środa, 26 listopada 2014

Kupował auta, ale za nie nie płacił. Sąd: areszt utrzymany


piet
 
26.11.2014 , aktualizacja: 26.11.2014 18:19
A A A Drukuj

Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Sąd Okręgowy w Katowicach odrzucił w środę zażalenie na areszt dla Radosława M., podejrzanego o wiele oszustw znanego biznesmena z Pszczyny. Mężczyzna miał przed sądami 1102 sprawy.
Artykuł otwarty
Pod koniec października Radosław M. został zatrzymany przez policję i na wniosek prokuratury trafił do aresztu. Śledczy przedstawili mu 17 zarzutów związanych z wyłudzeniem m.in. sprzętu sportowego, biżuterii i samochodów. M. zażalił się na decyzję o tymczasowym aresztowaniu.

- Zostało ono odrzucone - powiedział nam w środę sędzia Jacek Krawczyk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Katowicach. Tym samym Radosław M. pozostanie za kratkami do końca stycznia.

M. jest z wykształcenia technikiem rolnikiem. W przeszłości był już karany za oszustwa, a przed sądem toczy się przeciwko niemu wiele spraw karnych i cywilnych. W jednej z nich odpowiada za podszywanie się pod prawnika i branie od ludzi pieniędzy za pomoc prawną. M. zasłynął tym, że zlecał ludziom roznoszenie ulotek reklamujących jego firmę. Umowy były tak skonstruowane, że pod byle pretekstem oskarżał zleceniobiorców o niewykonanie zlecenia i żądał od nich kar umownych. W wielu przypadkach w ogóle nie dał im jednak ulotek. Potem na masową skalę kupował samochody. Sprzedający je ludzie zamiast pieniędzy dostawali jednak cesje wierzytelności. W 2012 r. w sądach okręgu katowickiego toczyły się aż 1102 sprawy z udziałem Radosława M. To rekord Polski. W 202 postępowaniach sędziowie sami poprosili o wyłączenie ich z prowadzenia. Powód? Radosław M. wielokrotnie domagał się ścigania sędziów.

W marcu M. był już zatrzymany przez policję w związku z oszustwami w handlu samochodami. Sąd odrzucił wtedy wniosek o jego aresztowanie. Prokuratura objęła go więc zakazem prowadzenia działalności gospodarczej związanej z obrotem autami. Skończył się on 1 września, a sąd go nie przedłużył. Kilka tygodni później M. znowu zaczął kupować auta. Ponownie zamiast pieniędzy przysyłał kontrahentom cesje wierzytelności. 

sobota, 22 listopada 2014

Strach hazardzistów ma wielkie oczy [WYJAŚNIAMY]


Artur Kiełbasiński
 
20.11.2014 , aktualizacja: 20.11.2014 18:01
A A A Drukuj
Artur Kiełbasiński

Artur Kiełbasiński (Agata Jakubowska)

Czy państwo skutecznie zaczęło walkę z internetowymi hazardzistami? W internecie krąży skan nakazu karnego wydanego przez sąd w Szczecinie. Kara odstraszająca 5 tys. zł grzywny. Ale nie bałbym się tego nakazu...
Artykuł otwarty
Przez fora internetowe i serwisy informacyjne przemyka informacja o "bacie" na internetowych hazardzistów. Pojawił się nakaz karny wymierzony graczowi. W serwisach informacyjnych trwają spekulacje, ile osób grających w zakazane gry namierzyła Służba Celna. 17 tys., a może 25 tys. zł? Panika jest jednak zbyt wczesna.

Świeży wyrok karny za grę u zagranicznego bukmachera! pic.twitter.com/sbamhreTd2

— Zdzisław Kostrubała (@ZKostrubala) November 19, 2014




1. Nakaz to rozstrzygnięcie, ale... ułomne

Nakaz karny to specyficzne rozstrzygnięcie. Wydający go sąd nie przesłuchuje świadków, nie wysłuchuje oskarżonego (lub obwinionego), nie bada merytorycznie sprawy poza weryfikacją - najprostszą zresztą - dowodów przedstawionych przez oskarżyciela. To niemal automatyczna forma karania za proste naruszenia prawa, która powinna być stosowana tylko w przypadku najprostszych przestępstw, gdy stan faktyczny i prawny są oczywiste, a okoliczności czynu i wina "nie budzą wątpliwości".

2. Ta sprawa nie jest oczywista

Przepisy ustawy antyhazardowej wprawdzie obowiązują, ale ich legalność podważył Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Polska nie dotrzymała warunków - wynikających z prawa europejskiego - związanych z przyjęciem tej ustawy. Treść przepisów nie została notyfikowana (uzgodniona) z Komisją Europejską. Nie ma natomiast orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie, więc formalnie przepisy obowiązują.

Ale cała sytuacja rodzi galimatias prawny i fundamentalne pytania. Czy jeśli hazardzista ma świadomość, że polskie przepisy kwestionuje ETS, to nadal można mówić o jego winie? Czy nieprzestrzeganie wadliwych przepisów powoduje "bezprawność działania"? Czy rzeczywiście trzeba czekać na rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego?

Jeśli sąd chce karać w takiej sytuacji, jest to ryzykowna konstrukcja prawna. A już na pewno - zdaniem tu podpisanego - nie sposób mówić, że okoliczności czynu i wina "nie budzą wątpliwości". W takiej sytuacji nakazu karnego stosować po prostu nie można.

Dlatego dziwię się Sądowi Rejonowemu w Szczecinie, że sięgnął po nakaz karny w takiej sprawie.

3. Niestraszny nakaz

Hazardzista (i każdy inny) ukarany nakazem karnym ma siedem dni na złożenie sprzeciwu od nakazu. Dokładne pouczenie znajduje się w treści pisma przesyłanego przez sąd. W treści sprzeciwu nie trzeba pisać obszernego uzasadnienia. Wystarczy stwierdzenie, że nie zgadzamy się z treścią proponowanego wyroku. Wówczas sąd ma obowiązek skierowania sprawy do rozpoznania na rozprawie, gdzie możemy powoływać własnych świadków i zgłaszać wszelkie zastrzeżenia, w tym związane z legalnością obowiązujących przepisów.

4. Czekanie na Trybunał

O tym, jak stosować uchwalone w 2009 r. przepisy Trybunał Konstytucyjny ma wypowiedzieć się w ciągu nadchodzących miesięcy. Jeśli uzna przepisy za nielegalne - sprawy karne trzeba będzie umorzyć. Jeśli jednak uzna przepisy za legalne i nadal obowiązujące, będzie to teoretycznie zielone światło dla sądów do karania hazardzistów. Jednak i wówczas nie będą bez szans na uniewinnienie. W końcu przepisy antyhazardowe są przyjęte niezgodnie z prawem europejskim. Galimatias prawny może więc trwać latami.


Read more: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,17000323,Strach_hazardzistow_ma_wielkie_oczy__WYJASNIAMY_.html#ixzz3Jn6hffWb

środa, 12 listopada 2014

Polska odzyskała niepodległość dzięki świetnej organizacji


WP.PL | dodane 2014-11-07 (14:49) | 320 opinii
udostępnij
169
 AAA
Polska odzyskała niepodległość dzięki świetnej organizacji
Wizyta biskupa Władysława Bandurskiego (piąty z prawej) na froncie wschodnim nad Styrem. Pierwszy z prawej: Józef Piłsudski. Maj 1916 r. (fot. NAC / )
Dla wielu z nas odzyskanie suwerenności w listopadzie 1918 roku jest naturalne i logiczne a ciąży nad tym osądem brzemię "czasu przeszłego dokonanego". W dłuższej perspektywie najbardziej nieprawdopodobne rozstrzygnięcia narzucają się jako oczywiste. A jednak, w 1914 roku byliśmy pod obcasem trzech mocarstw, a "sprawy polskiej" nikt nie chciał podjąć ani tym bardziej rozwiązać - pisze prof. Janusz Cisek w artykule dla WP.PL

Co więc doprowadziło do szczęśliwego rozstrzygnięcia? 

Po pierwsze prawidłowe zdiagnozowanie przebiegu i wyników nadciągającej wojny, po drugie przygotowanie polityczne i wojskowe, po trzecie optymalny wybór sojusznika a następnie jego zmiana, wreszcie umiejętne wykorzystanie sprzyjającej koniunktury międzynarodowej. Jest jeszcze jeden czynnik, trudno wymierzalny, mieszczący się w kategorii geniuszu politycznego naszego przywództwa politycznego. 

Specjaliści znają, stronnicy Piłsudskiego potwierdzają, a źródła historyczne dokumentują szereg wypowiedzi Piłsudskiego o tym, że wojna wybuchnie, że zwycięstwo pójdzie "z Zachodu na Wschód", oraz że o ostatecznym wyniku mogą zadecydować Amerykanie. Piłsudski przewidywał, iż niedokończona rewolucja 1905-1907 może w swej drugiej odsłonie wyeliminować Rosję z grona mocarstw a więc i zaborców. Tak się też stało. Równie oczywiste jest to , że Niemcy zostały pokonane przez Francję, Anglię i od 1918 przez Stany Zjednoczone, ale też i to, że Niemcy zakończyły I wojnę głęboko w Rosji. 

Planowanie 

Wychodząc z tych założeń, irredenta niepodległościowa już w 1912 uporządkowała zaplecze. Stronnictwa lewicowe i centrowe utworzyły Komisję Tymczasową Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych i Polski Skarb Wojenny - taki parlament i ministerstwo skarbu pod zaborem. Od tego roku datuje się także ścisła współpraca Związków i Drużyn Strzeleckich oraz ich liczebna i jakościowa rozbudowa. Przed I wojną irredenta zbrojna liczyła 50 tys. przeszkolonej wojskowo młodzieży. Także i w skupiskach polskich w Rosji, Belgii, Francji, w Stanach Zjednoczonych a nawet Brazylii. 

Optymalny wybór sojusznika to postawienie na Austro-Węgry, bo tylko w tym przypadku interes w utrzymaniu współpracy mieli obaj kontrahenci. Dla Polaków i Austro-Węgier głównym wrogiem pozostawała Rosja. Wojskowym austriackim nie przeszkadzały więc ćwiczenia Związku Strzeleckiego, Polskich Drużyn Strzeleckich, Bartoszowych i "Sokoła", bo te odpowiadając na oczekiwania Polaków, realizowały jednocześnie austriacką racje stanu. Cesarz Franciszek Józef na kilka lat przed wojną wyznaczył Michała Bobrzyńskiego Namiestnikiem Galicji i polecił podjęcie przygotowania dzielnicy na okoliczność wojny z Rosją. Tajemnicą poliszynela było, iż cesarz dopuszcza połączenie Galicji z Królestwem oraz zmianę dualistycznej monarchii w trialistyczną. Kto wie, gdyby w sierpniu 1914 roku ów cesarski program został wdrożony, być może monarchia wywinęła by się od klęski i rozpadu... 

REKLAMA

Prof. Janusz Cisek porównuje sytuację z 1918 r. z wcześniejszymi próbami odzyskania niepodległości w XIX wieku

Powołanie przez Piłsudskiego w sierpniu 1914 roku "Rządu Narodowego" było postawieniem programu Polski Niepodległej. Za programem tym, trochę z przymusu, opowiedział się establishment Galicji, od lewicy po konserwatystów, zgrupowany w Naczelnym Komitecie Narodowym. Był to rodzaj rządu "in spe", tymczasowo działającego za przyzwoleniem Wiednia, ale w interesie polskim. A Departament Wojskowy NKN to przecież ministerstwo spraw wojskowych z energicznym Władysławem Sikorskim na czele. Że ów "Rząd Narodowy" wyglądał wówczas na awanturę, to druga sprawa. Ale już w 1915 wagę Legionów i polskiego żołnierza wyraźnie doceniali Niemcy. 

Gdy weszli do Warszawy (5 sierpnia 1915 r.), rozpoczęli proces przejmowania "sprawy polskiej" w rąk niewydolnego wojskowo i politycznie Wiednia. Chodziło im o to, że mężny żołnierz polski mógł wspomóc dozorowanie pokonanej właściwie Rosji i uwolnić siły do ostatecznej rozprawy na Zachodzie. Ponieważ jednak mieliśmy ów rząd "in spe" oraz wojsko, za rekruta trzeba było zapłacić. Zadbał o to Piłsudski "licytując sprawę polska wzwyż", mnożąc obiekcje i żądając rekompensat. Te zostały spłacone w "Akcie 5 Listopada 1916 roku", zapowiadającym budowę państwa polskiego. Był to najbardziej propolski i państwowotwórczy dokument tej wojny. 

Dlaczego? 


Bo przecież dopiero po tym akcie prezydent Wilson poruszył sprawę odbudowy Polski w swym orędziu do Senatu w styczniu 1917 roku ("Mężowie stanu wszędzie są zgodni...") i w 14 punktach programu pokoju. W marcu 1917 roku nie mogą już sprawy polskiej przemilczeć, ani gabinet księcia Gieorgija Lwowa w Rosji, ani jego bolszewizująca opozycja. Tym bardziej, że to Niemcy kontrolowały ziemie polskie i zapowiadały przekazywanie Polakom władzy w szkolnictwie, sądownictwie i samorządzie. Dopiero po Akcie 5 Listopada i rewolucji w Rosji Francja uznaje Komitet Narodowy Polski i zezwala na budowę Armii Polskiej. Dopiero potem na temat odbudowy Polski mówi premier Anglii i Włoch. 

Geniusz polityki prowadzonej przez Piłsudskiego polegał na porzuceniu pierwszego sojusznika. Po pierwszym falstarcie z sierpnia 1914 roku, otrzymał on prolongatę do czasu wyzwolenia Warszawy od Rosjan (5 sierpnia 1915 r.). Także i wówczas nie był jednak w stanie wydusić deklaracji o powołaniu państwa polskiego. Drugi akt owego geniuszu, nastąpił po "Akcie 5 Listopada", kiedy to Piłsudski nie dostarczył Niemcom oczekiwanego rekruta. Teraz oba państwa centralne, kontrolujące ziemie polskie, traktowane są wrogo. Dlatego Piłsudski ustąpił z Tymczasowej Rady Stanu, zlikwidował Legiony, i dał się Niemcom zaaresztować (22 lipca 1917 r.). Tym samym, jak mówił współpracownikom, przekazał batutę Romanowi Dmowskiemu. Bo to Koalicja mogła wymusić oczyszczenie ziem polskich z niemieckiego wojska i zadecydować o warunkach pokoju. 

Jakiś czas temu karierę w polityce zrobiło określenie "suwak". Moglibyśmy i tą miarą odmierzyć naszą drogę do wolności w latach 1914-1918. Pierwszy suwak dzielnicowy: Galicja była kołyską irredenty, jej zapleczem politycznym i wojskowym. To dzięki jej wysiłkom doszło do konsolidacji programu niepodległościowego, budowy Legionów i wydania "Aktu 5 Listopada". Kolejnym ruchem suwaka, było zgodne przekazanie przez NKN pałeczki do Warszawy, która z tego Aktu ulepić miała suwerenność. Niestety Tymczasowa Rada Stanu czy Rada Regencyjna, nie zdołały go w pełni zrealizować. Ciężar sprawy polskiej przesunął się w 1918 roku do Paryża, gdzie koalicja zadeklarowała odbudowę Rzeczpospolitej. A ponieważ odbyło się to nieudolnie i z licznymi ograniczeniami (granica wschodnia, Śląsk, Gdańsk, Galicja), ów suwak powrócił do Warszawy, gdzie w oparciu o Wojsko sami wyrąbaliśmy rubieże, jakich nikt nam dobrowolnie ofiarować nie chciał. 

Józef Piłsudski (w środku) w towarzystwie Edwarda Rydza-Śmigłego (pierwszy z prawej) i Tadeusza Kasprzyckiego. Rok 1915

Józef Piłsudski (w środku) w towarzystwie Edwarda Rydza-Śmigłego (pierwszy z prawej) i Tadeusza Kasprzyckiego. Rok 1915 fot. NAC

Ów suwak dotyczył i stronnictw. Program niepodległości postawiły przed 1912 stronnictwa socjalistyczne, dołączyły potem centrowe, a w NKN także konserwatywne. Po 1917 i upadku Rosji Roman Dmowski mógł rozwinąć program niepodległości w oparciu o stronnictwa o narodowo-demokratycznej proweniencji. Ale w 1918 suwak przesunął się na powrót w stronę Piłsudskiego i socjalistów. 

Suwakiem można wreszcie odmierzyć radykalizację programów, od deklaratywnego programu niepodległościowego, poprzez program trialistyczny, aż do niedoszłego sojuszu z Niemcami (TRS i Rada Regencyjna). Także i tu zatoczono pełen krąg, z powrotem do socjalistycznej wizji niepodległości z rozwiniętym programem społecznym w listopadowych rządach Daszyńskiego i Moraczewskiego z 1918 roku. Był też suwak pokoleniowy i wojskowy, od Strzelców, poprzez Legionistów, Korpusy Polskie w Rosji, aż do Armii Polskiej we Francji - i na powrót do odrodzonego Wojska Polskiego. Gdyby nie Legiony, Polska Organizacja Wojskowa, weterani Korpusów Polskich w Rosji, nie miałby kto rozbrajać zaborców w Krakowie, Warszawie czy Lublinie. A agresja bolszewików istotnie mogłaby dotrzeć do Warszawy w perspektywie kilku tygodni. 

Nie często w naszej historii analizujemy tak mądry, wręcz podręcznikowy proces przygotowania do konfliktu, wyboru momentu do wystąpienia, budowania zaplecza społecznego, realizacji własnych celów, samodzielnej i skutecznej polityki, wreszcie umiejętnego wykorzystania koniunktury. Na dodatek w listopadzie 1918 wiedziano, że Niepodległość nie jest dana raz na zawsze, że trzeba budować silne wojsko a do sojuszów podchodzić jak do kierowców na drodze, na zasadzie ograniczonego zaufania. 

"Wydarzyło nam się" w listopadzie 1918 roku i nigdy dość przywoływania tego fenomenu. 

prof. Janusz Cisek dla Wirtualnej Polski

Polub historia.wp.pl na Facebooku