środa, 30 kwietnia 2008

6 mln zł odszkodowania za spóźniony alarm powodziowy

mm, PAP
2008-04-29, ostatnia aktualizacja 2008-04-29 18:47

Wrocławski sąd przyznał ponad 6 mln zł odszkodowania Przedsiębiorstwu Produkcji Ogrodniczej "Siechnice" z Siechnic (Dolnośląskie), które zostało zalane podczas powodzi w 1997 r. Firma pozwała Skarb Państwa i wojewodę dolnośląskiego za to, że zbyt późno ogłoszono alarm powodziowy, przez co właściciele nie zdążyli ewakuować hodowanych roślin i ponieśli straty.

Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Powódź we Wrocławiu w 1997. Róg ul. Kościuszki i Dąbrowskiego
Powódź w 1997 - zobacz galerię

Zbyt późno poinformowano o zagrożeniu powodzą

Sąd przyznał właścicielom przedsiębiorstwa ponad 6,5 mln zł wraz z odsetkami, liczonymi od października 1997 r.

W uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Urbaniak podkreślił, że przesądzona została kwestia odpowiedzialności strony pozwanej za to, że nie poinformowała w odpowiednim czasie o zagrożeniu powodziowym. - Dlatego powód nie przeprowadził ewakuacji produkcji, a w konsekwencji poniesione zostały straty w pozwie wyliczone na ponad 15 mln zł - powiedział sędzia.

Sąd wyliczył wysokość szkody spowodowanej zaniechaniem na ponad 6 mln zł. Dodatkowe straty, jakie poniosło przedsiębiorstwo, to m.in. 3 mln zł spowodowane spadkiem cen owoców po powodzi; to jednak, zdaniem sądu, nie ma już związku ze stroną pozwaną i z zaniechaniem ogłoszenia alarmu.

Urbaniak podkreślił też, że istotną dla sprawy była kwestia możliwości ewakuacji. - Biegli wskazali, że przy takich zasobach ludzkich i sprzętowych, przy odpowiednim terminie ogłoszenia alarmu, strona powodowa miała możliwość zapewnić ewakuację tych roślin, była w stanie zapobiec stratom - mówił sędzia.

"Nie wykluczamy apelacji"

Reprezentująca przedsiębiorstwo radca prawny Teresa Kuczerawy powiedziała po ogłoszeniu wyroku, że jest z niego co do zasady zadowolona. - Proces trwał 10 lat i dobrze że wreszcie się kończy. Natomiast co do utraconych korzyści, które nie zostały uznane, nie wykluczamy apelacji - powiedziała Kuczerawy. Radca dodała, że zasądzone odsetki są "spore, bo w sumie to będzie prawie podwójna kwota".

Główne straty, jakie ponieśli przedsiębiorcy z Siechnic, dotyczyły tzw. produkcji w toku. Zalane zostały hodowane tam warzywa, owoce i kwiaty. - Gdyby byli powiadomieni prawidłowo, byliby w stanie przenieść te rośliny na szklarnie, które były niezagrożone. Ostrzeżenia nie było wcale, Siechnice powiadomiono o zagrożeniu dopiero, jak miejscowość już została zalana. Do samego końca zapewniano, że jest to miejscowość wolna od zagrożenia. Dlatego gospodarstwo nie podjęło czynności zabezpieczających - dodała Kuczerawy.

Apelacji nie wyklucza też przedstawiciel wojewody, radca prawny Sławomir Boruch-Gruszecki. Jego zdaniem nie ma pewności, że zalana produkcja nawet po przeniesieniu zostałaby uratowana. - Zostały zalane urządzenia komputerowe sterujące produkcją. Dlatego zostaje problem, czy ta produkcja mogła się utrzymać, nawet po przeniesieniu. Gdyby nawet była ewakuowana, to pozostaje problem, czy można było ją utrzymać - dodał Boruch-Gruszecki.

Wyrok jest nieprawomocny.

Brak komentarzy: