środa, 30 czerwca 2010

Co zeznał porucznik Wosztyl

Wojciech Czuchnowski, Roman Imielski
2010-06-30, ostatnia aktualizacja 2010-06-30 11:51

Szczątki polskiego samolotu na lotnisku w Smoleńsku
Szczątki polskiego samolotu na lotnisku w Smoleńsku
Fot. AP/

"Jak na wysokości 50 m nie zobaczycie pasa, odlatujcie" - taką komendę miała wydać wieża lotniska w Smoleńsku załodze prezydenckiego Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia. Śladu po komendzie nie ma w stenogramach z czarnych skrzynek

Ułożone szczątki Tu-154
Ułożone szczątki Tu-154

Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl



O takim poleceniu zeznał w prokuraturze por. Artur Wosztyl, pilot polskiego jaka-40, który w Smoleńsku lądował godzinę przed tupolewem.

Wymianę zdań między wieżą a Tu-154 słyszał na odsłuchu przez radio, bo kanał porozumiewania się kontrolerów z pilotami jest publiczny.

Według portalu Niezalezna.pl zeznania Wosztyla znajdują się na karcie 1165 w aktach śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy przez polską prokuraturę wojskową. Porucznik mówił, że polecenie z wieży miało paść tuż po godz. 8.40 (czas lokalny 10.40), gdy tupolew znajdował się na wysokości około 80 m, a system ostrzegawczy (TAWS) od ponad 40 s alarmował o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi.

Piloci lądowali w tragicznych warunkach - przy widoczności poziomej 200-400 m, a pionowej poniżej 50 m (minimalne warunki dla Tu-154 to 1000 i 100 m). Załoga nie wiedziała, że w gęstej mgle samolot leci nad głębokim na 60 m jarem. W dodatku nawigator odczytywał wysokość z radiowysokościomierza, wskazującego faktyczną odległość od ziemi, a nie jak powinien - z wysokościomierza barycznego pokazującego wysokość nad poziomem morza.

Kontrolerzy przed prokuratorem składali sprzeczne zeznania o tym, czy widzieli wtedy samolot na monitorze radaru.

Osoba znająca materiały śledztwa potwierdza nam, że Wosztyl rzeczywiście złożył takie zeznania. On sam odmówił wczoraj skomentowania informacji o tym, co mówił w trakcie przesłuchania, zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Komentarza nie uzyskaliśmy także od płk. Zbigniewa Rzepy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Śladu komendy, o której zeznał Wosztyl, nie ma w stenogramie rozmów pilotów z wieżą kontrolną zapisanych w czarnej skrzynce, a przekazanych Polsce przez stronę rosyjską. Kontroler mówi w nich, że zezwala na zniżenie do 100 m (tzw. wysokość decyzji), a jeśli załoga tupolewa nie zobaczy ziemi, odleci. Potem dodaje komendę "Pasadku dapałnitielno" ("Lądowanie warunkowo") używaną tylko w Rosji. Oznacza ona, że jeśli na wysokości decyzji wszystko jest w porządku, kontroler musi wydać jeszcze ostateczną zgodę na lądowanie. Taka zgoda jednak nie pada.

Zapis mówi też, że pomiędzy godz. 8.39,52 a 8.40,39 s kontroler kilka razy potwierdził, iż samolot jest "na kursie i na ścieżce", czyli prawidłowo podchodzi do lądowania. Gdy o 8.40,53 tupolew był na 50. m, kontroler po raz pierwszy krzyknął: "Horyzont", co oznacza natychmiastowe wyrównanie kursu.

Samolot nadal zbliżał się jednak do ziemi - nawigator odczytywał wysokość aż do 20 m. O 8.41,04 Tu-154 zahaczył o pierwsze drzewo.

Od momentu, gdy kontroler po raz pierwszy potwierdził "kurs i ścieżkę", do chwili rozbicia się samolotu w stenogramie jest tylko jedno zdanie określone jako "niezrozumiałe". Ale zostało ono wypowiedziane, gdy maszyna była około 250 m nad ziemią. Poza tym z całego stenogramu wynika, że wszystkie komendy kontrolerów nagrały się wyraźnie.

Czarne skrzynki polskiego samolotu zostały szybko odnalezione na miejscu katastrofy przez Rosjan. Na prośbę polskich władz Rosjanie ich nie otwierali. Zrobili to dopiero w Moskwie w obecności polskich prokuratorów i specjalistów. Nagrania czarnych skrzynek zostały wtedy zgrane na cyfrowy nośnik, a oryginały ponownie zaplombowane i zdeponowane w sejfie.

Polscy specjaliści od fonoskopii oraz piloci z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego (do niego należał tupolew) cały czas uczestniczyli w pracach nad zapisem czarnych skrzynek, m.in. rozpoznając nagrane głosy.

Mecenas Rafał Rogalski reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem (w tym Jarosława Kaczyńskiego) uważa jednak, że "wiarygodność stenogramu i kopii nagrań od początku budziła wątpliwości i że od początku był zwolennikiem zweryfikowania tego materiału. Zdaniem Rogalskiego nie ma żadnego powodu, by przypuszczać, że Wosztyl może kłamać. - A jeżeli jego zeznania okazałyby się prawdziwe, to by znaczyło, że strona rosyjska co najmniej mataczy w tej materii, by ukryć odpowiedzialność za katastrofę własnych służb - dodaje Rogalski.

Kopie nagrań z tupolewa są obecnie badane w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych. Nie wiadomo, kiedy badania zostaną zakończone.

Piloci 36. pułku anonimowo mówili mediom po publikacji stenogramów, że kontrolerzy źle naprowadzali tupolewa, sugerując, iż prawidłowo podchodzi do lądowania.

Wielu pilotów podkreślało jednak, że lotnisko w Smoleńsku nie ma tzw. radaru precyzyjnego podejścia. A w takiej sytuacji załoga wie, że musi polegać głównie na przyrządach samolotu, bo kontrolerzy mogą tylko pomagać w lądowaniu, a nie kierować nim.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: