Rozmowa z płk. Piotrem Łukaszewiczem, b. szefem oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych
ZOBACZ TAKŻE
Agnieszka Kublik: Komisja ministra Millera opublikowała pełny stenogram z czarnej skrzynki. Jest tam coś nowego, co pana zaskoczyło?
Płk Piotr Łukaszewicz: Nie, poza tymi fragmentami, z których wynika, że załoga obawiała się opóźnienia przybycia prezydenta na uroczystości katyńskie.
Komisja napisała: "Potwierdzona z kolejnego wiarygodnego źródła informacja o bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, znacznie gorszych od minimum załogi i lotniska, nie wpłynęła na zmianę decyzji podjętej przez dowódcę statku powietrznego [o podejściu do lądowania] ani właściwą reakcję pozostałych członków załogi, co może wskazywać, że piloci podejmowali tę bardzo ważną decyzję pilotażową, kierując się nie tyle przesłankami lotniczymi, ile faktem, kogo i w jakim celu przewozili na pokładzie".
- Tak, wyraźnie widać, że załoga wzięła na siebie odpowiedzialność za wagę tego lotu, a nie za podejmowanie decyzji na podstawie warunków atmosferycznych. To nie powinno mieć miejsca.
Nawet nie załoga, ale sam dowódca. On się z załogą nie konsultował.
- Tak, chodzi o decyzje samego pilota. Uważał, że sam da sobie radę. Pomylił się.
Ale jeśli chodzi o wybór lotniska zapasowego, to dowódca wyraźnie czeka, aż to prezydent wybierze miejsce awaryjnego lądowania.
- Idealna sytuacja powinna wyglądać tak, że dowódca informuje przedstawiciela prezydenta, że pod Smoleńskiem nie da się wylądować, i proponuje jako zapasowe lotniska A, B i C. I po trzech minutach dostaje odpowiedź, które wybiera prezydent.
To nie dowódca powinien wybrać lotnisko zapasowe? To on zna tam warunki atmosferyczne, nie prezydent.
- To powinna być wspólna decyzja, bo przecież trzeba też brać pod uwagę, na którym lotnisku na głowę państwa może czekać specjalna kolumna samochodowa.
Fakt, że dowódca się niepokoi, że tak długo nie ma decyzji prezydenta, które lotnisko zapasowe wybiera, oznacza, że prezydent nie akceptuje jego decyzji o nielądowaniu pod Smoleńskiem. Widać, że w tej sprawie dowódca nie ma wsparcia głowy państwa. To mu nie ułatwia sytuacji. Próbuje zejść niżej, by sprawdzić, czy jednak da się wylądować.
I popełnia błędy, np. korzysta z wysokościomierza radiowego zamiast barycznego, przez co nie wie, że leci za nisko. Czy z odczytanych słów wynika, dlaczego wybrał nie ten wysokościomierz?
- Nie, żadnej przyczyny tu nie widzę.
Co gorsza, z tego błędu nie wyprowadza go nikt z załogi.
- Tak, komunikacja między członkami załogi jest bardzo uboga, a w ostatnich sekundach wręcz jej nie ma.
Lecieli za szybko i w ogóle o tym nie mówią. Nie zdawali sobie z tego sprawy?
- Tak, ani słowem. To potwierdza teorię płk. dr. Olafa Truszczyńskiego z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, że dowódca, przejmując kontrolę nad wszystkim, co się działo, wpadł w "tunel poznawczy", czyli ograniczył swoje postrzeganie do jednej-dwóch rzeczy, żeby wykonać podejście do lotniska.
A reszta załogi?
- Może też? Nie wiem, nie chcę gdybać.
Czyli błąd ludzki?
- Niewątpliwie za bezpośrednie i pośrednie przyczyny katastrofy odpowiada - jak w zdecydowanej większości katastrof lotniczych - czynnik ludzki. I, podkreślam, nie dotyczy to wyłącznie załogi samolotu.
Płk Piotr Łukaszewicz: Nie, poza tymi fragmentami, z których wynika, że załoga obawiała się opóźnienia przybycia prezydenta na uroczystości katyńskie.
Komisja napisała: "Potwierdzona z kolejnego wiarygodnego źródła informacja o bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, znacznie gorszych od minimum załogi i lotniska, nie wpłynęła na zmianę decyzji podjętej przez dowódcę statku powietrznego [o podejściu do lądowania] ani właściwą reakcję pozostałych członków załogi, co może wskazywać, że piloci podejmowali tę bardzo ważną decyzję pilotażową, kierując się nie tyle przesłankami lotniczymi, ile faktem, kogo i w jakim celu przewozili na pokładzie".
- Tak, wyraźnie widać, że załoga wzięła na siebie odpowiedzialność za wagę tego lotu, a nie za podejmowanie decyzji na podstawie warunków atmosferycznych. To nie powinno mieć miejsca.
- Tak, chodzi o decyzje samego pilota. Uważał, że sam da sobie radę. Pomylił się.
Ale jeśli chodzi o wybór lotniska zapasowego, to dowódca wyraźnie czeka, aż to prezydent wybierze miejsce awaryjnego lądowania.
- Idealna sytuacja powinna wyglądać tak, że dowódca informuje przedstawiciela prezydenta, że pod Smoleńskiem nie da się wylądować, i proponuje jako zapasowe lotniska A, B i C. I po trzech minutach dostaje odpowiedź, które wybiera prezydent.
To nie dowódca powinien wybrać lotnisko zapasowe? To on zna tam warunki atmosferyczne, nie prezydent.
- To powinna być wspólna decyzja, bo przecież trzeba też brać pod uwagę, na którym lotnisku na głowę państwa może czekać specjalna kolumna samochodowa.
Fakt, że dowódca się niepokoi, że tak długo nie ma decyzji prezydenta, które lotnisko zapasowe wybiera, oznacza, że prezydent nie akceptuje jego decyzji o nielądowaniu pod Smoleńskiem. Widać, że w tej sprawie dowódca nie ma wsparcia głowy państwa. To mu nie ułatwia sytuacji. Próbuje zejść niżej, by sprawdzić, czy jednak da się wylądować.
I popełnia błędy, np. korzysta z wysokościomierza radiowego zamiast barycznego, przez co nie wie, że leci za nisko. Czy z odczytanych słów wynika, dlaczego wybrał nie ten wysokościomierz?
- Nie, żadnej przyczyny tu nie widzę.
Co gorsza, z tego błędu nie wyprowadza go nikt z załogi.
- Tak, komunikacja między członkami załogi jest bardzo uboga, a w ostatnich sekundach wręcz jej nie ma.
Lecieli za szybko i w ogóle o tym nie mówią. Nie zdawali sobie z tego sprawy?
- Tak, ani słowem. To potwierdza teorię płk. dr. Olafa Truszczyńskiego z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, że dowódca, przejmując kontrolę nad wszystkim, co się działo, wpadł w "tunel poznawczy", czyli ograniczył swoje postrzeganie do jednej-dwóch rzeczy, żeby wykonać podejście do lotniska.
A reszta załogi?
- Może też? Nie wiem, nie chcę gdybać.
Czyli błąd ludzki?
- Niewątpliwie za bezpośrednie i pośrednie przyczyny katastrofy odpowiada - jak w zdecydowanej większości katastrof lotniczych - czynnik ludzki. I, podkreślam, nie dotyczy to wyłącznie załogi samolotu.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,10235963,Dowodca_samolotu_nie_mial_wsparcia.html#ixzz1X9NSfR2F
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz