środa, 31 października 2012

Ryszard Kaczorowski powinien spocząć na Wawelu


"Wczoraj wręczono mamusi właściwą obrączkę. Nie zapomnimy tego do końca życia"

Foto: TVN 24 | Video: tvn24 Córki byłego prezydenta poinformowały o pogrzebie ojca

- Otrzymujemy korespondencje wyrażającą opinię, że Ryszard Kaczorowski powinien spocząć na Wawelu. Za takie wyrazy uznania z całego serca dziękujemy - powiedziała podczas specjalnej konferencji córka byłego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego Jagoda Kaczorowska. Dodała jednak, że "rodzina podjęła decyzję" o pochówku w warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Pogrzeb odbędzie się 3 listopada.

Kaczorowska podreśliła, że takie listy "są dowodem jak bardzo ceniona i szanowana jest ta służba prezydentów II RP" na uchoźdztwie. - Rodzina jednak nie odchodzi od decyzji podjętej 2,5 roku temu, aby nasz mąż, tatuś i dziadziuś spoczął w Świątyni Opatrzności Bożej. Tutaj zakończy sie wreszcie tułaczka Ryszarda Kaczorowskiego - powiedziała córka byłego prezydenta.

Wystawią trumnę z ciałem prezydenta Kaczorowskiego

We wtorek...
czytaj dalej »
Jednocześnie dodała, że cała jej rodzina łączy się z drugą rodziną (osoby ekshumowanej - red.), która równie boleśnie przeżywa te chwile". - Jesteśmy w trakcie organizowania pogrzebu naszego taty - zaznaczyła Kaczorowska.

Jak to możliwe

A jej siostra Alicja Jankowska dodała, że rodzina nie może zrozumieć całego zamieszania z zamianą ciał. - Mówiono nam, że nasz tatuś został rozpoznany szybko, że jego ciało zostało dobrze zachowane. Rodzina była gotowa lecieć i pomóc w identyfikacji. Nie proszono nas o żadne informacje, nie pytano, w co był ubrany, czy miał znaki szczególne, nie proszono o próbki DNA. Proszono jedynie o szczotkę do włosów księdza, który nocował w mieszkaniu rodziców w Warszawie noc przed wylotem do Smoleńska i razem z tatusiem wyruszył w drogę - powiedziała Jankowska.

I wspominała: - Przylecieliśmy do Warszawy i mówiono nam, że tatuś był mało uszkodzony, że go od razu rozpoznano i że nie było żadnej wątpliwości, że to on. Dowiadujemy się teraz, że ta osoba, która podobno rozpoznała tatusia (ówczesny wiceszef MSZ Jacek Najder - red.), nie znała go osobiście. Ten pan tylko widział go na uroczystościach, w gazetach i w telewizji - powiedziała Jankowska. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwolono na to, aby ciężar identyfikacji i odpowiedzialność za tę czynność spadł na tę jedną osobę - dodała.

I dodała, że wszyscy wierzyli w to, co mówili przedstawiciele władz. - Trudno przyjąć nam, że w chwili, gdy taka tragedia się wydarzyła, nie było procedur, które by nie pozwoliły, by takie horrendalne błędy zostały popełnione - dodała Jankowska. Podkreśliła, że nie przyjmuje, że zła identyfikacja to wina jednej osoby. - Ważne, by zrozumieć, jak to się stało i dołożyć starań, by podobne błędy się już nie zdarzyły - powiedziała.

"Mówiono nam, że tatuś został rozpoznany szybko"
Wideo: tvn24 "Mówiono nam, że tatuś został rozpoznany szybko"

Nie ta obrączka

Alicja Jankowska podreśliła tez, że "nasuwa się pytanie jak pozwolono na to, by zwłoki tatusia włożono do innej trumny". - Rozumiemy, że nie było żadnej formalnej identyfikacji. Polegali tylko na procesie eliminacji. Pytamy, czy to jest właściwa procedura, czy polskiego władze były świadome tego, że w taki sposób identyfikowano ciała. Ufaliśmy im całkowicie - podkreśliła.

Córka Kaczorowskiego opowiedziała też wzruszającą historię z obrączką swojego ojca. - Parę dni przed pogrzebem przyniesiono do mieszkania obrączkę i oddano mamusi. Powiedziano nam, że zdjęto z ciała Ryszarda Kaczorowskiego. Otworzyłyśmy kopertę i mamusia od razu poznała, że to niewłaściwa obrączka i oddała ją. Dlaczego gdy oddano tę obrączkę władze, które wiedziały, z którego ciała ją zdjęto nie zareagowały. Wczoraj wręczono mamusi właściwą obrączkę. Była to chwila pełna emocji - stwierdziła Jankowska.

Rodzina twierdzi, że nie było żadnej formalnej identyfikacji
Wideo: tvn24 Rodzina twierdzi, że nie było żadnej formalnej identyfikacji

Pożegnanie

Jak poinformował Gniewomir Rokosz-Kuczyński, były współpracownik Kaczorowskiego i przyjaciel

Były wiceszef MSZ przeprasza za błędną identyfikację ciała

Ambasador RP przy...
czytaj dalej »
rodziny, uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w piątek we Wrocławiu. O godz. 9. trumna z ciałem prezydenta zostanie powitana na Uniwersytecie Wrocławskim przez kard. Henryka Gulbinowicza, który poprowadzi nabożeństwo Słowa Bożego. Trumna będzie wystawiona na uniwersytecie co najmniej do godz. 22.

W nocy w asyście Żandarmerii Wojskowej trumna z ciałem Kaczorowskiego zostanie przewieziona do Warszawy. O godz. 10 w Świątyni Opatrzności Bożej odbędzie się powitanie połączone z nabożeństwem, które poprowadzi ordynariusz drohiczyński bp Antoni Dydycz.

Do godz. 13 będzie można oddawać hołd prezydentowi. Potem rozpocznie się msza św. pogrzebowa, którą poprowadzi metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz. Następnie trumna zostanie złożona w krypcie w Panteonie Wielkich Polaków.

Już wiedzą

Kolejne dwa ciała ofiar katastrofy błędnie zidentyfikowane. W tym Kaczorowskiego

Wojskowy Prokurator Okręgowy w Warszawie potwierdził we wtorek, że badania DNA wykazały, iż na skutek błędnej identyfikacji dwie ofiary katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., w tym Ryszard Kaczorowski, zostały pochowane w niewłaściwych grobach - jedna w Świątyni Opatrzności Bożej, a druga na Starych Powązkach (na wniosek rodziny nie ujawniono, o kogo chodzi - podano jedynie, że rodziny zostały powiadomione o wynikach badań).

Ekspertyzy przygotowywały katedry medycyny sądowej we Wrocławiu i Bydgoszczy. - Analiza DNA w sposób nie budzący wątpliwości potwierdziła, że na skutek błędnej identyfikacji ciał zostały one pochowane w niewłaściwych grobach - poinformował płk Ireneusz Szeląg. Jak podkreślił, nie należy używać pojęcia "zamiana ciał", bo mogłoby ono wprowadzać mylny pogląd, że ktoś je intencjonalnie zamienił - tutaj zaś doszło do błędnej identyfikacji ciał dwóch osób, co doprowadziło do pochowania ich w niewłaściwych grobach.

Pod protokołem identyfikacji ciała prezydenta Kaczorowskiego podpisany był Jacek Najder, ówczesny wiceszef MSZ. Przeprosił on we wtorek rodzinę byłego prezydenta za błędną identyfikację jego zwłok po katastrofie smoleńskiej.

Funkcjonariusz Kasprzak uratował 7 osób, sam utonął


31 października 2012, 18:25


Foto: EPA Policjant zginął w zalanej piwnicy

Nowojorski policjant polskiego pochodzenia Artur Kasprzak stał się bohaterem amerykańskich mediów. Mężczyzna uratował siedmiu członków swojej rodziny z zalewanej przez wodę piwnicy, ale sam utonął.

Kasprzak jest jedną z 22 ofiar huraganu Sandy w Nowym Jorku. Policjant w momencie nadejścia żywiołu był po służbie i przebywał z rodziną w domu na Staten Island. Wraz z bliskimi schronił się w piwnicy, prawdopodobnie w celu uniknięcia niesionych wiatrem przedmiotów.

Szabrownicy na ulicach Nowego Jorku. Rośnie bilans ofiar

Nowojorska...
czytaj dalej »
Schronienie stało się pułapką

Zagrożeniem okazały się być jednak nie latające gałęzie czy znaki, ale spiętrzone wody Atlantyku i deszcz, które w środku nocy zaczęły zalewać okolicę domu Kasprzaka. Piwnica stała się śmiertelną pułapką.

Policjant zaczął działać i kazał swojej siedmioosobowej rodzinie jak najszybciej przejść na strych domu. Wszyscy zgromadzeni w piwnicy, w tym partnerka Kasprzaka i jego 15-miesięczny syn, wydostali się z zalewanego pomieszczenia.

Po umieszczeniu rodziny na strychu, Kasprzak oznajmił, że wróci się do piwnicy jeszcze raz sprawdzić, czy nikt tam nie został. Wtedy widziano go po raz ostatni żywego.

Powoli rusza metro, kolej i autobusy. Ameryka sprząta po Sandy

Stany Zjednoczone...
czytaj dalej »
Koniec służby

Zaniepokojona zniknięciem rodzina zadzwoniła po ratowników, ale ci z powodu wody i pozrywanych linii energetycznych nie mogli się przedostać do podtopionego domu. Udało im się to dopiero nad ranem, gdy poziom wody opadł. Strażacy znaleźli ciało policjanta w zalanej piwnicy.

Kasprzak miał 28 lat i był nowojorskim policjantem od sześciu. - To był świetny facet. Miły, profesjonalny i pracowity. Wiadomość o jego śmierci łamie serce - stwierdził dowódca Kasprzaka, inspektor Edward Winski.

"Na kolację odgrzałbym ci obiad od mamy, ale nie gołąbki, bo mama ich nie robi". Kulisy speed datingu [REPORTAŻ]


  • Pin It
Ola Długołęcka
 
30.10.2012 , aktualizacja: 29.10.2012 13:56
A A A Drukuj
Singielki wyruszają na poszukiwanie partnera. Czy speed dating to narzędzie, które im w tym pomoże?

Singielki wyruszają na poszukiwanie partnera. Czy speed dating to narzędzie, które im w tym pomoże? (Fot. Archiwum prywatne)

Trzy singielki: Filigranowa, Przebojowa i Blondynka, które chcą pomóc losowi w spotkaniu mężczyzny swojego życia wybrały się na speed dating, czyli szybką randkę. Czy serca im szybciej zabiły, a może była to strata czasu?
Pomysł na wybranie się na speed dating chodził każdej z nich po głowie - w końcu wszystkie są wolne - najdłużej Przebojowa - od trzech lat. Blondynka i Filigranowa chciały, ale się wstydziły i nie wiedziały jak się do sprawy zabrać. - Zapisanie się na randkę było banalnie proste - mówi Przebojowa - najbardziej z całej trójki przedsiębiorcza. Wrzuciłam z angielska brzmiące hasło w wyszukiwarkę, dodałam miejsce - Warszawę i weszłam w pierwszy link, który się wyświetlił. - Szybkie randki to impreza organizowana, w której uczestnictwo wiązało się z opłatą - czym jednak jest 30 złotych wpisowego przy perspektywie spotkania drugiej połówki? - mówi Filigranowa. Ze strony, z której korzystałyśmy wynikało, że jest jeszcze opcja bardziej prestiżowa - speed dating VIP - postanowiłyśmy jednak nie rzucać się od razu na głębokie wody, zwłaszcza, że taka możliwość cieszyła się zainteresowaniem głównie ze strony kobiet.

Dziewczyny do końca nie miały pewności, czy na wybrany przez nie termin uzbiera się wymagana liczba panów... Ostatecznie udało się i wszystkie trzy podekscytowane czekały na sobotę.




Fot. Archiwum prywatne

Pięć minut na mężczyznę

- Poszłyśmy trochę "zdygane" - wspomina Blondynka - byłyśmy jednak we trzy i to dodawało nam otuchy. - Pierwsze wrażenia? Dużo fajnych, atrakcyjnych kobiet - naprawdę ładnych i zadbanych. Z kolei panowie, ubrani jak z jednej foremki - wszyscy w dżinsach, T-shirtach i koszulach upchanych w spodnie - zgodnie orzekły wszystkie trzy. - Ja nie spodziewałam się mężczyzn po czterdziestce - zwłaszcza, że dolna granica wieku to było dla kobiet 27 lat - mówi Blondynka.

Na miejscu, w klubie, w centrum Warszawy panował półmrok, przy barze można było zamawiać napoje - byli tacy, którzy odwagi dodawali sobie sącząc alkohol. Krok pierwszy rejestracja - każdy dostaje swój numer i kartkę, na której może zaznaczać swoje typy. Przy ustawionych stolikach siadają panie, bo to panowie będą się zmieniać i krążyć. - Dosyć zabawne okazało się to, że speed dating jest szybki tylko z nazwy - w sumie spędziłyśmy w klubie ponad cztery godziny - wylicza Filigranowa - a można było i dłużej, bo po części oficjalnej było coś na kształt małej imprezki.




Fot. Archiwum prywatne

Panów i pań było osiemnaście, a każdej osobie można było poświęcić pięć minut. - Pojęcie czasu w tym przypadku jest jednak względne - z niektórymi mężczyznami czas płynie szybko, rozmowa jest wartka, z innymi nie ma o czym gadać i czas wlecze się okrutnie - opowiada Blondynka. - Po dziesiątym kandydacie miałam już dość - czułam się zmęczona, zaczęła mnie boleć głowa i gardło, jakoś jednak dotrwałam do osiemnastego pana, chociaż po jedenastym wszyscy zaczęli mi się zlewać w jedną masę - opowiada Filigranowa.

"Jestem konkretny, więc pozwól, że zadam ci trzy pytania"

- Miałam przygotowaną listę pytań, ale starałam się ich nie powielać - mówi Filigranowa o kwestiach, które ją u mężczyzn interesowały. - Wolę spontanicznie rozmawiać i dostosowywać pytania do konkretnych osób. - Co mnie zadziwiło? Fakt, że moi rozmówcy w ogóle nie czytają książek, nie chodzą do kina ani do teatru. Jeden "w kinie zasypia", drugiego "książki nie kręcą", trzeci ostatni raz miał w rękach "lekturę szkolną szesnaście lat temu". Blondynka była dla przepytywanych łaskawsza - wszyscy byli ogólnie sympatyczni, ale trochę nudnawi - żaden z nich mnie nie zauroczył, nie zaintrygował. Przebojowa wyznała, że spodziewała się jakiegoś flirtu, bajerki, i tego jej najbardziej brakowało. - Z późniejszych rozmów z dziewczynami wiem, że wielu zadawało nam wszystkim te same pytania, w tym jeden inżynier, który był wyjątkowo rozczulający, a rozmowę zaczynał od słów: "Jestem osobą spokojną, lubiącą czystość, porządek i ciszę. Mam wykształcenie inżynierskie. Prowadzę bardzo spokojne życie, codziennie chodzę na 30 minut na spacer do lasu. Jestem bardzo konkretny, więc pozwól, że zadam ci trzy pytania". Ciekawi jesteście jakie były? Pierwsze: czy palisz, drugie: czy chcesz mieć dzieci (on nie chciał), trzecie: czy jesteś życiowo zdecydowana? Przebojowa poległa na drugiej odpowiedzi i nie doszła do trzeciego pytania - powiedziała, że chce mieć dzieci, a inżynier z wąsem nie był potomstwem zainteresowany. - Ale był także chłopak, który spędził trochę czasu na stypendium w Singapurze i miał wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia.

- Szczerze mówiąc nie miałam poczucia, że panowie są mną jakoś szczególnie zainteresowani - wyznaje Filigranowa. - Na pytania, które były zaskakujące np. po minucie rozmowy, pytałam jaki mam kolor oczu" odpowiadali - "ale żeś pytanie wymyśliła". Dziewczyny są zgodne, że panowie byli głównie informatykami i bankowcami, którzy przeważnie przyjechali do pracy, do Warszawy. - Myślę że nie mają tutaj zbyt wielu znajomych, czują się samotni i jest to dla nich szansa na poznanie ludzi, spędzenia wolnego czasu. Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, ze trzech się wyróżniło - dodaje Przebojowa. - Moim ulubionym tematem były kulinaria - opowiada Filigranowa. - Lubię jeść, dlatego dopytywałam, co by mi ugotowali, gdybyśmy spotkali się na kolacji. Odpowiedzi nie były zachęcające: "wodę na herbatę", "kotleta bym ci odsmażył, jakbyś go sama zrobiła", "obiad od mamy, ale nie gołąbki, bo mama ich nie robi", "ryż z sosem ze słoika". - Słabizna - wzdycha dziewczyna.

Jak nie kobieta, to kumpel

To co najbardziej zaskoczyło wszystkie dziewczyny to fakt, że dla speed datingowców takie spotkania to wyjście nie tylko do poznania kobiet, ale... kumpli. - Dowiedziałam się, że na speed dating wielu z nich chodzi regularnie, a z mitingów wynoszą znajomości z innymi mężczyznami - mówi Filigranowa. - Spotykają się latem na grillach i umawiają na piwo.

Filigranowa nie zaznaczyła żadnego kandydata, ale została wskazana przez czterech panów, Przebojowa zaznaczyła dwóch, ale wydaje jej się, że pomyliła rubryki i jej głos nie był ważny, ją wskazało trzech mężczyzn, z kolei Blondynka, która nie zaznaczyła nikogo, rozbiła bank - aż dziewięciu mężczyzn chętnie by się z nią umówiło.




Fot. Archiwum prywatne

Pierwsza przygoda ze speed datingiem wcale nie zniechęciła dziewczyn. Wszystkie trzy chętnie wybrałyby się na takie spotkanie ponownie, chociaż zazwyczaj swoich partnerów poznawały dotąd w bardziej naturalny sposób. Tylko Filigranowa zastrzega, że tym razem wybierze się na opcję VIP.