- Chce mi się skakać i śpiewać ze szczęścia - powiedziała po wczorajszym wyroku sądu Angelika Krupska, ofiara stalkingu - przestępstwa, którego nie ma w polskim kodeksie karnym. Sąd odrzucił wczoraj apelację mężczyzny, który zamienił jej życie w koszmar
ZOBACZ TAKŻE
- Wpadł bułgarski "opiekun" tirówek i jego polska świta (14-10-09, 16:25)
- Biła staruszków, przyznała się do winy i ponoć żałuje (13-10-09, 16:09)
- Gonił z pistoletem byłą dziewczynę wokół cmentarza (12-10-09, 16:09)
- Napadł na przystanku, wpadł w autobusie (12-10-09, 13:54)
- Kierowniczka odpowie za znęcanie się (11-10-09, 11:56)
SERWISY
Angelika Krupska jest dentystką. Jesienią 2006 r. (jeszcze jako stażystka) pomagała w usunięciu zęba Sebastianowi W. Następnego dnia młody mężczyzna zjawił się pod gabinetem, w którym pracowała. - Zakochałem się - oznajmił. Roześmiała się, ale później nie było jej już do śmiechu.
Sebastian W. nie dał jej żyć. Przychodził pod dom, pojawiał się w pracy. Wyznaniem miłości oplakatował klatkę schodową. Dzwonił, wysyłał listy, chodził za nią krok w krok. Kiedyś rzucił się na samochód, którym jechała, i całował szybę. Innym razem wpadł za nią do autobusu i próbował obmacywać. Był agresywny w stosunku do niej i do bliskich, którzy próbowali ją chronić.
- Jak nikt nie mógł mnie odwieźć do pracy, to sprawdzałam, czy go nie ma, biegłam do taksówki, kładłam się na tylnym siedzeniu i krzyczałam: "Jedziemy!". Jak w filmie sensacyjnym. - mówiła latem w rozmowie z reporterem "Wysokich Obcasów"
Angelika Krupska jest modelową wręcz ofiarą stalkingu, czyli uporczywego nękania, nagabywania. W polskim prawie to ledwie wykroczenie, zagrożone jedynie karą grzywny. Dlatego policja przez długi czas zbywała jej prośby o pomoc. Aż wreszcie po skardze do ministra sprawiedliwości organy ścigania wzięły się do pracy. Sebastian W. został oskarżony z innych artykułów kodeksu karnego, m.in gróźb karalnych, zmuszania do określonego zachowania, naruszenia miru domowego i napastowania seksualnego (obmacywanie w autobusie). W marcu 2008 r. trafił do aresztu.
Niedługo potem rozpoczął się jego proces. Sąd uznał go winnym 12 z 13 różnych przestępstw, które zarzuciła mu prokuratura. Skazał go na 3,5 roku więzienia i, co niezwykle ważne dla pokrzywdzonej, zakaz zbliżania się do niej i jej bliskich przez 15 lat po wyjściu zza krat.
Sebastian W. odwołał się od tego wyroku. Wczoraj pojawił się w sądzie. Doprowadzili go tam policjanci uzbrojeni w pistolet maszynowy. Był skuty nie tylko kajdankami, ale też łańcuchami. Podczas jednej z poprzednich rozpraw próbował wyskoczyć przez okno, więc w areszcie ma status "niebezpieczny".
Sędziowie nie dali się jednak przekonać i odrzucili apelację. Uznali, że wyrok sądu pierwszej instancji był prawidłowy. A nawet, zasugerowali między wierszami, zbyt łagodny. Nie mogli jednak podwyższyć kary, bo ani prokuratura, ani Angelika Krupska nie apelowali. - Teraz żałuję, bo mam wrażenie, że sąd mógłby orzec nawet cztery i pół roku więzienia - przyznał po wczorajszej rozprawie mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik dentystki. - Tylko że w pierwszym procesie nie byliśmy pewni, czy sąd da choćby dwa lata.
Angelika Krupska: - Chce mi się skakać i śpiewać ze szczęścia.
Mecenas Rogalski: - Dzisiejsza rozprawa pokazuje, że on niczego nie zrozumiał. Dalej uważa się za ofiarę spisku - zaznacza.
- Po roku i ośmiu miesiącach będzie mógł się starać o przedterminowe zwolnienie. Prędzej czy później wyjdzie z więzienia. A jak wyjdzie, to na pewno znów się pojawi. Będę musiała się na to przygotować - mówi Angelika Krupska.
Ale o tym, czy już wyszedł, nikt jej nie poinformuje. W polskim prawie nie ma przepisu, który by na to pozwalał.
Przeczytaj także: Zawodowy zabójca zabił szefa gangu - ruszył proces
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz