alx
2008-01-12, ostatnia aktualizacja 2008-01-12 17:50
Polski prom pasażerski Jan Heweliusz wypłynął w swój ostatni rejs ze Świnoujścia 13 stycznia 1993 r. Następnego dnia zatonął u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Choć od tragedii, w której życie straciło 55 osób, minęło już piętnaście lat, nadal nie znamy wszystkich jej okoliczności. Nieznane fakty, w rozmowie z Gazetą Wyborczą, przytacza dziennikarz Marek Błuś, który od lat bada okoliczności tragedii Heweliusza.
Cały wywiad z Markiem Błusiem | Artykuł "GW" z 15 stycznia 1993 rokuZdaniem Błusia, ówczesne władze starały się zatuszować niektóre aspekty sprawy. - W 2001 roku nakręcono na zamówienie telewizji serial o największych polskich katastrofach i w odcinku o Heweliuszu niemieccy lotnicy, którzy pilotowali śmigłowce lecące na ratunek tonącym, wypowiadają się, że największym szokiem było dla nich to, że musieli wyciągać z morza zakrwawione korpusy, niekompletne ciała, bez rąk czy nóg, itd. Znajdowano też poszarpane kombinezony. - mówi Błuś. Tymczasem w oficjalnym protokole sprawy, nie ma mowy o tego typu obrażeniach. - Wszyscy są cali, tyle, że utopieni - podkreśla dziennikarz.
Tajne służby tuszowały prawdę
Zdaniem Błusia sprawą od samego początku zajmowały się służby specjalne. - Te utajnienia poszarpanych ciał wskazują, że może bano się pytania o ładunek przewożony na promie. - uważa - Dziś jest oczywistą rzeczą, że promy na Bałtyku przewoziły broń, ostatnio jeden ze szwedzkich wojskowych wygadał się, że na promie Estonia, który zatonął półtora roku później, też była broń.
Przemyt broni na polskich promach
- Wszystkie trzy rumuńskie wagony, które przewoził Heweliusz, miały 8 ton nadwagi. Największym sprzedawcą broni dla różnych partyzantek legalnych i nielegalnych była Rumunia. Polska była na szlaku przemytu do Niemiec i Szwecji - to są fakty. - podkreśla Błuś.
Dziennikarz tłumaczy, że promy bardzo często używane są do przemytu, tego typu ładunków. Dzieje się tak dlatego, że pływają częściej niż inne jednostki i łatwiej na nich ukryć tożsamość towaru. Nie bez znaczenia jest też to, że na promach nie ma skomplikowanych procedur załadunkowych..
- Oczywiście to nie broń była przyczyną katastrofy, chodzi tylko o powód dziwnego zachowania ówczesnych władz, które sobie nadinterpretowały te znajdowane poszarpane zwłoki.- podkreśla Błuś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz