wtorek, 29 kwietnia 2008

Manchester w finale Ligi Mistrzów

Bramki:

Scholes (13.)

Kartki:

Carrick, Ronaldo - żółte

Skład:

Van der Sar - Evra (90. Silvestre), Brown, Ferdinand, Hargreaves - Park, Carrick, Scholes (77. Fletcher), Nani (77. Giggs.) - Tevez, Ronaldo

Trener: Alex Ferguson


1 : 0

1
:
0


29 kwietnia 2008 godz. 20:45
Old Trafford
Sędzia: Fandel

Bramki:

-

Kartki:

Zambrotta, Deco, Yaya Toure - żółte

Skład:

Valdes - Abidal, Milito, Puyol, Zambrotta - Deco, Yaya Toure (89. Gudjohnsen), Xavi - Iniesta (61. Henry), Eto'o (72. Krkic), Messi

Trener: Frank Rijkaard



misza
Słaby Manchester wygrał 1:0 z jeszcze słabszą Barceloną i 21 maja zagra w finale Ligi Mistrzów ze zwycięzcą środowego meczu Liverpool - Chelsea. Gola na wagę awansu strzelił 34-letni Paul Scholes.
Jak Manchester wygrał - Relacja Z czuba

Gdy po kilkunastu minutach kibice przygotowywali się na równie monotonne widowisko jak w Barcelonie, Gianluca Zambrotta wyłożył piłkę pod nogi Paula Scholesa. 34-letni Anglik zrobił trzy kroki i kopnął z całej siły pod poprzeczkę bramki Victora Valdesa. Był to pierwszy strzał Manchesteru i jeden z dwóch celnych w całym meczu.

Na Old Trafford wybuchła euforia, bo Scholes zagrał tak jak chcieli kibice, którzy przed meczem ułożyli na trybunach napis "believe", czyli uwierzcie. Scholes uwierzył i uratował Czerwone Diabły. Diabły, który przez cały sezon spisywały się fantastycznie, ale w ostatnich dniach przegrały z Chelsea i dały się jej dogonić w tabeli, od tygodni nie zagrały dobrego spotkania. W dodatku w uznawanym za zbiór najbardziej utalentowanych piłkarzy na świecie najbardziej zawodzili młodzi, którzy mieli w tym sezonie posadzić na ławce Ryana Giggsa i Scholesa. Zawiedli i we wtorek, a MU do finału zaprowadzić musieli ci, którzy większość życia spędzili na treningach prowadzonych przez Aleksa Fergusona.

O tym, że Cristiano Ronaldo nie radzi sobie w meczach na wielkim europejskim poziomie, napisano już niemal prace magisterskie. W rewanżu z Barceloną Portugalczyk nie przeprowadził ani jednej udanej akcji, jego dryblingi łatwo przerywali obrońcy, nie oddał nawet strzału. Sprowadzony przed sezonem Nani po słabym meczu z Chelsea był jeszcze bardziej irytujący. Michael Carrick, który miał zastąpić w MU Roya Keane'a, w beztroski sposób tracił piłkę przed swoim polu karnym.

Pozbawiona Nemanji Vidica defensywa MU popełniała błędy, atak bez Wayne'a Rooneya nie funkcjonował w ogóle. Obu z rewanżu wyeliminowały kontuzje. Całą odpowiedzialność wzięli na siebie weterani. Rio Ferdinand łatał dziury w obronie, gol rozgrywającego setny mecz w LM Paula Scholesa był jego drugim w tym sezonie, pierwszym od sierpnia.

Świetnie grał też Park Ji Sung. Koreańczyk, którego przyjście na Old Trafford tłumaczono względami marketingowymi harował jak wół. We wtorek to wystarczyło, bo Barca grała jeszcze gorzej niż gospodarze.

Bardziej bojaźliwie, zachowawczo, bez pomysłu i wiary w sukces. Wydawało się, że jedynym pomysłem Katalończyków na grę w ofensywie było oddanie piłki Leo Messiemu. Argentyńczyk robił, co mógł, mijał po kilku rywali, podawał, ale sam awansu do finału zapewnić nie mógł.

Na wsparcie "starej" Barcelony liczyć nie mógł, bo albo pozbyto się ich po triumfie w LM dwa lata temu (van Bronckhorst, Edmilson, Van Bommel, Ludovic Giuly), albo są zupełnie bez formy. Deco stać było na strzał nad bramką, a Samuela Eto'o na uderzenie zablokowane. Kameruńczyk jest w Katalonii chwalony za fantastyczną średniej goli (16 w 22 meczach), ale zdobył je głównie w spotkaniach z Levante i innymi słabeuszami ligi hiszpańskiej. Spisujący się przez cały sezon lepiej od niego Bojan Krkić pojawił się na boisku dopiero na ostatni kwadrans. Thierry Henry ledwie kilka minut wcześniej. Barca więcej atakowała, strzelała, tak jak przed tygodniem częściej była przy piłce, ale nie miała ani jednej stuprocentowej okazji.

Słabemu Manchester udało się spełnić życzenia kibiców, którzy oprócz prośby o wiarę ułożyli na trybunach napis 68 i 99, czyli daty dwóch finałów Pucharu Europy, w których grał zespół z Old Trafford. Za każdym razem wygrywał. W takiej formie jak we wtorek na trzeci triumf nie ma jednak co liczyć.

Chelsea faworytem drugiego półfinału

Brak komentarzy: