Książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie jeszcze się nie ukazała. Ale dwaj historycy IPN przedstawili wczoraj jej tezy w zaprzyjaźnionych gazetach - w "Rzeczpospolitej" i "Wprost" (w wydaniu internetowym). Pierwszy tekst dotyczy lat 90., drugi - lat 1971-76.
ZOBACZ WIDEO
ZOBACZ TAKŻE
- Kurtyka: Sądy nie są od tego, by decydować o prawdzie (18-06-08, 08:55)
- Czempiński: Dokumenty na "Bolka" były marnej jakości (18-06-08, 08:45)
- Powiedzieli o książce Gontarczyka i Cenckiewicza (18-06-08, 00:00)
- Dokumenty "Bolka" są marnej jakości (18-06-08, 00:00)
- Nie ma podstaw, by twierdzić, że Wałęsa był agentem (18-06-08, 00:00)
- IPN poluje na Wałęsę (18-06-08, 00:00)
- Wierzą SB, nie wierzą Wałęsie (18-06-08, 00:00)
RAPORTY
Przeczytaj komentarz Ewy Milewicz
Lech Wałęsa był w latach 1970-1976 tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Bolek".
Gontarczyk i Cenckiewicz: „Wprawdzie oryginalnej teczki personalnej i teczki pracy TW nigdzie nie było, ale w 1991 r. zidentyfikowano kilkadziesiąt doniesień TW » Bolek «zachowanych w sprawach prowadzonych przez gdańską SB. Donosy te dotyczyły przede wszystkim pracowników Wydziału W-4 i członków komitetu strajkowego funkcjonującego w Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 r. Były to miejsca i środowiska nierozerwalnie związane z życiorysem Wałęsy” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: W jakich okolicznościach "Bolek" został zarejestrowany jako "tajny współpracownik"? Nic o tym nie wiemy. Miało to się stać tuż po krwawych represjach władz PRL wobec protestujących robotników w grudniu 1970 r. Jakich metod nacisku używano wobec "Bolka"?
To, że Lech Wałęsa był "Bolkiem", Gontarczyk i Cenckiewicz ustalają drogą okrężną - przez różnego typu katalogi i ewidencje SB (karty rejestracyjne, dzienniki korespondencyjne i zapisy w Zintegrowanym Systemie Kartotek Operacyjnych). Bezpośredniego zobowiązania Wałęsy do współpracy nie ma, chociaż Gontarczyk i Cenckiewicz wprost o tym nie piszą. Współpracę Wałęsy mają także potwierdzać wzmianki w znacznie późniejszych dokumentach SB - pochodzących z końca lat 70.
"Bolek" był aktywnym współpracownikiem SB, a jego donosy szkodziły kolegom ze stoczni.
Gontarczyk i Cenckiewicz: „TW ps. » Bolek «był współpracownikiem aktywnym, zwłaszcza jeśli chodzi o okres będący bezpośrednim następstwem Grudnia '70 (lata 1970-1972). Tę obserwację potwierdza także treść notatki SB z 1978 r. » W latach 1970-[19]72 wymieniony już jako TW ps. BOLEK przekazywał nam szereg cennych informacji dot[yczących] destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. [ ] Za przekazane informacje był on wynagradzany i w sumie otrzymał 13100 zł; wynagrodzenie brał bardzo chętnie «. Treść zachowanych donosów dowodzi, że TW ps. » Bolek «był agentem aktywnym, nieograniczającym się do relacjonowania wydarzeń, ale wykazującym dużo własnej inicjatywy w rozpoznawaniu » źródeł zagrożeń «.” (Internetowa strona „Wprost”).
Na podstawie donosów Wałęsy - wg Gontarczyka i Cenckiewicza - represjonowano jego kolegów ze stoczni (m.in. zakładano podsłuchy i typowano do zwolnienia z pracy).
Czego nie wiemy: Gontarczyk i Cenckiewicz odnaleźli cztery doniesienia "Bolka" (z 17, 22 i 27 kwietnia 1971 r. oraz 25 listopada 1971 r.). I to nie oryginały, tylko - jak piszą - "oryginalne maszynopisy" (naprawdę chodzi o kopie przepisane na maszynie przez SB w latach 70.)
Ponadto znaleźli też trzy fragmenty doniesień i podsumowań innych donosów "Bolka" (z przełomu marca i kwietnia 1971 r., z 26 maja 1971 r. i 3 października 1971 r.).
Z artykułów Gontarczyka i Cenckiewicza nie wynika, na jakiej podstawie te donosy jednoznacznie i w całości przypisują "Bolkowi".
Nie wiadomo, na jakiej podstawie zakładają, że ich podsumowania (pisane przez oficerów SB) wiernie oddają to, co napisał "Bolek".
O tym, że to właśnie z powodu donosów "Bolka" represjonowano jego kolegów, wnioskują z adnotacji oficerów SB na maszynopisach.
Nie jest jasne, czy gdziekolwiek odnaleźli odręcznie napisany przez Wałęsę dokument albo choćby jego podpis!
Nie wiadomo też, czy "Bolek" w ogóle aktywnie współpracował po październiku 1971 r.
Gontarczyk i Cenckiewicz nie mają wątpliwości, że "teczka" Wałęsy nie została sfałszowana.
Piszą: "Odnalezione doniesienia powstały zgodnie z zasadami kancelaryjnymi obowiązującymi w SB i umieszczone były w kolejnych tomach akt w czasie rzeczywistym. Znajdująca się na nich numeracja stron stanowiła ciągłość z sąsiadującymi dokumentami, a nadto wykonana była tym samym środkiem kryjącym i przez tę samą osobę. Poszczególne tomy posiadały spisy treści, były przesznurowane i opieczętowane pieczęciami "KW MO Gdańsk" jeszcze w latach 70. Dokonanie w nich jakichkolwiek manipulacji post factum bez pozostawienia wyraźnych śladów było wykluczone. Oryginalna karta ewidencyjna z kartoteki dotycząca prezydenta nie pozostawiała cienia wątpliwości, kto ukrywał się pod pseudonimem Bolek" ("Rzeczpospolita").
Czego nie wiemy: Gontarczyk i Cenckiewicz często piszą o dokumentach, których nie widzieli - bo przepadły w latach 90. (np. oryginalna "karta ewidencyjna" Wałęsy). Kiedy uznają ich autentyczność, wierzą na słowo oficerom UOP katalogującym je w latach 1991-92 (za czasów Macierewicza).
Np. pisząc o ponad 20 donosach Wałęsy, opierają się np. na ewidencji przygotowanej w roku 1991 r. w gdańskim UOP i na protokole, który przygotowano w czerwcu 1992 r. przez ustępującego szefa UOP Piotra Naimskiego i który wyliczał wszystkie dokumenty dotyczące "Bolka".
"Bolek" został wyrejestrowany jako współpracownik w 1976 r.
Gontarczyk i Cenckiewicz cytują notatkę SB z 1974 r.: "Po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. Podczas kontroli przez inne źródła informacji stwierdzono, że niejednokrotnie w przekazywanych informacjach przebijała się chęć własnego poglądu na sprawę, nadając jej niejako opinię środowiskową. Stwierdzono również, że podczas odbywających się zebrań dość często bez uzasadnienia krytykował kierownictwo administracyjne, partyjne i związkowe wydziału" ("Wprost"). W lutym 1976 r. Lech Wałęsa został zwolniony z pracy w stoczni gdańskiej. W czerwcu "Bolek" został wyrejestrowany jako tajny współpracownik SB.
Czego nie wiemy: Dlaczego w latach 80. SB nie użyła domniemanych donosów Wałęsy, żeby przywódcę "Solidarności" publicznie skompromitować? Gontarczyk i Cenckiewicz nie próbują zastanawiać się nad tym pytaniem.
Donosy "Bolka" zostały zniszczone w latach 90.
Były niszczone w kilku partiach. Pierwszy raz - według Gontarczyka i Cenckiewicza - Wałęsa, wówczas prezydent, zażądał teczki "Bolka" po obaleniu rządu Jana Olszewskiego (4 czerwca 1992 r.).
Gontarczyk i Cenckiewicz piszą: "Około 6-7 czerwca 1992 r. za zgodą ministra Andrzeja Milczanowskiego Wałęsie udostępniono zgromadzoną na jego temat dokumentację. Prezydent oglądał ją w gabinecie szefa kontrwywiadu UOP płk. Konstantego Miodowicza. W lipcu lub sierpniu 1992 r. prezydent ponownie zwrócił się do Milczanowskiego o możliwość przeczytania akt, tym razem w Belwederze. Otrzymał na to zgodę. Szef Zarządu Śledczego UOP płk Wiktor Fonfara zapisał w notatce służbowej: "Polecenie dostarczenia ich Prezydentowi otrzymał ówczesny Szef UOP Jerzy Konieczny oraz ja. Materiały osobiście zawieźliśmy Prezydentowi, który pokwitował ich odbiór na odwrocie protokołu zawierającego szczegółowy spis ich zawartości. Paczka z dokumentami dotyczącymi TW "Bolek" wróciła do MSW 22 września 1992 r. Na pierwszy rzut oka było widać, że dokumenty zostały zdekompletowane. Zniknęły najważniejsze dokumenty dotyczące sprawy: oryginał karty ewidencyjnej Lecha Wałęsy, kopie doniesienia i pokwitowań tego TW, a także inne dokumenty wskazujące, że "Bolkiem" był urzędujący prezydent. W poszczególnych tomach akt, które przywieziono z Gdańska 1 czerwca 1992 r., dokonano czystki. W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia "Bolka", sterczały teraz fragmenty powyrywanych kartek" ("Rzeczpospolita").
Czego nie wiemy: Pisząc o "karcie ewidencyjnej Lecha Wałęsy", pokwitowaniach itd., Gontarczyk i Cenckiewicz piszą o dokumentach, których nie widzieli. Z góry jednak zakładają, że były autentyczne.
Nic także nie wskazuje, żeby autorzy rozmawiali z bohaterami wydarzeń - chociaż wszyscy żyją i są dostępni. Ludzie - a nie tylko dokumenty - to także źródło historyczne. Nie jest jasne - chociaż autorzy tak twierdzą - że min. Milczanowski złamał prawo, wysyłając tajne dokumenty Wałęsie (prezydentowi państwa).
Proszony o zwrot dokumentów, Wałęsa odesłał pustą kopertę. Gontarczyk i Cenckiewicz:
„Teoretycznie wszystko było w porządku. Początkowo prezydent » zatrzymał «część kompromitujących go dokumentów, jednak po interwencji ministra Milczanowskiego zwrócił je w kopercie. Kłopot w tym, że nikt tej koperty nie otworzył. Nie było takiej potrzeby. Kierownictwo MSW zapewne wiedziało, że brakujących dokumentów w kopercie nie ma, a rzekomy zwrot dokumentów przez Wałęsę był prawdopodobnie fikcją” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: Skąd właściwie Gontarczyk i Cenckiewicz wiedzą, że Wałęsa odesłał pustą kopertę? "Rzekomy zwrot" był "prawdopodobnie fikcją" - piszą. Zwrócił czy nie zwrócił?
Drugi raz Wałęsa dostał dokumenty w 1993 r., po wygranych przez SLD wyborach, i znów części nie oddał.
Gontarczyk i Cenckiewicz mają odręczne pokwitowanie Wałęsy na „protokole zapakowania i zdeponowania akt”. Piszą: „Jaki był sens ponownego wypożyczania przez Wałęsę całej dokumentacji? Otóż funkcjonariusze UOP musieli zorientować się, że za pierwszym razem akta » wyczyszczono «nieudolnie. Po działalności TW » Bolek «musiały pozostać wyraźne ślady, najprawdopodobniej w tomach akt wypożyczonych z Delegatury UOP w Gdańsku. Należy przypuszczać, że ktoś z kierownictwa MSW przekazał do Belwederu informację, iż akta należy » doczyścić «” („Rzeczpospolita”).
Np. pisząc o ponad 20 donosach Wałęsy, opierają się np. na ewidencji przygotowanej w roku 1991 r. w gdańskim UOP i na protokole, który przygotowano w czerwcu 1992 r. przez ustępującego szefa UOP Piotra Naimskiego i który wyliczał wszystkie dokumenty dotyczące "Bolka".
"Bolek" został wyrejestrowany jako współpracownik w 1976 r.
Gontarczyk i Cenckiewicz cytują notatkę SB z 1974 r.: "Po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. Podczas kontroli przez inne źródła informacji stwierdzono, że niejednokrotnie w przekazywanych informacjach przebijała się chęć własnego poglądu na sprawę, nadając jej niejako opinię środowiskową. Stwierdzono również, że podczas odbywających się zebrań dość często bez uzasadnienia krytykował kierownictwo administracyjne, partyjne i związkowe wydziału" ("Wprost"). W lutym 1976 r. Lech Wałęsa został zwolniony z pracy w stoczni gdańskiej. W czerwcu "Bolek" został wyrejestrowany jako tajny współpracownik SB.
Czego nie wiemy: Dlaczego w latach 80. SB nie użyła domniemanych donosów Wałęsy, żeby przywódcę "Solidarności" publicznie skompromitować? Gontarczyk i Cenckiewicz nie próbują zastanawiać się nad tym pytaniem.
Donosy "Bolka" zostały zniszczone w latach 90.
Były niszczone w kilku partiach. Pierwszy raz - według Gontarczyka i Cenckiewicza - Wałęsa, wówczas prezydent, zażądał teczki "Bolka" po obaleniu rządu Jana Olszewskiego (4 czerwca 1992 r.).
Gontarczyk i Cenckiewicz piszą: "Około 6-7 czerwca 1992 r. za zgodą ministra Andrzeja Milczanowskiego Wałęsie udostępniono zgromadzoną na jego temat dokumentację. Prezydent oglądał ją w gabinecie szefa kontrwywiadu UOP płk. Konstantego Miodowicza. W lipcu lub sierpniu 1992 r. prezydent ponownie zwrócił się do Milczanowskiego o możliwość przeczytania akt, tym razem w Belwederze. Otrzymał na to zgodę. Szef Zarządu Śledczego UOP płk Wiktor Fonfara zapisał w notatce służbowej: "Polecenie dostarczenia ich Prezydentowi otrzymał ówczesny Szef UOP Jerzy Konieczny oraz ja. Materiały osobiście zawieźliśmy Prezydentowi, który pokwitował ich odbiór na odwrocie protokołu zawierającego szczegółowy spis ich zawartości. Paczka z dokumentami dotyczącymi TW "Bolek" wróciła do MSW 22 września 1992 r. Na pierwszy rzut oka było widać, że dokumenty zostały zdekompletowane. Zniknęły najważniejsze dokumenty dotyczące sprawy: oryginał karty ewidencyjnej Lecha Wałęsy, kopie doniesienia i pokwitowań tego TW, a także inne dokumenty wskazujące, że "Bolkiem" był urzędujący prezydent. W poszczególnych tomach akt, które przywieziono z Gdańska 1 czerwca 1992 r., dokonano czystki. W miejscach, gdzie wcześniej znajdowały się doniesienia "Bolka", sterczały teraz fragmenty powyrywanych kartek" ("Rzeczpospolita").
Czego nie wiemy: Pisząc o "karcie ewidencyjnej Lecha Wałęsy", pokwitowaniach itd., Gontarczyk i Cenckiewicz piszą o dokumentach, których nie widzieli. Z góry jednak zakładają, że były autentyczne.
Nic także nie wskazuje, żeby autorzy rozmawiali z bohaterami wydarzeń - chociaż wszyscy żyją i są dostępni. Ludzie - a nie tylko dokumenty - to także źródło historyczne. Nie jest jasne - chociaż autorzy tak twierdzą - że min. Milczanowski złamał prawo, wysyłając tajne dokumenty Wałęsie (prezydentowi państwa).
Proszony o zwrot dokumentów, Wałęsa odesłał pustą kopertę. Gontarczyk i Cenckiewicz:
„Teoretycznie wszystko było w porządku. Początkowo prezydent » zatrzymał «część kompromitujących go dokumentów, jednak po interwencji ministra Milczanowskiego zwrócił je w kopercie. Kłopot w tym, że nikt tej koperty nie otworzył. Nie było takiej potrzeby. Kierownictwo MSW zapewne wiedziało, że brakujących dokumentów w kopercie nie ma, a rzekomy zwrot dokumentów przez Wałęsę był prawdopodobnie fikcją” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: Skąd właściwie Gontarczyk i Cenckiewicz wiedzą, że Wałęsa odesłał pustą kopertę? "Rzekomy zwrot" był "prawdopodobnie fikcją" - piszą. Zwrócił czy nie zwrócił?
Drugi raz Wałęsa dostał dokumenty w 1993 r., po wygranych przez SLD wyborach, i znów części nie oddał.
Gontarczyk i Cenckiewicz mają odręczne pokwitowanie Wałęsy na „protokole zapakowania i zdeponowania akt”. Piszą: „Jaki był sens ponownego wypożyczania przez Wałęsę całej dokumentacji? Otóż funkcjonariusze UOP musieli zorientować się, że za pierwszym razem akta » wyczyszczono «nieudolnie. Po działalności TW » Bolek «musiały pozostać wyraźne ślady, najprawdopodobniej w tomach akt wypożyczonych z Delegatury UOP w Gdańsku. Należy przypuszczać, że ktoś z kierownictwa MSW przekazał do Belwederu informację, iż akta należy » doczyścić «” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: To są - jak przyznają sami Gontarczyk i Cenckiewicz - ich przypuszczenia. Pewne jest tyle, że kolejne dokumenty (74 karty) zniknęły.
W gdańskiej delegaturze UOP niszczono dokumenty obciążające Wałęsę, zastępując je "fałszywkami", które miały go wybielić.
Gontarczyk i Cenckiewicz: „W miejsce usuwanych dokumentów podrzucano inne, których nigdy tam nie było. W tomie XXII akt sprawy kryptonim » Jesień 70 «znajduje się notatka następującej treści: » Gdańsk, 16.02.1971 r. TAJNE. Notatka służbowa z dn. 16.02.1971. W dniu 16.02.1971 ob. Lech Wałęsa nie podjął współpracy jako TW. kpt. E. Graczyk. Propozycja. W związku z odmową współpracy proponuję dalszą kontrolę jego działalności na W-4 poprzez TW KLIN. kpt. E. Graczyk «. Dokument ten miał potwierdzać, że Wałęsa nigdy nie podjął współpracy z SB. Kłopot w tym, że analiza treści dokumentu oraz jego oględziny zewnętrzne w jednej kwestii nie pozostawiają wątpliwości: dokument podrzucono w latach 90. i wszystko wskazuje na to, że jest falsyfikatem” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: Dlaczego Gontarczyk i Cenckiewicz nigdy nie zastanawiają się, czy któryś z dokumentów rzekomo obciążających Wałęsę nie jest falsyfikatem? Za to dokument, który mógłby go oczyszczać, uznają - nie wdając się w szczegóły - za fałszywy? W tej kwestii - jak i w wielu innych - musimy historykom IPN wierzyć na słowo.
• Wczoraj szef działu krajowego „Rzeczpospolitej” Jarosław Gojtowski odszedł z pracy. „Rezygnuję po dzisiejszym tekście 'Rz' o Lechu Wałęsie”- napisał w sms-ie rozesłanym do znajomych. Nie chciał komentować tej decyzji.
W gdańskiej delegaturze UOP niszczono dokumenty obciążające Wałęsę, zastępując je "fałszywkami", które miały go wybielić.
Gontarczyk i Cenckiewicz: „W miejsce usuwanych dokumentów podrzucano inne, których nigdy tam nie było. W tomie XXII akt sprawy kryptonim » Jesień 70 «znajduje się notatka następującej treści: » Gdańsk, 16.02.1971 r. TAJNE. Notatka służbowa z dn. 16.02.1971. W dniu 16.02.1971 ob. Lech Wałęsa nie podjął współpracy jako TW. kpt. E. Graczyk. Propozycja. W związku z odmową współpracy proponuję dalszą kontrolę jego działalności na W-4 poprzez TW KLIN. kpt. E. Graczyk «. Dokument ten miał potwierdzać, że Wałęsa nigdy nie podjął współpracy z SB. Kłopot w tym, że analiza treści dokumentu oraz jego oględziny zewnętrzne w jednej kwestii nie pozostawiają wątpliwości: dokument podrzucono w latach 90. i wszystko wskazuje na to, że jest falsyfikatem” („Rzeczpospolita”).
Czego nie wiemy: Dlaczego Gontarczyk i Cenckiewicz nigdy nie zastanawiają się, czy któryś z dokumentów rzekomo obciążających Wałęsę nie jest falsyfikatem? Za to dokument, który mógłby go oczyszczać, uznają - nie wdając się w szczegóły - za fałszywy? W tej kwestii - jak i w wielu innych - musimy historykom IPN wierzyć na słowo.
• Wczoraj szef działu krajowego „Rzeczpospolitej” Jarosław Gojtowski odszedł z pracy. „Rezygnuję po dzisiejszym tekście 'Rz' o Lechu Wałęsie”- napisał w sms-ie rozesłanym do znajomych. Nie chciał komentować tej decyzji.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz