niedziela, 27 kwietnia 2014

Szczuka: W Jedwabnem byli dwaj księża - Boniecki i Lemański

aw
27.04.2014 11:46
A A A Drukuj
Kazimiera Szczuka

Kazimiera Szczuka (Fot. Maciej Zienkiewicz / AG)

- Celem Kościoła nie jest okazywanie solidarności z prześladowanymi mniejszościami - mówił Tomasz Terlikowski w Radiu ZET. - W hierarchii i doktrynie nie ma tego, za co ludzie pokochali Jana Pawła II, czyli serca i ewangelicznej miłości. Dla pana redaktora Terlikowskiego ważniejsze jest to, że Episkopat urządził swoją uroczystość i tam przeprosił, a dla ludzi ważniejsze byłoby, gdyby ktoś przyjechał do Jedwabnego i tam zapłakał z Żydami - odpowiedziała mu Kazimiera Szczuka.
Goście Moniki Olejnik w Radiu ZET dyskutowali na temat pracy Jana Pawła II dotyczącej pojednania religii polskiej i żydowskiej. Jarosław Mikołajewski przypomniał, że dawniej w Kościele katolickim obecna była wręcz rytualna wrogość wobec Żydów. - Pamiętam relacje, kiedy rabini musieli się stawiać przed papieżem, a papież łaskawie ich kopał w pupę. Organizowane były specjalne msze dla Żydów, których oni musieli słuchać. Istnieją takie zabawne i tragiczne karykatury, kiedy Żydzi wkładają sobie do uszu woskowe korki, żeby nie słuchać kazań - mówił publicysta "Gazety Wyborczej".

Mikołajewski ocenił, że na tym tle "fakt wejścia papieża do synagogi był niezwykle ważny". - To był moment rewolucyjny. Uważam, że antysemityzm, który dziś widzimy wśród księży, nie jest tak potężny jak ten, który widzieliśmy w latach osiemdziesiątych. Wtedy księża protestowali przeciwko takiemu gestowi - mówił Mikołajewski, którego zdaniem papież wiele zmienił.

- Ale biskupów nie było w Jedwabnem w czasie przeprosin - powiedziała Monika Olejnik. - Oczywiście. Nie mówię, że nie istnieje antysemityzm lub że istnieje odwaga w przełamywaniu w stosunkach polsko-żydowskich - odpowiedział Mikołajewski.

Szczuka: W Jedwabnem byli dwaj księża - Boniecki i Lemański

W tym momencie do dyskusji włączył się Tomasz Terlikowski, który przypomniał, że polski Kościół również przeprosił za wydarzenia w Jedwabnem. - Przepraszał gdzie indziej - stwierdził, a ksiądz Kazimierz Sowa uściślił, że uroczystość odbyła się w Kościele Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim w Warszawie. Kazimiera Szczuka oceniła, że wejście papieża do synagogi było "przełomem w szerokim sensie", ale sprawa Jedwabnego pokazuje, że Kościół nie miał odwagi wziąć udziału w najciemniejszych wątkach relacji polsko-żydowskich. - To miało charakter polityczny i systemowy. To było bardzo bolesne. Byli tam księża Boniecki i Lemański - przypominała Szczuka.

- Dwaj księża, którzy dziś muszą milczeć - dodała Monika Olejnik. - Tak. Można by się upominać o więcej empatii wobec ofiar Holocaustu ze strony hierarchii kościelnej, powołując się również na to, że Jan Paweł II wszedł do synagogi, ale efekty w instytucji Kościoła nie przyszły w zadowalającym tempie - podsumowała Kazimiera Szczuka.

Terlikowski: "Episkopat też przeprosił"

Jej słowa wywołały ostrą reakcję Tomasza Terlikowskiego. - Trudno powiedzieć, że osobna uroczystość w Kościele, w obecności Episkopatu, to jest za mało. Episkopat przeprosił za te wydarzenia na osobnej uroczystości, a z punktu widzenia katolika przeprosiny Episkopatu są ważniejsze od przeprosin prezydenta Kwaśniewskiego - mówił naczelny Frondy.

Poparł go ksiądz Kazimierz Sowa, który dodał, że w otwartym niedawno muzeum w domu rodzinnym Karola Wojtyły "trzeba przejść przez sklep Bałamuta, rodziny żydowskiej, z którą mieszkali Wojtyłowie". - Ci chłopcy bawili się razem na ulicach - mówił Sowa. Jego zdaniem papież swoim życiem świadczył o bliskości z Żydami. - Jeżeli do tego dołożymy przełom w mentalności, który nastąpił między innymi dzięki takim gestom jak odwiedziny w rzymskiej synagodze, to zobaczymy, że dzisiaj dialog chrześcijańsko-żydowski jest na zupełnie innym poziomie - mówił dyrektor kanału Religia TV. - Nie można zrozumieć chrześcijaństwa, odrzucając judaizm - podsumował ks. Sowa.

Office 365 Small Business
Jedna licencja na 5 urządzeń Trwa promocja - zamów już dziś!
#
Reklama BusinessClick
Mikołajewski: "Gest papieża był wezwaniem do odwagi"

Jarosław Mikołajewski podjął próbę podsumowania dyskusji. Jego zdaniem należy rozdzielić poglądy Jana Pawła II, dla którego współistnienie z Żydami było "oczywiste jak powietrze, którym oddychał", ale zupełnie inaczej sprawy wyglądały w hierarchii Kościoła, która do dialogu ekumenicznego podchodziła z dużą rezerwą.

Z tej perspektywy ocenił, że gest papieża, który wszedł do synagogi, był wezwaniem do odwagi ze strony ludzi Kościoła. - Takiej odwagi, jaką reprezentuje ksiądz Lemański. Gest papieża był zbyt wielki, by ograniczać reakcje i percepcję tego gestu, czy Episkopat się wypowiedział, czy nie. To powinien być akt ciągłej, bezustannej solidarności z Żydami - stwierdził Mikołajewski, którego zdaniem tej postawy w Kościele brakuje.

Terlikowski: "Celem Kościoła nie jest solidarność z prześladowanymi"

Na słowa Mikołajewskiego zareagował Terlikowski. - Celem Kościoła nie jest okazywanie solidarności z prześladowanymi mniejszościami, tylko głoszenie Jezusa Chrystusa - wypalił, zastrzegając po chwili, że Kościół jednak powinien "być głosem sprzeciwu wobec prześladowań". - Nie gesty są ważne u Jana Pawła II, ale to, że był świadkiem Jezusa Chrystusa - stwierdził, przypominając, że Żydzi ostro protestowali przeciwko dokumentom wydawanym przez polskiego papieża, m.in. te dotyczące "jedynozbawczej roli Chrystusa", która zamykała Żydom drogę do Raju.

Do słów Terlikowskiego odniosła się Kazimiera Szczuka, która zauważyła, że w jego wypowiedzi "jest pewna sprzeczność". - Mówi pan o hierarchii i doktrynie. Tam nie ma tego, za co ludzie pokochali Jana Pawła II, czyli serca i ewangelicznej miłości. Dla pana ważniejsze jest to, że Episkopat urządził swoją uroczystość i tam przeprosił, we własnym gronie. Dla społeczności i ludzi ważniejsze byłoby, gdyby ktoś przyjechał do Jedwabnego i tam zapłakał z Żydami. Na tym polegał fenomen Jana Pawła II, że tak to działało - mówiła publicystka.

środa, 23 kwietnia 2014

Ruszają zdjęcia do "Czasu honoru". Cały sezon będzie o powstaniu warszawskim


mwi
23.04.2014 15:03
A A A Drukuj
Antoni Pawlicki (drugi z lewej)

Antoni Pawlicki (drugi z lewej) (Fot. mat. prasowe)

Niespełna tydzień do rozpoczęcia zdjęć do siódmego sezonu serialu TVP 2 - "Czasu honoru". Tym razem w całości poświęconego powstaniu warszawskiemu. W obsadzie znaleźli się m.in. Edyta Olszówka, Borys Szyc i Ireneusz Czop.
Warszawa, Milanówek, Dolny Śląsk, przeszło trzy miesiące zdjęć i powrót Antoniego Pawlickiego, którego bohater zginął w piątej serii. Akcja jednak z powrotem przeniesie się do czasów II wojny światowej, więc powrót uzasadniony. - W chronologii całego serialu stanowi powrót do wydarzeń wcześniejszych - donoszą twórcy.



Dobre i wreszcie polskie

"Czas honoru" to wciąż jeden z ciekawszych i niestety nielicznych polskich seriali ostatnich lat, który nieźle przyjęła branża i widzowie.

Zadebiutował w 2008 roku w TVP 2. Oglądalność każdego odcinka to średnio przeszło 2 mln widzów, produkcja zgarnęła też kilka nagród (m.in. przyznawane na WorldFest Independent Film Festival w Houston oraz New York Festivals). Ostatni sezon zebrał mieszane recenzje, co nie znaczy, że ekipa serialowa ma zamiar złożyć broń.

Powstańczy szlak, powstańcze losy

Co jeszcze nowego? W obsadzie - obok m.in. Jana Wieczorkowskiego, Jakuba Wesołowskiego, Macieja Zakościelnego, Magdaleny Różczki, Olgi Bołądź, Agnieszki Więdłochy czy Karoliny Gorczycy - pojawią się Borys Szyc, Edyta Olszówka i Ireneusz Czop.

TVP ujawnia, że tym razem opowieść będzie się toczyła wokół "powstańczego szlaku bojowego jednego oddziału", złożonego z bohaterów poprzednich sezonów i nowych postaci, "młodych ludzi z rozmaitych warszawskich środowisk". To o ich powstańczych losach opowie serial.



Tak to zapowiadają scenarzyści:

Ostatnie dni lipca 1944. Przez Warszawę ciągną kolumny niemieckich wojsk wycofywanych z frontu wschodniego. W mieście rośnie napięcie - sztabowcy Armii Krajowej debatują nad wybuchem powstania. W lokalach konspiracyjnych tysiące młodych ludzi czekają codziennie na decyzję.

(...) Janek, Bronek, Michał i Władek zostają przydzieleni do kompanii specjalnej, która w czasie Powstania ma stanowić osłonę Komendy Głównej. W oczekiwaniu na ogłoszenie godziny "W" dowódca kompanii, "Krawiec", nakazuje im odebranie pod Warszawą zrzutu specjalnego kuriera z instrukcjami od rządu londyńskiego. Do powstania przygotowuje się też niemiecka strona. Najlepiej zorientowany w przygotowaniach Polaków jest szef gestapo, Lars Rainer, z raportów jego agentów wynika, że wybuch Powstania jest kwestią najbliższych dni.

"Inżynier", przejęty przez oddział kurier, ma informacje, które będą miały wpływ na decyzję o rozpoczęciu Powstania. Jednak kiedy "Inżynier" dociera do Komendy Głównej, nikt nie chce go wysłuchać - decyzja o wybuchu Powstania zapadła nieodwołalnie
.

Emisja 12 nowych odcinków ma się odbyć jesienią tego roku. Autorami scenariusza są Jarosław Sokół i Ewa Wencel, reżyserią zajął się Jan Hryniak, twórca "Tricku" i "Trzeciego".


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

MON kupi najnowocześniejsze myśliwce świata

  • MON kupi najnowocześniejsze myśliwce świata

MON kupi najnowocześniejsze myśliwce świata. Resort obrony planuje zakup F-35, tak zwanych samolotów piątej generacji. Na razie szczegóły kontraktu są owiane tajemnicą.

F-35 /AFP

F-35
/AFP

Minister obrony Tomasz Siemoniak pytany o ten temat mówi niewiele. Zaznacza, że w tej chwili za wcześnie mówić o konkretach i wiążących decyzjach. Szef MON przypomniał w rozmowie z IAR, że wojsko planuje zakupy na wiele lat do przodu. Są rozważane różne kwestie, w tym myśliwce f-35. Nie oznacza to, że już zapadła decyzja w tej sprawie. 

Wiadomo za to, że nowoczesne F-35 miałyby zastąpić wysłużone Su-22 oraz Mig-29, których resursy również niedługo się skończą. Publicysta magazynu "Polska Zbrojna" Tadeusz Wróbel przewiduje, że nowych myśliwców trzeba będzie kupić co najmniej cztery eskadry, czyli ponad 60 maszyn. 

Reklama

Zdaniem Tadeusza Wróbla największym problemem myśliwców piątej generacji jest ich cena. Jeszcze niedawno za egzemplarz - bez systemu i uzbrojenia - trzeba było zapłacić 200 milionów dolarów. Teraz ceny trochę spadły. Producent przewiduje, że jeśli produkcja ruszy pełną parą, myśliwce jeszcze stanieją i będzie je można kupić po 80-90 milionów za sztukę. 

Do tego trzeba doliczyć koszty systemu, czyli wyszkolenie personelu latającego i obsługę techniczną, a także części zamienne i uzbrojenie. Eksperci szacują, że taki kontrakt pochłonie około dziecięciu miliardów dolarów. 

Myśliwce piątej generacji mogłyby się pojawić w Polsce w 2020 roku



Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/polska/news-mon-kupi-najnowoczesniejsze-mysliwce-swiata,nId,1413110?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox