czwartek, 24 maja 2012

Bunt byłych oficerów pogrąża Secret Service


Mariusz Zawadzki, Waszyngton
2012-05-23, ostatnia aktualizacja 2012-05-23 23:19

Dania Suarez - dziewczyna, która  poskarżyła się na oficerów Secret  Service, bo jeden z nich za mało jej  zapłacił
Dania Suarez - dziewczyna, która poskarżyła się na oficerów Secret Service, bo jeden z nich za mało jej zapłacił
 Fot. Uncredited AP

Oficerowie amerykańskich tajnych służb zwolnieni po skandalu z prostytutkami w Kolumbii twierdzą, że zrobiono z nich kozły ofiarne, i żądają przywrócenia do pracy.

To w hotelu Caribe w kolumbijskiej Cartagenie agenci Secret Service spotykali się z prostytutkami
Fot. STRINGER REUTERS
To w hotelu Caribe w kolumbijskiej Cartagenie agenci Secret Service spotykali...
Barack Obama w otoczeniu agentów Secret Service
Fot. LARRY DOWNING REUTERS
Barack Obama w otoczeniu agentów Secret Service
Szalona noc kilkunastu oficerów Secret Service, którzy 11 kwietnia przylecieli do kolumbijskiej Cartageny, żeby chronić prezydenta Baracka Obamę podczas szczytu państw obu Ameryk, skończyła się głośnym skandalem, ponieważ jeden z nich, niejaki Arthur Huntington (zbieżność nazwisk ze słynnym politologiem Samuelem Huntingtonem jest zupełnie przypadkowa), okazał się niesłowny i obcesowy. Rankiem nie chciał zapłacić swojej towarzyszce umówionego honorarium 800 dolarów, wręczył jej jedynie 30 dolarów i wyrzucił ją na korytarz hotelu Caribe, w którym oficerowie się zatrzymali. Potraktowana tak niegrzecznie 24-letnia Dania Suarez, jedna z dwudziestu dziewcząt zaproszonych poprzedniej nocy przez oficerów, zrobiła karczemną awanturę, skarżąc się menedżerowi hotelu. Ów był już wcześniej na Amerykanów wściekły, ponieważ poprzedniego dnia zachowywali się skandalicznie głośno, panoszyli się po hotelu, a co najgorsze, pozwalali swoim owczarkom belgijskim wytresowanym do węszenia w poszukiwaniu bomb załatwiać grubsze potrzeby na trawniku przy plaży, dokładnie przed apartamentem menedżera. Dlatego menedżer nie podjął specjalnych wysiłków, żeby sprawę wyciszyć, przeciwnie - jak można się domyślać - z mściwą satysfakcją obserwował, jak dowiaduje się o niej ambasada USA w Kolumbii, a potem, już za pośrednictwem żądnych tanich sensacji mediów, cały świat.

Ośmiu oficerów już zwolniono lub zmuszono do odejścia z pracy. Prezydent Obama próbował ratować nadszarpnięty prestiż Ameryki, oświadczając, że skandal z prostytutkami wywołało "kilku baranów", którzy są odosobnionymi przypadkami w generalnie godnej podziwu i absolutnie profesjonalnej Secret Service. - Ci faceci są niesamowici, chronią mnie i moją rodzinę. Działania kilku baranów nie mogą nam tego przesłonić - wyjaśniał Obama.

Jednakże z biegiem czasu teza o "kilku baranach" wydawała się coraz mniej wiarygodna. Dziennikarze różnych amerykańskich mediów dowiadywali się, że zapraszanie prostytutek do hoteli jest regułą, a nie wyjątkiem, i że oficerowie Secret Service robili to przy okazji chronienia amerykańskich prezydentów w Rosji, Argentynie i Salwadorze.

Wszystko to były jednak stare historie lub plotki, których niezbicie nie da się już potwierdzić. Słowa prezydenta ostatecznie podważyły dopiero same "barany", czyli ukarani, dziś już byli, oficerowie Secret Service. Czterech z nich, jak donosi wczorajszy "Washington Post", domaga się przywrócenia do służby. Twierdzą, że zrobiono z nich kozły ofiarne, ponieważ zabawy z prostytutkami w zagranicznych delegacjach były normą w Secret Service przez wiele lat i przełożeni otwarcie zezwalali im na jednonocne przygody za granicą, pod warunkiem że nie będą potem utrzymywać ze swoimi towarzyszkami żadnych kontaktów. Obowiązywała zasada "co zdarzyło się w delegacji, pozostaje w delegacji" (podobnie jak "co zdarzyło się w Las Vegas, pozostaje w Las Vegas").

W śledztwie okazało się zresztą, że nie wszystkie z 20 dziewcząt były prostytutkami, co stawia niektórych oficerów w nieco lepszym świetle. Na przykład przyjaciółka Danii Suarez zgodziła się odwiedzić kolegę Huntingtona zupełnie za darmo. "Zrobiłam to na ochotnika, a on tylko zapłacił 12 dolarów za taksówkę. To było rozkoszne spotkanie i przed wyjściem dałam mu swój adres e-mail w nadziei, że spotkamy się znowu" - wyjaśniała.

Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że spotkania ze zwykłymi kobietami, to znaczy takimi, które nie trudnią się prostytucją, są teoretycznie sprawą prywatną oficerów i niezręcznie byłoby, gdyby jakieś wewnętrzne przepisy je próbowały regulować. Dlatego oficerów, którzy zaprosili tamtej feralnej nocy "zwykłe" kobiety, nie ukarano usunięciem ze służby.

Pewien 29-letni oficer, który spędził noc z dwiema dziewczętami, zeznał podłączony do wykrywacza kłamstw, że nie miał pojęcia, iż są one prostytutkami, dopóki rankiem niespodziewanie nie zażądały gratyfikacji finansowej. Jest on jednym z czwórki, która domaga się przywrócenia do pracy. Jednakże nawet jeśli zostanie przywrócony, nie należy oczekiwać, że zrobi wielką karierę; mężczyzna niepotrafiący rozpoznać profesji dwóch kobiet, które jednocześnie odwiedzają go w hotelowym pokoju, zapewne nie jest najlepszym materiałem na oficera tajnych służb.

Bunt zwolnionych oficerów jeszcze bardziej utrudnia sytuację szefowi Secret Service Markowi Sullivanowi, który miał w środę tłumaczyć się z afery przed komisją senacką w Waszyngtonie.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75477,11786731,Bunt_bylych_oficerow_pograza_Secret_Service.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#ixzz1vo4lMpnq

Brak komentarzy: