, którzy w tej tragicznej katastrofie zginęli. Zobaczyliśmy prosektorium, jak również to miejsce, w którym mieli dokonywać oględzin zapowiadający swój przyjazd do Moskwy najbliżsi zmarłych.
Chcę odpowiedzieć na pytanie, czy warunki, w jakich przechowywano ciała i dokonywano oględzin, były godne dla nas wszystkich. Odpowiem: tak. Z pełnym szacunkiem i również z wielkim przejęciem potraktowano nasz przyjazd i oczekiwano przybycia najbliższych rodzin tych, którzy spoczywali właśnie w tym zakładzie medycyny sądowej. Pojechałam do Moskwy, mając za współpracowników - ale było to też wsparcie merytoryczne - przede wszystkim 11 patomorfologów, w tym patomorfologów ze specjalizacją z antropologii. 

Pojechałam do Moskwy z technikami kryminalistyki, z psychologami, a także z lekarzami udzielającymi pomocy rodzinom, osobom, które jednak mimo wszystko traciły zdrowie, a niekiedy ich choroby przewlekłe, w Polsce niedające o sobie znać, podczas tego wstrząsu i tej tragedii nagle się odzywały. A więc byli lekarze opiekujący się również tymi rodzinami. Pojechali z nami także kapłani chcący oddać ostatnią posługę tym, którzy w tej katastrofie zginęli. Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić. Wykonywali jak fachowcy swoją pracę, z wielkim poszanowaniem ofiar tej katastrofy. Trzeba było przede wszystkim myśleć o tych, którzy nie spali, przyjechali, lecieli samolotem, znaleźli się w obcym kraju, przeżywając swoją tragedię i nieszczęście, bo za wszelką cenę chcieli zobaczyć swoich najbliższych. Otoczeni opieką psychologów, znieśli trudy całej procedury - tak to nazwijmy - z wielką godnością. Ze spotkań odbywanych w hotelu, w którym przebywali najbliżsi ofiar, pamiętam, kiedy minister Arabski i ja dziękowaliśmy najbliższym, bo im się to należało. Powiem państwu szczerze, że - mimo że jestem lekarzem i niejedno w życiu widziałam - nie do końca byłam przygotowana na to, co mogę zobaczyć. Wyobraźcie sobie państwo tych, którzy tam przyjechali ze swoim nieszczęściem. Dzięki pomocy psychologów i trosce, również naszych lekarzy z pogotowia lotniczego, którzy po pierwszym sygnale byli gotowi do wyjazdu z całym sprzętem i z kompletem wszystkiego, co potrzebne do ratowania życia i zdrowia, ci ludzie to wytrzymali. Jeszcze raz im za to bardzo dziękuję. 

Oczywiście dziękuję tym, którzy nam w tym wszystkim pomagali, szczególnie lekarzom, którzy byli tam na miejscu. Chciałabym na koniec przypomnieć tylko jedną rzecz. To jest ważne i myślę, że państwo powinniście o tym wiedzieć. Złożyłam deklarację wtedy, kiedy wylatywałam do Moskwy. Powiedziałam: Ani jedno polskie ciało nie zostanie w obcym kraju i wszystkie wrócą do Polski. Dlatego też wręcz z optymizmem mówiłam, że oprócz oględzin, które stanowią według polskiego prawa metodę do rozpoznania najbliższej osoby, badania genetyczne są rzeczą bardzo ważną i należy je przeprowadzić ze szczególną starannością i troską. Badania, które odbywały się w Moskwie, nie były wyłącznie prowadzone przez specjalistów rosyjskich. 

Nasi polscy genetycy uczestniczyli w tych pracach i spędzali tam po kilkanaście godzin dziennie. Byli tam zarówno wtedy, kiedy od rodzin pobierano materiał porównawczy do badań genetycznych, jak i wtedy, kiedy te badania analizowano. Dziś wiem, że dotrzymaliśmy słowa. Dotyczy to nie tylko sprawy ciał, które trafiły, jak państwo wiecie, jako ostatnie na nasze lotnisko w liczbie 21 bodajże w piątek, bo najmniejszy skrawek został przebadany. Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie. Dlatego jest ta dzisiejsza informacja i to, co się dzieje na tej sali - szczera rozmowa z państwem. Szczególnie wam, bo wy prosiliście o tę informację, chcielibyśmy przekazać, że z pełną rzetelnością zabezpieczyliśmy wszystkie szczątki, które znaleziono na miejscu wypadku. Moja dzisiejsza wypowiedź jest jedyną, bo pewnie państwo obserwujecie, że nie chodzę do mediów i nie opowiadam o tym. Nie chcę o tym mówić, ale nie dlatego że czuję się w tej chwili w mniejszym stopniu politykiem niż dwa tygodnie temu, ale przez szacunek dla tych rodzin, dla ich cierpienia, ich traumy, którą oni przeżyli podczas tych ostatnich dwóch tygodni. Dzisiaj składam państwu deklarację, że to jest jedyna moja wypowiedź w tej sprawie, ponieważ państwo prosiliście o tę informację. Wszystkie zabezpieczone szczątki osób, które zginęły w katastrofie, trafiły do Polski, a osoby zainteresowane o konkretnych nazwiskach tych, których szczątki jeszcze odnaleziono, poinformowano. O procedurze powie pan minister Boni. Procedura obowiązująca nas w Moskwie, jak wydawać by się mogło, nie była finałem, bo uwieńczenie tego stanowiła rozmowa z rodzinami, które już wróciły do Polski. Dlatego też mogę powiedzieć tylko jedno: Podziwiam ludzi, którzy tam byli, mimo wielkiej troski i wielkiego smutku zachowali się wyjątkowo dzielnie, i za to należą im się słowa uznania. To, co robi rząd w tej chwili, co robicie wy państwo, politycy, dla tych rodzin dzięki swojej postawie i zachowaniu, komentarzom w tej sprawie, jest wyrazem pełnego i najwyższego szacunku dla tych osób, nie tylko zmarłych, ale i tych, które pozostały, ich najbliższych. Szacunek okazujemy również poprzez dzisiejszą debatę. Dotrzymam słowa, tak jak zrobiłam to wtedy, kiedy wyjeżdżałam do Moskwy. To jest jedyna moja wypowiedź w tej sprawie dla mediów. Prosiłabym państwa, żebyście uszanowali moją decyzję. Teraz proszę pana ministra Boniego o przekazanie informacji, w jakiej formie docierały wiadomości do rodzin, najbliższych, jeśli chodzi o szczątki, które zostały zidentyfikowane w Moskwie. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

U Olejnik, w Sejmie, w wywiadzie - co kiedy mówiła Ewa Kopacz? Sprawdziliśmy


mil
 
26.09.2012 , aktualizacja: 26.09.2012 14:51
A A A Drukuj
Słowa wypowiedziane zaraz po katastrofie smoleńskiej wytykali marszałek Ewie Kopacz dziennikarze podczas dzisiejszego briefingu. Cytowali jej zapewnienia, że była przy zamykaniu trumien, a polscy lekarze ściśle współpracowali z rosyjskimi. Sprawdziliśmy, co w tej sprawie mówiła dwa lata temu Kopacz (wówczas jako minister zdrowia), a co mówi teraz.
Po ekshumacji ciała Anny Walentynowicz i informacji, że jej ciało zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy smoleńskiej pojawiły się wątpliwości co do jakości badań przeprowadzonych przez rosyjskich i polskich lekarzy na miejscu katastrofy. Zarzuty posypały się m.in. pod adresem Ewy Kopacz, która po katastrofie kilkakrotnie zapewniała, że wszystkie badania zostały profesjonalne przeprowadzone, a ona sama je nadzorowała. Co mówiła w 2010 roku, a jak tłumaczy się teraz?

17 maja 2010 r. Program "Kropka nad i":

Ewa Kopacz: - Tam pojechało naszych 11 lekarzy, patomorfologów, lekarzy sądowych, techników kryminalistyki, ale tam na miejscu była grupa blisko 30 lekarzy. Gdyby oni nie robili sekcji zwłok, to jaka byłaby ich tam rola?

Monika Olejnik: - Są też zarzuty, że ta sekcja nie była dobrze przeprowadzona, że pisano tylko, że ktoś zginął w wyniku obrażeń...

Ewa Kopacz: - Ja pytałam bardzo dokładnie naszych lekarzy sądowych, którzy tam byli, i dopytałam nawet o taką rzecz: czy tam były pobierane materiały do badań toksykologicznych. Oni odpowiedzieli: "tak, to jest w procedurze". Więc ja bym apelowała tylko o jedno, i z całą stanowczością: abyśmy dzisiaj nie zastępowali ekspertów. Tam byli również polscy lekarze, którzy wspólnie z lekarzami rosyjskimi dokonywali pewnych czynności, a jeśli komuś to bardziej odpowiada, to cały czas mieli oko na to, co robili rosyjscy lekarze.

Dzisiaj, 26 września 2012 r., w sprawie wywiadu w "Kropce nad i":

- Ja tę sprawę wyjaśniałam, rozmawiałam również na spotkaniach, które miały miejsce w kancelarii premiera, wtedy kiedy było spotkanie z rodzinami. Mówiłam, owszem, moja zbitka słowna, niezręczność, która padła w wywiadzie z panią Moniką Olejnik, którą ja potem kilkakrotnie wyjaśniałam, łącznie z tym, że wyjaśniałam to rodzinom - polscy lekarze, i powtórzę to ostatni raz, uczestniczyli w przygotowaniu zwłok do identyfikacji. To jest zupełnie coś innego niż sekcja.

29 kwietnia 2010 r., Sejm

- Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe, i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić. Wykonywali jak fachowcy swoją pracę, z wielkim poszanowaniem ofiar tej katastrofy. (...) Badania, które odbywały się w Moskwie, nie były wyłącznie prowadzone przez specjalistów rosyjskich. Nasi polscy genetycy uczestniczyli w tych pracach i spędzali tam po kilkanaście godzin dziennie. Byli tam zarówno wtedy, kiedy od rodzin pobierano materiał porównawczy do badań genetycznych, jak i wtedy, kiedy te badania analizowano.

Przeczytaj pełną wypowiedź Ewy Kopacz w Sejmie >>

Dziś, 26 września 2012 r., na pytanie "co tak naprawdę robili polscy lekarze przy tych badaniach?":

- Polscy lekarze uczestniczyli w przygotowywaniu zwłok do okazania, do identyfikacji. (...) Z trybuny sejmowej mówiłam o wykopywaniu ziemi.

26 sierpnia 2010 r. , wywiad w "Dużym Formacie"

- A potem było układanie zwłok do trumny. Uczestniczyła w tym komisja złożona z Polaków z naszej ambasady i Rosjan. Każde ciało było oznakowane tabliczką z nazwiskiem. Wszystko to także zostało obfotografowane. Moment zamykania trumny też został uwieczniony przez naszego technika z polskiej prokuratury wojskowej. Byłam przy tym. Spełniałam prośby rodzin. Przekazały mi pamiątki rodzinne, by włożyć je do trumny. Włożyłam.

Cały wywiad w "Dużym Formacie" z Ewą Kopacz czytaj tutaj >>

Dziś, 26 września, na pytanie, czy była przy zamykaniu każdej trumny:

- Nie przy każdej trumnie. Byłam w tym dniu, kiedy trumny były lakowane pierwszego dnia. To był poniedziałek, kiedy były lakowane trumny. Ta część ciał, które jechały do Polski. 

środa, 26 września 2012

Ks. Błaszczyk o ofiarach katastrofy smoleńskiej: większości ciał nie można było ubrać


toch
 
25.09.2012 , aktualizacja: 26.09.2012 08:52
A A A Drukuj
23 kwietnia 2010 przyleciało do Warszawy 21 trumien

23 kwietnia 2010 przyleciało do Warszawy 21 trumien (Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

Odczuwam żal do Rosjan, ponieważ począwszy od fatalnych raportów sekcyjnych, które zawierały tyle nieprawdy, spowodowali nam wiele cierpienia. Zespół Ewy Kopacz pracował na miarę swoich kompetencji i nie fałszował rzeczywistości - mówi ksiądz Henryk Błaszczyk, który w kwietniu 2010 r. uczestniczył w Moskwie w identyfikacji zwłok i zamykaniu trumien ofiar katastrofy smoleńskiej.
Ksiądz Błaszczyk komentował w "Kropce nad i" w TVN 24 dzisiejsze oświadczenie Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Po przeprowadzeniu badań genetycznych śledczy mają pewność, że ekshumowane w zeszłym tygodniu ciała dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej "zostały ze sobą wzajemnie zamienione". Chodzi o ciała Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Teraz wojskowi prokuratorzy analizują, w jaki sposób i kiedy mogło dojść do pomyłki. 

- Ta sytuacja jest potwornie dramatyczna. Dobrze, że prokuratura podjęła ten temat i doprowadziła do ekshumacji. Dzisiaj wiemy, kto jest kim - powiedział ks. Błaszczyk. 

Przyznał, że mylił się rok temu, kiedy mówił, że "rodziny mają do niej prawo, ale ekshumacja jest szaleństwem". - Te słowa były niefortunne i za nie chcę przeprosić. Ekshumacja jest najdramatyczniejszą drogą do prawdy. Nie wyobrażam sobie drogi bardziej dramatycznej niż ekshumacja osoby, którą się kocha, bo ma się wątpliwości. Rodziny mają prawo do ekshumacji i miały je zawsze. To prawo ma też prokuratura jako organ, który powołany jest do prowadzenia śledztwa w kierunku pozyskania informacji i pełnej prawdy o przyczynach śmierci i o katastrofie - mówił.



"Wierzyłem wszystkim, którzy tam pracowali, że to, co zostało zrobione, zostało zrobione dobrze"

Prowadząca program Monika Olejnik przypomniała słowa księdza, które padły kilka tygodni pod katastrofie: "Byłem przy każdej trumnie. Identyfikacje były i nie wierzę, żeby mogły być niedobre".

- Byłem tam jako duszpasterz, w gronie kapelanów wojskowych. Moją rolą w Moskwie była praca duszpasterska i z niej starałem się wywiązać. Niepotrzebnie wziąłem na siebie odpowiedzialność za kwestię wiarygodności identyfikacji. Nie jestem w tym ekspertem, nie jestem w tym specjalistą. Wszelkie moje wypowiedzi na ten temat są nieuprawomocnione. Nie mam do tego kompetencji. Mam kompetencje do tego, by być blisko ludzi, którzy żyją i dziś przeżywają dramat - tłumaczył ks. Błaszczyk. 

Mówił także, skąd wzięło się jego przekonanie, że proces identyfikacji ciał przebiega prawidłowo: - Zawierzyłem wszystkim, którzy tam pracowali, na zasadzie uczciwego przekonania, że to, co tam zostało zrobione, zostało zrobione dobrze. Dzisiaj widzę, że nie wszystko zostało wykonane tak, jak należało, bo mamy dramat pomylonych ciał.

Ksiądz skrytykował Rosjan wykonujących sekcje zwłok ofiar katastrofy prezydenckiego tupolewa za niekompetencję. - Zaczęło się od tych dramatycznych raportów, opisów sekcyjnych, które były nieadekwatne do ciał. To one zbudowały wątpliwości u rodzin. Tak nie należy traktować rodzin.

Ocenił, że przez lekceważenie procedur medycznych informacje o tym, co zawierają trumny stały się "konfabulacją".

"Ciał nie można było ubrać, ponieważ były w znacznej mierze w ogromnym destrukcie"

Ksiądz Błaszczyk opowiadał, co się działo z ciałami ofiar po identyfikacji, przed procedurą przygotowania ich do transportu do Polski. - Ciało było przekazane w otulinie foliowej, z opisem nazwiska na tej otulinie. Po tym mogliśmy dopasować właściwą tabliczkę z imieniem i nazwiskiem do tego, co czytamy na przekazanym nam przez stronę rosyjską ciele. Modliliśmy się nad ciałem przekazanym już do transportu do Polski. I na tych ciałach układaliśmy wobec kobiet - garsonki, wobec mężczyzn - garnitury. Ciał nie można było ubrać, ponieważ były w znacznej mierze w ogromnym destrukcie. Ubranie ich w garnitur, spodnie, byłoby szarpaniem fragmentów - mówił. Zaznaczył: - To był duży bezmiar destrukcji ludzkich ciał, które nie sposób było ubrać, ponieważ byłoby to tylko jakąś formą - wydaje mi się - profanacji.

Ksiądz dodał, że niewiele ciał było zintegrowanych, ale one były ubrane, bo rodziny tego żądały.

"Nie było formalnego zakazu otwierania foliowych worków z ciałami"

Duchowny przyznał, że nie było formalnego zakazu otwierania foliowych worków z ciałami: - Były rodziny, które były od początku do końca [z ciałem bliskiej osoby] - postawiły taki warunek i został on spełniony. Były do końca, do momentu zamknięcia w trumnie. Były też rodziny, które po rozpoznaniu ciała wracały do kraju, licząc i ufając, że ciało, które zostało rozpoznane, do kraju wróci.

Jak mogło dojść do zamiany ciała Anny Walentynowicz? Rosjanie się pomylili? - pytała Monika Olejnik.

- Nie wiem nawet, na którym etapie do tego doszło. Wiem tylko, że był moment, kiedy nasi specjaliści, po nabraniu pewności, że to ciało pani Anny Walentynowicz, przekazali je rodzinie do identyfikacji. Rodzina powiedziała "tak" i potem ciało zostało przygotowane do transportu do Polski - relacjonował.

"W zespole minister Kopacz nie było intencji wrogiej społeczności rodzin"

Czy polska strona miała za dużo wiary w rzetelność pracy Rosjan? - Dzisiaj to wiemy. Dlatego te nieścisłości spowodowały prośby rodzin o konfrontację poprzez ekshumację. Tam na miejscu zespół pani minister starał się pracować na tyle, na ile potrafił, na miarę swoich kompetencji. Pracować w ten sposób, aby okazywane ciała były ciałami tych, na które czekają bliscy - oceniał ks. Błaszczyk.

Czy Ewa Kopacz - ówczesna minister zdrowia, a dziś marszałek Sejmu - która po katastrofie brała udział w sekcjach zwłok ofiar wprowadziła Polaków w błąd twierdząc, że identyfikacje przebiegały prawidłowo, a polscy i rosyjscy lekarze pracowali ręka w rękę? Ks. Błaszczyk: - Nie znajduję w minister Kopacz woli fałszowania rzeczywistości. Nie znajduję w tym zespole intencji wrogiej społeczności rodzin. Nie było takiej intencji, na miłość boską.

A czy intencja Rosjan była taka, żeby fałszować rzeczywistość? - Osobiście odczuwam wielki żal z powodu tego, że to się zdarzyło. Odczuwam też żal do Rosjan, ponieważ począwszy od fatalnych raportów sekcyjnych, które zawierały tyle nieprawdy, spowodowali nam wiele cierpienia, cierpienia bliskich. Tego nie wolno robić - zaznaczył duchowny.

"Rodziny i prokuratura mają prawo dochodzić do prawdy - nie oskarżajmy się"

Czy w związku z ujawnioną pomyłką ciał powinny się odbyć kolejne ekshumacje? Śledczy zapowiedzieli już, że do końca roku przeprowadzą cztery, ale niektórzy pełnomocnicy rodzin ofiar mówią o potrzebie wyjęcia z grobów wszystkich nieskremowanych ofiar z wyjątkiem pary prezydenckiej.

- Dzisiaj widzę, że rodziny - które mają wątpliwości - oraz prokuratura mają pełne prawo dochodzenia do prawdy. Tu prawda jest kluczem do wszystkiego. Wszyscy powinniśmy się spotkać, bez względu na spory polityczne, na drodze do prawdy, nie wykluczać się nawzajem, nie oskarżać się - apelował ksiądz Błaszczyk.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,12554636,Ks__Blaszczyk_o_ofiarach_katastrofy_smolenskiej__wiekszosci.html#ixzz27Ymraswv