niedziela, 19 października 2014

Kolorowe sweterki Czarzastego

<div dir="ltr"><div class="gmail_default" style="font-family: verdana,
sans-serif; font-size: small;"><h1 class="" style="margin: 0px 0px
7px; padding: 0px; font-size: 38px; font-weight: normal; line-height:
40px; font-family: franklin_gothic_fs_cdbold, Arial, sans-serif;
color: rgb(30, 30, 30);"><br></h1><div id="gazeta_article_author"
style="margin: 3px 0px 7px; padding: 0px; font-size: 12px;
line-height: 24px; color: rgb(102, 102, 102); float: none;
font-weight: bold; font-family: Arial, sans-serif; display:
inline;">Agata Nowakowska, Dominika Wielowieyska</div><span
style="color: rgb(30, 30, 30); font-family: Arial, sans-serif;
font-size: 12px; line-height: 16px;">&nbsp;</span><div
id="gazeta_article_date" style="margin: 3px 0px 7px 8px; padding: 0px
0px 0px 8px; font-size: 12px; line-height: 24px; color: rgb(102, 102,
102); float: none; font-family: Arial, sans-serif; display: inline;
border-left-width: 1px; border-left-style: solid; border-left-color:
rgb(234, 234, 234);">13.08.2013 , aktualizacja: 13.08.2013
18:30</div><span style="color: rgb(30, 30, 30); font-family: Arial,
sans-serif; font-size: 12px; line-height: 16px;"></span><div
id="gazeta_article_tools" style="margin: 0px 0px 7px; padding: 0px;
float: right; font-family: Arial, sans-serif; color: rgb(30, 30, 30);
font-size: 12px; line-height: 16px;"><a class="" data-size="small"
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,133665,14435898,Kolorowe_sweterki_Czarzastego.html#"
style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent; font-weight: bold; font-size:
11px;">A</a>&nbsp;<a class="" data-size="normal"
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,133665,14435898,Kolorowe_sweterki_Czarzastego.html#"
style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent; font-weight: bold; font-size:
14px;">A</a>&nbsp;<a class="" data-size="big"
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,133665,14435898,Kolorowe_sweterki_Czarzastego.html#"
style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent; font-weight: bold; font-size:
16px;">A</a>&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/2029020,133665,14435898.html"
data-height="600" data-width="960" class="" title="Drukuj"
alt="Drukuj" rel="nofollow" style="color: rgb(176, 1, 38);
text-decoration: none; border-bottom-width: 1px; border-bottom-style:
solid; border-bottom-color: transparent; background-image:
url(http://bi.gazeta.pl/i/obrazki/lego/5/gazeta_article_sprite-1.73sst.png);
display: inline-block; padding-left: 13px; margin-left: 4px;
text-indent: -9999px; background-repeat: no-repeat
no-repeat;">Drukuj</a></div><div id="gazeta_article_image"
style="margin: 7px 0px 10px; padding: 0px; clear: both; overflow:
hidden; color: rgb(255, 255, 255); font-family: Arial, sans-serif;
font-size: 12px; line-height: 16px;"><div style="margin: 0px; padding:
0px; float: left;"><img border="0"
src="http://bi.gazeta.pl/im/22/45/dc/z14435618Q.jpg" title="" alt=""
style="border: 0px; display: block;"><p class="" style="margin: 0px;
padding: 3px; line-height: normal; color: rgb(238, 238, 238);
overflow: hidden; zoom: 1; background-color: rgb(51, 51, 51);"><span
style="font-size: 11px; color: rgb(135, 135, 135); margin-top: 2px;
overflow: hidden; zoom: 1;">Fot . Sławomir Kamiński/Agencja
Gazeta</span></p></div></div><div id="gazeta_article_lead"
style="margin: 10px 0px 14px; padding: 0px; clear: both; font-size:
16px; font-weight: bold; line-height: 24px; color: rgb(29, 29, 29);
font-family: Arial, sans-serif;">Sprawny menedżer i zamożny polityk.
Nawet partyjni koledzy mówią o nim: największy cynik w polskiej
polityce</div><div id="gazeta_article_body" style="margin: 0px 0px
20px; padding: 0px; font-size: 16px; line-height: 24px; clear: both;
color: rgb(30, 30, 30); font-family: Arial, sans-serif;"><div id="art"
style="margin: 0px; padding: 0px; font-size: 14px; line-height:
22px;"><div id="art2" style="margin: 0px; padding: 0px;"><section
id="padlock_intro_wrap" class="" style="display: block; margin-right:
0px; margin-bottom: 0px; margin-left: 0px; padding: 10px; zoom: 1;
text-align: center; font-size: 16px; margin-top: 0px !important;
border: 0px none !important;"><div class="" style="margin: 0px;
padding: 0px; background-image:
url(http://bi.gazeta.pl/i/obrazki/piano5/v10/padlock_wrap_bottom.png);
background-color: transparent; height: 58px; background-repeat:
no-repeat no-repeat;"><img id="padlock_intro_img_top"
src="http://bi.gazeta.pl/i/obrazki/piano5/v10/padlock_opened.png"
alt="Artykuł otwarty" title="Artykuł otwarty" style="border: 0px;
width: 36px; height: 36px; margin: 10px;"></div></section><div
id="artykul" style="margin: 0px; padding: 0px; font-size: 16px;
overflow: hidden;">Nie ma prawa jazdy ani karty kredytowej, z
komputerem jest na bakier. Nie lubi latać samolotem, ale z zamiłowania
jest ornitologiem.&nbsp;<br style=""><br style="">- Chłopi z
urodzenia, a ja pochodzę spod Przasnysza, są stabilni w uczuciach - to
chyba jedyne wyznanie Włodzimierza Czarzastego dotyczące pochodzenia
("Polityka"). Ojciec, kierownik budów, wywodzi się z Łagun pod
Przasnyszem.<br style=""><br style="">Włodzimierz Czarzasty skończył
dziennikarstwo i nauki polityczne na UW, był wiceszefem ZSP, zwanego
Zsypem, organizacji studenckiej koncesjonowanej przez władze PRL. I
dyrektorem Akademickiego Biura Kultury i Sztuki "Alma Art", które
prowadziło kluby studenckie (Hybrydy, Stodołę), organizowało festiwale
(np. Famę).<br style=""><br style="">W połowie lat 80. z
przyjacielem&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/1,76842,12007639,Robert_Kwiatkowski_porzuca_SLD_dla_Palikota.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">Robertem Kwiatkowskim</a>,
późniejszym prezesem TVP, wstępują do PZPR. Mówił o tym z wdziękiem:
''W tamtym czasie miałem w sobie pewną dawkę oportunizmu. Na szczęście
przeszło mi to razem z wiekiem''.<br style=""><br style="">Po 1989 r.
szybko dostosowuje się do nowej sytuacji. Andrzej Długosz, wówczas
działacz NZS: - Włodek, proponując nam połączenie z ZSP, powiedział:
"Wy macie wiarygodność, a my pieniądze". Ale nie zgodziliśmy się.<br
style=""><br style="">Zanim obecny szef&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/1,76842,9480384,Konserwatywno_liberalno_ludowo_lewicowa_Ordynacka.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">Stowarzyszenia Ordynacka</a>&nbsp;i
mazowieckiego SLD wziął się do polityki, postanowił trochę zarobić. W
1990 r. został współwłaścicielem i prezesem wydawnictwa Muza (był nim
do 2000 r.); do jego założycieli należała spółka Transakcja zajmująca
się inwestowaniem pieniędzy po PZPR. Muza zasłynęła z wydawania jego
ulubionej literatury iberoamerykańskiej. Dziś jest notowana na
giełdzie, w jej zarządzie zasiada żona Czarzastego Małgorzata; ma 16
proc. akcji.<br style=""><br style="">Później kupił 50 proc.&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/wyborcza.biz/biznes/1,101562,10171746,Grupa_Empik_kupila_wydawnictwo_WAB.html%20target="
_blank"="" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">wydawnictwa Wilga</a>, na stronach
SLD chwali się, że zwiększył dwukrotnie jego obroty w latach
2006-11.<br style=""><br style=""><span class="" style="font-size:
18px;"><b style="">Od Rywina do Spały</b></span>&nbsp;<br style=""><br
style="">W 1995 r. zostaje szefem rady nadzorczej Polskiego Radia.
Bierze w Sejmie udział w medialnych operatywkach z udziałem lidera SLD
Leszka Millera. - Radziliśmy, jak robić propagandę. Socjotechnicznie
oni są najlepsi w Polsce - powiedział "Gazecie" b. naczelny "Trybuny"
Janusz Rolicki. Zainteresowani zaprzeczali.<br style=""><br
style="">Rolicki się śmieje: - Pamiętam, jak szef telewizyjnej Jedynki
Sławomir Zieliński mówił, że mu niezręcznie spotykać się w Sejmie,
proponował przenieść sztab w mniej widoczne miejsce. A Czarzasty,
zdybany przez dziennikarzy pod gabinetem Millera, twierdził, że
przyszedł do ubikacji, bo w Sejmie są tylko dwie kabiny.<br
style=""><br style="">Wielka polityka w życiu Czarzastego zaczyna się
w 2000 r., gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski powołuje go do
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jako jej sekretarz staje się tam
głównym rozgrywającym. I jednym z bohaterów afery Rywina.<br
style=""><br style=""><p class="" style="margin: 0px; padding: 3px
10px; color: rgb(102, 102, 102); background-color: rgb(240, 240, 240);
overflow: hidden; zoom: 1;">Powrót do przeszłości:&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/1,76842,11491427,Idzie_nowe_w_SLD__Nie__stare__I_na_dodatek_brzydkie.html"
style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">''Idzie nowe w SLD? Nie, stare. I
na dodatek brzydkie''</a></p><br style=""><iframe width="620"
height="349" src="http://www.youtube.com/embed/P5MUXHPn7PY"
frameborder="0" allowfullscreen="" style=""></iframe><i
style="">Robert Winnicki i Włodzimierz Czarzasty spierają się o gen.
Jaruzelskiego</i><br style=""><br style="">Po zakończeniu prac komisji
śledczej Sejm przyjął sprawozdanie, wedle którego należał wraz ze
swoim przyjacielem Robertem Kwiatkowskim do "grupy trzymającej
władzę". Grupa ta posłała Lwa Rywina do Agory z propozycją łapówki w
zamian za korzystne przepisy w ustawie medialnej. Jednak prokuratura
nie postawiła Czarzastemu żadnych zarzutów, a sąd, skazując Rywina,
orzekł, że GTW wprawdzie istniała, ale nie da się ustalić jej
składu.<br style=""><br style="">Za sfałszowanie ustawy medialnej
dostała wyrok&nbsp;<a
href="http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,5809113,TVP_INFO__Sokolowska_zmarla_w_mieszkaniu_Czarzastego_.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">Janina Sokołowska</a>,
współpracownica Czarzastego. - Sokołowska, prawniczka KRRiT, została
skazana za niedopuszczalną ingerencję w treść rządowego projektu. Sąd
otwarcie zasugerował, że rzeczywistym sprawcą tej poprawki jest
Czarzasty - mówił ''Gazecie'' szef komisji rywinowskiej Tomasz
Nałęcz.<br style=""><br style="">Właściciele lokalnych stacji
radiowych skarżyli się przed komisją śledczą, że Czarzasty nadużywa
władzy: sugerował, komu mają sprzedać udziały, zakazywał sprzedania
ich radiostacji Agorze. Groził, że inaczej nie dostaną koncesji. Tak
relacjonowali swoje rozmowy z Czarzastym Maciej Strzelecki z Twojego
Radia Wałbrzych, Grzegorz Pęzioł z Radia Klakson i Kazimierz Gródek,
prawnik RMF FM.<br style=""><br style="">Pęzioł nie posłuchał i
sprzedał radio Agorze. Wkrótce straciło koncesję. Potem sąd uznał, że
ta decyzja Krajowej Rady była bezprawna.<br style=""><br
style="">Radiowcy skierowali sprawę nadużyć Czarzastego do
prokuratury, która śledztwo umorzyła. Sekretarz odrzucał oskarżenia
jako fałszywe, twierdził, że zabiegał jedynie o pluralizm na rynku
mediów. Po aferze prezydent Kwaśniewski zażądał, by ustąpił z Krajowej
Rady. Czarzasty odmówił.<br style=""><br style="">Po aferze Rywina
wycofał się jednak z życia politycznego. Na pytanie, gdzie jest
Czarzasty, politycy SLD odpowiadali: "Włodek siedzi w Spale". Doglądał
tam swojego czterogwiazdkowego hotelu Mościcki. Zarządzał też motelem
U Pirata koło Węgorzewa na Mazurach i wydawnictwem Wilga.<br
style=""><br style=""><span class="" style="font-size: 18px;"><b
style="">Powrót do Millera</b></span>&nbsp;<br style=""><br style="">W
2006 r., po długiej kwarantannie, zapisał się do SLD. Dwa lata później
chciał kandydować na szefa regionu, ale wycięli go ludzie ówczesnego
szefa Sojuszu&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/wyborcza.pl/1,76842,10440787,Olejniczak__Jestem_w_szoku.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">Wojciecha Olejniczaka</a>. Dlatego
w walce o przywództwo partii poparł jego rywala - Grzegorza
Napieralskiego. Czarzasty został jego doradcą i wieszczył mu nawet
funkcję premiera. Dziś jednak są wrogami.<br style=""><br
style=""></div><podzial_strony style=""><div id="artykul"
style="margin: 0px; padding: 0px; font-size: 16px; overflow:
hidden;">Napieralski obiecał mu bowiem start do Sejmu w 2011 r. z
Płocka, ale na listę wyborczą go nie wstawił. Wystraszył się, że
Czarzasty go zdominuje, zaś afera Rywina to jednak obciążenie.
Napieralski wprawdzie głosił, że żadnej afery nie było, ale po cichu
był podobnego zdania jak Kwaśniewski: Czarzasty jest niewybieralny.<br
style=""><br style="">Politycy Sojuszu mówią, że Napieralski
ostatecznie przestał mu ufać, gdy w 2009 r. Czarzasty ulokował w
radach nadzorczych mediów publicznych głównie ludzi związanych z
Ordynacką, choć miało być po połowie z SLD. Zrobił to, zawierając
taktyczny sojusz z PiS.<br style=""><br style="">Szefem Ordynackiej,
która skupia dawnych działaczy studenckich, głównie z PRL, jest od
2006 r. - On ma coś w rodzaju spółdzielni koleżeńskiej. Załatwia komuś
posadę, potem dzwoni, by ten ktoś wziął jeszcze takiego i takiego -
mówi nam były działacz SLD.<br style=""><br style="">- Ale też z nikim
się nie zaprzyjaźnia. Nie da się z nim pogadać o panienkach. Nigdy nie
jest wyluzowany - mówi nam inny rozmówca.<br style=""><br style="">Po
słabym wyniku wyborczym SLD w 2011 r. Czarzasty&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/1,76842,10474069,Czarzasty_i_Miller_przejma_SLD_.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">pomógł Millerowi odzyskać fotel
lidera partii</a>. - Trzeba ruszyć w Polskę. Wziąć ze sobą dużo
rozumu, zapasową wątrobę i odbudowywać struktury - mówił ''Super
Expressowi''. W kwietniu 2012 r.&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/1,76842,11619691,Katarzyna_Piekarska_zostaje_w_SLD___.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">pokonał Katarzynę
Piekarską</a>&nbsp;wyborach na szefa regionu Mazowsze.<br style=""><br
style=""><p class="" style="margin: 0px; padding: 3px 10px; color:
rgb(102, 102, 102); background-color: rgb(240, 240, 240); overflow:
hidden; zoom: 1;">Rok 2003, publicyści i eksperci komentują:&nbsp;<a
href="http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/grupa-trzymajaca-wladze"
style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">''Grupa trzymająca władzę
to...''</a></p><br style=""><iframe width="620" height="465"
src="http://www.youtube.com/embed/VsKTFKCESpE" frameborder="0"
allowfullscreen="" style=""></iframe><i style="">Włodzimierz Czarzasty
u Janiny Paradowskiej</i><br style=""><br style=""><span class=""
style="font-size: 18px;"><b style="">Krótki flirt z
Palikotem</b></span>&nbsp;<br style=""><br style="">Gdy Napieralski
zostawił go na lodzie, Czarzasty na chwilę wpadł w zachwyt nad stylem
Janusza Palikota i wspierał jego prawą rękę&nbsp;<a
href="http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,133138,14250049,Numer_dwa_u_Palikota.html"
target="_blank" style="color: rgb(176, 1, 38); text-decoration: none;
border-bottom-width: 1px; border-bottom-style: solid;
border-bottom-color: transparent;">Andrzeja Rozenka</a>&nbsp;w
kampanii przed wyborami 2011 r. Na Millera postawił dopiero po
wyborach, gdy dni Napieralskiego jako lidera SLD były już
policzone.<br style=""><br style="">Plotkowano wtedy, że Czarzasty i
Rozenek chcą przejąć Sojusz: pierwszy wygryzie Millera, a drugi (jest
w prezydium Ordynackiej) wyciągnie część ludzi z Ruchu Palikota i
razem będą rządzić partią.<br style=""><br style="">Rozenek dementuje:
- Ordynacka to kombatanckie stowarzyszenie, wspominamy stare czasy.
Gadamy o polityce, ale nie knujemy. Czarzasty ma duże ambicje, na
pewno chce zastąpić Millera, ale ja z Palikotem jestem związany na
śmierć i życie - mówił nam.<br style=""><br style="">Dziś Czarzasty
uchodzi za wroga układów z Palikotem i inicjatywą Kwaśniewskiego
Europa Plus, choć jest tam jego przyjaciel Robert Kwiatkowski.
Wypowiada się chętnie w telewizjach, występując w barwnych
sweterkach.<br style=""><br style="">Politycy lewicy, którzy dobrze go
znają, nie mają wątpliwości: - Włodek monitoruje sytuację. Jakby SLD
słabło, a Palikot i Europa Plus szły w górę, to on z pomocą kumpli z
Ordynackiej przeskoczy do Europy Plus. A jak SLD będzie górą, to
wcześniej czy później przygarnie sieroty z Europy Plus do Sojuszu, ale
tylko tych z Ordynackiej. Oni wszyscy dziś wpadają do niego na kawkę i
nie chodzi tu tylko o plotki - mówi jeden z naszych rozmówców.<br
style=""><br style="">Na razie umacnia swoją pozycję w partii, chce
kandydować do Sejmu z okręgu Płock-Przasnysz-Ciechanów. Ale może
wystartuje na prezydenta Warszawy, bo aktyw SLD go lubi. Jak się do
czegoś bierze, jest konsekwentny. W dwa-trzy miesiące obkuje się z
Warszawy na blachę. Dziś główną ambicją Czarzastego jest udowodnienie
- zwłaszcza Kwaśniewskiemu - że jest
wybieralny.</div></podzial_strony></div></div></div></div></div>

sobota, 18 października 2014

Fakty i mity o eboli. Sprawdzamy 9 potocznych opinii o zabójczym wirusie

Michał Fal
 
17.10.2014 14:25

A A A Drukuj
Sanitariusze transportują do madryckiego szpitala zakażonego ebolą księdza Manuela Garcia Viejo

Sanitariusze transportują do madryckiego szpitala zakażonego ebolą księdza Manuela Garcia Viejo (Fot. HANDOUT / REUTERS)

Klimat uchroni nas przed wirusem? Żeby się nie zakazić, wystarczy myć ręce? To największa epidemia w historii? Eksperci o faktach i mitach związanych z ebolą.
Wraz z kolejnymi doniesieniami o przypadkach zachorowań na gorączkę krwotoczną ebola w Europie i USA, także w Polsce, mnożą się pytania związane z tą chorobą i powodującym ją wirusem.

Choć do paniki wciąż daleko, obaw jest sporo. Pojawiają się też niepełne lub niepotwierdzone informacje o grożącym nam niebezpieczeństwie. Postanowiliśmy porozmawiać z ekspertami o tym, które z powtarzanych w mediach czy w internecie opinii o wirusie są wiarygodne, a które nie.

O faktach i mitach związanych z ebolą opowiada rzecznik GIS Jan Bondar oraz dr Katarzyna Pancer z Zakładu Wirusologii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

1. "Ebola w Polsce to tylko kwestia czasu"

Ogniskiem trwającej epidemii jest Afryka. Najwięcej przypadków zachorowań odnotowano w Liberii (ok. 4000), Sierra Leone (niemal 3000), Gwinei (1350). Choroba rozprzestrzeniła się jednak także do Nigerii, Senegalu, USA, Hiszpanii. Czy tylko kwestią czasu jest, kiedy dotrze do Polski? - To przesada. To, że ebola dotrze do Polski, nie jest wcale przesądzone. Jak na razie przypadków przywleczenia wirusa na inne kontynenty jest bardzo mało. Nie ma więc pewności, że i nas to dotknie. Możemy raczej mówić o ewentualności - mówi Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

2. "Wirus nie będzie się w Polsce rozprzestrzeniać ze względu na klimat. Jest tu za zimno"

- To stwierdzenie nie jest prawdziwe. Klimat nie ma znaczenia dla rozprzestrzeniania się eboli - zapewnia rzecznik GIS. Jest natomiast prawdą, że w związku z panującym w Polsce klimatem nie występuje u nas tzw. rezerwuar wirusa ebola. Choć nie zostało to dowiedzione, podejrzewa się, że są nim afrykańskie owocożerne nietoperze.

- Oznacza to, że te nietoperze, choć same nie chorują, mogą wirusa eboli przenosić. U nas te nietoperze nie występują - tłumaczy dr Katarzyna Pancer.

3. "To najgroźniejsza epidemia gorączki krwotocznej ebola w historii"

- Tak, bez dwóch zdań. To zdecydowanie najpoważniejszy atak wirusa. Wszystkie odnotowane w historii jego ogniska miały mniejszy zasięg. Najczęściej ograniczały się do niewielkiego, izolowanego obszaru - mówi Jan Bondar. Pierwszy raz przypadki choroby badacze zdiagnozowali w Zairze w 1976 roku. Od tego czasu wyróżniono ok. 25 mniejszych i większych ognisk. Między 1976 a 2013 rokiem potwierdzono 1716 przypadków zachorowań. Z danych Centres for Disease Control wynika, że tylko w 2014 roku odnotowano aż 8376 przypadków.

4. "Wirus bardzo łatwo przenosi się z człowieka na człowieka"

Wirusolog dr Katarzyna Pancer tłumaczy, że zakażenie się ebolą wymaga kontaktu z płynami ustrojowymi chorego - albo bezpośrednio, np. przez kontakt zakażonej śliny z naszą śluzówką lub kontakt krwi chorego z naszą skórą (która często ma mikrouszkodzenia), albo pośrednio: - Jeśli, powiedzmy, ktoś się skaleczy, a później będzie miał kontakt ze skażonym materacem, na którym spał chory - mówi dr Pancer.

- Jeśli chodzi o sposób przenoszenia się wirusa ebola, warto zaznaczyć, że jest to zupełnie inny przypadek niż np. wirus grypy, który z wiatrem może przemieszczać się nawet na wiele kilometrów - mówi wirusolog.

Czy jednak można zarazić się np. od czyjegoś kichnięcia? Nasza rozmówczyni tłumaczy, że tylko pod warunkiem, iż ktoś chory dosłownie "nakicha" na nas, a zakażona wydzielina zetknie się z naszą śluzówką czy wniknie do organizmu poprzez uszkodzoną tkankę.

5. "Ebola to najbardziej zabójczy z wirusów"

Ocena tego stwierdzenia zależy oczywiście od tego, jak rozumiemy określenie "zabójczy wirus". - Śmiertelność w przypadku eboli jest duża. Szacunki są różne - od 30 do 90 proc. Oznacza to, że rzeczywiście ebola to jeden z groźniejszych wirusów - mówi Jan Bondar.

Z drugiej jednak strony, wedle WHO z powodu wirusa grypy rocznie umiera nawet kilkaset tysięcy osób. Dla porównania - tegoroczna epidemia eboli przyniosła nieco ponad 4 tys. ofiar śmiertelnych.

Rzecznik GIS przypomina też, że inne choroby tropikalne pochłaniają o wiele więcej ludzkich istnień niż gorączka krwotoczna ebola. - Weźmy choćby malarię, która rocznie zabija miliony osób. Z tym że nie jest to oczywiście choroba wirusowa, tylko pasożytnicza - zaznacza Bondar.

6. "Jeśli ktoś nie był w ostatnim czasie w rejonie ogniska choroby, nie ma się czego obawiać"

- Gorączka i osłabienie, typowe objawy zakażenia wirusem ebola, są wysoce niespecyficzne - oznacza to po prostu, że pojawiają się przy wielu innych chorobach - mówi dr Pancer. Dlatego też sam fakt ich występowania nie powinien wpędzać nikogo w panikę. - Jeśli ktoś nie był w rejonie ogarniętym epidemią lub nie miał kontaktu z osobami, które tam przebywały, niemal na sto procent nie zakaził się ebolą - mówi nasza rozmówczyni.

7. "Zachodni lekarze, którzy zakazili się, pracując w Afryce, powinni być leczeni na miejscu. Przywożenie ich do ojczyzny to tylko niepotrzebne ryzyko"

Dr Pancer twierdzi, że takich chorych należy leczyć w europejskich czy amerykańskich klinikach nawet pomimo obaw, że może to zwiększać ryzyko kolejnych zachorowań.

- Uważam, że z etycznego punktu widzenia jesteśmy im to winni: w Europie czy USA można im skuteczniej pomóc. Ich pobyt w rejonie ogarniętym epidemią, w trudnych warunkach, to akt odwagi, który przyczynia się do tego, że choroba wolniej się rozprzestrzenia - mówi dr Pancer. Czy takie postępowanie ma jednak także medyczny sens? - Transport tych osób do ojczyzny to doskonały sposób, żeby przetestować, czy służba zdrowia w danym kraju jest gotowa na poważniejszy przypadek zawleczenia wirusa - odpowiada dr Pancer.

8. "Żeby się nie zarazić, wystarczy myć ręce"

Choć oczywiście sprawa nie jest tak prosta, eksperci przyznają, że mycie rąk to najbardziej oczywisty i dostępny każdemu sposób na zmniejszenie ryzyka zakażenia. - Ale jednocześnie nie daje on stuprocentowej gwarancji - mówi dr Pancer, przypominając, że do zakażenia dochodzi poprzez kontakt z płynami ustrojowymi chorego.

9. "Już wkrótce dostępna będzie skuteczna szczepionka przeciwko eboli"

Jak dotąd WHO za "obiecujące" uznała jedynie dwie spośród szczepionek, nad którymi pracują koncerny farmaceutyczne i instytuty badawcze. Jedną z nich stworzyła brytyjska firma GSK (GlaxoSmithKline), a drugą - kanadyjska agencja zdrowia publicznego. Równolegle prace nad podobną szczepionką trwać mają w Rosji.

- Choć rzeczywiście firmy farmaceutyczne bardzo przyspieszyły prace nad szczepionkami, bardzo trudno powiedzieć, kiedy będą one gotowe - zaznacza dr Pancer i przypomina, że wciąż nie znamy ewentualnych dalekosiężnych skutków ubocznych stosowania tych szczepionek.

czwartek, 16 października 2014

Kurkiewicz: Ateista, nie apostoł - wyznania byłego dominikanina


Napisał(a): Piotr Szumlewicz w wydaniu 17/2010.

Ateista, nie apostoł - wyznania byłego dominikanina


Rozmowa Piotra Szumlewicza z Romanem Kurkiewiczem


- Jak się zaczęła Pana przygoda z ateizmem? Jakie czynniki doprowadziły do Pana ateizmu?
- Paradoksalnie moja droga do ateizmu zaczęła się od głębokiej wiary i poważnych życiowych wyborów, bo w okresie burzy i naporu, czyli w liceum, doznałem oświecenia religijnego i wyszedłem z mojego środowiskowego i rodzinnego kręgu, pozbawionego wiary. Niby wychowałem się w katolickim domu i w podstawówce chodziłem na lekcje religii, ale później przestałem. Mniej więcej w połowie trzeciej klasy liceum poznałem dominikanów i środowiska skupione wokół nich. Przeżyłem wtedy coś w rodzaju nawrócenia i fascynacji chrześcijaństwem (w dostępnej wersji katolickiej). To spotkanie na tyle zaważyło na moim życiu i biografii, że na kolejne dwa lata, tuż po zdanej maturze, mając osiemnaście lat, zostałem mnichem katolickim - dominikaninem właśnie. Przez jakiś czas uważałem, że jestem na swoim miejscu, potem biłem się z myślami, jak odejść. Myślę też, że dokonałem głębokiego wejścia w rzeczywistość wiary, i to na wielu płaszczyznach, tak w wymiarze instytucjonalnym, jak i duchowym. Z drugiej strony przeżyłem doświadczenie pustki i nieistotności takiego wyboru oraz takiej wizji świata, połączone z krytycznym oglądem samej instytucji Kościoła, rytuałów i ludzi, którzy w nim działają. Wszystko to było jednak wtórne wobec głębokiego, z perspektywy czasu widzę, że nieusuwalnego, wewnętrznego doświadczenia nieobecności Boga. Nieobecności, po której przyszło później przeświadczenie o jego nieistnieniu. Zatem w jakimś sensie to właśnie bycie mnichem doprowadziło mnie do dzisiejszego ateizmu. (...) Ta zmiana dokonała się we mnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat i wynikała z oglądu otaczającego mnie świata i samego Kościoła. Zrozumiałem, że hipoteza Boga do niczego nie jest mi potrzebna, niczego mi nie tłumaczy, a właściwie przeszkadza mi w rozumieniu świata. Uświadomiłem sobie, że kompletnie nie pojmuję, jak mogłem funkcjonować w tamtej rzeczywistości, tak mocno w niej zanurzony.

- Ale czy to Pan się zmienił, czy zakon okazał się czymś zupełnie innym, niż Pan sobie wyobrażał?
- I jedno, i drugie. Będąc zakonnikiem, zauważyłem, że moje wcześniejsze wyobrażenie istoty chrześcijaństwa było czymś kompletnie odmiennym od tego, co spotkałem. Można powiedzieć, że moja naiwna wiara zderzyła się z murem rzeczywistości. Wartości, które miały tym światem rządzić w wymiarze społecznym czy politycznym, okazały się nieobecne. Dobrym przykładem jest tu specyficzne rozumienie ubóstwa. Zakonnik nie posiada formalnie niczego, ale za to zakon i Kościół bardzo wiele... W klasztorze spędziłem lata 1981-1983, okres stanu wojennego, kiedy w kraju panował poważny niedostatek, królowała gospodarka niedoboru. Tymczasem w klasztorze niczego nie brakowało. Było po prostu syto, smacznie i obficie. Czułem się zaskoczony i nie rozumiałem, jak jest możliwy taki rozziew. Byliśmy najedzeni - mogliśmy się zająć "ważniejszymi" sprawami... Przede wszystkim liczyło się wewnętrzne doświadczenie. 
Jeszcze przez wiele lat, w czasie studiów filozoficznych i później, krążyłem wokół problemów wiary, czytałem książki, które zahaczały o te problemy, wydawały mi się ważne filozoficznie, sądziłem, że trzeba się nad nimi pochylać, że one coś wyjaśniają. Ale im więcej czytałem tych książek, tym bardziej czułem, że jest to opowieść, która zarówno swoim językiem, jak i stopniem dotarcia do rzeczywistości nie proponuje żadnego istotnego opisu świata. (...)

- (...) Czy miał Pan jakieś inspiracje intelektualne albo artystyczne, które przyczyniły się do Pana rozstania z wiarą?
- W mojej przemianie istotną rolę odgrywały książki, takie jak "Człowiek zbuntowany" Alberta Camusa, które stawiały więcej pytań, niż było wolno. Miałem śmieszną przygodę w klasztorze, gdy studiowałem filozofię. W bibliotece klasztornej wypożyczałem wczesne, antykatolickie książki Leszka Kołakowskiego. Były one dostępne, ale na pierwszej stronie, tytułowej, miały wpisane czerwonym, kopiowym ołówkiem: "Uwaga. Książka na indeksie". Ta anegdotyczna obecność Kołakowskiego w klasztornej bibliotece dobrze świadczy o dominikanach, ale fatalnie o Kościele. (...) Zaczynałem dostrzegać wymiar instytucjonalnych wpływów Kościoła teraz i przez stulecia, jego zdobycze materialne i ukrytą dominację w sferze idei, która w Polsce wciąż jest właściwie bezdyskusyjna. Jak się cofnąłem do pytania o Boga, zrozumiałem, że ta władza nie ma legitymacji, co tym bardziej stało się dla mnie niepokojące. Ale to są rzeczy, do których dojrzewałem powoli, aż któregoś dnia obudziłem się z lekkością, spokojem, bo nagle zrozumiałem, że nie mam tego problemu na głowie. Wtedy poczułem, że Boga nie ma. Pomyślałem, że nie muszę tego tłumaczyć, nie muszę tego udowadniać i być apostołem niewiary, ale po prostu to wiem.

- W swojej książce podpisał się Pan: "Ateista, cyklista, feminista, bilardzista". Jaką rolę odgrywa dla Pana dzisiaj ateizm? Czy to ważny element Pana tożsamości?
- Nie afiszuję się ze swoim ateizmem, ale rzeczywiście wydając swoje felietony, napisałem, że jestem ateistą. Po co wrzuciłem ten ateizm? Nie jestem zwolennikiem urzędowego zaprowadzenia ateizmu. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi religijność jest i może być czymś ważnym, wspomagającym, wyjaśniającym, pozwalającym lepiej żyć. Wydaje mi się jednak równocześnie, że obecność religii w wielu wymiarach życia publicznego, na pewno obecnie w Polsce, jest nadużyciem. W tym sensie uważam, że pewien rodzaj przekornej walki, być może szyderczej, kpiarskiej, w duchu, który kultura europejska już przerobiła, czyli oświeceniowej drwiny, znowu powinien wrócić, bo ta lekcja, jak większość lekcji, które funduje nam historia, nie została odrobiona, ponieważ została zapomniana. Dzisiaj traktuję więc deklarację ateistyczną jako wyraz pewnego politycznego stanowiska. We współczesnej, sklerykalizowanej Polsce dominacja Kościoła na niewiarygodnie wielu płaszczyznach staje się czymś, co mi dokucza, przeszkadza, nie pozwala się identyfikować z państwem opisanym przez konstytucję. Formalne zapisy konstytucji swoje, a rzeczywistość swoje. Państwowość skąpana jest w oparach katolickiego języka, katolickich świąt, katolickich odwołań do papieża, katolickiej nauki o rodzinie, seksualności, prawach reprodukcyjnych. Katolicyzm stał się powietrzem politycznym. Przy takim oglądzie sytuacji deklaracja ateistyczna jest ozdrowieńczym kaszlem. (...)

- Ekspansja Kościoła przekłada się też na konkretne rozwiązania instytucjonalne. Jak Pan postrzega obecność religii i Kościoła w przestrzeni publicznej?
- Język religijny jest wykorzystywany do bardzo konkretnych posunięć w prawie. Mamy przecież całą historię związaną z ustawami antyaborcyjnymi czy dyskusją o in vitro. Jeżeli na tym obszarze w ogóle odbywają się dyskusje, to na warunkach Kościoła. Osoby, które uważają inaczej, są uznane za niepoważne, niegodne brania udziału w debacie publicznej, niewyrażające szacunku wobec instytucji państwa. Mamy też fenomen komisji majątkowej, czyli ewenementu w historii demokratycznych państw, bo chyba nigdzie indziej nie jest znana tego typu instytucja, która dokonuje niezwykłej operacji odzyskania, a niekiedy po prostu pozyskania majątku, utraconego na przykład trzysta lat temu, i to pod pozorem tego, co się stało po wojnie. Kościół nagle odzyskuje posiadłości odebrane za czasów Jana Kazimierza albo podczas rozbiorów. Za kilka miesięcy zostanie zwrócony ośrodek Ministerstwa Kultury w Wigrach, dom pracy twórczej, który od dwustu lat nie był pod żadnym względem własnością Kościoła. Państwo polskie odbudowało go z ruin. I teraz cała ta infrastruktura zostanie podarowana Kościołowi. Komisja majątkowa miała działać kilka miesięcy, potem dwa lata, a działa od dwudziestu lat w najlepsze, podejmuje kapturowe wyroki, bez jakiegokolwiek trybu odwoławczego, jest instytucją absolutnie pozakonstytucyjną, która operuje gigantycznym majątkiem. Prywatne osoby ani inne organizacje nie mają nawet ułamka tej przychylności państwa, którą otrzymuje Kościół. I tego demoralizującego spektaklu obdarowania Kościoła raczej żaden sąd nie zakwestionuje...
(...) Ulubionym zajęciem mediów jest bulgotanie nad agresją kibiców piłkarskich. Ale kiedy cała Polska oglądała ujęcia, na których widzieliśmy, jak siostra zakonna bije po twarzy i głowie chorą, upośledzoną dziewczynkę, to najpierw od przedstawicieli władz usłyszeliśmy, że może to ktoś przebrany za siostrę zakonną, a potem, że to samoobrona... I to jest przesunięcie akcentów, na które państwo polskie dzisiaj zezwala.
To są rzeczy karygodne, sprzeczne z polskim prawem, niezgodne z konstytucją. Jesteśmy obywatelami świeckiego państwa, a nie wspólnotą przekonań religijnych, i wszyscy powinniśmy mieć równe prawa. Kilka miesięcy temu prowadziłem rozmowę z głównym inspektorem danych osobowych o środowiskach agnostyków i apostatów, czyli ludzi, którzy wystąpili z Kościoła i którzy nie życzą sobie, aby informacja o nich znajdowała się w archiwach kościelnych. Tymczasem inspektor argumentował, że prawo kanoniczne stanowi inaczej. Ono może sobie stanowić jak chce, ale nie rozumiem jego wpływu na prawo stanowione przez parlament, w państwie, w którym mamy konstytucyjny rozdział z Kościołem, w państwie, które deklaratywnie jest neutralne światopoglądowo. Mamy też w Polsce ustawodawstwo związane z tak zwaną obrazą uczuć religijnych. To jest bardzo ciekawa materia, bo tutaj osobę religijną właściwie może urazić wszystko, tymczasem urażanie uczuć ateistów nie stoi na tej samej płaszczyźnie. Uczucia religijne są ważne, a areligijne mniej ważne, czy raczej zupełnie nieważne. 
(...) Nagle się okazuje, że izba skarbowa w Toruniu w ogóle nie kontroluje przychodów gigantycznej firmy medialnej, a w tym samym czasie sąd skazuje na wysoką grzywnę kobietę, która była winna 7 groszy państwu, bo w kiosku zrobiła jedną kserograficzną odbitkę i nie wydała paragonu fiskalnego. Te dysproporcje wydają mi się zupełnie skandaliczne. I one z perspektywy ateistycznej stają się jeszcze poważniejsze, bo nie widzę żadnych racji, które miałyby tę instytucję uprzywilejowywać, nadawać jej ulgi czy zwolnienia z obowiązków wobec państwa. Zresztą do tego stanu przyczyniły się nie tylko rządy prawicowe, ale także SLD, który mając wyrzuty sumienia, szedł na koncesje dla Kościoła i zbudował podwaliny jego hegemonicznej pozycji w Polsce. (...) Natomiast najboleśniejszą rzeczą są wpływy Kościoła na edukację, czyli model wychowania rodzinnego, model relacji międzyludzkich, stosunek do mniejszości seksualnych. (...) Do obrotu edukacyjnego są dopuszczone podręczniki będące kuriozalną narracją o charakterze przypowieści religijnych, napisane językiem, który nie ma nic wspólnego z wiedzą psychologiczną czy biologiczną. Kościół jest tą instytucją, która wygrała ostatnie dwadzieścia lat w największym stopniu. Tutaj klasa polityczna niemal w całości zawiodła.

- Czy religia sprowadza się dzisiaj do władzy? Jest instrumentem w rękach Kościoła?
- Tego typu kwestie jak zawłaszczanie gruntów przez kler wydają się odległe od rozmowy o ateizmie, ale jak się mówi o majątkach, to pada odpowiedź: "a Bóg", "a Jezus", "a Matka Boska Częstochowska", choć przecież ani Bóg, ani Jezus, ani Matka Boska Częstochowska nic nie mają do zwrotu 3063 majętności. Dzięki temu Kościół jest największym instytucjonalnym posiadaczem ziemskim w Polsce i największym beneficjentem dopłat z Unii Europejskiej, z gigantycznym wpływem na świat polityki czy mediów. 
Moim zdaniem wobec faktu, że coraz więcej Polaków studiuje, od młodych lat podróżuje i widzi inny świat, Polska powinna stopniowo sekularyzować się. Z drugiej strony jesteśmy ostoją katolicyzmu, krajem, gdzie ciągle jest więcej powołań kapłańskich i zakonnych niż w większości państw Europy. Na szczęście te wskaźniki spadają, ale wciąż są dosyć wysokie. Panuje zgoda na retorykę, wedle której w każdej ważnej kwestii musi się wypowiedzieć biskup. Wciąż mamy episkopat radiomaryjny, powiedzmy sobie wprost, stworzony przez Jana Pawła II. (...) Mam poczucie, że w Polsce Bogiem przesłania się bardzo przyziemne rzeczy, związane z interesami materialnymi i przywilejami dla księży i hierarchów kościelnych. Weźmy chociażby historię z ostatnich miesięcy, kiedy prokurator przyjeżdżał do arcybiskupa Gocłowskiego, żeby go przesłuchać. Wizyta arcybiskupa w sądzie, i to nie jako oskarżonego, ale jako świadka, byłaby rzekomo uwłaczająca i groźna dla jego zdrowia. W sprawie Stella Maris doszło do przekrętu na kilkadziesiąt milionów złotych i wiemy, że w całą aferę byli zamieszani wysocy urzędnicy kościelni. Ale nagle się okazuje, że są równi i równiejsi, a wśród równiejszych są wielcy tego świata, do których należy kler katolicki. To są zjawiska, których wiara religijna nie tłumaczy. W związku z tym wydaje mi się, że dzisiaj deklaracja ateistyczna nie jest początkiem rozmowy o duchowości, o tym, czy religia jest przesądem albo czy jest do pogodzenia z tym, co nam mówi o świecie współczesna fizyka i biologia. Perspektywa ateistyczna odsłania polityczną ekspansję Kościoła, krytycznie odnosi się do wielkiej instytucji, która podpiera się tym, że ludzie odwołują się do czegoś większego od nich, co z nich z jednej strony zdejmuje odpowiedzialność, a z drugiej strony daje im niejasną nadzieję na coś lepszego, gdzieś, kiedyś. Dzięki temu religia przesuwa akcent zaangażowania poza sferę tego życia, które mamy. Z trzeciej strony nie zapominam o tym, że wielu ludzi Kościoła to ludzie zaangażowani społecznie, którzy robią ważne rzeczy, często dla wielu ludzi pomocne. Ale i tutaj mamy doświadczenie Kościoła anglikańskiego czy irlandzkiego, czyli wielkich afer na tle seksualnym. W Polsce wszystkie przypadki są tuszowane, spychane na bok i to się odbywa przy współudziale władz, przy milczeniu albo wręcz niechęci mediów do poruszenia tych kwestii. To jest chociażby sprawa arcybiskupa Paetza, która być może zaważy na procesie beatyfikacji papieża Jana Pawła II. Dzisiaj okazuje się, że kiedy papież dowiedział się o skandalu, reagował bardzo powoli, a ponadto o sprawie dowiedział się bocznymi torami, czyli przez przyjaciółkę, bo żaden z hierarchów Kościoła nie informował go o tym. To są rzeczy, których obecnie świat już nie akceptuje. Jednak Polska owszem. Słynna historia księdza z Tylawy, oskarżonego o kilkudziesięcioletnie molestowanie kilku pokoleń dziewczynek, skończyła się tym, że ostracyzmem została objęta osoba, która odważyła się ujawnić ten proceder. Podobnie arcybiskup Paetz w najlepsze funkcjonuje jako hierarcha Kościoła. (...)

- (...) Czy jednak krytyka roszczeń i ekspansji religii powinna ograniczać się do sfery politycznej? Czy nie jest też potrzebna krytyka religii za jej nieracjonalność i antynaukowość? O tym ostatnim pisze na przykład w swoich książkach Richard Dawkins.
- Nie chcę prowadzić sporu o istnienie Boga, bo uważam, że to bezowocne, a do niewiary człowiek dojrzewa sam. Poza tym mam poczucie, że żywimy się różnymi podpórkami, najróżniejszej proweniencji, czy to jest wiara w naukę, czy w jakiś inny dogmat ideowy, czy w czary-mary, czy w szamaństwo, czy w braterstwo. Różnymi iluzjami się ludzie karmią. Dopóki są one ich osobistą inspiracją, myślę, że to jest cena ich wolności. Czytałem ostatnio kilka książek na temat nieracjonalności religii, w tym "Boga urojonego" Dawkinsa. W tej książce, podobnie jak i innych tego typu pozycjach, pojawia się wiele ważnych argumentów, ale mam poczucie, że to spór nierozstrzygalny na płaszczyźnie, na której zazwyczaj ludzie się porozumiewają w społeczeństwie. Myślę, że istnieje w ludziach jakaś potrzeba, która może jest jakimś rodzajem mieszanki substancji chemicznych w naszej głowie i która sprawia, że niektórzy z nas, jedni bardziej, a inni mniej, mają potrzebę, aby wymyślić istotę boską. W końcu ludzie to robili od niepamiętnych czasów na różne sposoby. Te sposoby są nie do uzgodnienia i już sam fakt wielości religii powinien dawać do myślenia tym, którzy religię budują. Jednak nie daje. W tym sensie sam dialog między religiami jest dosyć śmieszny. Myślę jednak, że przede wszystkim warto dzisiaj akcentować wymiar polityczny ateizmu.

- (...) Czy popularyzacja idei ateizmu jest jednym z celów Pana działalności dziennikarskiej?
- Nie jestem i nie zamierzam być apostołem ateizmu, choć jestem zdecydowany domagać się praw dla ateistów. Tak jak podczas procesu karnego należy udowodnić oskarżonemu winę, tak w sprawie Boga nie po mojej stronie leży powinność udowodnienia jego nieistnienia. Zdarza mi się w moich programach radiowych, czasem też w tekstach, poruszać temat ateizmu. Z drugiej strony nie czuję potrzeby wpływania na ludzi, a czasem nie chcę im mówić o ateizmie, żeby ich nie martwić. Wielu ludzi przejmuje się wiarą, potrzebują oparcia się na czymś, czego moim zdaniem nie ma, ale co dla nich jest ważne. Więc generalnie nie robię tego nachalnie, ale wydaje mi się, że publicznie warto akcentować własne stanowisko ateistyczne. Żeby nie być niewidzialnym, żeby rozbijać monolit i niepodważalność przekonania o tym, że wszyscy Polacy to katolicy.
Świat dziennikarski bardzo rzadko porusza kwestie ateizmu i religii w wymiarze krytycznym. Zaproponowałem kiedyś w TVN Religia program oparty na takiej formule, że co tydzień zmienialiby się prowadzący, tylko goście pozostawaliby tacy sami. Gośćmi mieliśmy być ja i ktoś z moich przyjaciół. Wymyśliliśmy, że to byłby program o nazwie Nawróć mnie i co tydzień prowadziłaby go inna wspólnota religijna, próbując nas nawrócić. Nie muszę dodawać, że zatrzymaliśmy się na poziomie anegdoty. Wydaje mi się, że środowisko dziennikarskie raczej jest zachowawcze, jak społeczeństwo. To są w większości ludzie mniej lub bardziej wierzący, a przede wszystkim oddani życiu rytualnemu w rytmie ślubów, chrztów, komunii świętych czy lekcji religii. W tym sensie krytyczne podejście nie jest dla nich czymś naturalnym. Nie ma też tutaj mocnych, krytycznych środowisk, chociaż kilkadziesiąt lat temu takie w Polsce były. Jednym z najciekawszych periodyków w końcówce lat 60. był miesięcznik "Więź", otwarty, lewicowy, a nawet w pewnym sensie rewolucyjny. Z drugiej strony był on katolicki, ale obalał stary świat katolicyzmu hierarchicznego i zapładniał też wielu ludzi spoza Kościoła. To wszystko się zmieniło. Dzisiaj potężne są ośrodki konserwatywnej myśli katolickiej, często robione bardzo nowoczesnymi, środkami, jak "Teologia Polityczna" czy "Fronda". Takie media jak "NIE" nie są i nie mogą występować jako partner w debacie. Niekiedy ujawniają ważne fakty, ale forma przekazu osłabia sam przekaz. 
Generalnie dominująca obecność Kościoła jest w Polsce uznawana za coś trwałego, nienaruszalnego, bezdyskusyjnego, za pewnik.

- (...) Wydaje mi się, że w kręgach dziennikarskich panuje hipokryzja i dlatego bardzo mało jest ateistycznych coming outów. Już łatwiej przyznać się publicznie, że jest się gejem albo lesbijką.
- Ateizm zakłada mocną deklarację, która wymaga głębszego zastanowienia się, trzeba zadać sobie pytania i podjąć próbę odpowiedzi. A chyba większość ludzi, w tym dziennikarzy, nie chce szukać odpowiedzi. Czesław Miłosz mówił, że Polska to kraj ludzi niewierzących, ale praktykujących, w którym religia jest powierzchowna, rytualna, ceremonialna. W Polsce mamy katolicyzm kulinarny, którego istotą jest karpik na wigilię i jajeczko na Wielkanoc. Ateizm na tym tle to trudna postawa, wymagająca refleksji. Świat medialny pełen jest układności wobec Kościoła, nie zadaje się niewygodnych pytań, nie drąży się, na przekręty gospodarcze Kościoła przymyka się oko. (...) Nie ma też w Polsce przestrzeni, żeby mówić o religii i ateizmie. Zakłada się, że jesteśmy narodem katolickim. Mało kto interesuje się tym, czy ateiści w Polsce czują się dobrze, to są nieważne rzeczy. (...)

- Ciekawe, że ateizm nie jest w Polsce przedmiotem skandalu. Niektórzy chcą prezentować się jako skandaliści, ale rzadko ktoś ośmiela się kpić, atakować religię lub demonstrować swój ateizm. 
- (...) Myślę, że Polska zaczyna się przekształcać w bardzo zachowawcze społeczeństwo, a Kościół konserwuje, utrwala i uświęca istniejące stosunki społeczne. Nie ma uroczystości bez obecności Kościoła, czy to jest otwarcie pięćdziesięciu metrów autostrady, czy stołówki w Agorze. Były redakcje, jak "Ozon", w których odbywały się msze. Nawet w katolickich redakcjach nie organizuje się tego typu rzeczy. W takich wydarzeniach uwidacznia się hegemonia Kościoła. Z drugiej strony mamy dziennik "Rzeczpospolita", który w znacznej mierze jest pismem wyznaniowym, wydawanym przez grupę ludzi o poglądach skrajnie, ortodoksyjnie katolickich. Jest symboliczne, że to pismo prawie w połowie należy do państwa. 






"Książka powstawała długo i wbrew początkowym oczekiwaniom trudno mi było znaleźć ateistów gotowych do publicznego coming outu", pisze Piotr Szumlewicz we wstępie do rozmów, które przeprowadził z kilkunastoma przedstawicielami różnych środowisk. O swoim ateizmie bardzo otwarcie mówią m.in. Mariusz Agnosiewicz, Agnieszka Graff, Robert Biedroń, Krzysztof Teodor Toeplitz, Renata Dancewicz, Zygmunt Bauman, Jerzy Urban, Wanda Nowicka, Barbara Stanosz i Dorota Nieznalska. My publikujemy fragmenty rozmowy z Romanem Kurkiewiczem, publicystą, felietonistą, gospodarzem audycji w Radiu TOK FM (skróty pochodzą od redakcji).
Niezbędnik ateisty. Rozmowy Piotra Szumlewicza, Czarna Owca, Warszawa 2010