czwartek, 15 stycznia 2009

Księga obelg Janusza Palikota

Księga obelg

Farbowanym estetom, strażnikom moralności, purystom językowym, wrażliwcom wszelkiej maści, których tak wielu objawia się w Prawie i Sprawiedliwości – dedykuję dzisiejszy wpis. To księga obelg, jakie aktyw Prawa i Sprawiedliwości oraz partyjny prezydent miotał i miota zarówno pod adresem Platformy Obywatelskiej, jak i zwykłych obywateli. I żebym nie pozostał posądzony o brak obiektywizmu – moje: „prezydent cham” i „polityczna prostytucja” pewnie mieszczą się gdzieś w tym nurcie, ale obłudnikom z PiS – dziś walczącym o kulturę debaty politycznej – warto czasem przypomnieć ich własne dokonania. Choćby po to, by pokazać rozmiar politycznej hipokryzji, która ogarnęła Polskę.

Jakież więc poznaliśmy określenia znamionujące faryzejską mentalność PiS? Jakich określeń NIE WSTYDZĄ się kobiety z Prawa i Sprawiedliwości, które NIGDY nie zaprotestowały przeciwko retoryce swoich liderów?

„Najlepszym przykładem pustaka jest premier Donald Tusk” – to Zbigniew Ziobro.

„Wszystkie raporty Julii Pitery można wsadzić tam, gdzie nie powinno się wsadzać” – a to już inny znany wrażliwiec, Joachim Brudziński.

„Chętnie nazwałbym go wiejskim głupkiem” – to znów Brudziński, o Chlebowskim.

A to już Gosiewski o Pawle Zalewskim: „Do uzupełnienia kadr Platformy są używane spady czy odpady”.

Szczytem zakłamania są słowa prezesa Kaczyńskiego, który stwierdził, iż, „świadome niszczenie języka debaty publicznej, granice stosowności zostały całkowicie zniszczone, i to niesłychanie drastycznie”. I pewnie ma rację. Wystarczy wspomnieć słynne: „Stokrotka, stokrotka, jest pani na mojej krótkiej liście, pożałuje pani tego, wykończę panią, nie obronią pani agenci służb specjalnych”, rzucone w twarz Monice Olejnik przez jego prezydenta, i wystarczy przypomnieć PiS-owi choćby tę oto listę:

- ciemny lud to kupi (to o wyborcach)

- autor skłamał, jak bura suka (Dorn)

- jeszcze jedno pytanie, ale nie od tej małpy w czerwonym! (prezydent o dziennikarce)

- wiadomo, z jakiej rodziny wywodzi się ta pani (prezydent o sędzi)

- łże-elity III RP (to o polskiej inteligencji)

- spieprzaj, dziadu! (klasyka elegancji)

- fotoreporterzy to ścierwojady (Dorn)

- wybory wygrał front, który ciągnie się od mordercy Grzegorza Piotrowskiego po Donalda Tuska

- my jesteśmy tam, gdzie wtedy; oni tam, gdzie stało ZOMO

- w chamstwie, w agresji, w knajactwie nie mamy z tymi panami szans

- liberalna żuleria

- złogi gierkowsko-gomułkowskie

- front obrony przestępców (o krytykach Ziobry)

- sprostytuowani prawnicy (to Kaczyński w Sejmie, nie pod budką z piwem)

- ruski agencie, załatwimy cię! (to też Kaczyński)

- Obama to koniec cywilizacji białego człowieka.

Warto przypomnieć także nieco dłuższe frazy. „Jan Maria Rokita popełnił bardzo ciężkie przestępstwo przeciwko demokracji. Poza mordami to jest najcięższe przestępstwo, jakie w ogóle można popełnić” (to Kaczyński, zanim zapałał miłością do Rokity). Albo na przykład przesycone tolerancją zdanie: „Zwyciężymy, bo to zwycięstwo jest potrzebne Polsce. Jest potrzebne po to, by w tym państwie, w Rzeczypospolitej Polskiej, żył jeden naród polski, a nie różne narody” (Kaczyński ponad podziałami, na Podlasiu)

Godny prezentacji jest także poseł klasy europejskiej Ryszard Czarnecki, świeży-stary nabytek PiS, poświęcający mi trochę swojego czasu: „Palikot ma coś z głową, faceta bez piątej klepki czuć przecież na kilometr”, „obojętnie czy gryzie kundel, szczekający ratlerek czy Palikot (lub jakaś krzyżówka wymienionych ras i gatunków)”, „Palikot to intelektualny pigmej i polityczny liliput” oraz „Gdyby facet miał jaja” (a to akurat o Chlebowskim). Jakże blado wypada przy Czarneckim Piotr Kownacki, ze swoim „uważam Palikota za zwykłego chama” czy Kurski mówiący o nienazwanym ministrze Platformy, że był „nawalony jak messerschmitt”.

Zresztą Kurski – ze swoim „fetorem z rynsztoka” był łaskaw pociągnąć temat nawalonych messerschmittów nieco dłużej: „Na kilometr widać fioletowe nosy w tym rządzie. Białe, czerwone i fioletowe. Często widzę, jak inny fioletowy nos zatacza się na schodach hotelu sejmowego. W tej ekipie lubią wypić.” Było to wówczas, kiedy posłanka Kruk postanowiła cośtam-cośtam zaprezentować w Sejmie.

Nie rozwinę tematu „rządów hołoty dla hołoty”, bo Jarosław Kaczyński wolałby czas komuny, który scharakteryzował tymi słowami, pamiętać raczej przez pryzmat własnej pracy doktorskiej, w której pisał: „Już w referacie KC na III Zjazd PZPR stwierdzono pojawienie się zjawiska naporu ideologii burżuazyjnej, jednocześnie jednak podkreślona została zasada niestosowania metod administracyjnych w walce o ostateczny cel jakim jest według słów Władysława Gomułki całkowity triumf marksizmu leninizmu jako jedynej metodologicznej podstawy nauki”.

Można powiedzieć: nie rozumiem, co autor miał na myśli, ale powiem tylko, że w sferze retoryki politycznej uczeń przerósł mistrza Gomułkę z czasów „polemiki” z Jasienicą, a i wykształcić zdołał spore grono partyjnych czeladników.

Trochę się tego nazbierało…

Brak komentarzy: