poniedziałek, 23 czerwca 2014

10 typów kobiet, których lepiej unikać

Autor: Agata Wilska

Dziś przegląd skutecznych odstraszaczy. Czy obiektywny? Nie bardzo. Oparty na doświadczeniach własnych, ale przede wszystkim na doświadczeniach moich klientów.

Oto typy kobiet, z którymi lepiej się nie wiązać.

"Miłość jest ślepa". "To wszystko przez to początkowe zauroczenie". To autentyczne cytaty z mojej praktyki zawodowej. Zasłyszane oczywiście od pacjentów. Pacjentów, którym przyszło skonfrontować się z dysonansem pomiędzy szczęśliwym (czasem pozornie) początkiem znajomości, a ich późniejszym rozwojem.

Radosne początki

Wielu z nas jest zapewne zdania, że każdy początek miłosnej relacji jest fascynujący, a później puka do nas szara rzeczywistość. Innymi słowy – wychodzi szydło z worka. Następuje rozczarowanie. Oczywiście pojawia się pytanie, co to znaczy rozczarowanie i co to znaczy szydło z worka.

Jeśli rozczarowanie oznacza urealnianie się, czyli świadomość, że związek nie polega jedynie na spijaniu sobie z dzióbków, że partner czasem miewa humory i grypę, że bywa trudno i temperatura namiętności ulega zmianie -  to jest ono naturalne i rozwojowe. Jeśli owo szydło z worka to właśnie nastroje partnera, grypa czy spadek libido – to wszystko jest w najlepszym porządku.

Czasem jednak naszym szydłem z worka jest coś, co trudno akceptować, coś, co bardzo utrudnia nam wspólne życie, coś nad czym trudno przejść do porządku dziennego, coś, co nam szkodzi. Moi klienci często wydają się być zadziwieni tym, kim okazał się ich partner: "pijakiem", "psem na baby", "maminsynkiem" czy też "księżniczką", "desperatką", "zimną rybą".

Lekcje życia

Zdarzają się historie, którymi i ja bywam zadziwiona. To historie pt. "wydawał się takim miłym, spokojnym człowiekiem, a tu proszę". Naturalnie – to się zdarza. Bywa, że się mylimy, że to bolesne, zupełnie niezawinione przez nas życiowe lekcje. Ale mam wrażenie, że gros rozczarowań i cierpienia moglibyśmy uniknąć, wybierając odpowiedniego partnera. Gdybyśmy już na początku byli wrażliwi na niepokojące sygnały. Gdybyśmy ich nie ignorowali.

Pytam moich pacjentów. czy przed ślubem były oznaki, że będzie tak, jak się okazało. Wielu przyznaje, że owszem – były. Ale nie chcemy widzieć. Łudzimy się, że się zmieni, że czas pewne rzeczy zweryfikuje, że my przywykniemy.

Tylko żadna z tych rzeczy się nie zdarza. Stąd lista poniżej.

 

Czy każde z tych zachowań grozi klęską?

No, życie byłoby proste, gdyby świat emocji i relacji byłby łatwy do przewidzenia. Niestety, reguły te nie są aż tak oczywiste. Nie można nigdy nikomu powiedzieć: "Partner, który... (wstawić odpowiednie zachowanie) sprawi, że za rok... (wstaw, co się wydarzy)". Możemy mówić o prawdopodobieństwie (nawet wysokim), o ryzyku. I o takich ryzykownych symptomach dzisiaj w wersji dla panów.

Jakich kobiet unikać? Oto 10 typów:

  • Nielubiących mężczyzn

O mężczyznach wypowiada się z pogardą. Według niej są głupi, puści, niezadbani, nieporadni, słabi. Twierdzi, ze nie są jej potrzebni. Że są tylko balastem i problemem. Że nie dorastają kobietom do pięt. Słowa, jakich używa, są obraźliwe. Nie chcę się wdawać w dywagacje dotyczące podłoża takiego stanowiska. Jedno jest pewne – małe szanse, żeby którykolwiek mężczyzna był w stanie wyprowadzić taka panią z błędu. Szkoda życia.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poznaliście się w Sympatii Plus? Zgłoście się do konkursu!

Uważacie, że jesteście świetną parą i chcielibyście się tym pochwalić? Podzielcie się z nami Waszą historią - wygrajcie romantyczny weekend w zamku, profesjonalną sesję zdjęciową i elegancką biżuterię z diamentami!

Uwaga: Nagradzamy każdą parę, która zgłosi się do konkursu!

Czekamy na Was! Zobacz, jak się zgłosić>>


------------------------------------------------------------------------------------------

  • Niepoprawnych romantyczek

Dla takiej kobiety związek ma wyglądać tak jak na ukochanym filmie lub w ulubionej piosence. Życzy sobie kwiatów, kolacji przy świecach, romantycznych wycieczek, wieczorów pod gołym niebem, gorących wyznań, nieprzerwanych uniesień w sypialni, zachwytów nad jej urodą i umysłem. Kiedy zaczyna zauważać, że już nie mówisz tak często kocham, że już nie dzwonisz 10 razy dziennie – wpada w panikę lub rozpacz. Że już nie kochasz wcale, że się zmieniłeś, że miało być tak pięknie, że coś się wypaliło. Romantyzm jest przepiękny, ale jeśli oznacza ciągłe patrzenie sobie w oczy i brak akceptacji dla naturalnych procesów w związku – jest nie do zniesienia.

  • Księżniczek

Wymagająca. Oczekująca. Roszczeniowa. Życząca sobie. Ma mocno sprecyzowane zadania i warunki do zrealizowania. Przez ciebie oczywiście. Jest też jednak kapryśna, więc owe zadania mogą ulec zmianie. Często stroi fochy, obraża się. Manipulacje, jakie stosuje, są przeróżne. Ewidentnie szuka ideału. Nikt jej nie pasuje. Ty też będziesz zawsze nie dość. I będziesz musiał być w ciągłej gotowości. Potrzebne ci to?

  • Niepoprawnych flirciar

Lubi być w centrum zainteresowania. Lubi być obiektem męskiego pożądania. Czuje, że jest piękna i często to wykorzystuje. Uśmiechy, pocałunki rozdaje w dowolnej ilości. Gdyby zabrać jej urodę, piękne ciało lub widownię - "umarłaby" z rozpaczy. Przy takiej kobiecie będziesz zawsze czuł się spięty i niespokojny. Nigdy nie poczujesz, że tym jedynym jesteś właśnie ty.

  • Desperatek

Nigdy nie miała chłopaka. Albo wszystkie koleżanki mają już mężów. Bardziej zależy jej na określonym stanie cywilnym niż na tobie. Zrobi niemalże wszystko, żebyś ją chciał. Nie przebiera w  środkach – prosi, grozi, żąda. Dzwoni, nachodzi cię, zasypuje prezentami. Oplata cię jak bluszcz. Desperacja potrafi być naprawdę niebezpieczna.

  • Utrzymanek

Nigdy nie pracowała i nie pracuje. Ma za sobą kilka prób podjęcia pracy, ale wszystkie nieudane. W każdej pracy było coś nie tak – zbyt duże wymagania, zbyt małe wynagrodzenie, nieodpowiednie warunki pracy, niemiłe koleżanki. Od razu uderza z grubej rury, że praca jest nie dla niej. Lub deklaruje chęć do pracy, ale odpowiedniej, a takiej jeszcze nie znalazła. Jednocześnie lubi pieniądze. Interesują ją jedynie mężczyźni z wypchanym portfelem. Chętnie korzysta z dobrodziejstw sytuacji, w której mężczyzna jest ją w stanie utrzymać. Jest gotowa wiele takiemu zaoferować, na wiele się zgodzić, wiele poświęcić. Wszystko jest fajnie do momentu, kiedy ty będziesz musiał liczyć na pomoc i wsparcie.

  • Niedostępnych

To typ kobiety pt: "patrz na mnie, ale mnie nie dotykaj". Oczekuje podziwu, zachwytu, ale nie bliskości. Często mocno kontrolująca: siebie, siebie, otoczenie. Nierzadko perfekcjonistka i pedantka. Przy takiej kobiecie jest po prostu zimno.

  • Rządnych zmiany

Ledwie się znacie, a ona już wprowadza zmiany: w wystroju twojego mieszkania, w twoim ubiorze, w sposobie w jaki się wyrażasz, w twoim planie tygodnia. Nie myśl, że kiedykolwiek przystopuje. Jedna z moich klientek narzekała na narzeczonego. "Ale zamierza pani mimo wszystko wyjść za niego za mąż?" - zapytałam. "Oczywiście. Ja go zmienię. Mężczyzna zakochany dla swojej kobiety jest w stanie zrobić wszystko". "W porządku" - pomyślałam. Faktycznie kochający mężczyźni mogą wiele, ale zawsze rodzi mi się pytanie: czy taka kobieta chce właśnie tego mężczyzny? I dlaczego, skoro wszystko ma robić inaczej niż do tej pory. Taka kobieta wiąże się nie z mężczyzną z krwi i kości o określonej osobowości i przyzwyczajeniach, ale jakąś kukłą, którą można poustawiać po swojemu. Chcesz być plastelinową figurką?

  • Nadopiekuńczych

To typ kobiety matkującej. Zakłada ci czapkę, żebyś nie zmarzł. Co pół godziny pyta, czy nie jesteś głodny. Nawet jak nie jesteś – ona i tak ci zrobi ulubioną kanapeczkę. Tak na wszelki wypadek, gdybyś jednak nabrał ochoty. U znajomych mówi o tobie jakbyś miał 5 latek: "Mój kotek jest taki chorowity", "A wiecie co ostatnio zrobił Maciuś?", "Mój miś jest taki słodki"... Przy rodzinnym obiedzie każe ci wziąć tę część kurczaka, bo wygląda na smaczniejszą. Często się o ciebie martwi. Mniej w ciebie wierzy. Kobieta nadopiekuńcza w mojej ocenie kastruje mężczyznę. Potem często narzeka, że "w jej domu nie ma prawdziwego faceta". Mnie już robi się duszno.

  • Niepewnych i zakompleksionych

Ma bardzo niską samoocenę. Nie wierzy w siebie. Właściwie to myśli o sobie jak najgorzej. W swoich oczach jest brzydka, gruba, głupia i nieporadna. Wszystkiego się boi. Kobiet z problemem niskiego poczucia własnej wartości jest masa. Jednak większość z nich względnie sobie radzi. Lepiej lub gorzej, ale jednak funkcjonuje. Jednak bycie z kobietą o znacznie zaburzonej samoocenie może być trudne. Ryzyko uzależnienia się od ciebie, wymagania opieki to tylko część z trudności, jakie możesz napotkać.


Unikaj kobiet, przy których czujesz: że się boisz, że jesteś spięty, że jesteś zażenowany, że jest ci nudno, że się za bardzo starasz, że nie jesteś sobą, że się męczysz, że ci duszno, że czujesz się ograniczany...

Dalej wstaw te uczucia i stany, których chcesz unikać w relacji. Pamiętaj, że chodzi o proporcje i realną ocenę.

Jeśli nie chcesz się przy kobiecie nudzić, to jedna wspólna nudnawa niedziela nie musi być powodem rozstania. Pamiętaj również, że wiele z tych stanów w dużej mierze zależy również od ciebie. Powodem twojego spięcia nie musi być partnerka, ale coś "twojego" (kompleks, lęk).

Powyższe sugestie potraktuj jedynie jako wskazówkę, a nie jedynie słuszny drogowskaz czy wręcz pewnik. Powodzenia!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Agata Wilska - to psycholog, mediator. Prowadzi indywidualną pomoc psychologiczną i psychoterapię, grupy wsparcia oraz warsztaty rozwoju osobistego. Z zamiłowania radiowiec. Jako konsultant współpracuje z kilkoma rozgłośniami w kraju oraz prowadzi własny Magazyn Psychologiczny "Ego Psychologii".

sobota, 21 czerwca 2014

Lolo Jones: dziewictwo stracę dopiero po ślubie!


Lolo Jones nie zo­sta­nie już naj­bar­dziej uty­tu­ło­wa­ną lek­ko­atlet­ką w hi­sto­rii ame­ry­kań­skie­go spor­tu, ale pod wzglę­dem roz­po­zna­wal­no­ści i uwagi, którą po­świę­ca­ją jej media, mało która ko­le­żan­ka po fachu może się z nią rów­nać.

Lolo Jones Foto: JOHN MACDOUGALL / AFP

Dwu­krot­na ha­lo­wa mi­strzy­ni świa­ta była naj­więk­szą gwiaz­dą mi­tyn­gu Byd­goszcz Cup. Po zwy­cię­skim biegu uro­dzi­wa płot­kar­ka i... bob­sle­ist­ka opo­wie­dzia­ła nam o pla­nach wy­stę­pu na swo­ich czwar­tych i pią­tych igrzy­skach, re­ak­cji na kry­ty­kę za­zdro­śni­ków, za­cho­wy­wa­niu dzie­wic­twa do ślubu i... roz­bie­ra­nej sesji.

REKLAMA

Ostat­nio czę­ściej niż na bież­ni oglą­da­li­śmy panią na to­rach bob­sle­jo­wych. Pod­czas igrzysk olim­pij­skich w Soczi za­ję­ła pani 11. lo­ka­tę. To za­do­wa­la­ją­cy re­zul­tat?

Lolo Jones: Je­stem tro­chę roz­cza­ro­wa­na. Moja pi­lot­ka z dwój­ki Ja­zmi­ne Fen­la­tor ro­bi­ła wszyst­ko, co było w jej mocy, by osią­gnąć jak naj­lep­szy wynik w pierw­szych dla niej igrzy­skach. Dla mnie igrzy­ska olim­pij­skie nie są ni­czym nowym, Ja­zmi­ne z kolei była no­wi­cju­szem na tak wiel­kiej im­pre­zie. Po­mi­ja­jąc wynik, cią­ży­ła na niej duża pre­sja, przede wszyst­kim dla­te­go, że była w parze wła­śnie ze mną. Dla mnie za­szczy­tem był fakt zna­le­zie­nia się w wą­skim gro­nie spor­tow­ców, któ­rzy wzię­li udział w za­rów­no let­nich, jak i zi­mo­wych igrzy­skach. Oczy­wi­ście jest mi tro­chę żal, że z Ja­zmi­ne nie po­wal­czy­ły­śmy o medal.

Pani start w igrzy­skach wią­zał się ze spo­ry­mi kon­tro­wer­sja­mi. Mó­wio­no, że de­cy­do­wa­ły wzglę­dy re­kla­mo­we, a nie spor­to­we. Było w tym tro­chę racji?

- Nie! Kry­ty­ko­wa­ły mnie tak na­praw­dę dwie dziew­czy­ny, które nie do­sta­ły się do dru­ży­ny – Emily Aze­ve­do i Katie Eber­ling. W rze­czy­wi­sto­ści przy­krych słów nie szczę­dzi­ły mi osoby, któ­rych miej­sce za­ję­łam i dzię­ki temu po­je­cha­łam do Soczi. W ry­wa­li­za­cji za­wsze są dwie drogi: można być lep­szym lub prze­grać i po­gra­tu­lo­wać zwy­cię­stwa temu, który cię po­ko­nał. Ja oka­za­łam się lep­sza we wszyst­kich star­tach i przed­olim­pij­skich te­stach. By­ły­śmy bli­sko sie­bie, róż­ni­ca oka­za­ła się nie­wiel­ka, ale ko­niec koń­ców to ja wy­szłam z tej walki zwy­cię­sko. A one, za­miast po­dzię­ko­wać za ry­wa­li­za­cję i za­cho­wać się z klasą, za­czę­ły mnie ata­ko­wać. Kry­ty­ko­wa­li mnie też pewni za­wod­ni­cy, któ­rzy rów­nież nie za­kwa­li­fi­ko­wa­li się do dru­ży­ny i spo­ty­ka­li się z tymi dwie­ma dziew­czy­na­mi! Naj­waż­niej­sze jest jed­nak to, że po­zo­sta­li człon­ko­wie ze­spo­łu, w tym póź­niej­si me­da­li­ści, chcie­li, abym była z nimi. Wie­dzie­li, że je­stem naj­lep­szą kan­dy­dat­ką do wy­jaz­du na igrzy­ska. To przy­kre, że w me­diach w ogóle się o tym nie mó­wi­ło.

Kto prze­ko­nał panią do bob­sle­jów?

- Elana Mey­ers, która w Soczi zdo­by­ła dla USA olim­pij­skie sre­bro w dwój­kach, za­pro­po­no­wa­ła mi, abym spró­bo­wa­ła swo­ich sił w tej dys­cy­pli­nie. Temat po­ja­wił się po raz pierw­szy już kilka lat temu. Wtedy jed­nak byłam sku­pio­na na lek­ko­atle­ty­ce i przy­go­to­wa­niach do do­ce­lo­wej im­pre­zy – igrzysk w Lon­dy­nie. Obie­ca­łam jej wów­czas, że do­łą­czę do dru­ży­ny póź­niej. I tak też się stało.

Myśli już pani o wy­stę­pie w ko­lej­nych zi­mo­wych igrzy­skach – w Py­eong­chang w 2018 roku?

- Start w Korei jest jak naj­bar­dziej moż­li­wy. Byłam już wie­lo­krot­nie na­ma­wia­na, by nie koń­czyć ka­rie­ry w bob­sle­jach. Wszy­scy ro­zu­mie­ją jed­nak, że obec­nie sku­piam się głów­nie na lek­ko­atle­ty­ce i bie­ga­niu przez płot­ki, dla­te­go nie na­ci­ska­ją. Nie­wy­klu­czo­ne, że na razie będę po pro­stu wy­ko­ny­wa­ła plan tre­nin­go­wy i brała udział w za­wo­dach je­dy­nie w okre­ślo­nym za­kre­sie. Oczy­wi­ście ko­cham bob­sle­je, ale w ich przy­pad­ku zda­rzyć może się wszyst­ko. Dziś moim głów­nym celem jest start w Rio de Ja­ne­iro.

Miała już pani dwie szan­se na zdo­by­cie olim­pij­skie­go krąż­ka w płot­kach. Do trzech razy sztu­ka?

- Nie ukry­wam, że liczę na zdo­by­cie upra­gnio­ne­go me­da­lu olim­pij­skie­go. Pró­bo­wa­łam na różne spo­so­by – dwu­krot­nie latem i raz zimą. Do tej pory jed­nak nie udało mi się speł­nić ma­rze­nia, jakim jest wej­ście na po­dium igrzysk, naj­le­piej na naj­wyż­szy sto­pień. W Bra­zy­lii chcia­ła­bym to zmie­nić.

Ma pani wciąż z tyłu głowy fe­ral­ny bieg fi­na­ło­wy z Pe­ki­nu, w któ­rym po­tknę­ła się pani o przed­ostat­ni pło­tek i stra­ci­ła pewne – wy­da­wa­ło­by się – złoto?

- Na­praw­dę rzad­ko zda­rza się, by za­wod­nik po­tknął się o pło­tek i nie sądzę, aby tam­ten przy­pa­dek wpły­nął na moją pod­świa­do­mość i spo­wo­do­wał obawę przy po­ko­ny­wa­niu prze­szkód w ko­lej­nych bie­gach. Szan­sa na olim­pij­ski krą­żek zda­rza się jed­nak tylko raz na czte­ry lata i chyba wła­śnie zmar­no­wa­nie tak nie­po­wta­rzal­nej oka­zji fru­stru­je mnie bar­dziej niż sam fakt zde­rze­nia z płot­kiem.

Stać panią jesz­cze na po­pra­wie­nie re­kor­du ży­cio­we­go, który od 2008 roku wy­no­si 12.43 se­kun­dy?

- Już w ubie­głym roku było bli­sko – za­bra­kło 0.07 se­kun­dy – lecz ry­wa­li­za­cję na bież­ni za­koń­czy­łam sto­sun­ko­wo wcze­śnie z po­wo­du przy­go­to­wań do igrzysk w Soczi. Wpraw­dzie nie jest teraz łatwo po­now­nie po­ja­wić się na tar­ta­nie, pre­zen­tu­jąc dobrą formę, lecz wszyst­ko po­wo­li wraca do normy. Czuję się w pełni przy­go­to­wa­na do no­we­go se­zo­nu i sama je­stem cie­ka­wa, na ile bę­dzie mnie w tym roku stać.

W śro­do­wi­sku spor­to­wym wzbu­dza pani spore emo­cje. Nie­któ­rzy za­rzu­ca­ją pani zbyt dużą ob­rot­ność w kwe­stiach mar­ke­tin­go­wych.

- Nie muszę ni­cze­go udo­wad­niać. To do mnie na­le­ży ha­lo­wy re­kord Sta­nów Zjed­no­czo­nych na 60 me­trów przez płot­ki (7,72 z 2010 roku, trze­ci re­zul­tat w hi­sto­rii lek­ko­atle­ty­ki – przyp. red.), je­stem pierw­szą ko­bie­tą, któ­rej udało się obro­nić tytuł ha­lo­wej mi­strzy­ni świa­ta na tym dy­stan­sie i jedną z bar­dzo nie­wie­lu, które po­je­cha­ły na let­nie i zi­mo­we igrzy­ska. Nie­któ­rzy mi po pro­stu za­zdrosz­czą. Ow­szem, je­stem atrak­cyj­na na rynku re­kla­mo­wym, ale uwa­żam, że każdy spor­to­wiec po­wi­nien umieć się sprze­dać! To jest jed­no­cze­śnie nasza praca – w końcu po­trze­bu­je­my wspar­cia i mu­si­my przy­ku­wać uwagę po­ten­cjal­nych spon­so­rów. Jeśli tego nie ro­zu­miesz, nie wy­ko­nu­jesz do­brze swo­jej pracy. Oczy­wi­ście, je­stem przede wszyst­kim spor­tow­cem, ale z dru­giej stro­ny muszę też za­dbać o to, co nie do­ty­czy bież­ni w spo­sób bez­po­śred­ni. Sama sta­ram się do­ra­dzać za­wod­ni­kom, któ­rzy nie do końca od­naj­du­ją się w re­aliach mar­ke­tin­gu, któ­rzy mają pro­blem z za­cho­wa­niem ba­lan­su po­mię­dzy spor­tem a biz­ne­sem. Wy­star­czy spoj­rzeć na tych naj­lep­szych i naj­bar­dziej zna­nych spor­tow­ców – Ko­be­go Bry­an­ta, Cri­stia­no Ro­nal­do, Mi­cha­ela Phelp­sa. Ich dzia­łal­ność to esen­cja ro­zu­mie­nia biz­ne­su w do­brym tego słowa zna­cze­niu. To już nie są zwy­czaj­ni spor­tow­cy, tylko pro­duk­ty mar­ke­tin­go­we. Sta­ra­ją się być ak­tyw­ni w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych i mają me­ne­dże­rów od­po­wia­da­ją­cych za spra­wy zwią­za­ne z mar­ke­tin­giem. Każdy za­wo­do­wiec po­wi­nien iść tym tro­pem, jeśli chce prze­trwać w dzi­siej­szych re­aliach. Bycie me­dial­nym po pro­stu za­pew­nia byt.

Wła­śnie z mar­ke­tin­giem wiąże pani swoją przy­szłość?

- Ra­czej z te­le­wi­zją. Wy­da­je mi się, że jako były spor­to­wiec mia­ła­bym do po­wie­dze­nia kilka faj­nych rze­czy przed ka­me­rą. Nie­mniej ni­cze­go jesz­cze szcze­gó­ło­wo nie pla­no­wa­łam.

Licz­ne kon­trak­ty re­kla­mo­we to jed­nak nie wszyst­ko. Po­zo­wa­ła pani także nago dla ESPN The Ma­ga­zi­ne Body Issue, po­dob­nie jak pol­ska te­ni­sist­ka Agniesz­ka Ra­dwań­ska. Obie zo­sta­ły­ście za to mocno skry­ty­ko­wa­ne, choć­by dla­te­go, że na co dzień opo­wia­da­cie się za kon­ser­wa­tyw­ny­mi war­to­ścia­mi.

- Ko­bie­ty za­wsze na­ra­żo­ne są na więk­szą kry­ty­kę niż męż­czyź­ni. Kiedy Ryan Hall, ame­ry­kań­ski re­kor­dzi­sta w pół­ma­ra­to­nie, rów­nież kon­ser­wa­tyw­ny i re­li­gij­ny, zde­cy­do­wał się na taką samą sesję dla ma­ga­zy­nu ESPN, nikt go nie kry­ty­ko­wał. Lu­dzie, wi­dząc zdję­cia na­gie­go Ryana bie­gną­ce­go przez las, re­ago­wa­li bar­dzo en­tu­zja­stycz­nie. To praw­dzi­wa sztu­ka! Widok jego pra­cu­ją­cych w trak­cie ruchu mię­śni jest nie­sa­mo­wi­ty – za­chwy­ca­li się. Ryan nie spo­tkał się z ne­ga­tyw­nym od­bio­rem tylko dla­te­go, że jest męż­czy­zną. Jeśli na taki krok de­cy­du­je się jed­nak ko­bie­ta, sły­szy od razu, że jej zdję­cia ocie­ka­ją sek­sem, że nie może być praw­dzi­wą chrze­ści­jan­ką. To nie­do­rzecz­ne, po­nie­waż mu­si­my pa­mię­tać, że Bóg stwo­rzył nas na­gich. Lu­dzie nie­ste­ty robią z tego pro­blem, ina­czej trak­tu­jąc ko­bie­ty.

Co do ko­biet i męż­czyzn – dwa lata temu ogło­si­ła pani, że ze wzglę­du na chrze­ści­jań­skie prze­ko­na­nia za­cho­wa czy­stość aż do za­mąż­pój­ścia. Czy zna­la­zła już pani od­po­wied­nie­go kan­dy­da­ta?

- Nie­ste­ty, nadal nie spo­tka­łam przy­szłe­go męża. Gdyby tak się stało, praw­do­po­dob­nie od razu za­czę­ła­bym umiesz­czać nasze wspól­ne zdję­cia na In­sta­gra­mie. Przy za­wo­do­wym upra­wia­niu dwóch dys­cy­plin jed­no­cze­śnie spo­tka­nie tej wła­ści­wej osoby jest na­praw­dę trud­ne. Nie mam czasu na życie pry­wat­ne, a już na pewno nie na rand­ki. Brak wła­ści­we­go kan­dy­da­ta nie zmie­nił jed­nak mo­je­go świa­to­po­glą­du. Nie mam in­ne­go zda­nia co do słusz­no­ści za­cho­wa­nia dzie­wic­twa dla tego je­dy­ne­go. Po tylu la­tach cze­ka­nia by­ła­bym głu­pia, gdy­bym nagle ode­szła od wła­snych zasad. Poza tym czuję, że już nie­dłu­go wszyst­ko może się zmie­nić!

***

Lori Lolo Jones

Uro­dzi­ła się 5 sierp­nia 1982 roku. Ha­lo­wa mi­strzy­ni świa­ta (2008, 2010) w biegu na 60 me­trów przez płot­ki, dwu­krot­na fi­na­list­ka igrzysk olim­pij­skich (2008, 2012) na 100 me­trów ppł.

W Pe­ki­nie mknę­ła do mety po złoto, ale po­tknę­ła się na przed­ostat­niej prze­szko­dzie i za­ję­ła 7. lo­ka­tę. W Lon­dy­nie była 4. Na trze­cie igrzy­ska po­je­cha­ła do... Soczi, gdzie w bob­sle­jo­wej dwój­ce ukoń­czy­ła ry­wa­li­za­cję na 11. po­zy­cji.

Tekst po­cho­dzi z "Ty­go­dnia Prze­glą­du Spor­to­we­go"

niedziela, 15 czerwca 2014

Shogun

​​

"Shogun": Richard Chamberlain przyznał, że jest homoseksualistą. Dziś jednak żałuje...

Piątek, 13 czerwca (09:54)
Więcej na temat: Chamberlain Richard, shogun

Lata temu widzowie kibicowali Richardowi Chamberlainowi, jako początkującemu medykowi. Przeżywali perypetie angielskiego rozbitka, który trafił do feudalnej Japonii. Teraz możemy sobie przypomnieć przygody dzielnego „Shoguna".

Zdjęcie

Richard Chamberlain /AKPA

Richard Chamberlain
/AKPA

Wychowywał się wprawdzie w dzielnicy będącej synonimem sukcesu - Beverly Hills. Jednak Richard Chamberlein nie pochodził z bogatej rodziny. Dorastał w przyczepie kempingowej, a jego ojciec był alkoholikiem terroryzującym rodzinę.

Reklama

U Hitchcocka

To nie przeszkodziło mu jednak w realizacji marzeń. Karierę aktorską zaczął od epizodów w kultowym cyklu "Alfred Hitchcock Przedstawia"(1959). Pierwszą poważniejszą rolę zagrał w 1960 r. w "The Secret of the Purple Reef" u boku Petera Falka.

Zdobył serca widzów

Przełom nastąpił rok później, kiedy otrzymał tytułową rolę w serialu "Doktor Kildare", którego grał przez kolejne sześć lat. Ta produkcja zapoczątkowała modę na serialowe tasiemce. Po "Kildarze" zapanowała prawdziwa moda na Richarda Chamberlaina, w którym widzowie chcieli widzieć wrażliwego romantyka łamiącego serca kobiet.

Własną drogą

Zaczął być zasypywany propozycjami. Jednak zamiast iść utartą ścieżką i grać podobne do siebie postaci na ponad sześć lat wyjechał do Anglii, gdzie grał w teatrze. Wybierał zróżnicowane role. W komedii "Wariatka z Chaillot" (1969) partnerował Katharine Hepburn, w dramacie biograficznym "Kochankowie muzyki" (1971) wcielił się w Piotra Czajkowskiego. Nie gardził też kinem rozrywkowym i w "Trzech muszkieterach" (1973) zagrał Aramisa, by powtórzyć tę rolę w 1974 roku w "Czterech muszkieterach".

Zdjęcie

Richard Chamberlain i Yoko Shimada w serialu "Shogun" /AKPA

Richard Chamberlain i Yoko Shimada w serialu "Shogun"
/AKPA

Król miniseriali

Został ochrzczony mianem króla seriali. Wszystko za sprawą "Shoguna", w którym zagrał Johna Blackthorne'a, nawigatora na angielskim okręcie, który rozbił się u brzegów feudalnej Japonii. Choć od produkcji upłynęły 34 lata, "Shogun" do dziś jest jednym z najlepiej ocenianych miniseriali w historii światowej telewizji. Kiedy w latach 80. po raz pierwszy był emitowany w Polsce, pustoszały ulice. Wszyscy z wypiekami na twarzy śledzili losy rozbitka. Następnym sukcesem aktora były "Ptaki ciernistych krzewów" (1983), gdzie zagrał ojca Ralpha de Bricassart przeżywającego zakazaną miłość. Ten serial z Chamberlaina uczynił gwiazdę pierwszej wielkości. W 1996 nakręcono sequel "Ptaki ciernistych krzewów: Stracone lata", który nie powtórzył jednak sukcesu sprzed lat.

Wyznał, dziś żałuje

Do gwiazdora wzdychały tysiące fanek, ale on nie związał się z żadną kobietą. W 2003 roku przyznał, że jest homoseksualistą. Dziś jednak żałuje tamtej szczerości. - Radzę aktorom, którzy grają amantów, nie przyznawajcie się do homoseksualizmu! To zniszczy wam karierę. Jednak 80-letni Chamberlain nadal gra. Jego ostatnia produkcja - dramat "The Haunted Secret" czeka na premierę.

Zdjęcie

Okręt Johna Blackthorne'a rozbija się u wybrzeży Japonii. Angielski nawigator zostaje uwikłany w polityczne rozgrywki na szczytach władzy /AKPA

Okręt Johna Blackthorne'a rozbija się u wybrzeży Japonii. Angielski nawigator zostaje uwikłany w polityczne rozgrywki na szczytach władzy
/AKP


Czytaj więcej na http://www.swiatseriali.pl/seriale/kultowe-seriale-667/news-shogun-richard-chamberlain-przyznal-ze-jest-homoseksualista-,nId,1441677?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox#