wtorek, 17 czerwca 2008

Zmarł ostatni więzień Sonderkommando

Józef Krzyk
2008-06-17, ostatnia aktualizacja 2008-06-17 20:37

- Ludzie przyjeżdżają do Oświęcimia, żeby zobaczyć, ale tego, co tu się stało, nie da się zobaczyć i zrozumieć - mówił nam Henryk Mandelbaum oprowadzając po dawnym hitlerowskim obozie zagłady. Wczoraj zmarł, miał 85 lat.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grzegorz Celejewski / AG
- Ludzie przyjeżdżają do Oświęcimia, żeby zobaczyć, ale tego, co tu się stało, nie da się zobaczyć i zrozumieć - mówił nam Henryk Mandelbaum oprowadzając po dawnym hitlerowskim obozie zagłady
Był jednym z nielicznych członków osławionego Sonderkommando - grupy więźniów wykorzystywanej do obsługi krematorium i komory gazowej, któremu udało się przeżyć wojnę. Przez kilkadziesiąt lat zaświadczał o popełnionych przez Niemcach zbrodniach. Opowiadał o nich młodym i starym. W zeszłym roku miałem okazję obserwować, jak jego relację przyjmują goszczący w Polsce niemieccy licealiści. Choć mówił bez emocji, prawie beznamiętnie i unikając wzniosłych słów, zrobił na nich kolosalne wrażenie. Opowiadał o ostatnich chwilach ludzi, których na jego oczach zamykano w rzekomej łaźni, która tak naprawdę była komorą gazową. I o tym, jak minuty później wyciągał ich ciała, by potem spalić je w krematorium. W podobnych okolicznościach w Auschwitz zginęli wszyscy jego bliscy. On sam przeżył dzięki zbiegowi okoliczności. Miał szczęście, bo był młody i silny, a za druty obozu dostał się dopiero pod koniec wojny. Gdy hitlerowcy zarządzili ewakuację więźniów, udało mu się uciec z tzw. marszu śmierci. W Marklowicach niedaleko Jastrzębia Zdroju przechował go w swoim obejściu miejscowy rolnik.

Po wojnie zamieszkał w Gliwicach, był kierowcą taksówki bagażowej, kierownikiem filii w państwowym przedsiębiorstwie handlowym i prowadził hodowlę lisów. Podczas wizyty Benedykta XVI w Oświęcimiu, 28 maja 2006 roku, stał w szeregu byłych więźniów. Jako jedyny nie tylko uścisnął rękę papieżowi, ale ucałował go w oba policzki.

Mówił o sobie, że przeszedł uniwersytet życia. Igor Bartosik, historyk muzeum Auschwitz-Birkenau wspomina go jako osobę o magicznej osobowości i człowieka, który przyciągał do siebie innych jak magnes. Potrafił mówić o sprawach bardzo trudnych w sposób tak czytelny, że każdy mógł to zrozumieć. Nie było w nim złości, mściwości, nikogo nie osądzał. Powtarzał, że nie można mierzyć wszystkich ludzi tą samą miarą, bo każdy jest inny.





Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Brak komentarzy: