sobota, 20 kwietnia 2013

Raport ministra Sienkiewicza ws. memorandum gazowego

2013-04-19 13:40

Raport został sporządzony na mocy zobowiązania przez Prezesa Rady Ministrów z dnia 9 kwietnia 2013 roku (nr RM-001-14-13) Ministra Spraw Wewnętrznych do przygotowania w trybie pilnym raportu obejmującego opis przebiegu oraz analizę: procesów decyzyjnych dotyczących memorandum zawartego pomiędzy EuRoPol Gaz S.A. a Gazprom Export; przepływu informacji pomiędzy organami państwowymi oraz podmiotami gospodarczymi, w których Skarb Państwa posiada – bezpośrednio albo pośrednio – udziały.
W    celu sporządzenia raportu Minister Spraw Wewnętrznych zwrócił się z prośbą do Ministerstwa Skarbu Państwa, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz – za pośrednictwem Ministerstwa Skarbu Państwa – do spółek Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo S.A., Gaz-System S.A. i EuRoPol Gaz S.A. (za pośrednictwem PGNiG S.A.) o przekazanie wszystkich dokumentów posiadanych w przedmiotowej sprawie. Prowadzone czynności obejmowały również przegląd dzienników korespondencji klauzulowanej. Ponadto zwrócono się z prośbą o udzielenie informacji do zainteresowanych osób oraz z częścią z nich przeprowadzono rozmowy wyjaśniające. W trakcie prac nad raportem korzystano również z materiałów o charakterze niejawnym (tak w myśl Ustawy o ochronie informacji niejawnych, jak i będących tajemnicą przedsiębiorstwa), które ze względu na charakter raportu nie zostały omówione, jednak potwierdzały one informacje zebrane w trybie opisanym wyżej i zawarte w materiałach nieklauzulowanych. 



Raport został podzielony na cztery części: (I) opis przebiegu wydarzeń związanych z podpisaniem memorandum między EuRoPol Gaz S.A. a Gazprom Export w dniu 4 kwietnia 2013 roku – w formie kalendarium; (II) analiza procesów decyzyjnych w przedmiotowej sprawie; (III) analiza przepływu informacji w przedmiotowej sprawie; (IV) wnioski.. 

I.   Kalendarium wydarzeń 

19.10.2012 Pierwszy raz strona rosyjska zasygnalizowała Polskiemu Górnictwu Naftowemu i Gazownictwu S.A. (dalej PGNiG) intencję podpisania Memorandum of Understanding dotyczącego przygotowania studium wykonalności gazociągu Kobryń (Białoruś) – Wielkie Kapuszany (Słowacja) przez terytorium Polski (dalej MoU). Propozycja współpracy nad projektem MoU została przekazana w rozmowie telefonicznej, zaś sam projekt MoU został przesłany drogą elektroniczną. Nastąpiło to w końcowym etapie negocjacji między PGNiG i OOO Gazprom Export (dalej Gazprom Export) dotyczących zmiany warunków cenowych Kontraktu Jamalskiego (zawarcie aneksu nr 40). Proces negocjacyjny ze strony polskiej zmierzał do obniżenia cen gazu oraz zawarcia innej korzystniejszej formuły cenowej i był konsekwencją wytoczenia przez PGNiG procesu przeciw Gazpromowi przed Sądem Arbitrażowym w Sztokholmie.


20.10.2012-   PGNiG  poinformowało  o  inicjatywie rosyjskiej  w sprawie MoU  Ministerstwo 5.11.2012      Skarbu   Państwa   (dalej   MSP).   MSP   kategorycznie   odrzuciło   połączenie podpisania  MoU    z  zawarciem  aneksu  cenowego  w  Kontrakcie  Jamalskim. 


Strona polska stała na stanowisku, że w świetle obowiązującego prawa jedynym podmiotem mogącym prowadzić zasadne rozmowy w sprawie ewentualnej inwestycji w gazową infrastrukturę przesyłową w Polsce jest spółka Gaz-System S.A. (dalej Gaz-System), będąca operatorem systemu przesyłowego. Takie stanowisko zostało przekazane stronie rosyjskiej, co poskutkowało skierowaniem przez Gazprom Export propozycji podpisania MoU do Gaz-Systemu. Jednocześnie MSP komunikowało spółkom zależnym, że z uwagi na oddziaływanie projektu gazociągu Kobryń-Wielkie Kapuszany na relacje międzynarodowe wymaga on uzgodnień na szczeblu rządowym. Istniała świadomość, że Gazprom Export może chcieć wykorzystać medialnie i politycznie fakt podpisania MoU z polską spółką Skarbu Państwa. Zwracał bowiem uwagę fakt, iż Rosjanie nalegają na podpisanie MoU, jednocześnie podkreślając, że miałoby ono charakter niewiążący (w sensie jakichkolwiek zobowiązań inwestycyjnych). 

31.10.2012 Minister Skarbu Państwa (dalej Minister SP) wydał zgodę na podpisanie aneksu nr 40 do Kontraktu Jamalskiego, mając świadomość rozłączenia podpisania MoU od zawarcia aneksu nr 40 do Kontraktu Jamalskiego. 

5.11.2012 Dzień podpisania aneksu do Kontraktu Jamalskiego. Prezes Gazprom Export nadal domagał się podpisania MoU z jedną ze spółek – Gaz-System, PGNiG lub EuRoPol Gaz S.A. (dalej EuRoPol Gaz). Jednak Gaz-System i PGNiG zdecydowanie stały na stanowisku, że w dniu 5 listopada 2012 roku nie jest możliwe podpisanie proponowanego przez Gazprom Export MoU. 

Ostatecznie przedstawiciele Gazpromu zgodzili się na rozwiązanie, w którym kwestia ewentualnej realizacji łącznika Kobryń-Wielkie Kapuszany będzie przedmiotem analizy ze strony EuRoPol Gazu oraz zostanie omówiona w toku kontaktów roboczych z przedstawicielami Gaz-Systemu. Przygotowanie założeń techniczno-ekonomicznych projektu zostało zalecone zarządowi spółki EuRoPol Gaz w uchwale Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu podpisanej również 5 listopada 2012 roku (w skład Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu wchodzą przedstawiciele PGNiG i Gazprom Export, w tym prezes Gazprom Export i prezes PGNiG, dzięki czemu możliwe było przeprowadzenie posiedzenia Rady Nadzorczej w trakcie negocjacji aneksu do Kontraktu Jamalskiego). Takie rozwiązanie zostało zaakceptowane przez Ministra SP. Wymieniona uchwała zawierała również zapis zalecający Zarządowi EuRoPol Gazu przygotowanie projektów memorandów wraz ze wskazaniem potencjalnych partnerów, w tym Gaz-Systemu, do wspólnego projektu budowy gazociągu Kobryń-Wielkie Kapuszany. Z wyżej wskazaną uchwałą zapoznał się (na drodze nieformalnej) Radca Ministra Skarbu Państwa, jednak nie przekazał jej Ministrowi SP.

6.11.2012-     W  związku  z  faktem,  iż  przekazane  dla  sporządzenia  raportu  informacje  od 12.03.2013     spółki  EuRoPol  Gaz  są  objęte  tajemnicą  przedsiębiorstwa  nie  jest  możliwe publiczne zaprezentowanie kolejnych kroków podejmowanych przez EuRoPol Gaz, które ostatecznie doprowadziły do podpisania MoU z Gazprom Exportem w dniu 4 kwietnia 2013 roku. W oparciu o informacje powzięte przez Ministra Spraw Wewnętrznych można stwierdzić, że w połowie grudnia 2012 roku poza formalnym  obiegiem  dokumentów  MSP  zostało  przekazane  przez  PGNiG „Studium  analizy  techniczno-ekonomicznej  budowy  gazociągu  Kobryń-Wielki Kapuszany o mocy docelowej 15 mld m3  rocznie” i od tego momentu aż do 27 marca  2013  roku  –  zgodnie  z  zapisami  dzienników  korespondencji  resortu Skarbu  Państwa  –  żadne  informacje  dotyczące  prac  EuRoPol  Gazu  nad  tym projektem nie były przekazywane na rzecz MSP. 

Na podstawie wydanych wcześniej poleceń i zgód Minister SP był przekonany, że jedyne rozmowy ze stroną rosyjską w sprawie ewentualnej realizacji łącznika Kobryń-Wielkie Kapuszany są prowadzone przez Gaz-System jako jedynego operatora systemu przesyłowego w Polsce. 

W tym okresie Gazprom Export kontaktował się z Gaz-Systemem w sprawie ww. projektu. 18 stycznia 2013 roku doszło w Warszawie do spotkania poświęconego temu projektowi przedstawicieli Gazpromu i Gaz-Systemu. W następstwie spotkania Gaz-System miał przygotować Koncepcję projektu. Była ona opracowywana z zachowaniem wymogów obowiązującego prawa polskiego i unijnego, jednak ostatecznie nie została przekazana Gazprom Exportowi. MSP oraz Zarząd Gaz-Systemu miały bowiem świadomość, że wprawdzie Gaz-System może przedstawić warianty realizacji projektu łącznika korzystne pod względem biznesowym dla polskiej spółki, jednak realizacja takiego projektu może mieć negatywne skutki polityczne. Świadczą o tym analizy sporządzone w tej sprawie na rzecz Gaz-Systemu. MSP nie udzieliło zgody na podpisywanie wspólnych dokumentów w tej sprawie i 13 marca 2013 roku zostało wysłane przez Gaz-System pismo do członka zarządu Gazpromu informujące, że wprawdzie draft Koncepcji projektu został przygotowany, jednak nie może zostać przedstawiony Gazpromowi bez zgody odpowiednich organów po stronie polskiej.

12.03.2013-   Wiceprezes  PGNiG  otrzymał  12  marca  2013  roku  od  prezesa  EuRoPol  Gazu 26.03.2013     oficjalne   pismo   przekazujące   do   wiadomości   pismo   Gazpromu   wraz   z projektem  MoU  pomiędzy  Gazprom  Export  a  EuRoPol  Gazem  w  zakresie współpracy  przedinwestycyjnej  przy  projekcie  budowy  gazociągu  Kobryń-Wielkie Kapuszany. W sprawie tej do całego Zarządu PGNiG Prezes EuRoPol Gazu  skierował  pismo  w  dniu  26  marca  2013  roku.  W  piśmie  zawarta  była informacja  o  zamiarze  podpisania  MoU  dotyczącego  sporządzenia  studium wykonalności  gazociągu  Kobryń-Wielkie  Kapuszany  w  Sankt  Petersburgu  w dniach   5-6   kwietnia   2013   roku.   Jednocześnie   notatka   Prezes   PGNiG zawierająca informację o piśmie z 26 marca 2013 roku (notatka do Zarządu PGNiG z dnia 8 kwietnia 2013 roku) mówi, że Zarząd był świadomy, iż rozmowy EuRoPol Gazu na temat tego MoU toczyły się wcześniej. 

Po otrzymaniu pisma Prezesa EuRoPol Gazu z dnia 12.03.2013. Prezes PGNiG poprosiła o spotkanie z Ministrem Skarbu Państwa. Ustalono termin 22.03.2013., spotkanie zostało przełożone na 25.03.2013., a następnie odwołane. 

27.03.2013 Podczas spotkania (odbywającego się w trybie regularnych spotkań roboczych) prezes PGNiG z Zastępcą Dyrektora Departamentu Projektów Strategicznych MSP poruszany był temat łącznika. W relacjach uczestników spotkania występują rozbieżności, omówione w części III Raportu. 

Po spotkaniu z Zastępcą Dyrektora DPS MSP prezes PGNiG odbyła rozmowę telefoniczną z prezesem Gazprom Export, w której poinformowała, że ze względu na niską rangę i techniczny charakter MoU przedstawiciel PGNiG nie będzie uczestniczył w ceremonii podpisania dokumentu. Informacja ta została również przekazana Zarządowi EuRoPol Gazu. 

3.04.2013 Prezes EuRoPol Gazu poinformował Wicepremiera Ministra Gospodarki o planowanym na 4 kwietnia 2013 roku podpisaniu porozumienia dotyczącego rozpoczęcia analiz na etapie przedinwestycyjnym możliwości wykonania gazociągu biegnącego z Białorusi przez Polskę, na Słowację i dalej. Prezes EuRoPol Gazu zaznaczył, że jest w tej sprawie uchwała Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu oraz że posiada w tym zakresie wszystkie zgody i upoważnienia korporacyjne, w tym zgodę na wyjazd prezes PGNiG. Przedstawiona w takiej formie informacja przez prezesa spółki, nad którą Wicepremier nie sprawuje nadzoru właścicielskiego, nie zaniepokoiła Wicepremiera, w związku z czym nie została przekazana dalej.


Tego samego dnia wieczorem na stronie internetowej Gazpromu umieszczona została informacja, że Prezydent Federacji Rosyjskiej rozmawiał z prezesem Gazpromu o powrocie do projektu Jamał II, przy czym – wbrew pierwotnym założeniom tego projektu, to jest położenia drugiej nitki gazociągu wzdłuż istniejącego Gazociągu Jamalskiego prowadzącego do Niemiec – gazociąg ten miałby zwiększać bezpieczeństwo dostaw do Polski, Słowacji i Węgier. Prezes Gazpromu stwierdził, że prace budowlane mogłyby rozpocząć się dopiero po uruchomieniu gazociągu South Stream, w latach 2018-2019. Prezes Gazpromu poinformował ponadto, że prowadzi na ten temat rozmowy na poziomie korporacyjnym i jest gotów rozpocząć opracowanie wstępnego studium wykonalności. 

W odpowiedzi na te doniesienie Minister Skarbu Państwa RP zorganizował konferencję prasową, na której podkreślił, że decyzje dotyczące budowy infrastruktury przesyłowej będą podejmowane przez Rząd RP i mogą być realizowane wyłącznie przez spółkę, której właścicielem jest państwo polskie, potwierdzając tym samym wcześniejsze ustalenia. 

4.04.2013 W rosyjskiej prasie pojawiły się artykuły sceptycznie nastawione do projektu Jamał II. Rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę na nadwyżkę mocy eksportowych Gazpromu przy braku znaczącego wzrostu popytu na gaz w Europie, co stawia pod znakiem zapytania zasadność realizacji wymienionego projektu (dziennik Wiedomosti). Oddźwięk w rosyjskiej prasie jest ograniczony. 

Tego dnia o godzinie 14.00 czasu polskiego Prezes EuRoPol Gaz podpisał w imieniu EuRoPol Gazu MoU z Gazprom Export określające warunki współpracy przy przygotowaniu studium wykonalności projektu gazociągu Kobryń-Wielkie Kapuszany. 

W późnych godzinach popołudniowych odbywa się posiedzenie sejmowej Komisji Skarbu Państwa, na której był poruszany temat projektu Jamał II. Prezes PGNiG siedzi obok Ministra Skarbu Państwa, lecz nie przekazuje informacji o podpisaniu MoU. Informuje o tym Zastępcę Dyrektora DPSMSP po opuszczeniu sali przez Ministra Skarbu Państwa (w tej ostatniej kwestii utrzymują się rozbieżności w oświadczeniach zainteresowanych osób co do skuteczności przekazu).


5.04.2013 Gazprom publikuje na swojej stronie internetowej komunikat o podpisaniu MoU z EuRoPol Gazem, podając informację, że dokument przewiduje realizację projektu Jamał II – łącznika między Białorusią a Słowacją przez terytorium Polski. 

Informację tę dementuje w swoim komunikacie PGNiG podkreślając, że podpisany dokument ma charakter analityczny i nie zawiera wiążących zobowiązań biznesowych. 

Zarówno Prezes Rady Ministrów, jak i Minister SP, dowiadują się o fakcie podpisania memorandum ze sfery medialnej. W Polsce sprawa jest szeroko komentowana, w Rosji i na Ukrainie najczęściej postrzegana jako kolejny element nacisku FR na Ukrainę w sporze gazowym. 

6.04.2013- W Rosji i na Ukrainie komentarze na ten temat są coraz mniej liczne. Nadal w logice niepopartych interesem biznesowym prób nacisku na Ukrainę, podkreśla się komunikaty przedstawicieli Rządu RP o braku zainteresowania zwiększeniem importu gazu z Rosji, o tym, że w swoich decyzjach Polska będzie miała na uwadze sytuację Ukrainy oraz o niewiążącym charakterze tego dokumentu. 

II. Analiza procesów decyzyjnych dotyczących memorandum zawartego między EuRoPol Gazem a Gazprom Export 

Dla oceny procesów decyzyjnych – poprzedzających podpisanie MoU – konieczne jest zrozumienie istoty podpisanego 4 kwietnia 2013 roku dokumentu. Memorandum ma na celu określenie warunków współpracy między stronami na potrzeby studium wykonalności. W grudniu 2012 roku do MSP zostało już przekazane „Studium analizy techniczno-ekonomicznej budowy gazociągu Kobryń-Wielkie Kapuszany o mocy docelowej 15 mld m3rocznie” przygotowane przez EuRoPol Gaz we współpracy ze spółką BSiPG Gazoprojekt S.A. (75% udział PGNiG). Memorandum przewiduje, że strona rosyjska przekaże ze swej strony EuRoPol Gazowi dokumentację potrzebną do oceny opłacalności projektu. 

Trzeba jednak mieć na uwadze, że MoU – nie tylko pod tym względem – jest dokumentem technicznym, nie pociągającym za sobą żadnych zobowiązań inwestycyjnych (o czym mówi wprost zapis w MoU). W świetle obowiązujących polskich przepisów żaden dokument w sprawie budowy łącznika Białoruś-Słowacja podpisany przez EuRoPol Gaz nie może mieć skutków praktycznych dla rynku gazu. Wynika to bezpośrednio z faktu, iż na gruncie obecnie obowiązującego prawa polskiego (ustawa z dnia 10 kwietnia 1997 roku Prawo energetyczne Dz. U. z 2012 r., poz. 1059, j.t.) podmiotem odpowiedzialnym za przesył gazu oraz niezbędną rozbudowę sieci przesyłowej, w tym połączeń z systemami gazowymi innych krajów jest operator systemu przesyłowego będący 100% własnością państwa polskiego; istnieć może tylko jeden operator systemu przesyłowego (art. 9k, art. 9h ust. 2 ww. Prawa energetycznego). Kryteria te spełnia wyłącznie Gaz-System.

W związku z powyższym główną sprzecznością w logice procesów decyzyjnych jest właśnie podpisanie przez EuRoPol Gaz memorandum bez uwzględnienia Gaz-Systemu (wbrew brzmieniu uchwały Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu z dniu 5 listopada 2012 roku). 

Ze strony MSP procesy decyzyjne przebiegały wedle jasno sprecyzowanej polityki. 5 listopada 2012 roku MSP podjęło decyzje odpowiadające strategicznym interesom państwa polskiego – uzyskano obniżkę cen gazu bez jednoczesnego podpisywania MoU przez polską spółkę Skarbu Państwa. Jednocześnie Gaz-System został wskazany jako właściwy rozmówca dla strony rosyjskiej w sprawie gazociągu Kobryń-Wielkie Kapuszany. 

Podpisanie przez przedstawicieli PGNiG uchwały Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu rozwiązywało pat negocjacyjny, a zarazem – ze względów prawnych przedstawionych powyżej – nie tworzyło realnego zagrożenia dla interesów państwa polskiego. 

W ramach decyzji dotyczących negocjacji Gaz-Systemu z Gazpromem polska spółka ściśle nadzorowana przez MSP, kierując się względami biznesowymi i politycznym interesem państwa polskiego, analizowała propozycję wspólnego projektu, lecz nie podpisała w tej sprawie żadnych dokumentów. MSP miało bowiem świadomość, że podpisanie tego typu dokumentu przez operatora systemu przesyłowego mogłoby wywołać większe zaniepokojenie u ukraińskich partnerów, niż nie mogące mieć żadnej mocy sprawczej porozumienie pomiędzy Gazprom Exportem a podmiotem, w którym Gazprom posiada 48% udziałów, a 2 na 4 członków zarządu to Rosjanie (jeden z rosyjskich wiceprezesów EuRoPol Gazu musiał złożyć kontrasygnatę na MoU).

Z punktu widzenia analizy formalno-prawnej w procesie decyzyjnym prowadzącym do podpisania MoU nie zaszły nieprawidłowości, czy przypadki przekroczenia uprawnień. W ramach obowiązujących przepisów i regulacji wewnętrznych spółek EuRoPol Gaz i PGNiG, Zarząd EuRoPol Gazu nie potrzebował zgody Rady Nadzorczej dla podpisania MoU z 4 kwietnia 2013 roku.


III.    Analiza przepływu informacji pomiędzy organami państwowymi oraz podmiotami gospodarczymi, w których Skarb Państwa posiada – bezpośrednio albo pośrednio – udziały 

Podczas wykonanej na potrzeby niniejszego raportu analizy oficjalnego przepływu informacji (pisma rejestrowane) nie znaleziono dokumentów wskazujących na to, by Minister SP posiadał wiedzę o tym, iż uchwała Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu zalecała przygotowanie projektu memorandum. Nie natrafiono również na korespondencję, w której członkowie Zarządu PGNiG zasiadający w Radzie Nadzorczej EuRoPol Gazu przekazywaliby MSP jakiekolwiek informacje o pracach nad memorandum w okresie od 5 listopada 2012 roku do 4 kwietnia 2013 roku. Na gruncie przepisów kodeksu spółek handlowych, jak i statutów spółki PGNiG i EuRoPol Gaz nie istniał taki automatyczny obowiązek. Istnieją natomiast dokumenty wskazujące na to, iż MSP ma świadomość wagi politycznej ewentualnego wybudowania łącznika. Wynika to zarówno z pism wewnętrznych MSP, jak i informacji w trybie niejawnym przekazywanych na rzecz MSP. Tryb ten nie zawierał informacji dotyczących przygotowań memorandum ze strony EuRoPol Gazu. 

Większość kontaktów między MSP a PGNiG odbywało się w ramach spotkań roboczych, z których nie sporządzano protokołów, ani notatek. W rezultacie w obrębie deklaracji poszczególnych osób zaangażowanych w sprawę widoczne są rozbieżności, prowadzące do nawarstwienia problemów komunikacyjnych, które w konsekwencji doprowadziły do tego, iż informacja o pracach EuRoPol Gazu nad memorandum do dnia 5 kwietnia 2013 roku nie dotarła do Ministra Skarbu Państwa. Do 5 kwietnia 2013 roku informacji tej nie otrzymał również Prezes Rady Ministrów. 

Rozbieżności dotyczyły przede wszystkim: 

"    zakresu i formy informacji przekazanej przez PGNiG na rzecz Ministra Skarbu Państwa o treści uchwały Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu nr 138/49/2012 z dnia 5 listopada 2012 roku;

"    prób przekazania Ministerstwu Skarbu Państwa przez PGNiG informacji o planowanym podpisaniu memorandum między 22 a 27 marca 2013 roku oraz zakresu informacji przekazanej w dniu 27 marca 2013 roku Ministerstwu Skarbu Państwa przez PGNiG o planowanym podpisaniu memorandum; 

"    okoliczności i skuteczności przekazania Ministerstwu Skarbu Państwa przez PGNiG informacji o fakcie podpisania memorandum w dniu 4 kwietnia 2013 roku. 

Najistotniejsze dla sprawy problemy komunikacyjne i sprzeczności oświadczeń na linii PGNiG-MSP pojawiają się w ostatniej fazie uzgadniania treści MoU, gdy Zarząd PGNiG był już oficjalnie poinformowany o wyznaczonej orientacyjnej dacie planowanego popisania dokumentu. Dzienniki korespondencyjne w PGNiG i MSP nie wskazują jednak na to, by informacja ta została przekazana oficjalnie, to jest za pośrednictwem dokumentów rejestrowanych do MSP. 

W ramach mandatu udzielonego Ministrowi Spraw Wewnętrznych przez Pana Prezesa Rady Ministrów dla sporządzenia niniejszego raportu nie jest możliwe jednoznaczne stwierdzenie, czy wskazane wyżej rozbieżności dotyczące kluczowych momentów przepływu informacji między PGNiG a MSP wynikają z typowych problemów w komunikacji międzyludzkiej lub zawodności pamięci, czy też z innych przyczyn. Niezależnie od powyższego ustalony stan faktyczny dowodzi, iż państwo polskie nie poniosło uszczerbku na skutek tych działań, rozumianego jako czyn znamionujący przestępstwo. Tylko wówczas mogłyby być uruchomione działania na podstawie stosownych regulacji prawnych pozwalających na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej funkcjonariuszy publicznych wprowadzających świadomie w błąd swoich przełożonych. 

Nie zmienia to faktu, iż w wyniku problemów w komunikacji na linii PGNiG-MSP zaistniała sytuacja stwarzająca wrażenie niepanowania przez polski rząd nad procesem decyzyjnym, co jak wykazano w punkcie II. Raportu nie miało miejsca. 

IV.   Wnioski


MoU podpisane 4 kwietnia 2013 roku między spółką EuRoPol Gaz a Gazprom Export było pochodną uchwały Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu z 5 listopada 2012 roku, która to uchwała była elementem taktyki negocjacyjnej ze stroną rosyjską w kwestii uzyskania obniżki ceny gazu. Aneks stanowił realizację strategicznego interesu państwa polskiego. Podpisane MoU nie narusza tych interesów ze względu na fakt, iż nie pociąga za sobą zobowiązań inwestycyjnych, a na gruncie obecnie obowiązujących przepisów prawa jedynym operatorem gazociągów przesyłowych jest spółkach w 100% kontrolowana przez Skarb Państwa. W obrębie procesów decyzyjnych nie można doszukać się zatem uchybień w zakresie regulowanym prawem, ani w przypadku działań MSP, ani Zarządu PGNiG. Działania podjęte przez EuRoPol Gaz były natomiast wewnętrzną decyzją Zarządu spółki, w której Skarb Państwa nie posiada większości udziałów. 

W sferze informacyjnej w korespondencji między MSP a PGNiG w okresie 19 października 2012 roku – 4 kwietnia 2013 roku nie ujawniono dokumentów potwierdzających jednoznacznie ani świadomości Zarządu PGNiG co do możliwej próby politycznego wykorzystania podpisania MoU przez stronę rosyjską, ani świadomości MSP co do możliwości przygotowania przez EuRoPol Gaz projektu memorandum. 

Co do nieformalnego przepływu informacji, to należy zauważyć, że problem dotyczył krótkiego okresu między 27 marca 2013 roku a 5 kwietnia 2013 roku (informacja o MoU nie przedostała się do Ministra Skarbu Państwa, bez – niemożliwego na gruncie uprawnień przyznanych przez Prezesa Rady Ministrów Ministrowi Spraw Wewnętrznych – rozsądzenia, czy i kto, oraz w jakim zakresie ponosi za to odpowiedzialność), a momentem, gdy Prezes Rady Ministrów dowiedział się o memorandum w trakcie spotkania z dziennikarzami. 

Po 4 kwietnia br. szybkie i jednoznaczne komunikaty, tak ze strony Rządu, jak ze strony, Prezydenta RP o braku zgody na jakiekolwiek inwestycje wciągające Polskę w projekty rosyjskie mogące oddziaływać na ukraiński system gazociągowy, pozwoliły na minimalizację ewentualnych strat natury polityczno-wizerunkowej. Wypowiedzi przedstawicieli strony ukraińskiej na Polsko-Ukraińskiej Konferencji Gazowej (11 kwietnia 2013 roku), w tym wiceprezesa Naftohazu Ukrainy – ukraińskiej spółki państwowej odpowiedzialnej za sektor gazu, czy Wiceministra Energetyki i Przemysłu Węglowego Ukrainy, świadczą o tym, że nagłośnienie przez Gazprom podpisania MoU z EuRoPol Gazem nie uderzyło w relacje polsko-ukraińskie, a tym samym nie naruszyło polityki prowadzonej przez państwo polskie.

Nie ulega jednak wątpliwości następujący fakt, wynikający z analizy całości problemu: Zarząd PGNiG posiadał wiedzę poświadczoną odpowiednimi pismami o negocjacjach nad MoU przez EuRoPol Gaz i Gazprom, zamiarze Zarządu EuRoPol Gaz podpisania MoU, oraz miejscu i przybliżonej dacie podpisania dokumentu. Równocześnie wiedzy takiej, poświadczonej zarejestrowaną korespondencją lub bezspornymi oświadczeniami stron zainteresowanych nie posiadał Minister SP, nadzorujący z ramienia Rządu RP spółkę PGNiG.

Przeznaczeni.pl. Randki po bożemu


Konrad Oprzędek
 
09.04.2013 , aktualizacja: 29.03.2013 14:20
A A A Drukuj
przeznaczeni.pl

przeznaczeni.pl (Rys. Marta Sławińska)

Do mieszkania Tomasza, studenta z Wrocławia, przychodziło wiele dziewczyn. Joannę wyprosił, gdy na widok jego biblioteczki z książkami o Janie Pawle II i ojcu Pio westchnęła: "Jezus, ale ciemnogród!"
W portalach randkowych szczęścia można szukać wprost: "Chcę tylko przygód i seksu. Mój wymarzony partner musi być dobry w łóżku" (Ewa na Sympatia.pl).

Można bardziej powściągliwie: "Interesuje mnie wolny układ. Mam ochotę poznać kogoś, z kim będę mogła wyjść na kolację, do kina, zrobić rundę po klubach albo najzwyczajniej w świecie napić się wina w domowym zaciszu" (Guerlain na Sympatia.pl).


Można rozważnie: "Chcę poznać chłopaka, który ma co najmniej średnie wykształcenie, pracuje i nie ma obowiązku alimentacyjnego" (Danusia na Elmaz.pl).

Można romantycznie: "Szukam mężczyzny 30-40 lat, który potrafi pokochać, szanować kobietę i wspierać ją w trudnych decyzjach. Mężczyzny, do którego mogłabym odejść od męża" (Pyzia na Swatka.pl).

Ale są też Polacy, którzy chcą to robić po bożemu: "Szukam wiernego towarzysza życia, z którym mogłabym połączyć się węzłami sakramentalnej łaski oraz budować szczęście życia rodzinnego na zasadach Ewangelii" (Ewelina).

Po bożemu robi się to w portalu Przeznaczeni.pl, czyli liczącej 333 tysiące osób "społeczności singli żyjących według wartości chrześcijańskich". Ponad 6 tysiącom z nich udało się już połączyć w pary. Urodzili prawie 2 tysiące dzieci.

- Na inne serwisy randkowe nie zaglądam, bo ludzie tam szukają głównie przelotnych znajomości, opartych na fizyczności, nie na Bogu - twierdzi Dorota, 23-letnia Przeznaczona z Warszawy. - Dziś już niezwykle trudno spotkać osoby żyjące wiarą. Można to jeszcze zrobić we wspólnotach duszpasterskich albo w portalach typu Przeznaczeni.

Jak to, w katolickim kraju jest problem ze znalezieniem "osób żyjących wiarą"?

Zapytałem Przeznaczonych z kilku dużych miast Polski, jakie wartości ich łączą i czy rzeczywiście w realnym świecie trudno się im spotkać.

Najczęściej trafiali się informatycy

Na zdjęciu Marta jest zmęczona i zaniedbana. Ma 26 lat, ale wygląda na kilka więcej. Opisuje siebie jakby od niechcenia: Kraków, 173 cm wzrostu, budowa ciała normalna.

W realu jest znacznie bardziej zmysłowa, niż widzą Przeznaczeni. Bawełniana sukienka uwydatnia jej smukłą figurę, a staranny makijaż dodaje temperamentu.

- To zdjęcie zrobiła mi koleżanka po całym dniu chodzenia po Tatrach - śmieje się Marta. - Celowo wrzuciłam je na profil, bo mój wygląd nie powinien odwracać uwagi od tego, co mam w rubryce "wartości". Wystarczy, że w realu przyciągam tylko napaleńców, którzy w nic nie wierzą.

W rubryce "wartości" napisała:

Stosunek do antykoncepcji: uznaję tylko naturalne metody planowania rodziny;

Stosunek do współżycia przedmałżeńskiego: nie uznaję;

Stosunek do rozwodu: nie uznaję;

Uczestniczę we mszy: w każdą niedzielę i czasami w tygodniu.

- Może to zdjęcie nie jest najładniejsze, ale na powodzenie nie narzekam - kontynuuje. - W ciągu ostatniego roku odezwało się do mnie ośmiu Przeznaczonych. Najpierw każdego z nich prześwietlam. Sprawdzam na jego profilu, czy jest katolikiem i czy wyznaje takie same wartości jak ja. Jeśli nie, odpada. Bo nie szukam przelotnej znajomości, tylko mężczyzny na całe życie. Muszę wiedzieć, czy pasujemy do siebie. Jeśli dopuszczałby współżycie przed ślubem, trudno byłoby nam wspierać się w postanowieniu trwania w czystości. Jeśli później chciałby korzystać z antykoncepcji, znaczyłoby, że nie umie zawierzyć się Bogu. Jeśli nie chodziłby regularnie na mszę, nie mógłby dawać dobrego przykładu naszym dzieciom. Jeśli nie miałby nic przeciwko rozwodom, czułabym niepokój, że nasz związek jest tymczasowy.

Spośród ośmiu Przeznaczonych, którzy w ostatnim roku odezwali się do Marty, sześciu przeszło przez pierwszy etap selekcji. W drugim testowała ich cierpliwość, przez kilka tygodni wymieniając z nimi maile. Pytała, czym się zajmują (najczęściej trafiają jej się informatycy), jakie poza pracą mają zainteresowania (na majsterkowanie reaguje rozpaczą, na kino i sporty ekstremalne - znudzeniem, dopiero literatura ją ożywia) i co w ich życiu się dzieje (opisywanie codzienności najgorzej wychodzi rzekomym miłośnikom książek).

- Później są spotkania w realu, najlepiej w jakiejś kawiarni - mówi. - Z tymi dwoma, którzy przeszli drugi etap selekcji, długo rozmawialiśmy. No wiesz, jak to na randce, o sobie i wierze.


- O wierze na randce?
- Przecież nie odmawialiśmy różańca, tylko na przykład wspominaliśmy swoje zaangażowanie w duszpasterstwo młodzieżowe lub akademickie. Uwierz, to może być pasjonujące. Jak temat zasysa, szukamy dalej wspólnych doświadczeń. Czasem słyszę coś takiego, że aż podskakuję z radości i myślę: "Boże, Tyś mi go zesłał!". Tak było, gdy jeden Przeznaczony powiedział, że uczestniczył w spotkaniu katolickiej młodzieży w Lednicy. I to wtedy co ja!

Przeznaczony, przed którym Marta podskoczyła z radości, może i był w Lednicy osiem lat temu, ale teraz już nawet nie potrafi powiedzieć, o czym było kazanie na ostatniej mszy (dziewczyna to sprawdziła). Drugi mężczyzna, z którym umówiła się na randkę, podobno pięknie opowiadał o swoim nawróceniu na katolicyzm, ale później zanudził ją wykładami o marketingu, którym się zajmował.

Z facetami poznawanymi w realu ciągle bez zmian: prawią komplementy, ale w nic nie wierzą. - Wpracy i na imprezach spotykam wielu takich - przyznaje. - Ale nie mam co do nich złudzeń. Mówię im prosto w twarz: jestem katoliczką, nie uznaję tego i tego. Niektórzy reagują jak większość mężczyzn na lesbijki: mają nadzieję, że da się mnie nawrócić. Reszta powtarza: "Ale żartujesz, prawda?". Gdy wreszcie dochodzi do nich ta okrutna prawda, zmywają się.

Jeszcze żaden z poznanych w realu mężczyzn nie sprawił, że Marta krzyknęła: "Boże, Tyś mi go zesłał!".

Chwile samotności

Zapytałem Przeznaczonych, czy z powodu swojej wiary czuli się kiedyś samotnie.

Edyta z Wrocławia: - Zawsze, gdy przechodziłam z chłopakiem koło kościoła. Nie rozumiem, co widział zabawnego w tym, że wyciągałam rękę z płaszcza i robiłam znak krzyża. Przecież nie jestem moherem, lubię poszaleć na imprezie, mam lajtowy stosunek do seksu i antykoncepcji. Czasem tylko potrzebuje się pomodlić. A on z tego się brechtał! Na szczęście go rzuciłam i już nie czuję się samotna.

Ewa z Gdańska: - Gdy przeprowadziłam się do mieszkania studenckiego. Miałam współlokatora, który strasznie mi się podobał. Ale moje nadzieje prysły, gdy zaczął warczeć, żebym mu nie robiła z przedpokoju kościoła. A ja przecież tylko drewnianego Chrystusika powiesiłam na ścianie. Żeby poczuć się jak u siebie.

Anna z Warszawy: - Gdy siedzieliśmy w knajpie z chłopakiem i jego znajomymi. Ciągle wtedy słyszałam, że księża to pasibrzuchy i pedofile. Myślałam: "Jacy księża? Ten, który mnie przekonał, żebym nie siedziała całe życie za ladą w sklepie, tylko poszła na studia? A może ten, który co roku dorzucał się mojej mamie do węgla, bo nie radziła sobie finansowo, gdy byłam mała?". Tak myślałam, ale nic nie mówiłam, bo nie chciałam wyjść na aspołeczną. Niedawno rozstałam się z chłopakiem i zmieniłam towarzystwo.

Agnieszka z Warszawy: - Gdy zaczęłam pracę. Wcześniej poznawałam wielu chłopaków w duszpasterstwie akademickim i jakoś zawsze nadawaliśmy na wspólnych falach. Teraz całymi dniami siedzę w wielkim biurowcu i mam wrażenie, że wszyscy tu zawierają znajomości "tylko na jedną noc". Nie wchodzę w to, bo jestem katoliczką.

Marta z Krakowa: - Gdy mój brat opowiadał, że dziewczyna wyśmiała go w sytuacji intymnej. Zdjął wtedy krzyżyk, pocałował go i odłożył na półkę. Skoro już grzeszył, nie chciał tego robić z Panem Jezusem na szyi. Ale teraz ta dziewczyna to już przeszłość.

Bezpieczna oaza

Sławek ma 28 lat i jest założycielem ogólnopolskiego portalu internetowego. Pomimo że jego firma się rozwija, na swoim profilu na Przeznaczonych napisał:

Praca dla mnie to: jedynie środek do realizacji życiowych celów;

Cel życiowy: własna rodzina, dom, kochająca żona u boku i gromadka dzieci (gromadka to tyle, ile będę w stanie ogarnąć; dużo dzieci to dużo miłości).

- Wiem, że wielu moich rówieśników stawia na karierę, ale ja nie chcę - mówi. - Co mi po sukcesie, gdy obudzę się koło czterdziestki z poczuciem samotności. Chcę być szczęśliwy. A tego nie da mipraca, tylko dom i rodzina.

Budowanie swojego szczęścia Sławek zaczyna od wypełnienia formularza na Przeznaczonych. Wpisuje idealny wiek kandydatki na żonę (24-28 lat), Kraków jako miejsce zamieszkania i klika przycisk "szukaj". Gdy wyświetla się lista zdjęć kobiet spełniających te kryteria, przewija ją tak długo, aż któraś z twarzy zwróci jego uwagę. - Używam wyszukiwarki Przeznaczonych, bo tam jest dużo katoliczek - wyjaśnia. - W realu też są, ale mniej widoczne. Nie afiszują się ze swoją wiarą, bo myślą, że zostaną potraktowane jak dzieci, które jeszcze wierzą w Świętego Mikołaja, podczas gdy wszyscy wokół już dawno odkryli, że to ściema. Ale mam świadomość, że zamykanie się w kręgu Przeznaczonych jest ryzykowne. Tam gromadzą się osoby, które w codziennym życiu nie potrafiły znaleźć odpowiedniego partnera. Budujemy sobie "bezpieczną oazę" oddzieloną murem od świata zewnętrznego. Tylko że żyjemy w otoczeniu niekatolików i musimy nauczyć się z nimi żyć.

Sławek próbował wyjść poza "bezpieczną oazę". Jednak na randkach z dziewczynami poznanymi w realu miał opory, by mówić o swojej wierze. Gdy już się przełamywał, zrażał do siebie kobiety. - Kiedyś taka jedna chciała ze mnie zadrwić i złożyła mi jednoznaczną propozycję - robi pauzę. - No mówiąc krótko: chodziło o seks. Wiedziała, że mam zasady i muszę jej odmówić.


- Jak to zrobiłeś?

- Podziękowałem i dodałem, że zamiast do łóżka mogę z nią pójść do kościoła.

Na spotkaniach Przeznaczonych zaproszenie na mszę nie brzmi jak groźba. Jest jedną z metod poznawania drugiej osoby. Próbując wybadać, czy kandydatka na żonę jest praktykującą katoliczką, Sławek pod koniec randki patrzy na zegarek i mówi: "Dzisiaj jeszcze nie byłem w kościele, a zaraz się zacznie ostatnia msza, może masz ochotę pójść ze mną". Jeśli kobieta się zgadza, idą razem do kościoła, a on może obserwować, czy stoi tam znudzona, czy modli się razem z innymi.

- Nie umiałbyś założyć rodziny z ateistką?

- Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to obawa, że byłaby mi niewierna. Wiem, że niewierząca nie musi oznaczać niewiernej, ale nic nie poradzę, takie mam skojarzenie. Poza tym nie wiem, czy byłbym w stanie nawiązać głębszy kontakt z kobietą, która nie podzielałaby moich wartości. W takim związku pewnie daleko bym nie zajechał. Byłby problem, czy ochrzcić dzieci, posłać je do komunii i wychowywać w wierze. A dla mnie to jest ważne.

Sławek poznał około 20 Przeznaczonych. Z jedną stworzył związek, ale po dwóch latach się rozstali. Poróżniły ich charaktery, nie podejście do wiary.

Nie chcę być "seksi"

Gdy pytam Michała z Krakowa, jakiej partnerki szuka, dostaję ostrą reprymendę: "Mężczyzna może szukać narzeczonej albo żony. Partnerka to kobieta na jedną noc. Tego słowa używają osoby, które nie szanują kobiet albo są gejami (patrz: związki partnerskie)".

Twarz Marty z Krakowa nagle się wykrzywia, kiedy dociekam, czy jej idealny kandydat na męża może dopuszczać myśl o seksie przed ślubem. I zaraz wyjaśnia: "Seks to brzydkie słowo. Wolę współżycie albo miłość przedmałżeńską".

Agnieszka z Warszawy nie opowiada o swojej wierze, tylko "daje świadectwo". Nie mówi: "Mam nadzieję, że znajdę interesującego mężczyznę", ale: "W tej sprawie zawierzam się Bogu".

Na Przeznaczonych w dziale "edukacja seksualna" dziewictwo jest nazywane "czystością przedmałżeńską", a noc poślubna - "wejściem w misterium miłości".

Czy taki język nie utrudnia Przeznaczonym poznawania ludzi w realu?

Michał: - To język osób, dla których ważne są katolickie wartości. Jak ktoś go nie rozumie albo nie szanuje, to o czym mam z nim rozmawiać? O pogodzie?

Marta: - Zdarza się, że ktoś mnie przedrzeźnia. Ale wolę wyjść przed znajomymi na cnotliwą dewotkę, niż zdradzić swoje zasady. Przecież słowo "seks" uprzedmiotawia ludzi i służy do sprzedawania ich jako towaru. Jeśli coś jest "seksi", rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. Ja nie chcę być "seksi".

Agnieszka: - To jest przykre, że Polakowi z Polakiem coraz trudniej się dogadać. Przecież większość z nas wyszła z katolickich domów. Dlaczego niektórzy nagle zaczęli udawać, że nie pamiętają języka z dzieciństwa?

Drugie mieszkanie od Boga

Na swoich profilach w rubryce "autorytety" Przeznaczeni wpisują ojca Kolbego, Jana Pawła II albo świętą Faustynę. Dorota, 23-letnia studentka z Warszawy, postawiła sobie poprzeczkę najwyżej. Na autorytet wybrała samego Boga.

Stało się to wtedy, gdy odkryła, że Bóg mówi i może jej doradzać w codziennych sprawach. Jego głos nauczyła się czytać i analizować w grupie biblijnej. Odtąd zawsze, gdy ma jakiś dylemat, sięga po Pismo Święte i szuka w nim podpowiedzi, jak powinna się zachować. - Tak było, gdy zaczęły mnie przygniatać sesje na studiach - wspomina. - Jak zaliczyć dziewięć egzaminów! Ściągać? Pan Bóg mi powiedział, żeby tego nie robić. Poszłam za Jego radą i teraz mi to wynagradza. Niesamowite, że ciągle dostaję pytania, na które znam odpowiedzi! Na egzaminy chodzę spokojna, bo wiem, że On mnie prowadzi. Zresztą na każdym kroku widzę Jego pomoc. Ostatnio szukałam taniego mieszkania i katolicka organizacja studentów, do której należę, podsunęła mi fajne lokum. Właściciel spuścił z czynszu 300 złotych. To już drugie mieszkanie, które dostałam od Boga! Od kiedy Mu zaufałam, jestem szczęśliwa.

Od kandydatów na męża Dorota wymaga, żeby byli podobnie szczęśliwi. - Tylko że wiara jest już dzisiaj niemodna, zwłaszcza w środowisku studentów - ubolewa. - Trudno spotkać chłopaka, który wybrałby na autorytet Pana Boga. Wielu jeszcze chodzi do kościoła i deklaruje się jako katolicy, ale robią to dlatego, że tak w ich domach wypada. Gdy zaczynają studia i udaje im się wyrwać od rodziców, czują wolność: wreszcie zamiast na mszę mogą pójść na imprezę. Później stopniowo budzi się w nich wrogość do wierzących. Jak usłyszą, że należę do chrześcijańskiej organizacji studenckiej, mówią, że pewnie to jakaś sekta.

Mężczyźni, którzy śmieją się z wiary albo tylko udają, że jest dla nich ważna, wiele razy rozczarowali Dorotę. Dlatego założyła konto na Przeznaczonych. - Ale chłopaków stamtąd też trzeba weryfikować - podkreśla. - Nastawiają się na spotkanie jeden na jeden, przy kawie, a wtedy trudno ich poznać. Bo jak powiedzą, że chodzą do kościoła, to przecież jeszcze nic nie znaczy. Dlatego zapraszam ich do swojej wspólnoty. Wtedy widzę, jak na nią reagują, jak rozmawiają o wierze i jak się tam czują.

Do tej pory tylko jeden Przeznaczony poczuł się dobrze we wspólnocie Doroty. Próbowała się z nim związać, ale nic z tego nie wyszło. Zostali na etapie przyjaźni.

- Wolę poczekać - zapewnia. - Jestem przekonana, że Pan Bóg ma wobec mnie jakiś plan. Wie, co dla mnie dobre. Dzięki temu jestem spokojna i wierzę, że moje życie ma sens. Nie umiałabym z tego zrezygnować dla mężczyzny, który jest przystojny, ale nie umie zaufać Panu Bogu. Dla mnie wygląd przyszłego męża ma drugorzędne znaczenie.

Lepiej nie kusić losu

Jedną z przyczyn, dla których Przeznaczeni nie chcą się wiązać z niekatolikami, jest lęk przed utratą wiary.

Sławek z Krakowa: - Znam parę, w której dziewczyna była wierząca i praktykująca, a gość okazał się totalnie antykościelny. Z biegiem czasu tak na nią wpłynął, że przestała chodzić na msze. Ja się tego boję. Chciałbym, żeby kobieta wspierała mnie w wierze. Żebyśmy razem motywowali się do pójścia w niedzielę na mszę i przestrzegania piątkowego postu. Tak długo, jak by się to udawało, miałbym poczucie bezpieczeństwa. Z tego samego względu byłoby najlepiej, gdybyśmy oboje nie uznawali antykoncepcji i współżycia przedmałżeńskiego.

Dorota z Warszawy: - Czasem mężczyźni pytają, jakiego męża szukam. Odpowiadam, że takiego, u którego byłabym dopiero na drugim miejscu. Na pierwszym powinien być Pan Bóg. Tylko wtedy mąż mógłby mnie wspierać w wierze. Poznałam wiele małżeństw, dla których Pan Bóg jest najważniejszy. To niesamowite, jak oni świetnie się dogadują i ile czasu znajdują na czytanie Pisma Świętego! Widziałam też związki, w których mężowi udało się odciągnąć żonę od wiary. Ale to było możliwe tylko dlatego, że na pierwszym miejscu stawiali siebie, nie Pana Boga.

Marta z Krakowa: - Nie ma takich zasad, których kobieta nie wyrzekłaby się dla miłości. Widzę to po swojej mamie. Jednego dnia nie zmówiła pacierza, bo ojciec śmiał się, że taka stara, a w Anioła Stróża jeszcze wierzy. Drugiego poszła z nim na imprezę w Wielki Post, bo przekonał ją, że przez takie grzechy nie trafi do piekła. Trzeciego opuściła mszę, bo zaczął nazywać ją dewotą. Dalej już jakoś samo poleciało i teraz mama nie praktykuje. Dlatego lepiej nie kusić losu i wybrać sobie odpowiedniego męża.

Spotkanie pod chórem

Do mieszkania Tomasza, studenta z Wrocławia, przychodziło wiele dziewczyn.

Joannę wyprosił, gdy na widok jego biblioteczki z książkami o Janie Pawle II i ojcu Pio westchnęła: "Jezus, ale ciemnogród!".

Karolina sama wyszła, gdy zaczął ją całować. Chciała mu zdjąć koszulkę, ale usłyszała coś o życiu w czystości. Nie zrozumiała. Poczuła się odepchnięta.

Ania, zanim trzasnęła drzwiami, zwyzywała go od księży i krzyknęła, że nie ma ochoty słuchać kazań. Wcześniej przyznała się, że chce kupić pracę magisterską.

Kasia została i powiedziała: "Zabierz mnie do Boga".

Trzy pierwsze poznał na uczelni, a do Kasi odezwał się na Przeznaczonych. Napisał: "Na mszach stoję pod świętym Pawłem, a pewna dziewczyna pod chórem. Czy to Ty?".

Kasia: - Zaciekawił mnie, ale nie odpisałam. Poczekałam do następnej niedzieli. Po wejściu do kościoła minęłam miejsce, w którym zwykle stałam, i usiadłam w ławce. Zerknęłam w stronę świętego Pawła i zobaczyłam przystojnego chłopaka. Ale to była msza i nie wypadało mi o nim myśleć.

Wieczorem Tomasz wysłał kolejną wiadomość: "Dzisiaj byłaś pod jedenastą stacją drogi krzyżowej. Wiem na pewno, że to Ty".

Kasia: - Przez następny tydzień wymienialiśmy się mailami. Boże, jak mi serce waliło, gdy je czytałam. Okazało się, że jesteśmy tacy sami: uwielbiamy chodzić po górach, słuchać Stinga, oglądać Kieślowskiego i marzymy o podróży po Ameryce Południowej.

W następną niedzielę stanęli już razem pod chórem. Byli tak blisko siebie, że po mszy nie pamiętali ani jednego słowa z kazania. Pierwszy raz w życiu.

Ale zanim Tomasz zaprosił Kasię do swojego mieszkania, upłynęło jeszcze sześć tygodni. W tym czasie spotykali się w knajpkach, godzinami rozmawiali przez telefon i wymieniali dziesiątki maili. - Nie chciałem się spieszyć z zapraszaniem jej do domu - wspomina. - Po wcześniejszych wpadkach zrozumiałem, że taki pośpiech przyciąga tylko kobiety bez zasad. Czekanie się opłaciło. Nic piękniejszego nie mogłem usłyszeć od dziewczyny niż: "Zabierz mnie do Boga".

W ten sposób Kasia odpowiedziała na propozycję Tomasza, by wspólnie poszli na pielgrzymkę do Częstochowy. Mieli się na niej upewnić, czy są dla siebie przeznaczeni.

Kasia: - Gdy rok temu urodziła nam się Julka, poczułam, że już nie mogę być bardziej szczęśliwa. Dziękuję Bogu i światu. Bogu za to, że spośród setek kobiet na Przeznaczonych wskazał Tomkowi mnie, dziewczynę spod chóru. Światu za to, że oszczędził akurat mojego męża. Zepsuł tylu chłopaków, którzy wcześniej mi się podobali. Odebrał im rozum i opętał na punkcie pieniędzy oraz ciała. Teraz biegają za szczęściem, ale nie mają pojęcia, gdzie go szukać. Bo jak szukać szczęścia bez wiary?

Imiona niektórych bohaterów reportażu zostały zmienione




piątek, 19 kwietnia 2013

Chińskie stocznie masowo budują okręty. Rośnie nowa morska potęga


Foto: US NavyChiński niszczyciel typu 52B podczas wspólnych ćwiczeń z dwoma okrętami rywala, amerykańskimi niszczycielami typu Arleigh Burke

Chińska flota jest obecnie w trakcie gwałtownej rozbudowy, której skala jest niewyobrażalna dla sił zbrojnych państw zachodnich. W stoczniach jednocześnie budowane jest kilkadziesiąt okrętów. Tymczasem najpotężniejsza flota świata, czyli US Navy, która od dekad jest niepodzielnym hegemonem oceanów, ma problemy z pieniędzmi.

Nowe Chiny od dwóch dekad przeżywają wyjątkowy okres prosperity. Rozpędzona chińska gospodarka jest już druga na świecie, i o ile nie nastąpi jakieś załamanie trendu wzrostu, w mniej niż dekadę przegoni gospodarkę USA.

Chiny i Rosja zbroją się na potęgę. Zachód tnie wydatki

Pomimo globalnego...
czytaj dalej »
Tak gwałtowny rozwój daje władzom w Pekinie wcześniej nieosiągalne fundusze na rozwój. Jednym z priorytetów stało się wojsko. Jak podaje Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem, w ciągu ostatniej dekady Chiny zwiększyły swoje nakłady na siły zbrojne o 175 procent, do około 166 miliardów dolarów.

Seryjna produkcja

Nie wiadomo, jaka część tego przybierającego strumienia pieniędzy trafia na flotę, bowiem chińskie siły zbrojne są mało przejrzyste i nie publikują wielu danych na temat swojej działalności. Wiadomo jednak, że muszą to być pieniądze niemałe, bowiem po dekadach traktowania po macoszemu (w Chinach najważniejsze zawsze były siły lądowe), chińscy marynarze seryjnie dostają nowe okręty.

Najbardziej widocznym symbolem rozbudowy chińskiej floty jest lotniskowiec Liaoning, przyjęty do służby we wrześniu 2012 roku. Co prawda nie jest to jednostka nowa, ale gruntownie przebudowany i zmodernizowany na przestrzeni kilkunastu lat były radziecki okręt Wariag. Pomimo tego, dzięki niemu Chiny dołączyły do elitarnego klubu państw posiadających lotniskowce i znacząco wyprzedziły w tej dziedzinie inne państwa regionu, z których tylko Indie i Tajlandia mają po jednym małym i starym lotniskowcu, aczkolwiek ten drugi od lat nie ma już samolotów i z punktu widzenia wojskowego jest bezwartościowy. Dwa kolejne chińskie lotniskowce mają być w fazie projektowania.

Źródło: Wikipedia (CC BY SA) / Took-ranchNiszczyciel typu 52C, jeden z najnowocześniejszych okrętów floty Chin. Prawdopodobnie ma system podobny do amerykańskiego AEGIS, ale nie wiadomo nic o jego potencjale

Jeszcze bardziej spektakularne, aczkolwiek rzadziej dostrzegane na Zachodzie są osiągnięcia Chińczyków w budowie mniejszych okrętów nawodnych: niszczycieli, fregat i korwet. Jeszcze w latach 90-tych chińskie jednostki tych klas były w niemal całości zabytkami lub przestarzałymi konstrukcjami zakupionymi w ZSRR. Obecnie nowe okręty wychodzą ze stoczni seryjnie.

Rusza program, który zmieni wojskowe samoloty. US Navy zamawia prawdziwe roboty bojowe

Pomimo poważnych...
czytaj dalej »
W ciągu ostatniej dekady chińska flota otrzymała pięć nowych niszczycieli trzech różnych typów, a siedem jest w różnych fazach prób lub budowy. Osiem kolejnych zostało zamówionych. W tym samym okresie flota otrzymała 15 nowych fregat, przy czym kolejnych osiem jest w trakcie budowy lub prób, a kilkanaście kolejnych miało zostać zamówionych. Jeśli chodzi o korwety, to chiński program budowy dopiero jest rozpoczynany. Jedna trafiła do służby na początku tego roku, 15 kolejnych jest szykowanych do przejęcia przez wojsko lub budowanych, a cztery kolejne mają być zamówione.

Przyśpieszenia nabrał też program budowy atomowych okrętów podwodnych. Jeszcze w latach 90-tych było ich słownie cztery, przy czym według wywiadu USA prezentowały bardzo niski poziom technologiczny i rzadko opuszczały porty. W ostatnią dekadę do służby miały trafić trzy nowe okręty podwodne typu „Jin” z rakietami balistycznymi, a dwa kolejne prawdopodobnie są w budowie. Wspierają je cztery nowe szturmowe atomowe okręty podwodne typu Shang, przy czym kolejne mają być w budowie. Uzupełniają je okręty podwodne z napędem klasycznym, spośród których prawdopodobnie nieco ponad 30 można uznać za odpowiadające wymogom współczesnego pola walki. Kilkanaście kolejnych ma być w budowie.

Gwałtowną rozbudowę w tych głównych kategoriach uzupełnia też budowa nowych okrętów innych klas, takich jak zbiornikowce floty, niezbędne do działania z dala od baz, duże okręty desantowe (np. Typ 071 Yuzhao, cztery duże okręty-doki zdolne do przewiezienia kilkuset ludzi z czołgami i wozami opancerzonymi), czy mniejsze okręty rakietowe (Typ 022 Houbei, których prawdopodobnie jest już około 40).

Źródło: US NavyOceaniczne ambicje. Fregata typu 54A na Zatoce Adeńskiej

Problemy początkującego

W skrócie można stwierdzić, że Chiny prowadzą obecnie niezwykle intensywny program budowy floty na miarę swoich mocarstwowych ambicji. Powszechnie przyjmuje się, że państwo aspirujące do miana gracza pierwszej międzynarodowej ligi, musi posiadać sprawne siły morskie, które umożliwiają projekcję siły w najdalszych zakątkach świata. Dotychczas Chinom tego brakowało, ponieważ ich flota była karłowata i przestarzała.

Lotniskowiec stoi bezczynnie. Nie ma pieniędzy na remont

Amerykańskie...
czytaj dalej »
Czy to oznacza, że Pekin w ciągu kilku lat będzie zdolny rzucić wyzwanie US Navy? Na pewno nie. Powodów ku takiemu twierdzeniu jest kilka. Po pierwsze Chińczycy od wielu wieków nie posiadali silnej floty i obecnie ich doświadczenie w tym zakresie jest bardzo małe. Chińscy marynarze muszą od podstaw uczyć się walki na ocenach, co wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Widać to chociażby na przykładzie lotniskowca Liaoning, który pomimo swojego teoretycznego potencjału bojowego ma głównie pełnić funkcję okrętu doświadczalnego i szkoleniowego.

Kolejnym źródłem słabości chińskiej floty są najprawdopodobniej owe masowo budowane nowe okręty. Niewiele wiadomo na temat ich realnych możliwości bojowych, ponieważ Chińczycy utrzymują szczegóły w tajemnicy, ale wątpliwe jest, aby w ciągu dwóch dekad chiński przemysł całkowicie nadgonił osiągnięcia zachodnie w tym zakresie. Taki wniosek można wysnuć z ogólnego stanu chińskiego przemysłu zbrojeniowego, który rozwija się bardzo szybko, ale nadal pozostaje w tyle za światowymi liderami.

Chińska flota ma też za wroga geografię. W środku wybrzeża kraju leży wrogi Tajwan, który wymusza podział sił na część północną i południową. Północna stacjonująca w bazach nad Morzem Wschodniochińskim ma zamknięte wyjścia na ocean przez sojuszników USA, Koreę Południową i Japonię, która kontroluje łańcuch wysp Riukiu ciągnący się aż do Tajwanu. Flota Południowa z bazami nad Morzem Południowochińskim na ocean musi się przebijać przez Cieśninę Luzon pomiędzy Tajwanem a Filipinami, albo szereg mniejszych cieśnin na południu. Wszystkie państwa w tej okolicy są Chinom niechętne z powodu sporu o kontrolę nad szeregiem małych wysepek i raf na Morzu Południowochińskim.

Ci, którzy muszą się bać

Dwa niszczyciele i potężny radar. Pływająca tarcza antyrakietowa przy Korei

Amerykańska flota...
czytaj dalej »
Obecnie krótkoterminową ambicją chińskich admirałów jest stworzyć "flotę wód zielonych", czyli taką, która będzie w stanie kontrolować pobliskie morza. Chodzi zwłaszcza o Morze Południowochińskie, gdzie od lat trwa intensywny spór o wspomniane rafy i wysepki, wokół których prawdopodobnie znajdują się duże złoża surowców. Długoterminowym celem jest "flota wód niebieskich" czyli oceaniczna, która będzie w stanie na chronić szlaki żeglugowe do Zatoki Perskiej i Afryki, obecnie poważnie zagrożone przez Indie, które od dekad pozostają w napiętych stosunkach z Chinami.

Pierwszy cel jest w zaawansowanej fazie realizacji. Pozostające w sporze z Chinami o Morze Południowochińskie Wietnam, Malezja, Brunei, Filipiny i Tajwan pozostają w tyle za swoim potężnym sąsiadem, jeśli chodzi o siłę floty. Powoduje to zaniepokojenie władz tych państw i popycha je w objęcia USA, które starają się stworzyć regionalną koalicję, będącą przeciwwagą dla Chin.

Realizacja drugiego etapu, czyli wyjście na przestwór oceanów, jest w początkowej fazie realizacji. W Indiach poważne zaniepokojenie budzi budowa baz chińskiej floty na Wyspach Kokosowych (należą formalnie do Birmy, ale Chiny praktycznie je wykupiły), w Bangladeszu i Pakistanie. Za ich pomocą Chińczycy chcą otoczyć Indie i zapewnić punkty oparcia dla swojej floty wzdłuż strategicznego szlaku żeglugowego do Zatoki Perskiej.

Okręt US Navy wylądował na rafie przez złe mapy

Amerykanie będą...
czytaj dalej »
Natomiast w kierunku na wschód, czyli Pacyfik, Chińczycy na razie tylko ćwiczą. Chińska flota od kilku lat regularnie prowadzi demonstracyjne manewry i wysyła zespoły okrętów, które mijają łańcuch  wysp Riukiu i wychodzą na otwarty ocean. Przy okazji często dochodzi do spięć z japońską flotą.

Nowe mocarstwo nadchodzi

Niewątpliwie Chiny mają wielkie ambicje związane ze swoją flotą. Jej gwałtowna rozbudowa wyraźnie podkreśla chęć zostania pełnoprawnym mocarstwem globalnym. Dla USA jeszcze przez wiele dekad nie będzie to bezpośrednie zagrożenie, bowiem pomimo wielkich cięć w wydatkach na siły zbrojne (około biliona dolarów w dekadę) i problemów z stałym finansowaniem na przykład remontów głównych lotniskowców, US Navy deklasuje chińską flotę i bezsprzecznie jeszcze długo będzie hegemonem na oceanach.

Natomiast sąsiedzi Chin w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej już teraz stają przed poważnym wyzwaniem, jaki stwarza morskie odrodzenie Państwa Środka. Nieuchronnie doprowadzi to do napięć w regionie i regionalnego wyścigu zbrojeń morskich. Poza Japonią żadne państwo nie będzie w nim jednak w stanie sprostać zasobnym Chinom, można się więc spodziewać prób zacieśniania związków z oceanicznym protektorem, czyli USA.