piątek, 30 października 2009

Nowa, piękniejsza twarz PZPN

11:35, 30.10.2009 /TVN24

UCZYŁA SIĘ RAZEM Z DODĄ

TVN24
W PZPN uznano, że lekiem na fatalną atmosferę wokół związku i reprezentacji będzie kobieta. – Będziemy pokazywać dużo dobrych rzeczy, które dzieją się w PZPN – mówiła w Poranku TVN 24 Agnieszka Olejkowska, nowa rzeczniczka polskiej centrali futbolowej.
To ma być zmiana jakościowa. Nowa rzeczniczka związku ma być zupełnym przeciwieństwem dotychczasowych związkowych ust, czyli kontrowersyjnego i nieznającego języków obcych Janusza Atlasa.
Przy okazji czwartkowych obrad zarządu władze PZPN poinformowały, że nowym... czytaj więcej »


Były dziennikarz "Przeglądu Sportowego" i "Piłki Nożnej" potrzebował kilka tygodni, by wzbudzić potężne zamieszanie - i zniechęcić wielu z tych, z którymi miał współpracować. Najpierw nazwał jednego z dziennikarzy ch…m. Potem stwierdził, że "byle pętakowi nie będzie bezkarnie uchodzić obrażanie wiceprezesa PZPN".

Do mediów był uprzedzony od początku. Gdy zadzwoniliśmy do niego, z pytaniem o mecze towarzyskie kadry odparł, "że nie będzie rozmawiał, bo złamał u nas nogę". Po czym zaśmiał się i rozłączył.

Młodzi są, ale w biurach

Związkowi działacze postanowili podziękować swojemu reprezentantowi i zatrudnić nową osobę. Miodem na serca bojkotujących związek kibiców i krytykujących PZPN oraz kadrę dziennikarzy ma być 25-letnia Agnieszka Olejkowska.

Jaka przyznała w Poranku TVN24, takich jak ona – młodych i znających języki obce – wewnątrz związku jest mnóstwo. Gdzie oni są? – Siedzą w biurach – powiedziała pani Agnieszka.
Wojna o polską piłkę - tym razem między kibicami kadry, a PZPN - trwa. -... czytaj więcej »


Sposób na zmianę wizerunku

Cały zaciąg młodych pracowników PZPN ma być odpowiedzialny za "zmianę jego wizerunku". - Moja osoba jest najmniej ważna. Mam parę sposobów, by ten wizerunek zmienić – powiedziała. Ujawniła jeden z nich. – Dzieje się dużo dobrych rzeczy, które nie są pokazywane – zarzuciła mediom.

Przykład? - Piłkarski turniej dziecięcy na Torwarze – wymieniła. Kolejnych "dobrych rzeczy" w PZPN nie chciała wymienić, bo jest ich "cała masa".

Nowa twarz PZPN skończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, a w liceum w jednej klasie uczyła się razem z Dodą.

twis/sk

czwartek, 29 października 2009

Amerykanie ostrzelali gdyński port i odpłynęli

pmaj 29-10-2009, ostatnia aktualizacja 29-10-2009 16:36

Potwierdziły się doniesienia o ostrzelaniu portu w Gdynii z pokładu niszczyciela USS Ramage. To był nieumyślny incydent - zapewnia wojskowa prokuratura.

USS Ramage - karabin maszynowy zamontowany na statku, zdj. Adam Warżawa
źródło: PAP/serwis codzienny
USS Ramage - karabin maszynowy zamontowany na statku, zdj. Adam Warżawa

Szef Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gdyni kmdr Dariusz Furmański przyznał, że na "prawdopodobniej linii ostrzału" znajdowały się budynki Zarządu Morskiego Portu Gdynia, Bałtycka Baza Masowa oraz trzy statki handlowe obcych bander.

Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie poprowadzi strona amerykańska. Dzieje się tak w myśl umów zawartych między państwami NATO. Polskim prokuratorom udało się ustalić, że trzy strzały padły "w czasie rutynowej kontroli sprzętu".

Amerykański niszczyciel opuścił redę wczoraj po południu, gdy okazało się, że żadnych szkód nie ma.

USS Ramage wpłynął do portu w Gdyni w niedzielę. Okręt prowadził ćwiczenia na Bałtyku, przy tej okazji przypłynął do Gdyni z wizytą roboczą.

Co się naprawdę stało w Sokółce

Tomasz Nieśpiał 27-10-2009, ostatnia aktualizacja 27-10-2009 07:14

Czy hostia zamieniła się w ciało? Nieformalne badania rodzą wątpliwości. Kolejnych arcybiskup już nie chce

Parafianie z kościoła w Sokółce są podzieleni w opiniach. Część to sceptycy,  ale są i tacy,  którzy nie mają wątpliwości,  że zdarzył się cud.  – Uwierzyłam w momencie, kiedy się dowiedziałam, co zaszło  w kościele  – mówi „Rz“ starsza kobieta  z różańcem  w dłoni  bogusław  (fot: florian skok)
źródło: Rzeczpospolita
Parafianie z kościoła w Sokółce są podzieleni w opiniach. Część to sceptycy, ale są i tacy, którzy nie mają wątpliwości, że zdarzył się cud. – Uwierzyłam w momencie, kiedy się dowiedziałam, co zaszło w kościele – mówi „Rz“ starsza kobieta z różańcem w dłoni bogusław (fot: florian skok)

– Może coś ta nasza Sokółka warta u Boga, skoro takie cuda nam serwuje – zastanawia się Maria Radecka, która niedaleko podlaskiego miasteczka prowadzi kuchnię tatarską.

– Może to sygnał, że coś w Sokółce jest nie tak i trzeba się zastanowić nad swoim życiem, relacjami z bliźnimi – zastanawia się Krystyna Andrzejewska, dyrektor Sokólskiego Ośrodka Kultury.

– Może coś jest ze mną nie tak, ale machlojką tu pachnie – podejrzewa pan Stanisław, rencista.

Odkrycie proboszcza

12 października 2008 roku, miejscowy kościół pw. św. Antoniego Padewskiego. Księdzu udzielającemu komunii wypada z puszki komunikant. Duchowny podnosi go dyskretnie i wkłada do naczynia liturgicznego z wodą – zgodnie z kościelnymi procedurami upuszczony komunikant nie może być ponownie użyty ani wyrzucony, należy go rozpuścić w wodzie, którą przelewa się później do specjalnego naczynia – pisciny. Przez nie woda ta wsiąka w ziemię.

Po mszy w Sokółce naczynie na tydzień trafiło do sejfu w zakrystii. W kolejną niedzielę proboszcz Stanisław Gniedziejko ze zdumieniem odkrył, że zanurzony w wodzie komunikant nie tylko się nie rozpuścił, ale pojawiła się na nim plama przypominająca krew.

– Takiego doświadczenia się nie zapomina. To wielkie przeżycie – wzdycha dziś ksiądz Gniedziejko. Ale o szczegółach wydarzeń sprzed roku nie chce rozmawiać. Odsyła do oficjalnego komunikatu białostockiej kurii metropolitalnej.

Ks. Andrzej Kakareko, kanclerz kurii, opisuje w nim kalendarium związane z niecodziennym wydarzeniem. Wynika z niego, że dziesięć dni po odkryciu proboszcza naczynie przeniesiono na plebanię, a następnego dnia komunikant „wyjęto z wody i położono na korporale w tabernakulum”.

O tym, co dokładnie działo się przez kolejne dwa miesiące, kanclerz nie informuje. Podaje tylko, że na początku stycznia tego roku z komunikantu pobrano próbkę, którą zbadało dwoje profesorów patomorfologów z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Kuria informuje, że specjaliści wydają zgodne orzeczenie, iż „przysłany do oceny materiał (...) wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”.

W marcu metropolita białostocki arcybiskup Edward Ozorowski powołuje komisję kościelną do zbadania zjawisk eucharystycznych w Sokółce. Werdykt: komunikant, z którego została pobrana próbka do ekspertyzy, jest tym samym, który został przeniesiony z zakrystii do tabernakulum w kaplicy na plebanii, ingerencji osób postronnych nie stwierdzono, a akta sprawy przekazano do nuncjatury apostolskiej w Warszawie.

Mięsień sercowy czy szkieletowy

Patomorfolodzy, o których badaniach informuje kuria, to prof. Maria Sobaniec-Łotowska z Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku oraz prof. Stanisław Sulkowski z tego samego uniwersytetu.

– Sobaniec-Łotowska to zaufany człowiek arcybiskupa Ozorowskiego – mówi jeden z pracowników zakładu. Brała udział w zamknięciu procesu beatyfikacyjnego księdza Michała Sopoćki, stawała w obronie o. Tadeusza Rydzyka i Radia Maryja, apelowała o moratorium na wykonywanie aborcji.

Sama z „Rz” rozmawia niechętnie. – Obowiązuje mnie ścisła tajemnica – tłumaczy i odsyła do komunikatu kurii.

Jej przełożony, kierownik Zakładu Patomorfologii Lekarskiej prof. Lech Chyczewski mówi, że badanie wykonano w Akademickim Ośrodku Diagnostyki Patomorfologicznej, który prowadzi działalność na bazie Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Prof. Chyczewski zaznacza też, że próbkę z Sokółki przebadano nieformalnie. Pismo z kurii nie było bowiem adresowane ani do kierownictwa ośrodka, ani do zakładu, tylko bezpośrednio do prof. Sobaniec-Łotowskiej. – Zwróciłem, w służbowej formie, uwagę pani profesor, że postąpiła nagannie – dodaje Chyczewski.

Jakie badanie wykonał prof. Sulkowski? Dokładnie nie wiadomo. Sam enigmatycznie odpowiada, że wchodziło ono w zakres specjalności, którą reprezentuje. I – tak jak Sobaniec--Łotowska – odsyła do komunikatu kurii.

Jak tłumaczy prof. Chyczewski, Sobaniec-Łotowska przeprowadziła najprostsze badanie histopatologiczne, które pozwala określić, z jaką tkanką ma się do czynienia, ale w żadnym razie nie przesądza, czy pochodzi ona od człowieka. Można dzięki niemu stwierdzić jednak, czy badany materiał to mięsień ssaka. – Po ułożeniu jąder we włóknie wiadomo też, czy to mięsień sercowy (jądra ułożone centralnie) czy szkieletowy (jądra ułożone obwodowo) – objaśnia.

Informacje przekazane przez kurię przesądzają, że w Sokółce znaleziono mięsień serca.

Jednak prof. Lech Chyczewski ma wątpliwości, czy tak rzeczywiście było. A nabrał ich po rozmowie z prof. Sulkowskim.

– Z tego, co mówił, nie wynikało jednoznacznie, że jądra rozmieszczone były centralnie – opowiada kierownik Zakładu Patomorfologii Lekarskiej. – Powiedziałbym nawet, że to, co usłyszałem od prof. Sulkowskiego, wskazywało, iż mamy do czynienia raczej z mięśniem szkieletowym. Może gdybym widział ten materiał, nie miałbym takich wątpliwości.

– Nie spotkałem się z taką opinią i nie przypuszczam, aby ktokolwiek mógł w sposób odpowiedzialny takie opinie formułować jedynie na podstawie luźnych wypowiedzi osób trzecich, bez osobistego wykonania stosownych badań, a przynajmniej możliwości oceny zabezpieczonej dokumentacji – odpowiada prof. Sulkowski.

Nie chce jednak powiedzieć, jak ułożone były jądra we włóknie badanej przez niego tkanki. – Tego typu pytania leżą w kompetencji stosownej komisji badającej sprawę cudu – ucina rozmowę.

Prof. Sobaniec-Łotowska: – Nikt się do mnie nie zgłosił i nie informował o takich wątpliwościach.

Prof. Lech Chyczewski twierdzi, że nie przekazał swoich spostrzeżeń prof. Sobaniec-Łotowskiej, bo jest to osoba „bardzo emocjonalnie zaangażowana w tę sprawę”. – Taka rozmowa z merytorycznych torów bardzo szybko wykroczyłaby poza merytoryczne – argumentuje kierownik.

Arcybiskup: musimy uszanować świętość

Prof. Chyczewski zdradza, że proponował abp. Ozorowskiemu przeprowadzenie szczegółowych badań molekularnych materiału z kościoła w Sokółce.

Gotowość do ich wykonania zgłosił Zakład Medycyny Sądowej w Bydgoszczy. – Z ciekawości naukowej – mówi jego kierownik prof. Karol Śliwka.

Badanie DNA precyzyjnie wskazałoby, czy tkanka, która została przebadana, jest ludzka czy zwierzęca i czy to materiał męski czy żeński. – Z dużą dozą prawdopodobieństwa określilibyśmy, z jakiego rejonu świata pochodzi. Rozwialibyśmy wszelkie wątpliwości – zapewnia prof. Śliwka.

Prof. Chyczewski: – Arcybiskup nie był zainteresowany przeprowadzeniem takich badań. Usłyszałem, że skoro zachodzi okoliczność cudownego pochodzenia tego materiału, to nie należy już tego męczyć.

Prof. Śliwka: – Kościół ma swoje zasady i interesy. Nic na siłę.

Abp Edward Ozorowski w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla tabloidu „Fakt” tłumaczył, że jeśli wydarzenia z Sokółki odmienią serca i dusze ludzi, niepotrzebne są kolejne badania. „Jeśli mamy do czynienia z fragmentem Ciała Chrystusa, to byłoby nawet niewskazane z powodu czci, jaką powinniśmy to Ciało otoczyć. Przypomnę tutaj Mojżesza, któremu przy płonącym krzewie Bóg kazał zdjąć buty, bo stąpał po ziemi świętej. My też w tym przypadku mamy do czynienia ze świętością i musimy to uszanować” – argumentował.

Według ks. prof. Mariana Ruseckiego, przewodniczącego Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk, arcybiskup pospieszył się z decyzją. – W moim odczuciu i z naukowego punktu widzenia te badania należało prowadzić dalej. Choćby po to, by wytrącić argumenty przeciwnikom, osobom, które podejrzewają manipulację i oszustwo – uważa.

Śledczy umarzają

Po medialnych doniesieniach o cudzie w Sokółce zajmujące się m.in. walką o przestrzeganie praw osób niewierzących Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów złożyło doniesienie do prokuratury. – Jest mało prawdopodobne, że mięsień sercowy, o którym mówi kuria, należy do żydowskiego proroka ukrzyżowanego dwa tysiące lat temu – mówi dr Małgorzata Leśniak, prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Zastrzega, że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, i nie chce w tę sferę życia ingerować, ale ponieważ pojawiła się informacja o fragmencie ludzkich szczątków, to nasuwa się pytanie: co tam się wydarzyło?

Jej zdaniem prokuratura powinna zbadać, czy w Sokółce nie doszło do zbezczeszczenia zwłok i czy właściciel znalezionych tkanek umarł śmiercią naturalną. A jeśli tkanka jest pochodzenia zwierzęcego, to czy nie ma zagrożenia epidemiologicznego.

Prokuratura Rejonowa w Sokółce ogłosiła wczoraj, że śledztwa nie będzie. – Prowadzący sprawę prokurator nie zgromadził dowodów, które potwierdzałyby zaistnienie przestępstwa – informuje Anatol Pawluczuk, prokurator rejonowy w Sokółce. Szczegółów postępowania nie zdradza.

Czekają na pielgrzymów

W samej Sokółce zdania na temat tego, co wydarzyło się w kościele, są podzielone. Ale już z tego, że o miasteczku zrobiło się głośno, zadowoleni są urzędnicy.

– To promocja, za którą nie płacimy – ocenia Zbigniew Tochwin, sekretarz miejscowego urzędu miasta. – Jeśli zjawisko zostanie uznane za cud, skorzystają na tym wszyscy mieszkańcy. Należy się spodziewać pielgrzymów, dla których będziemy musieli przygotować odpowiednie zaplecze gastronomiczne i noclegowe.

W zajeździe sąsiadującym z kościołem św. Antoniego już zacierają ręce. – Dobrze żyjemy z proboszczem, więc jak coś się wyjaśni, to będziemy mieli u siebie tłumy – cieszy się recepcjonistka.

Pierwsi turyści już się pojawili. Po mieście krąży wieść o góralach, którzy odwiedzili „cudowną parafię”. – Na mszach widać nowe twarze i większe niż dotychczas zainteresowanie naszą parafią – ucina pytanie proboszcz Gniedziejko.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora t.niespial@rp.pl

Rzeczpospolita

niedziela, 25 października 2009

Masakra w Bagdadzie

Piotr Zychowicz , ika 25-10-2009, ostatnia aktualizacja 26-10-2009 03:03

Najkrwawszy zamach w irackiej stolicy od 2007 roku. Jest ponad 147 zabitych

źródło: AFP
źródło: AFP
źródło: AFP

Bomby zostały zdetonowane niemal jednocześnie. Bagdadem wstrząsnęły dwie potężne eksplozje. W centrum wyleciały szyby z okien, a fala uderzeniowa zniszczyła wszystko w promieniu kilkuset metrów.

Kilkutonowe ciężarówki fruwały w powietrzu jak zabawki, a spalone ludzkie zwłoki jak szmaciane lalki. Nad miastem przez wiele godzin unosiły się gęste kłęby szarego dymu.

– To cud, że żyję. To było jak trzęsienie ziemi. Nic już nie stoi na swoim miejscu – relacjonował właściciel pobliskiego sklepu. Zniszczenia rzeczywiście są olbrzymie. Ulice zamieniły się w pogorzeliska. Spomiędzy gruzów i wraków spalonych samochodów służby ratunkowe wydobywały zwęglone ciała.

Bilans ataków to co najmniej 147 osoby zabite i około 700 rannych (liczby te mogą wzrosnąć, bo w chwili zamykania tego wydania „Rz” akcja ratunkowa trwała). Ofiar było tak dużo, bo bomby zostały odpalone o godzinie 9.30, gdy do pracy udawali się iraccy urzędnicy. Celem zamachów były Ministerstwo Sprawiedliwości i budynek lokalnej administracji. Właśnie przed tymi gmachami postawiono samochody-pułapki.

Nie wiadomo jeszcze, czy umieszczone w nich ładunki zostały zdetonowane drogą radiową czy też zamach był dziełem terrorystów- samobójców. Będzie to trudne do ustalenia, ponieważ z samochodów – według różnych źródeł były to dwa mikrobusy lub samochód osobowy i ciężarówka – zostało niewiele. Nie wiadomo również, która z organizacji terrorystycznych działających w Iraku dokonała ataku. Władze w Bagdadzie uważają, że to sprawka al Kaidy i zwolenników obalonej w 2003 roku dyktatury Saddama Husajna.

– Ci tchórzliwi terroryści nie zastraszą narodu irackiego! Oni chcą zaprowadzić w naszym kraju chaos, storpedować proces polityczny i nie dopuścić do (styczniowych – red.) wyborów parlamentarnych – powiedział przybyły na miejsce eksplozji premier Nouri Maliki.

Dostało się również „pewnym krajom regionu”. Zdaniem ekspertów to aluzja do polityki Syrii, w której azyl znaleźli działacze byłego reżimu, oraz innych sunnickich państw Bliskiego Wschodu, które mają wspierać irackich rebeliantów i terrorystów. W Iraku de facto władzę sprawują bowiem szyici, którzy są największą społecznością w tym kraju. A uprzywilejowana za czasów Saddama Husajna sunnicka mniejszość stanowi teraz rdzeń rebelii.

Mimo to w ostatnich latach sytuacja w Iraku uległa poprawie. Do zamachów dochodzi rzadziej. Niedzielny atak był najpoważniejszym tego rodzaju zdarzeniem od ponad trzech lat.

Eksperci uważają, że terroryści korzystają z tego, iż trzy miesiące temu z ulic irackich miast zniknęli Amerykanie. Miał to być pierwszy krok na drodze do całkowitego wycofania sił USA, co – według planu – ma nastąpić w roku 2011.

Rzeczpospolita

sobota, 24 października 2009

Walka stulecia, czyli Gołota - Adamek Z Czuba i na żywo

Piotr Mikołajczyk, Bohdan Pękacki, Łukasz Miszewski
2009-10-24, ostatnia aktualizacja 2009-10-24 23:47

Przez ostatnie dni... właściwie to tygo... miesiące Tomasz Adamek i Andrzej Gołota przepychali się werbalnie, który z nich jest lepszym pięściarzem i który by rywala zlał. Od dziś nie będą musieli się przechwalać. Tomasz Adamek wygrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie.

Odśnież
Gołota Adamka czy Adamek Gołotę. Piszcie kto kogo na zczuba@g.pl.

80
KONIEC Po tej walce nie będzie dyskusji. Adamek lepiej zaczął, kontrolował wydarzenia w ringu i świetnie skończył. Dziękujemy bardzo i życzymy dobrej nocy. Tym lepszej, że o godzinę dłuższej.


KONIEC Oglądamy powtórki. Co tu dużo gadać - Adamek Gołotę tłukł strasznie. Gołota wyglądał groźnie, ale szybkiego jak kobra Adamka nie był w stanie trafić.


KONIEC Adamek:
Pokazałem, co najlepiej potrafię - pięściarstwo. Wy, eksperci oceniajcie. Andrzej walczy naście lat, ma swoje lata, ale jest niebezpieczny. Jeśli ma się szybkość i serce do walki, a ja je mam - można być mistrzem świata. Teraz idę w górę. Teraz chcę być mistrzem świata wagi ciężkiej.


KONIEC Gołota:
Źle wszedłem w walkę. Czy jeszcze wrócę? Nie wiem, zobaczymy.


V runda Nie doczeka! Po kolejnej serii ciosów sędzia przerywa walkę! KONIEC! ADAMEK WYGRYWA!


V runda Adamek bombarduje Gołotę. Kolejne ciosy sięgają celu. Gołota jeszcze stoi, ale już nie jest w stanie się bronić. Czy doczeka do gongu?


V runda Gołota znów na deskach! Prawy sierpowy Adamka sięga celu, Gołota się przewraca, ale wstaje. Chce kontynuwać.


IV runda Gołota jeszcze raz próbuje, ale jego lewy prosty jest wolny i łatwy do uniknięcia. Adamek skutecznie kontruje lewym prostym - celnie.


IV runda Adamek się wycofuje, skutecznie unika ciosów, Gołota próbuje za nim gonić, ale bezskutecznie. Chociaż po celnym ciosie Gołoty lekko chwieje się Adamek, musi ratować się klinczem.


IV runda Adamek trafia najpierw prostym, a potem sierpowym. Gołota się zachwiał, Adamek rzuca się na niego i bombarduje kolejnymi sierpowymi. Gołota jednak twardo stoi na nogach, choć musi ratować się klinczem.


III runda Dwa ładne proste Adamka, Gołota rusza do przodu i klinczuje. Adamek szybko jednak się uwalnia. Gołota cały czas krwawi z kontuzjowanego już w pierwszej rundzie łuku brwiowego.


III runda Gołota dwoma kolejnymi prostymi trafia Adamka. Góral jednak dobrze się trzyma i cały czas tańczy.


III runda Gołota cały czas próbuje nacierać, ale Adamek sprawnie mu ucieka. I cały czas próbuje kontrować prostymi.


II runda Trzeba jednak przyznać, że ciosy Gołota również wyprowadza w tempie nadciągającego lodowca. Adamek może spokojnie zrobić sobie chwilę przerwę, siorbnąć herbatki, rozwiązać krzyżówkę, a i tak zdąży się uchylić. I lepiej dla niego, żeby tak zostało, bo jak go w końcu Gołota trafi - może być różnie.


II runda Adamek zaczyna tańczyć, Gołota prze do przodu. Unikanie go to trochę jak próba uniknięcia góry lodowej, ale Adamkowi jak na razie się udaje. Kolejne proste Adamka punktują Gołotę, który jednak cały czas prze do przodu.


II runda Gołota wreszcie zaczął się ruszać. Ładnie balansuje, udało mu się trafić Adamka, ale niezbyt mocno. Adamek kontruje i Gołocie wypada ochraniacz szczęki.


I runda Ale Gołota ruszą się też jak skała. Szybka seria Adamka zakończona mocnym sierpowym, ale poparta jeszcze popchnięciem i Gołota ląduje na deskach. Ale natychmiast wstaje, nie jest nawet liczony.


I runda Gołota trafił, Adamek się zachwiał. Adamek trafił już kilka razy, ale Gołota wygląda jak skała.


I runda Adamek zaczyna od błyskawicznych serii ciosów. Gołota nie reaguje. Nie wiemy, czy nie robi to na nim wrażenia, czy nie wie, co się dzieje

Polska walka stulecia. Zwycięstwo Adamka przez TKO w 5. rundzie, Gołota dwa razy na deskach

borzech
2009-10-24, ostatnia aktualizacja 2009-10-25 00:38
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Fot. Alik Keplicz AP

W Łodzi, na oczach 15 tys. widzów, Tomasz Adamek pokonał w walce wieczoru Andrzeja Gołotę. W piątej rundzie sędzia przerwał tę jednostronną walkę uznając techniczny Knock-Out na korzyść Adamka, który bombardował rywala seriami celnych ciosów.

Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Tomasz Adamek po pokonaniu Andrzeja Gołoty
Fot. Alik Keplicz AP
Tomasz Adamek po pokonaniu Andrzeja Gołoty
SERWISY
Zobacz walkę na Z Czuba.tv »

Zdecydowanie mocniej walkę rozpoczął Adamek, który zasypał rywala gradem ciosów. Gołota ograniczał się do wolnych kontr, które rzadko dochodziły celu. Na 44 sekundy przed końcem rundy, Adamek popchnął Gołotę, a ten upadł na matę. Chwilę później rywale poszli na ostrą wymianę, a na lewym łuku brwiowym Gołoty pojawiła się krew.

Na początku drugiej rundy Gołocie wypadł ochraniacz i walka została na chwilę wstrzymana. W tej części bokserzy walczyli już zdecydowanie spokojniej, nie atakowali już tak zaciekle jak w pierwszej rundzie. Gołota wyraźnie ustępował jednak w szybkości młodszemu rywalowi.

W trzeciej rundzie ciosy Adamka wciąż dochodziły celu, jednak nie robiły większego wrażenia na zdecydowanie masywniejszym przeciwniku. Pod koniec tej rundy Gołota pierwszy raz klinczował, chwilę później uklęknął na ringu i zabrzmiał gong.

Specjalny kanał wideo - poświęcony walce »


W czwartej rundzie Adamek mocną serią zaatakował rywala, jednak Gołota znów wytrzymał i klinczował. Jednak mocne ciosy zaczęły wywierać pewne wrażenie na Gołocie, który coraz wolniej poruszał się na ringu.

Na początku piątej rundy Adamek mocnym prawym sierpowym podbródkowym posłał rywala na deski. Gołota wstał po chwili, ale Adamek znów zasypał go gradem ciosów. Słaniający się Gołota z trudem bronił się przed ciosami Adamka i po chwili sędzia przerwał walkę. Werdykt był bezwzględny dla Gołoty - techniczny Knock-Out i zwycięstwo Adamka.

Stawką walki był pas interkontynentalny organizacji IBF. Pojedynek w łódzkiej Atlas Arenie obejrzało ok. 15 tys. osób. Podczas kilkunastominutowej potyczki łódzka hala kipiała, publiczność na stojąco oglądała walkę, wiele osób filmowało konfrontację telefonami komórkowymi.

32-letni Adamek rozpoczął nowy rozdział w zawodowej karierze bokserskiej - sobotnia konfrontacja z 41-letnim Gołotą była jego pierwszą w wadze ciężkiej. Od 2005 roku ambitny góral z Gilowic wywalczył profesjonalne tytuły WBC i IBF. Adamek odniósł 39. zwycięstwo w zawodowej karierze, dotychczas tylko raz przegrał. Rekord Gołoty wynosi 41-8-1.

Tak relacjonowaliśmy Z czuba i na żywo - czytaj tutaj »

Wybrano Miss Polonia 2009!

Inf. wł./PAP, JG/24.10.2009 22:40

Miss Polonia 2009 Maria Nowakowska, fot. PAP/Grzegorz Michałowski
PAP
22-letnia Maria Nowakowska z Legnicy (woj. dolnośląskie) zdobyła tytuł Miss Polonia 2009. Oprócz tytułu najpiękniejszej Polki otrzymała m.in. samochód marki Fiat oraz komplet diamentowej biżuterii. Gala finałowa konkursu Miss Polonia odbyła się w Białej Fabryce w Łodzi.
Zdjęcia z gali Miss Polonia 2009 - zobacz galerię zdjęć!

Tegoroczna Miss Polonia ma 182 cm wzrostu a jej wymiary to: 88 - 68 - 97. Najpiękniejsza Polka pracuje w firmie farmaceutycznej jako przedstawiciel handlowy i studiuje w PWSZ w Legnicy. Interesuje się kinem, muzyką, fotografią i tenisem ziemnym. Jej największe marzenia to szczęśliwa rodzina i domek nad jeziorem.

Nowa miss odebrała koronę z rąk ubiegłorocznej laureatki Angeliki Jakubowskiej. Galę w Białej Fabryce poprowadzili Beata Sadowska i Tomasz Karolak.

Tytuł I. Wicemiss otrzymała Agata Biernat ze Zduńskiej Woli (woj. łódzkie), a II. Wicemiss została Katarzyna Suberska, reprezentująca woj. wielkopolskie.

Uczestniczki konkursu Miss Polonia 2009 zaprezentowały się podczas sobotniego finału m.in. w kreacjach stylizowanych na ubiory regionalne, strojach kąpielowych, strojach dyskotekowych, sukniach ślubnych i strojach wieczorowych.

Konkurs podzielono na kilka etapów. Najpierw z 20 kandydatek do korony najpiękniejszej Polki wyłoniono 15, później 10, a w końcowej fazie konkursu 5 uczestniczek. Jury w składzie: Elżbieta Wierzbicka, Rafał Królikowski i Cezary Żak podczas wyborów ograniczało się praktycznie do zadawania pytań kandydatkom. Jurorzy co prawda przyznawali też punkty uczestniczkom konkursu, jednak ich głosy miały jedynie charakter "doradczy", gdyż ostatecznego wyboru we wszystkich fazach konkursu dokonywali, za pośrednictwem sieci komórkowych, telewidzowie TVP 2. Ich głosami tytuł Miss Polonia 2009 zdobyła Maria Nowakowska.

Do tegorocznej edycji konkursu Miss Polonia zgłosiło się kilka tysięcy kandydatek z całego kraju oraz przedstawicielki Polonii. Do finału zakwalifikowało się 20 dziewcząt.

Pierwsze wybory najpiękniejszej Polki odbyły się w 1929 roku. Organizatorami imprezy były redakcje trzech gazet: "Światowida", "Expressu Porannego" i "Kuriera Czerwonego", do których pretendentki do tytułu miss nadsyłały swoje zdjęcia. Za najpiękniejszą uznano wówczas Władysławę Kostakównę, urzędniczkę Miejskiej Kasy Oszczędnościowej z Warszawy.

Wybrano Miss Polonia 2009! Zobacz zdjęcia z gali:

Angelika Jakubowska o konkursie Miss Universe 2009

Gorące wieści z Bahama, czyli Angelika Jakubowska o konkursie Miss Universe 2009!

1 sierpnia żegnaliśmy ją na warszawskim lotnisku przed podróżą na dalekie Bahama. Za nią prawie 3 tygodnie spędzone w bajkowej scenerii Wysp Bahama oraz wiele wrażeń, których doświadczyła na konkursie Miss Universe 2009. O swoim wystepie na konkursie a także poza konkursowych "plotkach i ciekawostkach" a także o zwyciężczyni konkursu opowiada reprezentantka Polski, Miss Polonia 2008 Angelika Jakubowska!

* * *

Witaj Angeliko!


Na początek przyjmij gratulacje i podziękowania. Godnie reprezentowałaś Polskę na konkursie Miss Universe 2009 na Wyspach Bahama. Fani wyborów Miss w Polsce są z Ciebie dumni. A Ty sama? Czy jesteś zadowolona ze swojego występu? Czy może chciałabyś teraz coś poprawić, zmienić ?
Nie chciałabym nic zmieniać. Dałam z siebie wszystko, a uwierzcie, że codzienne wstawanie o 5.00 rano i robienie makijażu czy układanie fryzury oraz wyglądanie przez cały dzień pięknie i promiennie to bardzo ciężka praca :)
Byłaś bardzo dobrze przygotowana do startu w tej imprezie. W jaki sposób przygotowywałaś się do niej i kto Ci pomagał w tych przygotowaniach?

Moje przygotowania polegały głównie na zadbaniu o garderobę, sylwetkę i dobre samopoczucie. W doborze kreacji pomogło mi głównie Biuro Miss Polonia, które znalazło sponsorów, ale także ja sama postarałam się o to, kupując niezbędne rzeczy.


Tegoroczny konkurs odbywał się na Wyspach Bahama. Czy poznałaś trochę ten kraj? Co Cię w nim zachwyciło, a co przeraziło lub rozczarowało?
Zwiedziłam dwie wyspy archipelagu: Nassau-to wyspa na której mieścił się nasz hotel oraz Exuma - tam byłyśmy na jednodniowej wycieczce. Ten kraj charakteryzuje się dużą skrajnością. Z jednej strony przepiękne hotele, drogie jachty, a z drugiej stare, rozpadające się domy. Na wyspach panuje bieda, która jest bardzo zauważalna. Ale tamtejsi ludzie nadrabiają swoją życzliwością, optymizmem i ogromną gościnnoscią.
Gdy dziś myślisz Miss Universe, to jakie jest Twoje pierwsze skojarzenie? Opowiedz trochę o tym konkursie. Czy jest coś, czego jeszcze o nim nie wiemy, a powinniśmy się dowiedzieć?


Moje pierwsze skojarzenie to na pewno wspaniała organizacja, niezapomniane chwile, cudowne wspomnienia i przyjaźnie.
O konkursie i przeżyciach z nim związanych mogłabym opowiadać godzinami i ciężko będzie mi to wszystko opisać w zaledwie kilku zdaniach. Wybory Miss Universe mnie przede wszystkim bardzo pozytywnie zaskoczyły. Przed wylotem byłam bardzo ciekawa ludzi, atmosfery. Bałam się, że dziewczęta będą zarozumiałe, a panująca tam aura bardzo napięta. Jak się później okazało, bardzo się myliłam.
Tak jak wcześniej wspomniałam, konkurs może się pochwalić wspaniałą organizacją. Wszystko jest "dopięte na ostatni guzik". Niesamowite jest to, że w jednym miejscu, w tym samym czasie spotykają się dziewczyny z całego świata. Każda ma inną urodę i charakter, wyrosła w innej kulturze, a jednak potrafią ze sobą współpracować, a za chwilę świetnie się bawić. Taki konkurs to także taka mała "szkoła przetrwania". Każda dziewczyna lecąc tam musi być przygotowana na bardzo ciężką pracę. Konkurs bardzo dużo uczy. Przede wszystkim samodzielności, cierpliwości i odwagi.


















No to po kolei. Zacznijmy od zgrupowania. Co Ci się najbardziej podobało w czasie zgrupowania MU i co było dla Ciebie najtrudniejsze? A może jest coś, czego żałujesz?


Ogólnie byłam zachwycona wszystkim, co się tam działo. Przez prawie 4 tygodnie mogłyśmy czuć się jak prawdziwe księżniczki. Niczego nam nie brakowało, no może poza czasem wolnym :) Mieszkałyśmy w przepięknym hotelu, zwiedziłyśmy cudowne miejsca, nawiązałyśmy przyjaźnie. Ten konkurs to naprawdę niesamowite przeżycie. A co było najtrudniejsze? Myślę, ze brak snu. Prawie codziennie spałam po 4/5 godzin. W ostatnim tygodniu zgrupowania miałam dwa dni załamania. Powodem była na pewno tęsknota, zmęczenie i stres przed samym finałem. Ale każda z nas miała ciężkie chwile. Ten konkurs to jednak wielki wysiłek nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Jednak teraz, gdy oglądam zdjęcia ze zgrupowania, o wszystkim zapominam:) Te piękne wspomnienia wszystko wynagradzają. Nie żałuję niczego. I tak, jak już mówiłam, myślę, że zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby w jakiś sposób zostać zauważoną, czy zapamiętaną.
A jaka panowała atmosfera wśród kandydatek? Sympatyczna, czy też dało się odczuć rywalizację? Z którą dziewczyną najbardziej się lubiłaś w trakcie zgrupowania ?

Nawiązałam wiele znajomości, które, mam nadzieję, będę utrzymywała, ale Holenderka to osoba, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam. Świetna dziewczyna, nie tylko piękna, ale inteligentna i zabawna. Praktycznie przez całe zgrupowanie przebywałyśmy razem. W mojej pamięci na pewno także pozostaną Słowaczka, Czeszka, Serbka, Słowenka, a także reprezentantki Tajlandii, Singapuru i Izraela. A jeżeli chodzi o rywalizację, to rzeczywiście była zauważalna, ale na szczęście nie pomiędzy Europejkami czy Azjatkami. Głównie pomiędzy Latynoskami, które moim zdaniem za bardzo poważnie traktowały to, co się tam działo.
Nieodłącznym elementem każdego konkursu piękności są krążące w kuluarach plotki, sensacyjki, skandale. Jak było na konkursie Miss Universe 2009? Z jakimi plotkami na temat konkursu, czy Ciebie osobiście się spotkałaś? Przy okazji możesz je potwierdzić lub zdementować.


Plotki rzeczywiście były. Mówiono np., że dziewczyny z Albanii i Kosowa są parą. To chyba była najgłośniejsza sensacja naszego zgrupowania. Czy to prawda? Do tej pory nie wiem.

Jak oceniasz werdykt jury? Co sądzisz o Stefaníi Fernández Krupij, czy była Twoją faworytką? Jeśli nie, kto nią był? Czy w trakcie zgrupowania dało się odczuć faworyzowanie jakichś kandydatek?
Jeżeli chodzi o werdykt, to nikt się takiego nie spodziewał. Trzy dni przed finałem kilkanaście dziewcząt, w tym ja, zrobiło listę, na której znajdowała się nasza prywatna 15. finałowa. Wenezuela pojawiła się na niej może 5 razy. W trakcie zgrupowania Stefania nie była w jakiś sposób zauważalna. Choć muszę przyznać, że na gali prezentowała się bardzo ładnie. Moją faworytką do korony była Australijka, ale myślałam, że wygra Dominikanka, która była bardzo faworyzowana w trakcie zgrupownia.


Od czego, Twoim zdaniem, zależy sukces na konkursie Miss Universe? Czy o wysokiej lokacie decyduje wyłącznie uroda?

Miałam nadzieję, że na konkursie międzynardodowym tej rangi bardzo ważna jest uroda, ale przede wszystkim charakter. Jak się później okazało, to zaledwie w 50% miało wpływ na sukces. Drugie tyle to polityka. Nie wiem, czy tak też jest na innych konkursach, ale ten, Miss Universe, właśnie tym się charakteryzuje. Z tego powodu jest mi bardzo przykro, bo nie przeszły dziewczyny reprezentujące takie kraje jak Honduras, Meksyk czy Holandię. Przepiękne, inteligentne osoby. Wielka szkoda.


Angeliko, czy zobaczymy Cię jeszcze na jakimś międzynarodowym konkursie piękności?
Jest możliwość, żebym poleciała na konkurs Miss International. Nad tą propozycją jeszcze się zastanawiam, ale wiem, że jak się nie zdecyduję, to będę tego żałowała do końca zycia :)
Na pewno! Czekamy zatem na emocje, których dostarczysz nam na kolejnym zgrupowaniu. Już dziś trzymamy kciuki, a ja bardzo serdecznie dziękuję Ci za rozmowę :)

***

Wywiad przeprowadziła i opracowała wieloletnia fanka konkursów piękności Katarzyna Żebrowska, która w jubileuszowej dla konkursu edycji - pyta Miss Polonie oraz finalistki konkursu o wspomnienia zwiazane z konkursem.

Dziękujemy Angelice Jakubowskiej za wspanialy występ na konkursie Miss Universe 2009 oraz zapraszamy do śledzenia doniesień z kolejnych kilku
miesięcy panowania Miss.












 










źródło: http://www.misspolonia.com.pl/ LINK

piątek, 23 października 2009

Gołota - Adamek 116:97

Radosław Leniarski, Łódź
2009-10-23, ostatnia aktualizacja 2009-10-23 21:20
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta

Sceneria nocnego klubu idealnie pasuje do boksu. W Elektrowni RP w łódzkiej Manufakturze ważyli się pięściarze przed sobotnią walką stulecia. Andrzej Gołota sam się zaskoczył wagą - ważył o tyle więcej, ile zjadł makaronu, czyli co najmniej o dwa-trzy kilo


Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia

Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia

Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia


"Andrzej Gołota - 116,3 kg!" - krzyknął dramatycznym głosem prowadzący ceremonię, kiedy pięściarz stał na wadze elektronicznej. Ceremonię - logiki w tym nie ma. Pięściarze kategorii ciężkiej ważą, ile ważą, nie przekroczą limitu, co najwyżej limit zdrowego rozsądku. Ale w tym przypadku Gołota zrobił zdziwioną minę, zerknął jeszcze raz na wyświetlony wynik i szepnął do siebie z roztargnieniem: "Łał".

Flesze kilkudziesięciu fotoreporterów błyskały jak oszalałe.

Gołota vs Adamek. Kto lepiej przygotowany do walki stulecia?

- Ile to jest w funtach? - dopytywał jego trener Sam Colonna, bo większa waga może oznaczać kłopoty jego boksera w końcowych rundach polskiego pojedynku stulecia, nie mówiąc o utracie szybkości u kolosa i tak występującej u niego w formie szczątkowej. - 256? No, to dużo. Ale godzinę siedzieliśmy i czekaliśmy na ważenie. Nie miał, co robić, to i zjadł i trener pokazał, ile zjadł makaronu Gołota.

Ale mu nie uwierzyłem, bo moim zdaniem tyle człowiek zjeść nie da rady.

- Gdyby nie to włoskie jedzenie, dwa razy już by Andrzej sobie poszedł. Przynajmniej coś się działo, czymś się zajął - stwierdził Przemysław Garczarczyk, prowadzący PR walki w USA.

Adamek czekał jeszcze dłużej, bo przyszedł do Elektrowni RP wcześniej niż Gołota. Ale nie jadł. Przynajmniej tak powiedziała waga. Pięściarz, który przeskoczył przez dwa lata dwie kategorie wagowe, po drodze zdobywając tytuły mistrza świata, ważył w piątek 97,2 kg, czyli mniej, niż zapowiadał, ale niewiele mniej.

Kiedy obaj musieli stanąć naprzeciw siebie zgodnie z kolejnym bezsensownym, ale emocjonującym bokserskim ceremoniałem, Gołota z trudem utrzymywał powagę.

Dla niego Adamek wciąż jest niepoważnym przeciwnikiem, uprzykrzającą się muchą. Mimo to wytrzymał. Pierwszy zrezygnował z patrzenia w oczy przeciwnikowi Adamek, słusznie dochodząc do wniosku, że zaraz obaj otrą się o śmieszność.

Chwilę wcześniej trener Colonna powiedział, że walka ma dla Gołoty wymiar osobisty, bo pięściarz chce udowodnić sobie i innym, że potrafi boksować i że nie chce skończyć kariery kompromitującą porażką z Rayem Austonem w pierwszej rundzie. Ale trener mówił też, że jego pięściarz jest w życiowej formie, więc - patrząc na powolnego i przyciężkiego Gołotę - jego wiarygodność nie jest warta funta kłaków.

Naprawdę osobisty może być jednak stosunek Gołoty do Adamka.

On go nie lubi, od kiedy Adamek powiedział prywatnie, bez wiedzy, że jest nagrywane przez dziennikarza - że jeden z kolegów "dziwki Gołocie woził". Powiedział to w złości, gdyż ów kolega także i Adamkowi narobił kłopotów, pisząc książkę "Adamek, historia prawdziwa" i oskarżając go o doping sterydowy.

Okoliczności poróżnienia się pięściarzy bardzo dobrze pasują do bokserskiego sosu, który z kolei smakuje kibicom.

Widać było, że publiczność wciągnęła się w rywalizację, trzyma stronę Gołoty, i to na pewno nie dlatego, że w Łodzi wygrał swój pierwszy turniej "O srebrną łódkę". Gołota ich kokietował. Kiedy ktoś zapytał go, co zrobi, gdy uda mu się pokonać Adamka, rzucił: "Uda? Oj, uważaj człowieku!", i pogroził palcem. Zaśmiał się, gdy z sali padło pytanie, gdzie Gołota spędził przedpołudnie, a Zbigniew Boniek krzyknął: "W muzeum!".

Zapewne właśnie dla Gołoty wykupił najdroższe 50 biletów (po tysiąc złotych sztuka) jeden z dwóch największych mafiosów w Łodzi, od niedawna na wolności. W piątek w bliskich rzędach przed głównymi bohaterami wieczoru siedzieli ludzie z wyrokami. Ale pod tym akurat względem gala w Łodzi nie będzie różnić się od bokserskich wieczorów w innych krajach z kibicami z Manchesteru kochającymi Ricky'ego Hattona albo czarnoskórymi wielbicielami Mike'a Tysona z Brownsville. Nie wiem, czy nasi nie lepsi...

W piątek potencjalnych pojedynków przed walką mogło być więcej. Niemal czołowo zderzyli się wiecznie skłóceni Jan Tomaszewski i Boniek. Spora różnica w wadze, wyraźną przewagę miał Tomaszewski. Nie doszło do wymiany ciosów. Boniek był czujny. - Jest tu tak dużo pięściarzy, że człowiek musi stale uważać, żeby nie dostać w trąbę - stwierdził.

Promotorzy też mogliby się pobić.

W pojedynku Andrzeja Grajewskiego i Andrzeja Wasilewskiego na złote roleksy (wagowo zupełnie dwa inne światy) wygrał Grajewski, który "wyszarpał" Wasilewskiemu pięściarza Damiana Jonaka, wielce wartościowego, bo stoi za nim kilka tysięcy kibiców ze Śląska. Grajewski witał się z innymi bokserami Wasilewskiego: - Dzień dobry, jestem ten, co kradnie.

Tylko bokser Marcin Najman, też wieczny bohater tabloidów, nie spotkał swojego rywala w tym wieczorze. Mariusz Pudzianowski, z którym się spotka w wydarzeniu z pogranicza boksu i przeciągania sprzętu budowlanego po asfalcie, patrzył na niego z góry. Z reklamy Blachodachówek.

Będą walczyć również

Krzysztof Szot - Łukasz Maciec, 63 kg

Maciej Zegan - Krzysztof Cieślak, 61 kg

Wojciech Bartnik - Artur Szpilka, 91 kg

Mateusz Masternak - Łukasz Janik, 91 kg

Damian Jonak - Mariusz Cendrowski, 72

Grzegorz Soszyński - Dawid Kostecki, 79 kg


Polska walka stulecia - Gołota kontra Adamek »

Modern Rocking. Chylińska wyważyła drzwi

Paulina Wilk 22-10-2009, ostatnia aktualizacja 23-10-2009 01:40
Wokalistka poszła na wojnę ze stereotypami. I wygrała. „Modern Rocking” to wymarzona płyta - zaskakująca, nowoczesna, pełna świetnych piosenek Nareszcie ktoś mnie zadziwił, wbił w fotel, rozbawił.
Agnieszka Chylińska
źródło: Materiały Promocyjne
Agnieszka Chylińska
Okładka „Modern Rocking”
źródło: Materiały Promocyjne
Okładka „Modern Rocking”
Nareszcie ktoś mnie zadziwił, wbił w fotel, rozbawił. Nagrywając taneczny album Chylińska wywinęła salto, jeszcze w locie zrzuciła ciężkie rockowe buty i skórzaną kurtkę, a kiedy wylądowała na klubowym parkiecie, miała już na sobie trykot i buty na obcasie. Za takie przemiany świat podziwia Madonnę, jej fani z każdą kolejną płytą podróżują w nowe miejsce.
Na Chylińską pewnie posypią się gromy: że zdradziła rockowych fanów, że poślubiła rozrywkę i robi kiczowate disco. Ale „Modern Rocking” trafia w swój czas - takie brzmienia, z pogranicza dance i rocka, to najgorętszy, najważniejszy obecnie nurt popu. A Chylińska, współpracując z młodymi producentami z Planu B - Bartkiem Królikiem i Markiem Piotrowskim, wykazała się odwagą i wyobraźnią, jakiej brakuje polskim wokalistkom. Kasia Kowalska, Justyna Steczkowska i Kayah zaczęły kariery, jak Chylińska, w latach 90., ale od tego czasu trzymają stały kurs. Więcej fantazji i skłonności do ryzyka mają artystki doświadczone, choćby Maryla Rodowicz.
Radykalny ruch Chylińskiej może dobrze wpłynąć na cały polski pop. Wysadziła w powietrze stare przyzwyczajenia i pokazała, że istotą współczesnej w muzyki jest dynamika: łączenie gatunków, uciekanie od kategoryzacji, przekraczanie granic. Jej przeskok w klubowe rytmy byłby tylko manifestacją, gdyby nie fakt, że wywiązała się z najważniejszego zadania - nagrała bardzo dobry album.
Zdała test wokalny. Łatwiej popisywać się siłą, górować nad ostrymi gitarowymi riffami, ale w muzyce klubowej nie ma miejsca na piosenkarską pychę. Jest dyscyplina - trzeba śpiewać jak najprościej, podporządkować się rytmowi, ustąpić pola pulsującym bitom i pauzom, które tworzą napięcie. Chylińska to potrafi, więcej - pokazuje, że umie śpiewać ładnie i subtelnie, choć nie jest ckliwa. Tu i ówdzie przebija się charakterystyczna chrypa, surowy ton. Wokalistka wiruje na parkiecie, ale nie straciła wyrazu. Na płycie jest rockowa energia, pazur i werwa, tylko wyrażona w zupełnie nowy sposób, dzięki innym instrumentom.
Chylińska emanuje seksapilem rodem z lat 80. Gdy w pulsującym szybko „Fochu” śpiewa zaniedbującemu ją facetowi: „Tracę czas, kotku”, to wydaje się, że z czarującym uśmiechem przydeptuje go lakierowaną szpilką. Jest zmysłowa, ale zmienna: w „Plim plam” chłodna i dynamiczna; w soulowym „Powiedz” – czuła; w metalicznej „Zimie” – mroczna.
Kiedyś była guru depresyjnych nastolatków, dziś może stać się ulubienicą młodych kobiet, które - jak ona - wyrosły z kompleksów, odkryły nowe możliwości. I chcą, jak w refrenie hitu Cindy Lauper, wreszcie się zabawić.
Agnieszka Chylińska, „Modern Rocking” EMI Music, Polska, 2009
"Rz" Online

Chylińska: Jestem trochę dzidzia-piernik

Paulina Wilk 23-10-2009, ostatnia aktualizacja 23-10-2009 01:08
Agnieszka Chylińska mówi Paulinie Wilk o miłości do kiczu, rozstaniu z rock’n’rollem, wizytach w warzywniaku i nowej płycie „Modern Rocking”
Agnieszka Chylińska teraz śpiewa popowe piosenki
źródło: EMI
Agnieszka Chylińska teraz śpiewa popowe piosenki
autor zdjęcia: Marcin Włodarski
źródło: Reporter
Agnieszka Chylińska
źródło: Materiały Promocyjne
Agnieszka Chylińska
Znika pani ze świata muzyki na pięć lat, a teraz objawia się jako wokalistka tanecznego popu. Co się z panią stało?
Agnieszka Chylińska: Rozumiem, że to szok, ale zmianę przechodziłam stopniowo, teraz widać efekt. Najpierw konfrontowałam się sama ze sobą. Zamknęłam się w domu na cztery lata. Oczywiście bezpośrednią przyczyną była ciąża i narodziny syna, ale ten czas okazał się dla mnie zbawienny. Bardzo przeżyłam niepowodzenie solowej płyty “Winna”. Nie rozumiałam, dlaczego była tak krytykowana, skoro nagrywając ją, starałam się podtrzymywać rockową pochodnię po rozpadzie O.N.A. Okazało się, że to nie wystarczy, bo fani oczekują, że pozostanę identyczną rockową ikoną, jaką byłam w zespole. To przypomina kult świętych, tylko święci są w lepszej sytuacji, bo nie żyją – są niejako zahibernowani. A ja jestem w ruchu. I poczułam, że muszę zdjąć rock’n’rollową skórę. Pójść dalej.
A więc to koniec ostrej Chylińskiej?
Rock’n’rollem powinny się zajmować dziewczyny, które nie rodziły, nie mają zobowiązań. Wtedy ich bunt jest szczery, organiczny. Wałęsają się między imprezą a pierwszą miłością i to jest esencja rock’n’rolla. Ja już nie umiem znaleźć w sobie powodów do buntu. Dlatego z politowaniem patrzę na kurioza w rodzaju Ozzy’ego Osbourne’a, który wciąż musi udawać krokodyla. Ludzie nienawidzą zmian, a idole stają się ofiarami miłości fanów – od Michaela Jacksona po polskie wokalistki. Z jagnięcą uległością dają się prowadzić i trzymać w szufladach.
A płyta z muzyką klubową jest pani deklaracją niepodległości?
To kryształowy łom, którym chciałam wyrąbać sobie wolność. Nie tylko zmiana stylu muzycznego, ale też dowód, że mogę robić wszystko, na co mam ochotę. Do tej pory muzyka była moim ukojeniem, luminalem. I ja stałam się dla fanów tym samym. Miałam 18 lat, byłam agresywna, nieszczęśliwa, zbuntowana i zakompleksiona. Zbudowałam pomost między sobą a słuchaczami, którzy uznali mnie za wyrazicielkę swojego niezadowolenia. Ale dziś mam 33 lata, jestem szczęśliwa, a muzyki słucham po to, żeby przyjemniej spędzić dzień. A oni oburzeni mówią: “Halo! Gdzie jest nasz luminal? Gdzie nasze brzydkie kaczątko, które pomagało nam poradzić sobie z własną brzydotą?”. Otóż ja właśnie wyszłam z tej ramki i mówię: “A kuku!”.
I liczy pani na zrozumienie?
Wiem, że rzucam się w przepaść. Albo otworzy się dla mnie spadochron ludzkiej życzliwości, albo rąbnę o ziemię. Sama to sobie zafundowałam. Zawsze paliłam za sobą mosty. I takich miałam fanów – radykalnych, fundamentalnych, roszczeniowych. Negatywne reakcje po premierze pierwszej nowej piosenki przyjmuję z pokorą. Wiem, co do niedawna mówiłam o innych artystach. Pamiętam swoje oburzenie, gdy Edyta Bartosiewicz nagrała piosenkę z Krzysztofem Krawczykiem. Wtedy nie przypuszczałam, że będę kiedyś chciała zmiany dla siebie.
A może w pani decyzji nie ma ryzyka? Teraz w nowym kostiumie, z tanecznym rytmem, łatwiej panią zaakceptować.
A skąd! Z moim rodowodem? Z moimi dziarami i przekleństwami? Gdyby tę płytę nagrała debiutantka, to owszem. Ale rockowy elektorat tego nie łyknie.
Nie szkodzi, będą nowi fani.
Bardzo na to liczę. Ale od razu chcę przestrzec – proszę się nie przyzwyczajać do mnie w popowym wcieleniu. Bo nie wiadomo, co zrobię dalej. Ludzie zawsze chcą gdzieś mnie przykleić, mieć mnie z głowy. Nigdy nie będziecie mieć mnie z głowy.
Rozumiem potrzebę zmiany, ale skąd wzięła się u pani miłość do muzyki pop?
Razem z macierzyństwem przyszedł sentyment do czasu dzieciństwa, lata 80. mnie roztkliwiają. Przypomniałam sobie, że zanim zachęcana po żołniersku przez starszego brata sięgnęłam po Iron Maiden i Metallicę, chodziłam na koncerty Papa Dance. Słuchałam Modern Talking, CC Catch, Sandry. Zatęskniłam za utraconym czasem niewinności. Jako 17-latka wystrzeliłam z domu i dołączyłam do profesjonalnego zespołu rockowego. Tak zaczął się etap kompulsywnej, bezrefleksyjnej podróży na złym paliwie, którym była potrzeba akceptacji.
Lata 80. były symbolem kiczu, obciachem, jeszcze przed chwilą skrywanym w pawlaczu. Dlaczego tak bezwstydnie wracają?
Ja wtedy chodziłam w ciuchach po starszym bracie i one kompletnie spieprzyły mi szansę na różowe sukienki, balerinki i getry. A chciałam wyglądać jak bohaterki z “Dynastii”. Dlatego teraz jestem trochę dzidzia-piernik, bo nadrabiam niespełnione marzenia. Wtedy kochałam kicz, ale dopiero dziś mogę kupić różową torebkę i kolorowe frotki, zrobić dwa kucyki i tak pójść po pietruszkę do warzywniaka.
Ten rock, który graliście z O.N.A., oddawał atmosferę Polski lat 90. Pani nowa płyta też dobrze ilustruje współczesną Polskę. Jest w niej coś z różowego luksusu. Z dobrobytem przyszedł blichtr, wygoda. Może stąd plastikowe, banalne i lżejsze brzmienia.
Wszystko rozbija się o to, że w Polsce w latach 80. mało kogo było stać na różowy lukier. Odbijamy sobie wszystko, czego nie mogliśmy mieć. Dla mnie, prywatnie, lata 90. były bardzo nieszczęśli- we. Już nie chcę być jak Joplin czy Morrison i nie chcę być ofiarą czasów. Musiałam wypić hektolitry whisky i nawciągać się koksu, zagrać tysiące koncertów i setki razy się wywalić, żeby wiedzieć, czym jest pogoda ducha, i z uśmiechem czytać synowi “Lokomotywę” Tuwima.
Co się zmieniło w świecie muzyki, kiedy zajmowała się pani Tuwimem?
Na gorsze – to, że coraz częściej z powodów pozamuzycznych ktoś staje się gwiazdą. Na lepsze – poprawiła się jakość produkcji muzycznych. Najbardziej mnie cieszy, że teraz dzieciaki mogą sobie w Internecie wyszukać ciekawych artystów z drugiego końca świata. Mają niesamowitą wiedzę o muzyce i odnajdują chęć do tworzenia. Kiedyś więcej było słuchających niż grających, teraz te proporcje się zmieniają.
I wszyscy, którzy coś potrafią, zgłaszają się do “Mam talent”. Dlaczego pani jest w tym programie? Bo ludzie z telewizji zadzwonili?
Gorzej, sama zadzwoniłam. Mam pięć złotych płyt, doświadczenie, uważałam, że się sprawdzę. Cieszyło mnie, że znów miałam własne sprawy. Wychodziłam z domu i mówiłam mojemu chłopakowi: “Zajmij się małym, wrócę późno”. Ale nie poszłam do “Mam talent”, żeby leczyć własne kompleksy. Myślę, że w dobie boomu na tego typu programy my pokazujemy ludzką twarz jurora.
Ale po co nam kolejne telewizyjne trybunały i masowo produkowane werdykty: “Jestem na nie”, “Jestem na tak”, “Za mało cza-czy w cza-czy”. Dokąd to prowadzi?
To pytanie do producentów programu. Moja satysfakcja polega na tym, że konfrontuję się z tym, z czym długo walczyłam. Przez całe życie byłam oceniana, dziś ja oceniam. Ale dlatego, że jestem ciekawa ludzi. Mogę utalentowanym osobom dać szansę.
Tylko czy w tym programie o to chodzi? Bo ja myślę, że o forsę z reklam.
Takie na pewno jest założenie producentów, mają konkretny interes. Ale uważam, że istnieje też wartość dodatkowa. Interesują mnie ludzkie historie, jestem ciekawa, jak potoczą się losy uczestników. Laureaci poprzedniej edycji, dwaj akrobaci z Melkart Ball, są dziś w swojej niszowej dziedzinie artystycznej absolutnymi gwiazdami. Pomógł im program. Nie cieszy mnie, że Klaudia Kulawik, zamiast śpiewać, gości w “Dzień dobry TVN”, ale takie są warunki współpracy z koncernem.
Pani też idzie na te warunki?
Ta praca jest dla mnie wielką radością. Nie czuję się wykorzystywana. Nie jestem człowiekiem TVN. Po programie wracam do swojego świata, nie próbuję ubić żadnego interesu. Telewizja nie jest patronem mojej płyty.
I wierzy pani, że ta machina wypuści panią z rąk? TVN świadomie tworzy zamknięty obieg własnych gwiazd.
Nigdy nie wchodziłam w układy, nie byłam przyjaciółką wielkich panów i pań z telewizji. Warunki kontraktu negocjowaliśmy długo. Nie dam się kupić, nikt mnie nie będzie miał na zawołanie w swojej kartotece.
A jednak dołączyła pani do korowodu celebrytów. Do kolorowego cyrku, którym karmią się tabloidy.
To jest sytuacja podobna do tej z premierą nowej płyty. Można powiedzieć: “Chylińska robi pop – sprzedała się”. Ale ja i na tej płycie, i w TVN jestem sobą. Niczego nie udaję. Wolność jest dla mnie najważniejsza, będę jej bronić kosztem wszystkiego.
Ryzykuje pani. Założę się, że odkąd jest pani w “Mam talent”, więcej ludzi dzwoni, bo czegoś chce. Może któregoś dnia zabraknie siły, by to kuszenie odeprzeć.
Moja menedżerka świetnie sobie radzi w niewdzięcznej roli bufora. Ja jestem spokojna, jestem z rodziną. Gorzej, że wielu innych muzyków ulega. A ja? Skończymy ten wywiad i pojadę do domu. Kupiłam zajebisty boczek i schab. Będę piec. Odbiorę syna z przedszkola, zajdziemy do warzywniaka po świeże jabłuszka.
Dobrze pani zarabia w telewizji?
Jestem zadowolona, bo w ogóle cieszę się z tego, co dostaję. Zawsze traktowałam pieniądze jak gorące kartofle. Kasę zarobioną z O.N.A. rozwaliłam. Jedyne, co mi zostało, to masa książek. Był czas, kiedy miałam 20 zł w kieszeni. Nigdy do niczego nie pchnęła mnie myśl o płaceniu rachunków. A gdybym kiedyś miała duże pieniądze, chciałabym dla siebie dwóch rzeczy: potężnej biblioteki – takiej, jaką miał mój ukochany Stanisław Lem, i małej sali do tańca. Takiej z parkietem i lustrami. Mówiłabym: “Mamusia idzie tańczyć!”, i zamykałabym się z muzyką. W dzieciństwie chciałam być Michaelem Jacksonem w białych skarpetach, ciągle tańczyłam i darłam się na cały blok. Teraz znowu mogę się bawić. Bo na długi czas zakazałam sobie cieszenia się. W rock’n’rollu trzeba być nihilistą, kontestatorem zastałej rzeczywistości, mówić: “Nie, to mi się nie podoba, nie chcę żyć”. A ja chcę żyć, k...!
Po tych pięciu latach z boku ma pani jeszcze jakichś przyjaciół muzyków?
Moi przyjaciele to pan Andrzej i pani Wiesia z warzywniaka. I pan taksówkarz Jurek, który mnie wszędzie dowozi. Moje przyjaciółki to panie w banku, księgowe – ludzie pracy. Chłonę ich życie, bo w duchu uważam, że my, muzycy, jesteśmy darmozjadami. Mam siąść i gadać o piosence? Po co? Prawdziwe historie są gdzie indziej. Pan Andrzej i pani Wiesia zasuwają siedem dni w tygodniu, żeby kupić plazmowy telewizor. Kupili, i nie mają siły niczego obejrzeć. A ja mam telewizor z 1991 r. i szwedzki tapczan z komisu. Kiedy wracam z siatami ze sklepu, mijam wielki billboard z własną twarzą.
I co?
I nagle sobie przypominam, że zapomniałam schabu. Największym ukoronowaniem mojej popularności jest to, że pani w sklepie mnie zna i lubi i sprzeda mi lepszy kawałek mięsa.

Agnieszka Chylińska (ur. 1976)

+ Wokalistka, autorka piosenek
Jedna z najbardziej utalentowanych i kontrowersyjnych polskich piosenkarek. z rockową grupą o.n.a. nagrywała przebojowe albumy. jest laureatką Fryderyków i zdobywczynią Paszportu „Polityki”.
Po rozpadzie o.n.a. stworzyła grupę Chylinska i wydała solowy album „Winna”.