piątek, 27 stycznia 2012

Polska potęgą surowcową na... Pacyfiku?


19 sty, 21:06
fot. Stock Photo

Powiązane notowania

ROPAB 110,88 USD  -0,12% »
ROPAW 99,78 USD  -0,07% »
GAZZIEMNY 2,62 USD  0,00% »
MIEDŹ 3,88 USD  -0,13% »

Zobacz także

Węglokoks kupi od KW Nadwiślańską Spółkę Energetyczną

Rozbudowujący okołogórniczą grupę kapitałową katowicki Węglokoks kupi od Kompanii Węglowej (KW) 100 proc.... Zobacz więcej23 sty, 15:13
PGE podpisała ugodę z Alstomem ws. bloku energetycznego o mocy 858 MW
Należąca do PGE spółka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna podpisała z konsorcjum firm Alstom ugodę w... Zobacz więcej 23 gru 11, 08:50

To nie żart! Jako jeden z kilkunastu krajów na świecie, pracujemy nad możliwością wydobywania surowców z dna oceanu. A że Polska nie leży nad oceanem? Nic nie szkodzi. Na Pacyfiku mamy własną działkę i już dziś zaczynamy kształcić górników morskich...

Polska od ponad dwudziestu lat posiada prawa do działki na Pacyfiku, którą odziedziczyliśmy w spadku po Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). Leży tysiąc mil na zachód od wybrzeży Meksyku i jest wielkości jednej czwartej naszego kraju (75 tys. km kw.). Jest o co walczyć, bo według szacunków kryje złoża warte dziesiątki miliardów dolarów, jednak aby czerpać z niej zyski, trzeba najpierw zainwestować...

Nowy obszar badań

Eksploatacja dna morskiego jest niezwykle atrakcyjna ze względu na minerały, które się tam znajdują. Chodzi o konkrecje polimetaliczne. Cóż to takiego?

– Są to tlenkowe skupienia żelazowo-manganowe, zawierające m.in. mangan, nikiel, kobalt, miedź, tytan czy wanad. Tworzą się na powierzchni osadu, przypominając bulaste skupienia, pokrywając nierównomiernie dno oceanu. Będą zbierane po to, by w procesach metalurgicznej przeróbki, odzyskiwać z nich metale. Dziś nie ma już wątpliwości, że konkrecje są, że zalegają w koncentracjach przemysłowych opłacalnych do wydobycia oraz że mają wysoką zawartości metali użytecznych – wyjaśnia prof. Ryszard Kotliński z organizacji Interoceanmetal.

Biorąc pod uwagę wysoką koncentrację metali, są to złoża niezwykle bogate w porównaniu do jakichkolwiek innych znanych złóż na lądzie.

– Z naszych kopalń z głębokości 1000 metrów wydobywamy rudę o zawartości ok. 0,7 proc. miedzi. W przypadku konkrecji polimetalicznych, procentowa zawartość miedzi wynosi 1-4 proc., a jest to przecież jeden z kilku pierwiastków, które się w niej znajdują – tłumaczy prof. Kotliński.

Wcześniej czy później człowiek będzie wydobywał bogactwa naturalne kryjące się pod dnem oceanicznym. Oceany zajmują wszak 75 proc. powierzchni naszego globu. Jest to tylko kwestia technologii i opłacalności. Polska jako jeden z kilkunastu krajów na świecie może pochwalić się pracami nad tym kierunkiem eksploatacji zasobów. Strefa Clarion-Clipperton, na terenie której znajduje się polska działka, jest jednym z najbogatszych złóż oceanicznych na świecie.

Międzynarodowe ekspedycje

Jak weszliśmy w posiadanie działki na Pacyfiku? Jeszcze w czasach zimnej wojny zaangażowaliśmy się w badania dna Oceanu Spokojnego prowadzone przez blok państw wschodnich. Po rozpadzie RWPG kraje, które brały udział w ówczesnym projekcie, otrzymały prawa do dalszej eksploracji oceanu. Aby zwiększyć efektywność działań, powołano międzynarodową organizację - Interoceanmetal, do której przystąpiliśmy w 1987 r. Dziś prawa do działki na Pacyfiku należą właśnie do niej. Oprócz Polski w skład organizacji wchodzą Czechy, Słowacja, Bułgaria, Rosja i Kuba.

Zawiązanie wspólnej organizacji miało na celu jedno - pozyskanie licencjiposzukiwawczej (a w przyszłości wydobywczej). Polska jest jednym z najaktywniejszych uczestników Interoceanmetalu, dlatego przewodzi mu Polak, dr Tomasz Abramowski (niestety, ze względu na wyjazdsłużbowy nie udało nam się z nim porozmawiać), a główna siedziba znajduje się w Szczecinie.


Do tej pory przeprowadzono dwadzieścia ekspedycji oceanicznych, ostatnią w 2009 roku. Jest to perspektywiczne źródło zasobów metali, a Polska jako strona porozumienia międzyrządowego, ma bezpośredni w tym udział i możliwości pozyskiwania metali strategicznych.

– Około 28 proc. dna oceanicznego pokryte jest różnymi osadami, które mogą być zaliczone do złóż kopalin użytecznych. Przy całkowitej powierzchni oceanów, wynoszącej 360 mln kilometrów kw. jest to gigantyczna ilość, prawie taka sama jak powierzchnia wszystkich lądów na kuli ziemskiej. Do tej pory górnictwo odbywało się wyłącznie na lądzie, a morza i oceany przez miliony lat gromadziły na swym dnie nieprzebrane skarby. Być może trzeba po nie ruszyć – mówi prof. Piotr Czaja, dziekan Wydziału Górnictwa i Geoinżynierii Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

Potencjalne zyski

Perspektywa jest niezwykle kusząca, bo według szacunków złoża w naszej strefie warte są 40 mld dolarów (niektóre szacunki mówią nawet o 130 mld dolarów). Optymizmem napawa także ostatnia ekspedycja geologów, którzy zbadali, że na terenie, który może eksploatować Polska, każdy metr kwadratowy pokryty jest 13,4 kg konkrecji polimetalicznych.

Przypuszczalna wielkość zasobów na terenie polskiej działki wynosi 20 mld ton. O wartości ekonomicznej konkrecji decyduje jednak zawartość metali. Spośród pięciu głównych pierwiastków metalicznych tworzących struktury manganu, żelaza, niklu, kobaltu i miedzi - cztery (bez żelaza) to poszukiwane surowce metalurgiczne.

Trzeba jeszcze pamiętać, że ewentualne zyski dzielone będą pośród członków Interoceanmetalu. Oczywiście nie po równo. – W momencie przejścia na etap wydobywczy i uzyskania licencji wydobywczej, członkowie Interoceanmetalu zadeklarują, jakie metale interesują ich najbardziej i jakiej wysokości wkłady chcą wnieść na uruchomienie tejinwestycji. Tak naprawdę dopiero proporcje wkładów będą decydowały o udziale w zyskach. Wszystko jest do ustalenia w przyszłości – mówi Andrzej Przybycin, z-ca dyrektora Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych w Ministerstwie Środowiska oraz prezydent Rady Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego.

Wydawać by się mogło, że perspektywa podziału zysków nie brzmi najlepiej. Z drugiej jednak strony, bez finansowego wsparcia innych krajów, Polski nie byłoby stać na samodzielną eksplorację (podobnie jak części innych państw, więc układ wydaje się uczciwy).

Kilometry głębokości...

W tej chwili prowadzone są prace pilotażowe. Są to projekty realizowane na głębokościach rzędu 1500 metrów, w rejonie Morza Bismarcka (okolice Nowej Gwinei). Kanadyjska firma Nautilus Minerals Inc., która nie ma już licencji poszukiwawczej, ale wydobywczą, przetrze szlak metod wydobywczych. Co ważne, metod już nie wiertniczych, lecz tych z użyciem pojazdów podwodnych.

Problem w tym, że zdecydowana większość konkrecji polimetalicznych znajduje się na głębokości ok. 4 km. Jak zatem je wydobyć?

– Tylko za pomocą robotów i automatów sterowanych zdalnie. Na głębokości mierzonej w kilometrach nie ma warunków dla ludzi. Jest ciemno, zimno, nie wspominając o bardzo wysokim ciśnieniu. Chociaż ponoć Chińczycy zbudowali batyskaf, który jest w stanie poruszać się nawet na głębokości 7 km, ale to nie tędy droga – tłumaczy prof. Piotr Czaja.

Pewne doświadczenia już mamy. Eksploatacja podwodna jest w Polsce bardzo popularna. Kruszce pozyskujemy z dna... jezior. Dużo żwiru, piasku i kruszyw budowlanych wydobywa się właśnie spod wody. Są to płytkie akweny, głębokie na kilka, a czasem kilkanaście metrów. Technologia jest w miarę prosta, funkcjonuje na tej samej zasadzie jak pogłębiarka szelfów przybrzeżnych.


Problemy do przezwyciężenia

Dno oceanu to jednak zupełnie inny kaliber działań. W chwili obecnej wydobycie konkrecji polimetalicznych z głębokości kilku kilometrów rodzi wiele problemów.

– Żaden kraj na świecie nie pochwalił się, że ma gotową technologię i jest w stanie ją zastosować. Mówi się, że bliscy są Amerykanie, Francuzi, Chińczycy czy Koreańczycy. Blisko są również Indie, Rosja i Niemcy. Te kraje przodują w rozwoju technologii wydobywczej – przyznaje Andrzej Przybycin z Ministerstwa Środowiska.

Pozostaje jeszcze kwestia logistyki. – Proszę sobie wyobrazić sztorm na pełnym oceanie. Pływanie w takich warunkach jest niemożliwe, a co dopiero ustabilizowanie pływającego obiektu, powiązanego całą instalacją z dnem morskim. Poza tym są problemy energetyczne, transportowe i wiele wiele innych. Wyobraźmy sobie choćby komunikację w środowisku wodnym i przekazywanie danych na głębokości 3-4 km. Trzeba zabezpieczyć choćby kable, które mogą się urwać pod własnym ciężarem. Pomysłów nie brakuje, ale na razie są to wszystko dywagacje na papierze. Praktycznych instalacji, poza kilkoma próbami, było niewiele – mówi prof. Czaja z AGH.

Rodzi się zatem pytanie, kiedy będzie to w ogóle możliwe? – Nikt nie potrafi na to jeszcze odpowiedzieć. Nie wiemy, jak będzie się rozwijał klasyczny przemysł wydobywczy. Problematyka udostępniania kopalin na lądzie jest na razie otwarta, wymaga tylko odpowiedniego finansowania. Schodzenie na coraz większe głębokości, gdzie problemy się mnożą, sprawia, że koszty rosną bardzo szybko. Jednocześnie doskonalone są technologie eksploatacji morskiej i pewnie dojdzie do sytuacji, kiedy właśnie eksploatacja z dna mórz i oceanów okaże się tańsza i łatwiejsza – uważa prof. Czaja.

Nowy specjalista: górnik morski

Polskie uczelnie nie zamierzają jednak czekać bezczynnie. W zeszłym roku po raz pierwszy zaoferowano możliwość kształcenia górników morskich. Na Akademii Morskiej w Szczecinie.

– Mamy podpisaną umowę z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, aby prowadzić tego typu kierunek wspólnie. Według naszych planów, ruszyłby za 2-3 lata. Jest to drugi etap naszego przedsięwzięcia. Nie możemy specjalnie wyprzedzać biznesu, bo cóż z tego, że my wykształcimy górnika morskiego, jeśli nie będzie miał zatrudnienia? Ze swojej strony daliśmy sygnał, że jesteśmy w stanie kształcić fachowców. Na pewno znajdą oni zatrudnienie, bo ten sektor jest dość drapieżny i potrzebuje specjalistów – mówi kpt. ż. w. Jerzy Hajduk, profesor i dziekan Wydziału Nawigacyjnego Akademii Morskiej w Szczecinie. – Według moich przewidywań, pierwszy specjalista z zakresu górnictwa morskiego pojawiłby się na rynku pracy w przedziale siedmiu, ośmiu lat, licząc od dzisiaj. Czyli jest to plan na najbliższą dekadę – dodaje.

Krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza także ma pewne plany co do przyszłego zawodu. – Pomysł ruszył dopiero niedawno. Ogłosiliśmy, że zrobimy pierwsze studium podyplomowe dla górników, którzy chcieliby umieć pływać. Na razie nie ma specjalnie wielkiego zainteresowania, są pojedyncze zapytania, co jest niewystarczające, by cokolwiek uruchamiać. Mamy jednak perspektywicznie przygotowane programy na studia podyplomowe, ale to wyłącznie we współpracy z Akademią Morską, bo w tym przypadku pływania jest o wiele więcej niż kopania – mówi prof. Piotr Czaja, dziekan Wydziału Górnictwa i Geoinżynierii.

Pomysł z pewnością ciekawy, zwłaszcza że nowy zawód powoli wymusza sytuacja na rynku. Wiele osób zadaje przy tej okazji pytanie, czy górnik morski będzie bardziej górnikiem, czy marynarzem?

– Moim zdaniem bardziej marynarzem, bo to praca z dala od domu. Jest to inny model kulturowy i mentalny niż górnik. Marynarz z oczywistych powodów ma rzadszy kontakt z rodziną. Na oceanie nie można wyprowadzić takich zmian jak na przykład na Off shore’ach (statkach obsługujących platformy – przyp. red.), czyli dwa tygodnie pracy na dwa tygodnie odpoczynku na lądzie. Na oceanie trudno to sobie wyobrazić, bo jest to kwestia samego dowozu, jak i odległości. Tam okresy pracy musiałyby być dłuższe – uważa kpt. Jerzy Hajduk.

Brak komentarzy: