piątek, 27 lutego 2009

Drugie zabicie księdza

07:15, 27.02.2009
"Popiełuszko" reklamowany jest jako największa polska produkcja tego roku. Niestety, nie jest najlepsza.
Adam Woronowicz na planie filmu "Popiełuszko"
Adam Woronowicz na planie filmu "Popiełuszko" / źródło: AKPA
Wideo (1/2)
Fotogalerie (1/2)
Adam Woronowicz ma 6 fanów, 5 artykułów
Jeżeli również jesteś jej/jego fanem i chcesz na bieżąco śledzić jej/jego karierę
Reżyser i scenarzysta filmu – Rafał Wieczyński, miał wielkie ambicje. "Popiełuszko" pomyślany był nie tylko jako biografia duchowego przywódcy Solidarności, ale również opowieść o walce z komunizmem, stanie wojennym, strajkach i manifestacjach. Niestety, tyle grzybów w barszcz, to stanowczo za dużo.

"Popiełuszko" powinien się nazywać "Sceny z życia Popiełuszki". Wieczyński opowiada historię księdza "po bożemu" – od dzieciństwa w Okopach na Podlasiu, przez służbę w Ludowym Wojsku Polskim, pracę w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie i działalność opozycyjną, aż do tragicznej śmierci w 1984 roku. Problem w tym, że te "obrazki" nie składają się na frapujący film. W "Popiełuszce" – paradoksalnie – brakuje tytułowego bohatera.

Nie ma w obrazie Wieczyńskiego wyraźnego konfliktu, emocji targających księdzem. Filmowy Popiełuszko sprawia wrażenie człowieka nie tworzącego, ale "przemykającego" się przez historię. Ani przez chwilę nie wątpi w to co robi, nigdy się nie waha. Sprawia wrażenie, nie żywego człowieka, ale... świętego. I to jest chyba największy problem "Popiełuszki". Rafałowi Wieczyńskiemu nie udało się na ekranie pokazać prawdziwego człowieka, z którym moglibyśmy się identyfikować i przejąć jego losami.

Szkoda, bo jest w filmie kilka scen, które pokazują, że działalność Popiełuszki nie musiała być dla niego samego taka oczywista. Przyjaciele, z obawy o jego życie, namawiają go do wyjazdu do Rzymu, przełożeni uważają, że niepotrzebnie drażni władzę, a on sam dowiaduje się, że jego znajomi podejrzewani są o współpracę z UB. Każdy z tych wątków można było rozwinąć, może nawet właśnie wokół nich zbudować fabułę filmu dodając jej w ten sposób brakujących dramaturgii i emocji.

Wieczyński chciał w jednym filmie opowiedzieć kilkadziesiąt lat polskiej historii w związku z tym znalazło się w nim wiele scen, które dla fabuły nie mają większego znaczenia. Informacje o podpisaniu Porozumień Sierpniowych, kolejne pielgrzymki papieskie czy choćby nagle urwany wątek wojskowej służby Popiełuszki, niewiele wnoszą do historii, a jedynie niepotrzebnie wydłużają czas nudnawej projekcji.

Nie jest również "Popiełuszko" wolny od błędów czysto warsztatowych. W jednej ze scen reżyser w detalu pokazuje lufę czołgu wbijającą w mur okupowanego przez robotników zakładu, by w następnym ujęciu pokazać w szerokim planie czołg taranujący... stalową bramę bez żadnej ściany w okolicy. Wiele scen w filmie nie znajduje rozwinięcia, albo jest pozbawionych puenty, jak choćby wątek jednego z opozycjonistów wobec którego pojawiają się oskarżenia o współpracę z UB. Szwankuje również dźwięk i często nie można zrozumieć dialogów.

Najjaśniejszym elementem filmu jest Adam Woronowicz w roli tytułowej. Młody aktor, od lat związany z warszawskimi teatrami (najpierw Rozmaitości, a później Powszechnym) stworzył w "Popiełuszce" zachwycającą, dojrzałą kreację swoim talentem ratując wiele z mielizn scenariusza. Jeśli po moich utyskiwaniach szukacie jeszcze powodu, który skłoniłby was do pójścia do kin, to jest nim właśnie rola Woronowicza. Mam nadzieję, że nie przejdzie ona niezauważona na czekających nas festiwalach i konkursach.

"Popiełuszko" nie jest filmem złym. Jest filmem nieudanym. Widać, że reżyser włożył wiele pracy w swoje dzieło, a 12-milionowy budżet oraz liczna ekipa (7 tysięcy aktorów i statystów) pozwoliły mu na realizację scen jakich dawno w naszym ciągle narzekającym na brak pieniędzy kinie nie widzieliśmy. Niestety, inscenizacyjny rozmach pozostaje jedynie technicznym osiągnięciem w sytuacji gdy nie towarzyszą mu solidny scenariusz oraz emocje.

Film Wieczyńskiego to pierwszy fabularny film poświęcony osobie Popiełuszki. Mam jednak nadzieję, że nie ostatni. Historia księdza Jerzego wciąż czeka na to by ją opowiedzieć w sposób, który poruszy serca Polaków.

Brak komentarzy: