niedziela, 5 czerwca 2016

Orzeczenia TK nie zawsze są ostateczne


publikacja: 19.04.2016
 
aktualizacja: 19.04.2016, 20:06
foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Każdy wyrok, także ten wydany przez sędziów Trybunału, podlega ocenie kryteriów ustawowych i konstytucyjnych. Oznacza to, że orzeczenia Trybunału nie zawsze są ważne i ostateczne – przekonuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" dr hab. Kamil Zaradkiewicz, dyrektor zespołu orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego.

"Rzeczpospolita": Mamy poważny dualizm konstytucyjny. Rząd skonfliktował się z Trybunałem Konstytucyjnym. Pierwszy nie uznaje wyroku z 9 marca, a drugi nie respektuje ustawy przyjętej przez Sejm. Kto ma rację?

Dr hab. Kamil Zaradkiewicz, dyrektor zespołu orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego: Analizę obecnej sytuacji prawnej należy rozpocząć od art. 190 ust. 1 konstytucji, który wielokrotnie był w debacie publicznej przywoływany. Mówi on bowiem o tym, że orzeczenia Trybunału mają moc obowiązującą i są ostateczne. Jednak konstytucja nie precyzuje nam co to oznacza ostateczność orzeczeń i jak powinniśmy ją rozumieć.

Co ma pan na myśli?

Mówiąc o ostateczności orzeczeń trzeba ją powiązać z tym, czy dany akt wydany przez sąd, także przez Trybunał, jest rzeczywiście orzeczeniem. Trzeba ustalić czy taki akt spełnia wymagania orzeczenia.

Chce pan powiedzieć, że orzeczenia Trybunału nie zawsze są ważne i ostateczne?

Tak. Musimy mieć na uwadze, na co wskazuje przede wszystkim praktyka sądowa zarówno krajowa, jak i międzynarodowa, że nie każdy akt, który jest wydany przez sędziego, a może to także dotyczyć sędziów TK, może być obiektywnie rzecz biorąc potraktowany jako orzeczenie. Oczywiście skład orzekający tak go będzie przedstawiał i traktował, bo inaczej by go nie wydał. Natomiast w razie wątpliwości konieczne jest obiektywne ustalenie na podstawie przepisów, czy z takim właśnie aktem w naszym przypadku mamy do czynienia.

W jaki sposób można ustalić, czy wyrok Trybunału spełnia wszelkie wymogi prawne, by był uznany za obowiązujący?

Ograniczając się tylko do Trybunału tego rodzaju rozwiązania nie wskazano. W tym sensie, że ustawa o Trybunale Konstytucyjnym nie przewiduje możliwości wznawiania postępowań przed nim wskutek zaistnienia jakichkolwiek okoliczności, które uzasadniałyby tezę o wadliwości orzeczeń i stawiałyby nas przed koniecznością weryfikacji. Ale trzeba podkreślić, że o nieważności postępowania lub rozstrzygnięcia można teoretycznie mówić tylko w określonych przypadkach, które na przykład w sądach cywilnych są opisane w kodeksie postępowania cywilnego. Tam jest zamknięty katalog tych przypadków.

Można je zastosować także do Trybunału?

Zazwyczaj uznaje się, że w przypadku orzeczeń Trybunału z uwagi na wskazaną w konstytucji ich ostateczność te przepisy nie znajdują tutaj zastosowania, pomimo iż w ustawie o TK jest wprost odesłanie właśnie do k.p.c. Zwolennicy tej interpretacji podnoszą argument o niemożności podważenia orzeczeń Trybunału jako ostatecznych. Ale musimy pamiętać o tym, że nie każdy akt urzędowy, nawet jeśli jest nazwany wyrokiem zawsze bezwzględnie musi być orzeczeniem. Jak już wspomniałem, samo przypisanie tej nazwy danemu dokumentowi przez skład orzekający nie uprawomocnia go. Każdy wyrok, także ten wydany przez sędziów Trybunału, podlega ocenie kryteriów ustawowych i konstytucyjnych. Sytuację komplikuje jeszcze jedna ważna kwestia. Mimo iż w żadnych przepisach i procedurze nie zostało to uregulowane, to od bardzo dawna teoretycy prawa wyróżniają osobną kategorię orzeczeń nieistniejących.

Kiedy mamy z nimi do czynienia?

W sytuacji kiedy, w skutek różnego rodzaju wad formalnych, zazwyczaj w procesie orzekania, ale nie tylko, ów dokument, który jest nazwany orzeczeniem w ogóle nim nie jest. Powiem więcej, to są z nazwy orzeczenia, ale z powodu wad nimi de facto nie są. Taka sytuacja powoduje, że całe postępowanie, które wieńczy to co wydaje nam się orzeczeniem tak naprawdę nie zostało zakończone. Jest ono uznawane dalej za toczące się.

Obecnie mamy do czynienia właśnie z taką sytuacją?

Ocena stanu prawnego jest skomplikowana. Mamy tutaj lukę prawną. Ustawodawca nie przewidział sytuacji, w której mamy do czynienia z wadą prawną orzeczenia Trybunału i w jakich okolicznościach o takiej wadzie można mówić. Nie przewidział także trybu dokonania takiej oceny. A w konsekwencji skoro nie ma takiego trybu nie istnieje organ, który mógłby to ze skutkiem prawnym określić, czy mamy do czynienia z orzeczeniem, czy nie. Stąd w tym sporze podzielam pogląd, że istnieje poważne ryzyko powstania dualizmu prawnego. Ponieważ różne organy władzy publicznej bardzo różnie mogą oceniać charakter tego rozstrzygnięcia, które wydał Trybunał. I mają ku temu niebagatelne argumenty prawne

Jak można zakończyć ten spór?

Ta sytuacja jest bardzo poważna. Wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem, które mogłoby zażegnać ten prawny konflikt, bo to jest w interesie nas wszystkich, państwa i obywateli, to jest konieczność bezzwłocznego wydania przez parlament nowych przepisów o postępowaniu przed Trybunałem Konstytucyjnym. Takich przepisów, które zastąpią obecne i które TK będzie mógł stosować w kolejnych postępowania. Zakończyłoby to spór, czy stosować przepisy zakwestionowane przez Trybunał znajdującej się w tzw. noweli grudniowej, czy te, na podstawie których orzeka obecny skład TK. Dopiero nowe przepisy mogą spowodować, że znajdziemy się w nowej rzeczywistości, która pozwoli Trybunałowi bez ryzyka narażania się na zarzuty orzekać w kolejnych sprawach. A co ważniejsze zakończy obecny dualizm prawny.

Nowa ustawa o TK, czy zmiany w konstytucji?

Konieczne jest natychmiastowe działanie ustawodawcy w tym zakresie. W związku z tym obecnie nie ma czasu na uchwalanie nowej ustawy o Trybunale, bo konieczne jest zażegnanie owego niebezpieczeństwa skutków dualizmu prawnego. Oczywiście jakie będą to przepisy to zdecyduje Sejm.

Coraz powszechniejszy staje się pogląd, że obecna formuła Trybunału się wyczerpała. Zgadza się pan z tą opinią?

Jeśli pyta pan o perspektywę nieco dalszą, to zacząłbym od tego, że art. 197 konstytucji wskazuje, że organizację i tryb postępowania przed Trybunałem reguluje ustawa. I zmiany ustawowe począwszy od zmiany z 25 czerwca pokazują, że możliwe są rożne rozwiązania, jeśli chodzi o procedowanie przed TK. Takich szczegółowych zagadnień konstytucja nie przesądza. Na świecie jest wiele modeli funkcjonowania sądów konstytucyjnych i jest z czego czerpać ewentualne wzorce. Dotyczy to oczywiście także innych kwestii, jak np. liczba sędziów czy proces ich wyboru. Niewłaściwe jednak byłoby narażenie Trybunału Konstytucyjnego na ciągłe zmiany związane ze zmianą większości parlamentarnej. Bowiem jego orzekanie potrzebuje stabilizacji. Zatem powstaje pytanie, czy jest dzisiaj możliwy konsensus polityczny w tej sprawie, aby dokonać zmiany przepisów konstytucyjnych. Trudno mi to oceniać.

W konstytucji powinien znaleźć się także precyzyjny zapis odnośnie wyboru sędziów?

Bo i tu toczy się spór. Mamy sędziów wybranych przez parlament, lecz nie zaprzysiężonych przez prezydenta oraz takich, którzy złożyli ślubowanie, a nie są dopuszczani przez prezesa TK do orzekania. Ta sytuacja także dobitnie pokazuje, że twórcom konstytucji zabrakło wyobraźni politycznej. Jednak to nie jest tak, że te pytania dotyczące wad proceduralnych, o których dzisiaj rozmawiamy, pojawiły się teraz. Wcześniej te kwestie sprawiały także problemy, lecz nie były one związane wówczas z bieżącą polityką. Jeśli mówimy o wyborze sędziów Trybunału to warto podkreślić, że obecnie żaden organ władzy publicznej nie ma przyznanej przez wyraźny przepis ustawy kompetencji do tego, aby ostatecznie i wiążąco rozstrzygać kto został prawidłowo wybrany na ten urząd, a kto nie. Oczywiście nie odmawiam żadnemu organowi władzy publicznej samodzielnej oceny tej sytuacji prawnej, ale konstytucja, ani ustawa o Trybunale nie przyznają nikomu takich uprawnień.

Powinien istnieć organ, który weryfikowałby te kompetencje?

Patrząc na obecną sytuację myślę, że warto rozważyć przypisanie takich kompetencji jednemu z organów władzy sądowniczej. Mam wątpliwości, czy powinien być to sam Trybunał. Ponieważ, wtedy rozstrzygałby o kwestiach, które dotyczyłyby jego samego. Naraziłoby to Trybunał wówczas na zarzut rozstrzygania we własnych sprawach. Przy czym trzeba pamiętać o jednej kwestii. To Trybunał dzisiaj rozstrzyga spory kompetencyjne. Pojawia się więc w tym kontekście kolejne pytanie, kto miałby rozstrzygać spory dotyczące samego Trybunału? Obecna sytuacja pokazuje, że trzeba poważnie rozważyć jaki organ władzy sądowniczej powinien mieć tego typu kompetencje. W sposób naturalny nasuwa się tutaj Sąd Najwyższy.

Jednak zastanawiając się całościowo nad tym problemem warto zauważyć jeszcze jedną rzecz. Obecna struktura sądownictwa została przejęta z PRL. Przez ponad 26 lat od odzyskania niepodległości nie przeprowadzono w Polsce rzetelnej, naukowej debaty nad tym, czy ten model struktury władzy sądowniczej jest właściwy i czy się sprawdził. A jeśli nie, to czy być może wymaga rewizji. A jeśli tak to w jakim zakresie? Warto pamiętać, że model okresu międzywojennego wyglądał inaczej. Więc, gdy nadejdzie czas nad rozważaniem zmiany konstytucji konieczne będzie pochylenie się także nad tą kwestią w sposób bardzo poważny.

—rozmawiał Andrzej Gajcy

czwartek, 2 czerwca 2016

Jarosław Kaczyński - biografia idealna

31.05.2010 [00:00]
Najciekawszy polityk dwudziestolecia po 1989 roku, mąż stanu, wizjoner polityczny, nieskłonny do kompromisów a skłonny do konfliktów, z kłopotami w ocenie ludzi, którym warto zaufać.

Jarosław Aleksander Kaczyński u
rodził się 18 czerwca 1949 w Warszawie w rodzinie inteligenckiej, jako syn Jadwigi i Rajmunda Kaczyńskich, pierwszy z kolei brat bliźniak Lecha, późniejszego prezydenta RP. Matka, Jadwiga z domu Jasiewicz, filolog polski, w czasie II wojny sanitariuszka w Szarych Szeregach, w PRL nauczycielka w warszawskich liceach, potem pracownik Instytutu Badań Literackich. Ojciec Rajmund Kaczyński, inżynier, był żołnierzem AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego w pułku „Baszta" (odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari); w PRL pracownik Biura Projektów, wykładowca na Politechnice Warszawskiej.

W 1961 obaj bracia jako dwunastoletni chłopcy zagrali role Jacka (Lech) i Placka (Jarosław) w ekranizacji filmu dla dzieci wg powieści Kornela Makuszyńskiego O dwóch takich, co ukradli księżyc w reżyserii Jana Batorego.

Jarosław uczęszczał do XLI Liceum Ogólnokształcącego im. J. Lelewela w Warszawie, maturę zrobił w 1967 w XXXIII LLO im. M. Kopernika. Studiował w latach 1967-71 na Wydziale Prawa i Administracji UW. Na tym samym roku studiował jego brat Lech. Jako student I roku prawa uczestniczył w wiecu 8 marca 1968 na UW i w kolejnych demonstracjach, a także w strajku studentów UW. „Miałem coraz mocniejsze przeświadczenie, że powinna powstać opozycja, bo Polska jest już w Rosji. Bardzo dużą rolę w moim życiu odegrały audycje Wolnej Europy. Że powinna powstać opozycja, bo jest czymś dobrym."

W latach 1970-80 uczestniczył w prywat¬nych seminariach prawnika prof. Stanisława Ehrlicha, których tematem był m.in. liberalizm i zależność Polski od ZSRR.

Od 1971-1976 jako magister prawa pracował w Instytucie Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego przy Ministerstwie Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki. Zimą 1976 wysłał do sejmu indywidualny list ze sprzeciwem wobec zmian w konstytucji PRL.

Latem 1976 jeździł do Ursusa i Radomia na procesy robotników represjonowanych za protesty z powodu podwyżek cen w czerwcu 1976. Od wielu miesięcy już nie miał pracy, czekał na prawo obrony pracy doktorskiej z prawa pt. Rola ciał kolegialnych w kierowaniu szkołą wyższą w Instytucie Nauki o Państwie i Prawie UW, co władze uczelni odkładały; ostatecznie obronił go 2 grudnia. Następnego dnia zgłosił się do współzałożyciela KOR, Jana Józefa Lipskiego, który pracował w IBL z jego matką, Jadwigą, proponując swoją pomoc. W 1977 został członkiem zespołu Biura Interwencyjnego KOR a potem KSS „KOR", prowadzonego przez Krystynę i Stefana Starczewskich a później przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich, gdzie badał m.in. przypadki mor¬derstw popełnionych przez milicjantów i funkcjonariuszy SB. W 1978 roku w zastępstwie Zofii Romaszewskiej na kilka miesięcy przejął obowiązki szefa Biu¬ra Interwencyjnego. Wyjeżdżał do Płocka z pomocą dla represjonowanych robotników, udzielał także pomocy prawnej na Śląsku i w Toruniu. W Płocku zatrzymany przez SB, zwolniony i już stale w tym okresie inwigilowany.

Dzięki wstawiennictwu Andrzeja Stelmachowskiego otrzymał w tym czasie zajęcie w białostockiej filii UW; został tam adiunktem, pracował tam do końca 1981.

Brał udział w korowskich akcjach ulotkowych, m.in. w 1978 roku w Katowicach (podczas procesu Kazimierza Świtonia, założyciela WZZ na Śląsku), i w 1980 roku w obronie Edmunda Zadrożyńskiego z Grudziądza.

W 1979 wszedł do redakcji niezależnego „Głosu", redagowanego przez Antoniego Macierewicza, Jakuba Karpińskiego i in. W prasie podziemnej używał pseu¬donimów Stanisław Staszek, Lech Jarosławski, Jarosław Lechowski.

W 1980 roku uczestniczył w opracowywaniu Raportu o przestrzeganiu praw człowieka i obywatela w PRL, przygotowanego przez Komisję Helsińską KSS „KOR" na Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Madrycie (tzw. Raport Madrycki).

W sierpniu 1980 nawiązał kontakt ze strajkującymi we Wrocławiu. Zatrzy¬many przez SB, zwolniony po podpisaniu porozumień gdańskich 30 sierpnia.

2 września 1980 z m.in. Macierewiczem i Janem Olszewskim uruchomił przy ul. Bednarskiej w Warszawie punkt informacyjny dla osób zakładających związki zawodowe. Wkrótce potem został kierownikiem sekcji prawnej w Ośrodku Badań Społecznych przy Regionie Ma¬zowsze NSZZ „Solidarność". 17 września 1980 razem z Janem Olszewskim, bratem Lechem i odrębnie Karolem Modzelewskim prowadził w grupie działaczy późniejszej „Solidarności" w Gdańsku akcję, mającą na celu powołanie jednego związku zawodowego obejmującego terytorium całej Polski (w miejsce proponowanego podziału branżowego).

27 września 1981 podpisał deklarację założycielską Klubów Służby Niepodległości, założonych przez Wojciecha Ziembińskiego.

W grudniu 1981 po ogłoszeniu stanu wojennego przedostał się do strajkującej Huty „Warszawa".

W 1982 z Ludwikiem Dornem reaktywował „Głos" już jako pismo podziemne, w którego redakcji pozostał do 1983 roku nawiązał też sto¬sunki z działającym w warszawskiej Hucie Robotniczym Komitetem Samoobrony Społecznej, a później z Międzyzakładowym Robotniczym Komitetem „Solidarności" zajmującym się widowiskowymi akcjami w Warszawie. Zajmował się m.in. kolportowaniem prasy podziemnej i ulotek. Publikował artykuły w wydawnictwach MRK„S", w podziemnych pismach „Przegląd Polityczny" i „Głos Ursusa" oraz przygotowywał teksty ulotek. Pracował wtedy jako bibliotekarz w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego.

W latach 1982-89 był członkiem podziemnego Komitetu Helsińskiego w Polsce, zajmując się m.in. kontaktami z Zachodem. W 1983 roku krótko współpracował ze środowiskiem „Polityki Polskiej" (pismo działaczy Ruchu Młodej Polski). Nawiązał kontakt z gdańskim środowiskiem „Solidarności" skupionym wokół Lecha Wałęsy, gdzie jego brat pełnił ważne funkcje. Od grudnia 1983 do jesieni 1984 jako ekspert brał udział w posiedzeniach Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej kierującej podziemnym Związkiem. W czerwcu 1986 objął w TKK funkcję kierownika Biura Społeczno-Politycznego, które przygotowywało analizy na potrzeby TKK. Jesienią 1987 został sekretarzem już jawnej Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność". W maju i sierpniu 1988 był doradcą strajkujących w Stoczni Gdańskiej m. Lenina, wszedł w skład Komitetu Obywatelskiego.

W obradach Okrągłego Stołu (6 lutego - 5 kwietnia 1989) uczestniczył w pracach tzw. stolika czyli zespołu ds. reform politycznych oraz podzespołu do spraw reformy prawa i sądów. Uważał go tylko za etap w procesie demokratyzacji i uzyskania pełnej niepodległości kraju.

Wiosną 1989 znalazł się na zdjęciu z Wałęsą i tym samym w wyborach 4 czerwca 1989 został kandydatem do parlamentu kontraktowego z listy popieranej przez „Solidarność". Został senatorem I kadencji z Elbląga (1989–1991) i członkiem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. W sierpniu 1989 razem z bratem Lechem, senatorem z ziemi gdańskiej, zabiegał o utworzenie koalicji rządowej „Solidarności", ZSL i SD, w wyniku czego powołano tzw. pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego.

W październiku 1989 został przez Wałęsę mianowany redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność", na miejsce Mazowieckiego; spowodowało to konflikt z Mazowieckim, planującym obsadzić na tej funkcji swego zastępcę, Jana Dworaka. Kaczyńskiego zaczęła w ironicznym tonie opisywać „Gazeta Wyborcza", która podważała prawomocność tego wyboru. Zimą 1990 w „TS" po raz pierwszy padły hasła „Ruscy do domu" i „Wałęsa na prezydenta". Kaczyński liczył na to, że prezydentura Wałęsy będzie prezydenturą przełomu i zburzy pozostałości systemu komunistycznego w Polsce.

12 maja 1990 Kaczyński powołał nową partię, centroprawicowe Porozumienie Centrum, w którego programie znalazło się przyspieszenie zmian ustrojowych, a więc krytyka rządu Tadeusza Mazowieckiego. i wybór Wałęsy na prezydenta; w rok później doszedł postulat dekomunizacji struktur państwa.

23 czerwca 1990 roku na I Konferencji Programowej PC wybrano Jarosława Kaczyńskiego prezesem partii, którym pozostał do 1998 roku. Pierwotnie w skład PC wchodziły: Forum Demokratyczne Mazowsze, Chrześcijańska Demokracja Kraków, Klub Myśli Politycznej Dziekania, Młodzi Chrześcijańscy Demokraci, Polskie Stronnictwo Ludowe „Solidarność", Centrum Demokratyczne oraz Komitety Obywatelskie. Spośród parlamentarzystów OKP do PC wstąpiło 25 posłów i 7 senatorów.

Podczas kampanii prezydenckiej w połowie października 1990 Kaczyński jako zwolennik Wałęsy uczestniczył w debacie z Adamem Michnikiem, ówcześnie redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej" i zwolennikiem Mazowieckiego (red. prowadzący Marek Maldis), w której zwyciężył. Podkreślał pozycję w sondażach kandydata „znikąd" Stana Tymińskiego, znacznie wyższą od popieranego przez „GW" i UD Mazowieckiego; „niech najpierw [Mazowiecki] pokona Tymińskiego" – powiedział.

W 1990 Kaczyński założył Fundację Prasową „Solidarność", wszedł też w skład władz spółki akcyjnej „Telegraf". W 1993 zarzucono mu nielegalne finansowanie Porozumienia Centrum przez Fundację Prasową "Solidarność", w 2000 sprawę umorzono.

Po wygranej Wałęsy w wyborach prezydenckich otrzymał 16 grudnia 1990 propozycję objęcia funkcji premiera rządu, czego odmówił. Od stycznia 1991 do października 1991 piastował stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta w randze ministra stanu. W sierpniu 1991 był świadkiem, jak podczas puczu Janajewa w Moskwie Wałęsa telefonował do Jaruzelskiego z prośbą o konsultacje. Z Kancelarii Prezydenta odszedł jesienią 1991 z bratem (również ministrem stanu, szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego) i grupą współpracowników po konflikcie z Lechem Wałęsą i szefem jego gabinetu Mieczysławem Wachowskim.

W wyborach parlamentarnych 1991 z listy Porozumienia Obywatelskiego Centrum otrzymał mandat posła na Sejm I kadencji (1991-1993) z Warszawy i został przewodniczącym Klubu Parlamentarnego PC. Odmówił podczas spotkania w Belwederze liderów Unii Demokratycznej (UD), Kongresu Liberalno-Demokratycznego (KLD) i PC udzielenia poparcia dla kandydatury Bronisława Geremka na premiera rządu

Doprowadził do powstania rządu premiera Jana Olszewskiego w grudniu 1991; ten jednak wbrew planom nie powołał go na funkcję ministra obrony. Nocą z 4 na 5 czerwca 1992 Kaczyński wygłosił w sejmie płomienne przemówienie w obronie odwoływanego właśnie rządu Jana Olszewskiego i konieczności przeprowadzenia lustracji. W tym okresie ataki prasy postsolidarnościowej na lustrację odwoływały się do insynuacji politycznych, i do krytyki wyglądu i stylu życia Kaczyńskiego a także Macierewicza.

Zimą 1993 udzielił Jackowi Kurskiemu i Piotrowi Semce obszernego wywiadu w książce „Lewy czerwcowy", gdzie opisał fraternizowanie się uczestniczących w rozmowach „okrągłego stołu" elit opozycyjnych z komunistami, np. Kwaśniewskim, wyjaśnił też, że „okrągły stół" był miejscem przekazania władzy opozycji za uwłaszczenie nomenklatury partyjnej, oraz jako umowę, która doprowadziła do przemian w Polsce, ale jednocześnie ograniczyła je na korzyść ustępującej nomenklatury. Ujawnił też, że Mieczysław Wachowski, kierowca i pomocnik Wałęsy brał udział w kursie oficerskim SB w Świdrze w latach 70. Wg oficjalnych wyjaśnień na zdjęciu, na które powoływał się Kaczyński, a którego fragment pokazała telewizja, figurował w rzeczywistości Arnold Superczyński, policjant z Lublina, który to potwierdził. Zamieszczone zdjęcie wg Kaczyńskiego pokazywało jednak obu mężczyzn.

1 lutego 1993 roku Kaczyński zażądał, by prezydent Wałęsa podał się do dymisji i powołał Komitet na rzecz Odwołania Prezydenta.

W marcu 1993 Kaczyński ujawnił treść Instrukcji nr 0015 UOP z 26 października 1992, zlecającej działania agenturalne przeciwko opozycyjnym partiom politycznym. Szefem komórki, wykorzystującej Instrukcję był płk Jan Lesiak,  do roku 1997 szef Zespołu Inspekcyjno-Operacyjnego UOP, a przed 1989 rokiem oficer Departamentu III Służby Bezpieczeństwa. Komórkę Lesiaka zwano potem popularnie „szafą Lesiaka". Szczegóły działania i dokumenty z jego „szafy" Lesiaka podał do wiadomości publicznej Zbigniew Siemiątkowski (SLD) w 1997 roku. Celem działania komórki Lesiaka była inwigilacja i dezintegracja przywódców prawicy antywałęsowskiej, m.in. w lidera PC Jarosława Kaczyńskiego, z czym łączy się sprawa jego fałszywej deklaracji lojalności, Jana Olszewskiego, Antoniego Macierewicza, Wojciecha Ziembińskiego i innych, aby ich skłócić i skompromitować. M.in. uszkadzano samochody polityków, narażając ich życie i zdrowie.

Szefem UOP w 1993 był Jerzy Konieczny, premierem Hanna Suchocka, a szefem urzędu Rady Ministrów Jan Rokita.

W 1997 roku, po wyborczym zwycięstwie AWS,  Kaczyński doprowadził do utrącenia kandydatury Hanny Suchockiej na premiera, przypominając sprawę „szafy Lesiaka", co poparł Adam Michnik, który sprzeciwił się protestom swego środowiska jakoby zarzuty Kaczyńskiego były „absurdalne". W roku 1997 Suchocka, jako ówczesny minister sprawiedliwości, zapowiedziała odtajnienie dokumentów inwigilacji prawicy.

Kaczyński w końcu 1999 roku w wywiadzie dla „GW" powiedział, że „grupa Lesiaka w UOP prowadziła tajne, nierejestrowane operacje wobec posłów, polityków i partii politycznych. W celu kompromitowania polityków posługiwano się agentami w prasie i telewizji oraz plotkami obyczajowymi. Akcje te wspomagało Ministerstwo Sprawiedliwości  RP i prokuratorzy. Dopuszczono się takich czynów, jak podsłuchy i włamania do lokali partyjnych, a nawet próby morderstwa, jednakże do tego nie doszło." Fałszywkę z lojalką Kaczyńskiego zespół Lesiaka wyprodukował między rokiem 1989 a 1993.

Śledztwo wszczęte w roku 1997  wielokrotnie próbowano umorzyć, co udało się dopiero w sierpniu 1999 roku Lucjanowi Nowakowskiemu z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, z uzasadnieniem, że działania te „nie nosiły znamion czynów zabronionych", a inwigilacja służyła rządowi do celów analitycznych. Prokuratorzy narzekali na naciski, by umorzyli śledztwo. Sprawy nie wyjaśniono do końca istnienia rządu AWS (jesień 2001).

4 czerwca 1993, w rocznicę „nocnej zmiany", czyli obalenia rządu Olszewskiego, Kaczyński z kilkoma politykami stanął na czele manifestacji ulicznej, podczas której spalono kukłę Lecha Wałęsy. W tym czasie tygodnik „Nie" ujawnił, jakoby Kaczyński podpisał 17 grudnia 1981 tzw. deklarację lojalności, podsuwaną działaczom „Solidarności" przez SB po ogłoszeniu stanu wojennego; po kilkunastu latach procesu wytoczonego przez Kaczyńskiego okazało się, że była to fałszywka, sprokurowana przez służby specjalne po roku 1989, a nie w okresie PRL.

Po rozwiązaniu parlamentu przez Wałęsę 29 maja 1993 i po jesiennych wyborach Kaczyński znalazł się poza głównym nurtem życia politycznego. Latem 1993 w obliczu nadchodzących wyborów podjął rozmowy o koalicji z Ruchem dla Rzeczpospolitej Olszewskiego. Porozumienie nie doszło do skutku, żaden z liderów nie umiał sobie wyobrazić, że jego ugrupowanie może w ogóle nie wejść do sejmu samotnie. Kaczyński skupił kilka „kanapowych" prawicowych ugrupowań, które torpedowały porozumienie z Olszewskim; 19 czerwca wspólnie utworzyły one blok wyborczy Porozumienie Centrum – Zjednoczenie Polskie (PC-ZP). Hasłem PC-ZP było „Polsko! Czas na zmiany!" Żadne ugrupowanie postsolidarnościowe prócz Unii Demokratyczną nie weszło wtedy do Sejmu i 35 proc. wyborców pozostało bez reprezentacji na 4 lata.

W latach 1994-1997 pracował jako kierownik działu wydawniczego w spółce z o.o. „Srebrna". Po wyborach, jeszcze jesienią 1993 roku Kaczyński powołał Sekretariat Ugrupowań Centroprawicowych. Po jego rozpadzie, powołał 9 maja 1994 roku Przymierze dla Polski, w którego skład wchodziły Porozumienie Centrum, ZChN, Porozumienie Ludowe, Ruch dla Rzeczpospolitej i Koalicja Konserwatywna. Wskutek konfliktów wśród liderów ciała te szybko się rozpadały.

Lata 1997 – 2001 to powrót tzw. prawicy do parlamentu. Jarosław Kaczyński należał do współzałożycieli Akcji Wyborczej Solidarność (od 1996); został jednak posłem do Sejmu III kadencji, z listy Ruchu Odbudowy Polski, który otrzymał ok. 5,6 proc. Sam Kaczyński dostał w okręgu warszawskim najwięcej głosów.
W 1998 wskutek buntu w PC odszedł ze swej partii, od 1999 znalazł się w połączonym Kole Ruchu Odbudowy Polski – PC.

Wiosną przed wyborami w 2001 telewizja publiczna nadała dwa odcinki serialu zniesławiającego Jarosława i Lecha Kaczyńskich pt. Dramat w trzech aktach; film pomawiał ich o przyjęcie w 1990 roku od biznesmena Janusza Pineiry pieniędzy z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego na wsparcie partii PC. Politycy oddali sprawę do sądu, i po wielu latach wygrali proces.

W 2000 roku Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Jarosław Kaczyński zdecydował się wykorzystać świetne wyniki sondażowe brata i w czerwcu 2001 roku utworzył nową partię Prawo i Sprawiedliwość. Na jej czele stanął Lech Kaczyński.

W wyborach 2001 rok Jarosław Kaczyński został posłem na Sejm IV kadencji z okręgu stołecznego, zajmując drugie miejsce pod względem liczby głosów, i szefem Klubu Parlamentarnego PiS, które osiągnęło wynik 9,5 proc. W sejmie Kaczyński był członkiem Komisji Etyki. Od 2004, już po wejściu Polski do Unii Europejskiej, PiS wszedł w skład grupy Unia na Rzecz Europy Narodów.

W 2003 roku, gdy Lech został prezydentem Warszawy, Jarosław Kaczyński objął prezesurę w PiS. W wyborach 2005, w atmosferze tzw. afery Rywina, Jarosław Kaczyński został posłem na Sejm V kadencji z PiS z Warszawy, z najwyższym w mieście wynikiem ponad 170 tys. głosów. Po wygranej (prawie 27 proc.) PiS objął rządy w Polsce, otrzymując w parlamencie 155 mandatów poselskich i 50 senatorskich. Kaczyński wyznaczył na premiera Kazimierza Marcinkiewicza (19 października 2005 desygnowany na tę funkcję przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego). 28 grudnia 2005 Jarosław Kaczyński otrzymał od swego brata prezydenta nominację na członka Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W 2005 roku otrzymał tytuł Człowieka Roku tygodnika „Wprost".

W lutym 2006 podpisał umowę „stabilizacyjną" z Samoobroną i LPR, zawierającą m.in. poparcie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, przeprowadzenie lustracji majątkowej i powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

W czerwcu 2006 ujawnił dokumenty ze swojej „teczki" z IPN, założonej mu w PRL przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.

Na II Kongresie PiS w Łodzi, w czerwcu 2006 został ponownie wybrany na prezesa partii.

10 lipca 2006, po dymisji Marcinkiewicza, Kaczyński został desygnowany na premiera, zaprzysiężony 14 lipca, wotum zaufania od Sejmu otrzymał 19 lipca 2006. Kaczyński utrzymał koalicję rządową z Ligą Polskich Rodzin Romana Giertycha i Samoobroną Andrzeja Leppera. Koalicjanci sprawiali sporo kłopotu Kaczyńskiemu, Leppera oskarżano później o udział w korupcji w Ministerstwie Rolnictwa i wykroczenia obyczajowe.

Wybory personalne Jarosława Kaczyńskiego często dziwiły zwolenników. Np. nominacja znanego z wyroków w latach 70. i stanie wojennym sędziego Andrzeja Kryże na sekretarza stanu w ministerstwie sprawiedliwości (2005-2007), gdy ministrem był Zbigniew Ziobro. Inną taką nominacją było wyniesienie do godności wicepremiera i ministra w MSWiA Janusza Kaczmarka, który po dymisji oskarżał Kaczyńskiego o naciski w wymiarze sprawiedliwości; kolejną – Konrada Kornatowskiego, prokuratora w stanie wojennym, polecanego przez Kaczmarka, powołał na stanowisko Głównego Komendanta Policji (2007). Działalność Kaczmarka w rządzie przyczyniła się do konfliktu Kaczyńskiego z wieloletnim przyjacielem i współpracownikiem jeszcze z okresu opozycji lat 70. Ludwikiem Dornem, aż do jego wystąpienia z PiS.

22 września 2006 na wniosek premiera Kaczyńskiego prezydent odwołał Leppera ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa. Leppera oskarżono potem o udział w korupcji w ministerstwie rolnictwa, na jego korzyść wypowiadał się Janusz Kaczmarek.

1 października 2006 na wiecu poparcia dla PiS w Stoczni Gdańskiej Kaczyński powiedział, że stoczniowcy stoją „tam gdzie zawsze", czyli przy historycznej Bramie nr 2, a „oni", czyli zwolennicy PO „tam, gdzie stało ZOMO", odnosząc się do wydarzeń z 1988 roku. Zmanipulowano to w mediach jako zarzut, jakoby przyrównał przeciwników swego rządu do funkcjonariuszy ZOMO, którzy w czasach PRL tłumili protesty robotników. Niektórzy sygnatariusze porozumień sierpniowych, w tym Lech Wałęsa, zażądali w liście otwartym, by cofnął te słowa.

26 kwietnia 2007 stanął na czele Komitetu Organizacyjnego EURO 2012. Na początku lipca odwołał po raz drugi ze składu rządu Andrzeja Leppera, a także ministra sportu Tomasza Lipca, którego aresztowano; 8 sierpnia zdymisjonował szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, który znalazł się w kręgu podejrzanych o przeciek w sprawie akcji CBA w ministerstwie rolnictwa (konsekwentnie zaprzeczał stawianym mu zarzutom) i powołał na nie Władysława Stasiaka. Rozpoczęło się też wówczas śledztwo w różnych dziedzinach sportu, prowadzące do aresztowania licznych działaczy sportowych z zarzutami korupcji; od tego okresu datuje się seria błyskotliwych zwycięstw Polaków w różnych dziedzinach sportu.

W tym okresie opozycja zarzucała Kaczyńskim, zwalczającym korupcję w państwie, że bez potrzeby otwierają kolejne fronty walki z różnymi środowiskami i że robią to dla własnej satysfakcji, z przyczyn charakterologicznych. Chodziło o kilka aresztowań wśród lekarzy, odmowę mianowania niektórych sędziów przez prezydenta oraz o środowiska naukowe, które usiłowano w tym czasie objąć lustracją, a które gremialnie odmówiły podporządkowania się ustawie w tym zakresie.

Jarosław Kaczyński zdecydował się na przedterminowe wybory do parlamentu w chwili, gdy Platforma Obywatelska, nie mogąc obalić jego rządu, zapowiedziała kolejne odwoływanie ministrów. 11 sierpnia 2007 PiS podjął działania zmierzające do przedterminowych wyborów. Dwa dni później prezydent na wniosek Prezesa Rady Ministrów odwołał z rządu ministrów rekomendowanych przed Ligę Polskich Rodzin oraz Samoobronę.

21 października 2007 w przedterminowych wyborach Jarosław Kaczyński został posłem Sejmu VI kadencji, zdobywając 273 684 głosy w okręgu Warszawa (2 miejsce po Donaldzie Tusku). Prawo i Sprawiedliwość przegrało jednak wybory parlamentarne z PO i przeszło do opozycji, ale zdobywając 5 183 477 głosów, a więc o 2 mln więcej niż w 2005.

Gabinet Kaczyńskiego pełnił obowiązki do zaprzysiężenia rządu PO w listopadzie 2007. W VI kadencji Sejmu od 2007 Jarosław Kaczyński zasiada w sejmowych Komisjach: ds. Łączności z Polakami Zagranicą, do Spraw Kontroli Państwowej i Odpowiedzialności Konstytucyjnej.

Efektem rządów Prawa i Sprawiedliwości, a więc koncepcji i działalności Jarosława Kaczyńskiego były daleko idące pozytywne zmiany w państwie, zarówno w gospodarce, jak i w innych dziedzinach.

W polityce zagranicznej wspierał działania prezydenta Lecha Kaczyńskiego, realizując wizję wolnej, niepodległej Polski, członka Europy ojczyzn, solidarnej społecznie.

W kraju produkt krajowy brutto w czasie jego rządów przyrastał rocznie o ponad 6%, produkcja przemysłowa o ponad 10%, inwestycje o 20%, produkcja budowlana o ponad 60%. W okresie 2005-2007 powstało 1,2 mln miejsc pracy w kraju i spadło bezrobocie z ponad 3 mln osób w 2005 do ca 1 mln 100 tys. w 2008. Inflacja była niska a złoty stabilny. Zmniejszono deficyt finansów publicznych z około 4 proc. PKB do w 2006 do około 3 proc. PKB w 2007. Cena benzyny spadła z ok. 4,30 zł do 3,70 zł.

Ponadto Kaczyński zlikwidował podatek od spadków i darowizn, zmniejszył podatek dochodowy od osób fizycznych, obniżył o ponad połowę składkę rentową, dzięki czemu wzrosły pensje pracownicze, podniósł zaś znacząco najniższą płacę.

Przeprowadził zmianę ustawy o radiofonii i telewizji, zmienił skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, dotychczas praktycznie w 100 proc. eseldowski, co doprowadziło do wybrania znanych dziennikarzy do zarządów mediów publicznych i wyrazistych zmian w programach.

W ramach funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności uzyskał obietnicę 67,3 mld euro na lata 2007 - 2013.

Wprowadził w ramach polityki prorodzinnej nieznane w Polsce a powszechne w Europie Zachodniej odpisy od podatku na każde dziecko, wydłużył urlopy macierzyńskie, wprowadził też krytykowane przez opozycję tzw. becikowe, czyli zapomogę z tytułu urodzenia dziecka, co po dwóch latach zahamowało ujemny przyrost naturalny notowany od 2000 roku; na dożywianie dzieci przeznaczył 500 mln zł rocznie.

Zainicjował politykę bezpieczeństwa energetycznego przez poszukiwanie niezależnych źródeł energii w kraju i zagranicą. Sprzeciwiał się budowie gazociągu północnego z Niemiec do Rosji, zainicjował budowę gazoportu.

Wprowadził mechanizmy konkurencji w telefonii komórkowej, spadły o połowę ceny dostępu do internetu i ceny usług telefonicznych. Stworzył Urząd Komunikacji Elektronicznej przeciw monopolom.

Powołał Centralne Biuro Antykorupcyjne, które zajęło się skutecznym ściganiem korupcji i które stało się solą w oku SLD i rządzącej Platformy Obywatelskiej.

Wprowadził sądy 24-godzinne, powołał Krajową Szkołę Sędziów i Prokuratorów. Po dwóch latach rządów PiS przestępczość kryminalna spadła o 18 proc.
Odpolitycznił administrację rządową, wprowadzając ustawę o służbie cywilnej i państwowym zasobie kadrowym.

Dokonał likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, powołał nowe służby specjalne. Rozpoczął restrukturyzację polskich sił zbrojnych.

Przeprowadził ustawową lustrację, zahamowaną przez sprzeciw zainteresowanych. Wzmocnił pozycję Instytutu Pamięci Narodowej.

Nakłady na ochronę zdrowia wzrosły o ponad 10 mld zł, tj. o 26%, a niedopłacanym latami pracownikom tej branży podniesiono wynagrodzenia o blisko jedną trzecią.

Za rządów PiS 86% Polaków deklarowało, że czują się szczęśliwi, a ponad 60% twierdziło, że żyje się im dostatnio.

W kwietniu 2010 Jarosław Kaczyński kandydował na prezydenta RP w przedterminowych wyborach, ogłoszonych w związku z katastrofą lotniczą w Smoleńsku, w której zginął jego brat Lech, prezydent RP. Oficjalne hasło kampanii brzmiało: „Polska jest najważniejsza". Komitet Wyborczy Jarosława Kaczyńskiego zebrał około 1,7 mln podpisów poparcia. Poparcia udzieliły mu NSZZ „Solidarność", „Solidarność" Rolników Indywidualnych Europa Wolnych Ojczyzn – Partia Polska (3 maja 2010), Ruch Odbudowy Polski, partia Polska Plus oraz 160 artystów, pisarzy, naukowców i dziennikarzy, zebranych w stołecznym Komitecie Poparcia. Ponad 130 podobnych komitetów powstało w całej Polsce i zagranicą, wśród Polonii.

W II turze Kaczyński zajął drugie miejsce za Bronisławem Komorowskim, osiągając około 7 920 000 głosów, czyli prawie 47 proc. Po przegranej w wyborach prezydenckich zajął się śledztwem w sprawie śmierci brata i 95 innych osób w katastrofie lotniczej, m.in. powołał zespół parlamentarny ds. zbadania katastrofy smoleńskiej pod kierunkiem Antoniego Macierewicza. Dążył do upamiętnienia ofiar. Co miesiąc przemawiał przed Pałacem prezydenckim do tłumów, zgromadzonych tam tysiącami każdego 10 dnia miesiąca podczas Marszów Pamięci o katastrofie.

Po przejściu Kaczyńskiego do opozycji i przegranej w wyborach prezydenckich mainstreamowe media kontynuowały frontalny atak na niego i nieżyjącego już jego brata. Zarzucano mu przede wszystkim, jakoby oszukał społeczeństwo w kampanii wyborczej, że „teraz już będzie inny", bo złagodził ton swych wypowiedzi po katastrofie, a potem okazał się „taki sam jak przedtem", bo zaostrzył go wraz z upływem czasu, gdy nie było efektów w śledztwie. Prym wiódł w niewybrednych atakach szef klubu parlamentarnego partii rządzącej Janusz Palikot, który publicznie wyrażał przekonanie, że Jarosław Kaczyński „umiera" i „Chce się znaleźć tam, gdzie jego brat – pod ziemią, w trumnie, obok ukochanego »tego drugiego«". Wielu komentatorów z trudem ukrywało radość z rozwiązania kłopotów z prezydentem i popędzało Kaczyńskiego, by skończył ze zbyt długotrwałą ich zdaniem żałobą. Gdy na pytanie dziennikarki stwierdził, że w Smoleńsku bezpośrednio w dniu katastrofy rozpoznał ciało brata, a w Warszawie już nie (poddano je różnym zabiegom), w nieskończoność perfidnie manipulowano ta wypowiedzią, przekręcając ją, jakoby Kaczyński wyraził wątpliwości, czy to w ogóle był jego brat, lub doklejając słowa dziennikarza, twierdzącego, że Kaczyński zamierza żądać ekshumacji i usunięcia ciała z Wawelu.

10 grudnia 2010 zorganizował w Jachrance konferencję „Pamięć i Zobowiązanie", poświęconą pamięci brata, gromadząc około tysiąca osób z całej Polski, jako zaczyn ruchu społecznego na rzecz przemian w Polsce.


Źródła:
Słownik opozycji w PRL – Wyd. Fundacji „Karta", Warszawa 2000
Wikipedia
Teresa Bochwic – Odwrotna strona medalu. Wywiad rzeka z Jarosławem Kaczyńskim, Pomost", Warszawa 1991
Michał Karnowski, Piotr Zaremba – Alfabet Kaczyńskiego
Piotr Zaremba – O jednym takim..., Wyd. Czerwone i czarne, Warszawa 2010
Krystian Kratiuk – Jarosław Kaczyński w publicystyce „Gazety Wyborczej" 1989-1997, praca magisterska, 2010

niedziela, 29 maja 2016

Łatwo dowiesz się, gdzie szukać spadku. Albo czy jesteś bankowym słupem


Oddział banku BPH w Łodzi przy ul. Tatrzańskiej

Oddział banku BPH w Łodzi przy ul. Tatrzańskiej

1 lipca br. ruszy Centralna Informacja o Rachunkach Uśpionych. Będzie ona wsparciem dla osób poszukujących pieniędzy swoich zmarłych krewnych. Pozwoli też każdemu zidentyfikować stare, niezamknięte konta lub co gorsza - założone przez oszustów posługujących się naszymi danymi osobowymi.

Co podpowie Ci Centralna Informacja?

Centralna Informacja o Rachunkach Uśpionych pozwoli Ci:

  • odszukać rachunki w bankach i SKOK-ach założone na Twoje dane. To bardzo ważne m.in. gdy obawiasz się, że ktoś mógł skorzystać z Twojej tożsamości w celu założenia konta - a potem wyłudzenia pożyczki. Ale może też przypomnieć Ci, że gdzieś masz zapomniany rachunek, albo taki, którego bank nie zamknął pomimo Twojego wniosku.
  • odszukać rachunki spadkodawcy w bankach i SKOK-ach. Dowiesz się, czy Twój zmarły krewny miał gdzieś konta albo lokaty, o których nic nie wiesz. Oczywiście w celu weryfikacji będziesz musiał przedstawić tytuł prawny do spadku.

Dotychczas uzyskanie takich danych było możliwe w każdej instytucji z osobna. Teraz Krajowa Izba Rozliczeniowa rusza z centralną bazą. Dzięki temu składając wniosek w jednym banku otrzyma się wspólną informację ze wszystkich podmiotów na rynku.

Jak uzyskać dane z Centralnej Informacji?

Od 1 lipca będziesz mógł złożyć w dowolnej placówce każdego banku lub SKOK-u stosowny wniosek, w którym poprosisz o informację na temat Twoich rachunków, albo rachunków Twoich spadkodawców. Instytucja skieruje zapytanie do Centralnej Informacji, i w ciągu 3 dni roboczych powinno czekać już na Ciebie gotowe zestawienie.

Ustawa daje bankom możliwość pobierania opłat za udostępnianie informacji o rachunkach, ale zapytane przez nas banki na razie nie planują obciążania klientów kosztami.

Centralna Informacja - przebieg procesuCentralna Informacja

Jakie dane uzyskasz z Centralnej Informacji?

Wykaz, który otrzymasz z Centralnej Informacji, będzie zawierał:

  • nazwy banków i SKOK-ów, które prowadzą lub prowadziły rachunki Twoje lub spadkodawcy (z wyszczególnieniem, które rachunki są nadal prowadzone)
  • numery rachunków
  • informację, które rachunki są wspólne
  • informację o umowach rozwiązanych lub wygasłych z powodu śmierci posiadacza rachunku lub braku dyspozycji na rachunku przez 10 lat


Po wszystkie inne informacje (np. dotyczące salda rachunków) musisz udać się samodzielnie do wskazanych w zestawieniu instytucji.

Banki i SKOK-i będą przekazywały informacje o rachunkach osobistych, oszczędnościowych czy lokatach. Za pośrednictwem Centralnej Informacji nadal nie zidentyfikujemy jednak łatwo np. rachunków maklerskich, rachunków jednostek funduszy inwestycyjnych czy polis inwestycyjnych. W ich przypadku pozostanie dotychczasowa droga, czyli dopytywanie w każdej instytucji z osobna.