niedziela, 29 maja 2011

Łupkowa wojna secesyjna

Andrzej Kublik
23.05.2011 aktualizacja: 2011-05-22 18:43

Amerykańska rewolucja gazu i ropy ze skał łupkowych podzieliła świat. Dla jednych to szansa na niezależność i dobrobyt. Inni widzą zagrożenie dla przyrody, a być może faktycznie dla własnych interesów.

Protesty w Paryżu przeciwko poszukiwaniom gazu łupkowego
Reuters
Protesty w Paryżu przeciwko poszukiwaniom gazu łupkowego
W Argentynie prezydent Cristina Fernandez de Kirchner z radością prezentowała ampułkę z ropą z łupków
Reuters
W Argentynie prezydent Cristina Fernandez de Kirchner z radością prezentowała ampułkę z ropą z łupków
Miejsca, w których może być gaz łupkowy
GW
Miejsca, w których może być gaz łupkowy
Zasoby gazu łupkowego na świecie
Zasoby gazu łupkowego na świecie
Polska na złożach siedzi. I to złożach nie byle jakich. Przed rokiem amerykańska firma doradcza Advanced Research szacowała, że nasze łupki skrywają 3 bln m sześc. gazu - tyle co w Norwegii. Teraz ta sama firma dysponuje kolejnym studium, firmowanym przez amerykańską rządową Agencję Informacji Energetycznej. Według tych nowych, nadal bardzo wstępnych, szacunków możemy mieć nawet 22,4 bln m sześc. gazu. A zasoby, które da się wydobyć przy obecnym poziomie techniki, mogą sięgnąć 5,3 bln.

Na razie jednak to tylko teoria, bo złóż potwierdzonych nadal nie mamy. Ale jeśli Amerykanie się nie mylą, Polska stanie przed ogromną szansą. Unia Europejska zamierza zmniejszyć produkcję prądu z węgla, z którego my otrzymujemy teraz 90 proc., i dostosowanie do wymogów unijnych byłoby dla nas bardzo kosztowne. A tak, dzięki zasobom gazu nie musielibyśmy wydawać fortuny na jego import. Moglibyśmy także zarabiać na eksporcie i modernizować kraj z własnych pieniędzy, zamiast zaciągać długi.

- Dynamiczny rozwój eksploatacji niekonwencjonalnych zasobów gazu można nazwać gorączką złota XXI w. - mówił przed rokiem szef naszej dyplomacji Radosław Sikorski na konferencji o gazie łupkowym zorganizowanej w Warszawie przez MSZ i ambasadę USA. W zeszłym tygodniu doszło do kolejnej konferencji. Optymizmu nadal nie brakowało, ale podszyty był niepokojem. - Wiemy, że w niektórych państwach podjęto inicjatywy, by zakazać eksploatacji gazu łupkowego. Ale tym, którzy to planują, mówimy: "nie bójcie się" - mówił w tym roku Sikorski.

Apel wziął się stąd, że jak zawsze rewolucja szybko zrodziła kontrrewolucję. Dziś eksploatacja złóż gazu i ropy z łupków rozpala nie tylko nadzieje, ale także spory. Bywa, że przeradzają się w konflikt ideologiczny, w którym jedna strona mówi językiem nauki i techniki, druga woli grać na emocjach.

Potrzeba matką wynalazku

Pod koniec 2009 r. Międzynarodowa Agencja Energetyki ogłosiła światu, że w USA za sprawą eksploatacji złóż gazu łupkowego doszło do rewolucji w energetyce. To gaz zamknięty w skałach zwanych łupkami. Na świecie jest go dziesięć razy więcej niż w konwencjonalnych złożach, w których gaz zgromadził się w stworzonym przez naturę "zbiorniku" w skale. Geolodzy od dawna wiedzieli o łupkowych skarbach, ale nie potrafili się do nich dobrać. Udało się to dopiero amerykańskim gazownikom. To zrozumiałe, bo w USA mają najbardziej rozwiniętą branżę gazową na świecie. Tworzą ją setki małych firm zatrudniających fachowców, którzy na poszukiwaniach ropy i gazu zjedli zęby. To właśnie ci "rzemieślnicy" przeprowadzili rewolucję łupkową, zajmując się pracami, które nie budziły zainteresowania wielkich koncernów, bo mogły zakończyć się fiaskiem i nie dawały pewności na spektakularny sukces i szybkie zyski. Działalność "rzemieślników" wspierał też Waszyngton, który niemal pół wieku temu zdawał sobie sprawę, że konwencjonalne złoża ropy i gazu w USA wyczerpią się, i szukał ich nowych źródeł. Od 1978 do 1992 r. rząd USA prowadził własny program badań nad eksploatacją łupków, a firmy poszukujące w Stanach niekonwencjonalnych złóż od 1980 do 2002 r. mogły korzystać z ulg podatkowych za wydatki na takie prace. Jednak dopiero teraz Amerykanie odcinają kupony od tego, że ich rządy inwestowały w przedsiębiorczość i innowacje.

Amerykańscy geolodzy na konferencji zorganizowanej w Warszawie przez Orlen opowiadali, że w zgłębieniu tajników łupków pomogły im także badania skał prowadzone w związku z podziemnymi testami nuklearnymi.

Innowacyjna metoda eksploatacji łupków polega na tzw. szczelinowaniu hydraulicznym. Najpierw tak jak w konwencjonalnych złożach wykonuje się odwiert na głębokość nawet paru kilometrów. Potem wykonuje się odwiert w poziomie przez pokład skał łupkowych, a w nim pierwsze szczeliny (np. za pomocą mikrowybuchów). Potem pod wysokim ciśnieniem wtryskuje się w odwiert mieszaninę złożoną z 98-99,5 proc. wody i piasku oraz 0,5 do 2 proc. składników chemicznych. Mieszanina otwiera "pory" w skale, przez które wydostaje się gaz. Szczelinowanie jest stosowane już ponad pół wieku, ale dziś dzięki komputerom można bardzo precyzyjnie zaprojektować odwiert.

Z ogłoszeniem rewolucji Międzynarodowa Agencja Energetyki spóźniła się nieco. W rzeczywistości przełom nastąpił w 2007 r., kiedy eksploatacja takich złóż stała się opłacalna. Wtedy ceny gazu w USA były bardzo wysokie i na giełdzie w Nowym Jorku sięgały 400 dol. za 1000 m sześc. (mniej więcej tyle, ile my dziś płacimy za gaz importowany z Rosji). Te wysokie ceny dodatkowo zachęcały do inwestowania w łupki. Okazało się to strzałem w dziesiątkę - ceny zaczęły spadać i teraz na Wall Street 1000 m sześc. kosztuje ok. 150 dol. Właśnie dzięki łupkom, z których pochodzi już około 120 mld m sześc. - jedna czwarta - gazu wydobywanego w USA, ponad dziesięć razy więcej niż w 2000 r. Na dodatek choć ceny spadają, wydobycie z łupków w USA rośnie.

- Do tej pory to największe w tym stuleciu odkrycie w energetyce - uznał znany amerykański ośrodek badawczy ITH CERA.

Nawet dla większości Amerykanów ten sukces był zaskoczeniem.

- Nie spodziewaliśmy się tego - przyznał w ostatnią środę na warszawskiej konferencji Richard Morningstar, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. energii euroazjatyckiej.

Czy boisz się jeść lody?

Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z tego sukcesu. Wkrótce po ogłoszeniu o łupkowej rewolucji w stanie Nowy Jork podniosły się głosy, że używane przy szczelinowaniu czynniki chemiczne mogą doprowadzić do skażenia wody pitnej. Nie pomogły zapewnienia gazowników, że ryzyka nie ma, bo gaz wydobywa się z głębokości kilku kilometrów, a pokłady pitnej wody znajdują się na głębokości ok. 300 m pod ziemią. Odwierty nawet na kilometr w głąb ziemi są zabezpieczane płaszczem ze stali i betonu, by nic się nie dostało do warstwy z pitną wodą.

Amerykańska Rada Ochrony Wód Gruntowych - stowarzyszenie agencji odpowiedzialnych w poszczególnych stanach za wodę - opublikowała nawet wykaz czynników chemicznych używanych przy szczelinowaniu. Większość stosujemy na co dzień. To np. guma guar - zagęszczacz używany do produkcji lodów, kwasek cytrynowy czy chemikalia, które znajdują się w kosmetykach do makijażu. Aby rozwiać wszelkie obawy, amerykańscy gazownicy dążą teraz do tego, by podczas szczelinowania korzystać tylko ze składników wykorzystywanych w przemyśle spożywczym. Wody używanej do szczelinowania nie zostawia się też w odwiercie. Dzięki coraz lepszym technologiom stosuje się jej coraz mniej i coraz częściej jest wykorzystywana w obiegu zamkniętym.

Amerykańska rządowa Agencja Ochrony Środowiska (EPA) już w 2009 r. poinformowała, że nie ma potwierdzonego przypadku skażenia wód podczas szczelinowania (odwiertów w USA zrobiono już milion).

Te argumenty nie przekonują przeciwników łupków. Większe wrażenie wywierają na nich filmy, na których np. zapala się woda z kranu - rzekomo z metanem ze złóż łupkowych (okazało się, że był to rzadki przypadek, gdy do kranu dostał się gaz z pokładów węgla).

Główny geolog Polski, wiceminister środowiska Henryk Jacek Jezierski z rozbawieniem opowiada o filmie, na którym inny przeciwnik łupków kruszy białą substancję, zalewa ją wodą, a potem zapala. Jezierski: - To przecież karbid. Skały łupkowe nie palą się zalane wodą.

"Płonące łupki" pobudzają wyobraźnię. Dla ich przeciwników to wiatr w żagle.

- Czerwono-zielony rząd nie zgodzi się na poszukiwania na wielką skalę paliw kopalnych. Dotyczy to także planu wydobycia gazu łupkowego - zapowiadał rzecznik szwedzkiej koalicji socjaldemokratów, lewicy i zielonych przed zeszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Ale czerwono-zielona koalicja nie wygrała wyborów w Szwecji.

Potem podzieliła się Kanada. W angielskojęzycznej Kolumbii Brytyjskiej budują nowe kopalnie gazu łupkowego, a we francuskojęzycznym Quebecu na początku roku zamrożono prace nad eksploatacją tych zasobów.

W tym samym czasie zdumiewającą woltę zrobiła Francja, która po Polsce może mieć drugie co do wielkości zasoby gazu łupkowego w Europie. W zeszłym roku rząd Francji wydał kilka koncesji na jego poszukiwanie i rozpatrywano kolejne wnioski. Ale w tym roku podniosły się głosy przeciwników łupków i niespodziewanie w lutym premier François Fillon wstrzymał prace poszukiwawcze. Moratorium miało obowiązywać do czerwca, gdy rząd Francji miał ogłosić raporty o wpływie eksploatacji takich złóż na środowisko. Ale partia UMT prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego już w kwietniu zgłosiła projekt ustawy, która zakazywała poszukiwania i eksploatacji złóż gazu i ropy z łupków oraz odbierała koncesje na taką działalność - jak żądali najbardziej zagorzali przeciwnicy łupków - zieloni i komuniści. Projekt wszedł na szybką ścieżkę i już w maju niższa izba francuskiego parlamentu uchwaliła zakaz eksploracji łupków, ale tylko przy zastosowaniu metody szczelinowania - tak jak zażądali socjaliści, grożąc w przeciwnym wypadku wetem.

Ile w tym gry przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi? Nie wiadomo, bo naukowych raportów o złym wpływie eksploatacji łupków na przyrodę rząd Francji nie ogłosił. Przed głosowaniem zakazu w Paryżu słychać też było częściej głosy emocji niż rzeczowe argumenty.

- Nie możemy jeszcze bardziej traumatyzować ziemi, która już teraz nie może z nami wytrzymać - nawoływała Danielle Mitterrand, wdowa po byłym prezydencie. Domagała się, by "wykorzenić wydobycie gazu łupkowego". Inni trawestowali hasło antyfaszystów z czasów wojny domowej w Hiszpanii: "No pasaran! No gasaran!". Innowacyjna metoda wydobycia gazu jako wersja faszyzmu? Brzmi komicznie.

Total - francuski gigant paliwowy - już jednak zapowiedział, że będzie przekonywać Francuzów do eksploatacji łupków w zgodzie ze środowiskiem. Na razie zgodnie z wcześniejszymi planami koncern może wykonać pierwsze wiercenia, które nie wymagają szczelinowania. Spętany w ojczyźnie Total ogłosił też, że przy poszukiwaniu gazu łupkowego będzie współpracować z amerykańskim ExxonMobil... w Polsce.

Rosja w sprawie łupków się miota

- Era taniego gazu dobiega końca - obwieścił premier Rosji Władimir Putin, otwierając w grudniu 2008 r. w Moskwie szczyt, na którym najwięksi producenci gazu z konwencjonalnych złóż powołali organizację wzorowaną na kartelu OPEC, największych producentów ropy. Tworzono ją z inicjatywy Rosji przy współpracy Iranu i Kataru - państw, które łącznie mają ponad połowę konwencjonalnych zasobów gazu na świecie. Taki kartel mógłby w większym stopniu dyktować światu ceny niż OPEC (zasoby ropy są bardziej rozproszone).

Rewolucja łupkowa przekreśliła jednak marzenia o takiej władzy i najmocniej uderzyła właśnie Gazprom, rosyjskiego potentata gazowego. Dlaczego? Dzięki łupkom USA nie musiały importować skroplonego gazu, jak wcześniej przewidywano, i statki z nim z instalacji nad Zatoką Perską zamiast do USA popłynęły do Europy. Ceny tego gazu w czasie kryzysu były nawet o połowę tańsze od cen gazu z Rosji i europejskie firmy ograniczyły zakupy od Gazpromu. Rosyjski koncern na półkę musiał też odłożyć plany eksploatacji złóż gazu w Arktyce, który w postaci skroplonej miał być dostarczany do USA. A wizja eksploatacji łupków w Europie postawiła pod znakiem zapytania sens budowy za miliardy dolarów gazociągu Nord Stream, który przez Bałtyk ma dostarczać rosyjski gaz bezpośrednio do Europy Zachodniej, utrwalając strefę wpływów Gazpromu w Europie Środkowej.

Nic dziwnego, że rosyjski koncern z irytacją zareagował na gazową rewolucję i niespodziewanie dołączył do koalicji "przyjaciół Ziemi".

Wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew nawoływał Europę, by zakazała eksploatacji łupków, bo może to rzekomo skazić wodę. Potem menedżerowie rosyjskiego koncernu zaczęli kreślić apokaliptyczne wizje: zdewastowane krajobrazy, zatrute wodopoje, wstrząsy ziemi podczas szczelinowania.

Szef Gazpromu Aleksiej Miller utrzymywał, że gaz łupkowy to "mit", a zainteresowanie nim zostało rozdmuchane.

W połowie zeszłego roku Rosjanie zmienili taktykę.

- Gaz łupkowy może odegrać bardzo ważną i pożyteczną rolę w równoważeniu lokalnych rynków. Ale nie ma podstaw, by go koronować i sadzać na tronie - mówił Aleksiej Miller na spotkaniu z szefami europejskich firm gazowych w Cannes. Potem w rozmach na Ukrainie przedstawiciele Gazpromu precyzowali: gaz łupkowy może być dobry w USA, ale Europa nie musi z niego korzystać.

Od paru miesięcy menedżerowie Gazpromu rzadko wypowiadają się o łupkach, ale Moskwa nie przestała się nimi interesować. Pod koniec zeszłego roku Rada Bezpieczeństwa Rosji postanowiła wprowadzić ich kwestię do doktryny bezpieczeństwa energetycznego i zbierać doniesienia ze świata o innowacjach w wydobyciu gazu. Jak zauważył dziennik "Wiedomosti", decyzję podjęto tuż po tym, gdy do Europy przybił pierwszy statek ze skroplonym gazem z... USA. Okazało się, że dzięki łupkom Amerykanie nie tylko uniezależnili się od importu gazu, ale także mogą zostać jego liczącym się eksporterem.



Nadzieje łupkowe

Amerykańskie sukcesy uskrzydlają państwa, które mają duże zasoby skał łupkowych z gazem i ropą. Dzięki temu nowym znaczącym producentem ropy na świecie może zostać Izrael - twierdzi Harold Vinegar, szef naukowców firmy Israel Energy Initiative, wcześniej zajmujący takie stanowisko w brytyjsko-holenderskim koncernie Shell. W marcu Vinegar i jego współpracownicy ogłosili, że Izrael może mieć w skałach łupkowych aż 250 mld baryłek ropy, nieco mniej niż potwierdzone rezerwy ropy w Arabii Saudyjskiej. Koszty wydobycia takiej ropy Vinegar szacuje na 35 do 40 dol. za baryłkę - mniej więcej tyle, ile kosztuje wydobycie ropy z podmorskich złóż w Brazylii.

Zawierające ropę łupki bitumiczne zapewniły Estonii niezależność energetyczną od Rosji. Nadzieje na gaz ma też Bułgaria, która zdaniem amerykańskich specjalistów może mieć 1 mld m sześc. gazu w łupkach. To zaspokoiłoby potrzeby Bułgarii na ponad 200 lat. W środę na warszawskiej konferencji o gazie łupkowym bułgarski minister gospodarki Trajczo Trajkow mówił, że byłaby to dla jego kraju wielka rzecz. Przypominał, co się działo, gdy na początku 2009 r., w środku surowej zimy, dostawy wstrzymał Gazprom. Na eksploatację własnych łupków stawia także Litwa, która może mieć w nich dość gazu na pół wieku zużycia. Obecnie Litwini importują gaz tylko z Rosji i - jak przyznawali w zeszłym roku przedstawiciele Komisji Europejskiej - płacą zań drożej niż Niemcy.

Jak widać, rewolucja łupkowa już zmieniła reguły gry w światowym biznesie gazowym, a być może wkrótce zmieni także branżę naftową. Teraz gra toczy się o to, czy pochód łupków nie zostanie zatrzymany za Atlantykiem.



Co ciekawe, tuż przed głosowaniem we francuskim parlamencie w USA opublikowano raport naukowców z Duke University, którzy nie kryją, że są przeciwnikami łupków. Badali oni wodę w rejonie intensywnej eksploatacji łupków, ale śladów skażeń chemikaliami nie znaleźli. W wielu przypadkach w wodzie w pobliżu szybów znaleźli za to metan, ale nie wyjaśnili, skąd się wziął. Sugerują, że może to być skutek szczelinowania, ale przyznają, że gaz może samoistnie przenikać do wody. Gazownicy nie kryją zastrzeżeń do tych badań, wskazując, że naukowcy nic nie mówią o tym, że metanu nie było w wodzie przed rozpoczęciem szczelinowania. A czy to w ogóle szkodzi ludziom? Nie wiadomo.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Brak komentarzy: