
Karadzić obecnie przypomina dobrotliwego staruszka, a nie ludobójcę oskarżanego o śmierć nawet 300 tys. osób (© Reuters)
Ubrany w czarny golf, z długą białą brodą był nie do poznania. Poszukiwany od trzynastu lat Radovan Karadżić, którego zdjęcia pokazali światu serbscy policjanci, przypominał dobrotliwego staruszka, a nie ludobójcę oskarżanego o śmierć nawet 300 tys. osób.
Na fotografiach nie można było rozpoznać zbrodniarza wojennego, którego twarz jest powszechnie znana z telewizyjnych przekazów.Podczas konferencji prasowej, na której oficjalnie poinformowano wczoraj o ujęciu byłego lidera bośniackich Serbów, przedstawiciele władz w Belgradzie nie chcieli zdradzić szczegółów zatrzymania.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę tego zrobić. Na wolności wciąż pozostaje inny zbrodniarz Ratko Mladić, a jakiekolwiek informacje mogłyby mu pomóc w ucieczce - tłumaczył dziennikarzom Rasim Ljajić, serbski minister odpowiedzialny za stosunki z Międzynarodowym Trybunałem w Hadze ds. Zbrodni Wojennych w byłej Jugosławii.
Bardziej rozmowny był za to Swietozar Bujaczić, adwokat Karadżicia. Z jego relacji cytowanych przez rosyjskie media wynika, że do zatrzymania doszło w sobotę, a nie w poniedziałek, jak donosiły największe agencje informacyjne. Miało to nastąpić około 1.30 w nocy. Karadżić jechał wtedy autobusem z Belgradu do położonego 30 km dalej miasteczka Batajnica.
- W pewnym momencie jacyś ludzie zarzucili mu na głowę worek. Stracił świadomość Ocknął się dopiero w niewielkim pomieszczeniu w nieznanym miejscu, gdzie był przetrzymywany do poniedziałku - opowiada prawnik.
Bujaczić grzmi, że zatrzymanie odbyło się z pogwałceniem prawa. Utrzymuje również, że nie można wykluczyć udziału obcych służb specjalnych w całej operacji. Serbowie twierdzą jednak, że zbrodniarza pojmały miejscowe siły.
Z informacji, jakie przekazali śledczy, wynika, że Karadżić mieszkał w serbskiej stolicy już od dawna. Dokładnie: w dzielnicy nazywanej Nowym Belgradem.
- W jednej z klinik prowadził gabinet medycyny alternatywnej, czyli tak naprawdę był znachorem. Przedstawiał się pacjentom jako Dragan Dabić. Nie wiadomo, jak długo się tym zajmował. Wiemy, że tak zarabiał na życie - powiedział dziennikarzom minister Ljajić.
Gdy w poniedziałek późnym wieczorem gruchnęła wiadomość o aresztowaniu Karadżicia, na ulice miast w Bośni i Hercegowinie wyległy tłumy. Największa radość zapanowała w Sarajewie. - Wciąż nie potrafię w to uwierzyć - krzyczał ze łzami szczęścia w oczach osiemnastoletni Zijah Zehić.
W tym mieście wciąż pamięta się koszmarne trzy lata oblężenia przez oddziały bośniackich Serbów pod dowództwem Ratko Mladicia - bezpośredniego podwładnego Karadżicia.
W bojach toczonych o miasto od kwietnia 1992 do października 1995 r. zginęło 10 tys. cywili. Na ulicach Sarajewa zniszczonego od artyleryjskiego ognia spustoszenie siali serbscy snajperzy, którzy strzelali do każdego ruchomego celu. Kobiety i dziewczęta były gwałcone, a potem mordowane. Schwytanych mężczyzn zaś brutalnie zabijano, np. przez ścięcie głowy wojskowym nożem. W czasie walk wojska Karadżicia posunęły się nawet do wykorzystania żołnierzy sił pokojowych jako żywych tarczy.
Światem najbardziej jednak wstrząsnęła zbrodnia dokonana w 1995 r. przez armię Serbów z Bośni. Z zimną krwią oddziały Karadżicia wymordowały wtedy 7,5 tys. bośniackich muzułmanów. Ofiarami byli mężczyźni i chłopcy. Ten mord został popełniony na oczach holenderskich żołnierzy sił pokojowych, którzy mieli rozkaz, by nie interweniować. Gdy niedługo potem sprawa wyszła na jaw, cały holenderski rząd podał się do dymisji.
Jakby tego było mało, Karadżić i jego dowódcy kazali wybudować w Bośni obozy koncentracyjne, w których dokonywano masowych mordów. Wszystkie te zbrodnie były częścią wielkiego planu Karadżicia dokonania czystki etnicznej na Bałkanach. Ludobójczą akcję można porównać jedynie do piekła, które narodom Europy zgotowały oddziały Adolfa Hitlera. Nic więc dziwnego, że do Karadżicia szybko przylgnął przydomek Rzeźnika Bałkanów.
- Czekaliśmy trzynaście lat na wiadomość o jego pojmaniu. Już traciliśmy wszelką nadzieję - mówiła dziennikarzom zapłakana Kada Hotic, która przeżyła masakrę w Srebrenicy. - Teraz wiem, że jest sprawiedliwość - dodała.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że takich zbrodni mógł dokonać osobnik prymitywny. Karadżić jest wszechstronne wyedukowany. Urodzony w 1945 r. w Czarnogórze syn członka nacjonalistycznej paramilitarnej organizacji serbskiej czetników jest z wykształcenia doktorem psychiatrii. Pracował nawet w szpitalu, ale jego przyjaciel, serbski nacjonalista i znany pisarz Dobrica Ćosić, przekonał go, by zajął się polityką.
Karadżić ma też na koncie kilka tomików poezji. Ostatni, zatytułowany "Cudowne kroniki nocy", trafił do sprzedaży w Serbii cztery lata temu. Było to powodem ostrej krytyki Belgradu ze strony Zachodu, który zarzucał miejscowym władzom, że opieszale szukają zbrodniarza.
USA zaoferowały nawet nagrodę w wysokości 5 mln dol. osobie, która pomoże w ujęciu Karadżicia. Poszukiwania ruszyły pełną parą, ale i tak zbrodniarz wymykał się pułapkom. Co jakiś czas pojawiały się informacje, że był widywany na ulicach serbskich czy rosyjskich miast.
Podobno w przebraniu prawosławnego duchownego pojawił się sześć lat temu na pogrzebie matki, która za życia apelowała do niego, by nigdy się nie poddał.
Na Karadżiciu ciąży w sumie kilkanaście zarzutów. Te najpoważniejsze dotyczą ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.
Wczoraj wieczorem w centrum Belgradu przeciw zatrzymaniu Karadżicia protestowało około stu skrajnych nacjonalistów, których rozpędziła serbska policja. W tłumie wypatrzono Lukę Karadżicia, brata Radovana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz