Dożywocie i 25 lat dla sanitariuszy, sześć i pięć lat więzienia dla lekarzy. Sąd apelacyjny utrzymał wyroki w nekroaferze. Są prawomocne.
ZOBACZ TAKŻE
W styczniu 2002 roku "Gazeta" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu - dla pieniędzy z handlu "skórami" (jak określano ciała pacjentów) mogło dochodzić do zabójstw chorych. I że handel informacjami o zgonach był w Łodzi powszechny.
Sąd Okręgowy: winni
Pięć lat później zapadł wyrok w pierwszej instancji.
* Sanitariusz Andrzej N. został skazany na dożywocie za zabójstwo pavulonem czterech pacjentów i pomoc drugiemu sanitariuszowi w piątym zabójstwie. Morderstw dokonał "ze szczególnym okrucieństwem z motywacji zasługującej na szczególne potępienie" - dla zysku ze sprzedaży informacji o zgonach zakładom pogrzebowym.
* Sanitariusz Karola B. dostał 25 lat więzienia za "szczególnie okrutne" zabójstwo pavulonem jednej pacjentki i pomoc Andrzejowi N. w dokonywanych przez niego mordach.
* Lekarzowi Januszowi K. wymierzono karę sześć lat więzienia za to, że umyślnie naraził na śmierć dziesięciu pacjentów. Choć powinien, nie ratował ich. Wszyscy zmarli.
* Lekarza Pawła W. skazano na pięć lat więzienia za narażenie życia czterech chorych. Żaden nie przeżył.
Cała czwórka została też skazana za branie pieniędzy od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach. Sąd nałożył na nich 10-letni zakaz wykonywania zawodu.
Sąd apelacyjny utrzymał wyrok w całości. Wyrok jest prawomocny.
Apelacja obrońców
Z wyrokiem nie zgodzili się ich obrońcy i zaskarżyli go do Sądu Apelacyjnego. Chcieli uniewinnienia swoich klientów, złagodzenia kar lub uchylenia wyroku i ponownego procesu.
Według obrońców sąd okręgowy zrobił błąd, uznając za prawdziwe pierwsze wyjaśnienia sanitariusza Andrzeja N. Podczas śledztwa N. opowiedział, jak w łódzkim pogotowiu zabijano ludzi pavulonem, a potem przed sądem wszystko odwołał.
- Opinie biegłych medyków nie potwierdziły kategorycznie, że w pogotowiu mogło dochodzić do takich sytuacji, a mimo to sąd uznał pierwsze wyjaśnienia Andrzeja N. za wiarygodny dowód - mówił Jacek Kłosiński, obrońca Andrzeja N.
Na podstawie jego wyjaśnień sąd skazał także drugiego sanitariusza Karola B. - N. odwołał swoje wyjaśnienia przed sądem, dlatego nie ma podstaw, aby uznać mojego klienta za winnego - mówiła jego obrońca Danuta Gordat. - W tej części proces była poszlakowy, a łańcuch poszlak się nie zamknął.
Obrońcy dwóch byłych lekarzy dużo uwagi poświęcili wątkowi handlu informacjami o śmierci pacjentów. Prokuratura początkowo zarzucała im korupcję, ale sąd okręgowy przyjął, że lekarze pomogli w oszustwie. Właściciele firm pogrzebowych zawyżali cenę usługi, aby zrekompensować sobie to, co zapłacili za informację pracownikom pogotowia. W ten sposób oszukiwali swoich klientów.
- Sąd nie miał żadnych rachunków, czy umów, z których wynikałby zakres usług. Dlatego trudno stwierdzić, czy w kosztach konkretnej usługi była ukryta prowizja dla załogi karetki - mówił mecenas Piotr Kuć, obrońca lekarza Janusza K. - Poza tym lekarze nie mieli świadomości, że koszt usługi będzie zawyżony. Nie wiedzieli o tym, co się będzie działo na linii zakład pogrzebowy-klient.
Obrońcy lekarzy zwracali też uwagę, że o procederze handlu informacjami o zgonie pacjentów już od 1992 roku były informowane policja, Urząd Ochrony Państwa i wojewoda. - Nikt nie uznał, że lekarze powinni tu ponosić odpowiedzialność karną, choć ich postępowania uważano za nieetyczne - mówił mecenas Kuć.
Jerzy Sosnowski, obrońca drugiego lekarza Pawła W., wytknął sądowi, że nie uwzględnił wniosku obrony o kolejną opinię medyczną, tym razem przeprowadzoną przez lekarzy różnych specjalności. Jego zdaniem między dwiema opiniami w tej sprawie - anestezjologa prof. Wojciecha Gaszyńskiego i biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych - są sprzeczności.
Wyroku bronił prokurator Robert Tarsalewski (teraz pracuje w ministerstwie sprawiedliwości). - Zarzuty, jakie stawiają obrońcy, są niesprawiedliwe. Sąd bardzo obszernie i wnikliwe uzasadnił wyrok - mówił i zbijał po kolei argumenty obrony.
Sąd Okręgowy: winni
Pięć lat później zapadł wyrok w pierwszej instancji.
* Sanitariusz Andrzej N. został skazany na dożywocie za zabójstwo pavulonem czterech pacjentów i pomoc drugiemu sanitariuszowi w piątym zabójstwie. Morderstw dokonał "ze szczególnym okrucieństwem z motywacji zasługującej na szczególne potępienie" - dla zysku ze sprzedaży informacji o zgonach zakładom pogrzebowym.
* Sanitariusz Karola B. dostał 25 lat więzienia za "szczególnie okrutne" zabójstwo pavulonem jednej pacjentki i pomoc Andrzejowi N. w dokonywanych przez niego mordach.
* Lekarzowi Januszowi K. wymierzono karę sześć lat więzienia za to, że umyślnie naraził na śmierć dziesięciu pacjentów. Choć powinien, nie ratował ich. Wszyscy zmarli.
* Lekarza Pawła W. skazano na pięć lat więzienia za narażenie życia czterech chorych. Żaden nie przeżył.
Cała czwórka została też skazana za branie pieniędzy od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach. Sąd nałożył na nich 10-letni zakaz wykonywania zawodu.
Sąd apelacyjny utrzymał wyrok w całości. Wyrok jest prawomocny.
Apelacja obrońców
Z wyrokiem nie zgodzili się ich obrońcy i zaskarżyli go do Sądu Apelacyjnego. Chcieli uniewinnienia swoich klientów, złagodzenia kar lub uchylenia wyroku i ponownego procesu.
Według obrońców sąd okręgowy zrobił błąd, uznając za prawdziwe pierwsze wyjaśnienia sanitariusza Andrzeja N. Podczas śledztwa N. opowiedział, jak w łódzkim pogotowiu zabijano ludzi pavulonem, a potem przed sądem wszystko odwołał.
- Opinie biegłych medyków nie potwierdziły kategorycznie, że w pogotowiu mogło dochodzić do takich sytuacji, a mimo to sąd uznał pierwsze wyjaśnienia Andrzeja N. za wiarygodny dowód - mówił Jacek Kłosiński, obrońca Andrzeja N.
Na podstawie jego wyjaśnień sąd skazał także drugiego sanitariusza Karola B. - N. odwołał swoje wyjaśnienia przed sądem, dlatego nie ma podstaw, aby uznać mojego klienta za winnego - mówiła jego obrońca Danuta Gordat. - W tej części proces była poszlakowy, a łańcuch poszlak się nie zamknął.
Obrońcy dwóch byłych lekarzy dużo uwagi poświęcili wątkowi handlu informacjami o śmierci pacjentów. Prokuratura początkowo zarzucała im korupcję, ale sąd okręgowy przyjął, że lekarze pomogli w oszustwie. Właściciele firm pogrzebowych zawyżali cenę usługi, aby zrekompensować sobie to, co zapłacili za informację pracownikom pogotowia. W ten sposób oszukiwali swoich klientów.
- Sąd nie miał żadnych rachunków, czy umów, z których wynikałby zakres usług. Dlatego trudno stwierdzić, czy w kosztach konkretnej usługi była ukryta prowizja dla załogi karetki - mówił mecenas Piotr Kuć, obrońca lekarza Janusza K. - Poza tym lekarze nie mieli świadomości, że koszt usługi będzie zawyżony. Nie wiedzieli o tym, co się będzie działo na linii zakład pogrzebowy-klient.
Obrońcy lekarzy zwracali też uwagę, że o procederze handlu informacjami o zgonie pacjentów już od 1992 roku były informowane policja, Urząd Ochrony Państwa i wojewoda. - Nikt nie uznał, że lekarze powinni tu ponosić odpowiedzialność karną, choć ich postępowania uważano za nieetyczne - mówił mecenas Kuć.
Jerzy Sosnowski, obrońca drugiego lekarza Pawła W., wytknął sądowi, że nie uwzględnił wniosku obrony o kolejną opinię medyczną, tym razem przeprowadzoną przez lekarzy różnych specjalności. Jego zdaniem między dwiema opiniami w tej sprawie - anestezjologa prof. Wojciecha Gaszyńskiego i biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych - są sprzeczności.
Wyroku bronił prokurator Robert Tarsalewski (teraz pracuje w ministerstwie sprawiedliwości). - Zarzuty, jakie stawiają obrońcy, są niesprawiedliwe. Sąd bardzo obszernie i wnikliwe uzasadnił wyrok - mówił i zbijał po kolei argumenty obrony.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz