piątek, 20 stycznia 2017

Sikorski: Ameryka to samolubny szeryf


WYWIAD
Paweł Wroński

Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych Polski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

  • 205
Jedną z pierwszych propozycji, jakie złoży Putin Trumpowi, będzie wstrzymanie budowy bazy antyrakietowej w Redzikowie. To byłby prawdziwy sprawdzian stosunku Trumpa do Moskwy i zarazem jego przyjaźni do Polski
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Paweł Wroński: Trump wygrał pod hasłem „Uczyńmy Amerykę znów wielką". Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed 45. prezydentem USA w urzeczywistnieniu tej wizji?

Radosław Sikorski*: Przewrotnie mówiąc, najważniejszym zadaniem prezydenta jest upewnienie reszty świata, że Ameryka nadal chce być wielka. Czyli że gotowa jest wspierać globalny system bezpieczeństwa. Upewnienie, że jej lotnictwo i flota nadal będą strzegły wodnych szlaków handlowych, że armia będzie ograniczała obszary konfliktu. To jądro tego, co nazywamy rolą globalnego szeryfa – czyli przedstawiciela prawa międzynarodowego.

Postawa Trumpa świadczy o tym, że zamierza prowadzić twardą politykę wobec chińskich prób uczynienia morza wewnętrznego z Morza Południowochińskiego. Z drugiej strony na Forum Ekonomicznym w Davos prezydent Chin objawił się jako największy zwolennik wolnego handlu

– Jeśli wsłuchać się w retorykę Trumpa i jego obozu, można dojść do wniosku, że USA w przyszłości nie będą już światowym policjantem w dobrym znaczeniu tego słowa, tylko samolubnym państwem, które dba przede wszystkim o swój interes. Tyle że państwem mocniejszym od innych. Trump uważa, że Stany Zjednoczone więcej dokładają do tej quasi-imperialnej roli, niż na niej korzystają. Oczywiście wolno mu tak sądzić. Pytanie: czy to nowa doktryna, czy tylko brak wiedzy. Gdy poznamy na nie odpowiedź, to będziemy wiedzieli, czy chodzi o skorygowanie systemu, co zawsze jest cenne, czy jego przemeblowanie, a to byłoby już groźne.

Czy takie myślenie może sprawić, że powrócą strefy wpływów? I stanie się tak, że USA będą odpowiadać za jeden rejon świata, a inne mocarstwo – na przykład Rosja – za inny? W dodatku Trump mówi, że NATO jest przestarzałe, budżety na obronę zbyt małe, a Europa nie dba o bezpieczeństwo

– Zbieżność retoryki Trumpa z tym, co od lat mówi Moskwa, jest dla mnie zastanawiająca i niepokojąca. Miejmy nadzieję, że słowa o NATO to tylko próba wystraszenia sojuszników, aby wreszcie podnieśli budżety obronne, co samo w sobie jest słuszne. Jeśli jednak nawiązuje pan do ostatniego wywiadu Trumpa dla „Bilda" i „Timesa", to jego stwierdzenie, że NATO nie uczestniczy w wojnie z terroryzmem i że to USA bronią krajów Sojuszu, jest po prostu nieprawdziwe. Bo przecież to NATO przyszło z pomocą Ameryce po zamachach na WTC i Pentagon z 11 września 2001 r. Związaliśmy się w tej wojnie na lepsze i na gorsze ze Stanami Zjednoczonymi, odsuwając od władzy talibów w Afganistanie i próbując ustabilizować ten kraj.

Trump nie wykluczył zniesienia sankcji wobec Rosji za zajęcie Krymu, jeśli przyniosłoby to korzyści. To groźne?

– Groźne. I ta wypowiedź może być pierwszym skowronkiem takiej nacjonalistycznej doktryny twardo pojętego, krótkotrwałego interesu narodowego. To może znaleźć aprobatę wśród wyborców Trumpa. Jeśli jest się Amerykaninem mieszkającym poza Waszyngtonem, to można zadać pytanie: co nam do tego, czy Krym jest ukraiński, czy rosyjski? Mam nadzieję, że współpracownikom prezydenta uda się skorygować ten sposób myślenia, bo obecnie trzeba myśleć w kategoriach ładu międzynarodowego.

Przypadek Krymu może być precedensem i rodzi pytanie, co będzie, kiedy prawo pięści usankcjonujemy. A będzie to miało negatywne konsekwencje także dla Ameryki. To ona gwarantowała niepodległość i integralność terytorialną Ukrainy w zamian za pozbycie się przez Kijów arsenału jądrowego. Jeśli długotrwałe zobowiązania Waszyngtonu okażą się nieważne, to może oznaczać konsekwencje w przypadku Korei Południowej czy Tajwanu, których suwerenność i niepodległość USA gwarantują.

Trump wyraża radość z Brexitu i spodziewa się, że inne państwa też zaczną wychodzić z Unii. Czy to nie przyniesie odmiennego efektu, czyli zjednoczenia Europy wobec grających na jej rozbicie USA?

– Pamiętajmy, że pierwszym zagranicznym politykiem, z którym spotkał się Trump, był Nigel Farage, główny orędownik Brexitu. To było niemądre, ale trudno Trumpowi odmówić konsekwencji. Niewykluczone, że gdyby prezydent naprawdę proklamował doktrynę rozbicia Unii, to UE wreszcie znajdzie to, czego jej brakowało – doktrynę spójności opartą na antyamerykanizmie.

O tym „lewactwo", jak powiedziałaby obecna propaganda, zawsze marzyło. Był taki czas w okresie konfliktu irackiego, gdy nowa Europa tłumaczyła starej, że antyamerykanizm nas nie interesuje, że tożsamość europejską trzeba rozwijać w ramach jedności całego Zachodu. Ale jeżeli polityką Stanów Zjednoczonych stałaby się gra na rozwalenie Unii, to zasadniczo zmieniłoby psychologiczny układ sił w Europie.

Liczę na ludzi takich jak sekretarz obrony i sekretarz stanu USA. Że oni zrozumieją, iż Europa rozbita na państwa członkowskie będzie mniej użyteczna w kryzysach, które nas wszystkich czekają. Zjednoczony kontynent może mieć wątpliwości wobec polityki Stanów Zjednoczonych, ale gdy np. poprze ich stanowisko w sprawach pomocy rozwojowej i humanitarnej, to tworzy nową jakość i jest atutem.

Właśnie, współpracownicy Trumpa. Jak pan ocenia sekretarza stanu Rexa Tillersona i sekretarza obrony Jamesa Mattisa?

– Bardzo wysoko. Generał Mattis to świetny dowódca, który wie, jakie znaczenie ma NATO. A Rex Tillerson to człowiek z dużym dyplomatycznym doświadczeniem.

Kierowanie takim koncernem jak ExxonMobil można porównać do doświadczenia bycia premierem sporego państwa.

Gdy Trump mówi, że nie zdziwi się, jeśli z Unii wyjdzie kolejne państwo, to ma na myśli również Polskę?

– Zdaje się, że na polskiej prawicy, także w obozie rządzącym, są politycy, którzy chętnie by w tym pomogli. Nie miałoby to jednak nic wspólnego z polskim interesem narodowym.

Z sondażu dla ABC News i „Washington Post" wynika, że Trump już na starcie jest najgorzej postrzeganym prezydentem spośród ostatnich siedmiu przywódców Ameryki. Popiera go tylko 40 proc. badanych. Czy będzie musiał się zmierzyć z własną niepopularnością?

– W Polsce bez większych przeszkód rządzą politycy z jednym z najniższych współczynników zaufania społecznego – mam na myśli Antoniego Macierewicza i Jarosława Kaczyńskiego.

Równocześnie 60 proc. badanych uważa, że Trump poradzi sobie ze sprawami gospodarczymi

– To prawda, Trump poruszył parę kwestii, które są ważne, a których waszyngtoński establishment nie rozwiązał. Chodzi o upolitycznienie roli banków centralnych i ich rolę w kreowaniu bogactwa, na przykład poprzez bańki spekulacyjne. W Stanach Zjednoczonych podatki korporacyjne są jednymi z najwyższych w świecie, dwa razy wyższe od tych w Polsce. To powoduje, że z Ameryki wyprowadzają się firmy, ale także uciekają pieniądze. Amerykanie mają też nadzieję, że skończy się trwający osiem lat rozdźwięk między prezydentem a zdominowanym przez Republikanów Kongresem. Jego przezwyciężenie umożliwiłoby na przykład rozpoczęcie wielkiego programu inwestycji w infrastrukturę.

Sondaż pokazuje też wysokie poparcie dla renegocjacji porozumienia NAFTA, czyli strefy wolnego handlu między USA, Kanadą i Meksykiem. Jednak większość Amerykanów jest przeciwko budowie muru na granicy z Meksykiem, co obiecywał Trump

– Bez renegocjacji NAFTA groźby Trumpa, że będzie wprowadzał cła na samochody wyprodukowane w Meksyku, są po prostu niewykonalne. Bo teraz nie ma podstaw do ich wprowadzenia. Równocześnie wycofanie się z porozumienia mogłoby mieć katastrofalne skutki dla USA. Byłoby sprzeczne z filozofią Trumpa – chęcią ograniczania napływu nielegalnych imigrantów. Pamiętajmy też, że wbrew postprawdom w internecie bilans przepływu ludności między Stanami i Meksykiem przesunął się w stronę Meksyku. Więcej ludzi przenosi się z USA za Rio Grande, co wiąże się ze wzrostem zamożności Meksyku, między innymi dzięki umowie NAFTA. Większość nielegalnych latynoskich imigrantów do USA napływa z krajów trzecich.

Jaki będzie stosunek Trumpa do Europy Środowej? Polakom obiecał zniesienie wiz, a z kręgów wojskowych nadchodzą sygnały, że w Polsce pozostanie amerykański kontyngent

– Dwie żony Trumpa są z naszych stron, czyli Czech i Słowenii. Miejmy nadzieję, że oznacza to nie tylko sympatię dla regionu. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby właśnie nasz obszar stał się obiektem pierwszego testu w relacjach amerykańsko-rosyjskich.

Jakiego?

– Putin może na przykład złożyć propozycję, aby Stany Zjednoczone zrezygnowały z dokończenia budowy instalacji tarczy antyrakietowej.
To możliwe?

– Rosjanie uważają bazę antyrakietową w Redzikowie za zagrożenie dla własnego potencjału nuklearnego. To dla nich ma żywotne znaczenie i może być prawdziwym testem nie tylko dla intencji Trumpa wobec Moskwy, ale też jego stosunku do krajów środka Europy. To dopiero będzie prawdziwa decyzja, a nie kolejne bajdurzenia o zniesieniu wiz, co obiecuje każdy prezydent.

*Radosław Sikorski – minister spraw zagranicznych z ramienia PO w latach 2007-14, minister obrony narodowej w rządzie PiS w latach 2005-07, wiceszef MON u Jana Olszewskiego i wiceszef MSZ w rządzie Jerzego Buzka. W latach 80. był brytyjskim korespondentem w Afganistanie. Wykłada na Harvardzie

The letter from Clinton to Bush, Bush to Obama (2001-01-20, 2009-01-20)

Jan 20, 2009

Dear Barack,

Congratulations on becoming our President. You have just begun a fantastic chapter in your life.

Very few have had the honor of knowing the responsibility you now feel. Very few know the excitement of the moment and the challenges you will face.

There will be trying moments. The critics will rage. Your "friends" will disappoint you. But, you will have an Almighty God to comfort you, a family who loves you, and a country that is pulling for you, including me. No matter what comes, you will be inspired by the character and compassion of the people you now lead.

God bless you.

Sincerely,

GW

--------------------------------------------------------

January 20, 2001

Dear George,

Today you embark on the greatest venture, with the greatest honor, that can come to an American citizen.

Like me, you are especially fortunate to lead our country in a time of profound and largely positive change, when old questions, not just about the role of government, but about the very nature of our nation, must be answered anew.

You lead a proud, decent, good people. And from this day you are President of all of us. I salute you and wish you success and much happiness.

The burdens you now shoulder are great but often exaggerated. The sheer joy of doing what you believe is right is inexpressible.

My prayers are with you and your family. Godspeed.

Sincerely, Bill


niedziela, 15 stycznia 2017

Ochroniarze władzy. Jaka jest cena za ich milczenie?



Ochroniarze władzy. Jaka jest cena za ich milczenie?

Rafał ZychalDziennikarz Onetu

Strzały do premiera, zamach w centrum Bagdadu, ale także wieczne problemy ze sprzętem i kaprysy polityków. To tylko część wyzwań, z którymi przyszło się zmierzyć w ostatnich latach funkcjonariuszom Biura Ochrony Rządu. O spektakularnych próbach wyrwania się spod ich opieki nieraz pisały media. Ale nie o wszystkich. Teraz możemy poznać kulisy tych wydarzeń. Jakie jeszcze tajemnice skrywają BOR-owcy?




  • BOR to "Polska w pigułce". A tragedia w Smoleńsku zmieniła niewiele. Także u polityków
  • Ile zarabiają BOR-owcy? I dlaczego niemal zawsze chodzą w ciemnych okularach?
  • Tusk, Kwaśniewski, Komorowski. Oni też próbowali zgubić ochronę BOR
  • Jaka może być cena za ich milczenie?

16 grudnia 1922 roku. Tuż po godzinie 12 próg warszawskiej "Zachęty" przekracza nowo wybrany prezydent Gabriel Narutowicz. Kilkanaście minut później, gdy stoi przed obrazem "Szron", padają trzy strzały. Prezydent osuwa się na ziemię i wkrótce umiera.


To właśnie zamach na Narutowicza przeprowadzony przez Eligiusza Niewiadomskiego stał się impulsem, który doprowadził do powstania specjalnej jednostki, której zadaniem miało być czuwanie nad bezpieczeństwem głowy państwa. Tak narodził się BOR. Jego historię opisuje w swojej książce "Biuro. Ochroniarze władzy. Za kulisami akcji BOR-u" Michał Majewski.

Czym jest Biuro Ochrony Rządu dziś i co wyróżnia pracujących w nim funkcjonariuszy? "Szkolisz ludzi, by w sytuacji zagrożenia wzięli kulkę na siebie. Inni mają pokonać przeciwnika. Odbić zakładnika. Ty masz obezwładnić napastnika i oddać go w ręce policji" – opisuje jeden z nich. Choć oficjalnie jest to informacja utajniona, to wiadomo, że BOR zatrudnia nieco poniżej dwa tysiące osób. Na co dzień odpowiada za bezpieczeństwo 20-30 osób. Najważniejszych osób w Polsce. I wcale nie zarabiają dużo. Doświadczony kierowca prezydenta może dostać "na rękę" 3,5 tysiąca złotych, a funkcjonariusz w stopniu kapitana – 4,5-5 tysięcy.

Grafik pracy BOR-owców ułożony jest tak, że jednego dnia pracują ze swoim VIP-em, kolejnego odpoczywają, a następnego – stawiają się na zajęciach treningowych. To sytuacja idealna. Oczywiście nie zawsze tak jest. Niemal do rangi ich symbolu urosły już ciemne okulary, w których pojawiają się przy ochranianej osobie. Ale to nie jest tylko kwestia wyglądu. "Borowiec pracuje oczami, a oczy się męczą. Chodzi też o to, żeby ludzie nie do końca wiedzieli, na co akurat patrzysz. To trochę jak obudowana kamera w hipermarkecie" – wyjaśnia jeden z rozmówców Michała Majewskiego.

Tajemnica znikającego paliwa

Innym atrybutem, który nieodłącznie kojarzy się z pracą funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, są specjalnie przygotowane samochody, w których podróżują razem z najważniejszymi osobami w kraju. Ostatni raz głośno na temat limuzyn używanych przez BOR było po tym, jak w jednej z nich wystrzeliła opona w czasie, gdy wiozła ona prezydenta Andrzeja Dudę. Ale, jak przypomina autor książki "Biuro" nie był to wcale pierwszy podobny przypadek. Bardzo podobna sytuacja miała miejsce w 2015 roku, gdy na autostradzie A2 pękły aż dwie opony. Samochodem podróżował wtedy Radosław Sikorski.



"Powiedzmy sobie jasno: w sprawie aut zaniedbania miały miejsce od dawna i nie są nowością" – pisze Majewski i podaje przykład, jak podróżowało pancerne bmw jednego z prezydentów na Wybrzeże. "Z warszawskiej siedziby BOR-u do Trójmiasta i z powrotem pancerne bmw powinno jeździć lawetą (…) Ale »pancerka« nad morze nie jeździła lawetą, tylko na własnych kołach i tkwiła w tym pewna zagadka. Jaka? W papierach było zapisane, że pancerne auto pali 25 litrów paliwa na 100 kilometrów. W rzeczywistości paliło 15. Łatwo policzyć, że na tysiącu kilometrów, czyli mniej więcej na jednym wyjeździe nad morze, oszczędność wynosiła sto litrów benzyny. Pytanie: co się z tym paliwem działo. I to kolejna zagadka" – czytamy dalej.

Złap mnie, jeśli potrafisz!

Kluczowa dla zapewnienia bezpieczeństwa jest odpowiednia współpraca między osobą ochranianą a funkcjonariuszami BOR. Z tym od zawsze był problem, a polityczne barwy nie miały w tym przypadku większego wpływu. Problem ten pozostaje nierozwiązany do dziś. Nie pomaga w tym jeden fakt – osoby ochraniane nie przechodzą specjalnych kursów, które pokazałyby im, jak mają się zachować, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia. Warto pamiętać, że BOR-owcy działają wtedy według schematów, w których to bezpieczeństwo VIP-a jest najważniejsze. Czasu na uprzejmości i wyjaśnienia wtedy po prostu nie ma.

"Istnieje wyraźny problem ze zrozumieniem przez część z nich, że BOR nie chroni Wałęsy, Kwaśniewskiego, Komorowskiego, Dudy, Tuska, Kopacz czy Szydło, lecz prezydenta lub premiera. Chroni osobę sprawującą urząd i reprezentującą państwo" – przekonuje Michał Majewski. I dodaje, że wielu polityków próbuje uciekać funkcjonariuszom BOR, bo chcą mieć odrobinę prywatności. Nie są bowiem w stanie zaufać im na tyle, by przystać na dyskretną ochronę. A nierzadko myślą, że są tacy sprytni, że ich wykiwają. Ale zwykle to jednak BOR znajduje sposób, by taką ochronę, nawet wbrew woli, zapewnić.

"Jeden z polskich premierów wyrywał się w ciągu dnia z KPRM w Alejach Ujazdowskich i sam prowadząc fiata, jeździł do kochanki na warszawską Sadybę. Sprawa była delikatna. Borowcy wyłapali tę sytuację i nieoznakowany samochód z funkcjonariuszami dyskretnie jeździł za szefem rządu" – opisuje.

Ale to nie jedyna kontrowersyjna sytuacja opisana przez Majewskiego. Szeroko pisze on też m.in. o słynnej już, bo znanej z mediów, próbie ucieczki przez Donalda Tuska przed ochroną podczas wyjazdu na narty. Przypomina również o tym, że Lech Kaczyński był z kolei człowiekiem przeczulonym na punkcie bezpieczeństwa, co chętnie wykorzystywali sami BOR-owcy, choćby powiększając skład zagranicznych delegacji.

Niełatwa była też współpraca z Bronisławem Komorowskim. A wszystko przez jeden szczegół – mimo oficjalnych deklaracji, były prezydent wciąż brał udział w polowaniach. "Wszystkie te historie pokazują, że z biegiem lat nie dorobiliśmy się reguł, których twardo się przestrzega. A wiele rzeczy stanowi tylko kwestię umową, choć nie powinno tak być" – kwituje autor "Biura". Uderzająco wręcz wygląda zderzenie realiów pracy BOR z tym, jak wygląda choćby ochrona prezydenta USA. Tam nie ma miejsca na przypadek. Nawet, gdy jakaś część wizyty wygląda na zupełnie spontaniczną.

Zamach na ambasadora

Jednym z tych wydarzeń, które znacząco wpłynął na sposób funkcjonowania Biura, był zamach na polskiego ambasadora w Bagdadzie. Był to moment trudny i traumatyczny. Jeden z funkcjonariuszy zginął, a sam gen. Pietrzyk został ciężko ranny. Wydarzenie to odcisnęło swoje piętno także na samym dyplomacie. Majewski przytacza opowieść gen. Waldemara Skrzypczaka, który odwiedził w szpitalu swojego dawnego przełożonego. "Pietrzyk w obecności synów prosił generała: »Waldek, zabierz obu moich chłopaków do jednostki i naucz ich strzelać z karabinów maszynowych. Pojedziemy do Iraku się zemścić«" – czytamy w książce. Generał chciał pomścić także zmarłego funkcjonariusza Biura. I ten motyw w jego opowieściach powracał wielokrotnie.

BOR nie był gotowy na taką sytuację. Ale z tragedii na szczęście wyciągnięto wnioski – zmieniono sprzęt i wyposażenie, zmienił się też system szkolenia. Powstał też specjalny Wydział Zadań Specjalnych, który przejął ochronę VIP-ów w najniebezpieczniejszych rejonach świata.

Nieco zapomniana jest natomiast historia z 1992 roku. Wtedy, w podwarszawskim Sochaczewie, policjant ostrzelał konwój BOR, w którym jechała ówczesna premier Hanna Suchocka. Na szczęście była to broń gazowa. A wszystko dlatego, że pierwszy samochód jechał bez włączonych kogutów, a drugi, tuż za nim, wręcz odwrotnie. Policjant myślał, że to jego koledzy ścigają bandytów i chwycił za broń.

Majewski przytacza też inne, zapomniane lub wręcz dotychczas nieopisane, opowieści, jak choćby perypetie z ochroną, które miał Aleksander Kwaśniewski. A wszystko dlatego, że obawiał się z ich strony prowokacji. Z relacji oficerów BOR możemy także poznać kulisy kłopotów byłego prezydenta, które wynikały z jego… wyjątkowo słabej głowy. Ale też platonicznej miłości jednego z funkcjonariuszy do Jolanty Kwaśniewskiej.

Nie brakuje też w książce Michała Majewskiego historii z odrobiną humoru. Choćby ta o jednym z premierów, który po kilku latach podróżowania z szoferem z BOR przesiadł się do własnego samochodu i już pierwszych dniach dostał mandat za parkowanie. Dlaczego? Po prostu nie miał pojęcia, że w trakcie jego rządów wprowadzono parkometry.

Smoleńsk nic nie zmienił

Zależność funkcjonariusz BOR od polityków – to wciąż największy problem, z którym musi mierzyć się ta służba i niejednokrotnie źródło wielu negatywnych historii, które potem trafiają na czołówki mediów. Czasami te relacje przybierają niemal patologiczny wymiar. By przetrwać funkcjonariusze muszą też znosić polityczne naciski. Co więcej, podczas codziennej służby funkcjonariusze Biura są na tyle blisko z ochranianymi osobami, że zyskuje niezwykle wrażliwą wiedzę na ich temat.

"Dzięki takim sytuacjom masz cały arsenał wrażliwej wiedzy o swoim VIP-ie. I nawet nie musisz o tym nikomu mówić. Chodzi o to, że ten polityk również o tym wie. I to wystarczy. Ty byłeś wierny, oddany i robiłeś różne rzeczy na krawędzi prawa albo poza nim, ale druga strona musi się odwdzięczyć. Jak? Wstawiennictwem u ministra spraw wewnętrznych, u szefa BOR albo pomocą w znalezieniu roboty, jeśli trzeba będzie z Biura odejść" – opowiada jeden z oficerów.

BOR musi też mierzyć się z innymi kłopotami – nepotyzmem, niechęcią innych służb, choćby policji oraz upolitycznieniem. Majewski pisze o Biurze jako o "Polsce w pigułce" – z jednej strony garnitury, efektowne auta i cała masa oddanych oraz profesjonalnych ludzi. Ale z drugiej – nepotyzm, wojny podjazdowe, brak środków i przede wszystkim – nieumiejętność trzymania się procedur i reguł.

"Wielu miało nadzieję, że to się zmieni po traumie, jaką była katastrofa smoleńska. I że typowe u nas »jakoś to będzie«, »wszystko da się zrobić«, »my nie zrobimy?« zostanie wypchnięte na margines. Tak nie jest" – czytamy w książce "Biuro".

Co więcej, w ostatnich miesiącach BOR musi mierzyć się z kolejnym kłopotem – podziałami, niemal wojną domową, która wybuchła wśród "borowików". Po katastrofie smoleńskiej zaczęło się bowiem wzajemne oskarżanie o nieprawidłowości. "Na razie, choć głęboko zranione, Biuro Ochrony Rządu trwa" – kwituje Majewski.